Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

krogulec

Zamieszcza historie od: 17 sierpnia 2011 - 21:03
Ostatnio: 19 marca 2024 - 21:58
  • Historii na głównej: 10 z 22
  • Punktów za historie: 4803
  • Komentarzy: 1274
  • Punktów za komentarze: 6580
 

#90534

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do historii https://piekielni.pl/90531

Jakbym widział PGNiG. Podaję stan licznika smsem. Po 3 dniach przychodzą faktury na dwa mieszkania. Na jednym rachunek 3x co zwykle, na drugim 8x tyle.

Idę do biura. Kobieta sprawdza i widzi, że system przyjął stan licznika i nie wie dlaczego wystawił tak wysokie rachunki. Przyjdą mi korekty, ale i tak pisze długopisem ile mam zapłacić.
Przychodzą korekty, ładnie wszystko wypisane, ale na fakturze wydrukowane tylko i wyłącznie same opłaty abonamentowe. Bez zużycia.

rachunki

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (131)

#84118

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając #84111 jakbym widział siebie.

Mam firmę, która działa jeden miesiąc w roku, a pozostały czas jest zawieszona. I tak od przynajmniej kilkunastu lat. W zeszłym roku standardowo złożyłem pismo o zawieszenie, dostałem potwierdzenie i o firmie zapomniałem na kolejne 10 i pół miesiąca.

Jednak po 3 miesiącach przychodzi polecony z ZUS-u. Pismo napisane w taki sposób, że ciężko było zrozumieć o co im chodzi. W końcu doszedłem, że niby zalegam za składkę zdrowotną za miesiące po zawieszeniu firmy. Zdziwiony sprawdzam CEIDG i jak byk, że firma zawieszona dokładnie od dnia co chciałem.

Ok, idę do ZUS. Okazuje się, że osoba która się podpisała, nie pracuje w budynku głównym, tylko w pomocniczym do którego niestety trzeba się kawałek przespacerować. Dobrze, że nie jestem niepełnosprawny to dam radę się przejść. Ok znalazłem osobę, która podpisała papier i pytam o co chodzi, bo przecież firma zawieszona, a składki z etatu są płacone jak trzeba. Ok, kobieta sprawdza po NIP i faktycznie jest zawieszone. Zajęło jej to całe 15 sekund. Aby było zabawniej, to ona nie może tego skorygować na miejscu, tylko muszę się udać do głównego budynku, do Sali Obsługi Klienta i tam w okienku prostować.

Lekko wkurzony wracam do głównego budynku. Oczywiście trzeba pobrać numerek i swoje odstać (otwarte 3 okienka z 8). W końcu moja kolej i wyłuszczam sprawę. I teraz najzabawniejsze. W systemie jest informacja z CEIDG, przekazane info z UM, a nawet info od księgowego. Wszystko elektronicznie. Ale, cytuję "system tego nie przemielił" i firma wisiała jako aktywna. Kobieta mówi, że to da się wyprostować, ale nie wie co z naliczonymi składkami. Po 2 telefonach wyszło, że to się wyzeruje.

W końcu mogę iść, jeszcze tylko informacja, że pocztą prześlą mi papier o wyprostowaniu. Czekam na niego już dłuższą chwilę, ciekawe czy się wyrobią zanim znów odwieszę firmę.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (149)

#81653

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #81644 przypomniała mi moje perypetie.

Sytuacja sprzed 10 czy 12 lat. Jakiś czas po zakończeniu studiów, przyszedł polecony z biblioteki uczelnianej, że zalegam z oddaniem 2 książek. Ok, przetrząsnąłem pudła ze szpejami ze studiów i faktycznie tam były.

Ok, moja wina, zawaliłem, przyznaję bez bicia. Zapakowałem, paczka poszła, pozostała jeszcze formalność typu opłata za przetrzymanie. Piszę maila do osoby odpowiedzialnej (kierowniczka), podaję sygn pisma, informuję że paczka wyszła, nr przesyłki. Oraz proszę o podanie nr konta na który mam przelać należność.
No cóż, byłem naiwny. Odpowiedź zbiła mnie z nóg.
B- biblioteka, J- ja

B - Należność należy wpłacić w kasie uczelni.
J - Mieszkam poza XXX, proszę podać nr konta.
B - Biblioteka nie ma własnego nr konta, płatność tylko w kasie.
J - Nie będę brał wolnego, jechał kilkaset kilometrów, dla 10 minut przy kasie. Sam koszt przejazdu będzie większy od należności.
B - Powtarzam, nie ma innej możliwości niż płatność w kasie.

Wkurzyłem się. Ok, nie chcecie pieniędzy to ich nie dostaniecie.
Mijają 3 lata, przychodzi wezwanie przedsądowe. Ok dzwonię pod podany numer, podaję nr sprawy:
B - Dlaczego dotąd Pan nie zapłacił?
J - Bo nie chcieliście moich pieniędzy?
B - Słucham?
J - 3 lata temu odmówiliście podania mi nr konta, na który mam wpłacić pieniądze.
B - To niemożliwe.
J - Mam przed sobą maile z panią Piekielną (cud, nadal były na serwerze poczty) z (tu podaję daty), gdzie wyraźnie kilka razy powtarza, że płatność tylko w kasie i nie ma możliwości zapłaty przelewem.
B - Pani Piekielna już nie kieruje biblioteką. Proszę przesłać mi te maile.
J – OK.
Maile przesłane, nazajutrz dostałem odpowiedź. Przeproszono mnie za zaistniałą sytuację i nawet obniżono o połowę należność za przetrzymanie. No i oczywiście podano nr konta.

Najbardziej piekielne z tego było, że wielka uczelnia techniczna, reklamująca się innowacyjnością, kierunkami informatycznymi itp. Ale niepotrafiąca założyć subkonta dla biblioteki uczelni.

uczelnia biblioteka

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (208)

#81235

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii #81232 przypomniała mi się historia kolegi sprzed ok 2 lat.

Kolega pracował w firmie. Pewnego pięknego dnia, na konto wpłynęła niepełna wypłata. Kolega idzie do szefowej i pyta się o co chodzi.
- Bo miałam kolizję i musiałam zapłacić mandat oraz naprawić auto.
- Ale co to ma ze mną wspólnego.
- Bo zderzyłam się z A. i to była jej wina. Rozlicz się z nią, ja stratna nie będę.

Kolega porażony logiką wyszedł, po 10 minutach złożył wypowiedzenie umowy o pracę z winy pracodawcy, ze skutkiem natychmiastowym i opisem sytuacji.
Pracę znalazł dosyć szybko i nawet sobie chwali, bo dosyć mocno skróciło czas dojazdu.

Kim była A.? Ex-dziewczyną kolegi, z którą się rozstał 3 lata przed kolizją szefowej.

firma praca

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (163)

#76209

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/76198 przypomniała mi sytuację z miejsca mojej pracy.
Sklep typowo przemysłowy, dosyć szeroki asortyment. I jeden, ale to jeden klient, którego jest zakaz obsługiwania czy sprzedaży mu czegokolwiek.

Dziwne, prawda? Otóż nie. Ten człowiek przez paręnaście lat istnienia firmy odpowiadał za 25% wszystkich reklamacji. 25%!
Każdy, ale to każdy towar próbował zwrócić albo reklamować.
Zwroty nie wchodziły w rachubę, bo polityka właściciela jest jasna: sklep to nie wypożyczalnia. W uzasadnionych wypadkach możliwa jest wymiana na inny ze względów technicznych.
Reklamacje były zaś masowo odrzucane przez producentów.

Niestety każda wizyta tego osobnika kończyła się lekką awanturą, wobec czego zirytowany właściciel stwierdził niczym w "Misiu": Tego pana nie obsługujemy.

sklepy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (262)

#75526

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/75515 o chciwych najemcach przypomniała mi sprawę, której byłem świadkiem
Lokal gdzie pracuję mieści się w kamienicy. Góra inny właściciel (G), dół inny (D).
Po parunastu latach (G) stwierdził, że będzie remontował ściany z zewnątrz. Pogadał z (D) a ten się zgodził. (G) zamówił ekipę, materiały i remont się zaczął.
Pierwszy numer, (G) pije z ekipą co 2 dzień. Drugi zgrzyt, gdy chciał robić front i zasłonić wejście do lokalu w szczycie sezonu. Telefon do (D) i się uspokoił.

Po remoncie (G) dzwoni do (D) aby się rozliczyć. (D) przyjeżdża tu zaczyna się cyrk. (G) z materiałów na kamienicę wyremontował sobie też przylegający podwójny garaż. Tynk akrylowy z racji iż kładziony w okolicy 0 stopni, odpada ze ściany pod dotknięciem, umowy z ekipą brak.
(D) lekko się zdenerwował. Stwierdził, że za ekipę płacić nie będzie, bo przez brak umowy nie odliczy sobie tego od podatku. Za akryl który odchodzi od ściany też. Płacił jedynie swoją część, za farbę i tynk w części, gdzie nie ma akrylu. (G) groził sądem ale po wizycie u adwokata musiał spasować.

A teraz smaczki:
(G) jest na tyle nieprzyjemnym człowiekiem, że własna siostra wolała sprzedać dół kamienicy obcemu (D), niż właśnie (G), po czym zerwała z nim kontakty.
(G) przy zapłacie za robotę, pożarł się z ekipą. Dlaczego? Bo pili jego wódkę i im to odlicza od wypłaty.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (176)

#64637

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji, iż ostatnio jest głośna sprawa z komornikiem i nielegalnym zajęciem traktora, to opowiem inna historię.

W sylwestra wracam do domu po pracy. Widzę awizo z poczty, nawet się nie zdziwiłem, bo ostatnio dosyć intensywnie wymieniam pisma z paroma urzędami. Ok, po nowym roku idę odebrać.

Niespodzianka nr 1: to nie polecony, a przesyłka.

Niespodzianka nr 2: to przesyłka z W-wy od KRUK Windykacja (duży czerwony napis) w formie dużej, wypchanej koperty. Niespodzianka tym większa, iż pracuję zawodowo od kilkunastu lat, na zarobki nie narzekam, kredytu nigdy nie brałem, telefonu na umowę/abonament też, posiadam oszczędności. Jedyna zaległość jaką miałem w ciągu ostatnich lat to 1,54PLN za przetrzymanie książki w bibliotece (podczas porządków przed świątecznych znalazłem potwierdzenie zapłaty z 2007).
No dobra myślę, zobaczymy co to jest i sięgam po przesyłkę,

Niespodzianka nr 3: Pani z okienka: Przesyłka płatna: 130zł.
Przyznam się, zatkało mnie. Pani widząc moje osłupienie mówi: 130 zł. Tu pisze na dole DOKUM. Może jakiś mandat?
Kręcę głową: Mandaty przychodzą z SM, ITD lub jeżeli nie przyjmę to wyrok zaoczny z Sądu. Ale Kruk nie.
- Zawsze można nie przyjąć.
- I chyba, tak zrobię.

I teraz mam problem, jak właściwie całą sytuację mam oceniać. Czy to była próba oszustwa? Wyłudzenia pieniędzy?
Próba potwierdzenia jakiegoś nieistniejącego długu? Skąd mają moje dane? Albo zapłacę i w środku okaże się, że odebrałem usługę płatną tzn. dokument potwierdzający iż nic im nie zalegam. Może by ich pozwać o naruszenie dóbr osobistych? Bo sytuacja nie należała do przyjemnych.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 595 (639)

#58447

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia o dostarczycielach InPostu.

Wrzesień zeszłego roku. Rodzina miała przysłać dosyć dużą paczkę do matki. Z racji iż ciągle trwało lato, matka spędzała większość czasu poza domem, na ogródku działkowym kilkaset metrów od bloku. Wobec czego rodzina wybrała InPost ze względu na możliwość wcześniejszego kontaktu telefonicznego z odbiorcą, dodatkowo wpisano dwa numery.

Dzień pierwszy.
Oczywiście zamiast telefonu było awizo.
Oczywiście punkt odbioru przesyłek nie w centrum miasta gdzie można nadać list, ale na peryferiach. Po kwadransie poszukiwaniach udało się znaleźć koszmarnie oznaczony punkt, mieszczący się w przerobionej garażo-piwnicy domu prywatnego!
Oczywiście przesyłka jeszcze nie wróciła.
- Dlaczego nikt nie zadzwonił?
- Nie mamy obowiązku dzwonić.
- To dlaczego przy przyjmowaniu zapewniano, że dzwonicie i nawet jest miejsce na telefon na druczku?
- Nie odpowiadam za to co mówili w innym mieście.
No dobra tym razem odpuszczamy i czekamy dalej na przesyłkę.

Dzień drugi.
Tym razem udało się, kurier zastał mnie i matkę w domu.
- Poproszę dowód tożsamości.
No, chociaż jeden sprawdza komu oddaje paczkę - myślę sobie.
Myliłem się. Patrzę, a facet zaczyna przepisywać dane i numer dowodu.
- Co pan wyprawia? - I wyrwanie dowodu z ręki.
- Mam obowiązek przepisać te dane - tłumaczy się kurier - bez tego nie mogę wydać przesyłki.
- Pan ma PRAWO jedynie sprawdzić tożsamość odbiorcy i nic więcej. Przepisywanie danych osobowych nie wchodzi w rachubę.
Kurier swoje, my swoje. Po paru minutach stwierdził iż nie wyda i poszedł. W międzyczasie widzę na druczku wyraźnie napisane dwa numery telefonów. Ok, telefon do centrali i składamy skargę iż nie wykonano telefonu mimo zapewnień przy nadawaniu, żądamy wydania paczki oraz informujemy iż w przypadku kolejnych prób przepisywania danych złożymy zawiadomienie do prokuratury o próbie wyłudzenia danych osobowych.

Dzień trzeci.
Tym razem oddał paczkę bez żądania okazania dowodu. Za to podsunął do podpisania formularz iż odbiorca nie ma pretensji do kuriera i sposobu dostarczenia.
- Chyba pan niepoważny.
- Proszę podpisać, bo mi premię obetną.
- Nie ma mowy. Żegnam.

Po czymś takim nigdy więcej InPostu.

kurierzy InPost

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 476 (554)

#42732

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Oto jak dziś rano prawie zostałem "bandytą".

Otóż od pewnego czasu babcię coraz bardziej bolało kolano, do tego stopnia, ze choć bardzo uparta i samodzielna, to zaczęła prosić o podwózki autem.

Lekarz rodzinny, rentgen, rodzinny i skierowanie do ortopedy. I tu zaczynają się schody. Termin w szpitalu odległy. No to trzeba prywatnie aby babcia się nie męczyła. Ale przez weekend dowiedzieliśmy się, że w szpitalu oprócz terminów przyjmują pierwsze 10 osób co się zarejestruje. I przyjmują ci sami lekarze co prywatnie.

Dziś rano pobudka o nieludzkiej porze [4.40] i o 5.15 byłem już 3 w kolejce. Kolejne 15 osób dotarło do 6 godziny. Jako jedyny chyba się nie nudziłem - zdążyłem przeczytać kawał książki.

Godzina 7, rejestracja zaczyna pracę. Wykładam skierowanie DO i legitymacje ZUS.
- Ja nie zarejestruję - słyszę od pielęgniarki.
- Dlaczego?
- Jak nie termin to tylko powypadkowi. Mogę na termin 19 grudzień (przez telefon termin był koniec stycznia!)
- To za długo, proszę zarejestrować na dziś.
- Tylko powypadkowi.
Tu zrobiłem coś, co kilka razy radziłem na piekielnych.
- Proszę odmowę rejestracji na piśmie.
- Nie wydam czegoś takiego.
- To pani obowiązek. Więc albo rejestruje pani albo wypisuje odmowę.
- Na tablicy pisze, że tylko powypadkowi - nagła zmiana taktyki.
- Gdzie? - zaciekawiłem się, bo tablicę przestudiowałem zanim zabrałem się za książkę.
- O, tu - i wskazuje na kartkę:
"Ze względu na wygodę pacjentów, zostaje wprowadzona możliwości rejestracji na termin. Osobiście lub przez telefon."
- Tu nic nie ma o rejestracji tylko powypadkowych.
Z tyłu podnoszą się głosy.
- Nikt nie planuje złamania i nie rejestruje się naprzód.
Kolejna zmiana taktyki pielęgniarki:
- Chyba będę musiała poprosić dyrektora o zlikwidowanie porannych zapisów - usiłuje zastraszyć kolejkę.

Tego było już mi za wiele. Wyjąłem komórkę, włączyłem nagrywanie video i skierowałem na rejestratorkę;
- Proszę zarejestrować albo wydać pisemną odmowę wykonania czynności służbowej wraz z podstawą prawną oraz czytelnie się podpisać.

Tu nie miała wyboru.
- Zarejestruję, ale to lekarz podejmie decyzję czy przyjmie.
Wzruszyłem tylko ramionami i pojechałem bo babcię. Lekarz nie robił problemów i przyjął. Za to pielęgniarka się poskarżyła babci jaki to byłem nieuprzejmy i ją (pielęgniarkę) zastraszyłem aby zarejestrowała. Co mnie szczerze rozbawiło.

Zastanawiam się kto był bardziej piekielny - ja bo nie dałem się spławić czy niekompetentna pielęgniarka.

szpital

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1067 (1135)

#22566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Parę lat temu wprowadzono konieczność przeglądów instalacji elektrycznej. Spółdzielnia Mieszkaniowa [SP] wywiesiła ogłoszenia iż będą wykonywane przeglądy przez firmę zewnętrzną i podała dwa terminy. No ok.

W dniu przeglądu, dzwonek do drzwi.
[T] - technicy
[J] - ja

[T] - Bry, my na przegląd instalacji.
WTF? Dwóch łebków zaraz po technikum. Stwierdziłem, że coś sprawdzę.
[J] - Proszę o uprawnienia SEP pomiarowe.
[T] - Szef ma. My nie musimy.
[J] - Proszę protokół.
W protokole wpisuję adnotacje o braku uprawnień, robię zdjęcie, oddaję i zamykam drzwi. Następnego dnia informuję telefonicznie [SM], że technicy nie posiadają odpowiednich uprawnień.
Za tydzień znów się zjawiają ci sami.
[T] - My ponownie na kontrole.
Tu się wkurzyłem. Wyjąłem komórkę, włączyłem nagrywanie.
[J] - Proszę o okazanie uprawnień pomiarowych SEP.
[T] - Już mówiliśmy - szef ma, my nie musimy.
[J] - Aha, czyli jak dyrektor PKS, ma prawo jazdy, to kierowcy już nie muszą? Poza tym sam jestem elektrykiem i doskonale wiem, że trzeba uprawnienia.

Jeszcze coś próbowali ale trzaśnięcie drzwiami urwało dyskusję. Po paru dniach otrzymałem polecony, z groźbą nałożenia kary finansowej i odcięcia zasilania jeżeli nie wpuszczę techników.

Tu mnie krew zalała. Wydrukowałem biling z komórki, wypaliłem na CD i długa do prokuratury. Efekt? Właściciel formy z zarzutami za podpisy na protokołach przeglądów, których nie dokonywał, utrata uprawnień SEP. A administratorka osiedla straciła pracę za zaniedbania.

Ja byłem bardzo ale to bardzo piekielny. Ale nie wolno dać sobie wejść na głowę.

Spółdzielnia mieszkaniowa

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 810 (896)

1