Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

leprechaun

Zamieszcza historie od: 21 października 2017 - 11:23
Ostatnio: 23 sierpnia 2018 - 18:08
O sobie:

Moje drugie konto tutaj, założone po tym, jak do pierwszego profilu logowanie zepsuło się na amen.

Co ze mnie za cholera? Mały, zacięty, niepozorny z wyglądu chochlik, na co dzień mieszkający w Irlandii i głęboko w niej zakochany. Poganin-asatryjczyk. Z zawodu fotograf, z zamiłowania psiarz, włóczykij i mól książkowy. :)

  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 427
  • Komentarzy: 248
  • Punktów za komentarze: 617
 
[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
19 lutego 2018 o 20:08

@BenitaBvr: To też zależy od miejsca. Moi znajomi we Wrocławiu mogą w ofertach przebierać, wybierać, co jedna, to lepsza. I przyznaję, że część z nich skacze z kwiatka na kwiatek. Zaś w mojej "metropolii" znaleźć normalną pracę 40h w tygodniu za minimalną stawkę godzinową...ooo, to graniczy z cudem. Wszędzie tylko staże, uczniowie, osoby z orzeczeniem, praca na 1,5 etatu płatna za etat, praca w nieogrzewanych budynkach, praca etatowa na umowę o dzieło itd.itp. Cyrk na kółkach. -_-"

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
19 lutego 2018 o 17:09

@GlaNiK: Pobieżnie przejrzałam komentarze tej użytkowniczki...i zaczynam się zastanawiać, czy to po prostu nie troll.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
18 lutego 2018 o 19:56

@PrincesSarah: Chyba jednak nie tak wiele w życiu przerobiłaś scenariuszy, aby ferować takimi opiniami. Słyszałaś kiedyś może o długach odziedziczonych po kimś w ramach spadku? A może obiło ci się o uszy to, że leczenie nie zawsze jest finansowane przez państwo i często trzeba płacić dziesiątki, setki tysięcy miesięcznie na leczenie? Nigdy nie widziałaś reportażu o tym, że mąż wybrał wszystkie oszczędności życia z konta i uciekł gdzieś w cholerę? Czy nie wiesz, że państwo może niesłusznie naliczyć ci gigantyczny podatek od działalności? Przychodzi mi na myśl jeszcze wiele więcej scenariuszy, gdy ktoś bez swojej winy nagle znajduje się w ciężkiej sytuacji materialnej. Tak więc nie, nie zawsze da się tak wszystkim w życiu pokierować, żeby nie znaleźć się w biedzie. I tak, pracowałam ciężko fizycznie nawet za głodowe stawki, bo miałam do wyboru to albo bezdomność. Nie ja pierwsza, nie ostatnia. Nie każdy może lub chce wyciągać do państwa rączkę po pieniądze ilekroć się potknie w życiu.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
18 lutego 2018 o 12:34

@PrincesSarah: Nie życzę ci, żeby życie zweryfikowało te radykalne poglądy. Przetrwałam taki moment w życiu, gdy pracowałam 16h dziennie i jadłam głównie chleb z margaryną i najtańsze ziemniaki, bo po opłaceniu mieszkania i prądu zostawały mi marne grosze. Życie pisze najdziksze scenariusze i często zła sytuacja materialna nie wynika z czyjegoś lenistwa / złego planowania / wstaw swoje.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
15 lutego 2018 o 18:04

@xlendi: Mi zdarzyło się siedzieć w pracy obok faceta, który lubował się w...konserwach na ciepło z mikrofalówki. Tzn. nie podgrzewał tego bezpośrednio w puszkach, tylko wywalał do miseczki, a potem maczał w tym bułki. Nie ma to jak kalkulowanie różnych wymiarów, gdy dookoła aż szczypią w oczy opary mikrofalówkowego tuńczyka, śledzi, mielonki, tzw. gulaszu angielskiego... Jak kiedyś lubowałam się w mięsie ze słoika (taki wek, mięcho zalane tłuszczem i galaretką, na studiach sama robiłam i ratowało mi to życie), tak po tamtym gagatku nawet nie spojrzę na jakąkolwiek konserwę, a zapach ryb z puszki przyprawia mnie o mdłości (a generalnie ryby kocham).

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
15 lutego 2018 o 17:56

@Armagedon: Ja nienawidzę odgłosu piłowania paznokci / piaskowania czegoś papierem ściernym. Samego uczucia piłowania / piaskowania nienawidzę tak, że kiedyś darłam papierem farbę z okien i mimowolnie się co parę ruchów otrząsałam. ;) Jak ktoś zaczyna piłować przy mnie pazury, to cała cierpnę i najchętniej bym uciekła. Do szału doprowadzają mnie ludzie, którzy piłują szpony publicznie - czasem nachodzi mnie ochota, żeby przy takiej osobie ściągnąć buty, skarpetki i zacząć publicznie obcinać pazury, albo nie wiem, grzebać w zębach... ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
14 lutego 2018 o 20:47

Ciary po mnie przebiegły, nie zazdroszczę sytuacji. Przeprowadzić się zapewne nie masz szans w środku roku?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
10 lutego 2018 o 15:20

Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że to trochę taka sytuacja "ojciec i syn na osiołku". Jak osoba z problemami chce się związać ze zdrową (i to taką, której się powodzi w życiu) - to źle, narzekanie, że marnowanie zdrowej osobie życia, że pasożyt, kula u nogi etc. etc. A jak dwójka osób z problemami chce się związać? Tragedia. Nagle we wszystkich krewnych i znajomych królika budzi się skrywany talent wieszczy i trzeba non stop wysłuchiwać, że NA PEWNO będziemy nawzajem napędzać swoje problemy, że nie damy sobie rady, że skończymy pod mostem, w psychiatryku albo powieszeni... Łapy opadają, naprawdę. A do nikogo nie dociera to, że po prostu pewnych rzeczy nie sposób zrozumieć, jeśli samemu się ich nie przeżyło... Absolutnie nie popieram taplania się w przeszłości i wzajemnego użalania nad sobą, ale pewne demony rozumieją tylko osoby obarczone tymi samymi demonami. W sumie według niektórych to chyba najlepiej byłoby zastosować eugenikę i pozbyć się osób chorych psychicznie, żeby "nie stanowiły ryzyka" dla "normalnej" części społeczeństwa. :|

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
9 lutego 2018 o 17:50

Miałam identyczne przeboje z walniętą sąsiadką, która się za bardzo przyzwyczaiła do tego, że "nasze" mieszkanie długo stało puste i generalnie robiła wszystko, żeby wykończyć psychicznie nas, właściciela i agencję pośredniczącą... W sumie jej się udało po tym, jak wydzwaniała co 10 minut od 20:00 do 6:00 rano (!!!) do właściciela, wrzeszcząc, że jest libacja alkoholowa, demolowanie, meble lecą przez okno itd.itp. Nie było wtedy nikogo w mieszkaniu... Właściciel stracił cierpliwość i lokum sprzedał. I wiecie, co się tam teraz mieści (M2 na parterze)? Zakład szewski. :D

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 9 lutego 2018 o 17:52

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
9 lutego 2018 o 17:46

@kasia: W sumie mogę się podpiąć pod ofertę, głos mam donośny i zdolny góry przenosić tzn. zawodzę tak potwornie, że góry wstają i uciekają. ;)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
8 lutego 2018 o 18:34

Nienawidzę biegać, trauma po w-fie (kiedyś nikt się nie przejmował problemami zdrowotnymi - dziecko mdleje na lekcji? TO Z BRAKU KONDYCJI!). Za to kocham chodzić na krótkie i średnie dystanse - 30km bez obciążenia mogę przejść w każdym momencie, nawet po półrocznym kwitnięciu w lenistwie. Udało mi się nawet zajechać malamuta, który po miesiącu spacerków po 12-15km jakoś tak mniej entuzjastycznie reagował na widok smyczy... ;)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
5 lutego 2018 o 19:08

@Habiel: Parę lat temu w Krakowie trafiłam na taką ofertę. Tytuł ogłoszenia (do dziś pamiętam): "Samodzielne mieszkanie w suterenie domu jednorodzinnego". Rzeczywistość: zagrzybiona, pozbawiona okien piwnica z betonowymi podłogami i ścianami. Sypialnia to był jeden pokój wielkości 10x10m, w nim 4 łóżka piętrowe typu "relikt Armii Czerwonej", zamiast drzwi powieszony w przejściu koc. Do tego "luksusowego buduaru" prowadził wąski korytarzyk, który na jednym końcu miał jakby wnękę, w której stała kuchenka, kawałek blatu i "goły" zlew (bez szafki etc.), na drugim zaś końcu był "rozpustny pokój kąpielowy" pod postacią kibelka, łysej umywalki i prysznica bez brodzika (stało się na betonowej podłodze). Koszmar! Więźniowie mają lepsze warunki od niektórych "apartamentów" studenckich.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
3 lutego 2018 o 16:59

@Carima: Ja trafiłam do zakładu, gdzie miała być zmiana stanowiska dwa razy dziennie. Po kilku tygodniach (i podpytaniu "starych wyjadaczy") już wiedziałam, że człowiek pracuje od początku do końca na jednym stanowisku, aż do niego przyrośnie; wiele ludzi pracowało po kilka-kilkanaście lat na jednej maszynie. Inne obiecanki też szybko zweryfikowało życie. I niestety, mimo zapewnień innych pracowników, nie przyzwyczaiłam się nigdy do pracy na produkcji. To zdecydowanie nie jest praca dla tzw. overthinkers (nadmiernych przemyśliwaczy). :) No i przypłaciłam to urazem pleców (który mi zostanie na całe życie) oraz przekonaniem się na własnej skórze, czym są problemy z krążeniem podczas stania non-stop. Tak więc ogromny szacunek wobec ludzi, którzy wytrzymują pracę na produkcji. :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
1 lutego 2018 o 22:11

@Nikusia1: U mnie niestety szczęście do dobrych matematyków skończyło się po podstawówce. :) W liceum miałam naprawdę tragiczną matematyczkę, popełniała mnóstwo karygodnych błędów, włącznie z ciągłym myleniem się przy zapisywaniu równań itp. Prowadziło to do tego, że przez godzinę człowiek się męczył z jakimś kolosalnym zadaniem z algebry, dostawał dziesięciominutowy opierdziel za bycie niedorozwojem, a okazywało się, że kobieta z błędem przepisała na tablicę równanie ze swoich notatek... Generalnie lekcje matematyki w moim liceum stanowiły istne oświecenie...w temacie tego, jak głęboko może się człowiek sfrustrować i nie pęknąć. ;) Gdyby nie dziesiątki korepetycji z moją cudowną panią matematyk z podstawówki, to zapewne nawet bym do matury nie dotarła...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
1 lutego 2018 o 12:20

@jotem02: Matematyk? Mi po lekcjach matematyki w mózg wryły się jedynie wszelkie możliwe obelgi pokroju "cymbały", "nendertale", "ułomy", "debile", "niedorozwoje" oraz moje ulubione "powinniście wrócić do jaskiń i lizać kamienie, bo przez wasze upośledzenie matematyczne świat się zawali!". ;) I nie, nie były to żarty. Cholewka, w sumie tak teraz kalkuluję... Świat ostatnio tak świruje, że może faktycznie to moja upośledzona matematycznie osoba, chodząca na wolności, powoduje jakieś zwarcia w matrixie? ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
31 stycznia 2018 o 12:45

Tatsu, twoja Wilczessa to chyba jakaś rodzina mojego ostatniego "tymczasowca"! Patrz: https://scontent-waw1-1.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/23843516_1939566896370824_2271845023112421090_n.jpg?oh=5c1022438241437d7a29541c7809cad5&oe=5B19CA69 Żeby nie było, doprowadzenie jego sierści do takiego stanu zajęło mi rok, przedtem wyglądał jak eksplodująca kołdra. ;) Charakter miał po zbóju, włożyłam w niego tyle pracy, że ręce czasem opadały. Ale jak szedł do adopcji, to wyłam przez tydzień, mimo, że trafił do naprawdę cudownego domu. Po nim zrobiłam sobie przerwę od bycia domem tymczasowym, za bardzo się przywiązuję... Życzę wszystkiego najlepszego we wspólnym życiu z Herą na pokładzie - i zazdraszczam. ;)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
30 stycznia 2018 o 16:21

Co do hipotezy, że zwierzaki mogły uciec - owszem, zdarzają się uciekinierzy, zwłaszcza zwierzaki adoptowane ze schroniska po spędzeniu tam wielu lat. Ale: po pierwsze, trzeba to brać pod uwagę i bardzo przemyślnie zabezpieczyć ogród (jeśli się taki posiada) oraz nigdy nie spuszczać psa luzem poza domem, a kota nigdy nie wypuszczać samego "niech sobie połazi". Po drugie, jeśli kochacie swoje zwierzaki, CHIPY, CHIPY I JESZCZE RAZ CHIPY. Zawsze jest ryzyko, że kot się gdzieś przesmyknie w drzwiach i zgubi, psu zawsze może na spacerze pęknąć obroża, cokolwiek. Z mojego doświadczenia jako "ratowacza" zwierząt wynika, że 95% takich zgub wraca do właścicieli, jeśli tylko mają chipy z aktualnymi danymi kontaktowymi. Jeśli znajduje się takiego "wędrowniczka", to zawsze dobrze zatargać go do weterynarza i sprawdzić, czy nie ma chipów. Inną sprawą jest to, że jeśli "w sezonie" znajdywaliśmy psa (najczęściej młodego, 6-12 miesięcy), to praktycznie zawsze był to wakacyjny "problem", którego ktoś się pozbył. Często takie psy lgną do ludzi, natomiast panicznie boją się samochodów. I wtedy o chipach można zapomnieć, chyba nigdy mi się nie zdarzyło znaleźć "problemowego" psa z chipem. A co do "znawców" twierdzących, że każdy pies sobie w końcu poradzi zimą, bo ma futro... Dogi niemieckie, bostony, charty, amstaffy, wszelkie krótkowłose mieszańce bez podszerstka? To, że tego typu psy trzeba ubierać w derki na zimę, nie jest żadną fanaberią. Brak podszerstka, najczęściej też znikoma ilość tłuszczu = nie ma CO ich grzać.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
30 stycznia 2018 o 15:40

"Mój" PUP jakby mógł, to wysłałby mnie nawet na darmowy staż na księdza albo na przyuczenie do zawodu strongmana. ;) Nie dość, że jestem cienkim kurduplem (1.50m, poniżej 50kg), to jeszcze mam problemy z plecami, które wykluczają dźwiganie ciężarów powyżej 10kg + nie mogę stać non-stop dłużej, niż 3-4h. PUP ma w moich aktach zaświadczenia lekarskie, dlaczego taki limit. I co? I nagminnie byłam wysyłana na staże, gdzie jako kobieta musiałabym cały dzień targać 30kg worki czy stać 12h ciurkiem... Oczywiście każde odwoływanie się to była długa i nużąca przepychanka na papiery, podania, zaświadczenia i bogowie wiedzą, co jeszcze. Tak więc, mówiąc krótko, PUP ma głęboko w rzyci zarówno pracodawców, jak i bezrobotnych. Biurwy interesuje tylko to, żeby mieć ciepłą, bezpieczną posadkę, nie przepracowywać się i najlepiej jeszcze zgarnąć jakąś premię. A ty, szary petencie, się męcz.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
29 stycznia 2018 o 13:26

Do mnie kiedyś psychiczna sąsiadka z bloku wezwała policję, mówiąc, że w naszym mieszkaniu (25 metrów kwadratowych) jest dzika libacja na 30 osób... Byłam ja sama, z prawie czterdziestostopniową gorączką i ostrym nieżytem żołądka. Ogólnie jazdy z tą sąsiadką były kosmiczne, potem się okazało, że jest chora psychicznie, a jej dzieci, zamiast zapewnić jej pomoc, kupiły jej kawalerkę, żeby się pozbyć problemu... Szkoda gadać.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
29 stycznia 2018 o 13:19

Moi znajomi mieszkają w górach i niestety w sezonie turystycznym musieli zrezygnować z wędrówek po górach ze swoim psem - właśnie przez zalew ludzi puszczających swoje czworonogi luzem. Odratowali swojego czworonoga z naprawdę strasznych warunków i niestety, pomimo lat pracy, nie udało się całkowicie wyeliminować agresji smyczowej (choć udało się ją zmniejszyć o jakieś 90%). A że futrzak wygląda jak skrzyżowanie Cerbera z buldożerem, i takie też ma wymiary... Dość powiedzieć, że zawsze to oni dostawali opierdziel za to, że ich bydlęcie szczeka na podlatujące do niego luzem cudze psy. Po kilkunastu takich akcjach dali sobie spokój i w sezonie unikają szlaków, szkoda ich nerwów i psa. Moim zdaniem nie ma usprawiedliwienia dla puszczania psa luzem na szlaku czy w innym miejscu publicznym. Jest milion dwieście różnych smyczy, pasów biodrowych, kantarów, uprzęży i cholera wie czego jeszcze. Każdy może sobie wybrać coś, co będzie wygodne dla właściciela i psa zarazem. Nigdy, nawet, kiedy mam 100% pewność, że pies reaguje na odwołania, nie puszczam futrzaka luzem w mieście, na szlaku czy w pełnym ludzi parku - choćby ze względu na ludzi, którzy psów się boją i czują się niekomfortowo, gdy widzą psa biegającego luzem. No ale niestety, nie jest to pogląd powszechny, a potem opinia o psiarzach jest, jaka jest.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
25 stycznia 2018 o 14:29

@kijek: Bo są dzieci, gówniaki i małpy, tak ja są ludzie, parepty i taborety. Prosty przykład: mój przyjaciel wychowuje swojego syna po staroświecku, bardzo konsekwentnie, dziecko wie, że należy szanować innych, że troszkę inne zasady panują w domu i poza nim, można bez stresu (ale pod nadzorem, oczywiście) pozwolić mu bawić się z psem itd. Ma 4 lata. To jest dziecko. Czasem się wręcz śmiejemy, że to miniaturowy dżentelmen. Mogę z nim przesiedzieć cały dzień, i nawet nie czuję się zbyt zmęczona, a już na pewno nie wychodzę od przyjaciela z ciśnieniem 200/150 z powodu potomstwa. A z drugiej strony, moja kuzynka. Ma córkę, 6 lat. Diabeł wcielony. Tego, co to dziecko wyprawia, nie da się opisać. Biega po domu i wyje, ale dosłownie WYJE, wspina się na stoły, blaty, kuchenkę, skacze z parapetów na podłogę, wiesza się na firanach. Wrzeszczy na swoją własną matkę, kilkukrotnie wyzwała ją od k*rew (!). Kradnie jej komórkę, a kiedy matka próbuje jej ten telefon odebrać, to ucieka z domu. Na mieście wyrywa się z uścisku i ucieka, często prosto pod samochody. Kiedy czegoś nie dostanie, odwala histerię włącznie z naparzaniem głową o żeliwne kaloryfery (!!!). Uzależniona od słodyczy i telewizji, jeśli uzna, że nie dostała odpowiednio satysfakcjonującego dziennego "przydziału", to wykrada słodycze z szafek, gdy tylko spuści się ją z oka, sama sobie włącza telewizor i właśnie ucieka z komórką, żeby na niej oglądać bajki. Przy próbie wyegzekwowania czegokolwiek udaje, że nie rozumie poleceń. Do tego nie wolno jej dopuścić w pobliże jakichkolwiek żywych istot, bo dręczy bez opamiętania. Przypominam, dziecko lat 6. I to właśnie jest doskonały przykład rozwrzeszczanej, rozpuszczonej jak dziadowski bicz małpy i gówniaka. I niestety, małp i gówniaków w przestrzeni publicznej jest coraz więcej. Coraz więcej ludzi serdecznie nie znosi wszelkich dzieci, właśnie z powodu bycia katowanym zewsząd ciągłym wrzaskiem, bieganiem i innymi ekscesami rozwydrzonego cudzego potomstwa. A już w sytuacjach, gdy człowiek zapłacił (najczęściej niemało) za kręgielnię / obiad w knajpie / film / wstaw swoje, i cała przyjemność z tego idzie się paść przez czyjeś niewychowane latorośle... Nie dziwię się, że w ruch idą pejoratywne określenia.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
23 stycznia 2018 o 17:15

Podejście typu "bo moja racja jest najmojsza a moje g... pachnie fiołkami". Bo widzisz, Paskudo, ty nie doceniasz dziecka swojej sąsiadki. Ono się nie drze, ono wykazuje niezwykły talent wokalny, z pewnością. Po prostu docenić nie potrafisz. ;) A tak na marginesie, to zastanawia mnie, czy takie ciągłe wycie mniejszego dziecka nie przeszkadza temu starszemu?

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
23 stycznia 2018 o 17:12

@Soulsick1988: Jak echo zęby wybije, to może jednak zaboli... ;)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
22 stycznia 2018 o 17:06

@digi51: Dlatego ja nigdy nie zapylam w pracy tak, że po 8h czuję się jak ściera przepuszczona dziesięciokrotnie przez magiel. To już nie komuna, żeby za wyrobienie 300% normy być nagrodzonym. W swojej pierwszej pracy bardzo się chciałam wykazać i harowałam na tak wyśrubowanych obrotach, że ledwo dawałam radę, po robocie przychodziłam do domu i ze zmęczenia nawet głodu nie czułam. Co dostałam w nagrodę? Drugie tyle obowiązków. Od tamtej pory jestem mądrzejsza i pracuję tak na 70% górnej wydajności. ;)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
21 stycznia 2018 o 15:57

@MonikaTakaja: Ja nawet w kamizelce odblaskowej czuję niepokój, kiedy mijają mnie tiry, bo już dwukrotnie podmuch powietrza zmiótł mnie do rowu. :/

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna »