Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mru

Zamieszcza historie od: 2 lipca 2011 - 20:43
Ostatnio: 13 listopada 2023 - 23:48
  • Historii na głównej: 18 z 30
  • Punktów za historie: 19427
  • Komentarzy: 380
  • Punktów za komentarze: 4805
 

#38452

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o tym jak pogłębiłam stereotypy dotyczące emigrantów. Niewinnemu Irlandczykowi.
Mieszkaliśmy w Irlandii przez dwa lata. Bez rozwadniania opowieści: domek w dzielnicy o dobrym standardzie, ja w domu z dzieckiem, swoim plus kilkoma polskimi.
Bo z moją znajomością angielskiego (Kali pytać o droga) opiekunka pożarłaby moją pensję. A że ja po pedagogice to czemu by nie dorobić zapewniając też młodemu towarzystwo?

Do rzeczy.
Pewnego dnia pukanie do drzwi. Otwieram. Stoi pan w jakimś fikuśnym uniformie.
Pan oznajmia że nie płacimy abonamentu za tv i przyszedł to wyjaśnić. Ja w moim ponglisz najładniej jak umiałam tłumaczę że telewizora u nas niet albowiem tego wynalazku nie uznajemy. Co jest prawdą.
Pan w takim razie bardzo grzecznie pyta czy mógłby wejść i naocznie potwierdzić brak urządzenia.
Na pięknej wyspie zwanej Irlandią jest prawo mówiące że mogę gościa nie wpuścić. On wróci z przedstawicielem prawa a wtedy wizytacja i tak się odbędzie.
Pomyślałam że odbębnimy to od razu. Ze słowiańską gościnnością proszę zatem w progi.
Pan zaczął krążyć po parterze. A ja w tym momencie uświadomiłam sobie coś. Skupiając się na wysiłku lingwistycznym zapomniałam jak wygląda dom. A wyglądał tak:

- Otworzyłam dom w dresie uwalanym jakimś sosem. Właśnie skończyliśmy z dzieciakami posiłek.
-W zlewie sterta naczyń jeszcze nie pozmywana.
-Pan właśnie wdepnął w plamę keczupu koło stołu w jadalni.
-Po ogrodzie biega stado wrzeszczących dzieci rzucających w siebie resztkami frytek. (skorzystały z tego że na chwilę odeszłam :D )
- Pan ma coraz większe oczy i..... zmierza do zamkniętego małego pokoiku.

W pokoiku był komputer. I dostarczone nam dzień wcześniej małe kociątko. Kociątko zostało odseparowane w celu uniknięcia 1. Zamęczenia przez dzieci 2. Ewentualnego zakażenia czymś dzieci
Wiecie jak kot reaguje na zmianę menu? W tym wypadku ze śmietnikowego na kocie. Kot reaguje regularną sr....ką. A jak kot reaguje na zmianę menu i jednoczesne przyjęcie środków odrobaczających?

Co prawda kot ładnie kakał do kuwety z hiperultra mega specjalistycznym żwirkiem pochłaniającym zapach i chyba nawet podcierającym kotu d.... po sr...... (sądząc po cenie). Ale nawet żwirek w wersji ekskluzywnej potrzebował jakich 15 minut na wchłonięcie kocich darów.

Robi się przydługawo, co?
Koniec akcji jest taki, że pan otworzył drzwi (sądząc z zapachu) jakieś 2-3 minuty po nad wyraz obfitym akcie kociej defekacji. Obrazowo mówiąc: cud ze farba ze ściany nie zeszła. Nawet nie wszedł. Odwrócił się zielony na twarzy i pożegnał na wdechu.
Z domu wybiegł. Serio. To nie było pospieszne wyjście kiedy człowiek po prostu goni na autobus. On się zdematerializował. Tylko drzwi stuknęły.
Nawet nie zajrzał na piętro. W sumie to chyba nawet lepiej że nie zajrzał :)

Mam tylko nadzieję że mój akcent wziął za jeden z tych byłych republik ZSRR. Wstyd. Wstyd dla mnie, dla kraju. Wybaczcie rodacy :)

Irlandia

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 786 (946)

#34537

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia kambodi o małżeńskich priorytetach przypomniała mi coś. :)
Okoliczności inne, ale kontekst podobny.

Lata temu wybrałam się na spływ kajakowy. Towarzystwo bardzo mieszane.
Płynąc rzeką natrafiliśmy na małżeństwo z naszej grupy. W kajaku, ale cali mokrzy. Wywrotka każdemu się może zdarzyć, a oni taką zaliczyli. Przemoknięci, ale już w drodze, wiosłują. Jest ok. Wieczorem przy ognisku dowiedzieliśmy się czemu pani chodzi naburmuszona i opierdziela małżonka za każdy oddech.
Oto jej opowieść:

- Zaliczyliśmy wywrotkę, dostałam się pomiędzy gałęzie pod wodą. Usiłowałam się wyrwać na powierzchnię, ale trzymały. W końcu jak mi płuca miały pęknąć, udało się. Wynurzam się, patrzę a tego garbatego ...uja nie ma! No myślę utopił się! A ten się nagle wynurza, krzyczy "ratuj flaszkę!" i nurkuje. Ja się topiłam a ten ....uj, k.... w tym czasie flaszkę ratował!

Tę noc pan spędził koło namiotu.

kajaki

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1096 (1140)

#30179

przez (PW) ·
| Do ulubionych
No to jeszcze o gatunku "głąbus uliczny".

Wracamy ze spływu kajakowego. Mi i znajomemu przypadło miejsce w ciężarówce wiozącej sprzęt i kajaki. Duże autko, nie znam się, ale skoro masa wielka to i przyhamować też pewnie trudniej.
Parę kilometrów za jedną z wiosek kierowca zwalnia, bo przed nami pojawia się pan na rowerze. Im bliżej, tym bardziej widoczne że koleś zawiany konkretnie. Pomału podjeżdżamy, koleś odwraca się i pokazuje nam żebyśmy mijali. Próba wyminięcia i mocno po hamulcach. Bo facet pakuje nam się centralnie przed maskę.
No ok, może pijany to zawiało mocniej. Po piątej próbie wyminięcia stało się jasne, że jesteśmy elementem niezłej zabawy dla delikwenta (radosne rżenia słychać było aż w szoferce).

Kierowca zatrzymał maszynę. Wysiedli razem ze znajomym. Jeden sprzedał panu plaskacza i wyeksmitował w krzaki. Drugi wyjął wentyle z kół roweru i posłał w pokrzywy.
Akcja przebiegła w milczeniu i pełnej synchronizacji. I na tyle szybko, że zanim się zorientowałam co się dzieje, panowie byli z powrotem w szoferce.
Przybili piątkę i pojechaliśmy dalej.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1054 (1128)

#29993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tej historii piekielni byli wszyscy.
Opowieści o kolesiu który wracał z treningu z mieczem i wystraszył napastników.... znacie pewnie w kilku wersjach. Podejrzewam znając środowisko, ze to się nawet mogło wydarzyć kilka razy w różnych miejscach i o różnym czasie. Teraz wozimy się razem ze sprzętem autem, jak na niemal emerytowanych odtwórców przystało. Kiedyś... bywało różnie.

Kolega Piekielny, wiek po trzydziestce. Poobijany na bitwach i przez życie. Na co dzień człek pracujący na stanowisku i Wielce Poważny. Miał jednak w swoim czasie epizod zapijania smutków życiowych. A mieszkał wtedy u rodziców. Tym samym cały dobytek mieszkał razem z nim w małym pokoju. Dobytek składał się głównie ze sprzętu typu miecz, topór, łuk, itp.

Wrócił w nocy do domu pijany w sztok. I już oczęta błękitne miał zamknąć i zasnąć w żalu nad swoim kiepskim żywotem.... gdy plan przerwały gibony. (Gibonami zwiemy osobników typu: o jak się za..biście nawaliłem. Ja i moi kumple. A teraz wykrzyczymy to światu. I ch... że ludzie śpią).
Kolega, oczywiście wychyliwszy się przez okno, oświadczył nie mniej pijanym głosem, gdzie mogą sobie wy... oddalić się w szybkim tempie. A jak nie, to on zrobi taką jesień średniowiecza.....

Jak się można spodziewać przepychanka słowna trwała. Gibony nawet usadowiły tyłki na ławce pod oknem. Zapowiadało się na dłuższą pogawędkę.

I być może trwałoby to długo, ale kolega wśród oparów alkoholu posiadał jakąś mglistą koncepcję, że on przecież rano musi wstać do pracy. Stwierdził że temat się wyczerpał i czas przejść do czynu.
Wrócił do pokoju (co zostało odgwizdane triumfalnie przez gibony przeświadczone o zwycięstwie) potknął się o zbroję, wpadł na kaloryfer ale w końcu odnalazł.... łuk. I strzały.

Stanął przy oknie, beknął dla zwiększenia dramatyzmu, wycelował i strzelił. Prosto w ławkę z gibonami.
Cud że wstrzelił się pomiędzy żywe, a strzała utkwiła w drewnie.

Podsumowanie: gibony piją jak piły, ale dwa podwórka dalej. Znajomy przed wyjściem do knajpy chowa sprzęt wysoko na szafę.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 983 (1031)

#29902

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia standard: dzwoni do mnie pani z sieci w której jestem od lat. Mega oferta na mega telefon. Akurat mi pasuje proszę o konkretny model za złocisza. Akurat stary odchodził na złom.
Nie ma mojego telefonu. Może będzie w ofercie za dwa tygodnie. Ok, można oddzwonić. Pani dzwoni po dwóch tygodniach, telefonu nadal nie ma, są inne. Nie dziękuję, mogę poczekać. Dzwoni, nie ma, poczekam. Dzwoni, nie ma, poczekam. Dzwoni, nie ma, poczekam.
Kij z tym, kupiłam nowy za nie jedną, a wiele złotówek. Trudno.
Dzwonią inni. Intensywność się zwiększa. Odmawiam, mówią że skreślą z systemu itd., Ctrl+C Ctrl+V i tak przez pół strony ten sam schemat.
Wydzwaniali coraz częściej. Naprawdę szkoda ich czasu i mojego.

I tak narodziłam się jako piekielna.

1.
-Dzień dobry, sieć Najlepsza czy rozmawiam z właścicielem telefonu?
-Tak.
-Bardzo mi miło, w takim razie informuje że nasza rozmowa bla bla będzie nagrywana...
-Nie zgadzam się na nagrywanie!
-W takim razie do widzenia.

Hehe... Parę razy się udało. Potem już czasami nie.

2.
-Dzień dobry, sieć Najlepsza, czy rozmawiam z właścicielem telefonu?
-Tak.
-Bardzo mi miło, w takim razie informuje że nasza rozmowa bla bla będzie nagrywana...
-Nie zgadzam się na nagrywanie!
-...Yyyyy..... A można wiedzieć dlaczego?
- (ja nawiedzonym szeptem)- ze względów r e l i g i j n y c h.
-...Yyyy, do widzenia.
-Pan z tobą.
-A przepraszam.... można wiedzieć co to za religia?
-Nie wolno mi o tym rozmawiać z niewiernymi.

Od tygodnia cisza. Ciekawe jak długo. :P

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 965 (1023)
zarchiwizowany

#29808

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wychodząc za mąż byłam śliczną dziewczyną w stylu pin up girl. Pełną kompleksów i nieświadomą tego że wyglądam jak z rozkładówki. Pech chciał że ciąża rozwaliła mnie hormonalnie. Ludzie z podobnymi problemami wiedza jak łatwo jest przytyć "od mineralnej" a jak ciężko zawalczyć z zrzuceniem każdego kilograma. Także od dziewięciu lat walczę z własnym ciałem poddając je rygorom narzuconym przez dietetyków i własną wolę walki na siłowni.
Na szczęście małżon mój jest cudownym człowiekiem który z przymrużeniem oka traktuje moje wałeczki i tłustości. Normalnie idylla. Byłaby idylla. Kobiety w mojej rodzinie nie mogą przeżyć faktu że jestem teraz kulką. Nic to że jestem dobrą matką, żoną, robię kolejne fakultety, zarzynam się pracując dla rodziny a z mężem tworzymy parę stawianą innym za wzór.
Kij tam wszystko. Widocznie mój tyłek faktycznie jest na tyle wielki że wszystko co pozytywne skutecznie zasłania.
Pisze bo znów mnie wkurzyła moja własna matka.
Piję sobie kawę poranną. Moja świętość poranka powszedniego. Zwłaszcza w weekend. A ta korzystając że tatuś z synkiem wyszli, wpada i zaczyna mi opowiadać jakąś historię sprzed dwóch lat. Że teściowa mówiła że mnie mąż rzuci, puści się z jakąś "chudą pindą" itp.
Mając moje lata, mamuśka była już po rozwodzie. Pomimo że kobita z niej nawet nie śliczna a piękna była. Do dzisiaj budzi zachwyt. Jakoś uroda nie uchroniła od rozpadu związku. A tacy byli oboje śliczni :P
Teściowa jeszcze na moim weselu mówiła że musi zrzucić 6 kg. Do dzisiaj je zrzuca o czym przypomina sobie i innym z okazji każdego rodzinnego spotkania.
To ja zapierdzielam na siłkę, czasami ostatkami sił. Pod sadłem mam mięśnie jakich Pudzian mógłby mi pozazdrościć, gdybym jadła jak przed ciążą to musieliby mnie dźwigiem wyprowadzać na spacer.
Ale to nieważne. Najfajniej wszak od czasu do czasu powkurzać człowieka wtykając mu w zad szpile. Łatwizna. Wszak zad wielki to i trafić nie problem.
I to wszystko damy z rodziny, które powinny mnie wspierać a nie dobijać. Zwłaszcza że nie leżę odłogiem wpierniczając frytki z majonezem. Wkurza mnie to bo po dziewięciu latach wiecznego płaczu nad moim wyglądem mam ochotę do nich strzelać. Czy one są wogóle świadome że mam wiatrówkę i potrafię świetnie strzelać? Poza tym ponad dziesięć lat walczę mieczem i kijem. Na ich miejscu nie byłabym taka bezczelna :p
A żeby wam tak france tyłki spuchły od tego braku empatii.

Ulżyło mi :) Możecie minusować :D

kochane mamuśki

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 357 (561)

#27270

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam męża, a co mi tam pochwalę się. :) Chłop w sile wieku, szczupły, wysportowany, biega, nie pali i ogólnie okaz zdrowia.
Tym dziwniejsze więc, że pewnej nocy (dość świeża historia) musiałam wezwać do niego pogotowie.

Przybyła karetka, zamigała światełkami, zawyła wyjcem i wywiozła mi chłopa z podejrzeniem zawału. Ja piedrut, w taksówkę i dawaj za chłopem. Wpadam na Izbę Przyjęć. Tam widzę chłopina blady, ale w odpowiednich rękach lekarskich. Patrzam sobie gdzie ja jestem.... i czy mnie oczy nie mylą. Czy to jest Izba Przyjęć czy Izba Wytrzeźwień? Łóżka - sztuk dziewięć, zajęte co do jednego. Przegląd jaki przez te kilka godzin tam spędzonych miałam okazje zrobić: WSZYSCY oprócz mojego chłopa i pewnej starszej pani NAWALENI w trzy.... poślady.

Kilka kwiatków:
- Pan pytany o to ile godzin pił (bo ilościowo twierdził że stracił rachubę) odpowiada że dwa dni. Cały czas wzywał lekarkę żeby mu przynosiła wodę bo jego dusi i sam wstać nie może.
- Żul wydający odgłosy jakby co pięć minut miał rzygać.
- Jakiś młodziak nie do końca trzeźwy na jakichś specyfikach "coś na imprezie kolegi znajomek miał, to brali"
- Żulica która na bosaka chodziła zapalić, a potem wracała dalej kimać.

Normalnie noclegownia dla poszkodowanych przez procenty.
Gdzie piekielność zapytacie? Otóż wszystkie te mordy zapite (niech robią z życiem co chcą ale na swój rachunek), otóż wszystkie te mordy kimały beztrosko na szpitalnych łóżkach.
Mój chłop z podejrzeniem zawału spędził tam pięć nocnych godzin siedząc blady i słaby na krześle. Na krześle siedział z podłączoną kroplówką, na krześle mi prawie mdlał, itp.
I na to właśnie żeby się żul w cieple przespał, a lekarka nosiła mu wodę na kaca, na to właśnie kochani idą nasze pi....one podatki.

W pewnej izbie.

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1213 (1277)

#18058

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Lex30 przypomniała mi jak będąc nastolatką wybrałam się z koleżanką do cukierni. Przemiana materii pozwalała wtedy zaszaleć z kaloriami, więc wkroczyłyśmy ze ślinotokiem do tej świątyni cukru. Wtedy jednej z najlepszych w mieście.
Za ladą wypełnioną ciastami stała pani w nienagannie białym fartuchu i... obcinała sobie paznokcie wielkimi nożycami krawieckimi. A paznokcie jak pijane pchły, odskakiwały prosto w ciastka.

Si, odwróciłyśmy się i wyszłyśmy oczywiście. Niestety innej porażającej puenty tu nie mam :D Porażona tymi nożycami, puenta widocznie wyszła szybciej niż my ;)

mniam mniam

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 648 (746)

#17018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś juz pisałam że kilka lat temu mieszkałam w domku teściów. I tak a′propos historii osób wchodzących komuś do chaty bez pukania.......
Teściowa - dermatolog przyjeżdżała średnio co dwa tygodnie i przez weekend przyjmowała pacjentów. Ja rejestrowałam telefonicznie.
Od strony ulicy, przy samym chodniku była tablica z godzinami i datami przyjęć, nr tel. itp.
Do tego gabinet na parterze, wydzielony. Reszta chałupy ewidentnie o wyglądzie prywatnej kwatery.
Mimo to wiecznie zdarzały się osoby wchodzące mi do mieszkania. Pół biedy jak ktoś zapukał. No ale..... upał (ponad trzydzieści stopni) Otworzyłam okna na strychu i drzwi od ogrodu, zamknęłam furtkę i..... jeden z niedoszłych pacjentów przeszedł sam siebie i wszystkich pozostałych....

Na szczęście ubrana stoję w kuchni i coś tam pichcę. Nagle koło mnie materializuje się jakiś (F)acet sztuk raz....
Otrząsnęłam się ze stanu przedzawałowego i przeszłam w wytrzeszcz.
F- Dzień dobry do dochtórki to tutej?
J-No niby tutej, ale trzeba się telefonicznie rejestrować....
F- A ja by nie mug teraz?
J- Nie mógłby bo jej nie ma....
F- A bo ja mam taką sprawę jedną to może pani mi pomoże?
J-Yyyyyyyyyy wie pan co.... ale ja to się nie znam.....
F- Ale jak pani tutej mieszko to pani bedzie wiedzieć.

Ta, jasne cała wiedza medyczna zwłaszcza z dermatologii przeszła na mnie z powietrzem.

J- Wie pan, raczej chyba nie :)
F- Bo mnie się taka gadzina zrobiła na nodze to by mi pani co poradziła. Ja pani pokażę.
J- Jezu, niech mi pan nic nie pokazuje, naprawdę, poza tym ja się NIE ZNAAAAAAAM!!!!!!!!!!!!!

Się zapowietrzyłam bo facet właśnie zaczął podwijać nogawkę spod której wyglądało coś na kształt tygodniowej padliny. Ja tam do specjalnie przewrażliwionych nie należę ale koleś faktycznie miał tą nogę we wszystkich odcieniach, poharataną i w dodatku oblepiona ropą wprost nieziemsko. I tak jakoś z tego odoru ropy i ogólnego zaskoczenia zaczęłam wpadać w irracjonalny popłoch.
J- Panie, kurde z tym to na pogotowie natychmiast!
F- Mówi pani? - facet pełen luz - A co oni mi tam pomogą?
J- Nie wiem kurde! Może amputują ! Aaaarrrrghhhhhhhhhh......
F- bo ja to nie wiem to mi tak od zimy się robi... (a tu sierpień) to ja se przemywałem ale to na nic..... To ja już chyba pójdę na to pogotowie.

I poszedł.
Opadłam na krzesło.
Potem pomyślałam że w sumie to powinnam może zaprowadzić go na to pogotowie. Nie wyglądał na specjalnie rozgarniętego i może trzeba było pomóc. Niestety on i jego noga zniknęli w odmętach bieszczadzkiej krainy. Co dalej, nie wiem. Nie wrócił.

Opowieści dziwnej treści :)

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 576 (608)

#16029

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zwykle staram się opisywać historie śmieszne, ale jakoś teraz wzięło mnie na straszną. 8 lat wstecz, w piątym miesiącu ciąży postanowiłam dojechać do męża. Było tak, że dwa miesiące wcześniej pojechał tam gdzie była praca czyli do Lublina. Jak się zadomowił, dołączyłam. I tak zeszło aż do terminu porodu, a że młody się na świat nie pchał, po kolejnej kontroli wzięli mnie już na tzw trakt porodowy.

I tu z pełną premedytacja podam co za szpital :) A co :) Niech mnie ktoś od nich zamiast siedzieć cicho poda do sądu. Chętnie opowiem swoją wersję :P
Pan pseudolekarz zabrał mnie na USG. Pomachał mi po brzuchu jak pędzlem malarskim i stwierdził że "dziecko jest, następna!".
To nie było dobrze zrobione USG. A gdyby było zapobiegłoby dalszym wypadkom.

W jakieś siedem kobiet podano nam oksytocynę. W efekcie od rana do późnego wieczora LEŻAŁAM na podłodze wyjąc z bólu, a pies z kulawą nogą nie podał mi łyka wody. Od czasu do czasu wpadała położna sprawdzić czy jest rozwarcie. Nie było, więc robiła mi tzw masaż szyjki macicy. A łapę miała baba jak nie przymierzając szufla koparki. Potem zostawiała mnie klejącą się od potu i krwi.
Godzin wycia jak potępieniec nie będę opowiadać. Dość że ból był jakby ktoś żywcem łamał kręgosłup. Z tego bólu traciłam świadomość.
W końcu wszystkie kobity urodziły, zostałam tylko ja. Zawołano młodą lekarkę. Młoda położyła mi się na brzuchu i zaczęła cisnąć dziecko. Rzecz jak potem się dowiedziałam od dawna niepraktykowana ze względu na ryzyko. Wycisnęła wody płodowe, dziecko zostało "na sucho".

Wtedy, wciąż nie pamiętam jak, ale przetransportowano mnie na salę operacyjną. Ostatnie co pamiętam to lekarz drący się na baby o to, że nie przemyły mi brzucha. No w końcu po dniu tarzania się na podłodze wyglądałam jak ze stajni.

I teraz po kolei :)
1. Młody był opętlony TRZY razy pępowiną. W tym dwa razy za szyję. Nie miał szans się sam wydostać. A wyciskany prawie się udusił.
Także wyjęli mi z brzucha dziecko które było granatowe i któremu natychmiast należało podać tlen.

2. Trzeba było mnie ciąć w ciągu sekund więc przez brudny brzuch który był czas żeby przetrzeć zanim przyszedł lekarz.... wdało się jakieś cholerstwo. W efekcie ponad miesiąc miałam tam ranę z której lała się ropa tak że przykładałam ręczniki.

3. Masaż szyjki macicy - kobieta koparka rozerwała mi ją.
Później stary ordynator kliniki we Wrocławiu, który niejedno widział powiedział tylko:
- Boże kto pani to zrobił? To na wojnie SS takie rzeczy kobietom robiło!

4. Przeszłam operację, na skutek której nie będę więcej mieć dzieci. Operację która polegała na wycięciu zmasakrowanych podczas porodu części. Tak sponiewieranych, że trzeba było wywalić bo groziło nowotworem.

Mam więcej szczęścia niż tamci debile rozumu. Dziecko o dziwo nie ma porażenia, a ja mam moje dziecko.

Jeśli czyta to ktoś z tamtej rzeźni na Lubartowskiej w Lublinie to kilka słów ode mnie: kij wam w tyłki bando rzeźników :)

To wszystko kilka lat temu w czasach akcji "Rodzić po ludzku", o której w tym zapomnianym przez Boga przybytku chyba nikt nie słyszał.
Spartolili wszystko co się dało spartolić.

PS. Nie opisałam wszystkiego. Zdając sobie sprawę że internet to internet i może to czytać jakieś dziecko.
Ja miałam szczęście w nieszczęściu bo żyję chociaż byłam od włos od wykrwawienia, a moje dziecko od uduszenia.
Bylibyśmy po prostu kolejnymi ofiarami ludzkiej niekompetencji i zbydlęcenia.
Co roku kobiety umierają na skutek takich "błędów", a dzieci zostają kalekami. Ale w myśl powiedzenia że "ręka rękę myje" towarzystwo pozostaje w poczuciu bezkarności.

Skomentuj (75) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1674 (1754)