Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ciemnablondynka

Zamieszcza historie od: 25 listopada 2010 - 14:14
Ostatnio: 10 sierpnia 2015 - 16:14
  • Historii na głównej: 7 z 25
  • Punktów za historie: 6778
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 992
 
zarchiwizowany

#33241

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po "kocich łbach" dość niepewnym krokiem idzie starsza pani. W jednej dłoni trzyma dość ciężką siatkę (widać było, że mocno wyładowana), w drugiej - białą laskę. Tuż przed nią wyrasta stopień, którego nie wyczuła laską. W ostatniej chwili, zanim pani trafi w ten schodek mówię do niej (nie, nie krzyczę, spokojnym i miłym tonem mówię)- "Ostrożnie, przed panią jest schodek".
Usłyszałam tylko burknięcie, ale po ponownym sprawdzeniu ziemi przed sobą, pani schodek ominęła.
Pytam więc, równie spokojnie i równie grzecznie - "Czy może pani jakoś pomóc, podprowadzić, może choć z torbą pomogę?".

W odpowiedzi nie było "nie", ani tym bardziej nawet "dziękuję, nie trzeba". Na łeb wylano mi wiadro pomyj, solidnie okraszonych "pannami lekkich obyczajów". Bo czemu, *urwa, ja ją pytam, czy pomóc. To ona, *urwa, powinna prosić. Ona, *urwa, ludzi nie zaczepia, to czemu, *urwa, ktoś zaczepia ją. A to ona, *urwa, powinna prosić, nie, *urwa, ja pytać.

Wybąkałam tylko "przepraszam w takim razie" i poszłam dalej.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (246)
zarchiwizowany

#33008

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ja rozumiem emocje towarzyszące kibicom sportowym, serio. Ale mecz już się skończył, darcie ryja i trąbienie wuwuzelą też by mogło...

podwórko

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (41)
zarchiwizowany

#30090

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Drodzy Administratorzy - dajcie takim wpisom trochę "powisieć", żeby je parę osób przeczytało, a nie archiwizujcie po pół godziny, co?


Witajcie, moi mili Piekiełkowicze ;)

To ja Wam kadziłam ostatnio o "szlagu, który trafił". Dziękuję za bardzo miłe komentarze i poparcie. Zachęcona Waszym odbiorem, postanowiłam opublikować kolejną poradę "jak poprawnie napisać coś po polsku".


Po raz kolejny trafiłam na historę zaczynającą się od pięknej konstrukcji gramatycznej, a mianowicie od IMIESŁOWU.

Historia zaczynała się mniej-więcej tak: "Będąc w podstawówce moi rodzice adoptowali psa". Z treści wniosłam, że to autor był w podstawówce, a nie jego rodzice, w dodatku chodzi o pewien czas (okres, w którym latorośl zajmuje się nauką), a nie budynek.

IMIESŁOWY w języku polskim określają w pewien sposób czas. Dotyczą czynności tej samej osoby.

Będąc w drodze do domu, odebrałam telefon - czyli szłam/jechałam w stronę domu, kiedy zadzwonił do mnie ktoś.
Robiąc śniadanie (jednocześnie!) grałam na harmonijce ustnej. Cały czas ja!
Zrobiwszy śniadanie, posprzątałam kuchnię - czyli zabrałam się za porządki po zrobieniu kanapek.
Umywszy włosy moja przyjaciółka nałożyła na twarz maseczkę - czyli skończyła myć, zanim się wypacykowała zieloną glinką.
Myjąc włosy moja przyjaciółka upuściła butelkę z szamponem.
Ciągle ta sama przyjaciółka. W trakcie mycia włosów upuściła szampon na podłogę.
Kochanie, robiąc porządki nie zapomnij o wyczyszczeniu kociej kuwety! A zrobiwszy porządek podlej kwiatki! Ty, do Ciebie mówię! ;)

Zdanie zacytowane przeze mnie na początku zdecydowanie nabrałoby sensu, gdyby brzmiało:
"Kiedy byłam/byłem w podstawówce, moi rodzice adoptowali psa".


Nie chcę tutaj wnikać w zawiłości gramatyki i tłumaczenie teorii, jak i rzucać nazwami - mam jedną wielką prośbę - przed kliknięciem w ten ogromny przycisk "dodaj" przeczytajcie swoją historię i sprawdźcie, czy wszystko "gra" i ma sens :)

Pozdrawiam serdecznie
Ciemna Blondynka

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 9 (85)
zarchiwizowany

#29072

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O "dobrych" żebrakach.

Raz mi się zdarzyło, że pukającej do drzwi osobie dałam pełną siatę żarcia. Pasztet, chleb, mięcho, sos, jakąś paczkę makaronu. Nigdzie jej potem nie znalazłam, więc osoba ta na pewno ją wzięła.
Dlaczego tak ochoczo i bogato wyposażyłam żebraka spod drzwi?
Bo był pierwszym (i do tej pory jedynym!), który, stojąc pod drzwiami, zapytał, czy może wykonać dla mnie jakąś pracę. Powiedział, że zrobi cokolwiek - okna umyje, coś zreperuje, a może hydraulika bym potrzebowała... Za chęć pracy dostał tyle, ile mogłam dać.



A dziś przypadkiem wpadłam na "nie-piekielnego" pana żebrzącego. Widać i czuć było, że rzadko bieżącą wodę, mydło i pastę do zębów widuje, ale alkoholem od niego nie wiało. Stał pod osiedlowym Lidlem, troszkę z boku od wejścia, nikomu nie wadząc. Kiedy go mijałam, grzecznie i spokojnie, nie podchodząc za blisko powiedział, że "ma do mnie prośbę".
Przystanęłam zatem i czekam na tę prośbę.
Pan: Przepraszam, że panią zaczepiam. Jestem bezdomny i bez pracy. Pewna dobra pani mi już kupiła chleb, ale ja o coś do chleba poprosić chciałem. Czy mogłaby pani mi coś niedrogiego kupić?
Ja: Nie obiecuję, sama nie wiem, ile mam pieniędzy w portfelu.. (serio, złapałam jakieś drobne i poleciałam po fajki z nadzieją, że jeszcze 20 zł mi się w torebce kołacze).
Okazało się, że kołatało się nawet 30 - kupiłam zatem panu parówki i serki do tego chleba. Misja charytatywna kosztowała mnie około 4 złotych.
Pan czekał, to, co mu kupiłam, wziął, podziękował serdecznie i odszedł - miał już co jeść.

Nie, nie jestem mega-hiper-zaje*ista - po prostu nie wszyscy żebracy rzucają jedzeniem.

żebracy bezdomni

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (198)
zarchiwizowany

#28660

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kochani!
To nie historia "piekielna", ale prośba wielka. W wielu historiach pojawia się sformułowanie, że coś Was trafiło.
Otóż - trafić Was powinien SZLAG. Szlak to wyznaczona droga dla piechurów, cyklistów, jeźdźców, może być szlak wodny, turystyczny, Szlak Pierwszych Piastów - i inne, dowolne trasy.
Człowieka szlag trafia, gdy czyta, że kogoś szlak trafił. Zaraz trafię do "archiwum", ale może choć kilku osobom zapadnie to w pamięć?
Pozdrawiam Was serdecznie.

Polska język trudna

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 363 (497)
zarchiwizowany

#27282

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To i ja zamieszczę treść maila, który przed chwilą wysłałam do jednej z firm montujących drzwi:




Witam,

Zamówiłam u Państwa drzwi z montażem, który został wykonany bardzo sprawnie i szybko – tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń. Chciałabym również pochwalić handlowca, z którym podpisywałam zamówienie. Prosiłam o wystawienie faktury na firmę, a usługę opłaciłam gotówką (z 23% podatkiem VAT) przy montażu – 7 lutego bieżącego roku. Faktura została wystawiona dopiero 14 lutego. Największy problem zaś pojawił się z jej wysyłką.
9 marca (piątek) rozmawiałam z pracującą u Państwa panią, która powiedziała, że osobiście się zajmuje fakturami i „dawno” wysłała do mnie ten dokument. Uwaga – zwykłym listem (!). Prosiłam zatem o skan/kopię elektroniczną, którą chciałam przekazać swojej księgowej, zanim nie przyjdzie oryginał. Otrzymałam obietnicę, że sprawa zostanie załatwiona „w ciągu godziny”.
Termin oddania dokumentów u mojej księgowej minął 10 marca (sobota), korzystając z jej uprzejmości, papiery zawiozłam we wtorek (cały czas obiecując dosłać skan faktury, który miałam od Państwa otrzymać). Ponownie monitowałam w tej sprawie w poniedziałek, a potem w środę 14 marca przed 10 rano– tym razem rozmawiałam z panem, który obiecał mi przesłanie skanu faktury. Ponieważ nie otrzymałam maila, dzwoniłam do Państwa kilkukrotnie, nie odbierano telefonu ode mnie. Dopiero przed godziną 15 wyszukałam w Internecie inny numer do Państwa firmy niż ten podany na pieczątce. Telefon został odebrany i dopiero wtedy dowiedziałam się, że „pani Ani, która zajmuje się fakturami, nie ma”. Sprawa miała być załatwiona „następnego dnia z samego rana”, co dla mnie oznacza godzinę maksymalnie 10:00. Do tej pory, a zbliża się godzina 22, nie otrzymałam od Was skanu.
Jest mi on w tej chwili niepotrzebny, bo wyjęłam dziś ze skrzynki kopertę z rzeczoną fakturą – WYSŁANĄ 7 MARCA.
Jest to lekko niepoważne. Nie będę już robiła w tej sprawie afery, proszę jednak o zwrócenie uwagi pracownikom – zwłaszcza „pani Ani”. Sama prowadzę firmę i wiem, że przy płatności przy odbiorze towaru faktury wystawia się najpóźniej dnia następnego, po czym wysyła do klienta przynajmniej listem priorytetowym, a najlepiej poleconym. Wysłanie faktury wystawionej 14 lutego w dniu 7 marca uważam za skandal. Lata praktyki nauczyły mnie, że usługa, niezależnie jaka, ma być wykonana profesjonalnie – od pierwszej rozmowy inicjującej kontakt handlowy po wystawienie faktur i zapłatę. Końcówka Państwa firmie nie wyszła niestety.



I tu nastąpił podpis Ciemnej Blondynki (oczywiście imieniem, nazwiskiem i nazwą mojej firmy)

drzwi - firma z Pruszkowa

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (55)
zarchiwizowany

#19307

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o tym, jak to dobrze mieć znajomą pracującą w restauracji.

Koleżanka jest kelnerką w pewnej restauracji słynących z włoskich placków. Często z innymi koleżankami pojawiałyśmy się tam na plotki i obiad (w takiej kolejności) - prawie zawsze wtedy, gdy koleżanka miała zmianę - gdy zdarzało jej się parę chwil wolnego, dołączała do nas.

Któregoś dnia, niestandardowo, zamiast pizzy wzięłyśmy "bar sałatkowy". Wcinamy różne zdrowe pyszności, aż nam się uszy trzęsą, gdy podbiega koleżanka.

Koleżanka: Jejku, dziewczyny, zapomniałam wam powiedzieć, jak zamawiałyście... Mam nadzieję, że żadna nie wzięła tej sałatki z kapustą, która stoi w lewym rogu barku?
My: Nie, chyba nie... Taka ślicznie udekorowana? To nie, na pewno nie.
Koleżanka: A, to bardzo dobrze. Bo ta sałatka jest z przedwczoraj. Innym klientom nie mówimy...

Pizzeria

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (200)
zarchiwizowany

#8885

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja pierwsza historia na tej stronie.
Miejsce akcji: osiedlowy spożywczak typu "szwarc, mydło i powidło" na warszawskiej Pradze.
Czas akcji: wtorek, godzina 8 rano.

Do pracy w spożywczaku przyjęto młodą dziewczynę. Był to drugi lub trzeci dzień pracy. Stoi sobie dziewczę między chlebem, gazetami a żarciem dla zwierząt i ogląda świat - jak się po sklepie poruszają klienci (a to dość utrudnione, bo ciasno jest i stała w jedynym miejscu, gdzie mogła nie przeszkadzając za bardzo innym), gdzie jakie produkty stoją (zwyczajowo, jeśli się czegoś zapomni kupić, mówi się o tym kasjerce i często to ona idzie między półki i przynosi zapomnianą rzecz), poprawia kartony z mlekiem, jeśli stoją krzywo - ogólnie wykonuje sumiennie obowiązki praktykantki.

Wybieram sobie właśnie świeże bułeczki na śniadanie, kiedy potrąca mnie sunąca w stronę psiego żarcia postawna kobieta, wiek - rycząca późna 50-tka, full makijaż, aż dziw, że się nie obsypywał, tapir na głowie taki, że chyba lakierem zakleiła sobie uszy. Tenże "okręt flagowy" o mało nie staranował drobnej dziewczyny opartej o lodówkę z coca-colą, po czym włączył syrenę przeciwmgielną:
"Co to za sklep!? Co to za zwyczaje!? Któż to widział, żeby normalnemu klientowi na ręce patrzeć!? Czy wy myślicie, że wszyscy tu kradną!? Jak tak w ogóle może być!? Co za chamstwo!!!" - i tak dalej, w tym samym tonie. Starałam się nie reagować, ale kiedy babsztyl już czerwony ze złości (aż się uwidoczniło pod warstwą tynku na twarzy) zwrócił się do mnie szukając wsparcia, nie zdzierżyłam.
Olałam oburzenie tej niezwykle "sympatycznej" klientki i zwróciłam się do praktykantki, która minę miała taką, jakby się miała zaraz rozpłakać:
"Niech się pani nie przejmuje, różni ludzie mają różne problemy. Mi absolutnie nie przeszkadza, że pani tu stoi. Niech pani dalej robi, co trzeba, powodzenia i miłego dnia życzę".
Dzikie prychanie babsztyla zakończyło się mocnym akcentem, kiedy to "przypadkiem" trafiła mnie ciężkim koszykiem w kolano. Przyznam się bez bicia, że w tym momencie zdębiałam totalnie - nie z bólu, ale z totalnego zdumienia.
Na szczęście zakupy w tym sklepie robię od ponad 3 lat, a babę widziałam po raz pierwszy i, mam nadzieję, ostatni w życiu.

Osiedlowy spożywczak, warszawska Praga

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 75 (187)