Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

szczerbus9

Zamieszcza historie od: 23 maja 2018 - 20:00
Ostatnio: 5 marca 2024 - 19:09
  • Historii na głównej: 23 z 73
  • Punktów za historie: 2664
  • Komentarzy: 217
  • Punktów za komentarze: 735
 
zarchiwizowany

#82352

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Oceny i komentarze pod moją historią o obcinaczkach i Piekielnej pani z magazynu (http://piekielni.pl/82232) otworzyły mi oczy. DZIĘKUJE

Jak dotąd myślałem, że normalnym jest obeznanie z zawodami ślusarza, kowala, a nawet elektryka. Normalnym też jest, że jeżeli samemu nie da się zrobić lub naprawić narzędzi, to trzeba koniecznie znać kogoś, co to zrobi bez problemów. Ale jakich narzędzi, skoro kierownik zarządza przerobienie odpadów blachy na młotki. Przecież klucze płaskie wypala się na palnikach, a nasadowe robi się z odpadów rur, breszki można wyklepać z prętów zbrojeniowych, palnik jest też na tyle precyzyjny, że kątowniki są dokładne niczym te oryginalne. Mając śruby z nakrętkami i blachszki na podobnej zasadzie można robić ściski stolarskie, prowizoryczne imadła i centrowniki do rur... Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo, a przyznał bym się do przeginania dopiero przy klapce na muchy z starej rękawicy, czy Grill na palnik acetylenowy (gruba rura z wpaleniem na palnik i rusztem na górze)

Mógłbym teraz się z wami spróbować... Podajcie narzędzie w komentarzu, a ja powinienem wiedzieć jak i z czego zrobić coś takiego, albo coś czym to narzędzie można zastąpić... Ale to chyba wykracza poza politykę tego serwisu... ;D

Wracając do sprawy, pozbierałem to co wiedziałem do tej pory i dodatkowo przeprowadziłem mikro śledztwo, choćby w poszukiwaniu dowodów, które można by wysłać choćby do organów ścigania... Twardych dowodów nie udało mi się jeszcze zdobyć, ale po jeszcze kilku latach w tej firmie, po śmierci Lucek przywita mnie niczym starego przyjaciela i osobiście zaprowadzi do loży VIP na dnie piekła, jako stałego bywalca... Okazuje się, że miejscowi Piekielni rozrywają pomiędzy siebie mięso armatnie, którym to jesteśmy my, szeregowi pracownicy...

Jest tego tyle, że nawet odsiewając tylko te o magazynie, nadal obawiam się, że się pogubię, a już na pewno nie wiem od czego zacząć...

Może na początek sama Piekielna. Przede wszystkim ona jest "Święta" (a cała reszta przeklęta?). Ciężko było by jej cokolwiek udowodnić, bo magazyn jest pełen narzędzi, niektóre nawet w bardzo dobrym stanie. Tyle, że na niektórych już zbiera się rdza (dla nieświadomych, stal narzędziowa przez swoją wysoką jakość i zabezpieczenie olejem w warunkach warsztatowych ma podobną odporność na rdzewienie co najzwyklejsza nierdzewna). Dodatkowo jakby przepatrzeć karty pracowników, to nie powinni narzekać na braki. Poza nieskasowanymi zniszczeniami jak przy moich obcinaczkach, zdarzają się kradzieże, a część z tych narzędzi jest wypisana kilka lat temu, na dużo poza zdrowym rozsądkiem co do ich zużycia. O rekordzie dowiedziałem się, gdy kierownik, z niedowierzaniem w własne czyny, prosił pracownika by ten zdał komplet kluczy z przed 8 lat (!)... Do tego zdawania sprzętu jeszcze wrócę, ale to za chwilę.

To nie jest tak, że Piekielna dla każdego jest tak opryskliwa jak dla mnie, ba sam jestem raczej na poziomie dolnym normalnym, czyli nie najgorzej... Otóż są ludzie w firmie, dla których na magazynie nie ma nic i są ludzie dla których jest wszystko, łącznie z nią samą, jej mężem, resztą magazynierów, czy nawet tokarzem, którego warsztat jest zaraz obok w tym samym budynku. Tak zboczki, mieliście rację, raz to widziałem i była tak podniecona, że jedno skinięcie i poszła by do łóżka... W pierwszej grupie jest generalnie świeże mięso armatnie, a w drugiej biuro, zarząd, czy nawet kontrole zewnętrzne. To też wpływa na jej bezkarność. Bo oprócz męża, broni jej polityka firmy (tak jak cały magazyn)...

Skoro wszedłem na temat polityki firmy, muszę wyjaśnić, że na miejscu, oprócz Biura, jest 5 działów, a każdy ma swój osobny budynek (halę). WKS (wytwórnia konstrukcji stalowych) i Prefabrykacja (typowa produkcja), Malarnia, Magazyn i UR (utrzymanie ruchu, elektrycy i mechanicy). Dodatkowo budowy i kontrakty są traktowane tak samo jak wymienione przed chwilą działy. Według zasad jesteśmy bardziej korporacją, bo każdy "dział" jest traktowany jako osobna firma. W tym wszystkim Magazyn działa jako sklep i wypożyczalnia, a na terenie firmy ma swoisty monopol. Dosłownie każą sobie płacić za wypożyczenie sprzętu, czy pobierają prowizję za materiały. Ten haracz nie jest mały, bo z całej firmy to oni mają największe zyski. Jest już środek przymusu i chyba nie muszę tłumaczyć, że nawet kierownicy się jej boją. Zapomniałem, że mąż nie jest dłużny i też potrafi pokazać pazury, zwłaszcza jak jest nastawiony przez żonkę. Szczęście nie mści się na szeregowych. Oliwy do ognia dolewa fakt, że można się domyślić, że jak podkabluje tę chorą sytuację do inspekcji, to nie magazyn oberwie po d00pie, tylko dział na którym wykryto nieprawidłowości. Stąd przyzwolenie na wolną amerykankę i zatajanie sprawy przy kontrolach.

Na zakończenie kilka drobnych piekielności:

-Zdawanie sprzętu, do którego miałem wrócić... Zwykle przy przestojach i przy nowych zleceniach zdarza się by kierownik lub majster biegał by zdawać niepotrzebne elektronarzędzia. Zwykle ręczne wiertarki lub spawarki. Koszt wypożyczenia wiertarki lub szlifierki to ok 300zł/mc. (ukrywanie dochodu?)

-Ostatnio były zamawiane kostiumy do trawienia i pasywacji stali kwasoodpornej. Kierownik znalazł dobre i sprawdzone, musiał wysłać maila do magazynu by to oni zamówili... I zamówili, gorszej (nie wystarczającej) jakości za 1/6 ceny, które nie są dopuszczone do pracy z kwasem...

-Robiliśmy na magazynie z kolegą małą przeróbkę składu gazów i kierownik się miotał, z czego nam wydać, a pracownik mówił, że kilka ton stali jest tam już tak długo, że nie jest już w żadnej kartotece.

-Innym razem "Okradaliśmy" kontenery z budowy. Mój kierownik i ten z tamtej budowy dogadali się, że reszta drutu spawalniczego idzie cichaczem do nas. Było tego z 300kg MAG-a i z 500kg TIG-a. Poza chowaniem się przed Spawalnikiem (główny kierownik, a właściwie dyrektor spawaczy), dodam, że najprędzej drut byłby skierowany jako złom, a po tej akcji spodziewałbym się, że zostałby ponownie sprzedany po normalnej cenie...

-Normą już są zbyt późne, lub nie wystarczające zamówienia. O ile za zbyt małe ilości materiału można obarczyć projektantów, zbyt późne przygotowanie produkcji i logistykę, ale braki w zaopatrzeniu w gazy, drut, tarcze, ubrania czy nawet wodę w upały da się tylko winić magazyn, który nie uzupełnia braków.

-Czasem zdarzają się przepychanki, lub drobne wymiany uprzejmości. Ostatnio staliśmy bo zabrakło kap (zaślepka do zaspawania końca rury, przypomina trochę miseczkę). Elementy były na magazynie, ale tamten kierownik trzymał je ponad dzień, bo musiał je przeliczyć (25 sztuk?!)



P.S. Przez te prawie 5 lat jak tam pracuje nazbierało się mniejszych i większych piekielności. Jak coś będzie mi się przypominało to będę pisał... Zobaczymy czy słusznie i czy wasza wiara jest na tyle głęboka, by to zdzierżyć...

Praca firma magazyn

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (43)

#82232

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako spawacz, przy okazji wspomnę, że zaliczam się już do wschodniej Polski, więc nie bywa lekko, ale czasem bywa śmiesznie... a ostatnio ciut zbiera się we mnie gniew.

Chyba każdy wie, że oprócz maszyny (spawarki) i materiałów (elektrody, druty, gazy osłonowe), do pracy potrzebuję maski, rękawic czy specjalnego ubrania. Część domyśla się, że potrzebny jest też młotek (najczęściej oskard, choć mi najlepiej się sprawdzał przecinak kowalski), ale najczęściej zapomina się o kluczach czy obcinaczkach i/lub kombinerkach, których to historia będzie dotyczyła.

Na początku drogi zawodowej majster maglował nas o obcinaczki. W końcu uległem i pogoniłem do magazynu. Pobrałem z narzędziowni piękne, prawie nowe (jako jedyne z całej skrzyni były zdolne uciąć drut spawalniczy) pomarańczowe obcinaczki. Podziałały około pół roku, potem pękły. Niejedne obcinaczki, szczypce, kombinerki (itd.) w ten sposób połamałem, dosłownie w trzech palcach, no nic, nic nie jest wieczne, zmęczenie materiału etc.

Tu się właśnie zaczęły schody z panią Piekielną. Kobieta w zaawansowanym wieku opiekuje się narzędziownią, gdzie wsadził ją mąż, kierownik magazynu. Brak znajomości w sprawach technicznych Piekielnej jest wręcz legendarny, ale to nie moment na podmienianie wierteł na gwoździe...

Przy następnej wizycie w magazynie próbowałem zdać lub wymienić zepsute narzędzie, ale dowiedziałem się, że na dobrą sprawę to mogę od razu do prezesa iść, bo o niego może się to oprzeć...

Szybko licząc, firma ma 1500-2000 pracowników, a ja z cęgami za 35 zł (sprawdzałem w sklepie, ceny 9 do 90 zł, najbardziej podobne właśnie tyle) muszę iść do prezesa zarządu... Sprawę po konsultacjach z bezpośrednimi przełożonymi lekko olałem, ale dość szybko do mnie wracała. Przy okazji wyjazdów, kiedy to trzeba było się rozliczyć z sprzętu. Za każdym razem słyszałem, że teraz to mnie puści, ale następnym razem proszę przynieść i zdać. Jeżeli są połamane, proszę kupić nowe lub UKRAŚĆ komuś innemu...

W końcu rozwiązanie sprawy.

Rzeczone obcinaczki jakimś sposobem znalazły się u mnie w garażu. Akurat gdzieś jechałem i robiłem tam porządki. Niewiele myśląc, zlepiłem je argonem. Ciężko to nazwać spawaniem, ale metoda TIG/WIG, mały szczep, trochę pracy szlifierką, szczotką drucianą i papierem ściernym, a wyszły niemal stan "igła", wyglądały lepiej, niż w dniu, w którym je pobierałem. Poza małym szczegółem, mogły się rozpaść po mocniejszym kichnięciu...

Tym razem pani Piekielnej nie było, więc rozliczał mnie inny pracownik, ogólnie w porządku człowiek. Po małej szyderze z tego, co w kartotece było nawpisywane, zdałem je bez większych problemów...

Chciałbym zobaczyć minę następnej osoby, która spróbuje ich używać i złamie je, zanim je dobrze w rękę weźmie...

Od czasu połamania tamtych mam swoje, kupione w sklepie za własne pieniądze.

praca firma

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 84 (114)
zarchiwizowany

#82265

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jaka jest najbardziej kontrastowa grupa społeczna... Oczywiście sąsiedzi... Tu będzie jak kilka lat temu sąsiadka pokazała rogi... O kurę...

Więc od początku. Mieszkam na wsi, w tamtym czasie oprócz mnie i rodziców, tymczasowo mieszkała u nas siostra z rodziną (szwagier i dziecko). Wiadomo jak to na wsi są zwierzaki. My i wspomniana sąsiadka mamy kury, a między nami mieszka sąsiad. Mój imiennik, ale roboczo nazwijmy go Piotr, który ogólnie jest dobrym człowiekiem, ale to jego "Błąd" był iskrą, która odpaliła beczki z prochem...

A więc po kolei... (podzielę historię by była przystępniejsza)

Akt 1: Sąsiad cz.1

To była sobota. Gdzieś się wybraliśmy całą ekipą i po powrocie idąc zamknąć bramę słyszę gromkie "Cześć sąsiad!", a po chwili dowiaduje się, że kura nam nawiała z ogrodzenia, ale ją złapał i wrzucił ją z powrotem... Podziękowałem i wziąłem się do rozładunku samochodu...

Akt 2: Śniadanie.

Po przyniesieniu wszystkiego z samochodu wziąłem się za śniadanie (głód, to miałem wręcz wyj3bane na to co się dzieje za mną...). Do chwili aż za plecami słyszę krzyk, że "Jej kurę ukradliśmy!". Nadal z stoickim spokojem i bez odrywania skupienia od kanapki odpowiadam, że Piotrek (sąsiad, imiennik) przerzucił kurę, bo myślał, że nasza. Dodałem jeszcze, że teraz nie ma co ich straszyć, a wieczorem się po prostu weźmie z grzędy. Kury nie widzą po zmierzchu i ogólnie nie grzeszą inteligencją. Nie załapałem do końca o co chodziło Piekielnej, ale do mnie z mordą, później się domyśliłem, że ona myślała, że to ja, ale niby czemu miałbym mówić o sobie w trzeciej osobie? (czasem mi się zdarzało, ale to raczej liczba mnoga i dla żartu). W tym czasie pojawili się kolejno Mama i Szwagier, na których fałszywe oskarżenia działają gorzej niż płachta na byka... Rozpętało się piekło i w końcu sąsiadka odpuściła i odeszła na zasadzie "Nie przegadam was, więc przyjdę wieczorem po ptaka"...

Akt 3: Sąsiad cz. 2

Nie bez powodu sobota się rymuje z robota. Więc do roboty. Ja z Ojcem i Szwagrem za zajęcia i dochodzimy do wniosku, że sąsiadka musiała nam kury liczyć. Zresztą na podwórku była jedna obca kura, rozpoznana głównie przez inny kolor...
Ale wracając do sąsiada, tu nikt nigdy nie jest na tyle zajęty by nie podejść i nie pogadać... Więc jak pojawił się na horyzoncie to go od razu, że nie naszą kurę nam przerzucił... Pogadaliśmy, on się dowiedział, że piekielna awantury robiła, a my, że kura szukała przejścia na MOJE podwórko, więc się nie zastanawiał tylko sru przez ogrodzenie.
Nadmienię, że pewnie też rozmawiał z rodziną, lub samą piekielną, ale to zmienia nastawienie w następnym etapie...

Akt 3: Wymiana

Wieczorem, tak jak było umówione przyszła Piekielna, ale już korna i uniżona. Grzeczniej poprosiła by złapać jej ptaka (przyszła ciut za wcześnie, ale się udało). Akurat teraz wyjdzie trochę naszej piekielności, bo Szwagier oderwał się od grilla i cały czas truł jej d00pę. Stwierdził, że następnym razem jedyne co dostanie to miseczka rosołu, a nie kurę...

Osobiście śmieję się z głupoty tej sąsiadki. Powiedział bym jej nawet "Dzień dobry", tylko do tej pory jakoś nie wchodzi mi w drogę...

wieś dom

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (29)