Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mru

Zamieszcza historie od: 2 lipca 2011 - 20:43
Ostatnio: 13 listopada 2023 - 23:48
  • Historii na głównej: 18 z 30
  • Punktów za historie: 19427
  • Komentarzy: 380
  • Punktów za komentarze: 4805
 

#15997

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc młodą mężatką, posiadając w dorobku dziecko sztuk jeden, a wiek młodego ledwo ponad rok..... zamieszkaliśmy z mężem w domku teściów.
Sami. Bo teściowie w innej miejscowości dopiero sobie szykowali to lokum na emeryturę. Cud, miód bajka - prawda?
Nie do końca.

Teściowie zlecili remont generalny chaty, a mi siedzącej w domu z dzieckiem - nadzór nad remontami. Jak fajnie. Panowie na budowie jak wiadomo kobiety najczęściej traktują jak półdebila, co to ma jedną komórkę mózgową więcej niż kura. Po co jedną więcej? Żeby nie piła wody z wiadra jak zmywa podłogę :P
Mnie to zwisa. Do czasu kiedy chcę coś ważnego wyegzekwować, a jestem olewana z góry na dół. A ważne akurat było to żeby panowie po skończonej pracy pochowali niebezpieczne dla dziecka narzędzia. Do ogródka młodego nie puszczałam samego, ale wiadomo jak to z dziećmi. Wyobraźnia młodych jest nieokiełznana.
Oczywiście panowie mieli głęboko w d.... i nie chowali. Akurat szedł jakiś dłuższy weekend i poprosiłam jak zwykle o uprzątnięcie choćby tych najbardziej ostrych przedmiotów na te kilka dni coby młody mógł skorzystać z ogródka.
Panowie popatrzyli jak na debila, nie raczyli nawet zakomunikować że coś dotarło. Skończyli, poszli. Na podwórku w myśl zasady " przewróciło się niech leży".

Zostawiłam dziecko w domu z mężem i poszłam oglądać ten chaos. Sprzątając znalazłam na środku ścieżki deskę ze sterczącymi na sztorc 10cm GWOŹDZIAMI. Wieloma gwoździami. I tu szlag mnie trafił. Oczami wyobraźni zobaczyłam młodego lecącego na zardzewiałe kolce.
Odmeldowałam się u męża, powiedziałam co i jak i żeby zajął się młodym, a ja wrócę za jakiś czas. Mord w oczach, małżon chciał pomóc, ale kazałam mu zamknąć się z dzieckiem w domu bo nie ręczę za swoją furię.
Przez trzy godziny ponad znosiłam każdy sprzęt i z rozmachem waliłam nim pod taras. Poszły się tam chrzanić również czajnik elektryczny, radio, masa drobnego sprzętu, luzem gwoździe, narzędzia, kawały gruzu, pręty, cegły. Wszystko co nie stanowiło naturalnego wyposażenia ogrodu. Na koniec wszystko przywaliłam takimi wielkimi panelami ogrodzeniowymi i płachtami żeby zabezpieczyć przed młodym.
Styrałam się strasznie, ale przynajmniej nie pękła mi żyłka ze złości.
Weekend minął miło :)

W poniedziałek rano, bez pukania wparował mi do chaty najwyższy rangą majster i zadał retoryczne pytanie:
- Czy panią po....ło?! Przecież my to teraz przez pół dnia będziemy przekopywać.
Jest pytanie, jest odpowiedz.
(Ja) - W d... mam co k... zrobicie!!!! Możecie sobie to sitkiem k.... przesiać!!!! - tutaj pan się wycofał na zewnątrz, a ja nacierałam i drąc się już również do reszty chłopa: - Od miesiąca proszę do k... nędzy żeby chociaż to co ostre chować, nie każę wszystkiego. Tylko to co niebezpieczne!!!! Piętnaście minut k... by wam to zajęło, ale nie do ch... wafla, w d...ach macie!!!!! To ja też mam w d....!!!!!! Jak się k... komuś nie podoba to wyp...ać!!! U siebie w domu też zostawiacie taki bur...l na podwórku? Pewnie k... tak bo jak się narobi dziesięć bachorów to jak się potem piątka na podwórku zabije to i tak połowa zostanie. W d.... mnie możecie pocałować!!!!
I walnęłam drzwiami.
Wiem jestem ordynarną chamką, ale jeśli chodzi o bezpieczeństwo dziecka to gotowa jestem bosymi stopami stratować i powiesić na jelitach.

Po godzinie przyjechał ich szef, a znajomy teściów.
Pogadaliśmy. Na początku miał pretensje. Potem powiedział że ok. Rozumie.
Potem czy mogłabym tym ciulom zrobić kawę bo czajnik połamany, a oni się boją poprosić :)
Kawę zrobiłam. Panowie uprzątali po sobie to co ostre. O nie ostre się nie czepiałam. A jak coś chcieli mówili: SZEFOWO - tak, dużymi literami :D
Remont skończyli w tempie ekspresowym :D

Morał na koniec: nie wkurzajcie matek. Nigdy nie wiadomo jakiego potwora może obudzić macierzyństwo ;)

Panowie na budowie

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1286 (1478)

#15738

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Młody zażyczył sobie bluzę z Harrym Potterem. Dostał :) Ubrał. Poszliśmy do parku.
Ja na ławkę, a młody w galop na plac zabaw.
Młody co chwilę że pić, że coś tam a ja podaję. Czytam też gazetę.
Nagle ktoś koło mnie staje. Podnoszę głowę. Starsza pani (SP)

(SP)-Ja panią bardzo przepraszam, ale ten chłopczyk w czarnej bluzeczce to pani synek?
Co się będę pierworodnego wypierać.
(J)- Tak, czy coś stało?

(SP)- Nie, nie.... Nic, ale wie pani on nie powinien nosić takich satanistycznych ubranek. Bo pani może nie wie... ale.....
I tu starsza pani walnęła mi takie kazanie na temat szkodliwości małego czarodzieja, że ksiądz Natanek mógłby u niej pobierać nauki. A że nie dało się przerwać to tylko się życzliwie uśmiechałam. W końcu babcia zrobiła przerwę na wdech.

(J)- Wie pani, ale ja czytałam te książki i widziałam wszystkie filmy i zaręczam że tam nie było żadnych satanistycznych motywów.
Tu staruszka przestała być miła a zaczęła grzmieć:
(SP)-A skąd pani to może wiedzieć?! Księdzem pani jest? To co pani wie?!
(J)(wciąż z serdecznym uśmiechem)- No wie pani, jako wieloletnia satanistka powinnam wiedzieć takie rzeczy :)

Pani zerwała się do lotu fukając i sapiąc, a ja wróciłam do lektury.
Nie, nie jestem satanistką, nie jem kotów i nie pijam krwi dziewic. Po prostu próby zdroworosądkowych dyskusji przeszły mi na etapie afery z teletubisiami ;)
Teraz cenię sobie święty spokój i towarzystwo gazety w parku :P

W parku :)

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 720 (826)
zarchiwizowany

#16053

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Razu pewnego zabrałam znajomych na kilkudniowy wypad do czegoś na kształt chatki letniskowej. Chatka była moich teściów. Pojechaliśmy w składzie prawie same babeczki - rozpiętość wieku od 18lat do 40. Panów było trzech w tym jeden poważny tatuś z synkiem lat 7 i żoną. Ja zabrałam swojego maluch w wieku lat 3. To ważne :)
Jeden z panów przyjechał również z żoną i psiakiem wilczurem w wieku rok.
Wieczory po wycieczkach spędzaliśmy na ganku. Z racji tego że ściany były niemal ażurowe i słychać było wszystko w środku, nie śpiewaliśmy, nie puszczaliśmy muzyki, nie darliśmy dziap na pół okolicy. Nawet nie to że tacy święci jesteśmy, ale nikomu nie podobała się wizja usypiania młodych po raz kolejny.
Pies - suczka w apogeum rui, ze względu na zainteresowanie latających luzem miejscowych psiaków, na smyczy przy nodze.
I tak sielsko anielsko minęło kilka dni.
Wracamy do domu, w aucie mój telefon złapał zasięg.
A tu dziesiąt ileś nieodebranych od męża, który został bo niestety wolne nie zostało przyznane.
Dzwonię i pytam grzecznie " czego tam?"

Otóż był telefon z awanturą że:
1. Cała wieś spać nie mogła tak się darliśmy. (przypominam dzieci za ścianą spały jak zabite tylko na tej wsi widocznie ludzie jacyś wrażliwsi.

2. Paliliśmy ognisko na wysokość trzech metrów i państwo 300metrów dalej nie spali bo się bali że się spalą. Ja nie wiem co się tak pali, chyba paliwo lotnicze :P Takie ogniska widziałam tylko w ire jak na hellowen miejscowi palili stosy starych kanap.

3. Świeciliśmy na ganku światło do rana zamiast zgasić jak szliśmy spać (to może jakaś decyzja czy darliśmy japy do rana czy spaliśmy :) )i to też przeszkadzało spać. Przypominam że najbliższa chata 300 metrów od nas :P
A na ganku jedna żarówka.

4. Dziewczyny chodziły po wsi pijane i zaczepiały mężczyzn. (hehehehe chcieliby)

5. Pies ZNISZCZYŁ POLE ZIEMNIAKÓW SIKAJĄC TAM I KOPIĄC. Znaczy niby nasz pies mega-koparka porośnięta dla zmyłki futrem :D W dodatku pies magik albo smycz była napraaaawdę długa :)


i jeszcze masę innych :)
Koleś który zadzwonił, miał nr tel bo dostawał jakąś tam kasę za pilnowanie tej budy. Buda była teściów.

I teraz wyobraźcie sobie mojego męża jak został zasypany takimi rewelacjami :) Na szczęście małżon jest normalny i doskonale wiedział że pan dzwoniący lubi sobie golnąć i robić afery. Niemniej niepokój był.

A budę sprzedali teściowie i noga nasza więcej tam nie postała ;)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (245)
zarchiwizowany

#15770

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak zostać piekielną? Najłatwiej przez przypadek.
Mam wielki ku mojej radości balkon.
A pod balkonem ogródek sąsiadów z parteru. A ci sąsiedzi są jedynymi w bloku, których różne rzeczy drażnią. Chociaż tak po sprawiedliwości to do piekielności jednak im daleko.

Do rzeczy. Upał, balkon otwarty, koty na balkonie, dziecko wszędzie tylko nie przy rozwalonych klockach które miał zbierać. Nagle pukanie do drzwi. Sąsiad (S) za drzwiami z miną "zabiję i łeb z płucami uwalę".
(S)- Z pani balkonu leje się do nas woda !!!!

WTF?! Przecież nie podlewałam roślin.
(J)- Jak to z mojego balkonu? Jak to leci?
(S)- No normalnie leci! Grawitacja jest to leci! - wysyczał.
O ty buraku! - myślę sobie - syczał tu na mnie będzie i to syczał jak do głupiej.
(J)- NIE MA TAKIEJ OPCJI !!! Nic nie leci.
(S)- Jak nie leci , jak leci! Rozkładamy ze szwagrem grill za PÓŁTORA TYSIĄCA A JAKIEŚ BAJORO NAM LECI NA GŁOWĘ!!!!! Złoże na panią skargę jeśli to się nie skończy!!!

Meritum sprawy: Jak coś czasami kapnęło to naprawdę mało bo ja się pilnuję żeby ludzi nie zalewać. Mieszkanie jest moje własnościowe w dodatku jestem w radzie osiedlowej to sobie pisz do samego Kriszny :P
Wkurzyło mnie to podkreślanie za ile grill, grożenie, syczenie, naprawdę ogólnie w miarę cywilizowanie ale nieprzyjemnie.
Jako ludzie utrzymujący pozory kultury, nie obłożyliśmy się inwektywami ale różne wredne aluzje cieknące jadem poszły. Potem poszedł sąsiad.

O sąsiedzie nabrałam jak najgorszego mniemania i w poczuciu dobrze spełnionego opierdzielu poszłam na wszelki wypadek na balkon. Chciałam się upewnić w swoim poczuciu wyższości i niezaprzeczalnej racji.
A tu.......
(J) - Młoooooooddddddyyyyy!!!!!!! Bawiłeś się konewką?!

Młody przezornie zwiał.
Dzizas, k... ja p...ę..... konewka przewrócona. Dziesięciolitrowa. Szlag. Dobrze że chłop tego grilla nie podłączył do prądu bo z tą wodą to by się usmażyli jak pierwszorzędne kiełbaski :/

Co było robić.... założyłam kapcioszki i pełna pokory podreptałam na dół przeprosić. Poczucie wyższości i przekonanie o własnej racji zostały na balkonie i w poczuciu winy zakopały się w donicy z brzozą. Do dzisiaj nie wyszły :)

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (282)
zarchiwizowany

#13691

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pochwaliłam się już tym jaka to potrafię dzielna kiedy agresor jest niższy ode mnie :) I chociaż najadłam się strachu to jednak obiektywnie biorąc miałam jakieś szanse wyjść w miarę cało.
To teraz dla równowagi opiszę jakim potrafię być tchórzem :)
Swojego czasu dorabiałam pracując w kwiaciarni. Okolica wieczorem średnio fajna. Budka z kwiatami taka że klient nie mógł wejść ale sięgnąć do środka to i owszem.
No i widzę że za szybką stoi dwóch kolesi o posturze kwadratu. Znaczy jak ja jadłam owocki na śniadanie to oni chyba zakąszali pół krowy sterydami. W dodatku każdy z bicepsem średnio takim jak ja w pasie. Typ ABS - Absolutny Brak Szyi. I każdy z plastikowym kubasem piwa w ręku.
Myślę sobie "może pójdą", ale nie. Stoją rechocą i zaglądają. Tak jakoś napięcie rośnie.
Nagle jeden wchyla się do środka mojej budki, która subiektywnie nagle zmieniła się w klatkę ze mną wystraszoną w środku. I pyta z uśmiechem:
ABS - Co mała? Podlać ci kwiatki?
J - Yyyyyy nie dziękuję?
ABS- ależ nie ma za co :)
I wlewa mi piwo do wazonu z tulipanami.
ABS - No mała co się mówi?
J - Przekalkulowałam czy opłaca mi się zostać przegryzioną razem z kolejną porcją sterydów:
- Yyyyyy..... dziękuję? :)

Zarechotali i poszli.
Zanim zniknęli za zakrętem opadłam na podłogę i zaczęłam dziko się śmiać. Nie wiem czy bardziej z nerwów czy z absurdu sytuacji.

ABS

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 30 (98)
zarchiwizowany

#13662

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W rodzinie krąży opinia że mam "cholerny charakterek po tatusiu". Czy on taki cholerny to nie wiem, ale po tatusia na pewno :)
Kto w tej historii był piekielny oceńcie sami.
Jechałam lata temu tramwajem. Ubrana normalnie. Tzn dla mnie normalnie. Jeansy, jakiś t-shirt, plecak. Typowa nastolatka.
Stałam sobie przy wejściu, ale grzecznie nie wadząc nikomu tak żeby przejścia nie zastawiać. Tramwaj zatrzymał się na przystanku i jak to tramwaj w takim momencie otworzył drzwi. Ludzie jak to ludzie wyszli. Jakoś nikomu nie wadziła stojąca sobie z boczku nastolatka.
Nagle łup po nerach. I jeszcze z łokcia w bok. Znaczy się mnie obdarowano tak pięknie. Wydałam z siebie wdzięczne "łoł!" na wdechu i patrzę kto mnie to tak wyrwał z zadumy i sponiewierał. A obok mnie sunie ze wzrokiem pełnym nienawiści arcydzieło remizy polskiej. Metr pięćdziesiąt w kapeluszu, ale za to łatwiej przeskoczyć niż obejść. Wąs staropolski, łańcuch grubości jak psu do budy ale złoty, koszula a'la hawaje na wyprzedaży, a od dołu mokasyn czarny zwieńczony a jakże białą skarpetą. Cud miód orzeszki, polska moda uliczna rządzi.
(P)pan, wytoczył się tramwaju sapiąc.
(J) ja złapałam oddech i baknęłam:
(J)- się mówi przepraszam
(P)- chyba tylko czekał żebym dała głos bo nakręcił się jakby wcześniej ćwiczył: S.... sz..... j.... narkomanko zas....a, takich jak ty gówniaro, ćpunko, śmieciu brudny powinno się zabijać. Nie powinni was k...a wpuszczać między ludzi j..e g...no....
Normalnie poeta jakiś czy coś. Nie wiedziałam że taką wiąchę się tak da z głowy na raz.
(J)- ....ale ja nie ćpam....
A tramwaj stoi bo światła a znikąd ratunku a ja wówczas raptem 50 kilo wagi. Oj będzie źle bo załańcuchowany mokasym widzę już w moją stronę sie przesuwa i dalej tako mi krzyczy:
(P)- Jeszcze pyskuje g....o zas...ne. Jak ci zaraz przyp.... na pewno HIVa masz sz...o j....
itp itd. Normalnie mistrz nad mistrze.
Chyba mi wtedy adrenalina wcisnęła to co potem powiedziałam. Widząc że mokasyn się szykuje do mordobicia rozdarłam japę:
(J)-Jasne ćpam, daję sobie w żyłę, ku...rwię się z arabami i mam HIVa jak stąd do Chin a teraz s...j bo cię opluję.
I zaczęłam memłać ślinę.
Koleś chyba przekalkulował co mu się opłaca i na wszelki wypadek zawinął się aż mu omal mokasyny nie pospadały.

A tramwaj bydlę wredne dopiero wtedy ruszył tyłek :)

jadą , jadą tramwaje po szynach :)

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (271)

#13597

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tatulo jak na prawdziwego Judyma przystało orał na pogotowiu. W końcu jak się narobiło dzieciarni to trza z czegoś utrzymać.
No i dostał tatko wezwanie do starszej pani. Typowy skład dolegliwości: serce, duszności itp.
W karetkę, sygnał i wioooooooooo.......
Wchodzi do mieszkania. Bida z nędzą, myszy i karaluchy dawno z głodu tam padły. Babuleńka miła i słabowita. Tata zbadał, pogadał i pisze recepty. Oceniając stan majątkowy pisze leki jak najtańsze co by babci finansowo nie przeciążać. Babcia w płacz że ona i tak na te leki nie ma. Tato człek w sumie ludzki ścisnął mu się mięsień sercowy. Normalnie już by skończył wizytę i nazad, ale jak tu zostawić spłakaną babinkę?
No to zaczął ją tam delikatnie podpytywać jak sobie radzi. Nawet chciał jej jakąś kasę zostawić bo on taka sierota w sumie dobra jest. No i babcia się zaczęła zwierzać:
- Ona ma 800zł miesięcznie. 250 idzie na mieszkanko. 150 na leki.
Tatko liczy po cichu, niby ze 400 powinno jeszcze zostać.
Mało bo mało ale na chleb będzie.
I tu babcia się przyznała że pozostałe 400 to ona wysyła do ojca R. na radio z twarzą.
Tato prawie przestał oddychać. To co ona je?
- Ona raz dziennie idzie do sióstr do kuchni dla ubogich i dostaje zupkę i trochę makaronu. Ach panie doktorze jakie te siostrzyczki dobre, bez nich człowiek by z głodu umarł.
Tatkowi łapy opadły jak płetwy wielorybie. Westchnął, życzył zdrowia i się odmeldował.

Tatulo.

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 907 (1025)
zarchiwizowany

#13637

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Engram przypomniała mi o tym że miałam zlikwidować "żubrowe" konto :D
1. Konto założyłam jako niewiasta stanu wolnego w mieście W. w oddziale wtedy jednym z nielicznych, w centrum miasta na rynku.
Ucieszyłam się jak otworzyli oddział na moim osiedlu. Okazało się jednak że aby cokolwiek załatwić muszę wydać DYSPOZYCJĘ. A oną muszę wydać OSOBIŚCIE w oddziale na rynku.
No to poszłam w dobrej wierze, odstałam półtorej godziny w kilku okienkach. Pół dnia w plecy.
Zachodzę do udziału na osiedlu. Po tygodniu nic nie wiedzą. Mam znowu osobiście. Oki doki , zgubili moje papiery :)
Ostatecznie: prawie trzy miesiące czekania aż się poodnajdują.
2. Wyszłam za mąż, zmieniłam nazwisko. Pół roku upartego przekonywania mnie że teraz już na pewno nowa karta z nowym nazwiskiem itp i że wszystko będzie banglać. Banglało tylko wyjmowanie kasy z bankomatu. Cała reszta wymagająca potwierdzenia nazwiskiem zawieszała i system i pracowników powodując panikę i histerię.
3. Dobra udało się zafunkcjonować pod nowym nazwiskiem :) Małżon mnie wywiózł w swoje rodzinne miasto. Chciałam zmienić adres do korespondencji. Takie internetowe czary mary dopiero było w powijakach.
- Świetnie super raz dwa załatwiamy. Pani podpisze, my wyślemy, oni odeślą, będzie cacy cud malina.
Nie było :P Moje wyciągi z konta przez rok docierały do mojej mamy :)
W końcu pojechałam do W. i przy okazji jak mi się wydawało załatwiłam sprawę adresu :)
Pojechałam na dwa lata poza ojczyznę. Mam twierdzi że mi wpłaciła 10 zł na konto bo przyszedł papier z banku że opłaty a tu na minusie jakieś 3,20.
Ale że co? Że gdzie przyszedł? No do mamy:)
Ciężkie sieroty zamiast wykasować stary adres słali tam dalej plus na adres podany jako nowy.
Wróciłam , wyprostowałam hahahahahhahaaaa ta........
Mam sprzedała chałupę. Ja się zameldowałam w jeszcze innym mieście. Żeby cyrku nie było chciałam wyprostować od razu że nowy adres itp.....
I tu mnie pytają czy mój poprzedni adres to ten ..... ten z miasta W. gdzie już nikt z nas nie mieszkał. Bo oni tam OD ROKU ŚLĄ MOJE WYCIĄGI. I tak jakimś obcym ludziom ujawniali mój stan konta :)

Wiem że to zawiłe ale prosiłam chyba z sześć razy NA PIŚMIE żeby anulowano jeden konkretny adres. Tyle samo razy mnie zapewniano że tak przepraszają teraz już NA PEWNO anulowali. Do tej pory nie mam pewności czy komuś tam jeszcze nie przysyłają. Chociaż od jakiegoś czasu mam usługę podglądu konta przez net a wyciągów mi ślą. Mi nie, ale komu tam jednak to nawet oni chyba nie wiedzą :P

Pytanie czemu tam tkwię? Bo czasami trzeba coś rodzinnie szybko przelać a mama, tata, brat i ja mamy właśnie tam konta. No ale postanowiliśmy w najbliższych dniach gromadnie przenieść się do konkurencji.

Bank z Żubrem

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (69)
zarchiwizowany

#13603

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak tylko nauczyłam się mówić trułam rodzicom żebyśmy kupili psa. Poczytawszy sobie "Lessie wróć" dostałam już kompletnego amoku. Potrzeba posiadania psiego przyjaciela stała się tematem codziennego trucia. W końcu rodzice wymiękli.
Akurat znajomi postanowili oddać za przysłowiową flaszkę pięknego prawie rocznego dalmatyńczyka. Darowanemu koniowi... tfu! psu w paszczę itd.... Pies był piękny, przyjacielski z pozoru bez wad. Właściciele go już nie chcieli bo im kury dusił. A starzy jeszcze wtedy młodzi... wydawało im się że taki pies w bloku to będzie pięknie leżał, blisko poligon i lasy to problem żaden. Hahahaha o naiwności ludzka.
Mając dziesięć lat stałam się właścicielką piekielnie inteligentnego demona z hiperprzerośniętym instynktem łowieckim. Na początku przeszurał mnie po betonie. Zdobyłam szacunek psa bo pomimo zalania się krwią bydlaka nie puściłam.
Skubaniec potrafił zdjąć KAŻDY kaganiec a w ostateczności w kwadrans wygryźć w nim dziurę, przegryźć smycz i zwiać na wolność.
Na początku poznawał teren dookoła bloków bzykając wszystkie psie samice i trzebiąc stada miejscowych gołębi.
Następnie zaczął się zapuszczać w okolice domków jednorodzinnych gdzie ludzie trzymali kury. W miasteczku wtedy były dwa dalmatyńczyki. Średnio raz w tygodniu musieliśmy zapłacić za jedną, dwie zamemlane kury.
Szczytem dokonań bydlaka było przepędzenie środkiem miasta (i zatamowanie ruchu)spanikowanej owcy. Skąd on ją wytrzasnął do dzisiaj nie wiem.
Zanim odkrył pasące się na poligonie krowy, na szczęście się przeprowadziliśmy.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (263)
zarchiwizowany

#13596

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moim piekielnym jest tato. Tato jest bardzo specyficznym i nieszablonowym człowiekiem. Jest jednym z niewielu z lekarzy z powołania a co za tym idzie zamiast intratnej specjalizacji przynoszącej kasę wybrał sobie anestezję. Skutkiem czego jako jedno z niewielu lekarskich dzieciaków odkąd pamiętam zawsze biegałam w dziurawych trampkach.
Tato pomimo wielkiej pasji i dobrego charakteru w ogólności jest też cholerykiem z misją prostowania świata. Jak czytam tu opisy typu piekielni vs wiecznie grzeczni opisujący to tatko jest jakby drugim biegunem takich postaw. Całe życie powtarzał " chamstwo dziecino należy zwalczać chamstwem i KULTUROM OSOBISTOM" starsi zapewne pamiętają z jakiego to cytatu parafraza :)
Tato jako biedak medyczny wiecznie dorabiał na dyżurach. Między innymi w małym miasteczku. I tam tez jeździliśmy zobaczyć się z nim i przypomnieć sobie jak wygląda ten koleś co niby z nami mieszka a tak naprawdę jest wiecznie na dyżurze.
I tak pewnej słonecznej soboty popylamy my sobie w składzie mama, brat i ja do tatki.
Jakieś 20 metrów przed samym pogotowiem z hukiem otwierają się drzwi tegoż przybytku. Razem z drzwiami wypada menel. Menel wypadł w sposób sugerujący że wcześniej ktoś w środku nadał mu już stosowną prędkość po czym padł na czworaka, wstał i zaczął spierniczać w popłochu.
Za nim z "GODNOŚCIOM OSOBISTOM" wytoczył sie tatulo i obwieścił menelowi, oraz połowie miasteczka:
- I żebym cię tu k...a więcej ch...u więcej nie zobaczył bo ci tak dupę skopię że cię więcej głowa nie będzie boleć !!!!
Myśmy z lekka osłupieli, menel się zmył.
No i tatko się zreflektował że przy nieletnim narybku własnej roboty mięsem rzuca.
Historia wyglądała tak (relacja tatki):
- Miasto małe. Nie ma co robić. Nuda od płota do płota to miejscowe piją od rana jak tylko sklep z procentem otworzą. Niemniej ile można pić. To tez się robi nudne. (czasy kiedy w telewizji były dwa kanały a "mody na sukces" jeszcze nie wynaleźli ) Więc miejscowe znaleźli sobie rozrywkę. Przychodzą zawiani i mówią gdzie ich boli. Obowiązek zbadać jest. A naprawdę przychodzą bo to dla nich rozrywka żeby ich młode pielęgniarki pooglądały i pobadały a i za tyłek taką złapać to potem jest co opowiadać kolegom od jabola.
Pechowo dla nich tatko miał tam dyżury kilka razy w miesiącu. Po jakimś czasie menele załapali że nie opłaca im się "chorować" jak tatko ma wartę.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (198)