Profil użytkownika

jotem02 ♂
Zamieszcza historie od: | 22 stycznia 2018 - 18:33 |
Ostatnio: | 3 lutego 2025 - 21:15 |
O sobie: |
Nauczyciel od 1979. Uprawnienia do matematyki, fizyki i angielskiego. Dwukrotnie, przez kilka lat, dyrektor szkoły polskiej poza granicami Polski (Budapeszt, Benghazi). Ukończony pierdyliard szkoleń i kursów. Prywatnie żonaty, dwóch synów, czwórka wnuków dzięki którym mam bieżący podgląd na publiczny system edukacji. Od wielu lat nauczyciel w szkołach STO. |
- Historii na głównej: 62 z 69
- Punktów za historie: 8681
- Komentarzy: 385
- Punktów za komentarze: 2011
Z przyczyn żałobnych musiałem się udać do odległych Suwałk. Zdecydowałem się na PKP, bo bilet na IC wyceniono na 29 złotych. Pociągiem nie jechałem od lat, ale wiem, że palić nie wolno ani w wagonie, ani na dworcu. No cóż obrzydliwy ze mnie nałogowiec, ale z racji półgodzinnego postoju na stacji Białystok postanowiłem sobie wyskoczyć na fajeczkę. Dworzec opuściłem przez drzwi, zszedłem po kilku schodkach, przeszedłem jeszcze kilka kroków i oddałem się nałogowi.
Dosłownie piętnaście sekund później otoczyło mnie trzech (!) śmiertelnie poważnych funkcjonariuszy i zaczął się dialog jak z absurdalnego dowcipu:
P: Tu nie wolno palić.
J: Ale jestem poza budynkiem dworca.
P: Nie wolno. Na drzwiach wejściowych jest infografika.
J: Ale jak wychodzę z budynku to infografikę mam za plecami.
P: To może być 500 złotych mandatu, ale dziś tylko pana pouczę. Proszę o dokumenty.
J: A gdzie wolno palić?
P: Tam (wskazanie na odległy o cztery kroki kosz)
J: Ale to trzeba chyba namalować jakąś linię, żeby było wiadomo, gdzie wolno, a gdzie nie...
CISZA
Dokończyłem fajki przy wzmiankowanym koszu w towarzystwie kilku nałogowców uśmiechających się do mnie ze współczuciem. "codziennie tu stoją i łapią i wlepiają mandaty" skwitowali całą sytuację. A ja tak sobie myślę - azaliż nie ma miejsc, gdzie dzielni funkcjonariusze byliby bardziej potrzebni społeczeństwu?
Dosłownie piętnaście sekund później otoczyło mnie trzech (!) śmiertelnie poważnych funkcjonariuszy i zaczął się dialog jak z absurdalnego dowcipu:
P: Tu nie wolno palić.
J: Ale jestem poza budynkiem dworca.
P: Nie wolno. Na drzwiach wejściowych jest infografika.
J: Ale jak wychodzę z budynku to infografikę mam za plecami.
P: To może być 500 złotych mandatu, ale dziś tylko pana pouczę. Proszę o dokumenty.
J: A gdzie wolno palić?
P: Tam (wskazanie na odległy o cztery kroki kosz)
J: Ale to trzeba chyba namalować jakąś linię, żeby było wiadomo, gdzie wolno, a gdzie nie...
CISZA
Dokończyłem fajki przy wzmiankowanym koszu w towarzystwie kilku nałogowców uśmiechających się do mnie ze współczuciem. "codziennie tu stoją i łapią i wlepiają mandaty" skwitowali całą sytuację. A ja tak sobie myślę - azaliż nie ma miejsc, gdzie dzielni funkcjonariusze byliby bardziej potrzebni społeczeństwu?
Ocena:
89
(121)
poczekalnia
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Tak, jak pisałem w poprzednim poście z przyczyn żałobnych musiałem się udać do Suwałk. Oczywiście bilety kupowałem na stronie PKP. I tu zaskoczenie. Z mojej podwarszawskiej wiochy bilet do stolicy kosztuje (ze zniżką dla seniora) niecałe 9 złotych - 24 km. z Warszawy do Suwałk IC (ponad 300 km) 29 złotych. Z Białegostoku do Warszawy IC (190 km) 14 złotych. Nie szukałem zniżki dla seniora żeby nie robić wiochy. Nie mam nic przeciwko promocjom, ale chyba kogoś tu pogięło . . A tak z innej beczki, to sobie dokładnie obejrzałem dworzec kolejowy w Suwałkach, Dawniej miasto wojewódzkie, pociągi IC w rozkładzie, w tym międzynarodowy do Wilna. Sypiący się barak z carskiej czerwonej cegły, kasa nieczynna, poczekalnia przez którą wiatr wieje i zero obsługi. Szkoda.
Ocena:
19
(43)
Mieszkam sobie spokojne w Chotomowie pod Warszawą. Z Pocztą Polską wcześnie nie było problemu, bo tylko listy normalne. Cała reszta leciała kurierami. Ale zaczęły pojawiać się listy polecone. I tu problem nabrzmiał.
Z racji wieku zawsze koś w domu jest, a w skrzynce zaczęły pojawiać się awiza. Problem średni, zawsze można bryknąć na pocztę (i odstać swoje w kolejce). Pani z poczty stwierdziła, że ona nie może nic zrobić, bo to obsługa z PP Legionowo i skargi należy kierować tamże. Niestety skargi wpadały w jakąś czarną d.... i odpowiedzi nie było.
Ostatnio przez gov.pl zamówiłem dość istotny dla mnie archiwalny dokument. Wystawcą był UM Legionowo. Ponieważ przez cztery tygodnie się nie pojawił zadzwoniłem do UM. I, co ciekawe, dowiedziałem się, że przesyłka, jako nieodebrana wróciła do urzędu. Oczywiście mogę odebrać ją osobiście, ale tym razem nawet awizo nie było. Wchodzimy chyba na wyższy poziom obsługi klienta.
Z racji wieku zawsze koś w domu jest, a w skrzynce zaczęły pojawiać się awiza. Problem średni, zawsze można bryknąć na pocztę (i odstać swoje w kolejce). Pani z poczty stwierdziła, że ona nie może nic zrobić, bo to obsługa z PP Legionowo i skargi należy kierować tamże. Niestety skargi wpadały w jakąś czarną d.... i odpowiedzi nie było.
Ostatnio przez gov.pl zamówiłem dość istotny dla mnie archiwalny dokument. Wystawcą był UM Legionowo. Ponieważ przez cztery tygodnie się nie pojawił zadzwoniłem do UM. I, co ciekawe, dowiedziałem się, że przesyłka, jako nieodebrana wróciła do urzędu. Oczywiście mogę odebrać ją osobiście, ale tym razem nawet awizo nie było. Wchodzimy chyba na wyższy poziom obsługi klienta.
poczta polska
Ocena:
145
(157)
poczekalnia
Skomentuj
(6)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Tak mnie ostatnio na czterodniowy weekend wywiało do Brukseli. Ostatnio byłem tam 30 lat temu, więc byłem ciekaw, co się zmieniło. A jednak sporo. Nie jestem w żadnym razie rasistą i ksenofobem, ale liczba nie-Europejczyków mnie nieco zadziwiła. Podobno, jak twierdzi nasza mieszkająca tam od 30 lat nasza znajoma (Hiszpanka) w tej chwili liczba Belgów mieszkająca w Brukseli to około 30-40% populacji miasta. Wracamy do domu ze spaceru spokojna dzielnica. Na skróty chcieliśmy przejść przez spory park. Ale się zmierzchało, więc dobra rada: nie wróćmy tą dużą ulicą, bo różnie może być. Na starówce lepiej mieć komórkę i dokumenty dokładnie pozapinane w kieszeniach. Niby policja pilnuje (i widać ich) ale... I wisienka na torcie: tydzień przed naszym przyjazdem banda gostków porwała z ulicy innego gostka. Stawiał się więc klamki poszły w ruch. Postrzelona została sąsiadka moich znajomych. W dniu naszego wyjazdu o poranku obudziły nas policyjne syreny i to, tak skromnie licząc chyba z osiem. Cóż się porobiło? Albo ktoś na sąsiedniej ulicy wybuchnął vana, a on się sfajczył, albo ktoś go podpalił, a on wybuchnął. Oczywiście spalenizna i smród, a znajomy moich gospodarzy trafił podtruty do szpitala. A to, proszę Państwa jest jedna z najspokojniejszych dzielnic tego pięknego miasta.
A teraz z zupełnie innej beczki. Modlin ma jeden terminal i cztery gejty. Charleroi ma dwa terminale, a na T1 gejtów jest 29. Miejsca na obu terminalach jest mniej więcej tyle samo. Cóż mogę rzec - puszkowana sardynka na ten widok chętnie by wróciła do puszki.
A teraz z zupełnie innej beczki. Modlin ma jeden terminal i cztery gejty. Charleroi ma dwa terminale, a na T1 gejtów jest 29. Miejsca na obu terminalach jest mniej więcej tyle samo. Cóż mogę rzec - puszkowana sardynka na ten widok chętnie by wróciła do puszki.
Ocena:
33
(59)
poczekalnia
Skomentuj
(24)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Jako wiekowy dość gostek zmieniam miejsce pobytu mietkiem w245 z rocznika 2006 i mam przebieg 173000. Mało, bo z racji wieku nie szaleję na dużych dystansach. Od lat ubezpieczam się (z lenistwa) w tej samej firmie z czwórką na końcu i po niezbędnych negocjacjach (rankomat) za OC/AC płacę około 1200 za rok. Tyle wstępu.
Mój syn jeździ Corollą prawie równie wiekową (wartość około 7 kafli), choć staruszka dobrze się trzyma, ale codziennie pokonuje około 70km.. Trzeba było babcię ubezpieczyć. No, cóż do ubezpieczyciela z czwórką. telefonik i system wygenerował ofertę. I teraz trzymamy się stołu! Za samo OC 19663 złot. e. Nie, to nie błąd. Prawie dwadzieścia tysięcy za strupla wartego siedem. Rozmowa z konsultantem: To system. Ale dlaczego? Owszem, straciłem prawko na trzy miesiące za prędkość w zabudowanym, ale już odzyskałem. Jedna szkoda (niezawiniona) w czasie ostatnich sześciu lat... Jeszcze jeden telefon i inny konsultant i ta sama wygenerowana kwota. No chyba komuś odbiło. Prawie trzykrotna wartość ubezpieczenia w stosunku do ceny wozidełka. A co w innych towarzystwach? Prawie to samo, tylko przecinki na innych miejscach. Maks to 900. Czyli kogoś porąbało. Pozdrawiam społeczność.
Mój syn jeździ Corollą prawie równie wiekową (wartość około 7 kafli), choć staruszka dobrze się trzyma, ale codziennie pokonuje około 70km.. Trzeba było babcię ubezpieczyć. No, cóż do ubezpieczyciela z czwórką. telefonik i system wygenerował ofertę. I teraz trzymamy się stołu! Za samo OC 19663 złot. e. Nie, to nie błąd. Prawie dwadzieścia tysięcy za strupla wartego siedem. Rozmowa z konsultantem: To system. Ale dlaczego? Owszem, straciłem prawko na trzy miesiące za prędkość w zabudowanym, ale już odzyskałem. Jedna szkoda (niezawiniona) w czasie ostatnich sześciu lat... Jeszcze jeden telefon i inny konsultant i ta sama wygenerowana kwota. No chyba komuś odbiło. Prawie trzykrotna wartość ubezpieczenia w stosunku do ceny wozidełka. A co w innych towarzystwach? Prawie to samo, tylko przecinki na innych miejscach. Maks to 900. Czyli kogoś porąbało. Pozdrawiam społeczność.
Ocena:
16
(60)
W swoim czasie w prasie i w sieci było sporo artykułów o półpaścu. Że stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia, może przysporzyć wiele cierpienia i tak dalej. Oraz, że goście po 60 powinni się zaszczepić. Olałem i w marcu sam złapałem.
Do lekarza się nie mogłem dostać (brawo NFZ), więc było zbyt późno na kurację przeciwwirusową (do 72 godzin) i musiałem swoje odcierpieć. Wierzcie mi, tak zwana neuralgia postpółpaścowa (PHN) wygrywa z kolką nerkową. Leki przeciwbólowe są nieskuteczne, zostają tylko opioidy lub leki przeciwpadaczkowe (mają taki skutek uboczny). Ale niestety senność, brak koncentracji itp.(przy tym prowadzenie autka jest be, piwko też jest be). Jak już doszedłem do siebie postanowiliśmy się wraz z koleżanką małżonką zaszczepić. Ja, bo nie miałem ochoty po raz kolejny tarzać się po podłodze, żona, bo na własne oczy widziała czym to pachnie.
No i teraz po tym przydługim wstępie tekst właściwy. Oczywiście szczepionka jest dostępna, choć trzeba nakombinować. W aptekach w zasadzie nie ma, ale mogą zamówić. Przypominam, że szczepienie jest ukierunkowane na ludzi starszych, którym w większości się nie przelewa. Szczepienie obejmuje dwie dawki w odstępach półrocznych. I teraz UWAGA! cena jednej dawki to 740 złotych! Refundacja? Tak, 50% i tylko w związku z chorobami, których zdecydowanie wolałbym nie mieć (nowotwory, przeszczepy...). Czyli mnie z żoną będzie to kosztowało około trzech kafli. No dobra, stać nas, to sobie zawinszowaliśmy. A co z tymi, których nie stać? A niech się do cholery zwijają z bólu. To nie jest kraj dla starych (i biednych) ludzi. A składki na zdrowotne lecą...
Do lekarza się nie mogłem dostać (brawo NFZ), więc było zbyt późno na kurację przeciwwirusową (do 72 godzin) i musiałem swoje odcierpieć. Wierzcie mi, tak zwana neuralgia postpółpaścowa (PHN) wygrywa z kolką nerkową. Leki przeciwbólowe są nieskuteczne, zostają tylko opioidy lub leki przeciwpadaczkowe (mają taki skutek uboczny). Ale niestety senność, brak koncentracji itp.(przy tym prowadzenie autka jest be, piwko też jest be). Jak już doszedłem do siebie postanowiliśmy się wraz z koleżanką małżonką zaszczepić. Ja, bo nie miałem ochoty po raz kolejny tarzać się po podłodze, żona, bo na własne oczy widziała czym to pachnie.
No i teraz po tym przydługim wstępie tekst właściwy. Oczywiście szczepionka jest dostępna, choć trzeba nakombinować. W aptekach w zasadzie nie ma, ale mogą zamówić. Przypominam, że szczepienie jest ukierunkowane na ludzi starszych, którym w większości się nie przelewa. Szczepienie obejmuje dwie dawki w odstępach półrocznych. I teraz UWAGA! cena jednej dawki to 740 złotych! Refundacja? Tak, 50% i tylko w związku z chorobami, których zdecydowanie wolałbym nie mieć (nowotwory, przeszczepy...). Czyli mnie z żoną będzie to kosztowało około trzech kafli. No dobra, stać nas, to sobie zawinszowaliśmy. A co z tymi, których nie stać? A niech się do cholery zwijają z bólu. To nie jest kraj dla starych (i biednych) ludzi. A składki na zdrowotne lecą...
Ocena:
141
(157)
Takie trzy obrazki.
Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Mknę z rodziną z Augustowa do Warszawy Syreną 105 Lux. Wieczór, więc jak to późną jesienią ciemnawo, nad asfaltem lekka mgiełka. Na liczniku 95. Z tyłu dwójka małoletnich silnie, prowadzi koleżanka małżonka, a ja sobie przysypiam. Nagle wrzask hamulców (taki był efekt pełnego hamowania w skarpecie), straszny ból kolana, którym pieprznąłem o coś tam, gwałtowny poślizg i zmaza faceta tuż przed zderzakiem. Ja nie mogłem, przez kolano wysiąść, a facet narąbany jak fretka tłumaczy żonie " bo ja sobie tak szedłem boczkiem, boczkiem". A to był środek drogi. Żona po tym incydencie niechętnie prowadziła przez czas dłuższy.
Obrazek drugi. Późne lata dziewięćdziesiąte. Też pomykam tak zwaną beczką (W123) od strony Wizny do Osowca. Niskie słońce w oczy, więc na liczniku 50. Nagle po wyjściu z zakrętu coś mi mignęło na drodze. Na wszelki wypadek po hamulcach. I dobrze, bo na asfalcie leżał gość dosłownie zespolony z rowerem. Myślałem, że może jakiś, nie daj Boże, udar albo zawał, ale gościu mógłby samym swoim oddechem obsłużyć sporą elektrownię. Czyli gościa wraz z rowerem na pobocze i dalej jazda. A gdybym jechał dychę szybciej, albo rozmawiał w tym momencie z żoną?
Nie tak dawno temu. Jedziemy spokojnie mietkiem, ale innym, autostradą. Wieczór, więc ciemno, a i pogoda trochę deszczowa. Trzeba trzymać bezpieczny odstęp - dla mnie to około 200 m przy stówie na zegarze. Nagle ktoś mnie wyprzedza i wbija się w kufer samochodu jadącego przede mną, który hamował awaryjnie. Czemu? Bo narąbany pieszy postanowił przejść się autostradą (środkowym pasem!).
Trzy obrazki. Czas mija, a nic się nie zmienia.
Lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Mknę z rodziną z Augustowa do Warszawy Syreną 105 Lux. Wieczór, więc jak to późną jesienią ciemnawo, nad asfaltem lekka mgiełka. Na liczniku 95. Z tyłu dwójka małoletnich silnie, prowadzi koleżanka małżonka, a ja sobie przysypiam. Nagle wrzask hamulców (taki był efekt pełnego hamowania w skarpecie), straszny ból kolana, którym pieprznąłem o coś tam, gwałtowny poślizg i zmaza faceta tuż przed zderzakiem. Ja nie mogłem, przez kolano wysiąść, a facet narąbany jak fretka tłumaczy żonie " bo ja sobie tak szedłem boczkiem, boczkiem". A to był środek drogi. Żona po tym incydencie niechętnie prowadziła przez czas dłuższy.
Obrazek drugi. Późne lata dziewięćdziesiąte. Też pomykam tak zwaną beczką (W123) od strony Wizny do Osowca. Niskie słońce w oczy, więc na liczniku 50. Nagle po wyjściu z zakrętu coś mi mignęło na drodze. Na wszelki wypadek po hamulcach. I dobrze, bo na asfalcie leżał gość dosłownie zespolony z rowerem. Myślałem, że może jakiś, nie daj Boże, udar albo zawał, ale gościu mógłby samym swoim oddechem obsłużyć sporą elektrownię. Czyli gościa wraz z rowerem na pobocze i dalej jazda. A gdybym jechał dychę szybciej, albo rozmawiał w tym momencie z żoną?
Nie tak dawno temu. Jedziemy spokojnie mietkiem, ale innym, autostradą. Wieczór, więc ciemno, a i pogoda trochę deszczowa. Trzeba trzymać bezpieczny odstęp - dla mnie to około 200 m przy stówie na zegarze. Nagle ktoś mnie wyprzedza i wbija się w kufer samochodu jadącego przede mną, który hamował awaryjnie. Czemu? Bo narąbany pieszy postanowił przejść się autostradą (środkowym pasem!).
Trzy obrazki. Czas mija, a nic się nie zmienia.
Ocena:
157
(175)
Na różnych forach coraz więcej się mówi o "przycięciu" podstaw programowych, między innymi, z matematyki. Jako matematyk ze stażem od roku 1979 pozwolę sobie zabrać głos.
Od zawsze uczenie matematyki bazowało na totalnej abstrakcji. Omawiane pojęcia miały bardzo mało wspólnego z codziennymi potrzebami młodego człowieka. Były wyjątki - pola i objętości, obliczenia procentowe, analizowanie diagramów, szacowanie prawdopodobieństw... Ale ginęło to w morzu czysto teoretycznych wiadomości, z nieuniknionym komentarzem: "ale do czego mi się to w życiu przyda"?
No i dobra. Nie każdy z naszych uczniów zdecyduje się na związanie przyszłego życia z przedmiotami ścisłymi, a raczej można stwierdzić, że, będzie to absolutna mniejszość. Na dodatek nasi milusińscy karmieni gotową papką edukacyjną coraz bardziej oddalają się od analitycznego myślenia, elementarnej logiki i rozwiązywania problemów własnym sumptem.
Co więc można zrobić? Nie należy podstawy programowej zawężać ani rozszerzać. Należy ją całkowicie zmienić!! Niech matematyka odwołuje się prawie w całości do potrzeb i pytań, z którymi uczniowie spotkają się w dorosłym życiu. Każdy dział matematyki (zwłaszcza w szkole podstawowej) można tak ustawić, że zintegruje się z problemami codziennego życia. Może wtedy wk...rzeni kredytobiorcy przestaną krzyczeć o złodziejskich bankach i będą mierzyć siły na zamiary. Może wtedy chętny do remontu łazienki sam sobie policzy liczbę potrzebnych płytek, kleju i puszek farby. Może, gdy w przepisie jest pięć jajek, a mamy tylko trzy da się upiec ciasto. I tak dalej, i tak dalej.
Od samego początku kariery uczę również fizyki. Co prawda ostatnio fizyka w podstawówce to opowieści z mchu i paproci, ale zawsze staram się (choć czasem to karkołomne) pokazywać związek z otaczającym światem - że on po prostu tak funkcjonuje. I wierzcie mi - to działa. Minimum wzorów, maksimum zrozumienia. Matematyki, też tak można uczyć.
Tylko tak fundamentalnej zmiany nie da się dekretem wprowadzić w dwa miesiące. Pozdrawiam.
Od zawsze uczenie matematyki bazowało na totalnej abstrakcji. Omawiane pojęcia miały bardzo mało wspólnego z codziennymi potrzebami młodego człowieka. Były wyjątki - pola i objętości, obliczenia procentowe, analizowanie diagramów, szacowanie prawdopodobieństw... Ale ginęło to w morzu czysto teoretycznych wiadomości, z nieuniknionym komentarzem: "ale do czego mi się to w życiu przyda"?
No i dobra. Nie każdy z naszych uczniów zdecyduje się na związanie przyszłego życia z przedmiotami ścisłymi, a raczej można stwierdzić, że, będzie to absolutna mniejszość. Na dodatek nasi milusińscy karmieni gotową papką edukacyjną coraz bardziej oddalają się od analitycznego myślenia, elementarnej logiki i rozwiązywania problemów własnym sumptem.
Co więc można zrobić? Nie należy podstawy programowej zawężać ani rozszerzać. Należy ją całkowicie zmienić!! Niech matematyka odwołuje się prawie w całości do potrzeb i pytań, z którymi uczniowie spotkają się w dorosłym życiu. Każdy dział matematyki (zwłaszcza w szkole podstawowej) można tak ustawić, że zintegruje się z problemami codziennego życia. Może wtedy wk...rzeni kredytobiorcy przestaną krzyczeć o złodziejskich bankach i będą mierzyć siły na zamiary. Może wtedy chętny do remontu łazienki sam sobie policzy liczbę potrzebnych płytek, kleju i puszek farby. Może, gdy w przepisie jest pięć jajek, a mamy tylko trzy da się upiec ciasto. I tak dalej, i tak dalej.
Od samego początku kariery uczę również fizyki. Co prawda ostatnio fizyka w podstawówce to opowieści z mchu i paproci, ale zawsze staram się (choć czasem to karkołomne) pokazywać związek z otaczającym światem - że on po prostu tak funkcjonuje. I wierzcie mi - to działa. Minimum wzorów, maksimum zrozumienia. Matematyki, też tak można uczyć.
Tylko tak fundamentalnej zmiany nie da się dekretem wprowadzić w dwa miesiące. Pozdrawiam.
szkołą podstawa programowa
Ocena:
207
(221)
W postulatach nowego rządu jest odchudzenie podstaw programowych z poszczególnych przedmiotów. Nie jestem ani za, ani przeciw - obserwuję i absolutnie nie jest moim celem wywołanie solidnego shitstormu na ten temat.
Karierę nauczycielską (kiedyś się dumnie mówiło służbę nauczycielską) rozpocząłem na mazurskim zadupiu w roku 1979. Większości czytających jeszcze pewnie nie było wtedy na świecie. Od razu uprzedzam, że mogę się wypowiadać tylko o matematyce i fizyce, bo to są główne obszary mojej działalności (angielskiego naonczas w programie nie było).
Kończyłem liceum w roku 1975 (w klasie niesprofilowanej). W programie były nie tylko pochodne funkcji, ale i pojęcie (prostego, bo prostego) równania różniczkowego, całki nieoznaczonej i oznaczonej oraz całkowania przez części i podstawienie. Na fakultecie, bo szedłem na matmę pojawiły się szeregi i kryteria ich zbieżności.
Po rozpoczęciu pracy katowałem dzieci funkcją liniową (obecnie pierwsza LO), prostymi równaniami wykładniczymi i pojęciem logarytmu, a maluchy bawiły się pojęciami zbioru i działaniami na nich w nauczaniu początkowym. Były kasztany i żołędzie w różnych kolorkach i kolorowe sznureczki do tworzenia (okalania) odpowiednich zbiorów. Z fizyki (która była nastawiona na tłumaczenie otaczającego nas świata) była zasada działania silnika czterosuwowego, dwusuwowego i diesla (były działające modele), zasada działania diody i triody w wersji lampowej i półprzewodnikowej - wiem, że to dziś zbędne. Ale, na Boga! te moje dzieciaki w zaświnionych gumiakach świetnie sobie z tym radziły! Szybki skok do przodu. Pojawiło się gimnazjum i egzaminy z KAŻDEGO przedmiotu. Dało się? Dało się. A program gimnazjum z matmy wcale taki łatwy nie był. Sporo z niego obecnie jest dopiero w liceum.
A potem zaczęły się cięcia. Zgoda, sporo wiadomości i umiejętności było zbędnych, ale jeśli ktoś pyta patrząc na program matematyki "do czego mi się to w życiu przyda?" to nie wie po co matma w ogóle jest w szkole. To ma uczyć logicznego myślenia, wiązania informacji, wyciągania wniosków i planowania działań. To samo dotyczy fizyki. A wiedza milusińskich o świecie jest zatrważająca!
Prac domowych (kolejny postulat) od lat nie zadaję. Mam tyle godzin ile chcę i zadawanie jest zbędne - wszystko mogę zrobić w czasie zajęć. Ale indolencja moich podopiecznych i roszczeniowość ich rodziców mnie przeraża. Bardzo proszę o rzeczowe komentarze również nauczycieli innych przedmiotów.
Karierę nauczycielską (kiedyś się dumnie mówiło służbę nauczycielską) rozpocząłem na mazurskim zadupiu w roku 1979. Większości czytających jeszcze pewnie nie było wtedy na świecie. Od razu uprzedzam, że mogę się wypowiadać tylko o matematyce i fizyce, bo to są główne obszary mojej działalności (angielskiego naonczas w programie nie było).
Kończyłem liceum w roku 1975 (w klasie niesprofilowanej). W programie były nie tylko pochodne funkcji, ale i pojęcie (prostego, bo prostego) równania różniczkowego, całki nieoznaczonej i oznaczonej oraz całkowania przez części i podstawienie. Na fakultecie, bo szedłem na matmę pojawiły się szeregi i kryteria ich zbieżności.
Po rozpoczęciu pracy katowałem dzieci funkcją liniową (obecnie pierwsza LO), prostymi równaniami wykładniczymi i pojęciem logarytmu, a maluchy bawiły się pojęciami zbioru i działaniami na nich w nauczaniu początkowym. Były kasztany i żołędzie w różnych kolorkach i kolorowe sznureczki do tworzenia (okalania) odpowiednich zbiorów. Z fizyki (która była nastawiona na tłumaczenie otaczającego nas świata) była zasada działania silnika czterosuwowego, dwusuwowego i diesla (były działające modele), zasada działania diody i triody w wersji lampowej i półprzewodnikowej - wiem, że to dziś zbędne. Ale, na Boga! te moje dzieciaki w zaświnionych gumiakach świetnie sobie z tym radziły! Szybki skok do przodu. Pojawiło się gimnazjum i egzaminy z KAŻDEGO przedmiotu. Dało się? Dało się. A program gimnazjum z matmy wcale taki łatwy nie był. Sporo z niego obecnie jest dopiero w liceum.
A potem zaczęły się cięcia. Zgoda, sporo wiadomości i umiejętności było zbędnych, ale jeśli ktoś pyta patrząc na program matematyki "do czego mi się to w życiu przyda?" to nie wie po co matma w ogóle jest w szkole. To ma uczyć logicznego myślenia, wiązania informacji, wyciągania wniosków i planowania działań. To samo dotyczy fizyki. A wiedza milusińskich o świecie jest zatrważająca!
Prac domowych (kolejny postulat) od lat nie zadaję. Mam tyle godzin ile chcę i zadawanie jest zbędne - wszystko mogę zrobić w czasie zajęć. Ale indolencja moich podopiecznych i roszczeniowość ich rodziców mnie przeraża. Bardzo proszę o rzeczowe komentarze również nauczycieli innych przedmiotów.
nauczyciel podstawa programowa
Ocena:
147
(159)
Nie spodziewam się wielu punktów za ten post, ale może niektórym pożeraczom energii elektrycznej da to do myślenia.
Jak wiadomo z moich poprzednich historii, jako prosument płaciłem około 5000 za pół roku. Ostatni rachunek spowodował u mojej rodziny liczne drgawki, przyspieszone łysienie/siwienie, natarczywe wiatry i zgrozę. 12.500. Czyli wzrost dwuipółkrotny. No dobra, pobawiłem się infolinią, uznałem, że byli (niestety) w prawie likwidując mi taryfę dzienną i nocną, trochę poczytałem (umowa, głupcze!) i odpuściłem szykując się ze łzami na kolejny rachunek za drugie półrocze 2023.
W międzyczasie to i owo wyłączyłem, bo ciepła jesień, a i woda w kranie może być letnia. Z ciekawości zajrzałem niedawno na stronę PGE, gdzie jest zakładka "moje zużycie". I tu ciekawostka. Ostatnie dane są za drugie półrocze 2022. Cała reszta, zwłaszcza kosztowne pierwsze półrocze 2023 znikło jak sen jakiś złoty. Bieżących danych tyż nie ma. Oczywiście można zamówić raport za dowolny okres, ale przychodzi excel z godzinowym rozliczeniem za każdy dzień.
Konia z rzędem temu, kto ten raport zrozumie i wysnuje z niego konkretne wnioski. Oczywiście napisałem do PGE przez formularz.
I co? Żałobna cisza. Ciekawe czemu. Pozdrawiam prosumentów.
Jak wiadomo z moich poprzednich historii, jako prosument płaciłem około 5000 za pół roku. Ostatni rachunek spowodował u mojej rodziny liczne drgawki, przyspieszone łysienie/siwienie, natarczywe wiatry i zgrozę. 12.500. Czyli wzrost dwuipółkrotny. No dobra, pobawiłem się infolinią, uznałem, że byli (niestety) w prawie likwidując mi taryfę dzienną i nocną, trochę poczytałem (umowa, głupcze!) i odpuściłem szykując się ze łzami na kolejny rachunek za drugie półrocze 2023.
W międzyczasie to i owo wyłączyłem, bo ciepła jesień, a i woda w kranie może być letnia. Z ciekawości zajrzałem niedawno na stronę PGE, gdzie jest zakładka "moje zużycie". I tu ciekawostka. Ostatnie dane są za drugie półrocze 2022. Cała reszta, zwłaszcza kosztowne pierwsze półrocze 2023 znikło jak sen jakiś złoty. Bieżących danych tyż nie ma. Oczywiście można zamówić raport za dowolny okres, ale przychodzi excel z godzinowym rozliczeniem za każdy dzień.
Konia z rzędem temu, kto ten raport zrozumie i wysnuje z niego konkretne wnioski. Oczywiście napisałem do PGE przez formularz.
I co? Żałobna cisza. Ciekawe czemu. Pozdrawiam prosumentów.
prąd rachunek
Ocena:
145
(177)