Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

leprechaun

Zamieszcza historie od: 21 października 2017 - 11:23
Ostatnio: 23 sierpnia 2018 - 18:08
O sobie:

Moje drugie konto tutaj, założone po tym, jak do pierwszego profilu logowanie zepsuło się na amen.

Co ze mnie za cholera? Mały, zacięty, niepozorny z wyglądu chochlik, na co dzień mieszkający w Irlandii i głęboko w niej zakochany. Poganin-asatryjczyk. Z zawodu fotograf, z zamiłowania psiarz, włóczykij i mól książkowy. :)

  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 427
  • Komentarzy: 248
  • Punktów za komentarze: 617
 
[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
30 października 2017 o 19:38

Uch, jak ja nie znoszę takiego podejścia. Moja matka ma taką znajomą, niestety ze skłonnością do ciągłego przesiadywania u wszystkich krewnych i znajomych królika w celu "odpoczęcia od dziecka" (tzn. ona przychodzi, a ty masz zapewnić kawkę, ciasteczko i rozrywki dla bachorka). Gnojek ma 5 lat, a rozpuszczony tak, że naprawdę nachodzą mnie myśli typu "ciekawe, jakby się składał, spadając z tamtego ciągu schodów kręconych...". Pomijam takie "drobnostki" jak ciągłe wpierd... się do rozmowy dorosłych, wrzaskiem (ja za coś takiego bym dostała w pysk), bieganie z dzikim piskiem i tupaniem po całym domu (już dwie doniczki stłukła), pozwalnie dziecku wybierać, czy chce się codziennie kąpać i myć zęby (!) czy narzekanie, jak to nie chce jeść, przy jednoczesnym napychaniu dziecka słodyczami (na śniadanie Nutella i kakałko, obiadu zje dwie łyżki i poleci żreć Mleczne Kanapki, Monte, ciastka czy inne żelki, na kolację płatki czekoladowe z mlekiem i znowu kakałko...). Najgorsze jest to, że pięcioletni gówniak jest tak roszczeniowy, że łeb pęka. Też do mnie raz przyleciała (akurat, jak zdychałam po całym dniu jeżdżenia po lekarzach), żeby jej bajki puścić. Jak jej powiedziałam, że absolutnie nie (tutaj seria logicznych argumentów, dlaczego nie), to bachor porwał moją komórkę i patrząc mi w oczy...pizgnął nią z całej siły o podłogę! Na jego nieszczęście używam starego Samsunga Solida, więc komórka tylko wgniotła lekko podłogę, odbiła się radośnie i na tym skończyły się uszkodzenia. Gówniarz z frustracji rzucił się na podłogę i zaczął odstawiać regularną histerię... Oczywiście po odstawieniu go za szmaty (bo wstać nie chciał) do jego rodzicielki zebrałam jeszcze opierdziel, że krzywdę biedne dziecko. A, i dziecko jest uzależnione od bajek. Ledwo wstanie rano - bajki, w drodze do przeszkola bajki na smartfonie, w drodze do domu to samo, obiad "je" przed telewizorem, od telewizora odrywa się głównie po to, żeby pójść przed kompa / zapierdzielić matce smartfona bez pytania i oglądać kolejne bajki... I niestety, obserwuję tak sobie tendencje społeczne i takich "hodowców" dzieci jest już większość! Ciężko jest trafić na normalnych, odpowiedzialnych rodziców. A ludzie się dziwią, dlaczego dla świętego spokoju wolę trzymać się z dala od wszelkich dzieci.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
30 października 2017 o 18:29

