Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

leprechaun

Zamieszcza historie od: 21 października 2017 - 11:23
Ostatnio: 23 sierpnia 2018 - 18:08
O sobie:

Moje drugie konto tutaj, założone po tym, jak do pierwszego profilu logowanie zepsuło się na amen.

Co ze mnie za cholera? Mały, zacięty, niepozorny z wyglądu chochlik, na co dzień mieszkający w Irlandii i głęboko w niej zakochany. Poganin-asatryjczyk. Z zawodu fotograf, z zamiłowania psiarz, włóczykij i mól książkowy. :)

  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 427
  • Komentarzy: 248
  • Punktów za komentarze: 617
 
[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
25 marca 2018 o 16:51

Trochę się już najeździłam różnymi komunikacjami miejskimi i wiejskimi, w sumie w ciągu paru lat regularnie korzystałam z usług 6 czy 7 przewoźników autobusowych / tramwajowych. Nabyłam dzięki temu niezmiernie użyteczną zdolność spania w trakcie jazdy nawet na stojąco. ;) I szczęśliwie nie zdarzyła mi się nigdy taka akcja, jak tutaj opisujesz, jedynie parokrotnie motorniczy ostatniego dziennego tramwaju mnie musiał obudzić na pętli, bo bym chyba spała w tymże tramwaju do rana. ;) Musiałaś mieć diabelnego pecha, bo z moich doświadczeń wynika, że kierowcy / motorniczy mają generalnie mocno olewczy stosunek do tego, co się dzieje w ich pojazdach i jak długo się da, tak długo unikają konfrontacji, burd itd. (nie dziwię im się). W Krakowie kierowca / motorniczy nawet nie wyściubia nosa poza kabinę, jeśli są problemy np. z Cyganami żebrzącymi w pojeździe, to wzywane są na jeden z przystanków odpowiednie służby. Radzę więc się nie zrażać, jeden narwaniec nie świadczy o ogóle, choć potrafi nieźle krwi napsuć. :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
24 marca 2018 o 17:34

@Felina: Tak mi się niefortunnie napisało potocznym językiem, może powinnam była tego optyka wsadzić w cudzysłów. ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
23 marca 2018 o 17:17

W mojej "metropolii" zakład fryzjerski wyczuł modę, zrobił drobny optyk (przemalowanie ścian na brązowo + nowy szyld w stylu retro) i przechrzcił się na "salon barberski". I teraz za strzyżenie męskie trzeba zamiast 15zł wybulić 4-5 dych, a strzygą od lat ci sami fryzjerzy i to strzygą do kitu... Ogólnie z moich doświadczeń (mam krótkie włosy i strzygę się po męsku) wynika, że niestety w Polsce duży procent "barberów" to pic na wodę i próba zmiany zwykłego zakładu fryzjerskiego w coś snobistycznego (ergo 3x droższego) li i wyłącznie za pomocą wystroju i nazwy. Bo w Irlandii barberzy mają takie umiejętności, że z łysego Roszpunkę zrobią, a nawet mnie udało im się obciąć tak, że wyglądam jak człowiek. ;) Z kolei w Polsce wypróbowałam kilka różnych zakładów "barberskich" i każdorazowo wyglądałam, jakby mnie przejechała kosiarka...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
22 marca 2018 o 12:17

@magic1948: Tutaj niestety wchodzimy na śliski grunt grzebania w definicjach. Bo ile dla mnie nie jest żadnym problemem nazwanie małżeństwem dwóch kobiet czy mężczyzn, o tyle wiem, że to może być furtka do dalszego naciągania i rozciągania definicji, aż stracą one w ogóle sens. W którymś z dość mocno pro LGBT krajów doszło teraz do takich absurdów, że PEDOFILE zaczęli się domagać zalegalizowania swoich praktyk, bo "skoro homoseksualiści mogą, to my też"... Nie muszę chyba tłumaczyć, jak popieprzona jest to analogia? Tak więc niestety, o ile popieram możliwość małżeństw LGBT i na przykładzie Irlandii nie zauważam żadnej Sodomy, Gomory i ognistego deszczu, o tyle wiem, że w wielu krajach taka liberalność idzie w zdecydowanie złym kierunku i po części rozumiem obawy osób, które są przeciwne małżeństwom jednopłciowym. Rozwiązaniem byłoby wprowadzenie związków partnerskich z prawami takimi, jak małżeństwa tzn. nieograniczony dostęp do informacji medycznych, brak problemów ze spadkiem, możliwość wspólnego rozliczania się etc.etc. W kwestii spadków wiem, że zdarzają się dzikie afery, gdy nagle po śmierci geja / lesbijki pojawia się rodzina (najczęściej 10 woda po kisielu) i zaczyna podważać testament, bo jak to, nie byli małżeństwem, "homoseksualizm to choroba psychiczna" i inne tego typu "światłe" argumenty. Ale niestety to nie jest kwestia wyłącznie LGBT - gdzie są pieniądze i dobra do podziału, tam ryzyko szarpaniny z hienami cmentarnymi jest ogromne. Współczuję wszystkim osobom, które po śmierci bliskiej osoby nie mogą w spokoju przeżyć żałoby, tylko muszą się szarpać z chciwcami bez honoru i sumienia. EDIT: przy okazji chciałabym zwrócić uwagę na to, że jak już legalizujemy związki partnerskie, to może tak pozwolilibyśmy również osobom hetero na zawarcie takiegoż związku, jeśli małżeństwo w jakiś sposób je odrzuca? Bo w Irlandii, z tego co mi wiadomo, to tylko dwóch mężczyzn lub dwie kobiety mogą zawrzeć związek partnerski, cała reszta musi się ohajtać. I kto teraz jest dyskryminowany? :D

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 22 marca 2018 o 12:21

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
22 marca 2018 o 12:05

Fanatyzm jest zły w każdej możliwej postaci, koniec. Jestem zwierzolubem, pomagam w ratowaniu i adopcji zwierząt, wszystkie moje sierście były "z odzysku". Ogólnie wolę towarzystwo zwierząt od niektórych ludzi, mniej upierdliwe. ;) W życiu bym jednak nie wpadła na to, żeby zjechać kogoś za to, że woli wesprzeć inną fundację... Zwłaszcza, że w kwestii działań prozwierzęcych pieniądze nie są jedyną formą pomocy, można być domem zastępczym, wolontariuszem, porobić za darmo ładne zdjęcia adopcyjne, pomagać w robieniu akcji na fb etc.etc. A chory dzieciak potrzebuje głównie funduszy na leczenie, bo sytuację mamy w kraju taką, a nie inną.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 7) | raportuj
21 marca 2018 o 12:10

@Trollitta: W takim wypadku największym "zboczeńcem" w Polsce są politykujący fanatycy chrześcijańscy (niezależnie od partii czy stanowiska). Bo z całym szacunkiem, ale nikt się tak nie ryje z butami do kwestii miłosno-seksualno-rodzinnych, co Kościół (może to celibat trochę się rzuca części kleru na mózg). Jeśli nam zwisa i powiewa, czy ktoś jest homo, czy nie, to dlaczego nadal taki wściek i bulwers społeczny wywołuje kwestia związków partnerskich czy małżeństw homoseksualnych? Nie mówię tutaj absolutnie o temacie adopcji dzieci, bo to kwestia mocno kontrowersyjna. Ale małżeństwa jaką szkodę mogą wyrządzić? Że spadek po zmarłym małżonku dostanie babka / facet, a nie przejdzie to na rzecz państwa?

