Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

DIS

Zamieszcza historie od: 22 grudnia 2011 - 22:22
Ostatnio: 27 czerwca 2017 - 10:39
O sobie:

Florysta z własnym Warsztatem.
Rzadko odpowiadam na komentarze.

  • Historii na głównej: 21 z 26
  • Punktów za historie: 18710
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 242
 

#29520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem ja byłam piekielna i dobrze mi z tym.

Na koniec zeszłego roku użyłam do dekoracji świeżych jabłek. Piękne, czerwoniutkie, wypolerowane cudeńka zawisły w oknie i stanęły na zewnątrz w wielkiej misie (którą, swoją drogą, ledwo dawałam radę wytargać przed kwiaciarnię, a co dopiero postawić na stole). Był to ostatni tydzień przed Gwiazdką.

Niestety, w ciągu trzech dni z pięciu kilogramów, został niecały kilogram. Dostałam niewielkiej wścieklizny, ale i tak musiałabym je jeszcze przed świętami wymienić, więc postanowiłam się troszkę zemścić i dać kilku osobom nauczkę, aby następnym razem pytały, zanim wezmą coś co nie należy do nich.

Następnego dnia kupiłam na giełdzie najostrzejsze jakie udało mi się znaleźć papryczki. Świeże. Dwa kilogramy. W domu, na balkonie (musiałam się przenieść na balkon, bo inaczej zagazowałabym powietrze na dobre kilka godzin), wrzuciłam je do sokowirówki. Sok przelałam do butelki ze spryskiwaczem. Następnego dnia świeże jabłuszka wyczyściłam, wypolerowałam i każde spryskałam piekielnym soczkiem. Miny podkradających przechodniów: bezcenne. Jedna pani aż się popłakała.

Gdyby choć jedna osoba weszła i zapytała, czy może wziąć sobie jabłko, najpewniej bym pozwoliła, ale nikt nawet nie raczył tego zrobić i zupełnie bez wstydu wkładał łapy do misy i chował jabłko do torby.

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1084 (1160)

#28539

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze się śmieję.

Stało się to pół godziny temu.

Wychodzę po długaśnej kąpieli z łazienki i marzę już tylko o szklance herbaty i łóżku, coby w końcu odpocząć. Dzwonek do drzwi. Otwieram. Policja. Za policjantami sąsiadka.

Za głośno uprawiam LESBIJSKI SEKS.

Narzeczony z pokoju rży pełną piersią i wraca do oglądania rozgrywki dwóch pań w tenisa, którą kiedyś tam sobie nagrał, żeby obejrzeć jak znajdzie czas.

Ba dum tsss.

Za miesiąc przeprowadzka i coraz bardziej nie mogę się doczekać, bo ta kobieta zdaje się co wieczór czatować na choćby najmniejszy szmer, aby tylko wezwać policję, która zaskakująco szybko reaguje.

sąsiadka

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1038 (1078)

#27330

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia o tym jakim dupkiem potrafi być człowiek, z pierwszej pracy. Byłam zatrudniona w jednej z sieciówek odzieżowych. Praca ciężka (odwiesza się ubrania na miejsce tylko po to żeby za 5 minut znaleźć je na podłodze w przymierzalni/porozrzucane wokół stojaków, ale o tym innym razem), ale nie najgorzej płatna, do tego w całkiem fajnym zespole.

No właśnie.

Była w naszym zespole Sylwia. Bardzo fajna dziewczyna, chyba najbardziej lubiana przez wszystkich. Miała jeden poważny problem: arachnofobię, co wydało się, kiedy wpadła w panikę po dostrzeżeniu niedużego pająka w socjalu.

Jeden z kolegów postanowił to wykorzystać dla rozrywki, zamykając ją kiedyś na klucz w naszym pokoju z olbrzymim (naprawdę OLBRZYMIM. Nie mam pojęcia, skąd go wytrzasnął, ale takiego bydlaka nawet ja bym się bała) pająkiem. Dowiedziałam się o tym kiedy usłyszałam jej histeryczne wrzaski z terenu sklepu.

Sebastian (imię prawdziwe) stał pod drzwiami, zanosząc się histerycznym śmiechem. Po otwarciu drzwi Sylwia prawie mdlała i zanosiła się szlochami. Nie była nawet w stanie podejść do tego pająka, żeby go utłuc.

Skutek: Sebastian zwolniony natychmiastowo, Sylwia dostała 2 tygodnie wolnego na odstresowanie, a reszta zespołu przez ten czas sprzątała całe zaplecze i spryskiwała każdy kąt środkiem przeciw pająkom, żeby Sylwia nie bała się wrócić do pracy.

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 987 (1069)
zarchiwizowany

#25592

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku na początku września byłam świadkiem takiej oto sytuacji:

Idzie sobie parkiem około 20-osobowa grupka przedszkolaków, wraz z kilkoma paniami pilnującymi i kierują się w stronę placu zabaw. Z naprzeciwka nadciąga rodzinka na rowerach. Rodzice i dwójka dzieci w wieku klas 1-3 podstawówki. Grupka została wyminięta szerokim łukiem po trawie, jednak paniom chyba to nie wystarczyło, bo nie omieszkały skomentować "bezmyślności" rodzinki i braku drogi dla rowerów.

W międzyczasie Urząd Miasta wylał asfaltową drogę specjalnie dla rowerów, z namalowanymi oznaczeniami i postawionymi znakami, żeby nikt nie miał wątpliwości, dla kogo przeznaczona jest owa droga. Na początku wykorzystywały ją też moherki, ale po kilku wypadkach z kołem roweru pomiędzy pośladkami mohera, wszyscy się przyzwyczaili i droga jest wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem.

Idę dziś parkiem i co widzę? Grupkę przedszkolaków i te same panie pilnujące NA ŚCIEŻCE DLA ROWERÓW. Już ich uczą, że piesi to święte krowy.

park

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (244)

#25015

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam własny warsztat florystyczny i w zeszłym roku zatrudniłam pierwszego pracownika, żeby w końcu odpocząć. Miałam dość pracy 6 dni w tygodniu po 12godzin. Dziewczyna, nazwijmy ją K, zaledwie kilka lat młodsza ode mnie, zrobiła na mnie dobre wrażenie podczas rozmowy, potrzebowała tylko lekkiego podszkolenia. Ok, zatrudniłam ją. Wstępnie na miesiąc próbny, potem podpisałyśmy umowę na 3 miesiące, a następnie umowę o pracę. Zarabiała dobrze, bo 2300zł na rękę plus prowizje od zleceń, czyli bukietów ślubnych, dekoracji lokali i wszystkich dużych zamówień. Średnio, dodatkowo nie mniej niż 500zł do każdej pensji. Pracowałyśmy w systemie 2x2, czyli 2 dni pracy i 2 dni wolne.

Dostawami zawsze zajmowałam się ja. K nie miała jeszcze prawa jazdy, poza tym, zawsze lepiej było wszystko kupić samej, niż potem narzekać na jakość kwiatów. Pilnowałam też strat, faktur i generalnie porządku w finansach. Po jakimś czasie zaczęło mi brakować kwiatów. Straty nie zgadzały się z tym, co było sprzedawane (miałyśmy notes, w którym zapisywałyśmy wszystko, co sprzedałyśmy danego dnia, żeby potem porównać z dziennym raportem, ceny i całe "składy" bukietów) i zawsze czegoś tam brakowało. A to kilku róż, a to jakiegoś goździka. Zaznaczę tylko, że zawsze wiedziałam, ile każda paczka ma kwiatów, więc rachunek mogłam robić nawet w głowie, jednak myślałam, że może po prostu coś pomyliłam.

Wszystko wyszło na jaw, kiedy wysłałam mojego narzeczonego do nas, po bukiet dla mojej mamy. K go wtedy nie znała. W skrócie okazało się, że owe braki spowodowane były cwaniactwem K. Narzeczony wrócił z bukietem i oświadczył, że zapłacił 100zł. Patrząc na wykorzystane kwiaty, wszystko się zgodziło, jednak następnego dnia, czytając wypisaną w notesie listę, nie znalazłam bukietu za 100zł, a za 80, wykonany z tych samych kwiatów, tylko z mniejszej ilości. Oczywiście różnicę zgarnęła K. Do tej pory nie wiem ile w ten sposób "dorabiała" sobie miesięcznie, a kiedy jej powiedziałam, że wiem, co robi, uznała, że przecież nie zbiedniałam!

Efekt: natychmiastowe zwolnienie dyscyplinarne, potrącenie z pensji pieniędzy za już brakujące kwiaty i rozpuszczenie wiadomości o złodziejstwie tej osoby do znajomych florystów, żeby nikt sobie nie strzelił w kolano, jak ja zatrudniając ją.

Do tej pory nie zatrudniłam nikogo nowego.

własna firma

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1032 (1072)

#21880

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia z Sylwestra. Jeszcze mną trzęsie z wściekłości.

Otóż szłam sobie ja z psem spacerkiem przez park. Godzina około 12 w południe. Psa trzymałam na smyczy, bo wystrzałów boi się straszliwie. Nigdy mi nie uciekał, ale dla bezpieczeństwa w okresie noworocznym prowadzam go uwiązanego. Jest to nieduży kundelek, wielkości wyrośniętego jamnika.

No więc idziemy sobie spokojnie, kiedy mija nas dwóch młodych chłopaków (na oko 18 lat, może trochę więcej, nie mam pewności). Niestety, bardziej zajęta byłam przyglądaniem się psu atakującemu suchy konar 3x większy od niego.
Nie za bardzo orientuję się jak to się stało, ale nagle usłyszałam jak pod moimi nogami i łapami psa wybuchają petardy (takie małe robiące dużo huku, nie wiem jak się nazywają). Dwie sztuki. Pies zaskowyczał ze strachu i zaczął się rwać do ucieczki. "Panowie" w śmiech i rzucają kilka "śmiesznych" tekstów. Nie ukrywam, nigdy nie byłam tak wściekła.

Zdążyłam tylko powiedzieć psu "zostań" i rzuciłam się za nimi w pogoń. Panowie chyba się nie spodziewali, że zdołam ich dogonić (nie należę do szczuplutkich osób, ale mam długie nogi i dobrą kondycję), a przynajmniej jednego z nich, jednak udało mi się. Złapałam go za kurtkę, przewróciłam na ziemię i zasadziłam pięknego kopa gdzieś w okolice żeber. Oczywiście przy okazji rzuciłam w jego kierunku kilka wiązanek.

Powinien się cieszyć, że nie założyłam glanów, bo przyrzekam, że musiałby się stawić w szpitalu z kilkoma złamanymi żebrami.

Policji nie wezwałam (czego teraz bardzo żałuję), tylko wzięłam psa na ręce, bo nie chciał się ruszyć z miejsca i zabrałam go do weterynarza. Dostał jakiś środek na uspokojenie, bo był tak roztrzęsiony, że zsikał się pod siebie i zabrałam go do domu.

Gdyby ktoś się martwił, temu idiocie nic się nie stało. Widziałam go dziś z okna w kuchni. I myślę, że zasłużył na więcej niż kilka kopniaków.

amatorzy petard

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 731 (829)