@lasek0110: Nic dodać, nic ująć, przeraźliwie smutne i prawdziwe. To głównie niemożność zmienienia czegokolwiek w Polsce (pod względem traktowania pracowników, chorych przepisów, kłód pod nogi na każdym kroku, układów itd.) wygoniła mnie do Irlandii. Tam przynajmniej czuję, że mogę coś osiągnąć, zapracować na swój rachunek i przyszłość. To, czy odniosę w czymś sukces, zależy głównie od mojej ciężkiej pracy, a nie wyłącznie od kolesiostwa, układów i łapówek. W Irlandii ciężka praca przynosi owoce, a nie zawał w wieku 30 lat, depresję i zgorzknienie. Prosty przykład: przyjmijmy, że chcesz zacząć sprzedawać warzywka organiczne, które póki co uprawiasz u siebie w ogródku pod jedną foliową szklarnią. Wychodzi ci tego powiedzmy 5 skrzynek całościowo (3 skrzynki ziemniaków, jedna marchewki i jedna ogórków, dajmy na to). Nie wiesz, czy ludziom zasmakują akurat twoje odmiany, a masz trochę nadwyżki w stosunku do tego, ile potrzebujesz na własne gotowanie. Ładujesz więc ze 2 skrzynki do bagażnika w samochodzie, jedziesz na targ lokalny, opłacasz miejsce postojowe (10 euro) i sprzedajesz prosto z bagażnika. Jeśli ludziom smakuje, super! Możesz postawić większą szklarnię, pohandlować jeszcze na innych targach lokalnych, podziałać w myśl zasady, że każda inwestycja przynosi większy pieniądz. Po jakimś czasie takiej dłubaniny na dwa fronty (z normalnej roboty się utrzymujesz, ze sprzedaży na targach inwestujesz w uprawy) masz już ładnie rozkulaną firmę, przynoszącą odpowiednie zyski. Wtedy idziesz do urzędu, szybciutko się rejestrujesz, opłacasz z góry kwity (zazwyczaj jest to 200 euro na rok, moja znajoma płaci 800zł miesięcznie na ZUS i podatki...) i możesz np. zacząć negocjacje z lokalnym oddziałem supermarketu, czy nie chcieliby cię wciągnąć na listę dostawców (a jest to bardzo popularne podejście w Irlandii, zwłaszcza w marketach SuperValu) lub zacząć współpracować z jakimś producentem przetworów warzywnych czy coś. Całość może zająć rok lub nawet dwa, ale cóż to jest w porównaniu z możliwością życia przez resztę swoich lat z czegoś, co się kocha, bycia szefem samemu sobie? Jeśli natomiast ludziom nie smakują twoje warzywka, rozdajesz nadmiar urobku sąsiadom albo jakoś to przerabiasz na weki itd., a w przyszłym roku po prostu mniej sadzisz. I tyle. Całe ryzyko, jakie poniosłeś, to 10 euro postojowego, może z 10 na paliwo i kilka godzin twojego czasu. A teraz spróbuj coś takiego zrobić w Polsce. W Polsce musisz założyć biznes od dupy strony (najpierw kolosalne koszty, a potem próby rozkręcenia), jest gigantyczne ryzyko, że splajtujesz po kilku miesiącach i skończysz na ładnych parę lat z długami do spłacenia albo jeszcze nie daj boże ze sprawą karną za niedopatrzenie jakiegoś przepisiku. A ludzie się dziwią, że "ni ma krajowych i lokalnych przedsiembiorców, skandal!". Ja się nie dziwię, ani troszkę.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 30 października 2017 o 18:34

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
30 października 2017 o 18:09

@MarcinMo: PunktY...? A, może wliczasz też ten o magicznym rozszerzaniu etatu (1,5 etatu płatne za 1). To wbrew pozorom jest bardzo częsta zagrywka. Niekoniecznie musi się tak dziać od początku, często gdzieś się zatrudniasz na jeden etat, a szef ci dokłada po godzince, po godzince, ty się zgadzasz, bo "300 innych już czeka na twoje miejsce" i po jakimś czasie się orientujesz, że harujesz jak naiwny na 1,5 etatu, a zarabiasz dalej minimalną krajową. Co do punktu e), w ogłoszeniu napisane było, że pracodawca gwarantuje "godzinową stawkę minimalną" i dopiero po zadzwonieniu tam człowiek się dowiadywał, że połowę stawki minimalnej wystawiający ogłoszenie sobie bezczelnie kradnie na "opłatę dla agencji pośredniczącej" (ogłoszenia teoretycznie od osoby prywatnej, żadnej nazwy agencji ani nic), w przypadku Ukraińców na "koszty legalizacji pracy w Polsce" (?) itd. itp., ogólnie facet wyrzucił z siebie litanię opłat jedna po drugiej (niemalże nie brał oddechu) i zakończył "więc stawka godzinowa to pięćzłotygodzina" (dosłownie tak wypowiedziane). Jako, że były to głównie prace dorywcze, fizyczne - sprzątanie, pomoc na gospodarstwie, pomoc w uprzątaniu gruzu etc. - i największe było pół etatu, a najmniejsze chyba 1/8, to cóż... Człowiek szukający stałej pracy na etat raczej nie odpowiada na takie ogłoszenia, a z kolei zdesperowanych szukających czegokolwiek na już (bo inaczej śmierć głodowa) bardzo łatwo oszwabić. W Irlandii też się zdarzały takie cuda, sama harowałam 14h na deszczu za 3 euro na godzinę na czarno, bo inaczej nie miałam dosłownie nawet na chleb i mleko, nic.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
30 października 2017 o 18:01

@szafa: Mieszkałam we Wrocku przez jakiś czas przed wyjazdem, przyjemne miasto. :) Ale teraz jest poza moim zasięgiem.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
30 października 2017 o 17:46

@Gorn221: Ja z kolei spotkałam się tylko z pisownią oryginalną, czasem jeszcze ze spolszczeniem "leprikon". Leprokonusa nie słyszałam nigdy, człowiek się uczy całe życie. :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
30 października 2017 o 17:44

@zendra: To znaczy? W moim CV nie znajdziesz żadnego, choćby mglistego napomknięcia na ten temat, bo pracodawcy moje wyznanie nie powinno w najmniejszym stopniu obchodzić (zawsze mnie też śmieszy konieczność wypisywania swoich zainteresowań w polskim CV, czy moje hobby wpływają na to, jakim jestem pracownikiem...?). A że nie daję sobą pomiatać ani wrabiać się w żadne chore układy i kopanie dołków (co wynika zarówno z wyznania i filozofii życiowej, jak z doświadczenia w Irlandii i zwykłej ludzkiej przyzwoitości), to inna sprawa i to może się nie podobać. Zwłaszcza w korpo-gułagach, gdzie punktowane jest podpie*dalanie innych pracowników i pięcie się do celu po trupach innych.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
30 października 2017 o 17:40

@szafa: Tak, języki też są problemem. Moja znajoma szukała pracy w Czechach (mieszka na Śląsku i mogłaby dojeżdżać), zgłosiła się do paru korpo. Jedno jej odpisało, że mogą ją wziąć do call-center przyjmującego zgłoszenia o problemach z internetem i przekazującego dane technikom (wszystko poprzez system komputerowy)... Praca w godzinach takich, że cały dzień można sobie za przeproszeniem wsadzić, wykańczająca psychicznie i fizycznie tak, że nikt długo tam nie wytrzymywał, a wymagania? Minimum trzy języki obce w stopniu biegłym + biegły czeski! Powód takich wymagań był jeszcze bardziej absurdalny, ale nie chce mi się rozpisywać, bo to taki off-topic.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
28 października 2017 o 20:34

@Azheal: Przyjmuję przeprosiny i uznaję poprzednią wypowiedź za poślizg kulturalny. ad.3: Być może w biurze obowiązywał ścisły dresscode i sprawy z tym związane, a bohaterki były spocone po nocy? Na Wyspach mi się to nie zdarzało, ale w Polsce latem biorę prysznic wieczorem i kolejny na szybko rano przed wyjściem, bo budzę się kompletnie zlana potem i po prostu czuję się paskudnie (od dziecka bardzo źle znoszę upały, dlatego wcale nie przeszkadza mi wyspiarski klimat, w którym lato trwa 3 dni ;]). Dodatkowo na wilgotne pachy nie można nakładać antyperspirantu, a z autopsji mogę ci powiedzieć, że mając do wyboru podmywanie się płynną Syberią w umywalce i szybkie wskoczenie pod ciepły prysznic...no zdecydowanie wybrałabym prysznic, zwłaszcza, jeśli akurat pizga w lokum. :) ad.4: A hormony potrafią człowieka przeczołgać, oj potrafią... Cały tryb życia można mieć przekopany przez szalejące hormony. Wziąłem, nie wziołem. :)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 28 października 2017 o 20:35

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
27 października 2017 o 15:37

@Azheal: Moja dieta nie uległa większym zmianom przez całe moje życie, a problemy z potem miałam wyłącznie w okresie dojrzewania. Byłam z tym u lekarza, wypytał mnie o wszelkie możliwe przyzwyczajenia, tryb życia, choroby w rodzinie etc. i również zawyrokował, że to przez wahania hormonalne. Po dwóch latach najgorsza burza hormonalna przeszła i mogłam wrócić do prysznica raz dziennie, zwykłych dezodorantów i pokazywania się między ludźmi bez ciągłego stresu. Owszem, moje mniemanie to żadne dane naukowe, ale fakt, że ty nie spotkałeś nikogo, kto by się mył 2 razy dziennie, również nie jest żadnym nieomylnym wyznacznikiem ogólnego stanu rzeczy. Ja nigdy nie spotkałam osobiście buddysty lub osoby grającej na kazoo, czy to ma oznaczać, że takie osoby w ogóle nie istnieją? Nigdzie nie jest wspomniane, jakoby bohaterki historii, jak ty to ujmujesz, "siedziały na dupie cały dzień". Wręcz przeciwnie, skoro był to staż zawodowy, a bohaterki zrywały się wcześnie rano, aby gdzieś się udać, to raczej nie było to zawodowe opalanie się na plaży, pływanie w Atlantyku i jedzenie fish&chips. Nie wiem, czy kiedykolwiek miałeś okazję zahaczyć o Wyspy. Jeśli nie, to podpowiem ci, że klimat tam bywa czasem nieznośnie wręcz wilgotny, wilgoć z powietrza można by zbierać szmatą i wykręcać. W takich warunkach człowiek poci się nawet przy czynnościach, które w klimacie kontynentalnym wykonywał, że tak to ujmę, na sucho. Dodatkowo w trakcie dojrzewania organizm lubi człowiekowi zafundować rozrywki pod tytułem "dwa okresy w miesiącu", "cały miesiąc plamienia" lub "nagła powódź krwi jak w Lśnieniu" i wtedy najchętniej kobieta podmywałaby się parę razy dziennie. A że nie zawsze jest możliwość podmycia się, to wiadomo - prysznic. W dodatku na Wyspach ciepła woda jest często wyłącznie z przepływowego ogrzewacza (o ile nie ma się back boilera), więc nawet do podmycia się trzeba nalać z prysznica = hałas = awantura. Czasem nie da się obejść pewnych rzeczy. Byłam nawet "przelotem" w mieszkaniu, w którym musiałam sobie nalać ciepłej wody z prysznica do...mycia zębów, bo z każdego kranu leciała płynna Syberia. Na szczęście długo tam nie zagrzałam miejsca. Razi mnie agresja i pewne chamstwo (pomimo wielkich liter), które biją z twojej wypowiedzi. Czyżby moja wypowiedź o śmierdzących macho uderzyła w jakiś twój czuły punkt? Czy raczej twoim stylem bycia jest wypowiadanie się w tonie pochopnym, niedokładnym i dość radykalnym?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
26 października 2017 o 21:43

Ach, te cudowne, "wzbogacające kulturalnie" wymiany... Powiem tak: ze względu na różne koleje losu miałam w życiu taki okres (niemalże pół roku), który spędziłam na jeżdżeniu po całej Irlandii właśnie po "wolontariatach" (mam tutaj na myśli głównie serwisy workaway oraz helpx). To, czego przez te sześć miesięcy się naoglądałam i doświadczyłam, mogłoby mi posłużyć za podwaliny książki. Ciężko jest trafić na normalnego hosta, większość ludzi traktuje te wymiany jako źródło niemalże darmowej siły roboczej (znajomego zagoniono na 14h do pracy na farmie bydła mlecznego). U nas hitem była pani, która przy Cliffs of Moher prowadzi hostel i B&B ("Tęczowy Hostel", NIE POLECAM), a która obsługuje cały interes wyłącznie wolontariuszami. W zamian za zapie*dol dostaliśmy miejsce na podłodze nieogrzewanej rupieciarni / składziku środków czystości, dwa koce, jedną łazieneczkę (kibelek i prysznic w klitce 1 x 1,5m) do podziału z 14 innymi osobami ("Gra o Tron" nabrała zupełnie nowego znaczenia), zakaz korzystania z pralki oraz, tu cytat "jak coś zostanie do jedzenia po gościach albo mi z obiadu, to możecie zjeść". W ogłoszeniu oczywiście full zakwaterowanie, wyżywienie, internet (brak), pralka / suszarka i striptiz co czwartek w pakiecie. Kiedy więc moja mamuśka przy którymś rodzinnym spotkaniu pokazała mi artykuł w jakimś babskim piśmie, który to opiewał, jakim ósmym cudem świata są te wymiany, niemalże zabiłam ją śmiechem i uświadomiłam, co tak naprawdę się tam odpierdziela. Jeśli ktoś koniecznie jednak chce zobaczyć Irlandię w ten sposób, proszę śmiało napisać na priv, mogę kilku hostów z czystym sercem polecić oraz ostrzeć przed znacznie, znacznie większą liczbą tych, których nie polecam nikomu.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 października 2017 o 21:23

@Azheal: Cytat z historii: "kobieta żałuje wody dorastającym dziewczynom". Jak mnie w trakcie dorastania siekły hormony, to brałam prysznic dwa, a latem trzy razy dziennie i używałam medycznego antyperspirantu w kremie, bo inaczej pot lał się ze mnie wiadrami i capiłam tak, że miałam ochotę już nigdy w życiu nie pokazywać się między ludźmi. Mniemam, że nie jestem jedyną ofiarą hormonalnych szaleństw, a zatem całkiem spory odsetek społeczeństwa w okresie dojrzewania kąpie się 2 czy 3 razy dziennie. No chyba, że jest się jednym z tych "ultramęskich macho" lub "100% naturalnych naziekolożek", wtedy po prostu zabija się wszystkich dokoła swoim smrodem. ;)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
24 października 2017 o 19:50

@Etincelle: Patrząc na ilość minusów, jaka się posypała na moje komentarze, chyba przewinęła się pod tą historią jakaś fala patriotycznych, a niezaradnych... Dzisiaj byłam na dniu próbnym o pracodawcy, który faktycznie postrzega mnie jako atrakcyjny towar, a nie niewolnika z przeceny... ;) Zobaczymy, jak to się rozwinie.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
23 października 2017 o 20:04

@Etincelle: Muszę przyznać, że masz dużo racji. Ludzie tutaj nie ogarniają, jak ja w Irlandii mogę dojeżdżać 70km w jedną stronę do pracy. Co ja się nasłuchałam, że "łojezusiczku, taki kawał drogi, na co to komu!", a szczerze powiedziawszy w ogóle tego tak nie postrzegam. Zawsze się śmieję, że Irlandia zmienia postrzeganie odległości. Przejść 10km pieszo? Spacerek. ;) A tak w ogóle, to planuję przeprowadzkę do innego hrabstwa, zebrało się już sporo problemów i może jest to dobry moment, zaplanować wszystko w Polsce i wtedy ruszyć do zmian ze świeżą energią i spojrzeniem. Osobiście nie rozumiem, dlaczego większość ludzi nie chce robić prawa jazdy i woli męczyć się z dupiatą komunikacją miejską, przez którą odpada połowa godzin pracy (no chyba, że ktoś chce iść 10km pieszo do / z pracy, co dla ludzi tutaj jest odległością kosmiczną). Ja obecnie nie mogę prowadzić (przez leki zdarzają mi się silne zawroty głowy i czasami nie ogarniam przez chwilę, gdzie jestem) i czuję się, jakby mi ktoś urżnął rękę. Jest sporo lepszych posad w pobliskim trochę większym mieście, ale po prostu nie ma się tam jak dostać, jeśli nie ma się auta... Moje CV bogate nie jest, ale jestem bardzo konkretna pod względem trzeźwej oceny swoich umiejętności, tego, czego oczekuję od pracy (o ile można w takiej sytuacji mówić o jakichkolwiek oczekiwaniach...), wiem też, jakie rodzaje pracy generalnie mnie pociągają. Jeśli przeprowadzka w Irlandii dojdzie do skutku, to na pewno spróbuję dostać pracę bardziej zbliżoną do swoich zainteresowań i umiejętności.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
23 października 2017 o 19:26

@bazienka: Podczas aplikowania do jednej sieciówki musiałam wypełnić i podpisać formularz, w którym szczegółowo pytano mnie o zdolność dźwigania i długiego stania, problemy z krążeniem, kontuzje pleców itd. Nie wiem, czy to jest w ogóle legalne...?

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
23 października 2017 o 19:22

@jasiobe: Ależ ja w żadnym wypadku nie generalizuję, że wszyscy "wyspiarscy" lekarze to niedouczone konowały! Tamci dwaj to lekarze w malutkiej, wiejskiej przychodni (zapisałam się tam głównie na wypadek, gdybym potrzebowała jakichś papierków czy coś, bo na co dzień nie wymagam jakiejś szczególnej opieki lekarskiej), głównie zajmują się szczepieniami przeciwko grypie, kontrolowaniem emerytów i oglądaniem dziecięcych migdałków. :) Chociaż na morfologię mogli mnie wysłać, zwłaszcza, że były przesłanki związane z moimi dawnymi problemami zdrowotnymi. Nic to, po powrocie zapiszę się do którejś z dużych przychodni w mieście, w którym pracuję, i zobaczymy. A muszę zaznaczyć, że w Polsce trafiłam na konowała, który prawie doprowadził moje nerki do katastrofy, gdyby nie świąteczna pomoc lekarska, to byłoby ze mną bardzo, bardzo źle. Tak więc to wszystko kwestia człowieka. :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
23 października 2017 o 19:11

@Daro7777: No proszę, a wydawało mi się, że "propaganda kulturalna" na trwałe wypaliła u większości ludzi skojarzenie "Irlandia - leprechaun - Guinness - koniczynki". Zwracam honor. ;) I faktycznie, na małym avatarze moja pinta Guinnessa z kapeluszem leprechauna wygląda jak szklanka coli z czymś pokroju zdeformowanej limonki... :D

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 14) | raportuj
23 października 2017 o 19:08

@bloodcarver: Na maturze zastanawiałam się, po co do diaska jest test z czytania ze zrozumieniem, ale powoli zaczynam widzieć, dlaczego... Pozwolę sobie przekopiować fragment mojej wypowiedzi ledwie kawałek wyżej: "nie biorę od RP ani złotówki(..) Zarejestrowałam się w PUP ze względu na ubezpieczenie na wypadek, gdybym wymagała nagłej hospitalizacji (odpukać!), bo moje ubezpieczenie irlandzkie by tego nie obejmowało. Lekarzy opłacam z własnych pieniędzy, za własne pieniądze kupuję też leki. Zasiłku z Irlandii nie pobieram, żyję z oszczędności." Czytając komentarze tutaj, zaczynam rozumieć, skąd bierze się ta fala hejtu na mnie i ludzi mi podobnych, zmuszonych do zostania w RP na parę miesięcy...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
23 października 2017 o 19:04

Niestety, póki co znajduję głównie ofety z branży IT. Próbowałam podreperować budżet copywritingiem, ale nie dostałam żadnych stałych zleceń. Z dorywczych wychodziło mi niewiele, z pewnością nie na tyle, żeby choćby samej sobie opłacić ubezpieczenie (a boję się trzaskać "nielegalkę").

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 10) | raportuj
22 października 2017 o 16:28

@hulakula: Mała miejscowość, zrobisz awanturę w jednym miejcu, fama się rozejdzie i możesz zapomnieć o tym, że dostaniesz pracę gdziekolwiek indziej. :/

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 16) | raportuj
22 października 2017 o 16:26

@digi51: Niestety, byłam u dwóch lekarzy w Irlandii i obaj olali mnie ciepłym moczem. Jeden zrzucił to na problemy hormonalne wywołane stresem, drugi na anemię (w obu wypadkach nie dało się doprosić o najzwyklejszą morfologię). Przyleciałam więc do Polski do lekarza, który prowadzi mnie już od wielu lat, i okazało się, że wymagam kilkumiesięcznego leczenia. Więc zostałam, po pierwsze bardziej ufam mojemu lekarzowi tutaj (w końcu od lat zajmuje się moim przypadkiem), a po drugie, tak jak pisze pasjonatpl, jest to dużo, dużo tańsze. Po powrocie do Irlandii zmieniam przychodnię, definitywnie. Wolę dalej jechać, ale mieć sensownego lekarza, bo ci w lokalnej przychodni się nie popisali.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 22 października 2017 o 16:27

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 23) | raportuj
22 października 2017 o 16:21

@b_b: Czy ja gdzieś wspomniałam o zasiłku? Proszę się nie pienić, nie biorę od RP ani złotówki (zaraz po maturze wyjechałam z Polski), w przeciwieństwie do moich wspaniałych, patriotycznych sąsiadów, którzy są już trzecim pokoleniem żyjącym z zasiłków. Zarejestrowałam się w PUP ze względu na ubezpieczenie na wypadek, gdybym wymagała nagłej hospitalizacji (odpukać!), bo moje ubezpieczenie irlandzkie by tego nie obejmowało. Lekarzy opłacam z własnych pieniędzy, za własne pieniądze kupuję też leki. Zasiłku z Irlandii nie pobieram, żyję z oszczędności. "nie opłaca się już zatrudniać niepełnosprawnych". Och, doprawdy? Wejdź proszę na pierwszy z brzegu portal pokroju olx, wpisz "sprzątaczka orzeczenie" czy "sprzątaczka niepełnosprawność" i zobacz, ile wyskakuje świeżych ogłoszeń. Wtedy możemy podyskutować.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 15) | raportuj
22 października 2017 o 16:15

@Bevmel: W dużych miastach zapewne wygląda to inaczej, ja niestety pochodzę z małego miasteczka (w zasadzie to taki dziwny twór złożony z kilku wsi, no ale administracyjnie jest miastem), z którego większość młodych uciekła, jeśli tylko miała możliwość, czy to za granicę, czy po prostu do dużego miasta. W efekcie jakieś 70-80% mieszkańców to osoby mające 40-50 lat i wyżej, z czego duża część to ludzie bardzo prości, najczęściej rolnicy, większość to byli pracownicy PGRu. Jest więc tutaj bardzo silna mentalność "bogoojczyźniana" i panuje powszechne społeczne potępienie ludzi wyjeżdżających z naszego "cudownego i obfitującego w dobrobyt" zadupia. Jedynie osoby, które za komuny uciekły do Niemiec / Holandii cieszą się poważaniem i estymą, może ze względu na wysyłanie przez długie lata paczek i pieniędzy do pozostawionych w Polsce bliskich. Najbliższą korporację mam prawie 100km stąd, a nie mogę obecnie prowadzić samochodu (właśnie ze względu na problemy zdrowotne), więc jestem całkowicie zależna od autobusów, które notabene są chyba projektowane pod dziadków jeżdżących na zakupy, bo na bezsensowność rozkładu jazdy skarżą się i uczniowie, i ludzie pracujący.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
22 października 2017 o 16:03

@maat_: Niestety to też już mam przestestowane i nie działa. :/

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna »