Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

leprechaun

Zamieszcza historie od: 21 października 2017 - 11:23
Ostatnio: 23 sierpnia 2018 - 18:08
O sobie:

Moje drugie konto tutaj, założone po tym, jak do pierwszego profilu logowanie zepsuło się na amen.

Co ze mnie za cholera? Mały, zacięty, niepozorny z wyglądu chochlik, na co dzień mieszkający w Irlandii i głęboko w niej zakochany. Poganin-asatryjczyk. Z zawodu fotograf, z zamiłowania psiarz, włóczykij i mól książkowy. :)

  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 427
  • Komentarzy: 248
  • Punktów za komentarze: 617
 
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
29 listopada 2017 o 11:59

@aegerita: Ja po "przerobieniu" (jak to strasznie brzmi, jakbym kiełbasę z nich robiła) kilku psów w ramach skrzyżowania domu tymczasowego z ośrodkiem szkoleniowym* + trzech przygarniętych biedach szczerze powiedziawszy potrzebuję wytchnienia. Obecnie nie mam żadnego sierścia, a następnego będę brać z hodowli - mojego od dziecka wymarzonego, flegmatycznego niufka. ;) Bestyjka będzie posłuszna jak w reklamie psiego zaklinacza. ;) Adopcja i pomoc poszkodowanym przez życie zwierzakom jest szlachetna i potrafi być naprawdę cudowna, ale można również się wykończyć psychicznie (a o tym się publicznie nie mówi, same ochy i achy, jakie pomaganie jest cudowne). Ja po byciu domem tymczasowym marzę o psie, który: nie będzie naprzemiennie wymiotywał lub miał biegunkę (dorosły pies z kompletnie rozpieprzonym układem trawiennym, zanim doszliśmy z wetem do tego, co mu jest, spędziłam urocze 4 miesiące ciągłego mycia podłóg i prania psiego wyra, bo biedak potrafił obudzić się w środku nocy i zaraz zhaftować), nie będzie w ramach "rozrywki" ciągnąć o żywot na smyczy, uciekać, gonić rowerzystów i próbować rzucić się pod auto (wściekle niewybiegany mieszaniec husky, który potrafił wykaraskać się z niemalże każdej uprzęży, obroży i patentu, pomogło halti i 12km spaceru dziennie), nie będzie rzucać się w furii na inne psy (czteroletni mieszaniec bez jakiejkolwiek socjalizacji) oraz nie będzie roznosić domu z powodu lęku separacyjnego, kiedy człowiek wyszedł na 10 minut odebrać pocztę (malamut trzymany przez 4 lata na betonowym backyardzie...). Nie liczę osieroconych szczeniaków, które trzeba było karmić co 2h w nocy, bo tutaj włączył mi się jakiś dziwny instynkt macierzyński i nawet z nimi spałam na psim wyrku czasami. :D Piękne wyrosły. Nie hejtujmy więc ludzi, którzy świadomie (podkreślam, ŚWIADOMIE) biorą psa z hodowli. To nie musi być podyktowane widzimisię czy kwestiami wyglądowymi. Może ktoś po prostu, po latach zajmowania się mieszańcami z ADHD, chciałby odpocząć przy jakimś flegmatycznym leniuchu? :) *Braliśmy do domu po jednym psie i w tych w miarę kontrolowanych warunkach powoli, systematycznie przepracowywaliśmy traumy z przeszłości, uczyliśmy czystości, biegaliśmy do weta itd. Dopiero, kiedy wypracowane były problemy z np. agresją czy lękiem separacyjnym, sierściuch szedł do adopcji. Dzięki temu odsetek wracających do fundacji czworonogów był minimalny. :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 listopada 2017 o 11:30

@elsa900: Zdziwiłabyś się, ale januszostwo i cebula nie są domeną wyłącznie Polaków. ;) Chyba wszędzie znajdzie się choćby paru "zaradnych inaczej", nawet w narodach, które biedy nie cierpią. Nie wiem, jakieś genetyczne zaprogramowanie pewnych jednostek do kombinatorstwa czy ki diabeł?

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
24 listopada 2017 o 12:03

@szafa: U mnie wf-iści kochali robić godzinne "rozgrzewki" polegające na machaniu od razu pompek, bieganiu dookoła boiska (również w zimie, brrrr!), skokach w dal itd. Chyba im się "rozgrzewka" z "ogólnorozwojówką" myliła. Oczywiście bez żadnego rozciągania, w tym wszystko na hurra po wszelkich przerwach wakacyjnych itd. A już nie wspomnę o tym, że według moich szajbniętych wf-istów każdy może od razu z marszu 30 pompek machnąć ot tak. Nie było też żadnej litości ani dostosowania ćwiczeń pod osoby mające problemy ze stawami (ja - każdy serwobieg kończył się potwornym bólem kolan), kręgosłupem (znajoma chodząca w gorsecie ortopedycznym) czy wydolnością oddechową (kolega z astmą). A potem jakie larum, że się ludzie zwalniają z wf-u, bo są leniwi! Zwłaszcza ta koleżanka z chorym kręgosłupem była taaaaka leniwa, po szkole miała codziennie a to gimnastykę korekcyjną, a to zajęcia na basenie i inne dopasowane pod nią rzeczy. :) Dopiero jako dorosły człowiek przekonałam się z powrotem do ćwiczenia tak po prostu dla siebie, mój mężczyzna podarował mi książkę "Skazany na trening - zaprawa więzienna" i wtedy mi się otworzyły oczka, jakich to bluźnierstw wobec anatomii dopuszczali się moi wf-iści... ;) Dzięki systemowi małych kroczków nagle się okazało, że poza przysiadami mogę robić wszystkie ćwiczenia, nic mnie nie boli, nie mam ochoty rzygać po samej rozgrzewce i magicznie po pół roku ćwiczeń 15 minut dziennie zaczęłam się robić mocniejsza, elastyczniejsza i poprawiło się moje ogólne samopoczucie. :) Tak więc polecam tę książkę wszystkim skrzywdzonym przez katorżnicze lekcje wf w szkole.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
24 listopada 2017 o 0:18

@mooz: Sprintów nie biegam w ogóle, bo po 500m trzeba wzywać do mnie karetkę z butlą tlenową. ;)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
23 listopada 2017 o 19:33

@mooz: Ja na co dzień mieszkam w Irlandii, koleje losu zmusiły mnie do przyjazdu do Polski na jakieś 10 miesięcy. Wszędzie tylko słyszę, że jestem roszczeniowa, mam wymagania z kosmosu, w dupie mi się poprzewracało, że mam "wracać do swojej Irlandii i dać porządnym ludziom normalnie żyć i biznes prowadzić", że chciałabym "miliony za nicnierobienie zarabiać" etc. etc. Do cholery, czy minimalna krajowa i praca zgodnie z KP to są jakieś kosmiczne wymagania? -_- Niestety, zawsze znajdą się zdesperowani ludzie z nożem na gardle, którzy wezmą nawet najgorszą pracę, a dopóki tacy ludzie są, dopóty będzie multum Januszów biznesu. I koło się zamyka.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
23 listopada 2017 o 17:32

Takie pazerne suczysyny zawsze najgłośniej wrzeszczą, że "od Zachodu się ludziom w dupach poprzewracało i mają wymagania z kosmosu!". Nie, nie mamy wymagań z kosmosu. Chcemy pracować zgodnie z Kodeksem Pracy, w normalnych warunkach, a nie w gułagu.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
23 listopada 2017 o 16:40

Nie każdy człowiek może wykonywać wszystkie ćwiczenia i nie ma to nic wspólnego z ogólną kondycją. Ja mogę iść 50km z obciążeniem - pikuś, machać przez godzinę pompki i wznosy nóg - pikuś, przepłynąć "z marszu" 10km - pikuś. Przysiadów nie zrobię. Mam specyficzne problemy z kolanami i każdy przysiad to dla mnie ból, trzaskanie w stawach i stres, że coś sobie zrobię. A już jakikolwiek większy wysiłek bez rozgrzewki to debilizm w czystej postaci. Miałam znajomego, który postanowił pokozaczyć i bez przygotowania pójść na marsz przełajowy z elementami wspinaczki. Oczywiście żadnego rozciągania ani nic, bo po co to komu, a on taki młody, zdrowy i piękny... ;) Trzeciego dnia pieprzło mu ścięgno Achillesa. Od tamtej pory jest niemalże fanatykiem rozgrzewki i rozciągania. Przez takich tyranów ludzie się zrażają do harcerstwa, konkretnych sportów czy nawet aktywności fizycznej w ogóle. Obecnie mija dekada, odkąd uwolniłam się ze szponów szajbniętych wf-istów, do generalnego wysiłku fizycznego się sama przekonałam, ale nadal na dźwięk słowa "serwobieg" przechodzą mnie ciary.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
22 listopada 2017 o 22:52

@secret85: Być może, było to parę lat temu i nie wnikałam w szczegóły. :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
22 listopada 2017 o 22:45

@mooz: Może być troszku ciężki do zastosowania, kiedy właściciel wozu w nim siedzi. ;)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
22 listopada 2017 o 18:27

@szafa: No a ja najszczęśliwsza jestem na odludziu, najchętniej bez żadnych sąsiadów w zasięgu słuchu. I wszystko jasne. ;) Choć w tym "moim" dotychczasowym hrabstwie przeżyłam izolację w wersji extreme i po powrocie do Irlandii zamierzam przenieść się na południe.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
22 listopada 2017 o 14:49

@LoonaThic: Jak napisałam kilka komentarzy wyżej: Szczerze powiedziawszy, sądziłam, że każdy zakład przyjmujący uczniów / stażystów z PUP musi spełniać jakieś normy (a cały tamten pierdzielnik obsadzony był głównie wiecznym uczniami i stażystami...), ale rzecz jasna mogę się mylić. Dodatkowo zastanawia mnie ten brak toalety, jakim prawem to przeszło. Mam w rodzinie osobę, która prowadzi jednoosobowy zakład szewsko-rymarski (maleńka klitka w bloku, ledwo się tam mieszczą maszyny i regał na gotowe rzeczy), parę lat temu ta osoba musiała wywalić regał i w jego miejsce wstawić kiszkowatą toaletę, bo inaczej miałaby problemy prawne.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
22 listopada 2017 o 14:46

@Dorotexia: O Anglii osobiście nie mogę się wypowiadać, gdyż przez UK tylko przemknęłam w drodze z promu na prom, a jedyni żyjący tam na stałe znajomi zajmują się własną działalnością w Szkocji. :) W Irlandii z kolei nawet w moim...no nie bójmy się tego słowa, zacofanym hrabstwie, miałam szczęście trafić na cywilizowane warunki, znajomi również nie narzekali. Raz tylko trafiłam na rozmowę do miejsca, gdzie kibelek był drewanianą, nieoświetloną sławojką, a lunch jadało się na oczach klientów, gotując wodę w ekspresie do kawy, bo zaplecze było mikroskopijne. No ale to była miniaturowa, prywatna stacja benzynowa dosłownie pośrodku niczego, ludzie nawet rzadko tam tankowali, głównie przyjeżdżali po Kerosene i węgiel, bo było tanio. I tytoń ze szmuglu, jak się potem dowiedziałam. :D Całe życie prowadzili to właściciele, dopiero po śmierci żony właściciel zaczął szukać kogoś z zewnątrz do pomocy. Inną sprawą jest też godzina przerwy na lunch, a 15 minut... W godzinę zawsze można zjeść choćby na tym zapleczu i jeszcze iść się gdzieś przejść, kupić sobie herbatę / kawę gdzie na wynos etc. (nie mówię już o tym, że wiele osób zawsze jada lunch na mieście, kupny). Ja często brałam kanapki, herbatę, wychodziłam i w pubie naprzeciwko siadałam sobie w zadaszonym ogródku. Pub i tak otwierał się dopiero o 17:00, więc nikt się nie czepiał, a przynajmniej mogłam odetchnąć świeżym powietrzem i deszcz mi się nie lał na łeb. :)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
22 listopada 2017 o 14:28

@szafa: Dla mnie, poza pewnymi kwestiami, które uprzykrzają życie (np. nieocieplone budynki, problem z dostępem do internetu poza miastami), to właśnie zacofanie Irlandii sprawia, że jest szczególna i tak dobrze się w niej czuję. :) Sporo Brytyjczyków na emeryturę przenosi się do Irlandii na wieś, bo właśnie cenią sobie ogólną życzliwość, wolniejsze tempo życia, celebrowanie pierdół itd. :)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
22 listopada 2017 o 14:22

@atheo: A to jeszcze zależy, znajomej takie chamidło wyrwało komórkę z ręki i rzuciło na ziemię. Potem się kajał i przepraszał, ale policji to nie obchodziło.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 listopada 2017 o 14:19

@j879393: Z rowerem trochę ciężko. ;)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
21 listopada 2017 o 21:30

@Cynik: A tego nie wiedziałam. Bardzo mnie cieszy, że można to rozwiązać w ten sposób, bo przez takich "miszczów" połowa chodników w "metropolii" awansowała na prywatne parkinkgi...

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
21 listopada 2017 o 19:34

@m_m_m: U nas niestety do tak błahych spraw policja potrafi jechać godzinę, a czasami stwierdzają, że nie mają patroli i proszą o zadzwonienie za jakiś określony czas.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
21 listopada 2017 o 18:39

@maat_: Ja "karaczanami" nazywam wszystkie kombi o długim, wystającym tyle, bo kojarzy mi się to z długimi, wystającymi odwłokami karaczanów. I wbrew pozorom nie jest to nacechowane pejoratywnie, zdarza mi się tego użyć w konkteście np. "Kochanie, patrz jaki karaczan, ile by się dało zmieścić w takim bagażniku!". :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
21 listopada 2017 o 16:48

@Massai: Tak czytam całą tę dysputę n.t. "kaprysów", "chęci wyróżniania się", "głupich obrazków" i innych takich... I tak się zastanawiam, panie Massai - co w takim razie sądzisz o tatuażach rytualnych / religijnych? Chodzi mi głównie o tatuaże szamańskie, polinezyjskie i część celtyckich / nordyckich (w tym część jest wykonywana tradycyjną metodą kłucia), choć widziałam też człowieka, który po doznaniu oświecenia religijnego wydziarał się cały w gotycką katedrę. :) Ja sama w niedalekiej przyszłości będę mieć robiony pierwszy tatuaż "rytualny", a konkretnie jeden z galdrastafirów, które dla asatryjczyków nie są tylko symbolem, a pełnią określone funkcje (talizmany / kontrola przepływu energii). Mój będzie w miejscu całkowicie niewidocznym, ale z kolei przyjaciel swój będzie mieć na ręce. Nie jest to żaden kaprys, chęć wyróżnienia się ani fascynacja zdobnictwem historycznym. Jest to coś w rodzaju...no powiedzmy, że "kamienia milowego", upamiętnienie pokonania bardzo poważnych przeciwności życiowych (ciężka choroba), uroczyste wejście w dorosłość i swoiste pokazanie, że na poważnie traktujemy pogaństwo, nasz kindred (rodzinę), bogów i przodków. Nie jest to żadna obowiązkowa praktyka, ale wielu współczesnych pogan tatuuje się w podobnych celach. Czy z tego powodu mamy na starcie być oceniani jako niedojrzali, podejrzani i kapryśni?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
21 listopada 2017 o 16:04

@Niunieczka89: U mnie sąsiedzi-menele są niesamowicie upierdliwi i bezczelni, przy każdym przypadkowym spotkaniu próbują wyżebrać pieniądze, a jak się odmówi, to często robią się agresywni. W dodatku cuchną nieziemsko. Tak więc większość ludzi z okolicy cieszy się, kiedy nie musi ich oglądać i tutaj zapewne o podobną rzecz chodziło. :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
18 listopada 2017 o 13:29

