Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

tosemja

Zamieszcza historie od: 23 listopada 2012 - 13:47
Ostatnio: 7 czerwca 2016 - 15:45
  • Historii na głównej: 23 z 28
  • Punktów za historie: 15733
  • Komentarzy: 303
  • Punktów za komentarze: 1826
 

#49788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o polskich mistrzach kierownicy i uprzejmości na drodze, czyli temat rzeka...

W zeszłym roku po akcji z piekielnym amantem (http://piekielni.pl/43508) postanowiłam zapisać się na tzw prawko, muszę przyznać że dotychczas nikt ani nic nie dostarczyło mi tyle adrenaliny jak nauka praktyczna, czyli jazda ELKĄ po mieście, a oto w skrócie kilka "kwiatków":

1. NIE BĘDĘ JECHAŁ ZA ELKĄ - typ kierowcy często spotykany, w sumie nawet rozumiem że jazda za uczącą się babą jest nieco niebezpieczna ale żeby wyprzedzać na podwójnej ciągłej i w dodatku po pasie wyłączonym z ruchu, i spychać do rowu - bo UPS chyba się nie zmieszczę?

2. PRZED ELKĄ ZDĄŻĘ - typ podobny do pierwszego, to nic że ELKA jedzie na drodze z pierwszeństwem, że jedzie prędkością maksymalną, zawsze metr przed nią warto wyjechać wielkim transitem i sprawdzić refleks przyszłego kierowcy oraz hamulce ELKI. Ledwo wyhamowałam, a instruktor musiał wysiąść zapalić fajkę.

3. O... EGZAMIN - zwykle inni kierowcy reagują z sympatią, wpuszczają przy zmianie pasa ruchu itp. ale trafiają się mendy społeczne... Strefa skrzyżowań równorzędnych... egzamin trwa już 30 min., a ja się stresuję, patrzę na pieszych, na rowerzystów i na swoją prawą, obserwując czy nikt się nie zbliża (bo egzaminator powie że wymusiłam), mam wykonać manewr skrętu w lewo, a więc się rozglądam. Prawa wolna, z naprzeciwka pusto, z lewej "coś" dojeżdża, no ale mam pierwszeństwo, powoli jadę... ale te COŚ też... hamulec w podłogę. Przed maską mignęło mi niezidentyfikowane srebrne auto. Gnój nawet nie zwolnił. Egzaminatora zatkało, po minucie odzyskał głos i kazał wrócić do ośrodka (jak się później okazało zdałam). Przyznał że to nagminne, a na dziś ma dość adrenaliny i idzie wypić coś na uspokojenie. Zastanawia mnie tylko, o czym kierowca tego srebrnego auta myślał? Zrobił to złośliwie? A może jest ślepy?

Co najdziwniejsze? Odkąd jeżdżę autem bez literki L takich sytuacji właściwie nie mam. Czy ktoś mi wytłumaczy ten fenomen?

jazda ELKĄ

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 514 (608)

#47958

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O sprawnym ściąganiu długów przez tych co prąd rozsyłają....

W XXIw. w kraju cywilizowanym, przez dwa dni siedziałam w domu bez prądu.
Zaczęło się niewinnie, przyszedł "smutny pan" do licznika energii, zdjął plombę i wyłączył wszelką elektryczność informując mnie iż jestem dłużnikiem!

[ja]: Ale...jak to? Zapłaciłam wszystkie faktury, nie otrzymałam też żadnego wezwania do zapłaty..?
[sp]: Ja nic nie wiem, dzwonić do BOK i pytać, kazali wyłączyć, tom wyłączył...

Zagotowałam się... dopadłam telefon, w ciągu 15min oczekiwania na linii ochłonęłam żeby ponownie eksplodować. Tak, jest zadłużenie na oszołamiającą kwotę 21zł (coś przeoczyłam), wezwania wysyłali... (dziwne, nic nie dotarło) koszt podłączenia ponownie prądu 100zł, zanim zaksięgują wpłatę (1,5dnia) zanim przyjdzie ponownie smutny pan 1 dzień... Noż @#%%^%^&*
2 dni w romantycznej atmosferze przy świeczkach, z dzieckiem pytającym, czemu światło się nie pali, o lodówce i jedzeniu w niej mieszkającym nie wspomnę...

Niby moja wina, ale kurcze mogli chociaż mnie poinformować, przelew żądanej kwoty do jasnej ciasnej zajął mi 5 min!

już nic nie kumam

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 552 (634)

#46673

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O nowej, lepszej i nowoczesnej edukacji w szkole...

Nadszedł ten moment w moim życiu, w którym ponownie zawitałam w progi tzw. podstawówki, dzierżąc w dłoni małą rączkę mojego berbecia. Przekraczając próg szkoły myślałam w duchu, że to będą najwspanialsze lata mojego syna - tak jak i były moje, beztroskie, nauka bez stresu itp. O ja naiwna istota!

Z błogiej nieświadomości wyrwał mnie bilans klas O, zostaliśmy wysłani do ośrodka kształcenia i rozwoju dziecka w celu wnikliwych badań. To co przeżyłam podczas tej wizyty to istny horror!

W ośrodku znajduje się 5 gabinetów, w każdym gabinecie specjalista: od słuchu (czy dziecko ma pamięć słuchową), ortopeda, pediatra wraz ze specjalistą od sprawności fizycznej, psycholog i dietetyk.

Podczas tej wędrówki z gabinetu do gabinetu dowiedziałam się iż moje dziecko:
- jest za grube (waży niecałe 20kg i wszystkie portki z tyłka mu spadają, a nogi ma jak zapałki),
- jest mało sprawny fizycznie (chodzi od 2 lat na karate i regularnie ćwiczy),
- ma krzywe kolana (moja pediatra twierdzi, że u dzieci w jego wieku to normalne),
- nie potrafi poprawnie odejmować liczb dziesiętnych (WTF w zerówce?)
- źle jest odżywiany, bo powinien jeść chleb razowy i więcej nabiału (ma skazę białkową!)

We wskazówkach ośrodka zalecono:
- wzmożenie aktywności fizycznej do co najmniej 3x w tyg (jakieś zajęcia sportowe),
- zajęcia korekcyjne w celu wzmocnienia kręgosłupa 2x w tygodniu,
- pracę nad grafomotoryką (pisanie, rysowanie) codziennie,
- pracę nad dodawaniem i odejmowaniem, również codziennie,
- ćwiczenia z logopedą 2x w tyg...

Mój syn przy wydawaniu opinii był przy mnie. Jak wyszliśmy z ośrodka to się rozpłakał twierdząc, że jest cyt. "głupkiem i nic nie umie".

Tak... bezstresowa nauka... program dopasowany dla młodszych dzieci... bez obciążania małego człowieka i zabierania mu dzieciństwa!

bezstresowe dzieciństwo

Skomentuj (81) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1214 (1340)

#44366

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio opisałam historię piekielnych sytuacji w rejestracji placówki medycznej, teraz dodam kilka kwiatków, które szczególnie wryły mi się w pamięć...

Obsługa telefoniczna, niby łatwa, nieskomplikowana ale jakże czasem potrafi wprowadzić człowieka w stan konsternacji:

1. Dzwoni [p]acjentka, chce się zarejestrować na wizytę, ale nie w tym miesiącu lecz w przyszłym:

[ja]: Przykro mi, rejestracja na przyszły miesiąc zaczyna się od dnia 15, czyli od jutra.

[p]: Ale nie może pani zrobić wyjątku? Przecież to jeden dzień!

[ja]: Nie mogę, bo po pierwsze nie byłoby to w porządku do reszty pacjentów, a po drugie system jest zablokowany.

W tym miejscu zwykle powinny nastąpić formy grzecznościowe i koniec rozmowy, jednakże pacjentka postanowiła po prostu odłożyć słuchawkę, zapominając że zanim się rozłączy, to ją doskonale słyszę, a co usłyszałam?!

[p]: No co za głupia p***, słyszałeś kretynkę j*** no co za ludzie tam pracują same szmaty! (i tu dopiero nastąpiło charakterystyczne trzaśnięcie słuchawką)
Nie ukrywam, zrobiło mi się przykro...

2. Druga sytuacja, [p2]pacjentka umawia córkę na wizytę:

[p2]: No w porządku czyli córka na 8 rano, a czy mogę
przyjść z córką i też się przebadać?

[ja]: Oczywiście, ale w tym dniu nie mam wolnych miejsc pod rząd. Mogę umówić na 8.00, a panią na 9.00 albo zaproponować inny termin...

[p2]: A nie może mnie pani umówić na 7.30, a córkę na 8.00?

[ja]: Pracujemy od 8...

[p2]: Ale ja widziałam, że pani przychodzi wcześniej, doktor też, zresztą kiedyś pani mnie wpuściła już o 7.40 do przychodni. przyjdę o 7.30, doktor na pewno mnie przyjmie.

I tu nastąpił trzask słuchawki...

Tak, przychodziłam wcześniej, bo trzeba przygotować karty pacjentów, listy, odpalić komputery, uzupełnić leki w gabinetach, itp.
Tak, czasem wpuszczałam pacjentów wcześniej, bo żal mi było ludzi jak tam sterczeli na zimnie i deszczu, śniegu i mrozie...

Nasuwa mi się jedna konkluzja... "każdy dobry uczynek musi zostać ukarany..." - dostałam za swoje...

rejestracja placówka medyczna

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 570 (642)
zarchiwizowany

#44594

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W związku z licznymi pytaniami do historii o piekielnym amancie (#43508)postanowiłam opisać ciąg dalszy...

Po spotkaniu z dzielnicowym sytuacja się uspokoiła na dłuższy czas,facet zapadł się pod ziemię,a ja odetchnęłam z ulgą.Poza tym przestałam pracować to i przestałam w tamte okolice chodzić, bynajmniej nie o 6 rano.Ale nie spoczęłam na laurach i w razie "czego" wszczęłam małe,prywatne dochodzenie.Udało mi się ustalić dane personalne mojego wielbiciela (ach te portale społecznościowe i te beztroskie ujawnianie danych),co najfajniejsze okazało się że ma żonę.

A czemu to było najfajniejsze? Otóż poprosiłam znajomego aby napisał amantowi wiadomość,że jeżeli jeszcze raz będzie się przy mnie kręcił to Ja osobiście skontaktuję się z jego żoną i razem porozmawiamy o jego dziwnych zainteresowaniach.

Tak wiem...wredna istota ze mnie...ale niech teraz on się boi, bo ja już przestałam!

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (198)

#43508

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnym amancie.

Los tak chciał, że mąż wyjechał za granicę na pół roku, a ja zostałam sama z 4-letnim synkiem. Chcąc nie chcąc musiałam sama ze wszystkim sobie radzić, łącznie z odprowadzaniem młodego na 6 rano do przedszkola, po czym bieg przez nieciekawe dzielnice na przystanek autobusowy, potem bieg na tramwaj i truchtem do pracy na 7.00.

Wszystko szło sprawnie, do pewnego czasu. Otóż pewnego jesiennego poranka po odstawieniu młodego do przedszkola, gdy zmierzałam w stronę przystanku autobusowego, zatrzymał się samochód, z którego wychylił się facet ok. 30 lat proponujący mi podwiezienie... Hymmm... co mam mówić, 6 rano, ciemno, ludzi brak... odburknęłam NIE, DZIĘKUJĘ... i dałam dyla.

Dwa dni później, znów o tej samej porze i w tym samym miejscu minął mnie znajomy samochód, ku przerażeniu stwierdziłam, że stoi na "moim" przystanku. Przemknęło mi przez głowę, że przesadzam... no ale niestety ów dżentelmen ponowił prośbę podwiezienia. Ponawiał ją co drugi dzień, przez całe dwa miesiące, wyczekiwał na przystanku albo niedaleko przedszkola, a we mnie narastał strach. Próbowałam wychodzić wcześniej z domu lub później, ale trasy zmienić nie mogłam, bo innej nie było, a on ciągle tam czekał i mnie obserwował. Po 4 nerwowych miesiącach gdy doszło do tego, że zaczął jeździć za moim autobusem, a potem po moim osiedlu, nerwowo nie wytrzymałam i poszłam na policję... To był błąd!

Dowiedziałam się, że oni nic zrobić nie mogą, dopiero jak mnie zacznie wyzywać, siłą wciągać do samochodu albo mnie pobije lub zgwałci, to wtedy będą mogli nim się "zająć". Jedyne co udało mi się wręcz wyprosić na policji, to sporządzenie notatki służbowej z nr rejestracji samochodu i z moimi danymi. Jak zaginę będą wiedzieli od czego zacząć...

w drodze do pracy

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1158 (1220)

#43497

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W obronie niemiłych Pań w rejestracji u lekarza....
Przez 5 lat pracy w rejestracji nabawiłam się nie tylko nerwicy żołądka, ale mniejsza o to, oto kilka kwiatków:

1. Jam pacjent jam pan! - każdy pierwszorazowy pacjent musi wypełnić dokumentację do NFZ, nie dość że się spóźnił 15min to on tego nie będzie wypełniał, ja mu mam wypełnić, od czego ja tu w końcu jestem, to nic że za nim stoi 5 osób w kolejce, a doktor siedzi w pustym gabinecie i czeka... (a potem zdziwienie że są opóźnienia)

2. Pan student - gardzi takimi jak ja (mimo że mam ukończone 2 kierunki), ale pyta o każdą rubrykę w formularzu bo nie wie co ma wpisać, ok. nie każdy musi wiedzieć, ale zabiło mnie jak w rubrykę nr2. należę do .... oddziału NFZ (wpisz województwo) wpisał WOJEWÓDZTWO...

3. Pan prezes - on chce już dziś na wizytę i ja mam to mu załatwić. Doktor nie ma? To nic... mam jutro zapytać czy przyjmie i do szanownego [P]rezesa jednoosobowej firmy zadzwonić i podać mu terminy, na mój sprzeciw wywiązał się dialog:

[Ja]: To proszę jutro zadzwonić jak będzie doktor i się "przypomnieć" to zapytamy..
[P]: Wiesz co... (o_O od kiedy na TY?) moja córka też twierdzi, że ze szkoły powinni do niej codziennie dzwonić i przypominać że trzeba do niej chodzić... rehereherehe
[Ja]: No to współczuję, bo mi nikt nie musiał przypominać przez całe liceum ani przez 5 lat studiów...
[P]: To ja jutro do pani zadzwonię... (jak miło awansowałam na Panią).

4. Pomylony termin - to najszerzej występująca epidemia wśród pacjentów. Przyszła pacjentka, twierdzi że umówiona, na liście pacjentów jej nie mam, przeszukuję cały bieżący miesiąc, no nie mam nikogo o takim nazwisku. Pacjentka zła, wyzywa, uwłacza, twierdzi że moja głowa z tyłkiem na miejsca zamieniona, etc. W ostateczności z dumą wyjmuje karnecik z terminem wizyty i nonszalancko mi go rzuca, a tam owszem 26 (dzień się zgadza) ale miesiąc temu... "Przepraszam" nie usłyszałam, pani w dzikim pędzie opuściła nasz przybytek.

5. Zgubiona historia choroby - młode [D]ziewczę, lat może ze 21 przyszło na wizytę, twierdzi że leczy się u nas od kilkunastu lat, a ja od tygodnia jej kartoteki szukam i znaleźć nie mogę. Pytam ponownie o nazwisko, może coś przekręciłam, biegnę do archiwum i szperam w tysiącach kart, pacjentka w międzyczasie drze się wniebogłosy o tym jacy my nieodpowiedzialni i tylko burdel w tej j**** placówce, że nieodpowiedzialni że same tłumoki itp., w akcie desperacji zadaję kilka pytań pomocniczych:

[Ja]: Kiedy była ostatnia wizyta?
[D]: No ze 2 lata temu..., a co to ma do rzeczy, burdel po prostu macie.
[Ja]: Przepraszam, a nie zmieniała pani nazwiska w międzyczasie? Np wychodząc za mąż..? (wpadłam na to jak zwróciłam uwagę na obrączkę).

[D]: Eee... yyy... no tak hihihihihihi, to pewnie będę pod panieńskim....

Praca w recepcji wymaga dużej empatii, sporo cierpliwości i umiejętności detektywistycznych... czasami po prostu sił brak.

Recepcja w placówce medycznej

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 625 (719)
zarchiwizowany

#43316

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnym szefie i zemście....

Nasz wspaniały szef miał bardzo brzydką przypadłość, podczas wezwania na "dywanik" po obiechaniu od góry do dołu ( nie ważne czy słusznie czy nie) nie dawał możliwości obronienia się czy też wytłumaczenia. Za każdym razem gdy tylko wzięło się oddech i wypowiedziało dwie sylaby było słychać gromkie szefa "kszy kszy kszy"....i tak za każdym razem gdy człowiek próbował otworzy swój otwór gębowy....

Było to nie tylko przykre ale strasznie wkurzające,bo nie raz się okazywało że oberwało się Tobie niesłusznie, bo to nie ty nawaliłaś/eś ale nie mogłaś/eś się usprawiedliwić bo następowało gromkie kszy kszy kszy....

Jednak od roku nikt z nas nie spotkał się już z tą metodą uciszania rozmówcy....:) a czemu..?

otóż kiedyś odwiedziła nasz przybytek synowa szefa wraz z jego pierwszym wnukiem, który jak się okazało zaczynał mówić i musiał przez pół godz zostać pod naszą opieką bo szef miał pilną rozmowę z synową....

Mały okazał się bardzo inteligentnym i pojętnym uczniem...:)
Bardzo spodobało mu się nowe wyrażenie....kszy kszy....
Nie wiem kto bardziej piekielny....ale podziałało ;)

PRACA

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (221)