Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cukierniczka

Zamieszcza historie od: 11 czerwca 2012 - 17:31
Ostatnio: 10 października 2012 - 14:55
  • Historii na głównej: 1 z 8
  • Punktów za historie: 1613
  • Komentarzy: 14
  • Punktów za komentarze: 55
 
[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 września 2012 o 1:18

Dziwię się, że nikt z lekarzy nie skierował cię na biopsję. Też mam włókniaka i na USG dostałam zalecenie, żeby iść na biopsję, żeby się przekonać, czy to na pewno złośliwy guz, bo jeśli nie, to lepiej tego nie ruszać. Biopsję zrobiłam, na szczęście wyniki ok. Przyjemnie nie było, ale na pewno lżejsze to od operacji. Także może zasugeruj lekarzowi wypisanie skierowania na biopsję? Pozdrawiam i życzę zdrowia

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
22 września 2012 o 0:53

Spotkałam kiedyś w sklepie babę z podobnymi urojeniami, tylko chyba trochę młodszą i z mężem również młodszym, oboje koło 50-tki. Robiłam wtedy ze swoim chłopakiem zakupy w markecie budowlanym. Akurat oglądaliśmy jakąś glazurę w promocji. Piekielna baba ze swoim mężem też podeszli w stronę palet z glazurą. I tak stoimy, my i oni, oglądamy glazurę, coś tam komentujemy, czy ładna, czy będzie pasować. W końcu uznałam, że to jednak nie to i idziemy oglądać dalej i wtedy aktywowała się piekielność baby: - No patrz, Zenek, poszła sobie, myśli, że na jej męża poluję! Ja nic nie komentowałam, bo z początku nawet nie pomyślałam, że to do mnie. A baba dalej jak nakręcona: - Tak, ty sobie ku*wa myślisz, że ja ci męża ukradnę, boisz się mnie! Chciałabyś się zemścić! Już ja widzę, jak ci źle z oczu patrzy! Nic mi nie zrobisz, ja mam swojego chłopa! Idź ode mnie z tymi pazurami! Myślisz sobie, że jak jesteś młoda i cycki masz to każdy na ciebie poleci! A mój Zenek to na taką czarownicę to by nawet nie spojrzał! A i temu twojemu to ja się bardziej podobam! Tak na mnie patrzył! [jaaasne, na brzydką babę starszą od niego jakieś 30 lat] A idź już sobie idź, ludzi nie strasz! Tylko na mnie uroku nie próbuj rzucać, czarownico! Ja po mordzie widzę, jak za ładna to diabelska! Ale ja ci się nie dam! I tak dalej trajkotała. Do mnie zaczął docierać cały absurd tej sytuacji, co prawda powoli, bo nie mogłam ogarnąć, że baba mówi do mnie. Chłopak chciał już do niej wystartować i uciszyć, ale go złapałam za rękę i powstrzymałam, bo zauważyłam, że mąż tej baby coś pokazuje, a dokładniej to prezentował przepraszające spojrzenie i gest ręką koło głowy ze wskazaniem na panią, co odczytałam jako "przepraszam, ona jest nienormalna". Z takimi ludźmi po prostu nie ma co się kłócić, bo nie zrozumieją, zresztą baba sama pokazała, że ma kiepski kontakt z rzeczywistością, więc zostawiliśmy ich i po prostu odeszliśmy. A pan złapał babę pod łokieć i zaczął ją prowadzić do wyjścia, oszczędzając mi dalszego słuchania podobnie bzdurnych przekleństw. Cóż, wariaci chodzą po świecie.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
22 września 2012 o 0:11

Też miałam kontakt z jedną taką "pomagającą" zwierzętom fundacją. Po wielu latach zdechł nasz wzięty ze schroniska pies. Było nam strasznie smutno, bo był to nasz jedyny zwierzak, prawdziwy członek rodziny, więc żeby jakoś wypełnić tę pustkę postanowiliśmy przygarnąć kolejnego psa potrzebującego domu. Siostra zobaczyła w gazecie ogłoszenie, że fundacja szuka opiekunów dla takich a takich zwierzaków, a wśród nich collie, tak jak nasz poprzedni psiak. Rasa piękna, inteligentna i do tego raczej rzadko widuje się takie psy do oddania. Postanowiliśmy zadzwonić, zapytać o psa i ewentualnie gdzie i kiedy można go obejrzeć. Dzwonimy, a tam 1000 pytań - serio, trwało to z pół godziny. No ja rozumiem, że chcą pieskowi wybrać dobry dom, ale ton tych pytań był taki, jakby pani z fundacji nie wierzyła, że chcemy psu pomóc tylko podejrzewała, że może szukamy surowców do produkcji psiego smalcu. Generalnie nieprzyjemna rozmowa w tonie "No bo ja nie wiem, czy państwu możemy dać psa". Kurcze, kochająca rodzina dla zwierzaka, całkiem spore mieszkanie, spacery, możliwość biegania, jedzenie takie, że niektórzy znajomi twierdzą, że psia miska u nas wygląda bardziej apetycznie niż obiad u nich w domu, do tego fakt, że już zajmowaliśmy się zwierzakiem adoptowanym, który przeżył u nas wiele lat i był cały czas pod opieką weterynarza, na co mamy dowody w postaci książeczki to wszystko było dla pani z fundacji za mało. To ja się pytam, co jeszcze jest psu potrzebne, basen z jacuzzi? Pani nie zaproponowała nam nawet terminu, w którym moglibyśmy przyjechać obejrzeć psa. Powiedziała tylko, że ona "się jeszcze zastanowi i oddzwoni". I tak, oddzwoniła parę dni później. Że pies już jest oddany do starszej i samotnej pani z domem z ogródkiem, bo ogródek dla psa najważniejszy. Było nam trochę smutno, ale co tam, ważne, że pies znalazł dom. My pojechaliśmy do schroniska, wybraliśmy psa, wprawdzie innej rasy, może nie tak ładnego, ale nie to najważniejsze, ważne, że przypadliśmy sobie do gustu. I w schronisku jakoś nikt nie miał wątpliwości, czy można nam go powierzyć. Finał historii jest taki, że kiedy po mniej więcej tygodniu od poprzedniej rozmowy znów mieliśmy telefon z fundacji. Że ta starsza pani to była zbyt schorowana, że ona sama sobie z dużym psem nie daje rady, a poza tym to był jej pierwszy pies i ona nie wiedziała jak to będzie i w sumie to się już rozmyśliła i chce psa oddać. I czy my nadal go chcemy. Nie ma co, gratulacje, pani z fundacji naprawdę świetnie wybrała opiekuna. Wystarczy odrobina wyobraźni i jakiegokolwiek obeznania z psami, żeby wiedzieć, że młody, spory pies to nie jest najlepszy wybór dla starszej osoby, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej psa nie miała. My tego collie nie wzięliśmy, bo nie mieliśmy warunków na dwa duże psy i w przeciwieństwie do tych pań mamy na tyle odpowiedzialności, żeby decyzję o wzięciu psa podejmować rozsądnie i nie stresować zwierzaka, zabierając go w nowe miejsce, dając nadzieję na dom tylko po to, żeby zaraz go zwrócić, więc oddanie psa ze schroniska absolutnie nie wchodziło w grę. No i dobrze, bo okazał się cudownym towarzyszem, jest w domu do dziś. A ja po tym wszystkim zniechęciłam się do tych pseudoprozwierzęcych fundacji. Widocznie dobro zwierząt dla takich pań z fundacji znaczy co innego niż dla mnie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
12 czerwca 2012 o 21:17

PKS Kraków, autobusy takie białe z zielonym lajkonikiem - teraz już zawsze będę pamiętać, jak wyglądają ;) Ogólnie to przejazd, autobus i kierowca spoko, więc nie ma co się do nich zniechęcać, tylko na dworcu nawalili

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
12 czerwca 2012 o 21:13

PKS Kraków, bo chodziło mi o dworzec pks, ale masz rację, napisałam niejasno. Chociaż z tego, co zdążyłam się zorientować, to pracownicy tego dworca, a przynajmniej niektórzy, tacy jak dyspozytorzy zatrudniani są właśnie przez pks kraków. Cytuję panią dyspozytorkę, która mi pomogła "ma pani szczęście, że to kierowca od nas z firmy [bo okazało się, że przewóz realizował właśnie pks kraków], bo do tych z innych firm do ja nie mam numerów i tak szybko bym nie znalazła". A co do nazwy przewoźnika to nie miała ona dla mnie znaczenia. Sprawdziłam w tablicy odjazdów, o której autobus odjeżdża, o której będzie na miejscu i wsiadłam, było mi wszystko jedno, czy przewozi mnie pks kraków, pks cieszyn czy jakakolwiek inna spółka, pks to pks, no po prostu do tamtej pory nie zwracałam na to uwagi. Za to miałam informacje: o której autobus ruszył z Cieszyna, o której wyjeżdżał z Bielska i o której był w Krakowie. Sądzę, że po tych informacjach spokojnie można autobus zidentyfikować, jeśli komuś by się chciało to zrobić.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 12 czerwca 2012 o 21:14

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
12 czerwca 2012 o 11:23

Zdaję sobie sprawę, że cała sytuacja zaistniała z mojej winy i do nikogo nie wyrażałam pretensji, że ten portfel się zgubił. Naprawdę nie wykłócałam się z pracownikami o to, że go nie ma, prosiłam tylko o pomoc. Jakby się nie znalazł to trudno, moja wina, że nie upilnowałam. Natomiast byłam wkurzona, że wszystko mogłoby potoczyć się szybciej i sprawniej, gdyby ludzie wykonywali tylko swoje obowiązki.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
12 czerwca 2012 o 1:35

@JaCzyliJa Możliwe, że jest tak jak piszesz. To by wyjaśniało, dlaczego opłata przy bilecie z Warszawy do Łodzi jest niższa niż przy bilecie do Krakowa

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
12 czerwca 2012 o 0:13

@Lordshaper: dokładnie. Panie w kasach PKP doskonale ilustrują zjawisko pod tytułem "ukryte bezrobocie". Zamiast postawić ileś automatów i niech każdy sam sobie kupi bilet, jaki potrzebuje to zatrudnia się rzesze takich pań, które pracują jakby znalazły się na ekspozycji w muzeum PRL i pokazywały dzieciom, jak wyglądało życie w tamtym systemie.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
12 czerwca 2012 o 0:07

Takie sprawy nie są w naszym dziekanacie omawiane przy ladzie w głównym pokoju. Jeśli puka się do drzwi i słyszy "Proszę" to chyba normalne, że człowiek wchodzi.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 czerwca 2012 o 23:39

Ja rozumiem, że może być jakiś błąd w systemie. Najbardziej w tym wszystkim zdenerwowało mnie to, że pani uważała, że jest nieomylna i usiłowała mi wmówić, że to ja jestem wielbłądem. W takiej sytuacji oczekiwałabym wykazania odrobiny dobrej woli i propozycji jakiegoś rozwiązania tego problemu.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 9) | raportuj
11 czerwca 2012 o 23:29

Powiem tak: jeśli spożywa się ją samemu, to jest to może i intensywny, ale i miły zapach dobrego jedzenia. Natomiast jeśli nie uczestniczę w konsumpcji, a jestem zamknięta z kilkoma osobami na małej przestrzeni, bez dostępu do świeżego powietrza to takie aromaty działają na mnie drażniąco i trudno mi określić to inaczej niż "smród"

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
11 czerwca 2012 o 22:12

Pewnie rzeczywiście zależy to od konkretnego sklepu. Wcześniej też parę rzeczy kupowałam w tej sieci i było w porządku. Tu akurat opisuję, co spotkało mnie w LM przy Ostrobramskiej w Warszawie. A jeśli chodzi o pracowników to problem ze znalezieniem kompetentnej i chętnej do pomocy osoby dotyczy, moim zdaniem, większości marketów budowlanych.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 czerwca 2012 o 21:52

Równe 10 zł. W sumie nie wiem, od czego to zależy, bo pamiętam, że kiedyś jak jechałam do Łodzi i nie zdążyłam kupić biletu w kasie, to kupowałam u konduktora i wtedy opłata manipulacyjna była koło 6 zł.

[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 22) | raportuj
11 czerwca 2012 o 21:49

Tak, byłam jedną z tych osób, które mówiły tej babce, żeby dała kobiecie spokój

« poprzednia 1 następna »