Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pomidorek1410

Zamieszcza historie od: 22 listopada 2011 - 17:33
Ostatnio: 18 marca 2019 - 14:26
  • Historii na głównej: 20 z 29
  • Punktów za historie: 14597
  • Komentarzy: 27
  • Punktów za komentarze: 137
 

#48498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji wykonywanego zawodu często jeżdżę polnymi i leśnymi drogami. Niezależnie od pory roku i pogody - dlatego też na wyposażeniu auta mam różne fajne rzeczy - w tym łopatę do odśnieżania.

W piątek była okropna pogoda, silny wiatr, opady śniegu i tego typu atrakcje. Na drogach zaspy po pachy. Jadę do domu, przebijam się przez zaspę, a na przeciwnym pasie stoi astra, którą ściągnęło na pobocze. Przy samochodzie kręci się kobieta, która stara się udeptać śnieg. Przejechałam przez zaspę, wyciągnęłam magiczną łopatę i lecę kobiecie na pomoc. Wtedy z auta wysiadł "Gościu". Rozpoczęła się akcja ratownicza - kobieta zaczęła odkopywać auto, a on wydawał komendy. W końcu widocznie nie zdzierżył i wyrwał kobiecie łopatę z ręki, machnął kilka razy i je*budu z rozmachem łopatę przez zaspę za przydrożny rów. Ja zbaraniałam.

- Panie, kurka, to nie mógł mi pan oddać tej łopaty do ręki?
- Łopatę to se pani potem weźmie, a teraz to niech pani auto pcha, bo ja muszę wyjechać!

Z racji swojego stanu, nawet Bradowi Pittowi bym odmówiła, gdyby złożył taką propozycję. Gościu niepocieszony zasiadł za kierownicą i przez otwarte okno wrzasnął "Pchać!"

Na szczęście zatrzymał się jeszcze jeden kierowca, który pomógł kobiecie wypchać auto, a ja w tym czasie brnęłam przez rów i zaspę żeby odzyskać łopatę.
Najgorsze jest, to że to już kolejna sytuacja, gdy zatrzymuję się żeby pożyczyć łopatę, a ktoś oczekuje, że odkopię jego auto.

Trasa Siedlce-Ostrołęka

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 853 (893)

#44728

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gmina, na terenie której mieszkam, ma partnerską gminę w jednym z krajów nadbałtyckich. Śmietanka gminy postanowiła skorzystać z zaproszenia i pojechać w odwiedziny. Pojechali przedstawiciele urzędu gminy i najwięksi przedsiębiorcy z terenu gminy. W sumie siedem osób, w tym dwie kobiety (załapałam się, bo mój szef nie chciał jechać).
I jeszcze jedna uwaga - ten kraj był kiedyś jedną z republik ZSRR, a w związku z tym, większość jego mieszkańców dość dobrze mówi po rosyjsku, a nawet jeśli się do tego nie przyznają, to świetnie rozumieją ten język.

Wśród przedstawicieli naszych przedsiębiorców najbardziej piekielny okazał się pan dyrektor jednej w większych przetwórni spożywczych w Polsce. Kilka jego kwiatków:

- Gospodarze zaprosili nas do największej w regionie restauracji na kolację i tańce. Pojechał z nami jako opiekun, przedstawiciel tamtejszej gminy wraz żoną. Opiekun powiedział nam, że jego żona nie mówi po rosyjsku. No to nasz pan dyrektor, w restauracji usiadł na wprost niej i patrząc na nią zaczął na cały głos mówić po polsku "takiej jak ty, to ja bym z wyra nie wypuścił, o je***ł bym cię na wszystkie strony, wy***łbym cię koncertowo". Kobieta robiła się coraz bardziej czerwona, na co nasz pan dyrektor tylko powtarzał "chcesz tego s*ko nie?". Nie dało się, go uciszyć, bo uważał to za świetny dowcip.

- Jedną z atrakcji wyjazdu był pobyt w tamtejszym aquaparku, co było ogłoszone kilka dni przed wyjazdem. Na miejscu okazało się, że szanowny pan dyrektor nie ma kąpielówek. Nie ma problemu - poszedł w bawełnianych slipkach, takich z kieszonką. Ochrona go nie wygoniła. Pan dyrektor odkrył saunę - wparował do damskiej, a potem wszystkich starał się tam zaciągnąć, bo przecież tam nagie kobiety są. Jak wypatrzył zgrabną dziewczynę, to wytykał ją palcami, podbiegał do kogoś z nas i krzyczał "Widziałeś jakie ma bufory" i oczywiście odpowiednie gesty do tego.

- Jednemu z pracowników gminy, wypadła komórka. Na jego nieszczęście znalazł ją pan dyrektor - zamiast oddać, najpierw przeczytał wszystkie smsy, obejrzał zdjęcia, a potem dorobił kilka fotek swojego przyrodzenia, po czym poinformował resztę wycieczki, jaki to wspaniały żart zrobił, jak właściciel komórki zwraca się do żony, itp.

- Nocowaliśmy w małym hoteliku, gdzie byliśmy sami. Raz dziennie przychodziła sprzątaczka, która przy okazji uzupełniała zapasy w lodówce - ostatniej nocy, po pożegnalnej kolacji z % pan dyrektor zaszalał - przez kilka godzin dobijał się do pokoju, w którym spałyśmy we dwie. Gdy nie otworzyłyśmy, postanowił wejść do nas przez okno - pokój na piętrze.
Po pijaku wyłamał klamkę w drzwiach, wybił szybę na parterze i połamał krzesło. Rano stwierdził, że żeby za nic nie płacić najlepiej spie***lić, czyli szybka ewakuacja do busa i do domu. Nikt nic nie zauważy i będzie na sprzątaczkę.

- I teraz wisienka na torcie - podczas pożegnalnej kolacji, gdy wszyscy byli już pod dobrą datą, pan dyrektor postanowił udowodnić, że nie jest żydem. Jak? Najprościej na świecie - ściągając gacie i pokazując wszystkim swój interes. W obecności około 30 osób.

Pan dyrektor ma ponad 60 lat, dzieci, wnuki. Zarządza jednym z większych zakładów w Polsce.

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 934 (990)

#44841

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zakupy w markecie zwanym krainą kupujących. Kolejki na pół sklepu, a tylko połowa kas czynna.
Paleta gwiazd betlejemskich w wielgachną ceną 1.99zł. No to się połaszczyłam.

Przy kasie niemiłe rozczarowanie - cena nabita na paragonie 4,50zł. Zakup przestał być okazyjny, więc drepczę do informacji, żeby coś z tym zrobić. Przy okazji wnikliwie studiuję paragon - i kilka niespodzianek - podwójnie nabite produkty na kasie - niby drobiazgi, ale tam złotówka, tu dwa złote. Ciśnienie mi podskoczyło - nie dość że swoje odstałam, to jeszcze mnie perfidnie orżnęli. Pani w informacji ze zbolałą miną, zwraca mi pieniądze. Coś mnie podkusiło i pytam, o bon na 5 zł, za to że stałam ponad 5 minut (taaa) w kolejce do kasy. Na to pani z informacji zaserwowała mi mowę, że serca nie mam, bo święta, bo ludzie na zakupy przyszli, bo oni pracowników nie mają, bo robią, co mogą. Byłam nieugięta.

Moja znajoma pracowała w tym markecie i kilka tygodni przed świętami została zwolniona praktycznie z dnia na dzień, w ramach oszczędności. Lepiej dać klientowi 5 zł i niech godzinami stoi w kolejce, niż zatrudnić dodatkowe osoby.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 665 (741)

#43726

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie myślałam, że coś takiego mnie w życiu spotka ;)

Byłam z tatą na otwarciu wystawy fotograficznej, no to wiadomo - z takiej okazji się delikatnie odstroiliśmy - tata w mundur, ja w kieckę i żakiet. Żadne tam halo. W drodze powrotnej zajechaliśmy do Maca na herbatę i coś słodkiego. Ja stanęłam w kolejce, tata miał zająć miejsce. Zanim usiadł - podszedł do mnie, uśmiechnął się i dał mi 40 zł drobniakami i powiedział, że dziś on stawia. W równoległej kolejce stały dwie dziewuszki, takie na oko dwudziestoletnie. Otaksowały mnie wnikliwie, a w moją stronę poleciał komentarz:
- Ty patrz jak się odstawiła, dziwka jedna, galerianka puszcza się, za żarcie z Maca!

Widzę, że i galeriankom podnieśli wiek emerytalny - mam 36 lat :D

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1000 (1080)

#38799

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam kilometr od niewielkiego miasta, przy trasie wiodącej z Warszawy na Mazury. Co to ma do rzeczy? Ano że ludzie - nie, to nie ludzie - dwunożne kreatury, jadąc na wakacje lub wracając z nich, potrafią wyrzucić zwierzaki z samochodów.

Wczoraj znalazłam pod chatą małą czarną suczkę. Rocznie trafia do mnie w ten sposób kilka psów, kotów a w zeszłym roku nawet królik. Zwykle udaje mi się znaleźć dla nich dobre ręce. Cztery lata temu na drodze pod moim domem siedziała suka owczarka niemieckiego. Piękna, ułożona, najwyraźniej rasowa. Postanowiłam ja zatrzymać, bo jak się mieszka na kolonii, to duży pies na podwórku się przydaje. Była u mnie kilka miesięcy, do momentu aż mi ją ktoś ukradł. Ironia losu - ktoś mi ukradł psa znajdę.

Skąd wiem, że ukradł, a nie uciekła? Spotkałam ją w mieście prowadzoną na smyczy. Zapytałam jej "właściciela". Kupił ją za kilkaset złotych od syna sąsiadki, który słynie z lepkich rąk. Nie upominałam się o nią, bo widać było, że jest zadbana.
A ja kilka tygodni później znalazłam kolejnego psa porzuconego przy drodze.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 589 (629)

#38632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o oddawaniu ubrań w dobre ręce, przypomniała mi moje przeboje.

Suknię ślubną kupiłam po niesamowicie okazyjnej cenie - ktoś wygrał ją na targach ślubnych i postanowił sprzedać za grosze (ok 20% wartości). Po weselu suknię oddałam do czyszczenia, wyglądała jak nowa. Postanowiłam ją oddać za darmo potrzebującej dziewczynie. Dałam ogłoszenie, że oddam suknię w dobre ręce, model taki i taki, firma taka, odbiór osobisty, bo nie chcę żeby ktoś marudził, że sukienka "nie taka". No i się zaczęło.

1. Potrzebująca panna młoda - "nie mam kasy na przyjazd, przywieź mi suknię" - 300 km w jedną stronę.
2. Kolejna potrzebująca panna młoda - "chętnie wezmę sukienkę, nieważne jaki rozmiar, mama krawcowa dopasuje." Chyba cudotwórczyni, bo nie wiem jak z rozmiaru 38 robi się 44.
3. Tu już rozmowa konkretna - pytania o model, itd, gotowa przyjechać - sprawdziłam w google jej mail - z zawodu jest potrzebująca, chętnie bierze wszystko, co jest gratis, a potem opyla na allegro.
4. "Prześlij pocztą, bo ja nie mam na bilet do Ciebie" - akurat od niej do mnie bilet kosztował 9 zł - ciekawe, że na dj i weselicho miała, a 18 zł na sukienkę nie.
5. Stwierdziła, że gówno mnie obchodzi, co ona zrobi z sukienką, mam jej dać i już. Koszty przesyłki też mam pokryć, bo ona robi mi przysługę, że uwolni mnie od kłopotu.
6. Czy ja nie mam innego modelu? Ona by chciała w innym odcieniu, fasonie i długości. Może jednak mam inną sukienkę w szafie.

Sukienka wisi do dziś dnia na strychu u teściów.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 892 (922)

#37943

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam ja piekielną ciotuchnę - mieszkanka Warszawy, sędzia sądu najwyższego na emeryturze.

Ciotuchna stwierdziła, że w stolicy nie ma odpowiedniego dentysty dla niej i postanowiła przyjechać do mojej pipidówki i tu leczyć zęby. Wypytała o moją panią stomatolog i postanowiła się u niej leczyć.

No ale żeby dentystka wiedziała z kim ma do czynienia, ciotuchna postanowiła się odpowiednio zaprezentować. Wkroczyła do gabinetu, nie zważając na to, że był inny pacjent na fotelu i przedstawiła się:
- Janina Piekielna sędzia sądu najwyższego z Warszawy.
Na to moja pani doktor, odpowiedziała niespeszona:
- Danuta Anielska dentysta z Pcimia Dolnego, a jak już się znamy, to proszę poczekać na swoją kolej.

No cóż, okazała się niegodna plombować zębów ciotuchnie, bo zachować się nie umiała.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 826 (876)

#33664

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedługo wakacje, więc pewnie pojawią się historie z piekielnymi biurami podróży. Tego też dotyczy moja opowieść - urlop w czerwcu.
Dotyczy to biura podróży z tęczą w nazwie.

Moja mama jest niepełnosprawna, może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale ma grupę inwalidzką. W tym roku obchodzi okrągłe urodziny i z tej okazji postanowiłam ufundować jej wycieczkę do ciepłych krajów. Znalazłam w necie interesująca mnie ofertę w cenie złożyłam zamówienie.

I pierwsza wtopa - telefon z biura podróży, że oferta w tej cenie to pomyłka, na stronie internetowej mają błąd i możemy jechać do tego hotelu za 30% drożej. Było to dla mnie zbyt drogo. Powiedziałam, że rezygnuję. O dziwo jednak oferta okazała się być aktualna i przysłano mi umowę.
Wszystkie formalności załatwione - pozostaje potwierdzić godzinę wylotu.

Druga wtopa - po mailu z biura potwierdzającym godzinę wylotu, mam już kupione bilety na bus, który dowiezie nas na lotnisko. Wszystko pięknie. W środę przed Bożym Ciałem o godz 16.30 telefon z biura że wylot w piątek zamiast o 9.00 będzie o 6.30. W mojej miejscowości wszystko już pozamykane, nie mam jak oddać biletu na bus, nie mam jak kupić nowego. Tłumaczenie biura - bo Euro się zaczyna - no dopiero się dowiedzieli. Na lotnisko jedziemy w czwartek i tam spędzamy noc - dla osoby niepełnosprawnej to żadna radość.

Trzecia wtopa - na miejscu pani rezydentka jest zainteresowana tylko tym żeby sprzedać jak najwięcej wycieczek - na prośbę jednej z osób o zmianę pokoju odpowiada, że nie pójdzie do dyrekcji hotelu, bo tylko z jej biura zmieniają.
17 km od hotelu jest delfinarium, wycieczka wykupiona u rezydentki kosztuje 30 euro od osoby. Na moje pytanie jak tam samemu dojechać i godziny pokazów, rezydentka podaje godziny od czapy i tłumaczy, że nie ma tam jak dojechać. Poszperałam w necie i znalazłam przystanek, autobus, itd. Samodzielnie zorganizowany wyjazd do delfinarium kosztował 20 euro za 2 osoby. ;)

Kolejny kwiatek tęczowego biura - zmieniono godzinę wylotu - zamiast w piątek rano wylecimy w sobotę w rano - super - jeden dzień dłużej - guzik prawda, o 12 w dzień musimy opuścić pokoje i czekać 14 godzin w hotelowym korytarzu. Proszę o możliwość przedłużenia pobytu w pokoju, za dopłatą, ze względu na mamę. Oczywiście tra la la pani załatwi, zapisała w papierach. Osób chętnych na przedłużenie za opłatą jest więcej. Pani obiecuje, że załatwi, a to potwierdzi we wtorek, a to w czwartek. W końcu obiecuje, że zadzwoni do nas z informacją w czwartek o godz. 15. Nie dzwoni tylko w piątek przysyła smsa, że nic się nie dało załatwić.

Wszyscy wściekli, bo inne biura podróży załatwiły swoim klientom pokoje, niektóre nawet za darmo.
Jedna para z półrocznym dzieckiem wyprosiła żeby zostać w swoim pokoju chociaż do północy. Rezydentka z wielką łaską załatwiła to. Zażądała za to równowartość 200 zł. Wg hotelowego cennika doba hotelowa wynosiła 160 zł. Po zwróceniu uwagi rezydentce zaczęła się głupio tłumaczyć, ze to cena za mały pokój, a jej się pomyliło. Okazało się, że ludzie mieszkali przez cały pobyt w małym pokoju płacąc jak za duży i jeszcze na koniec rezydentka próbowała ich naciągnąć.

Nigdy więcej wycieczki z tym biurem.

Biuro podróży z tęczą w nazwie

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 659 (695)

#29787

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak to trzeba wiedzieć komu się auto sprzedaje.

Kilka tygodni temu mój tata miał stłuczkę, w wyniku której zostało uszkodzona prawa strona auta. Na tyle mocno, że auto nie nadawało się do dalszej jazdy. Było to blisko domu znajomych, więc tam zostało wspólnymi siłami dopchane. Przednie koło "schowało" się pod spód samochodu. Po zastanowieniu się, tata postanowił sprzedać samochód na części. Znalazłam ogłoszenie w necie "kupię każde rozbite auto" No to kontakt z kupcem, weźmie, dogadaliśmy się co do ceny. Na podpisanie umowy umówiliśmy się następnego dnia rano na 9. Samochód nie nadający się do jazdy, zabierany z podwórka znajomych więc świadków transakcji kilkoro.

Kilka dni później do domu rodziców zapukała policja. Czy mamy takie i takie auto o nr rejestracyjnym XXX?
Koleś, który kupił od nas auto, kilka dni później odkręcił od niego blachy, przykręcił do innego samochodu, zatankował na stacji benzynowej do pełna i uciekł. No i myślał, że policja do niego nie trafi, a wina spadnie na mojego tatę.

Nic to, że umowa z jego danymi w ręce, nic że świadkowie, nic, że auto nie nadawało się do jazdy. Geniusz zbrodni normalnie.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 671 (703)

#20096

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed kilku ładnych lat - okres przed komórkami i mailami - czyli czas kiedy ludzie komunikowali się za pomoca zapomnianych dziś listów i kartek pocztowych.
Mieszkam na kolonii wsi - 3 km do najbliższego sąsiada. Listonoszowi nie uśmiechało się wędrować tych 3 km z każdym listem czy kartką. Zaproponował, że będzie przynosił przesyłki do biura, w którym pracował mój tata. Ok.
I tu zaczyna się piekielność pewnej pani(M), która w firmie odbierała pocztę - kontrolowała każdą przesyłkę. Zaczęły się komentarze typu: dostają państwo dużo listów z X - pewnie od rodziny? O widzę, że rodzinie dobrze się powodzi, bo przysyłają widokówki z wczasów itp.
Któregoś dnia zażądała wyjaśnienia, co to są walory. Mój ojciec zdębiał. Okazało się, że przyszło powiadomienie o zaabonowanych znaczkach z poczty, zawierające magiczne słowo "walory".
Pewnego wakacyjnego dnia zbudził mnie telefon od owej pani.
M. Pomidorek musisz jechać do Warszawy
Ja eeee? Jak to? Po co? dlaczego?
M. no bo Jarek napisał, że będzie na ciebie czekał!
Ja jaki Jarek, gdzie napisał...?
M. no kartkę do ciebie przysłał, ze bedzie czekał a to juz dzis. Jedź! Nie może chłopak na darmo czekać. Autobus masz za godzinę!
Kolega ze studiów przysłał kartkę, że będzie w Warszawie i gdybym chciała się spotkać to będzie czekał w okreslonym miejscu.
Piekielność owej pani ponad czytanie i komentowanie naszej poczty? Zadzwoniła do mnie o 7 rano, a listonosz pocztę przynosił do firmy regularnie w południe. Wiadomośc była zapewne kilka dni analizowana:)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 516 (550)