Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Carrotka

Zamieszcza historie od: 8 czerwca 2012 - 1:45
Ostatnio: 18 kwietnia 2020 - 22:05
  • Historii na głównej: 62 z 85
  • Punktów za historie: 28473
  • Komentarzy: 478
  • Punktów za komentarze: 2628
 

#71626

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia 71622 przypomniała mi własną. Nie jest ona aż tak stara, bo ma około 11 lat.

Czasy liceum.

Geografica w związku z ciążą była na zwolnieniu lekarskim. Na jej miejsce na zastępstwo zatrudniono inną nauczycielkę, w wieku już raczej emerytalnym lub jemu bliskim.

Nowa geografica szybko zyskała różne ksywki, w tym trzy najpopularniejsze to Mała Mi (ta łagodniejsza - była wredna, mała i farbowana na rudo) i Hitler w spódnicy tudzież Ewa Braun (były też niewyszukane wulgarne określenia tej istoty).

Było to stworzenie z metra cięte, krótka, rażąco ruda fryzura, okulary na łańcuszku, wredne małe oczy, złowrogo zerkające znad okularów i nieodłączny element ubioru to spódnica.
Inny nieodłączny element wyposażenia tej wrednej małpy to wielka drewniana solidna linijka, która sądząc po śladach już wiele w trakcie swej egzystencji zniosła.

Kobieta ta uwielbiała przechadzać się po klasie z ową linijką. Uczniowie mieli obawy kichnąć, aby się nie doczepiła.
Ową linijką potrafiła szturchać ucznia, wzywając go do tablicy w trakcie spacerowania po klasie. Dać po rękach, żeby jednak się odczuło srogą naturę tego podłużnego przedmiotu, ale by śladów nie było. Np. za mazanie po marginesie zeszytu ołówkiem, nerwowe pstrykanie długopisem. Albo szturchnąć po plecach (tudzież dźgać), za szept do koleżanki czy kolegi(nieważne, czy to dotyczyło tematu lekcji). I wiele innych przykładów. Miała też nieznośny zwyczaj uciszania klasy waląc linijką o biurko albo uczniowską ławkę tak, że w uszach dzwoniło nieprzyjemnie.

Na jej lekcjach klasa zachowywała się najciszej.

Tak też jednego poranka na jej lekcji przyszło jej się doczepić do mnie za garbienie się. Szturchnęła mnie swym narzędziem tortur i wydała żołnierskie polecenie niegarbienia się. Wyprostowałam się, na kilka minut, i wróciłam do swojej dawnej pozycji, bo nie było mi wygodnie. Przechodząc obok mej ławki uczyniła to jeszcze raz, dźgając mnie tym razem mocniej. Byłam dzieckiem z natury spokojnym, ale nikt nie lubi, jak go się szturcha czy czymś innym narusza przestrzeń prywatną, tudzież coś tej babie obcego jak nietykalność cielesną.

Odezwałam się cicho, że mi tak wygodniej. Ktoś z tyłu tej kobiety skomentował "Bo ma za duże obciążenie z przodu" (faktycznie, natura mnie obdarzyła biustem dość wcześnie i bardzo hojnie). W tym momencie w klasie posypały się chichoty. A nauczycielka odwracając się w stronę komika zaczęła walić linijką w moją ławkę w celu zaprowadzenia ciszy w klasie. Jej pechem, a przede wszystkim moim było to, że nie patrzyła na moją ławkę w tym momencie, a ja nie zdążyłam zabrać ręki z jej pola rażenia.
W efekcie, zamiast hukiem uciszyć klasę, porządnie mnie zdzieliła po ręce.

W mej reakcji nerwowo-bólowej wstałam energicznie, że krzesło z hukiem obiło się o ławkę za mną, złapałam jej narzędzie tortur, wyrywając z jej łapy energicznie, połamałam o kolano. W już zupełnej ciszy podeszłam z środkowego rzędu do okna, otworzyłam je i linijkę w częściach wyrzuciłam z rozmachem. Po czym zamknęłam je z hukiem i w jej wrzaskach (w nerwach jej nie słuchałam) zgarnęłam rzeczy moje z ławki w jedną rękę, plecak na ramię, wyszłam z klasy, trzaskając drzwiami z hukiem.

Poszłam do domu, mając w nosie resztę lekcji.

Mama wieczorem zauważyła ślad na ręce i zapytała się mnie skąd to. Nie odpowiedziałam jej, tylko poprosiłam, żeby napisała mi usprawiedliwienie z nieobecności od lekcji geografii do końca dnia.
Mama nie wiedząc o co chodzi zadzwoniła do mojego wychowawcy spytać się, czy coś wie co się stało tego dnia w szkole.
Dobrze, że wychowawcę miałam w porządku. Miał też zaufanie klasy, która już wcześniej się skarżyła na geograficę. Powiedział co usłyszał od klasy (były z nim zajęcia tego dnia).

Sprawa się skończyła interwencją mojej mamy u dyrekcji. Dyrektor, vice i pedagog bo zobaczeniu pręgi na mojej ręce postanowili dać nauczycielce naganę z ostrzeżeniem (choć tak naprawdę powinni ją zwolnić dyscyplinarnie). Długo - całe szczęście - w naszej szkole nie uczyła. A mnie unikała do końca swej pracy.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 270 (328)

#71740

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ludzka zawiść nie zna granic.

Od 1,5 roku mieszkam i pracuję za granicą.

Mam w Polsce ciotkę starszą ode mnie o 14 lat. Wykształcenie podstawowe, bo nie chciało jej się uczyć. Która do pracy nigdy się nie garnęła, a ja w wieku 20 lat pomimo tego, że równolegle się uczyłam, miałam już od niej bogatsze doświadczenie zawodowe i dłuższy staż pracy. Zawsze znajdywała wymówkę, by nie iść do pracy. Jak babcia żyła, to że babcia chora i trzeba się nią zajmować. A to, że zarobki za małe, że nie opłaca się butów do pracy zdzierać. A to za daleko, a to za ciężko... Wiecznie coś.

Ciotka całe życie mieszkała ze swoją matką i pasożytowała na niej. Aż do jej śmierci. Do tej pory kombinuje, jak nie pracować.

Niedawno dowiedziałam się, jak to mi woda sodowa uderzyła do głowy. Że zarabiam krocie, mieszkam w luksusach, praca lekka, a własnej ciotce nawet nie pomogę. Ba, nawet kupiłam sobie luksusowe auto, a jej na chleb żałuję.

No faktycznie. Mój luksus ma 27 m kw., łazienkę tak małą, że idzie się zabić o własne nogi i nie ma miejsca na pralkę. Kuchnia w jedynym pokoju. I nie własne, a wynajmowane od spółdzielni mieszkaniowej.
Moja luksusowa limuzyna to Rover 45 z 2001 roku, za którego ostatnią ratę zapłaciłam w tym miesiącu, bo nie stać mnie było na kupno za gotówkę. Stare auto niestety nie przeszłoby już niemieckiego przeglądu i nie opłacało się go naprawiać. W związku z tym pożegnałam swoje ukochane Audi 80 B3 z 1990 roku, które nazywali znajomi półżartem konserwą.

Moja "lekka praca" to zmienianie pampersów starszym ludziom, mycie, pielęgnacja, dźwiganie ich. Nie ma co. Tak lekka, że plecy mi odmawiają posłuszeństwa, po zmianie nogi mi wchodzą tam gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę i jestem tak zmęczona, przepraszam - "zrelaksowana", że potrafię po kilku dniach pracy spać po 16 h.

Cóż, na to co mam zarobiłam sama ciężką pracą. A nie jestem zwolenniczką dawania ryby. Wolę dać wędkę, żeby można było sobie samemu rybę złowić.

Ciotce co rusz podsuwałam pod nos oferty pracy, pytałam znajomych, czy u nich kogoś do pracy nie szukają. Ale nigdy nic jej nie pasowało. Nie skorzystała, to niech nie marudzi.

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 380 (394)

#71417

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było to kilka lat temu, kiedy to już cieszyłam się takim nabytkiem jak samochód.

Piękna pogoda w weekendowy poranek, postanowiłam wybrać się na większe zakupy na najbliższe kilka dni, bo z zasady w niedzielę do sklepów staram się nie chodzić. Hipermarket z dużym parkingiem i wózkami na monety 1, 2 i 5 zł. Nie miałam drobnych z wyjątkiem jedynej pięciozłotówki.

Wózek obładowany produktami prowadziłam w kierunku samochodu.
W trakcie wypakowywania zakupów podszedł do mnie typowy menel z pytaniem, czy nie poratuję jakimiś drobnymi. Nie cierpię alkoholików i nie pomagam im się nachlać. Odpowiedziałam krótkim stanowczym "Nie". Wózek rozładowałam, bagażnik zamykam, a ten cap! i już wózek próbuje mi zabrać. Szarpnęłam chyba za mocno, bo halny pijakowi przywiał i wyrżnął jak długi na asfalt. Tylko wrzasnęłam, by się odczepił i poszłam odprowadzić przedmiot walki w celu odzyskania 5 zł.

Dla mnie kiedyś 5 zł to było bardzo dużo, bo 7 zł dziennie miałam na samo jedzenie i tzw. nietykalne wypadkowe pieniądze na koncie na nieprzewidziane wydatki jak leki itp.

Są nieraz bezdomni i pijaczki, którzy często sobie tak dorabiają, ale grzecznie zawsze pytają, czy mogą wózek odprowadzić w zamian za monetę w nim. Ale bezczelne szarpanie się z kimś i próba siłą odprowadzenia go to już świństwo.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 258 (274)

#71414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam znajomego w Niemczech, który regularnie oddaje plazmę w prywatnej stacji krwiodawstwa.
Każdorazowo dostaje za to 20 euro. W ten sposób w tygodniu ma 40 euro zapasu gotówki, którą odkłada sobie na swoje prywatne wydatki inne niż życie - kupno auta. Miesięcznie udaje mu się odłożyć na swój cel 160 euro. Zamierza odkładać pieniądze rok.

Ostatnio mi powiedział, że podczas jednego ze spotkań wśród znajomych temat zszedł na honorowe krwiodawstwo. Kolega przyznał się, że honorowo nie oddaje, a sprzedaje suplementy krwi firmie farmaceutycznej.

I tak oto stracił koleżankę, która wyzwała go od... męskiej qrwy, bo nie chce pomagać i jeszcze kasę doi za to.
Cóż. Niemiecki Czerwony Krzyż też sprzedaje krew firmom do wyrobu leków i szpitalom i nie robi tego charytatywnie.
Nad tą stratą płakać nie będzie raczej, jak to stwierdził :-)

Nie chciał się kłócić i zniżać do jej poziomu, bo mogłaby go pobić swoim doświadczeniem.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (270)

#71543

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w płatnej strefie parkowania, mój chłopak też, lecz w innej, choć mamy do siebie około 10 min pieszo.

Nieraz on bywa u mnie, nieraz ja u niego.

W związku z tymi strefami mamy specjalne karty strefy za szybami swoich aut.

Strefy mają to do siebie, że jest zakaz parkowania dla "nie-mieszkańców" bez karty w dni robocze (czyt. poniedziałek-sobota).
W związku, że była niedziela rano, przyjechałam do mojego lubego prosto ze zmiany nocnej, zaparkowałam z lenistwa w jego strefie.

Wpadłam do domku i zorientowawszy się, że nie ma bułek na śniadanie wróciłam do auta w celu pojechania do piekarni.
Przy moim samochodzie zastałam młodego strażnika miejskiego z bloczkiem mandatowym w ręku obok mojego pojazdu.
Na moje pytanie co on robi, bo przecież prawidłowo zaparkowany samochód, usłyszałam w odpowiedzi, że mam kartę parkingową nie z tej strefy. Myślałam, że mnie krew zaleje.

Skomentowałam, że chyba mu się między uszami poprzewracało, bo dziś mamy niedzielę i karty strefy nie obowiązują w tym miejscu dzisiaj.
Powiedział skruszony, że za późno, że mandat zostanie ewentualnie z automatu wycofany z systemu (albo system go nie zaakceptuje - coś w ten deseń zrozumiałam). Albo jak mandat przyjdzie (za wycieraczką zostawiają tylko informację, a mandat idzie pocztą do właściciela pojazdu), to muszę się udać do biura urzędu w celu wyjaśnienia sprawy i anulują. No żesz jasna... Przez gapiostwo funkcjonariusza jeszcze mam latać nie wiadomo gdzie...

Ciekawe ilu ludziom wystawił takie mandaty zanim go uświadomiłam, że mu dni się popierniczyły.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 295 (317)

#71354

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bierzesz jeden dzień urlopu na swoje urodziny, w planach masz spać do południa, byczyć się w łóżku podjadając słodycze w pozycji horyzontalnej - szef cię budzi telefonem o 6:00 rano, że masz przyjść do pracy na 6:30, bo ktoś się rozchorował.

Wściekła odparłam udawanym bełkotem i prawdziwym zaspaniem w głosie, że jestem pijana i w tym stanie nie mogę iść do pracy.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (432)

#71184

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w domu opieki i seniora za granicą. Praca ciężka, za mało personelu i trzeba się naprawdę uwijać.

Mam w pracy "kolegę", "pana perfekcyjnego", typowego narcyza.

Ciągle dyskutuje ze wszystkimi, nawet przełożonymi, i uważa, że to on ma rację. Uwag na swój temat nie bierze pod rozwagę, bo on uważa, że to on zawsze ma rację.

Po tym przydługim wstępie nazwijmy tego kolegę Ronaldo, bo wszystkich denerwuje. A powody są takie:

1. Wszystko robi pooooowoooooliiii. Przez to jedna kobieta, która praktycznie leży jak kłoda w łóżku, jest od święta sadzana na wózek inwalidzki i nie na długo, maksymalnie trzy godziny, bo dłużej ją to męczy, zaczyna wszystko boleć. Tego dnia była impreza dla pensjonariuszy, mini bal przebierańców. Posadziłam ją po kąpieli na wózek na czas imprezy. Ronaldo miał ze mną popołudniową zmianę, byliśmy we dwoje od 15:00 sami na cały oddział do 20:30.

Obowiązki podzielone solidarnie - oddział na pół. Skończyłam swoją stronę i poszłam pomóc mu zrobić przy współlokatorce tej pani, która jest w jeszcze gorszym stanie i nie może leżeć długo na płasko, bo zwyczajnie jej się ulewa jak niemowlęciu i ma problemy z połykaniem (przez co ma na stałe sondę do karmienia).

Oczom moim ukazała się wciąż siedząca na wózku totalnie zmęczona i obolała kobieta, która od siedmiu godzin nie leżała i od siedmiu godzin miała niezmienionego pampersa, który przeciekał. Nie czekając na tego idiotę wzięłam ją przeniosłem do łóżka i umyłam, by nie było odparzeń w okolicach intymnych.

Na moje oburzone pytanie dlaczego jej dawno temu nie położył odpowiedział, że nie zrobił innych jeszcze (bo dureń idzie chronologicznie od pokoju do pokoju, zamiast idąc priorytetami dobra podopiecznego - logika).

Ja na swojej części biegam, znam pacjentów i wiem, że pani X długo nie wytrzymuje na wózku, więc w pierwszej kolejności ją po kolacji szykuję do snu. Inna dużo pije i często trzeba zmieniać pampersy, to też stoi w priorytetowej kolejce. I pomiędzy nimi zaglądam do pokojów innych i sprawdzam, czy wszystko w porządku i pytam, czy mogą jeszcze poczekać. A tymi najbardziej samodzielnymi zajmuję się na końcu. Po czym zaglądam szybko do tych, których przygotowałam do snu w pierwszej kolejności. Intuicja i znajomość seniorów i chorych pacjentów.



2. O konkretnej godzinie trzeba podawać insulinę długo działającą jednej z seniorek. Jego sposób to porządne wstrząśnięcie penem, jakby ktoś butelkę bitej śmietany wstrząsnął przed jej nałożeniem na deser. I nie widzi nic w tym złego, choć mu tłumaczyłam, że białko się ścina w ten sposób i insulinę psuje. Trzeba mieszać bardzo powoli przez wielokrotne przechylenie fiolki. W jedną i drugą stronę. A iniekcje należy robić powoli i nie wyjmować od razu igły, bo insulina może wypłynąć. Robi dalej po swojemu i o porach mu odpowiadających, a nie wg zaleceń lekarza. 20:00 to dla niego wieczór, więc ma w nosie, czy to zrobi o 18:00, czy tuż przed końcem zmiany przed 22:00. Diabetycy wiedzą o co chodzi.


3. Przez jego chronologię pacjenci nie są kładzeni z boku na bok co 2-3 godziny systematycznie (celem zapobiegania odleżynom), a potem się dziwi, że odleżyny się robią.


4. Jedna kobieta leżała w przemoczonym pampersie z biegunką dosłownie, że z niego wykipiało. Nie wiem jak długo, ale jak to zobaczyłam, to miałam ochotę Ronaldo wrzucić do szamba, żeby poczuł jak to jest. Nagle nie mogłam go znaleźć, ani pagera nie słyszał. To nie mój podopieczny. Ale go nie zostawiłam. Musiałam tę ciężką kobietę (współlokatorka od tej pani na wózku inwalidzkim - ta z sondą do karmienia) umyć, zmienić prześcieradło z nią leżącą w łóżku (to trzeba robić we dwoje, bo samemu za duże obciążenie) i przebrać. Nagle znalazł się cham, jak jego pacjentkę doprowadziłam do należytego porządku, a kręgosłup od dwóch dni mnie boli.

Moja zmiana się kończyła i powiedziałam, że ja mam koniec pracy, ale po mojej stronie jest jeszcze jedna osoba do przyszykowania do snu. Usłyszałam, że to moja strona i mój problem. Ja powiedziałam, że tu leżą ludzie, a nie warzywa, żeby w gnoju ich moczyć.


Jak można tak traktować ludzi?

Ja rozumiem, że mało personelu i czasem nie wiadomo w co ręce włożyć, ale trochę sprytu, logiki i współczucia dla drugiej osoby, aby to wszystko miało ręce i nogi. Staram się jak mogę. Ale z jego podejściem to mi się nóż otwiera w kieszeni, a siekiera sama ostrzy.

Do tego traktuje mnie i innych z góry, szczególnie niższych stanowiskiem. Ja takowe niższe mam, choć kwalifikacje i wiedzę medyczną większą (nie zrobiłam tylko uznania dyplomu jeszcze).

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 302 (320)

#70899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj byłam kupić prezent dla dziecka koleżanki w sklepie z zabawkami w dużym centrum handlowym.

Jedna para - mama i dziecko, lat około trzech, przykuła moją uwagę.

Otóż mały wpadł w histerię i napady wrzasków, tupania, tarzania się po podłodze, bo nie chciała mama kupić zabawki, którą sobie upatrzył.

Mama po bezskutecznych próbach by dziecko się uspokoiło i próbach uciszenia, w końcu nie wytrzymała i zastosowała lustrzaną taktykę dziecka, które w moment zatkało. Matka po swojej teatralnej scenie złapała chłopca zszokowanego sytuacją za rękę i wyszli ze sklepu.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 341 (389)

#70804

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasy, kiedy praktykowałam w pogotowiu. Mała mieścina, z której do najbliższego szpitala dobrze ponad 20 km i jedyna karetka w tej miejscowości, przypadająca jeszcze na okoliczne wioski.

Wezwanie do skurczów, szósty miesiąc ciąży.

Na miejscu okazuje się nam rozhisteryzowana siedemnastolatka w ciąży. Jęki, że brzuch boli, samodzielnie iść nie chciała. W podparciu dwóch ratowników zeszła jakoś na dół.
Kolega, kierownik zespołu, przebadał ją w karetce, ale rozwarcia nie stwierdził, a dziewczę co kilka minut wyło z bólu. Zarządził jazdę w kodzie pierwszym i gnaliśmy jak wariaci na gwiazdkach z dyskoteką.

W międzyczasie zaczęłam się młodej przyglądać. Choć w ciąży jeszcze nie byłam, ale poród widziałam. Zastanawiał mnie miękki brzuch w trakcie owych skurczów. Przecież widać nieraz jak brzuch się napina, twardnieje w ich trakcie, a tu nic.
W końcu nie wytrzymałam i kierownikowi wyszeptałam do ucha, że mi to śmierdzi symulacją i wyjaśniłam dlaczego.
Przy następnym skurczu i on się przyjrzał. Stwierdził to co ja i zaczął ozięble:

KZ- Kierownik zespołu
NC- nastoletnia ciężarna

KZ- Nie udawaj...
NC- Nie udaję, boliiiii! Zróbcie coś! Co z moim dzieckiem?!
KZ- Przestań... Rozwarcia nie masz, a w trakcie bóli miękki brzuch. Co się stało? Lepiej teraz powiedz niż w szpitalu, bo pogorszysz tylko sprawę.

I tu dziewczę wyłuszczyło, że pokłóciła się z sąsiadką i trochę się poszarpały, i chciała nastraszyć...

Z automatu kierowcy kazaliśmy zwolnić i wyłączyć dyskotekę i gwizdki.

W efekcie młoda dostała opieprz, a i była kara za bezzasadne wezwanie pogotowia.

Jechaliśmy na sygnałach, z dużą prędkością, ryzykując niemało, bo jakiś zaciążony bachor chciał koleżankę z sąsiedztwa nastraszyć. Do tego zajęła jedyną karetkę w rejonie. Gdyby ktoś wtedy dostał przykładowo zawału, to byśmy mogli nie dojechać na czas... Przez głupią smarkulę.

Bezzasadne wezwanie

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 468 (492)

#70791

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniały mi się dawne szkolne czasy, kiedy to miałam około lat dwunastu.

Siedziałam na lekcji języka polskiego w pierwszej ławce (i to nie z własnej woli, a z kaprysu nauczycielki).

Z racji kontuzji kolana i założonej ortezy siedziałam najwygodniej jak się dało - wyprostowane nogi.

Nauczycielka, chodząc pod klasie, potknęła się o moje nieszczęsne kopyta. A jako nauczyciel starej daty nie krępowała się wpisać mi uwagę za taką pierdołę o takiej treści:

"Carrotka na lekcji języka polskiego wyciągnęła nogi".

Moja mama w przypływie poczucia humoru, oprócz złożenia podpisu w dzienniczku uwag, również krótko jej odpisała:

"Gdybym była nauczycielem, to za taki nekrolog wystawiłabym Pani ocenę niedostateczną".

Szkolne czasy.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (380)