Nie straszcie mnie! Ja mam ciśnienie jak u trupa, cały czas rzędu 80/60 (przy niewyspaniu nawet gorzej), za to puls cały czas w okolicach 200... Połowa mojej rodziny tak ma i nic się nie dzieje, ja jako dzieciak nosiłam holter i też wszystko było w porządku... Instynktownie zawsze unikałam sportów wysiłkowych pokroju biegania czy intensywnej jazdy na rowerze, bo zawsze paskudnie się po tym czułam, ale już np. 30km marsze nie robią na mnie żadnego wrażenia. I teraz nie wiem, martwić się czy nie? :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
18 listopada 2017 o 13:12

Myślałam, że JP Witkin był chorym zwyrolem, ale to jest dużo gorsze...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
17 listopada 2017 o 15:46

@milonka: W Irlandii mieszkałam w hrabstwie, na wieść o którym każdy "pozahrabstwowy" Irlandczyk reagował słowami "Oh god, poor man! We're so sorry...". ;) Na leczenie musiałabym dojeżdżać do najbliższego większego miasta (prawie 100km w jedną stronę), co przy jednej osobie z banem na samochód (ja - przez leki) oraz drugiej pracującej na 1,5 etatu (więc nie mogącej służyć mi za prywatnego szofera) byłoby więcej, niż upierdliwe. Dodatkowo tutaj mam lekarza, który prowadzi mnie i moją przypadłość już od wielu lat, ufam mu bezgranicznie i wolę, żeby przy tak delikatnej materii majstrował ktoś zaufany, nie zaś ktoś obcy (a lekarze w Irlandii bardzo nieprzyjemnie mnie potraktowali). Dręczy mnie przypadłość, która raz źle poprowadzona, może uprzykrzać życie przez długie lata, więc lepiej się parę miesięcy przemęczyć i ogarnąć sprawę porządnie, niż rozwalić sobie organizm. Mam nadzieję, że to rozwieje wątpliwości odnośnie mojego generalnego podejścia do Irlandii, którą absolutnie kocham. :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
17 listopada 2017 o 15:38

@thebill: Nie jestem "returnmanem", nie wróciłam do RP na dobre. I nie szukam pracy przez PUP (większość ofert w PUP to kpina) - jestem tam zarejestrowana wyłącznie po to, aby na wszelki wypadek (tfu, tfu!) mieć ubezpieczenie pokrywające koszty hospitalizacji, bo moje ubezpieczenie irlandzkie tego nie obejmuje. Zasiłku nie pobieram, na koszt państwa się nie leczę (lekarze prywatnie, leki 100% płatne). A na to, że PUP przymusowo wysyła na różne staże i oferty pracy, nie mogę nic poradzić. Sanitariat i pomieszczenie gospodarcze wspólne dla kilku miejsc pracy to trochę inna sprawa, niż kompletny brak pomieszczenia gospodarczego i konieczność korzystania z paskudnej toalety dworcowej, przez którą przewija się codziennie bóg wie ile osób, bóg wie na co chorych... Mężczyźni może trochę inaczej na to patrzą, ale dla kobiet jest to naprawdę nieprzyjemne (pomijam już wątpliwe dostosowanie tamtej toalety pod kątem kobiet mających miesiączkę). Argument o własnej działalności wspaniały, zaiste. Do podobnych wniosków musieli dojść fotografowie w mojej pipidówce, w efekcie mamy teraz 8 czy nawet 9 zakładów fotograficznych i każdy z nich przędzie cieniutko, cieniutko... Zgadnij, dlaczego.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
16 listopada 2017 o 15:16

Jakie warunki, tacy pracownicy. Mój znajomy przez 3 miesiące pracował w firmie rozwożącej sprzęt sportowy po całym UK. Właściciele firmy nie mieli pojęcia o spedycji, transporcie ani logistyce, bo byli zawodowymi sportowcami. Trasy wytyczali...wg map Googla. I uznawali, że jeśli Google podaje "czas przejazdu 7h", to będzie to równe 7h, bez żadnych wahnięć. Roboty drogowe, korki, konieczność zatrzymania się na stacji...? W ich selektywnej rzeczywistości takie problemy nie istniały! W efekcie po ośmiu miesiącach takiej działalności mają ogromny problem ze znalezieniem normalnych kierowców i w końcu, chcąc nie chcąc, zaczęli zatrudniać debili. Cóż... ;)

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna »