Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

josefine

Zamieszcza historie od: 12 kwietnia 2011 - 3:49
Ostatnio: 13 stycznia 2020 - 18:09
  • Historii na głównej: 18 z 18
  • Punktów za historie: 9522
  • Komentarzy: 408
  • Punktów za komentarze: 2567
 

#44287

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana mi przed chwilą przez moją przyszłą teściową. Mieszkam z nimi jakiś czas, więc mniej więcej znam sąsiadów.

Na drugim piętrze mieszkanie wynajmują młodzi ludzie, którzy mają psa. Mieszkają kilka miesięcy, a psa na dworze widziano zaledwie kilka razy. Całymi dniami siedzi na balkonie, a pies wyje, sika z balkonu. Sąsiadka mieszkająca naprzeciwko wiele razy pukała do drzwi młodych, gdy ich spotkała pytała co z psem, pisała podania do administracji, która jedyne, co zrobiła, to wysłała do lokatorów list, w którym proszą o wyjaśnienie sprawy. Zero odzewu.

Pies zamknięty latem na balkonie to zły pomysł. A zimą, kiedy w dzień są minusowe temperatury, a co dopiero nocą? Dzisiaj pies walił głową w balkonowe drzwi, żeby ktoś go wpuścił do środka.

Animalsi powiadomieni.

pies lokatorzy

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 720 (758)

#34373

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój chłopak jest kucharzem.

Pracuje w dość dobrej restauracji, która o tej porze roku jest szczególnie oblegana - to jedna z głównych restauracji na trasie wylotowej nad nasze piękne morze. Natłok piekielnych klientów jest więc większy.

Do restauracji wchodzi małżeństwo - koło czterdziestki, państwo ′jesteśmy bardzo ważni i jeździmy luksusowym samochodem′, zajmują stolik i zamawiają deser. Padło na racuchy. Akurat tego dnia mój chłopak był kucharzem, przygotował więc dwie porcje, kelnerka zaniosła na stolik. Po kilkunastu minutach przychodzi i mówi, że pani skarży się na racuchy. Mój partner nie ma obowiązku wychodzenia w takiej sytuacji, z reguły sama kelnerka przejmuje takiego klienta. Nie wyszedł, bo kelnerka powiedziała, że sytuacja jest typowa - ci, co pracują w branży gastronomicznej, pewnie się zgodzą. Racuchy, podawane bodajże po trzy (nie jestem pewna) pan wpałaszował całe, a pani - zostawiła trochę z tego ostatniego.
Ale oczywiście, trzeba się poskarżyć, może uda się wyłudzić jedzenie za darmo!

Pani składa skargę. Że to nie były racuchy. Płaskie jakieś takie, miękkie. Wcale nie chrupiące! Odgrzewane pewnie!
Kelnerka kiwa głową, słucha, chce dzwonić do szefa, co zrobić. Pewnie dla świętego spokoju państwo zjedliby za darmo, gdyby nagle nie odezwał się milczący do tej pory pan:
- A przestań, skąd ty wiesz jakie mają być racuchy? Gadasz, jakbyś ich tyle nasmażyła!
Na taki argument pani poczerwieniała, zezłościła się jeszcze bardziej i szybkim krokiem opuściła restaurację. Mąż uregulował rachunek.

gastronomia pomorskie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 703 (745)

#29287

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy śmietnikowych perypetii mojego chłopaka.

Jak już kiedyś opisywałam, pod jego blokiem ustawiono wiatę nad śmietnikami, co miało uchronić mieszkańców przed bezczelnymi ludźmi, którzy uważali śmietniki spółdzielni za własność wszystkich - tyczyło się to głównie osób zamieszkujących w domkach.

Dosłownie kilka minut temu wjechaliśmy na parking pod blokiem. Zauważyliśmy dziwnie zaparkowanego Opla, a pod śmietnikiem dwa wielkie wory, jeden pełen gruzu. Szybka akcja, mój chłopak zablokował samochodowi wyjazd, wysiada z samochodu i idzie porozmawiać ze sprawca. Wywiązała się następująca rozmowa ([Ch] to chłopak, [K] kobieta wyrzucająca śmieci)

[Ch] Co pani robi, to pani śmieci?
[K] Nie, nie, ja tu tylko próbuję zaparkować!
[Ch] Ja tylko ostrzegam, ze jak to pani, to mamy tu kamery i przyjdzie do pani mandat. To jest karalne.
Coraz bardziej spanikowana i wystraszona, dalej szła w zaparte.
[K] Ale nie, ja tylko parkuje...
[Ch] Jak pani uważa, żeby tylko potem nie było zdziwienia, jak przyjdzie mandat.

Wrócił do samochodu i zaparkowaliśmy kawałek dalej. Pani w tempie błyskawicy chwyciła wory i zapakowała do samochodu. Z parkingu wyjeżdżała na zgaszonych światłach...

osiedle

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 608 (680)

#22721

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tym wypadku ja i mój partner byliśmy piekielni. A na pewno dla bohaterów tej opowieści.

Zaczyna się normalnie. Po północy jedziemy samochodem z moim chłopakiem. Prędkość normalna, ale nawierzchnia trochę śliska, więc uważamy. Mamy zielone światło, zbliża się skrzyżowanie. Nagle coś czerwonego przecina nam drogę. Patrzymy - dwóch chłopaków na skuterze, przejeżdża na czerwonym świetle. Machają nam, wyraźnie z siebie zadowoleni. Mój partner zdenerwowany, bo gdybyśmy jechali odrobinę szybciej, mogłaby być tragedia. A że nie odpuszcza takich rzeczy, postanowił pojechać za nimi.

Nie miał zamiaru wychodzić ani nic. Przejechał obok i co się okazało? Banda małolatów, nie więcej niż szesnaście lat, wokół pełno puszek piwa, kierujący skuterem (wciąż w kasku) - trzyma w dłoni piwo.

Chłopak zawraca, bierze telefon, sprawdza nazwę ulicy. Dzwoni pod 112, że na ulicy takiej i takiej stoi banda młodzieży, jeden z nich kieruje skuterem, piją. Możliwe, że już po alkoholu. Jeździ niebezpiecznie. Po kilku minutach w uliczkę skręca policja.

Jasne, możecie to krytykować. Ale przez taką bezmyślność, jaką wykazał się kierujący skuterem, dzieją się nieszczęścia.

miasto

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 923 (985)

#21801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia będzie o zwykłym chamstwie i złośliwości ludzi.

Pod blokiem mojego chłopaka stoją kontenery na śmieci. Nic nadzwyczajnego, prawda? Wszystko byłoby ok, gdyby ludzie z okolicznych dzielnic i domków mieszkalnych nie uznali, że to także ich kontenery. Nocami podjeżdżali pod blok i wyrzucali po kilka wielkich worków, było kilka takich rodzin. Po protestach do administracji, zadecydowano ogrodzić teren, zamknąć na klucz i tyle.

Jasne, problem mógłby być rozwiązany. Ale nie jest. Bo teraz zostawiają te śmieci pod zamkniętymi drzwiami kontenera. Ciekawe, czy oni też by się ucieszyli, gdyby ktoś podjechał pod ich dom i zostawił kilka worków śmieci.

osiedle

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 456 (544)

#9634

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia koleżanki, która pracowała w miejskim butiku z ciuchami. Nie ma tam kasy fiskalnej, więc ludzie często się targują o te dwa, trzy złote, nawet więcej. Od koleżanki zależy, czy z ceny zejdzie.
Wszystko miało miejsce kilka miesięcy temu. Koleżanka siedziała i czytała książkę (ruch nie był tam największy), kiedy do środka weszła klientka. Na 'Dzień Dobry' mojej koleżanki nie zareagowała. Magda (imię koleżanki zmienione) nie przerwała czytania, co jakiś czas zerkając w stronę klientki. Ta przechadzała się powoli po sklepie, przeglądała ciuchy, co jakiś czas prychając. Magda wiedziała już, że ta pani będzie robiła kłopoty.
Klientka chwyciła bluzkę i przyłożyła do siebie. Nie była szczupła, a do ręki wzięła rozmiar S. Nie przymierzając jej, podeszła do koleżanki.
[K] Po ile to?
[M](spojrzała na dobrze widoczną metkę) 40 zł.
Klientka parsknęła śmiechem i pokręciła głową.
[K] Dam 30 zł i ani gorsza więcej, to zwykła szmata, rozleci się za dwa dni.
Magda zacisnęła zęby i puściła tę uwagę mimo uszu.
[M] Niestety, nie mogę tyle zejść z ceny. Mogę dać pani rabat 5 zł.
Piekielna przyjrzała się za małej bluzce jeszcze raz.
[K] Niech ci będzie, już dam za nią te 35 zł, chociaż nie jest tyle warta.
Magda miała jednak pewne wątpliwości co do rozmiaru koszulki.
[M] Przepraszam, ale bluzeczka nie naciąga się tak bardzo... Może zechce pani spróbować nieco większy rozmiar? Na pewno będzie dobrze leżała. - Starała się być w miarę delikatna, chociaż oczywiście mogła to zignorować. Nie chciała mieć jednak z piekielną więcej do czynienia.
Jak można się domyślić, tutaj piekielna wpadła w szał. Magda jest niska, ale ma dosyć spory biust, co oczywiście nie umknęło uwadze klientki.
[K] A co ty masz do gadania?! Zobacz na siebie, ja chyba doskonale wiem, jaki noszę rozmiar! Za mądrowanie się nikt ci tu nie płaci, dawaj tę szmatę bo w ogóle nie zapłacę!
Magda wzięła pieniądze, a Piekielna wyszła zadowolona z siebie, że utargowała 5 złotych.
I to mógłby być koniec tej historii, gdyby nie to, że Piekielna wróciła następnego dnia. Wbiegła do sklepu z awanturą, że bluzka się rozerwała na szwie, że Magda sprzedała jej szmatę i ona żąda zwrotu 40 zł.
[M] Ale zapłaciła pani za nią 35 zł, nie będę zwracała pani innej kwoty!
Piekielna uśmiechnęła się złośliwie.
[K] Taaak? A kto ci w to uwierzy? Dawaj 40 zł bo do kierownika pójdę!
Na jej nieszczęście, kierownik był akurat w sklepie na zapleczu. Wszystko słyszał. Kiedy z uśmiechem na ustach wyszedł do Piekielnej, ta zbladła. Chwyciła bluzkę, która porwała się z jej własnej winy i wybiegła ze sklepu.

miejski butik

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 586 (678)

#9367

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka miesięcy temu udałam się do przychodni, bo trochę się rozchorowałam. Krótkie wyjaśnienie: to mała przychodnia, z reguły przyjmuje tam jedna lekarka, są tam tylko trzy gabinety.
Umówiona byłam na godzinę 16:50, ale spóźniłam się kilka minut, na miejsce dotarłam o 17. Wchodzę - w poczekalni chłopak w moim wieku i jedna pani. Standardowe pytania, kto na jaką godzinę, chłopak miał wejść dokładnie o 17. Powiedziałam mu, że już wtedy poczekam, bo i tak się spóźniłam, a ja tylko na chwilkę do gabinetu. Odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby, że mam wejść, nawet, jeśli się trochę spóźniłam. Wizyta nie byłaby w żaden sposób dziwna, gdyby nie nagły [P]acjent.
Pan - koło pięćdziesiątki, zwyczajnie wyglądający, wszedł, głośno się przywitał i usiadł na miejsce. Nawiązała się między [P]acjentem, [C]hłopakiem oraz [J] mną następująca rozmowa:

[P] Kto ostatni?
[C] Ja, przede mną jeszcze wejdzie ta dziewczyna.
Ja skinęłam głową. Pan otworzył książeczkę i spojrzał na jakąś karteczkę.
[P] A na jaką godzinę?
[J] Na 16:50, troszkę się spóźniłam, ale to zajmie chwilę - wyjaśniłam spokojnym głosem.
Siedzący obok chłopak spojrzał na zegarek.
[C] Ja jestem zapisany na 17:00, ale tylko idę po receptę - odpowiedział. Wtedy pan jeszcze raz spojrzał na książeczkę i parsknął śmiechem.
[P] Nie, nie, chłopcze. Ja mam na 17, wyraźnie mam to tu zapisane, sam pan lekarz mi to zapisał! Ja wchodzę na 17 i tyle!
Chłopak spojrzał na mnie, widać było, że zupełnie nie wie, o czym ten facet gada.
[C] Ale ja byłem rano się zarejestrować, tylko tak można zapisać się na wizytę. Zapyta pan w rejestracji. - Odpowiedział nieco zmieszany.
Facet, jakby głuchy, pokiwał głową. Potrząsnął świstkiem z zapisaną godziną.
[P] Powtarzam ci, mnie sam lekarz zapisał na taką godzinę! Tak się przecież zapisuje, a nie, jakieś rejestracje, to przecież lekarz mnie przyjmuje a nie pielęgniarki! Też mi wymysły!
Dodam, że żeby zarejestrować się do lekarza, trzeba albo przyjść osobiście do przychodni, albo do niej zadzwonić. Nie ma możliwości zapisów przez lekarza i tyle, przynajmniej u nas. Chłopak widać się poddał, spojrzał na mnie z miną 'odpuszczę mu'.

Jakie było nasze zdziwienie, kiedy otworzyły się drzwi zupełnie innego gabinetu, a pan niemal wbiegł do środka z miną zwycięzcy.
Jak się okazało, był zarejestrowany do zupełnie innego lekarza niż my.

przychodnia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 355 (497)

#8891

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która przydarzyła się mojej koleżance.

Pracuje ona w jednej ze znanych sieciówek odzieżowych. Często zdarzają im się 'piekielni' klienci, ale zdążyła się na to uodpornić - tak to z czasem bywa. Ostatnio jednak spotkała ją dość nieciekawa sytuacja.
Do sklepu weszło młode małżeństwo z małym synkiem. Chłopczyk od samego początku płaczliwym tonem mówił, że chce zrobić siku. Rodzice zbywali go machnięciem ręki, chodząc po sklepie. Mały włóczył się za nimi, coraz bardziej marudny. Koleżanka obserwowała, jak małżeństwo przechadza się spacerowym krokiem po sklepie, trwało to dobre piętnaście minut - dla kogoś z pełnym pęcherzem to pewnie jak wieczność. Wiedziała, że coś złego z tego wyniknie. Chłopczyk zrobił się coraz bardziej płaczliwy, co kilka sekund powtarzał głośno 'mamo, siku!', ale mamusia, zbywała go krótkim 'zaraz'.
Zdawało się, że wszystko będzie dobrze - rodzice malucha podeszli do kasy, a koleżanka zaczęła ich kasować. Wbijała właśnie ostatni ciuch, kiedy chłopiec rozpłakał się bardzo głośno (w sklepie było wtedy niewielu klientów, więc wszyscy go słyszeli) i krzyknął 'mówiłem, że już nie wytrzymuję!' i...nagle stał już w kałuży. 'Piekielni' rodzice spojrzeli na niego zszokowani, jakby nagle do nich doszło, że synek chciał się załatwić. Koleżanka z kamienna twarzą przyniosła wymuskanej mamusi mop, żeby po sobie sprzątnęła. Chłopczyk cały czas płakał, a tata przyglądał się całości z taką miną, jakby miał zaraz zwymiotować.
Pani szybciutko (nie kryjąc oburzenia i zniesmaczenia) posprzątała po synku i chwytając zakupy, wybiegła ze sklepu.
Koleżanka potrzebowała jeszcze chwili, żeby się otrząsnąć.

Kappahl

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 472 (700)