Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Carrotka

Zamieszcza historie od: 8 czerwca 2012 - 1:45
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 22:05
  • Historii na głównej: 62 z 85
  • Punktów za historie: 28473
  • Komentarzy: 478
  • Punktów za komentarze: 2628
 

#73991

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako kierowca ostatnio zdarza mi się często podróżować po autostradach w Niemczech. Poruszę tu problem, jaki występuje najczęściej, a zwyczaj wszedł przynajmniej połowie (a i wcale się nie zdziwię, jak w znacznej większości) kierowców w krew. I pominę skrajnych idiotów, którzy zachowują się jak piraci bez mózgu, bo to już inna historia.

Jeśli już podróżuję autostradą i jestem w trakcie wyprzedzania kolumny TIR-ów (żeby logistycy się nie czepiali - ciągników siodłowych z naczepą), to dla ekonomii mego portfela nie mam w zwyczaju zjeżdżać na pas pomiędzy TIR-y jak ktoś za mną nadjeżdża, żeby go puścić, bo muszę zwolnić, a potem znowu przyspieszać, żeby zabrać się za dalsze wyprzedzanie... A jak wiadomo - jednostajna jazda jest najbardziej ekonomiczna.

Nie rozumiem wielkości i pojemności orzeszków w tych głowach cymbałów, którzy siadają mi za przeproszeniem na dupie, zachowując niebezpiecznie mały odstęp i wręcz próbując wymusić na mnie bym przyspieszyła, albo najlepiej bym przerwała manewr wyprzedzania kolumny TIR-ów "teraz-już-natychmiast" i zjechała pomiędzy powolne słonie, bo niedorozwój się spieszy.

I nawet już miganie światłami przeciwmgielnymi nie przemawia im do rozumu (przynajmniej za dnia), żeby jednak trochę dalej trzymali się ode mnie w mojej rozpędzonej konserwie. Nie mam ochoty swojego tyłka grillować na silniku kierowcy za mną, który wjedzie w mój samochód w przypadku, kiedy zacznę awaryjnie hamować.

Skończę wyprzedzać kolumnę pojazdów jadących wolniej ode mnie, to zjadę na prawy pas i puszczę...

A jeszcze bardziej doprowadzają mnie tacy kierowcy do stanu wk***ienia, jeśli poruszam się na odcinku z ograniczeniem prędkości i wyprzedzam inne pojazdy jadąc maksymalną dozwoloną prędkością...

Miganie światłami długimi też mnie denerwuje. Rozumiem to tylko w przypadku zachowania bezpiecznej odległości ode mnie, jeśli naprawdę zbędnie bym zajmowała lewy pas ruchu.

Przeraża mnie ten egoizm na drogach i brak wyobraźni...

Nie rozumiem też kierowców pojazdów ciężarowych, którzy widząc, że nadjeżdżam sąsiednim pasem zamierzając ich wyprzedzić wymuszają na mnie hamowanie i rozpoczynają manewr wyprzedzania innego słonia z prędkością zawrotnie wyższą o 2 km/h...

Nie jeżdżę jakimś złomem, który porusza się maksymalnie 110 km/h, ani też Maserati, żeby pruć autostradą 240 km/h. Staram się jeździć bezpiecznie i zgodnie z przepisami.

Może ktoś ma dobre pomysły na takich baranów, żeby trochę ich utemperować? (Delikatne naciskanie pedału hamulca, żeby tylko światła stopu się zaświeciły też nic nie daje).

Wyprzedzanie na autostradach.

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 154 (228)

#73786

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miejsce zbrodni: Piwnica i suszarnia w piwnicy przeznaczona dla wszystkich mieszkańców...

Tymczasem przychodzę zebrać swoje pranie a tu niespodzianka... Moja suszarka z praniem stoi w piwnicznym korytarzu, suszarnia zamknięta na kłódkę i czyjeś pranie się tam suszy...

Chamstwa nie cierpię. Mam alergię. A że kobieta mściwa...
Kłódkę rozwaliłam, pranie jeszcze wilgotne skotłowałam i rzuciłam na podłogę w korytarzu w miejscu, gdzie wystawiono moją suszarkę z praniem. Rozwalona kłódka na szczycie tej góry i kartka z informacją, że suszarnia jest dla WSZYSTKICH mieszkańców.

Obecne straty to bielizna do ponownego prania i kłódka. Do tego ostrzeżenie, że następnym razem wyląduje wszystko w śmietniku jeśli jeszcze raz sytuacja się powtórzy.

Skomentuj (68) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 401 (457)

#73238

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nowość od czerwca w mojej pracy.

(Pracuję w domu opieki i seniora w Niemczech).

Pracodawca wypowiedział umowę firmie zewnętrznej, z której mieliśmy hostessy z kuchni (robiły kanapki na śniadanie i kolację, rozdzielały jedzenie, odgrzewały, rozwoziły kawę i herbatę oraz posiłki, sprzątały kuchnię, obsługiwały zmywarki i sprzątały w jadalniach oraz talerze z pokojów).
Zatrudniono część hostess bezpośrednio u nas. W efekcie jest ich mniej. Od 14:00 do końca dnia jest jedna hostessa, ale nie jak było - na jeden oddział, lecz na dwa oddziały.

W związku z tym mamy na drugiej zmianie przejąć część obowiązków hostess i zająć się rozdzielaniem, rozwożeniem jedzenia, ogarnięciem kuchni i zmywarki, choć nie mamy tego w umowie.

Ja się na to nie zgodziłam, bo moja umowa nie obejmuje tych obowiązków, a do tego argumentowałam tym, że mam wystarczająco dużo pracy przy rezydentach ośrodka i nie wyrobię się.

Usłyszałam w odpowiedzi szantaż emocjonalny "I co? Mają mieszkańcy chodzić głodni, bo nie podasz im kolacji?".

Kurde, nie! Bo potem będą mi jeszcze kazali robić akrobacje i nauczyć się czarów, k#*%a! Powiedziałam, że za mało zarabiam jak na taki zapiernicz i od tego są hostessy zatrudnione w kuchni (i ja im nie kazałam redukować etatów), a nie pracownicy zajmujący się pielęgnacją i opieką mieszkańców.

Cóż. Chyba muszę szybciej ogarniać nostryfikację i uciekać z tego pierd#%*nika.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (294)

#73031

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed co najmniej czterech lat.

Odwiedziłam kolegę w Krakowie.

Musiałam skorzystać z komunikacji miejskiej. W miejscu, gdzie byłam nie było możliwości zakupu biletu, w tramwaju również nie było automatu. W portfelu nie miałam odliczonej kwoty. Zgłosiłam się do motorniczego w celu zakupu biletu. Do wydania była reszta o niewielkiej wartości. Kilkadziesiąt groszy.

J- Ja
M- Motorniczy

J- Dobry wieczór. Poproszę normalny bilet.
M- X zł.
Tu podałam pieniądze.
M- Proszę odliczoną kwotę.
J- Nie mam.
M- Musi być odliczona kwota.
J- Trudno, nie mam. Poproszę bilet bez reszty.
M- ŁAPÓWEK NIE PRZYJMUJĘ!
I pieprznął mi dziad okienkiem z hukiem.

Jak to uczciwa obywatelka chciałam kupić bilet, chciałam zapłacić i nie rozumiem zasranej polityki odliczonej kwoty.

Rozumiem, że odliczona kwota ma za zadanie nie opóźniać kursu. Ale litości - kiedy wsiada człowiek o porze i w miejscu, gdzie nie ma możliwości zakupu biletu w automacie, pobliskim sklepie czy kiosku to kierowca autobusu czy motorniczy powinni traktować jako obowiązek sprzedania biletu i wydania reszty!

Koniec końców się wk***iłam i pojechałam na gapę.

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 199 (291)

#72975

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dni temu wracając z zakupów zaparkowałam samochód pod moim blokiem prawidłowo na miejscu, które sąsiad przed chwilą zwolnił odjeżdżając.
Akurat po drugiej stronie ślepej uliczki na wysokości mojego stało zaparkowane auto, gdzie w gruncie rzeczy nie powinno stać, bo nie było to miejsce z wyznaczonym miejscem parkingowym. Przez to zrobiło się wąskie gardło. Osobówką jeszcze dało się przecisnąć, lecz większym nie.

Złożyłam moje lusterko i niesfornie zaparkowanego samochodu, zostawiając na szybie kartkę z odpowiednikiem naszych polskich naklejek z karnym k*****m.
Poszłam do domu z zakupami i nie minęło pół godziny, jak przez otwarte okno słyszę karetkę (muszę zaznaczyć, że to nie taka jak nasze polskie karetki, tylko potężny kontenerowiec przystosowany do transportu skrajnie otyłych pacjentów). Wyjrzałam gdzie zmierza i ruszyłam w te pędy do mojego samochodu szybko zjechać na chodnik, żeby karetka się przecisnęła.

Zaraz przyjechała policja i w pierwszej kolejności przyczepili się do mnie stojącej koło samochodu zaparkowanego na chodniku. Wyjaśniłam, że słyszałam karetkę i szybko pobiegłam do samochodu, żeby umożliwić przejazd, bo jakiś idiota źle zaparkowany samochód zostawił po drugiej stronie ulicy.
Całe szczęście zespół z karetki potwierdził dlaczego stanęłam na chodniku.
Jakiś sąsiad baran wezwał policję do mojego samochodu. Gdyby nie ratownicy, to bym grubo się tłumaczyła i pewnie bym mandat musiała zapłacić.
Zaś delikwent, który źle zaparkował, jest w plecy 250 €, bo jego auto zostało zabrane na parking policyjny plus kwota mandatu za nieprawidłowe parkowanie.

A tu link do filmiku jak wygląda taka karetka:

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (141)

#73042

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znowu historia z mojej pracy za Odrą.

Pracę mam zmianową i również w święta, weekendy.

Zanim podpisywałam umowę mailowo dopytałam się czy będę mieć zapewnione połowę weekendów wolnych. Dostałam odpowiedź, że tak z wyjątkiem nagłych sytuacji kiedy awaryjnie ściągną mnie do pracy z powodu np. choroby pracownika.

W tym roku na pierwsze półrocze z 26 tygodni tylko jest 10 weekendów wolne.

Przyczepiłam się, że czemu grafik mam tak układany, że nie mam połowy weekendów wolnych. Nieraz mam w miesiącu tylko jeden weekend wolny albo półtorej.
W odpowiedzi usłyszałam, że inaczej się nie da bo inni też chcą mieć wolny weekend.
A ja to co? Jakiś podludek?

Oznajmiłam, że w danym miesiącu po wyczerpaniu limitu pracujących weekendów zwyczajnie nie przyjdę do pracy. Mam to na piśmie i mnie to nie interesuje.
Kierowniczka poczerwieniała i groziła mi konsekwencjami. Cóż. Powiedziałam, że w sądzie wygram, bo mailowo byłam zapewniona, że połowę weekendów mam mieć wolne wg ustalonego grafiku pomijając nagłe przypadki, kiedy muszę kogoś chorego zastąpić.

Teraz czekam na zmiany w grafiku albo ona czeka czy spełnię swoje groźby.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 231 (263)

#72825

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze z czasów studenckich.
Jak wiadomo, student zawsze chętnie dorobi jak może, ja również.

Tak załapałam się na jednorazową fuchę w sklepie z zabawkami w centrum handlowym. Była to nocna inwentaryzacja. Mniej więcej o czasie wyszła do nas kobieta poinstruować zielonych co i jak. Wpuściła do środka i ustawiliśmy się do kolejek do kartonów (oznaczonych rozmiarem) po koszulki. Był to jeden z wymogów- pracować w firmowej koszulce z ich logo.

Odebrałam swój przydział. Koszulka miała brudne ślady jakby ktoś kurze nią wycierał a po nozdrzach walnął smród potu. Zawróciłam kopyta w stronę osoby, która wydała mi koszulkę.

J- Ja
C- Chamidło

J- Przepraszam,proszę wymienić mi koszulkę na czystą.
C- Nie ma wymian. Bierz co dostałaś.
J- Nie założę cuchnącej przepoconej po kimś brudnej odzieży. Nie oczekuję nowej koszulki, ale czystej, wypranej ze względu na higienę.
C- Jak się nie podoba to wypie***laj! [zwróciwszy się do kompanki Chamidła, która podobny poziom reprezentowała:] Piesek francuski się znalazł, hahaha!

Cóż. Rzuciłam cuchnącą koszulką w pysk Chamidła i wyszłam.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 489 (497)

#72414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się sytuacja sprzed paru lat.

Samochód stał na środku parkingu i ani rusz. Dziewczynie popsuł się i stoi. Niefortunnie tak stał, że blokował wjazd i wyjazd na połowę parkingu. Po jednej stronie stałam ja swoim szrocikiem chcąc zaparkować a po drugiej stronie barykady stał buc chcący wyjechać.

Kiedy wjechałam, on już stał przy samochodzie dziewczyny i wrzeszczał na nią.

Wyszłam zobaczyć co się stało.
Wtrąciłam się, żeby zamiast krzyczeć może by pomógł zepchnąć auto z powrotem na miejsce parkingowe. Wtedy usłyszałam potok wrzasków w moją stronę o mniej więcej takiej treści:
- Ty wiesz kim ja jestem?! Nie będę pchał żadnego złomu! A ty kim jesteś, że się wtrącasz?! (Spojrzał w tym momencie na moją konserwę Audi z 1990 roku) Nikim!

Cóż. Podrapałam się po głowie, ze stoickim spokojem i uśmiechem powiedziałam:
- Mam w nosie kim jesteś. Wolę być nikim niż nadętym niewychowanym bucem jak Ty.

Później nie słuchałam krzyków, tylko zaproponowałam wystraszonej właścicielce auta, że spróbuję je popchnąć z powrotem na miejsce parkingowe.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 244 (278)

#72303

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cierpliwość mi się powoli kończy.

Pracuję w domu opieki i seniora w Niemczech.

Chyba mój pracodawca nie rozumie problemu. Po raz kolejny w mój dzień wolny, kiedy słodko sobie śpię, budzi mnie telefon. Z pracy.
Z początku miałam go ochotę olać, przekręciłam się na drugi bok i zacisnęłam oczy, jakby mi to miało pomóc zasnąć w rytm dzwonka telefonu z utworem "Motorcycle Emptiness", ale dzwonił zbyt długo (ewidentnie dzwoniący czekał do momentu, aż sieć go sama rozłączy, bo nie posiadam poczty głosowej).

Wściekła wstałam i podreptałam do telefonu. Kiedy zobaczyłam, że zgodnie z moimi przeczuciami dzwonią z mojego oddziału, ryknęłam do słuchawki "Halo?!".

Oczywiście kłopot i lament w słuchawce, że ktoś źle się poczuł w pracy i czy bym mogła dokończyć zmianę za współpracownika. Telefon o 7:00 rano. Zmiana trwała dopiero pół godziny.

Ryknęłam, że pracuję na niepełnym etacie i dość nadgodzin mam już w tym miesiącu w planie i jak będę chciała pracować na pełen etat, to pójdę do kierownictwa z prośbą o zmianę umowy na pełen etat.
W lutym zgodziłam się pracować trzy weekendy, choć powinnam pracować tylko dwa, pod warunkiem, że w marcu będę pracować jeden weekend mniej. Moje warunki zostały zignorowane i czuję się oszukana. Mało tego, w tym miesiącu znowu mam tylko jeden cały weekend wolny, bo muszę pracować trzy niedziele.
To pracodawcy problem jak ma kłopoty z niewystarczającą ilością personelu i są jeszcze agencje z pracownikami tymczasowymi i niech dadzą mi spokój. Ja nie zamierzam robić za dwoje na jednym niepełnym etacie. Dodałam, że mam dość terroryzowania mnie telefonami w moim wolnym czasie.

Po tym długim ochrzanie rozłączyłam się, a wszystkie numery pracodawcy wpisałam w telefonie na tzw. czarną listę, co skutkuje tym, że nie będzie mógł nikt z pracy się do mnie dodzwonić, bo połączenia z automatu będą odrzucane.

Wolne to wolne. Moja świętość, bo pracuję po to, by żyć, a nie żyję po to, by pracować.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 335 (363)

#72552

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Jakucji przypomniała mi inną, podobną.

Moja koleżanka miała nowych sąsiadów z małym synem w wieku około 5 lat.

Sąsiedzi czasem pytali czy mogłaby czasem zająć się ich latoroślą i dorobić sobie jako niania.

Nigdy jej nie pasowało, ale raz miała więcej czasu i też brak pieniędzy doskwierał więc postanowiła przyjąć wyzwanie i jeden wieczór poświęcić na niańczenie.

Moja koleżanka miała kota.
Mały szatan w pewnym momencie zamknął się w łazience i nikt by na nic nie zwrócił uwagi, gdyby nagle nie wydobył się zza drzwi dźwięk chlupotu wody, fuczenia i kociego wrzasku.

Zaalarmowana zaczęła się dobijać do drzwi. Gówniarz nie otwierał, więc poszła po śrubokręt i otworzyła je.

Na miejscu zastała to szatańskie nasienie trzymające kota za głowę i kończyny w brodziku pełnym wody. Kot wierzgał się ile sił a dzieciak próbował go topić.

Koleżanka wrzasnęła ile sił "Co ty robisz?!", smark podskoczył aż a biedne kocie znalazło okazję do ucieczki z poluzowanego uścisku, z czego skorzystało. A mały szatan co? Na odchodne próbował kopnąć uciekające zwierzę.

Złapała gnoja za fraki, kopnęła w cztery litery i zapytała czy mu dobrze tak.

Szatan zaczął wrzeszczeć, kopać i wpadł w szał. Koleżanka była nie gorsza, przyłożyła mu w twarz, zamknęła w garderobie przerobionej na schowek na graty i zadzwoniła z krzykiem po rodziców dzieciaka, że mają go natychmiast zabrać,mają maksymalnie godzinę i potem go wystawi za drzwi bo nie będzie tolerować w swoim domu bachora, który ma najlepszą zabawę, jak ma okazję na znęcanie się nad zwierzętami. Poinformowała, że o mały włos jej kota nie utopił.

Oczywiście ona wszystkiemu winna, że histeryzuje i wyolbrzymia oraz że jest nienormalna.


Cóż. Bezstresowe wychowywanie nie służy. Czasem bachorom najlepszym lekiem na debilne pomysły we łbie jest wpier*ol.

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 375 (455)