Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

leprechaun

Zamieszcza historie od: 21 października 2017 - 11:23
Ostatnio: 23 sierpnia 2018 - 18:08
O sobie:

Moje drugie konto tutaj, założone po tym, jak do pierwszego profilu logowanie zepsuło się na amen.

Co ze mnie za cholera? Mały, zacięty, niepozorny z wyglądu chochlik, na co dzień mieszkający w Irlandii i głęboko w niej zakochany. Poganin-asatryjczyk. Z zawodu fotograf, z zamiłowania psiarz, włóczykij i mól książkowy. :)

  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 427
  • Komentarzy: 248
  • Punktów za komentarze: 617
 
[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
16 kwietnia 2018 o 13:07

Uch, aż mi się przypomniał jeden przypadek z poprzedniej pracy (zakład foto). Przyszła rodzinka zrobić dwójce swoich dzieci zdjęcia do paszportów. No to tło w dół, pierwszy dzieciak hyc na taboret, trochę ustawiania i po paru minutach gotowe zdjęcia. Drugi... Drugi chyba stwierdził, że postawienie stopy na płachcie tła niechybnie przemieni go w porośniętego wrzodami trolla... Odwalił taką histerię, że inni klienci zaczęli ze sklepu uciekać. Wycie, kopanie, walenie pięściami w podłogę, ślinienie się. Potem zaczął próbować przewracać lampy fotograficzne (na szczęście każda obciążona 5kg worem z piaskiem) i drzeć tło (na szczęście mieliśmy materiałowe, a nie papierowe). Nie dało się do niego podejść, bo kopał, gryzł, pluł i ogólnie zachowywał się jak zaszczuta kuna. A rodzice na to, z pełnym stoicyzmem: "A, bo wie pani, on nie lubi zdjęć, zapomnieliśmy powiedzieć, hehe... Może niech mu pani poopowiada o jakichś cukierkach czy coś, to się uspokoi". Na szczęście zakład był prywatny i cóż...po tych ekscesach cała rodzinka była odsyłana do konkurencji, ilekroć znowu przyszli. Foch jak stąd na Alaskę, ale dla nas lepiej było stracić jedną rodzinę, niż kilkunastu innych klientów i jeszcze ryzykować uszkodzenie sprzętu za ciężkie pieniądze.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
12 kwietnia 2018 o 11:32

Łączę się w bólu, też wszelkie hormony są niedozwolone w moim wypadku i każdy okres to męka (ale na szczęście nie mdleję)... Taka porada: czy probowałaś przebadać się pod kątem endometriozy, tak na wszelki wypadek? Ja osobiście jestem czysta jak łza, ale u znajomej wykryto endometriozę, dostaje teraz jakieś leki na złagodzenie tego i jest dużo lepiej - a kiedyś regularnie się zdarzało, że lądowała na SOR właśnie z powodu omdleń z bólu. EDIT: Taka anegdotka jeszcze. Tej samej znajomej pracodawca kiedyś robił jazdy o to, że wzięła L4 z powodu miesiączki (po kolejnym omdleniu, wystawione przez lekarzy z SOR), bo "to tylko lekki dyskomfort, a kobiety przesadzają". Tak się wkurzyła, że przyszła do pracy mimo L4, po czym po 3-4 godzinach...narzygała niechcący na szefa, padła bez życia u jego stóp i znowu trzeba było wzywać karetkę. Od tamtej pory szefuńcio się ani nie zająknie na temat L4 w trakcie okresu. ;)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 12 kwietnia 2018 o 11:35

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
11 kwietnia 2018 o 17:34

@rodzynek2: U mnie tramwajów nie ma, bo moja "metropolia" to taki dziwny twór złożony z miasta, które wchłonęło kilka wsi dookoła (i nic dla nich nie robi, tylko ciągnie podatki). Jeżdżą tylko busy, ale też sytuacja jest podobna do twojej - rano jadą aż dwa busy w ciągu godziny (ROZPUSTA!!! Normalnie jest jeden co 1,5h), z czego jeden wyjeżdża z sąsiedniego miasteczka, pomija wszystkie przystanki w wioskach po drodze i leci prosto do centrum mojej metropolii. Drugi z kolei jedzie po tych wszystkich pipidówkach, zbierając ludzi. Na trasę nr 1 puszczają wielki autobus, na trasę 2 dają minibusa... I tak, najlepszy, największy tabor jeździ w godzinach 11-13, kiedy 90% korzystających z komunikacji jest w szkole / pracy. Kto to do ciężkiej cholery projektuje?!

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 kwietnia 2018 o 12:04

@cassis: Co to jest purchlak? :) Pytam szczerze, bo kojarzy mi się jedynie z purchlami na ścianie. Po mieszkaniu na różnych dzielonych stancjach stwierdziłam, że wolę już chyba rezydować w jurcie pod lasem i gotować na ognisku, niż znowu się wpakować w dzielenie lokum...

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
11 kwietnia 2018 o 11:57

@Wilczyca: Chyba bym w którymś momencie nie wytrzymała i z wkurzenia wjechała komuś w rzyć, zwłaszcza mając kamerkę... Ja sama poruszam się głównie pieszo, rowerem tylko na określonych trasach, ale nigdy, przenigdy nie lezę po ścieżce rowerowej (chyba, że nieświadomie, bo np. nie ma oznaczeń, a bruk jest jednakowego koloru). Za to multum ludzi, jak widać, ma to głęboko w czterech literach. W Krakowie (kiedy tam jeszcze rezydowałam) na Rondzie Mogilskim bywało więcej ludzi na ścieżce rowerowej, niż na chodniku zaraz obok!

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
11 kwietnia 2018 o 11:51

Widzę, że to nie tylko moja "metropolia" układa rozkłady jazdy chyba pod emerytów - u mnie rozkład jest tak masakryczny, że nie pasuje ani uczniom, ani żadnym ludziom pracującym. A każde zmiany i "ulepszenia" powodują jeszcze większą ch**nię, czyniąc komunikację miejską prawie bezużyteczną. Co jednak nie przeszkadza miastu w ciągłym robieniu kampanii o przesłaniu "w mieście nie ma parkingów, nie jeździj autem, przesiądź się do busa". Śmiech na sali.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
6 kwietnia 2018 o 12:32

Jeśli kogoś to interesuje, to w ramach oddechu od nurtu "morza szum, ptaków śpiew, ból, cierpienie, pot i krew" w filmach LGBT polecam moje ostatnie odkrycie - Piękny kraj (God's Own Country). Zaczyna się sztampowo, tzn. zgorzkniały, sfrustrowany swoją orientacją bohater rucha w kiblach wszystko, co się nawinie. ;) Ale potem pojawia się drugi bohater i film rozwija się w obraz tak piękny, subtelny i pełen nadziei, że stał się jednym z tych filmów, do których wracam, kiedy dopadnie mnie chandra. I jest niesamowicie...normalny, tzn. bohaterowie są przede wszystkim JACYŚ, nie są napisani pod kątem epatowania gejowskością. Dzięki temu historia, chociaż traktuje o gejach, równie dobrze może być "przyłożona" do czyjegoś heteroseksualnego życia, bo opowiada o problemach i pragnieniach uniwersalnych dla ludzkości, nie zarezerwowanych tylko dla LGBT. Naprawdę ogromny szacunek dla reżysera i aktorów, włożono w ten film masę roboty, żeby był jak najbardziej naturalny w odczuciu. Dodatkowym walorem jest fakt, że jeden z dwóch głównych bohaterów to istne "eyecandy". ;)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
5 kwietnia 2018 o 13:00

@timo: Pracowałam i na różnych Xeroxach (w drukarni), i na Brotherach. Nawet pominąwszy koszty eksploatacji i tak polecam Brothery. Jedyne problemy, jakie miałam z Brotherami, to z papierem naklejkowym - a z kolei profesjonalne Xeroxy ("kombajny") notorycznie się zacinały i dławiły nawet zwykłym offsetem A4... Ile przekleństw latało nad tymi biednymi Xeroxami codziennie... :D Kombajn HP pominę litościwym milczeniem.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
4 kwietnia 2018 o 15:40

@kalulumpa: Taka prawda, większość pogryzień to nie efekt styczności z jakimś zdziczałym, ziejącym mordem psem Baskerville'ów, tylko niedopilnowania przy zabawach z psami "rodzinnymi". Każdy pies ma swoją wytrzymałość, jedne większą, inne mniejszą i nie ma czegoś takiego jak "idealny pies dla dzieci" w rozumieniu "a, będzie można psa zostawić sam na sam z dzieckiem i pies będzie dziecko niańczyć jak zwierzaki z filmów" (oczywiście bez jakiegokolwiek szkolenia). Do tego dochodzi histeria na punkcie tego, że jak raz pies zahaczył o dziecko zębami, to następnym razem zagryzie je z zimną krwią i zeżre. Nie zliczę, ile razy pies mnie "pogryzł" w trakcie zabawy (zapasów) - nie, samo przejechanie czy złapanie zębami za rękę etc. nie jest ugryzieniem, psy tak się bawią między sobą, a zatem i z dwunożnym członkiem stada, nie robią tego, aby wyrządzić krzywdę. Owszem, w trakcie różnych akcji byłam też kilkukrotnie ugryziona - i rozumiem przez to psa, który z różnych powodów (najczęściej ze strachu i poczucia osaczenia) reaguje agresją i gryzie tak, żeby zrobić krzywdę, co kończy się krwią i raną, w skrajnych przypadkach koniecznością szycia. Zdarzyło mi się to jednak tylko 2 czy 3 razy, podczas odławiania przerażonych, skatowanych psów, więc nie można tych zwierząt winić. Tymczasem rodzice kupują dzieciom np. labradora, bo "labki to psy rodzinne", ani nie szkolą psa, ani nie uczą dzieci obchodzenia się ze zwierzakiem, puszczają ferajnę luzem i mają wszystko w rzyci. A kiedy pies w zabawie (często nie znając jeszcze swojej siły) lub w obronie własnej złapie dzieciaka zębami, wpadają w histerię, bo "agresywne bydlę dziecko mi zagryzie" i pozbywają się psa... Kiedy tak naprawdę nawet pies zmęczony i zirytowany dzieckiem rzadko gryzie od razu tak, żeby użreć do krwi. Pomijam już to, że najpierw wysyła milion pięćset sto dziewięćset sygnałów ostrzegawczych. Oczywiście są wspaniali rodzice, którzy pilnują swoich dzieci, uczą ich obcowania ze zwierzętami, mają odpowiednią wiedzę nt. psów itd.itp. Ale niestety, statystyki są, jakie są.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
3 kwietnia 2018 o 18:57

@kalulumpa: "Moja" fundacja odebrała wiele psów z domów, gdzie "dzieci się tak ładnie z pieskiem bawią". Efektami tych "ładnych zabaw" były między innymi: złamany ogon (od ciągnięcia), uraz kręgosłupa (gnojek gonił psa quadem i w końcu w niego wjechał), 6-tygodniowy szczeniak w typie weimarczyka z jednym uchem do połowy uciętym nożyczkami (celowo!), wydłubane oko u psa "kojcowego", berneńczyk, który zmarł w klinice po tym, jak nastoletni debile postanowili "dla jaj" nakarmić go ciastkami z haszyszem oraz szczenna suka w typie amstaffa, którą 9-letnie dziecko pod nieobecność rodziców nakarmiło chyba całą tabliczką gorzkiej czekolady... Sukę uratowaliśmy, szczeniaki urodziły się martwe, co do jednego... Moja rodzina ma dwa owczarki "po dzieciach" i oba dostają po prostu furii, jeśli dziecko próbuje się zbliżyć na więcej niż metr. Starszy w dodatku ma kompletnie rozjechane wszystkie stawy (obecnie przechodzi już drugą poważną kurację), bo gówniarze poprzedniego właściciela jeździli na nim jak na kucyku. Już nie wspomnę o tym, że jak pies użre dziecko, to zawsze wielkie larum, jaki to pies zły, psychopata, morderca i do uśpienia. A nikt nie zapyta, czy i jak długo pies nie był męczony przez dzieciaka? Co spowodowało ten nagły wybuch agresji? Gdzie byli dorośli? Dlatego proszę, nie dziwcie się, że ludzie wydający psy do adopcji mają schiz na punkcie dzieci. Bo właśnie ludzie biorą sierścia z pobudek "a, bo dziecko chce", "a, bo pies będzie niańką dla dziecka" itd. Większość ludzi liczy na to, że dziecko i pies będą się pilnować nawzajem i nie zawracać dupy dorosłym, a to wielki, wielki błąd. I potem są tragedie z niedopilnowania.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
3 kwietnia 2018 o 18:36

@pasia251: Mnie zawsze zastanawia, dlaczego nikogo nie niepokoją ogłoszenia na olx i innych portalach, gdzie psy "rasowe" są wystawiane za 1/4 czy nawet 1/5 normalnej kwoty hodowlanej. Przecież to jest oczywiste, że są to pseudohodowle! Nie mówię o ogłoszeniach typu "mamy owczarka, zdarzył się wypadek, szczeniaki w typie owczarka do wzięcia", tylko o ogłoszeniach stricte komercyjnych, gdzie zachwalają, jakie to psy nie są rasowe, a jednocześnie taki "hodowca" omija szerokim łukiem ZKwP, nie mówiąc już o FCI. Przecież tacy "hodowcy" (a raczej producenci) psów się sami podkładają takimi ogłoszeniami, dlaczego żadne służby się tym nie zainteresują? A potem tragedie jak ta ostatnio: https://wiadomosci.wp.pl/koszmar-120-zwierzat-w-nielegalnej-hodowli-sceny-z-interwencji-niczym-z-horroru-6236129538115201a

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
3 kwietnia 2018 o 18:27

@rodzynek2: Psie puszki nieapetyczne? Niektóre z tych puszkowanych cudów, zwłaszcza takie z wyżej półki, to bym sama wsuwała zamiast pasztetu. :D Kiedyś dostałam w ramach promocji zestaw próbek mokrego żarcia Taste of the Wild...karmiąc tym moje bydlęcie poważnie się zastanawiałam, czy sobie jednej puszki nie podgrzać i nie doprawić, takie zapachy. :D Obrzydliwe to było to, co żeśmy musieli wyczyniać z naszym ostatnim podopiecznym (byłam domem tymczasowym) - pies był tak zajechany trawiennie przez poprzedniego właściciela (karmiony chlebem, ziemniakami i innym syfem), że miał zanik enzymów żołądkowych... Nie chcieliśmy go szprycować medykamentami, więc dostawał świeże żwacze, po które to żwacze trzeba było raz na 1-2 tygodnie podjechać do ubojni, załadować do wora, w domu wypłukać z nich zawartość (ohyda!), poporcjować, część dać na świeżo, część zamrozić. Na szczęście szybko się sierściuchowi poprawiło i przeszliśmy na zamawiane z internetu żwacze suszone, które notabene uwielbiał. :) Trochę z psami "z recyklingu" przeżyłam i rzadko, naprawdę rzadko się zdarza, żeby były to psy bezproblemowe. Niejeden dorosły się przejechał na psie adopcyjnym, a co dopiero dziecko...

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
3 kwietnia 2018 o 17:42

Ah, "słodka" wyspiarska mania biurokratyczno-rachunkowa...od samego czytania ciśnienie mi skoczyło (ja się z kolei z Revenue użeram). ;) Znajomy przez 3 miesiące nie mógł w Irlandii konta założyć, bo przez jakiś tam dziwny zapis w umowie wpadł w taką lukę w przepisach, że wyszło na to, iż przepisy w jego przypadku się wzajemnie wykluczają. Cyrki nieziemskie.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
2 kwietnia 2018 o 15:27

@mesiaste: Człowiek tak naprawdę potrafi się przyzwyczaić do większości dźwięków mechanicznych - ja mam idealnie naprzeciw domu rodzinnego jednostkę straży pożarnej i szczerze powiedziawszy na syrenę nie zwracam już w ogóle uwagi po tylu latach mieszkania tutaj. Nie budzi mnie w nocy ani nic. :) Najgorzej, to jak się jakiś ciołek nastawi, że go np. winda wkurza, wtedy każdy odgłos odczuwa 3x mocniej i zaczynają się cyrki.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
1 kwietnia 2018 o 13:41

Mieszkałam w różnych miejscach i miałam tak wybitne szczęście, że na 7 różnych lokali, w 5 wypadkach trafiłam na bezpośrednie sąsiedztwo takich bachorów (bo inaczej nie da się tego nazwać), jak opisany w historii przypadek, a czasem bywało jeszcze gorzej. Ostatni sąsiedzi, rodzina "baby-boomers", miała OŚMIORO dzieci i całe to stado zachowywało się jak opętane przez demony, naszprycowane amfetaminą małpy, które nigdy nie śpią i nigdy się nie męczą... Oczywiście służby miały to głęboko w rzyci, jako że nic tam patologicznego się nie działo, a na skargi na hałas nieśmiertelnie odpowiadano "to tylko dzieci". Skończyło się to tym, że po pół roku dostałam załamania nerwowego z braku snu i ciągłego hałasu (budownictwo typu "ściany z papieru", więc słychać było naprawdę wszystko). W efekcie wyprowadziłam się na ponad rok do starego bungalowu pośrodku absolutnie niczego, 30km od miasta, dookoła same bagna, nie docierał tam nawet internet. I tak siedząc sobie pośród torfowisk, napawając się błogą ciszą i rechotem żab, zastanawiałam się: co się stało ze społeczeństwem, żeby człowiek musiał mieszkać jak pustelnik, jeśli chce mieć trochę ciszy i spokoju po pracy?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
1 kwietnia 2018 o 13:28

@Bryanka: Ale to prawda, podstawowe zasady są identyczne. Przede wszystkim dużo konsekwencji i bycie alfą w stadzie. I odpowiednie użycie nagród pod postacią smakołyków, zabawek i rozrywek. ;) Mi się kiedyś wypsnęło, że mój pies jest lepiej wychowany od dzieci sąsiadów. Bogowie, jakie gromy gniewu spadły na mój biedny łeb! Niemalże ostracyzm lokalny mnie spotkał. Dzieci sąsiadów właśnie tego pokroju, co opisany tutaj Adaś, a może nawet gorsze...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
31 marca 2018 o 16:38

@jass: Też mam do dzisiaj nawyk targania ze sobą przynajmniej jednej paczki chusteczek w każdym plecaku, kurtce itd. Wielokrotnie mi to uratowało nomen omen dupę, a i znajomych w różnych dziwnych sytuacjach mogę poratować. :) W plecakach mam też po 1 parze zapakowanych w woreczek strunowy rękawiczek jednorazowych, tak na wszelki wypadek, gdybym musiała udzielić komuś pomocy etc.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
31 marca 2018 o 16:32

Widzę, że nie ja jedna byłam dziwolągiem, który popylał z rolką papieru do szkoły... Męczyłam się tak przez 9 lat edukacji, w liceum ograniczyłam się do 2 paczek chusteczek higienicznych, bo o dziwo papier częściej był, niż go nie było (luksus i burżuazja!!!). Za to z problemem braku mydła, ciepłej wody, ręczników papierowych, zamków w kabinach czy z upierdliwością notorycznie zepsutych spłuczek męczyłam się przez cały okres edukacji. Gratuluję też mojemu LO, które postanowiło, że kosze w łazience damskiej są zbędne i trzeba było z "pakietem" (zużytą podpaską) lecieć na korytarz do kosza, wywalić i wrócić się do łazienki, aby umyć ręce...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
31 marca 2018 o 16:24

@xyRon: To straszne, tyle czasu nie wiedziałam, że pracuję nad związkiem, który i tak będzie do kitu, bo rozmawiamy w języku oblubieńca... Lecę się zapisać na terapię dla par czy coś. ;) Moi znajomi to w ogóle "małżeństwo metodą Krebsa", potrafią się porozumieć w 4 różnych językach. Ich dzieciaki mają się świetnie, na start w mniejszym lub większym stopniu znają polski, angielski, francuski i niemiecki. Zazdroszczę. ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
29 marca 2018 o 22:22

@mooz: Tak, odbywanie się tych kursów w standardowych godzinach pracy jest dosyć upierdliwe. Z drugiej strony w Irlandii jest sporo urlopu oraz wszelakich bank holiday, więc jeśli ktoś jest naprawdę zafiksowany na punkcie pójścia na swoje, to się przemęczy rok bez urlopu (mając różne długie weekendy na otarcie łez), wybierze urlop w jednym kawałku i wtedy pójdzie na kurs. Znajomy miał o tyle dobrze, że dość długo myślał nad założeniem swojej firmy, a potem zeszło mu się to z kłopotami w jego ówczesnej pracy. Kiedy po raz 3 czy 4 wysłali go na lay-off, wykorzystał ten czas na zrobienie kursu i niedługo potem odszedł. :) Aczkolwiek o ile dobrze pamiętam (mogę się oczywiście mylić!), była jakaś opcja zrobienia tego kursu zaocznie... Głowy jednak za to nie dam, było to ładny kawałek czasu temu. :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
29 marca 2018 o 16:59

@LittleM: A w Irlandii są sześciotygodniowe, kompleksowe, DARMOWE kursy przygotowujące do założenia własnego biznesu. I to naprawdę takie "od zera do bohatera", bo znajomy poszedł na coś takiego jako kompletny ignorant (mając jedynie wizję swojej firmy), a wyszedł zwarty i gotowy do zaczynania swojego przedsiębiorstwa. :) Ale ludzie w mojej okolicy i tak będą jojczeć, że w Polsce jest wspaniale, a wyjeżdżający na zachód to zdrajcy narodu, ech... Uroki post-PGRowskich "metropolii". ;)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
29 marca 2018 o 16:39

@Felina: Jak mnie wkurza takie wciskanie rzeczy na chama do szafek / półek. Byłam na stażu w drukarni, gdzie od czasu odejścia poprzedniego pracownika (ponad 2 lata temu) nikomu się nie chciało poukładać materiałów. I tak sobie radośnie wszędzie zalegały dosłownie góry papieru - na półkach, w szafkach, na podłodze, w archiwum dokumentów, na paleciakach stojących w różnych dziwnych miejscach... Dziesiątki różnych gramatur, wymiarów, papiery zwykłe, dekoracyjne, samokopie itd. - wszystko wymieszane ze sobą i zwalone na kupy, często pogięte, brudne, pomiędzy tym jakieś smycze, długopisy, tonery powrzucane w pudła z kablami... DRAMAT. Po którymś z kolei ochrzanie za to, że robota wolno idzie, bo "tylko ty masz problem, że nie wiesz, gdzie co leży" (gratuluję podejścia), wkurzyłam się tak bardzo, że przy pierwszej okazji (w tym wypadku - awaria sprzętu) poświęciłam bite 8h na ogarnięcie tej stajni Augiasza. Nadźwigałam się tak, że następnego dnia ledwo łaziłam, ale jaka satysfakcja... ;)

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
28 marca 2018 o 12:13

@KittyBio: Koligacje rodzinne godne Lannisterów... ;) Radzę odpuścić sobie następne spotkanie, jeszcze się dowiesz, że zdradzasz męża (brata) nie tylko z DYREKTOREM, ale jeszcze z dyrektora żoną. Czy coś w ten deseń. ;) Kreatywność plotkar jest naprawdę nieograniczona.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
28 marca 2018 o 9:54

"Rozkapiszonuję ci ryj" - tego jeszcze nie słyszałam, a też się nasłuchałam w życiu trochę obelg od klientów i pracodawców. :) Podziwiam za zachowanie zimnej krwi, facet to jakiś burak wersja esktremalna.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
27 marca 2018 o 13:59

Podczas czytania tych kwiatków poczułam, jak prostują mi się zwoje mózgowe... ;) Czy po jakimś czasie nie zaczynacie w pracy również mówić niegramatycznie, nie udziela się wam?

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna »