Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

katiu

Zamieszcza historie od: 21 grudnia 2011 - 17:06
Ostatnio: 20 września 2012 - 17:50
  • Historii na głównej: 9 z 18
  • Punktów za historie: 6698
  • Komentarzy: 29
  • Punktów za komentarze: 111
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
20 września 2012 o 2:41

czyżby moje "ulubione" busiki jeździły na Twojej trasie? No dokładnie takie same sytuacje się zdarzają, plus omijanie miejscowości szerokim łukiem (stoisz na przystanku, a busik przejeżdża kilka kilometrów dalej, nawet nie ma szans zauważyć). U mnie zadziałało dzwonienie za KAŻDYM razem (a bywało czasem i ze 2 razy dziennie), rekompensaty żadnej nie dostałam, ale przynajmniej z miejscowości, w której wsiadam odjeżdżają o czasie (też odjeżdżali za wcześnie) i tej miejscowości nie omijają.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
7 lipca 2012 o 15:11

Znalazł się nowy dom dla psiaka! Dziękuję wszystkim za uwagę:) Weźmie go wnuk mojej sąsiadki, z czego się cieszę bardzo, bo znam ludzi i wiem, że się dobrze zaopiekują, a i sama będę miała psiaka trochę "na oku":)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
7 lipca 2012 o 14:16

udostępnij na fb, proszę:)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
7 lipca 2012 o 13:37

a mi się nie mieści w głowie, że można się w jakikolwiek sposób pozbyć psa nie zapewniając mu innego, dobrego dachu nad głową:/ to wzruszające, kiedy pies, którego się ktoś pozbył, jest nadal ufny. Mam nadzieję, że jak najszybciej znajdę mu dom, bo już się psina zaczyna do mnie przywiązywać...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
7 lipca 2012 o 12:51

https://www.facebook.com/media/set/?set=a.426614277376727.93389.100000844760436&type=1 tutaj są zdjęcia widać że pies nie jest zaniedbany, najwyraźniej się komuś po prostu znudził:/

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
6 lipca 2012 o 13:56

chciałam, aby w historii mojej nie było sugestii, że mam jakiekolwiek pretensje do konsultantów. Sama pracowałam w call center (pomarańczowym, oprócz tego sprzedawałam inne różne rzeczy, przeprowadzałam ankiety itp.) i wiem jak to wygląda. Zdarza się dzwonić do tego samego człowieka w kółko, często do momentu aż ten człowiek zaczyna za każdym razem wrzeszczeć na konsultanta. A musisz dzwonić nadal, bo taki numer akurat wpada. A ile razy się zdarzało namawiać ludzi na coś, co, z logicznego punktu widzenia, jest im potrzebne jak dziura w moście... taka praca. Nie mam pretensji do konsultantów i od pierwszego razu wiedziałam, że nie zaistnieje coś takiego jak notatka "zadzwonić w listopadzie 2012" i zostanie to zrealizowane. Traktuję to czysto humorystycznie, bo urocza jest ta konsekwencja i to, że mniej więcej na początku każdego miesiąca wiem, że zadzwonią:)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
5 maja 2012 o 15:28

nie, Baczyński

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
5 maja 2012 o 1:04

ona bardzo chciała się bronić w terminie, tylko żeby jej promotor nie stresował.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
5 maja 2012 o 1:02

nas wszystkich również zadziwiła taka idea:)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
5 maja 2012 o 0:58

ja się nie znam, żadnych przepisów nie czytałam, nie miałam zwyczajnie do tego głowy. I w ogóle pierwszy raz w życiu załatwiałam jakiekolwiek sprawy dotyczące zgonu. Jednak nieco zdziwiła mnie ta książeczka wojskowa, bo, co prawda posiadam ją, tak jak i książeczki wojskowe czy jakieś legitymacje, świadectwa szkolne, stare dowody osobiste dziadków, pradziadków - po prostu zbieram wszystkie tego typu pamiątki, takie hobby. Ale jakbym nie zbierała tak zachłannie, to pewnie już dawno ojciec by tą nieszczęsną książeczkę wyrzucił.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
5 maja 2012 o 0:50

owszem, w małej wiosce się to działo. Tak małej, że USC zajmował jeden pokój, w którym pracują dwie panie, ale "obsługuje" (przynajmniej mnie za każdym razem) tylko pani kierownik tegoż USC.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
2 maja 2012 o 18:21

http://www.youtube.com/watch?v=xV3WPX5aIJI&list=PLAC46785D5A5900C0&index=4&feature=plpp_video proszę, oto wiatrówka i jaką ma reklamę!;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
7 marca 2012 o 0:31

Też byłam wolontariuszką w DPS, mama moja uwielbia pracę z upośledzonymi umysłowo (a taki DPS mamy w pobliżu), więc zabrałam się z nią coby pomagać. Najpierw czytałam książki niewidomym w hostelu (mieszkają tam najsprawniejsi umysłowo i żyją jak we wspólnym domu + jeden dyżurujący opiekun), wszystko super i uroczo. Ale mama moja postanowiła iść na oddział czytać tym głębiej upośledzonym książki, pomagać w warsztatach terapii zajęciowej, właściwie niektórym pomaga samo to, że ktoś ich odwiedza i o nich pamięta, porozmawia, zainteresuje się... A na oddziale ludzie głęboko upośledzeni bez prawie żadnej kontroli (w związku z tym poobijani), od czasu do czasu opiekunka czy pielęgniarka na kogoś krzyknie, ale najbardziej powalił mnie brak szacunku do pensjonariuszy... traktowani jak zwierzęta w klatce, jak ludzie gorszej kategorii. Smród i brud jestem w stanie jeszcze jakoś zrozumieć (w końcu większość robi "pod siebie", a wśród osób, które nie ogarniają tego, co się wokół nich dzieje, trudno znaleźć pedanta, raczej wręcz przeciwnie), ale tego przedmiotowego traktowania już nie. Gdy się okazało (wbrew nadziejom mojej mamy), że do pracy z aż tak niepełnosprawnymi nie mam powołania, po prostu po kilku razach zrezygnowałam i poprzestałam na niewidomych z hostelu. Szkoda, że pracownicy bez powołania nie rezygnują...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 marca 2012 o 22:22

Dzięki, Naa, dokładnie taki był powód, dlaczego nie zgłosiłam tego żadnym służbom. Fakt, mogłam nawrzeszczeć na właściciela, ale jak inny pies atakuje mojego, to nie gadam, tylko próbuję działać, a po odciągnięciu pitbulla należało bezwzględnie psy od siebie oddzielić, bo pitbull wyraźnie miał ochotę wgryźć się po raz drugi, a nie rozmawiać z panem właścicielem, który nad swoim psem nie panował w ogóle. I nie czaiłam się na niego, gdy szłam z moim psem, to tamtego unikałam jak ognia, nawet jak widziałam z daleka, to darowałam sobie rozmowę z panem o poprzednim razie, bo wolałam nie ryzykować kolejnego. I po raz kolejny podkreślam: mimo iż wiedziałam, że mój pies nie zmieni się w agresora, znałam go i miałam nad nim kontrolę (w przeciwieństwie do tamtego pana), nie jestem dumna z tego, że mój pies musiał tamtego aż ugryźć, żeby właściciel zrozumiał, że nad swoim psem kontrolę należy mieć.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
6 marca 2012 o 21:46

Nie, uniwersytet, a płodna dlatego, że 4 dziewczyny z mojej grupy (jedna urodziła dwoje dzieci w czasie trwania studiów licencjackich) miały już jedne studia za sobą, ustatkowały się, poszły na zaoczne i uznały, że uczyć się będą na ewentualnym L4 i na macierzyńskim. Dwie po urodzeniu wzięły dziekankę, opisywana wyżej koleżanka urodziła na koniec studiów, a najlepiej sobie poradziła ta, która pierwsze dziecko urodziła pod koniec pierwszego roku, a drugie pod koniec trzeciego.

[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 22) | raportuj
6 marca 2012 o 15:26

Swoją drogą wykładowca, któremu przerwano zajęcia tekstem "eeeeech, rosołku bym zjadła..." był jednocześnie promotorem, a także na jego zajęciach najczęściej było wyszukiwanie najdogodniejszego miejsca dla wielce szanownej ciężarnej. Wykładowca przed czterdziestką, przystojny jak diabli, wyluzowany, więc do niego koleżanka miała największą słabość jak i śmiałość. Na początku patrzył na to zszokowany, potem cicho komentował, a w końcu wybuchnął, że on ma trójkę dzieci i gdyby jego żona się tak w pierwszej ciąży zachowywała, to na jednym by poprzestał. U niego na zajęciach podziałało, ale u innych się pogorszyło:D

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 marca 2012 o 13:52

powaliła mnie jej logika:D

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 20) | raportuj
6 marca 2012 o 12:58

możliwe. Zaznaczam również, że nie chodzi mi o to, że wszystkie ciężarne mają takie "fazy". Niektóre kobiety jednak czują się w tym stanie wyjątkowo bezkarne (to nie moja wina, że jestem wredna, to wina ciąży).

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 marca 2012 o 11:39

Ja nigdy dziennika do ręki nie dostałam. Nie odbywałam, co prawda, praktyk w podstawówce, a w technikum, liceum i gimnazjum, więc troszkę inna grupa wiekowa, ale jeśli chodziło o zaświadczenia, czy jakieś ważne uwagi, to byłam informowana zawsze przed pierwszą lekcją z daną klasą (byłam nawet informowana kto umie lepiej, kto umie gorzej, kto jest grzeczny, a kto cwaniak). Mi nigdy nie przeszkadzało jedzenie czy picie na lekcji (mówię o jedzeniu i piciu z umiarem i bez przesady - kanapka, jak kogoś głód przyciśnie, czy kilka łyków w przypadku dużego pragnienia). Szczerze mówiąc, bardziej mnie denerwowało chowanie kanapki pod ławką i udawanie, że się tej kanapki wcale nie je, ale wystarczyło powiedzieć "jeśli bardzo potrzebujesz teraz zjeść tą kanapkę, to zjedz normalnie i się nie chowaj" - wtedy ten kto musiał, dokańczał w spokoju, a ten, kto nie musiał, chował do plecaka. Może i uczniowie próbują wkręcać praktykantom, że mogą więcej, ale wtedy też wystarczy tylko poinformować "dobrze, to ja spytam waszej nauczycielki", i kto nie kłamie, ten się zgadza. Inną kwestią jest też to, że często nauczyciele zostawiają praktykantów samych na lekcjach. Proste: przyszła praktykantka - mam godzinę wolnego, ona odwali za mnie tą lekcję. A potem, nie dość, że zdarzają się nieporozumienia, to jeszcze nauczyciel nie widział lekcji i nie może dać studentowi cennych wskazówek, żeby student potem lepiej przeprowadził lekcję pokazową...

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
17 lutego 2012 o 21:19

to było w Warszawie, przy stadionie dziesięciolecia (wtedy jeszcze nie był narodowym - kilka lat temu). Nie wiem, czy wiele osób czyta regulamin, sama nie czytałam, pewnie dlatego, że problemów ze staniem nie mam, małego dziecka nie mam, nie jestem stara ani schorowana, dużych gabarytów nie przewożę, a w ciągu całego mojego życia interesował mnie on tylko w kwestii przewożenia psa i roweru. Matka z tej historii była jednak przypadkiem tak piekielnym, że nie zdziwiłabym się, gdyby domagała się miejsca siedzącego z powodu podróży z dzieckiem w przypadku, gdyby to dziecko miało lat nawet 20.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 17 lutego 2012 o 21:20

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
17 lutego 2012 o 21:10

działo się to wszystko bardzo szybko, a wszyscy skupili się w danej chwili na pomocy starszej pani i starszemu panu. Pasażerowie podzielili się na dwie grupy - jedna pomagała, druga opieprzała matkę. Jak drzwi się zamknęły i kierowca zmierzał na kolejny przystanek, to wszyscy zakrzyczeli jego i matkę, ale okazała się ona tak niewrażliwa i niewzruszona tym zajściem, że jeszcze śmiała się wykłócać i nic sobie nie robiła z tego, jak córka ją prosiła, żeby wreszcie wysiadły z autobusu...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
13 lutego 2012 o 20:14

no tak, u nas nikt nie palił papierosów

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
20 stycznia 2012 o 13:12

dzięki za radę, ale sprawa już załatwiona:) Wymusiłam na piekielnej pani przyjęcie wniosku (bo właściwie tylko tego od niej chciałam), który odrzuciła i mogłam wtedy próbować sprawę załatwić w "wyższej instancji", gdzie mi wszystko dokładnie i rzeczowo wyjaśniono.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
19 stycznia 2012 o 15:26

skarga poszła, jak się później dowiedziałam, nie tylko ode mnie. Piekielny jeździł zaledwie od miesiąca, co i tak nie upoważnia go do takich akcji. Już lepiej jest jak kierowca pyta pasażerów, którędy ma jechać. W tamtych okolicach dużo ludzi funkcjonuje w taki sposób, że w tygodniu pracują lub uczą się i mieszkają w mieście, a na weekend właśnie tym autobusem wracają do domu, nierzadko zresztą obładowani. Sąsiedzi złożyli skargę, jak ten pan nie zabrał tydzień wcześniej ich syna - chłopaka, który niedawno zaczął naukę w liceum w mieście. Jakiś czas po tym zdarzeniu jechał kierowca, który jeździł, zanim piekielnego dopuścili do tak odpowiedzialnej funkcji jak przewóz ludzi i powiedział, że piekielnego opieprzyli z góry na dół i natychmiast wyrzucili z pracy. Teraz jeździ już tylko ten poprzedni kierowca - miły, sympatyczny i WIE DOKĄD JEDZIE.

[historia]
Ocena: 19 (Głosów: 19) | raportuj
17 stycznia 2012 o 15:55

Z niszczeniem chodzi o to, żeby i pozostali klienci (stojący w kolejce) wiedzieli, że my sobie, pod żadnym pozorem, nie przechowujemy ich kopii (jak wiadomo, czasem ludzie kserują dość poufne dane). Fakt, to głupota, jeśli chodzi o zwykły święty obrazek, ale kierownictwo wykombinowało to sobie tak, że nieudane kopie muszą zostać zniszczone przy kliencie, niezależnie od tego, co to są za kopie. Chciałam się ino trzymać wytycznych, jako nowy pracownik.

« poprzednia 1 2 następna »