Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zetana

Zamieszcza historie od: 30 czerwca 2012 - 12:57
Ostatnio: 12 kwietnia 2020 - 6:55
  • Historii na głównej: 6 z 8
  • Punktów za historie: 4570
  • Komentarzy: 131
  • Punktów za komentarze: 968
 

#64673

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam piekielnych sąsiadów na osiedlu.

Ktoś uwziął się na moje auto. I tylko moje, testowaliśmy to z innymi sąsiadami (stawali na miejscach gdzie ja parkowałam). I nic. Nawet karniaczka na szybie za parkowanie na miejscach lokalnej przychodni (działa od pn-pt i wtedy nie można stawać, ale w weekendy i wieczorami można). Gdzie go nie zaparkuję, tam mam jakieś karteczki za szybą - nieudolnie naśladujące kartki od administracji; mam przyklejane karne ku***y [edit: raz się ktoś postarał i pół szyby czołowej zakleił karniakami; oczywiście od str. kierowcy], drobne rysy, a dziś odkryłam piękne, całkiem spore przerysowanie kawałka progu i tylnego błotnika.

Bezczelnie widać, że nie zrobiło tego inne auto, tylko, że jest to celowa ręczna robota. Gdyby zarysowanie powstało przez samochód miałabym zarysowane też drzwi, a te są w nienaruszonym stanie.

Zapytacie o kamery. Są, ba nawet starałam się stawiać auto w ich zasięgu. Problem w tym, że jak chce się coś obejrzeć to widać tylko zarysy postaci i pojazdów. Jedyne co można rozróżnić to czy ktoś był wysoki/niski/chudy/gruby/etc i ewentualnie odcienie szarości jego ubrania.

Nie mam już pomysłów co mogę zrobić i jak zabezpieczyć auto. Szkoda mi go, bo nadal spłacam kredyt za nie...

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 365 (435)

#63165

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna dziś byłam ja. A co! Chamstwo za chamstwo.

Wróciłam ze swoich wojaży, w czasie których odwiedziłam kilka krajów. Co się z tym wiąże, zostały mi różne waluty. W banknotach, ale sporo też w bilonie.

W stołecznym mieście jest kilka kantorów skupujących waluty w bilonie. Wybrałam się do takiego, coby i tej drobnicy się pozbyć. Ceny skupu walut w banknotach i w bilonie (50% wartości) sprawdzałam na stronie internetowej kantoru. Koszta więc mnie nie zaskoczyły.

Zaskoczyła mnie za to pani z okienka [PZO], która popędzała mnie jak tylko mogła. Waluty miałam posegregowane wg kraju, i rozdzielone na banknoty i na monety.

PZO właściwie wyszarpała mi banknoty, które zbliżałam do tego podajniczka. Wszystkie waluty. Przeliczyła je tak szybko, że nawet nie wiem czy na pewno liczyła, czy zdała się na to co mówiłam. Rzuciła mi PLNy jak w psa patykiem. Wszystko oczywiście okraszone popędzaniem mnie. Mówię, że mam bilon jeszcze. PZO krzyczy, że monety mam dawać już, teraz, natychmiast, bo tu czasu nie ma. Wysypałam jedną walutę, liczy i warczy, że mogłam policzyć ile to jest. Uśmiechnęłam się i powiedziałam ile - ona akurat kończyła liczyć. Nie zrobiłam tego specjalnie. Tak wyszło.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, nie pisałabym teraz tej historii ;-)

PZO pyta czy mam coś jeszcze. Mówię, że mam jeszcze 4 waluty. Kazała wysypać na podajnik. Mówię, że teraz "taka waluta". PZO widząc, że mam to w 4 kopertach, kazała dać wszystkie na raz, bo czas nagli.
To mnie już do końca wyprowadziło z równowagi. Wysypałam wszystkie monety na podajnik. Zmieszały się oczywiście. PZO posłała kolejne spojrzenie Bazyliszka. Ja szczery uśmiech. Zapytała jakie to waluty. Odpowiedziałam. Teraz przynajmniej wiedziała jak segregować i liczyć. A było drobno. Tak dla przykładu było 3$ w monetach 1-5 centowych :) i tak wszystko.

Po odnalezieniu i przeliczeniu jednej waluty, PZO zawołała koleżankę [PK], która spojrzała na tackę, na panią z okienka i na mnie pytająco. Złość chyba malowała mi się na twarzy, bo PK nieśmiało zapytała czy wiem ile, jakiego bilonu miałam. Odpowiedziałam, że nie wiem. PK chyba w założeniu miała, że wiem co mam i podam jej kwoty, ale ja postanowiłam dopóki atmosfera nie będzie przynajmniej neutralna, to nic z siebie nie powiem, nie ułatwię im pracy. Panie zaczęły razem segregować monety.
PZO co chwila rzucała mi mordercze spojrzenia, a ja coraz bardziej się uspokajałam.

Niestety PZO postanowiła, że ponownie podniesie mi ciśnienie i warknęła "ile tego jest?", dopowiadając do PK "drobniej to już się nie dało". No nie. Przybrałam jeden z najbardziej wrednych uśmiechów na jakie mogłam się zdobyć i powiedziałam, że nie wiem. Wtedy PK zaskoczyła, że gęsta atmosfera jest spowodowana zachowaniem PZO, a nie moją "nonszalancją". Przeprosiła mnie za zachowanie koleżanki, i zapytała czy na pewno nie wiem ile miałam poszczególnych walut w bilonie. Odpowiedziałam, że wiem. Poprosiła o podanie kwot. Podałam.
PK szybko przeliczyła i wypłaciła mi należność wartą 100% ceny skupu walut. Nie wiem czy to była forma przeprosin czy zwykła pomyłka. Zorientowałam się dopiero w domu, kiedy przeliczałam pieniądze. Jeśli to były przeprosiny to bardzo miło z ich strony, jeśli pomyłka - to cóż ja mogę.

Kończąc tą przydługą historię, dopowiem:
* wiem, że popełniłam błąd przeliczając pieniądze w domu, bo jakichkolwiek pomyłek już bym nie mogła odwrócić.
* nie wymagam, żeby traktowano mnie jak księżniczkę, ale też nie pozwolę, by traktowano mnie jak kulawego psa. Jeśli ktoś nie chce być miły, to nie musi. Wystarczy, że będzie neutralny, to też jest forma szacunku. Braku szacunku nie zdzierżę.

kantor

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 536 (720)
zarchiwizowany

#62707

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spaliła mi się żarówka w aucie. Pojazd niedawno nabyty, nie miałam okazji się jeszcze nauczyć jak ją wymieniać. Pod ręką akurat nie było żadnego kolegi, więc pojechałam do zachwalanego warsztatu samochodowego (sporo znajomych "robi" tam auta).

Mówię w czym rzecz, a pan z biura na to - cytat dokładny - "co mi pani tu dupę zawraca. Takimi pierdołami to my się nie zajmujemy". Zdziwiłam się lekko, no ale. Podziękowałam i wyszłam. Przed budynkiem zaczepił mnie pracownik, który słyszał z czym przyszłam i zaproponował wymianę żarówki za bagatela 50 zł, bo on ma hiper,mega, ekstra żarówki BOSCHA.
Popatrzyłam z niedowierzaniem i podziękowałam za tą, jakże intratną propozycję. Głupia nie jestem i wiem ile kosztują żarówki.

ostatecznie żaróweczkę kupiłam sama, poczytałam instrukcję i z duszą na ramieniu wymieniłam sama

uslugi serwis samochodowy

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (295)

#59899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak powiedzieć 10-letniemu dziecku, że jego ojciec nie żyje?

Koleżanka opiekuje się dwoma dziewczynkami (10 i 18 lat). Robi im za pełnoetatową ciocię, mieszka z dziećmi. Rodzice pracują w innym kraju. Tydzień temu dostała informację, od matki dziewczyn, że ich ojciec zmarł na zawał 3 godziny temu. Poprosiła też, żeby dzieciom nic nie mówić, ona sama powie. Ok, nie problem. Mała pojechała na zieloną szkołę. Starsza na kajaki, bo po maturach już. W sobotę wieczorem obie miały wrócić z wojaży.

W czasie wycieczki młodej, opowiadała ona o swoim tacie, którego bardzo kocha. A pani opiekunka, wiedząc o tym co się stało (również poproszona o dyskrecję) postanowiła małą jednak poinformować. Takimi oto słowami: "Alusiu, nie możesz używać czasu teraźniejszego, jak mówisz o swoim tacie. On już nie żyje i trzeba o nim mówić w czasie przeszłym. Był, robił, pracował. Trzeba mówić poprawnie dziecko".

Mała nie uwierzyła i zadzwoniła do matki. Ta chcąc nie chcąc musiała potwierdzić informacje. Dziecko wylądowało w szpitalu, z gorączką, wymiotami itp. Ogólnie w szoku wielkim. Dziś jest pogrzeb. Mała jest w domu, ciągle płacze, woła ojca.

Jak można być takim człowiekiem???

opiekunowie śmierć

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 869 (973)

#58197

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O "wrażliwości" ludzkiej i służbie zdrowia.

Miałam dziś badanie testu obciążenia glukozą. Kto to robił ten wie jak kłopotliwe to badanie jest. Ponieważ od kilku lat cukru nie używam, obstawiałam że będę mieć nudności i na to się przygotowałam. Nie przewidziałam, że zasłabnę. Ja sama nie wiem jak to się stało. Włączyłam grę w telefonie, a następne co pamiętam to przestraszoną pielęgniarkę i lekarza, i kilka starszych osób sapiących coś o tym, że nie żyję.

Paniom pielęgniarkom serdecznie dziękuję, bo zajęły się mną naprawdę super.
Ale starsze osoby...
* jęki i lamenty, że młoda, a krzesełko zajmuje (to jeszcze na początku, w trakcie picia glukozy było)
* że wchodzę bez kolejki, a oni tam czekają od 6 rano (przychodnię otwierają o 7:45 i to też z litości, żeby ludzie nie marzli)
* po ocknięciu się (moim) gadali, że nie żyłam, że to śmierć kliniczna była i nakręcali sami siebie. Później słyszałam też coś o tym, że pewnie w ciąży jestem i chcę usunąć...

Ja wiem, że starsi ludzie są często samotni, nudzi im się w domach a poczekalnie w przychodniach to miejsca spotkań z ludźmi i okazja do rozmowy. Jednak chyba wszystko ma jakieś granice.

słuzba_zdrowia starsi ludzie

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (656)

#56228

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Starsi ludzie na rowerach, zwłaszcza na wsiach, to masakra. Zawsze to wiedziałam - z autopsji bo na wsi mieszkałam parę ładnych lat - i zawsze uważam przejeżdżając przez wsie. Ale to co wczoraj zrobiła pewna pani, na oko przed '60 przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

"Pędzę" sobie niecałe 50km/h przez jakąś sporą i dość dziurawą wieś, w sumie to może już mała mieścina była. Minęłam paru rowerzystów, dzieciaki przy drodze, wszystko ok, każdy się pilnował. Końcówka wsi/miejscowości, droga prosta jak w ryj strzelił i skrzyżowanie z jedną boczną uliczką po lewej. Jedzie Ona. Pani jedzie przy prawej krawędzi jezdni, ani wolno, ani szybko, ot normalnie, regularnie pedałuje. Nic nie wskazuje na zmianę tego stanu rzeczy. Wrzuciłam więc kierunek, już zamierzam wyprzedzać a tu bach! Pani zjeżdża na środek pasa, zeskakuje z rowerka niczym rącza sarenka i nie patrząc na nic, spacerkiem kontynuuje manewr skręcania w lewo, w tą właśnie jedyną boczną uliczkę. Odruchowo wcisnęłam hamulec niemal do oporu, a ręka już sama powędrowała na klakson. Pani patrzy na mnie zdziwiona, jakby pierwszy raz w życiu widziała samochód, popukała się w czoło i podreptała dalej.

Zjechałam na pobocze zestresowana, drżąca cała z szoku. Dziękowałam Bogu, że dosłownie tydzień temu wymieniłam klocki hamulcowe, bo na starych bym nie wyhamowała...

rowerzyści

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 486 (584)

#55000

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzwonię dziś do ZUS celem zapytania czy mogę telefonicznie bądź faxem złożyć wniosek o wydanie zaświadczenia o składkach zdrowotnych (do stypendium). Pani krótko acz treściwie odpowiada NIE, TYLKO OSOBIŚCIE. Mówię, że nie mieszkam w rodzinnym mieście, pracuję w godzinach podobnych do godzin pracy ZUS i żebym nie wiem jak chciała, nie dam rady zdążyć przyjechać ze Stolicy do ich inspektoratu (urlop nie wchodzi w grę).

Chciałam dalej pociągnąć swój "żałosny" monolog, jednak wtrącenie jakie zrobiła Pani urzędnik sprawiło, że opadły mi ręce, a zwątpienie osiągnęło zenit:
- NO TO MA PANI PROBLEM - i parsknęła śmiechem... Zabrakło mi słów, a jedyne co wydobyło się z moich ust to inteligentny dźwięk "yyy". Jak odzyskałam mowę, próbowałam dowiedzieć się czy mogę wniosek złożyć w innym inspektoracie albo czy może go złożyć ktoś za mnie - szukałam alternatywy, bo terminy krótkie, regulamin wydano wczoraj, obowiązuje od dziś, deadline to 15.10.2013, a na zaświadczenie czeka się 7 dni roboczych. Pani poddenerwowała się moją wytrwałością i z wielką łaską odpowiedziała,
- NIE, TYLKO OSOBIŚCIE WE WŁAŚCIWYM INSPEKTORACIE.
Po ponownym pytaniu o to czy ktoś z upoważnieniem może odpowiedziała:
- No ostatecznie może tak być.

Brak mi słów na jakikolwiek komentarz.

ZUS

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 522 (602)

1