Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Carrotka

Zamieszcza historie od: 8 czerwca 2012 - 1:45
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 22:05
  • Historii na głównej: 62 z 85
  • Punktów za historie: 28473
  • Komentarzy: 478
  • Punktów za komentarze: 2628
 

#33665

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed dwóch lat, akcja toczyła się w szpitalu na oddziale ortopedii.

W 2009 roku złamałam nogę w kolanie (dokładniej nasada kości piszczelowej). Złamanie było na tyle poważne, że musieli mi kończynę poskładać do kupy z pomocą śruby, która była nie małych rozmiarów - wersalki można nią było skręcać.
Po roku chodzenia z metalem w nodze nadszedł czas pożegnania z śrubą. W związku z tym udałam się ze skierowaniem do szpitala i przyjęto mnie w ustalonym terminie na oddział ortopedii.

Przyszedł do mnie anestezjolog zebrać wywiad przed zabiegiem. Po wywiadzie ustaliliśmy wspólnie, na moją prośbę, że będę znieczulona od pasa w dół a nie miejscowo i podadzą mi propofol (taki środek, po którego podaniu w moment zasnę na kilkanaście minut). Śrubę usuną mi pod specjalnym monitorem, gdzie na żywo będzie można oglądać kość z żelastwem wkręconym, aby skutecznie i szybko odnaleźć miejsce, gdzie się znajduje i usunąć to sprawnie.

I tu zaczął się problem. Kiedy przyszła pora na usunięcie przyczyny mojego pobytu na oddziale, ów sprzęt znajdywał się na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym na tamtejszej sali operacyjnej, która była zajęta, bo mieli nagłego pacjenta. Lekarz poczekał pół godziny, po czym cierpliwość się mu skończyła i postanowił zabieg wykonać na sali zabiegowej (wyposażonej jedynie w lampę, kozetkę, opatrunki, nici, igły środki dezynfekcyjne i tym podobne, oraz w jedynie podstawowe medykamenty) znajdującej się na moim oddziale bez korzystania ze sprzętu, który wcześniej wymieniłam. Mało tego. Pomimo ustalenia w jaki sposób ma być przeprowadzony zabieg, stwierdził, że zrobi to po swojemu.

Nie czekając na anestezjologa zarządził pielęgniarce, aby podała mi fentanyl w kroplówce (środek, który miał mnie ogłuszyć jedynie a nie uśpić - niestety działania środka w żaden sposób nie odczułam) bo propofolu na zabiegówce w szafce z lekami nie było, znieczulił kończynę miejscowo, zdezynfekował kolano, rozciął tkankę i zaczął grzebać w poszukiwaniu główki śruby wspomagając się widokiem zdjęcia RTG sprzed roku. Szło to człowiekowi dość mozolnie, mi powoli znieczulenie w międzyczasie zaczęło schodzić i zaczynało to grzebanie pobolewać. W końcu znalazł (trzeba było wyłuskać fragment kości, bo główka śruby zarosła).

I w tym momencie zaczął się koszmar. W życiu takiego bólu nie czułam jak wtedy. Złamanie tej kończyny było o wiele mniej bolesne, niż wykręcanie tego paskudztwa z kości. Z bólu darłam się niemiłosiernie, że słyszano mnie na obu oddziałach, które zajmowały całe piętro, na którym przebywałam. W przerwach, jakie łaskawie robił, bo z bólu nie mogłam zapanować nad oddechem i zaczęłam się hiperwentylować (mogłam stracić przytomność od tego) - okrzykami z bólu błagałam, prosiłam, wrzeszczałam, żeby przestał mnie katować i wezwał anestezjologa, bo ból jest nie do zniesienia.

Doktorek (swoją drogą młody szczyl w trakcie specjalizacji) dosłownie ignorował mnie i robił swoje. Biedna pielęgniarka była tym przerażona, bo widać było, że nie histeryzuję, a naprawdę to niemiłosiernie boli - trzymała mnie, powtarzała w kółko "Skarbie, jeszcze troszkę. Wytrzymasz kotku. Już, jeszcze troszeczkę.", wycierała mi łzy, trzymała za rękę, głaskała bezradnie i starała się jakoś w ten sposób ulżyć - bo nic innego zrobić nie mogła (wszak lekarz niestety ważniejszy i sprzeciwić mu się nie mogła, bo żywot cienki w pracy by miała).

Wrzaskami zaalarmowany ordynator zajrzał na zabiegówkę. Spojrzał ostentacyjnie na mnie i rzekł:
[O]rdynator- Co się tu dzieje?
[L]ekarz- Usuwam pacjentce w znieczuleniu miejscowym śrubę stabilizacyjną.
[O] (patrząc na nogę)- Co za histerie i fanaberie, przestań się drzeć, to szpital!
[Ja]- Tttaaakk? A nie sala tortur? Miałam być uśpiona! Znieczulenie mi zeszło. Może ja żywcem pokroić mam ciebie?!
[O]- Nie histeryzuj smarkulo.
Ordynator wyszedł, a doktorek powrócił do sadystycznej czynności.
W przerwie na oddech cała trzęsąc się wychrypiałam:
[Ja]- Zabraniam dalszego wykonywania zabiegu!
[L]- Teraz nie mogę przerwać!
[Ja]- Zaraz ci k*rwa tak przypi****lę, to zobaczysz co to za ból! - Po prostu nie wytrzymałam już.
[L]- Mam nadzieję, że masz dobre ubezpieczenie, bo się nie wypłacisz z odszkodowaniem.- Odpowiedział z ironicznym uśmiechem.
[Ja]- Lepiej, żebyś miał dobrego adwokata, bo oskarżę ciebie o znęcanie się! Studiuję na takim kierunku, że mogę tyle błędów wytknąć, że pożegnasz się ze specjalizacją!

Lekarz mnie zignorował, powrócił do brutalnej czynności, na żywca zszył ranę, roztrzęsiona i przerażona pielęgniarka założyła opatrunek i odwiozła na salę i zaraz przyszła do mnie z czymś uspakajającym, po czym mogłam zasnąć i odpocząć bo wciąż cała byłam w drgawkach z bólu.

Po wypisaniu mnie ze szpitala, udałam się do administracji celem pobrania kopii pełnej dokumentacji medycznej z pobytu na tym oddziale (gdzie opisane jest o wiele bardziej szczegółowo wszystko, niż na zwykłej karcie wypisu). Niestety po otrzymaniu dokumentacji nie doszukałam się wywiadu anestezjologicznego, gdzie było napisane w jaki sposób miał być przeprowadzany zabieg (okraszonego moim podpisem, że wyrażam zgodę na wykonany w taki sposób zabieg). Po prostu w magiczny sposób rozpłynął się w powietrzu. Był jedynie opis, że usunięto śrubę w znieczuleniu miejscowym.
W związku z tym doktorek uratował swoje parszywe cztery litery. Na świadków musiałabym brać personel medyczny, który całe zajście słyszał i widział - w tym biedną przerażoną pielęgniarkę, aby udowodnić winę temu sadyście, który nie powinien być według mnie lekarzem.

Szkoda mi było pielęgniarki, ponieważ wcale bym się nie zdziwiła, gdyby była szantażowana, aby tylko prawdy nie powiedzieć. A po tym jak by zeznała przeciwko lekarzowi, zwyczajnie by nie miała życia w pracy...
Dlatego odpuściłam, bo stwierdziłam, że ta kobieta ma więcej do stracenia niż ja do zyskania.

W każdym razie więcej nie zamierzam wylądować na ortopedii w tym szpitalu.

Piekielny przyszły ortopeda

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 576 (698)

#33007

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Akcja działa się w tramwaju w stolicy, jakieś 6 lat temu. Nie był on zapełniony. Było kilka wolnych miejsc siedzących. Wsiadłam z moim chłopakiem do pojazdu. Postanowiłam postać po długiej podróży, by rozprostować nogi, a mój luby po całym dniu na nogach i załatwiania spraw już zamierzał siadać, tym bardziej, że nie najlepiej się czuł.

Starsza pani w wieku emerytalnym, z laską w ręce, biegła do tramwaju (i to dosyć żwawo), za nią próbował nadążyć mąż. Klapnęła szybciutko na siedzenie za moim [L]ubym i w momencie kiedy siadał, podłożyła mu reklamówkę pod cztery litery. Było to tak szybko, że nie zdążyłam go uprzedzić i na reklamówkę z teczką usiadł. Momentalnie podniósł się z siedzenia, czując że usiadł na coś, czego przed chwilą w tym miejscu na pewno nie widział, zorientował się, że za nim staruszka podłożyła to w ostatniej chwili. Uznał gest za bezczelny i po prostu reklamówkę zdjął z siedzenia i jej podał, po czym ponownie usiadł na miejsce.
W tym momencie [S]tarsza pani do niego oburzona:

[S]: Co pan wyrabia?! Nie widzi pan, że zajęte?! Mąż ma tutaj usiąść! Co za dzisiejsza młodzież! Kompletnie niewychowana!
[L]: Po pierwsze, proszę na mnie nie krzyczeć, bo słuch mam bardzo dobry. A po drugie, to pani jest niewychowana, ponieważ nie podkłada się komuś w trakcie siadania rzeczy na siedzenie. Nawet tej reklamówki nie miałem jak zauważyć zanim usiadłem.
[S]: Młody jesteś! Sobie postoisz!

Całej sytuacji przyglądał się w milczeniu zdyszany i zażenowany [M]ąż owej pani, ja zaś się zagotowałam, ponieważ mój chłopak tego dnia nie najlepiej się czuł, pomimo owego młodego wieku (młodych czasem też jakieś choróbsko rozłoży, albo wypadek spotka). Patrząc na to nie powstrzymałam się i wtrąciłam swoje trzy grosze.

[J]: Pani ma tyle werwy za dwóch chłopów, że może pani ustąpić swojemu mężowi miejsce i postać. To, że człowiek młody, nie zawsze znaczy, że zdrowy. Tak energicznie pani biegła do tramwaju, że nie wiem po co pani laska. Do ozdoby, czy przeganiania ludzi z miejsc?
[S]: A ty k*rwa jego adwokatka, czy co?
[J]: Proszę pani, nie pamiętam, żebyśmy przeszły na ty, poza tym proszę kulturalniej, bo w tramwaju też są małe dzieci! Nie widzi pani, że mój chłopak nie najlepiej się czuje?!
[M] odezwał się cicho i błagalnie: Kochanie, uspokój się.
[S]: Cicho Tadziu!
W tym momencie mój luby pozieleniał i zwymiotował.
[S] zaczęła się drzeć: Co za hołota pijana, jak tak można!
Pani zamierzała znowu zwyzywać nas oboje. Mój chłopak trzeźwy aczkolwiek struty, nie miał ochoty się odzywać, czemu wcale się nie dziwię. Olałam jej wrzaski i zaczęłam szukać pospiesznie wody i chusteczek w torbie. W pewnym momencie...

[M]: Zamknij ryj i daj tym biednym ludziom spokój! Siedzimy na dupach całe dnie, to sobie możemy postać dla odmiany, żeby kości rozprostować!

W tym momencie myślałam, że zaraz z moim lubym zaczniemy zbierać szczęki z podłogi. Kobiecina oniemiała, próbowała coś jeszcze burknąć, ale groźnym spojrzeniem mąż jej to wyperswadował.

Tramwaj

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 914 (1006)