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
20 marca 2018 o 13:07

W moim wypadku niczym nie dało się szanownej rodzince dogodzić. Praca fizyczna? To poniżej twoich kwalifikacji, nie masz w ogóle ambicji, poszłaś na łatwiznę, wstyd, co ludzie powiedzą! Praca umysłowa? Nie masz prawa być zmęczona, gówno w robocie robisz, po takiej pracy to sama powinnaś się prosić o to, żeby coś fizycznego w domu porobić i dać odpocząć NORMALNIE pracującym ludziom etc.etc. Od kilku już lat stosuję zasadę "Wewnętrzny spokój zaczyna się od trzech słów - nie mój problem" i moje życie jest dużo spokojniejsze. ;) Jeśli ktoś zazdrości, że masz lepszą (w jakikolwiek sposób) pracę, to zamiast mielić ozorem niech się spróbuje dokształcić.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
16 marca 2018 o 14:28

@Pikselada: Niestety, jako zapalony psiarz muszę przyznać rację. Zdarzają się przypadki, których nie da się odpracować - rzadko, ale zdarzają się. Musieliśmy uśpić jednego psa, ponieważ jego agresja miała podłoże chorobowe. Tzn. pies dostawał absolutnie nieuzasadnionych, trwających maks. minutę napadów agresji, po czym jakby się budził z transu, kompletnie skołowany i przerażony. Konsultowaliśmy problem i z behawiorystami (w tym specjalistami od agresji u psów), i z weterynarzami, zrobiliśmy tonę badań. W końcu wyszło na jaw, że psisko ma poważne, wrodzone zaburzenia neurologiczne. I niestety nie było żadnej możliwości naprawienia tego, trzeba było biedaka uśpić. :( To są skrajne przypadki, ale jednak się zdarzają (np. u King Charles Cavalierów zauważono korelację umaszczenia rudego z właśnie takimi nieuzasadnionymi napadami agresji).

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
16 marca 2018 o 14:09

Gdyby akcja nie działa się w Polsce, to pomyślałabym, że to moi dawni wyspiarscy sąsiedzi. Ośmioro dzieci, dziewiąte było chyba w drodze, jak się wyprowadzałam. Co prawda zamiłowania do jeansowych wdzianek nie zauważyłam, ale "efekt szarańczo-tornada" taki sam. ;) Kiedyś matka tej radosnej ekipy wyburzeniowej mi się poskarżyła, że ciężko zapanować na TYLOMA DZIEĆMI... No cóż, nikt chyba nie przyłożył jej lufy do głowy i nie kazał prokreować pod przymusem? No ale wiadomo, biznes to biznes, czyż nie? Pieniądze nie śmierdzą, a im więcej dzieci, tym więcej zasiłku. ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
16 marca 2018 o 13:53

Świetnie napisana historia, uśmiałam się. :) W mojej okolicy jakiś "dowcipniś" na nowo otynkowanym domu nasprejował "Ładną mieliście elewację"... Brak słów. A srających psami mam ochotę z rozpędu w rzyć kopnąć. Sama jestem psiarzem i opiekowałam się psami różnego kalibru (sprzątanie po nowofundlandzie z problemami trawiennymi - sport ekstremalny), jest to dla mnie logiczne, że pies to nie tylko radość, ale też obowiązki. Więc chcąc nie chcąc zawsze sprzątam, nawet, jak futrzak postawi klocka na jakichś nieużytkach. Co niestety nie chroni mnie przed NOTORYCZNYM wdepywaniem w psie gówna, bo wszyscy inni mają głęboko w d... sprzątanie po swoich sierściach. To jest absurd, żebym musiała latać z workami i zbierać cudze psie klocki, żeby mieć gdzie się pobawić psem bez ryzyka wdepnięcia na minę. A potem ludzie się drą na każdego psiarza, nawet sprzątającego, że syf. Dlatego jestem jak najbardziej za mandatami za sranie psem - porządnych właścicieli to w żaden sposób nie ruszy, a może będzie czyściej.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
15 marca 2018 o 15:44

Gratuluję decyzji o wyprowadzce. W moim wypadku wyprowadzenie się do miejsca oddalonego o 3000km od domu dokonało cudów w relacji ja-rodzinka. A jaki to komfort psychiczny człowiekowi zapewnia - można przyjechać w odwiedziny, posiedzieć w miłej atmosferze, pooglądać zdjęcia...lecz gdy szanowni krewniacy znowu zaczną odstawiać cyrki i patologiczne sceny, to można po prostu wziąć manele i z godnością wyjść. :) Trzymam więc kciuki za przynajmniej częściowe usamodzielnienie się. :)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
13 marca 2018 o 14:06

Też pracowałam na gilotynie z Jugosławii! :) Jak leciał nóż, to się trzęsło wszystko dookoła, takie łupnięcie. Na szczęście nikt palców nie potracił, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
12 marca 2018 o 23:14

@mooz: Dzięki! :) Na szczęście już mnie tam nie ma, pozostał niesmak i przerzucanie się papierologią. I zapalenie korzonków z przemarznięcia.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
11 marca 2018 o 16:47

@PrincesSarah: Nawet nie wiesz, jak wspaniale się kamuflują "stażodawcy"... ;) Ja poszłam na staż jako asystent ksero i druku / pomoc grafika, okazyjnie miałam też laminować. I faktycznie, na dniu próbnym wszystko cacy, tu sobie machnęłam układ w InDesignie, tu sobie pograwerowałam parę zleceń, zalaminowałam zaproszenia. W momencie, w którym podpisałam papiery ze stażu? Przeprowadzili mnie do drugiego budynku i kazali zap***dalać w nieogrzewanej hali na linii introligatorsko-pakującej. Dźwiganie powyżej 15kg, multum uczulającej chemii, temperatura stale ok. +8, podczas ostatnich mrozów spadało do zera, dach przecieka w 4 miejscach i woda leje się po instalacji elektrycznej. Do tego radosny mobbing pełną gębą, wyzywanie od k*rew, leni, ułomów itd. Jak się zaczęłam stawiać, to dostałam do akt PUP wpis "niezdolność do pracy w grupie, niewywiązywanie się z obowiązków". I teraz toczę batalię na papiery, żeby udowodnić, że nie jestem jeleniem. -_- Na szczęście jak tylko wyczułam, co się święci, to zaczęłam zbierać dowody (m.in. udało mi się cyknąć komórką wodę lejącą się po elektryce) i wygląda na to, że tylko dzięki byciu "kablem" będę mieć chronione dupsko i nie będę musiała zwracać kosztów poniesionych na moją "naukę zawodu".

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 marca 2018 o 16:51

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
11 marca 2018 o 16:10

@livanir: Mnie tam zwisa i powiewa, ile ktoś waży, grunt, żeby się czuć dobrze we własnym ciele. Ale wkurzają mnie osoby, które tuszę uznają za uniwersalną wymówkę i do tego ciągle narzekają, jak to ciężko jest być grubym, że ciężko z ciuchami, że schodów tak dużo, że siedzenia w samolotach za wąskie, ojojoj... Miałam takiego współlokatora i po roku mieszkania razem miałam ochotę go udusić gołymi rękami, bo tusza była usprawiedliwieniem wszystkiego. Sprzątanie - nie, bo stawy go bolą. Wyniesienie śmieci - nie, bo ma problem się zmieścić w altance ze śmietnikami. Pomóc z wniesieniem jakiegoś mebla - oj, on nie może, bo kręgosłup. Higiena - nooo, ciężko mu się domyć w prysznicu. Wyżeranie cudzego żarcia z lodówki - no bo on ma zaburzenia odżywiania i jest ciągle głodny... Plus non-stop jęczenie, jaki to jest biedny i wszyscy go nienawidzą tylko dlatego, że jest gruby. Mi by kompletnie zwisało to, ile waży, gdyby nie traktował tego jako kalectwa na własne życzenie. Mieszkałam też z palaczami i żaden z nich nie odstawiał takich hocków-klocków. Jak trzeba było, to i z 5 piętra po schodach lecieli na dwór, żeby nie smrodzić w mieszkaniu bez balkonu.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
10 marca 2018 o 13:48

Fundacja fundacji nierówna. Dlatego jak już człowiek znajdzie "ratowaczy" naprawdę z powołania, to lepiej się ich trzymać nogami i rękami. Mam takie szczęście, że przyjaźnię się z fundacją prowadzoną przez dwójkę pasjonatów (+ domy tymczasowe) - żyją z normalnej pracy, a cały czas wolny poświęcają ratowaniu sierściów. Wszystkie datki idą na jedzenie, wetów itd. Złoci ludzie, kiedyś zadzwoniłam do nich w środku nocy, że znalazłam szczeniaka potrzebującego pilnej pomocy weterynaryjnej, a nie mam żadnej lecznicy całodobowej w okolicy. Godzinę później byli u mnie z weterynarzem. :) A niestety zanim trafiłam na "swoją" fundację, miałam wątpliwą przyjemność trafić na różne organizacje, które prozwierzęce były tylko z nazwy. M.in. też właśnie znalazłam kociątko, którego nie mogłam u siebie przetrzymać (mieszkałam wtedy w dzielonym mieszkaniu). Akurat był długi weekend majowy i spędziłam cały weekend wydzwaniając od jednej organizacji do drugiej. W każdej powiedziano mi to samo: "Jest długi weekend, żadnego z pracowników nie ma na miejscu, żeby przyjąć znajdę, proszę dzwonić po majówce". :/

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
8 marca 2018 o 13:54

@LunaOP: Czy mogłabyś napisać do mnie na PW? Większość życia zmagam się z diabelskimi nerwobólami (jak mnie ściśnie, to w zasadzie nie mogę nabrać oddechu, taki ból w klatce), a z kolei większość mojej rodziny zmagała lub zmaga się z problemami sercowo-naczyniowymi... Byłoby więc świetnie wiedzieć, kiedy ból to tylko nerwoból, a kiedy lecieć do lekarza. ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
7 marca 2018 o 16:43

@krzycz: Kiedyś się zaburżuiłam na trapery marki Lasocki, bo niepospolicie wręcz mi się podobały (stylizowane na retro buty spadochroniarskie, cudne), więc postanowiłam ten jeden jedyny raz złamać swoje zasady i kupić buty w sieciówce. Po 3 tygodniach skóra zaczęła się giąć, załamywać i pękać, z przodu zaczął mi wyłazić jakiś klej czy inne diabelstwo spod podeszwy, a futerko w środku pozbijało się w twarde kulki... Pomijam już zerową odporność na przemakanie, pomimo intensywnego impregnowania. Przeboje z reklamacją - jak opisane w historii. Od tamtej pory żadne, choćby najpiękniejsze buty nie są w stanie mnie skusić. Chodzę wyłącznie w butach trekkingowych i taktycznych, mam jeden ulubiony sklep (gdzie potrafią i 2h mi obuwie dobierać), 2-3 ulubione marki i święty spokój, bo wiem, że buty wytrzymają każde warunki. Trekki, które mam obecnie, kupiłam za 400zł, użytkuję już 7 rok, poza lekkim wizualnym "zeszmaceniem" nic się z nimi nie dzieje. A CCC omijam szerokim łukiem i każdemu to polecam.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
6 marca 2018 o 17:03

@z_lasu: Ja mam na to patent - stawiam sobie przy łóżku / kanapie / na czym tam akurat siedzę 3 pudełka po butach, jedno na drugim. I na tym kubek. :) Póki co działa jak złoto.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
2 marca 2018 o 17:44

@MyCha: I heliografie, choć przy wysokiej zabudowie może być problem. Na jakiś dach by się przydało wleźć.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
28 lutego 2018 o 17:39

Nie wiem, od czego to zależy, ale w irlandzkich Aldikach zawsze natykam się na straszny burdel w koszach. Często odechciewa się kupować, kiedy człowiek widzi, że jedną rzecz będzie musiał kompilować z 5 rozerwanych, wybebeszonych opakowań. W małych miejscowościach jest trochę lepiej, w większych...współczuję załodze. Zdarzało mi się być pół godziny po otwarciu sklepu, a kosze wyglądały jak po przejściu wojska.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 lutego 2018 o 17:33

@LoonaThic: To chyba zależy od rodzaju złamania. Moja matula ma wręcz niespotykany talent do robienia sobie krzywdy i udało jej się jednocześnie złamać obojczyk + zmasakrować bark. Przeszła operację, ma w barku kilka implantów i kotwicę, rehabilitacja trwała prawie rok, a zakaz nadmiernego obciążania ręki ma do dzisiaj. Jak ktoś ma szczęście, to i w drewnianym kościele cegłówką oberwie. ;)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
27 lutego 2018 o 18:36

@pasjonatpl: Ci schlani to jeszcze najmniejszy problem. Miałam "przyjemność" przez parę miesięcy rezydować w mieście, w którym głównym biznesem były spędy bydła...o przepraszam, miałam na myśli przywożone z Dublina wieczory panieńskie / kawalerskie (bo u nas było taniej, niż w stolycy). Mogłam więc na własnej skórze się przekonać, że wśród młodszych pokoleń definicją dobrej zabawy jest ostre chlanie + branie jakichś pokątnych prochów... Odwala im po tym totalnie, niejednokrotnie przyjeżdżały 3-4 patrole Gardai naraz, bo cała "imprezka" postanowiła o 3 nad ranem wypuścić się na miasto i zacząć demolować wystawy, wrzeszczeć, bić się, a nawet ruchać publicznie na ulicy... Naprawdę przerażającym doświadczeniem jest obudzić się o 2-3 nad ranem i zobaczyć ulicę przed domem zawaloną tłumem 30-40 oszalałych ludzi, z czego kilkoro właśnie próbuje wyrwać / wykopać drzwi do budynku. A Gardai często po prostu nie dawała sobie rady.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 lutego 2018 o 17:11

@Jorn: Nie każdy może biegać, z różnych względów. Ja zawsze zbierałam joby za to, że jestem miękka klucha bez kondycji, bo po 300m biegu robi mi się czarno przed oczami. Dopiero w życiu dorosłym dowiedziałam się, że mam zaburzenia pracy serca i podczas biegu / forsownej jazdy na rowerze moje serducho zaczyna walić jak oszalałe, ponad 2x szybciej, niż wynosi norma, stąd uczucie duszenia się i bólu w klatce piersiowej. Nie jest to w żadnej mierze powiązane z kondycją, bo w aktywnościach typu marsze, wspinaczka, jazda konna, pływanie, kalistenika itp. jestem nie do zdarcia. No ale wf-iści zawsze wiedzieli lepiej i to, że każdy bieg kończyłam na granicy omdlenia i wymiotów, było efektem niechciejstwa. ;)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
21 lutego 2018 o 17:31

@Tajemnica_17: Zgadzam się, że ciężko o indywidualne podejście do ucznia przy 15+ podopiecznych. Aczkolwiek w moim wypadku, od klas 4-6 podstawówki, aż do końca liceum, każdy wf-ista miał uczniów tak głęboko w rzyci, że nawet kolonoskopia by tam nie dotarła. Najczęściej rzucali nam piłkę (bez rozgrzewki), przez 15 minut oceniali, jak komu idzie, wpisywali oceny i na resztę lekcji szli do kantorka. A że się dzieciaki pozabijają nawzajem podczas grania? Trudno, przecież szkoła ubezpieczona... Szczytem była wf-istka, która nadzorowała nas na basenie (aż raz w tygodniu, szał). "Nadzór" polegał na siedzeniu sobie na krzesełku i czytaniu pisemek. Kiedy jedna dziewczyna zaczęła się topić, to wf-istka kazała nam, bandzie przerażonych trzecioklasistów (z czego połowa ledwo się trzymała na powierzchni), wyłowić i odholować nieszczęsną topielicę do drabinek, bo, tu cytat, "ona przecież nie będzie się moczyć, żeby jakiegoś ułoma wyciągać!". Tak więc niestety moja opinia o wf-istach jest, jaka jest.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna »