Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mru

Zamieszcza historie od: 2 lipca 2011 - 20:43
Ostatnio: 14 maja 2024 - 16:15
  • Historii na głównej: 18 z 30
  • Punktów za historie: 19430
  • Komentarzy: 380
  • Punktów za komentarze: 4806
 

#29902

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia standard: dzwoni do mnie pani z sieci w której jestem od lat. Mega oferta na mega telefon. Akurat mi pasuje proszę o konkretny model za złocisza. Akurat stary odchodził na złom.
Nie ma mojego telefonu. Może będzie w ofercie za dwa tygodnie. Ok, można oddzwonić. Pani dzwoni po dwóch tygodniach, telefonu nadal nie ma, są inne. Nie dziękuję, mogę poczekać. Dzwoni, nie ma, poczekam. Dzwoni, nie ma, poczekam. Dzwoni, nie ma, poczekam.
Kij z tym, kupiłam nowy za nie jedną, a wiele złotówek. Trudno.
Dzwonią inni. Intensywność się zwiększa. Odmawiam, mówią że skreślą z systemu itd., Ctrl+C Ctrl+V i tak przez pół strony ten sam schemat.
Wydzwaniali coraz częściej. Naprawdę szkoda ich czasu i mojego.

I tak narodziłam się jako piekielna.

1.
-Dzień dobry, sieć Najlepsza czy rozmawiam z właścicielem telefonu?
-Tak.
-Bardzo mi miło, w takim razie informuje że nasza rozmowa bla bla będzie nagrywana...
-Nie zgadzam się na nagrywanie!
-W takim razie do widzenia.

Hehe... Parę razy się udało. Potem już czasami nie.

2.
-Dzień dobry, sieć Najlepsza, czy rozmawiam z właścicielem telefonu?
-Tak.
-Bardzo mi miło, w takim razie informuje że nasza rozmowa bla bla będzie nagrywana...
-Nie zgadzam się na nagrywanie!
-...Yyyyy..... A można wiedzieć dlaczego?
- (ja nawiedzonym szeptem)- ze względów r e l i g i j n y c h.
-...Yyyy, do widzenia.
-Pan z tobą.
-A przepraszam.... można wiedzieć co to za religia?
-Nie wolno mi o tym rozmawiać z niewiernymi.

Od tygodnia cisza. Ciekawe jak długo. :P

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (1024)

#27270

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam męża, a co mi tam pochwalę się. :) Chłop w sile wieku, szczupły, wysportowany, biega, nie pali i ogólnie okaz zdrowia.
Tym dziwniejsze więc, że pewnej nocy (dość świeża historia) musiałam wezwać do niego pogotowie.

Przybyła karetka, zamigała światełkami, zawyła wyjcem i wywiozła mi chłopa z podejrzeniem zawału. Ja piedrut, w taksówkę i dawaj za chłopem. Wpadam na Izbę Przyjęć. Tam widzę chłopina blady, ale w odpowiednich rękach lekarskich. Patrzam sobie gdzie ja jestem.... i czy mnie oczy nie mylą. Czy to jest Izba Przyjęć czy Izba Wytrzeźwień? Łóżka - sztuk dziewięć, zajęte co do jednego. Przegląd jaki przez te kilka godzin tam spędzonych miałam okazje zrobić: WSZYSCY oprócz mojego chłopa i pewnej starszej pani NAWALENI w trzy.... poślady.

Kilka kwiatków:
- Pan pytany o to ile godzin pił (bo ilościowo twierdził że stracił rachubę) odpowiada że dwa dni. Cały czas wzywał lekarkę żeby mu przynosiła wodę bo jego dusi i sam wstać nie może.
- Żul wydający odgłosy jakby co pięć minut miał rzygać.
- Jakiś młodziak nie do końca trzeźwy na jakichś specyfikach "coś na imprezie kolegi znajomek miał, to brali"
- Żulica która na bosaka chodziła zapalić, a potem wracała dalej kimać.

Normalnie noclegownia dla poszkodowanych przez procenty.
Gdzie piekielność zapytacie? Otóż wszystkie te mordy zapite (niech robią z życiem co chcą ale na swój rachunek), otóż wszystkie te mordy kimały beztrosko na szpitalnych łóżkach.
Mój chłop z podejrzeniem zawału spędził tam pięć nocnych godzin siedząc blady i słaby na krześle. Na krześle siedział z podłączoną kroplówką, na krześle mi prawie mdlał, itp.
I na to właśnie żeby się żul w cieple przespał, a lekarka nosiła mu wodę na kaca, na to właśnie kochani idą nasze pi....one podatki.

W pewnej izbie.

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1213 (1277)

#18058

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Lex30 przypomniała mi jak będąc nastolatką wybrałam się z koleżanką do cukierni. Przemiana materii pozwalała wtedy zaszaleć z kaloriami, więc wkroczyłyśmy ze ślinotokiem do tej świątyni cukru. Wtedy jednej z najlepszych w mieście.
Za ladą wypełnioną ciastami stała pani w nienagannie białym fartuchu i... obcinała sobie paznokcie wielkimi nożycami krawieckimi. A paznokcie jak pijane pchły, odskakiwały prosto w ciastka.

Si, odwróciłyśmy się i wyszłyśmy oczywiście. Niestety innej porażającej puenty tu nie mam :D Porażona tymi nożycami, puenta widocznie wyszła szybciej niż my ;)

mniam mniam

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 649 (747)

#17018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś juz pisałam że kilka lat temu mieszkałam w domku teściów. I tak a′propos historii osób wchodzących komuś do chaty bez pukania.......
Teściowa - dermatolog przyjeżdżała średnio co dwa tygodnie i przez weekend przyjmowała pacjentów. Ja rejestrowałam telefonicznie.
Od strony ulicy, przy samym chodniku była tablica z godzinami i datami przyjęć, nr tel. itp.
Do tego gabinet na parterze, wydzielony. Reszta chałupy ewidentnie o wyglądzie prywatnej kwatery.
Mimo to wiecznie zdarzały się osoby wchodzące mi do mieszkania. Pół biedy jak ktoś zapukał. No ale..... upał (ponad trzydzieści stopni) Otworzyłam okna na strychu i drzwi od ogrodu, zamknęłam furtkę i..... jeden z niedoszłych pacjentów przeszedł sam siebie i wszystkich pozostałych....

Na szczęście ubrana stoję w kuchni i coś tam pichcę. Nagle koło mnie materializuje się jakiś (F)acet sztuk raz....
Otrząsnęłam się ze stanu przedzawałowego i przeszłam w wytrzeszcz.
F- Dzień dobry do dochtórki to tutej?
J-No niby tutej, ale trzeba się telefonicznie rejestrować....
F- A ja by nie mug teraz?
J- Nie mógłby bo jej nie ma....
F- A bo ja mam taką sprawę jedną to może pani mi pomoże?
J-Yyyyyyyyyy wie pan co.... ale ja to się nie znam.....
F- Ale jak pani tutej mieszko to pani bedzie wiedzieć.

Ta, jasne cała wiedza medyczna zwłaszcza z dermatologii przeszła na mnie z powietrzem.

J- Wie pan, raczej chyba nie :)
F- Bo mnie się taka gadzina zrobiła na nodze to by mi pani co poradziła. Ja pani pokażę.
J- Jezu, niech mi pan nic nie pokazuje, naprawdę, poza tym ja się NIE ZNAAAAAAAM!!!!!!!!!!!!!

Się zapowietrzyłam bo facet właśnie zaczął podwijać nogawkę spod której wyglądało coś na kształt tygodniowej padliny. Ja tam do specjalnie przewrażliwionych nie należę ale koleś faktycznie miał tą nogę we wszystkich odcieniach, poharataną i w dodatku oblepiona ropą wprost nieziemsko. I tak jakoś z tego odoru ropy i ogólnego zaskoczenia zaczęłam wpadać w irracjonalny popłoch.
J- Panie, kurde z tym to na pogotowie natychmiast!
F- Mówi pani? - facet pełen luz - A co oni mi tam pomogą?
J- Nie wiem kurde! Może amputują ! Aaaarrrrghhhhhhhhhh......
F- bo ja to nie wiem to mi tak od zimy się robi... (a tu sierpień) to ja se przemywałem ale to na nic..... To ja już chyba pójdę na to pogotowie.

I poszedł.
Opadłam na krzesło.
Potem pomyślałam że w sumie to powinnam może zaprowadzić go na to pogotowie. Nie wyglądał na specjalnie rozgarniętego i może trzeba było pomóc. Niestety on i jego noga zniknęli w odmętach bieszczadzkiej krainy. Co dalej, nie wiem. Nie wrócił.

Opowieści dziwnej treści :)

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 576 (608)

#16029

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zwykle staram się opisywać historie śmieszne, ale jakoś teraz wzięło mnie na straszną. 8 lat wstecz, w piątym miesiącu ciąży postanowiłam dojechać do męża. Było tak, że dwa miesiące wcześniej pojechał tam gdzie była praca czyli do Lublina. Jak się zadomowił, dołączyłam. I tak zeszło aż do terminu porodu, a że młody się na świat nie pchał, po kolejnej kontroli wzięli mnie już na tzw trakt porodowy.

I tu z pełną premedytacja podam co za szpital :) A co :) Niech mnie ktoś od nich zamiast siedzieć cicho poda do sądu. Chętnie opowiem swoją wersję :P
Pan pseudolekarz zabrał mnie na USG. Pomachał mi po brzuchu jak pędzlem malarskim i stwierdził że "dziecko jest, następna!".
To nie było dobrze zrobione USG. A gdyby było zapobiegłoby dalszym wypadkom.

W jakieś siedem kobiet podano nam oksytocynę. W efekcie od rana do późnego wieczora LEŻAŁAM na podłodze wyjąc z bólu, a pies z kulawą nogą nie podał mi łyka wody. Od czasu do czasu wpadała położna sprawdzić czy jest rozwarcie. Nie było, więc robiła mi tzw masaż szyjki macicy. A łapę miała baba jak nie przymierzając szufla koparki. Potem zostawiała mnie klejącą się od potu i krwi.
Godzin wycia jak potępieniec nie będę opowiadać. Dość że ból był jakby ktoś żywcem łamał kręgosłup. Z tego bólu traciłam świadomość.
W końcu wszystkie kobity urodziły, zostałam tylko ja. Zawołano młodą lekarkę. Młoda położyła mi się na brzuchu i zaczęła cisnąć dziecko. Rzecz jak potem się dowiedziałam od dawna niepraktykowana ze względu na ryzyko. Wycisnęła wody płodowe, dziecko zostało "na sucho".

Wtedy, wciąż nie pamiętam jak, ale przetransportowano mnie na salę operacyjną. Ostatnie co pamiętam to lekarz drący się na baby o to, że nie przemyły mi brzucha. No w końcu po dniu tarzania się na podłodze wyglądałam jak ze stajni.

I teraz po kolei :)
1. Młody był opętlony TRZY razy pępowiną. W tym dwa razy za szyję. Nie miał szans się sam wydostać. A wyciskany prawie się udusił.
Także wyjęli mi z brzucha dziecko które było granatowe i któremu natychmiast należało podać tlen.

2. Trzeba było mnie ciąć w ciągu sekund więc przez brudny brzuch który był czas żeby przetrzeć zanim przyszedł lekarz.... wdało się jakieś cholerstwo. W efekcie ponad miesiąc miałam tam ranę z której lała się ropa tak że przykładałam ręczniki.

3. Masaż szyjki macicy - kobieta koparka rozerwała mi ją.
Później stary ordynator kliniki we Wrocławiu, który niejedno widział powiedział tylko:
- Boże kto pani to zrobił? To na wojnie SS takie rzeczy kobietom robiło!

4. Przeszłam operację, na skutek której nie będę więcej mieć dzieci. Operację która polegała na wycięciu zmasakrowanych podczas porodu części. Tak sponiewieranych, że trzeba było wywalić bo groziło nowotworem.

Mam więcej szczęścia niż tamci debile rozumu. Dziecko o dziwo nie ma porażenia, a ja mam moje dziecko.

Jeśli czyta to ktoś z tamtej rzeźni na Lubartowskiej w Lublinie to kilka słów ode mnie: kij wam w tyłki bando rzeźników :)

To wszystko kilka lat temu w czasach akcji "Rodzić po ludzku", o której w tym zapomnianym przez Boga przybytku chyba nikt nie słyszał.
Spartolili wszystko co się dało spartolić.

PS. Nie opisałam wszystkiego. Zdając sobie sprawę że internet to internet i może to czytać jakieś dziecko.
Ja miałam szczęście w nieszczęściu bo żyję chociaż byłam od włos od wykrwawienia, a moje dziecko od uduszenia.
Bylibyśmy po prostu kolejnymi ofiarami ludzkiej niekompetencji i zbydlęcenia.
Co roku kobiety umierają na skutek takich "błędów", a dzieci zostają kalekami. Ale w myśl powiedzenia że "ręka rękę myje" towarzystwo pozostaje w poczuciu bezkarności.

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1674 (1754)

#15997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc młodą mężatką, posiadając w dorobku dziecko sztuk jeden, a wiek młodego ledwo ponad rok..... zamieszkaliśmy z mężem w domku teściów.
Sami. Bo teściowie w innej miejscowości dopiero sobie szykowali to lokum na emeryturę. Cud, miód bajka - prawda?
Nie do końca.

Teściowie zlecili remont generalny chaty, a mi siedzącej w domu z dzieckiem - nadzór nad remontami. Jak fajnie. Panowie na budowie jak wiadomo kobiety najczęściej traktują jak półdebila, co to ma jedną komórkę mózgową więcej niż kura. Po co jedną więcej? Żeby nie piła wody z wiadra jak zmywa podłogę :P
Mnie to zwisa. Do czasu kiedy chcę coś ważnego wyegzekwować, a jestem olewana z góry na dół. A ważne akurat było to żeby panowie po skończonej pracy pochowali niebezpieczne dla dziecka narzędzia. Do ogródka młodego nie puszczałam samego, ale wiadomo jak to z dziećmi. Wyobraźnia młodych jest nieokiełznana.
Oczywiście panowie mieli głęboko w d.... i nie chowali. Akurat szedł jakiś dłuższy weekend i poprosiłam jak zwykle o uprzątnięcie choćby tych najbardziej ostrych przedmiotów na te kilka dni coby młody mógł skorzystać z ogródka.
Panowie popatrzyli jak na debila, nie raczyli nawet zakomunikować że coś dotarło. Skończyli, poszli. Na podwórku w myśl zasady " przewróciło się niech leży".

Zostawiłam dziecko w domu z mężem i poszłam oglądać ten chaos. Sprzątając znalazłam na środku ścieżki deskę ze sterczącymi na sztorc 10cm GWOŹDZIAMI. Wieloma gwoździami. I tu szlag mnie trafił. Oczami wyobraźni zobaczyłam młodego lecącego na zardzewiałe kolce.
Odmeldowałam się u męża, powiedziałam co i jak i żeby zajął się młodym, a ja wrócę za jakiś czas. Mord w oczach, małżon chciał pomóc, ale kazałam mu zamknąć się z dzieckiem w domu bo nie ręczę za swoją furię.
Przez trzy godziny ponad znosiłam każdy sprzęt i z rozmachem waliłam nim pod taras. Poszły się tam chrzanić również czajnik elektryczny, radio, masa drobnego sprzętu, luzem gwoździe, narzędzia, kawały gruzu, pręty, cegły. Wszystko co nie stanowiło naturalnego wyposażenia ogrodu. Na koniec wszystko przywaliłam takimi wielkimi panelami ogrodzeniowymi i płachtami żeby zabezpieczyć przed młodym.
Styrałam się strasznie, ale przynajmniej nie pękła mi żyłka ze złości.
Weekend minął miło :)

W poniedziałek rano, bez pukania wparował mi do chaty najwyższy rangą majster i zadał retoryczne pytanie:
- Czy panią po....ło?! Przecież my to teraz przez pół dnia będziemy przekopywać.
Jest pytanie, jest odpowiedz.
(Ja) - W d... mam co k... zrobicie!!!! Możecie sobie to sitkiem k.... przesiać!!!! - tutaj pan się wycofał na zewnątrz, a ja nacierałam i drąc się już również do reszty chłopa: - Od miesiąca proszę do k... nędzy żeby chociaż to co ostre chować, nie każę wszystkiego. Tylko to co niebezpieczne!!!! Piętnaście minut k... by wam to zajęło, ale nie do ch... wafla, w d...ach macie!!!!! To ja też mam w d....!!!!!! Jak się k... komuś nie podoba to wyp...ać!!! U siebie w domu też zostawiacie taki bur...l na podwórku? Pewnie k... tak bo jak się narobi dziesięć bachorów to jak się potem piątka na podwórku zabije to i tak połowa zostanie. W d.... mnie możecie pocałować!!!!
I walnęłam drzwiami.
Wiem jestem ordynarną chamką, ale jeśli chodzi o bezpieczeństwo dziecka to gotowa jestem bosymi stopami stratować i powiesić na jelitach.

Po godzinie przyjechał ich szef, a znajomy teściów.
Pogadaliśmy. Na początku miał pretensje. Potem powiedział że ok. Rozumie.
Potem czy mogłabym tym ciulom zrobić kawę bo czajnik połamany, a oni się boją poprosić :)
Kawę zrobiłam. Panowie uprzątali po sobie to co ostre. O nie ostre się nie czepiałam. A jak coś chcieli mówili: SZEFOWO - tak, dużymi literami :D
Remont skończyli w tempie ekspresowym :D

Morał na koniec: nie wkurzajcie matek. Nigdy nie wiadomo jakiego potwora może obudzić macierzyństwo ;)

Panowie na budowie

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1286 (1478)

#15738

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Młody zażyczył sobie bluzę z Harrym Potterem. Dostał :) Ubrał. Poszliśmy do parku.
Ja na ławkę, a młody w galop na plac zabaw.
Młody co chwilę że pić, że coś tam a ja podaję. Czytam też gazetę.
Nagle ktoś koło mnie staje. Podnoszę głowę. Starsza pani (SP)

(SP)-Ja panią bardzo przepraszam, ale ten chłopczyk w czarnej bluzeczce to pani synek?
Co się będę pierworodnego wypierać.
(J)- Tak, czy coś stało?

(SP)- Nie, nie.... Nic, ale wie pani on nie powinien nosić takich satanistycznych ubranek. Bo pani może nie wie... ale.....
I tu starsza pani walnęła mi takie kazanie na temat szkodliwości małego czarodzieja, że ksiądz Natanek mógłby u niej pobierać nauki. A że nie dało się przerwać to tylko się życzliwie uśmiechałam. W końcu babcia zrobiła przerwę na wdech.

(J)- Wie pani, ale ja czytałam te książki i widziałam wszystkie filmy i zaręczam że tam nie było żadnych satanistycznych motywów.
Tu staruszka przestała być miła a zaczęła grzmieć:
(SP)-A skąd pani to może wiedzieć?! Księdzem pani jest? To co pani wie?!
(J)(wciąż z serdecznym uśmiechem)- No wie pani, jako wieloletnia satanistka powinnam wiedzieć takie rzeczy :)

Pani zerwała się do lotu fukając i sapiąc, a ja wróciłam do lektury.
Nie, nie jestem satanistką, nie jem kotów i nie pijam krwi dziewic. Po prostu próby zdroworosądkowych dyskusji przeszły mi na etapie afery z teletubisiami ;)
Teraz cenię sobie święty spokój i towarzystwo gazety w parku :P

W parku :)

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 720 (826)

#13597

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tatulo jak na prawdziwego Judyma przystało orał na pogotowiu. W końcu jak się narobiło dzieciarni to trza z czegoś utrzymać.
No i dostał tatko wezwanie do starszej pani. Typowy skład dolegliwości: serce, duszności itp.
W karetkę, sygnał i wioooooooooo.......
Wchodzi do mieszkania. Bida z nędzą, myszy i karaluchy dawno z głodu tam padły. Babuleńka miła i słabowita. Tata zbadał, pogadał i pisze recepty. Oceniając stan majątkowy pisze leki jak najtańsze co by babci finansowo nie przeciążać. Babcia w płacz że ona i tak na te leki nie ma. Tato człek w sumie ludzki ścisnął mu się mięsień sercowy. Normalnie już by skończył wizytę i nazad, ale jak tu zostawić spłakaną babinkę?
No to zaczął ją tam delikatnie podpytywać jak sobie radzi. Nawet chciał jej jakąś kasę zostawić bo on taka sierota w sumie dobra jest. No i babcia się zaczęła zwierzać:
- Ona ma 800zł miesięcznie. 250 idzie na mieszkanko. 150 na leki.
Tatko liczy po cichu, niby ze 400 powinno jeszcze zostać.
Mało bo mało ale na chleb będzie.
I tu babcia się przyznała że pozostałe 400 to ona wysyła do ojca R. na radio z twarzą.
Tato prawie przestał oddychać. To co ona je?
- Ona raz dziennie idzie do sióstr do kuchni dla ubogich i dostaje zupkę i trochę makaronu. Ach panie doktorze jakie te siostrzyczki dobre, bez nich człowiek by z głodu umarł.
Tatkowi łapy opadły jak płetwy wielorybie. Westchnął, życzył zdrowia i się odmeldował.

Tatulo.

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 907 (1025)