Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

KatiCafe

Zamieszcza historie od: 9 czerwca 2016 - 18:00
Ostatnio: 5 kwietnia 2024 - 19:46
  • Historii na głównej: 18 z 20
  • Punktów za historie: 2557
  • Komentarzy: 272
  • Punktów za komentarze: 1642
 

#85720

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przy okazji losowania historii trafiłam na temat praktykantów.

Rozumiem, że jest grupa lamusów, którzy przychodzą na praktyki, bo szkoła każe, bo dzienniczek musi być wypełniony, i że w większości są to ludzie w wieku 18-25.
Ja jestem już trochę po 30-tce i miałam okazję robić praktyki ponieważ pozapisywałam się na różne interesujące mnie kursy zawodowe.

Miałam praktyki przez 2-3 tygodnie w 2 różnych miejscach.
Na pierwszym spotkaniu wyraźnie powiedziałam, że sprzątać to sprzątam w domu, myję podłogi co drugi dzień, drugą ręką gotuję obiad, a trzecią ręką zabawiam dziecko. I że jestem tu, bo naprawdę chcę się czegoś nauczyć. Wiadomo, że nie dopuszczą mnie do pracy z klientem, ale sama obserwacja, lub przekazanie wiedzy przez pracownice, bądź szefową, to dla mnie dużo.
No i co?

I oczywiście przez całe praktyki doskonaliłam do perfekcji pucowanie powierzchni płaskich.

Tłumaczenie:
- jesteś tylko praktykantką,
- nie mogę ci przekazać swojej wiedzy, bo pójdziesz z tą wiedzą i będziesz dla mnie konkurencją,
- każdy na początku sprząta,
- żeby być dobrym pracownikiem, trzeba najpierw nauczyć się utrzymywać porządek (eee... serio? to znaczy, że jestem zarąbistym pracownikiem we własnym domu jako kur domowy).

No i tak wyglądają praktyki w naszym pięknym kraju.
Jak macie jakieś miejsce gdzie będę mogła spełnić swój "praktykancki sen" w ramach nauki masażu klasycznego - dajcie znać. Bo mi się już nie chce za darmo sprzątać.
Naprawdę chcę się czegoś nauczyć.

praktyki

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (128)

#85711

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historyjka bez puenty, która wydarzyła się w czasach kiedy w supermarketach B. i L. pojawiła się opcja "świeżego" pieczywa tak zwanego chrupiącego prosto z pieca. Były to też lata niezbyt popularnej świadomości ekologicznej. Pewnego dnia zniknęły woreczki a pojawiły się papierowe torebki. Ludzie nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić, było to ewidentnie coś nowego.

Biorę więc taką śliczną papierową torebkę, biorę foliową rękawiczkę, wkładam powoli pachnące, chrupiące, pyszne bułeczki do papierowej torebki. Zadowolona ze swojej roli bycia eko, kieruję się do kasy.

Kładę torebkę z bułkami na taśmie, kasjerka bierze do ręki torebkę, a ja w tym czasie mówię magiczne - "Pięć bułek".

Co zrobiła kasjerka?
Wysypała wszystkie bułki na blat przy kasie, gołą ręką dotykając każdą bułkę, policzyła je bardzo dokładnie, wyrzuciła papierową torebeczkę, wyjęła spod kasy foliową torebkę, włożyła bułki do środka, zawiązała woreczek na supełek i podała kwotę do zapłaty.

Zapłaciłam, wyszłam.
Nie zareagowałam tylko dlatego, że byłam młodą zahukaną nastolatką, a ta sytuacja dodatkowo mnie zszokowała i zamurowała.
Puenty nie ma.

sklep

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (201)

#84142

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O faworyzowaniu uczniów.

Nauczycielka geografii w liceum sprawdzała naszą wiedzę zawsze na początku lekcji. Jej metodą było branie dwóch uczniów do odpowiedzi ustnej na zasadzie: pierwszy numerek i ostatni numerek z dziennika. Na kolejnej lekcji 2 numerek i przedostatni numerek z dziennika i tak dalej.
W ten sposób każdy wiedział kiedy będzie pytany.

Przyszła kolej i na mnie.
Więc rzetelnie się przygotowałam do odpowiedzi, byłam z siebie naprawdę dumna.
Razem ze mną odpowiadała dziewczyna, która była gospodarzem klasy i z niewiadomych mi powodów była faworyzowana przez nauczycieli.
Babka zadała nam łącznie 5 pytań, z czego ja odpowiedziałam na wszystkie, a koleżanka tylko na jedno może dwa.
Po czym ja i ona dostałyśmy dokładnie taką samą ocenę: dostateczną.

Po lekcji podeszłam do nauczycielki żeby wyjaśnić, że poczułam się zbyt słabo oceniona, mimo, że odpowiedziałam poprawnie na wszystkie pytania.
Przy biurku była również koleżanka, która wykłócała się, że również otrzymała za słabą ocenę (wtf?)
No i co?

Koleżance nauczycielka tłumaczyła jak własnej córeczce, że no tak się zdarza i w ogóle.
A do mnie warknęła, że jak mi się nie podoba ocena, to mogę złożyć wniosek o komisyjny egzamin z całego działu, wtedy sobie ocenę mogę poprawić.
Jedynym pocieszeniem było to, że cała klasa była po mojej stronie.
Do dzisiaj jakoś mi przykro...

szkoła faworyzowanie

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (134)

#82201

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Absurd sprzed chwili.

Straciłam stały meldunek (nieistotne z jakiej przyczyny, co i po co). Otrzymałam pismo, że mam się wymeldować ze "starego" adresu, ponieważ inaczej grozi mi kurator, areszt i nie wiadomo co jeszcze i że jestem "poszukiwana" (ojciec prawie dostał zawału).

Wymeldowałam się i jednocześnie otrzymałam informację, że nie muszę nikogo informować o swoim pobycie aktualnym (to poszukiwana czy nie?) i nie muszę zmieniać dowodu na nowy (gdzie nie ma miejsca na żaden adres ani meldunkowy ani pobytu).

Przed chwilą otrzymałam telefon od zatroskanego pana z banku, że nie mogę zmienić danych adresowych (żeby listy nie przychodziły na stary - logiczne), ponieważ muszę mieć stały meldunek. Brak meldunku również oznacza niemożność załatwienia jakiejkolwiek sprawy bankowej wymagającej wglądu w mój dowód osobisty. Nawet jeśli będę się posługiwać obecnym dowodem lub zmienię na nowy, to i tak muszę nosić ze sobą zaświadczenie o meldunku.

Przy wymeldowaniu się, pytałam kilka razy kilku różnych urzędników, czy jest obowiązek meldunku - "NIE, NIE MA".
Od pana z banku otrzymałam informację o aktualizacji ustawy, że od 1 stycznia tego roku jednak jest obowiązek.

Ktoś rozumie co się tu wyczynia?
Jestem skołowana i uważam sprawy urzędowe w Polsce za PIEKIELNE!

meldunek urzędy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 169 (195)

#79721

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie historii #79702.
Jestem głucha... znaczy, że od urodzenia mam uszkodzenie słuchu na jakimś tam poziomie.
Mam dokładnie takie same sytuacje jak koleżanka autorka ww. historii. Dla tych, co nie mają bladego pojęcia jak to jest - zatkajcie sobie uszy stoperami i idźcie do urzędu, podejdźcie najlepiej do babki, która siedzi za szybą i spróbujcie załatwić jakąś mega trudną sprawę. No to ja właśnie tak funkcjonuję na co dzień.

Piekielności w punktach:
1. Matka - "naprawdę potrzebujesz aparatów za 6000 zł? Już nie przesadzaj, że aż tak źle jest. Trzeba się nauczyć słuchać. Od tej muzyki ogłuchłaś" (przypominam - wada wrodzona).
2. Nowo poznani ludzie - mówię, że jestem niesłysząca, a oni zachowują się jakbym co najmniej powiedziała, że jestem kosmitą przybyłym z odległej galaktyki i że Darth Vader naprawdę istnieje. Każą pokazać aparaty słuchowe i nawet pytają, czy mogą przymierzyć.
3. Kiedy proszę o powtórzenie, bo jestem niesłysząca, to ludzie zamiast powiedzieć to samo głośniej, powtarzają tak samo cicho albo mówią to co mnie najbardziej wk... denerwuje - "dobra, nieważne, już nic". Tylko to powoduje, że czuję się jak idiotka.
4. Najgorsza piekielność - niestety mój syn w drodze dziedziczenia również ma niedosłuch. A kochana rodzinka, która myślałam, że będzie mnie wspierać w trudnych chwilach, uważa, że wszystko sobie wymyśliłam, i żebym nie robiła ze swojego syna kaleki.

Zapewniam Was, ludzie - niepełnosprawności się nie wybiera, a jak już wylosowałeś ten wspaniały bonus, to codziennie musisz zmagać się z ludźmi, którzy postanawiają cię jeszcze bardziej skopać, mimo że już bez tego masz pod górkę.

niepełnosprawność

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (187)
zarchiwizowany

#79103

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poczta Polska.
Mąż sprzedał coś komuś, nieistotne co. Ważne, że była to paczka pobraniowa. Zatahał ją na pocztę wysłał i następnego dnia otrzymał od kupującego smsa, że paczka odebrana i opłacona. A był to koszt 100 zł. No to czekamy na dostarczenie pobrania.... Czekamy... Czekamy... Kasa pobrana tydzień przed świętami Bożego Narodzenia (poczta ma 5 dni roboczych na zwrot pobrania) więc się nie łudzimy, że przed świętami dojdzie. No ale jak zbliżał się koniec stycznia, no to pomysleliśmy, że sprawę trzeba ruszyć. Pojechał mąz pierwszy raz na pocztę z numerem nadania paczki, Pani twierdzi, że ona nic nie wie, w systemie nic nie widać, przyjść jutro. JUtro idzie mąż na pocztę i znów ta sama gadka, nie wiem, nie umiem, Pan idzie na pocztę główną. Dobra, idziemy na pocztę główną - tam info, że możemy złożyć reklamację, mąż przynosi do domu kwitek. Wypisujemy, opisujemy sytuację i numer nadania oraz zagubioną kwotę. Była tam rubryka - odszkodowanie (w nawiasie napisane, że nie może przekraczać wartości pobrania) no to wpisałam 100 zł ciekawa co się wydarzy. Niżej wpisałam, żeby zwrot pobrania był na numer konta taki a taki. Reklamacja złożona. Czekamy, Nastąpiła II połowa lutego, dzwonek do drzwi, listonosz. Wręcza mężowi.... 100 zł.
Zdziwko, ale fajnie, że przysłali
Kolejne zdziwko wpływ na konto w wysokości 14,76.
W tytule - odszkodowanie, reklamacja...
Hm...
Aha, w kwietniu przyszło uzasadnienie reklamacji.
Fajnie poczta działa
PS przepraszam za ewentualny chaos

poczta polska

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (83)

#75886

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, miejsce akcji rejestracja w przychodni. Rejestracja pracuje od 7.00, a drzwi przychodni otwierane są między 6.30-6.45. Pod drzwiami zawsze kolejka, tak ze 20 osób. Z 5 z nich po otwarciu drzwi kieruje się od razu pod konkretne gabinety, a reszta sru pod drzwi rejestracji. A że od 7.00 to stoją i czekają.

Ja pracę zaczynałam od 6.50, więc chcąc nie chcąc muszę minąć malowniczą kolejkę i wejść w te drzwi wprost do swojego miejsca pracy.
Ależ tam zawsze ferment zasiałam!
Pani! Kolejka tu jest! Każdy czeka, gdzie się Pani pcha?!

Zwykle nie zwracałam uwagi tylko dzielnie pchałam się w te drzwi walcząc z co bardziej zadziornymi staruszkami. Wszyscy jakoś dziwnie zamilkli, kiedy za minutę pojawiałam się w białym fartuszku.
Hitem był pan lat około 65, który rozpostarł ręce niczym Skrzetuski dzielnie broniąc wrót rejestracji.
Na moje zdumione słowa: przecież ja tu pracuję, pan huknął - każdy kombinuje, żeby ominąć kolejkę!
Taa jasne...

W rejestracji też znajdowała się lista obecności, którą wszyscy pracownicy podpisywali. Codziennie zdarzało się, że "kolejka" nie chciała wpuścić lekarza, który wchodził po klucze do gabinetu i podpisać listę.
Istny cyrk.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 306 (336)

#75305

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Galeria handlowa.
Zaczepia mnie pan z uśmiechem numer 369. Od razu mówię dziękuję bardzo. Bo już wiem po co ten Pan.
Ale tylko na chwileczkę - woła piękny Pan
Naprawdę bardzo dziękuję - próbuje iść dalej.
Ale to Panią nie zbawi naprawdę zapraszam.
Proszę Pana - mówię - nie jestem zainteresowana żadnymi kredytami.
Ale ja tylko chciałem zadać Pani parę pytań.
O losie! Dobra podchodzę.
Pierwsze pytanie czy Pani pracuje?
Nie - odpowiadam, a para idzie mi uszami.
Oj - powiedział Pan szczerze zmartwiony - to niestety nie mogę pani nic zaproponować.
Noż jasne kurki! Serio?

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 233 (259)

#74265

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znowu służba zdrowia. Tym razem z drugiej strony biurka.
Mam przed sobą komputer ze specjalnym oprogramowaniem do rejestracji pacjentów. Był skonstruowany w ten sposób, że niestety metoda "pani mnie wciśnie" nie działała.

Codziennie przychodzili różni pacjenci. Jeden zgodził się na daleki termin inny nie. I tu zaczynało się:
- zastraszanie: już tu nie pracujesz.
- groźby: wpisz mnie, bo pójdę na skargę i koniec twojej pracy
- wrzaski i krzyki : jak wyżej
Zdarzało się trzaskanie drzwiami, aż raz pękła szyba.
Kultura w narodzie... Nie ma co.

Młoda byłam i naiwna, każdemu chciałam pomóc i zdarzało się, że jak ktoś płakał, błagał, słaniał się, to dzwoniłam do lekarza i prosiłam o przyjęcie poza kolejnością czy w danym dniu. No i co? 9 na 10 takich sytuacji okazywało się, że ludzie wcale nie potrzebowali pomocy, chodziło naprawdę o bzdury, które mogły poczekać kilka dni. Najgorsze było to, że ci wszyscy ludzie byli przyjmowani, a dla tych, którzy naprawdę potrzebowali pomocy, nie było już miejsca.

Codziennie po kilka razy telefon od obrażonego lekarza: "już mi nie rejestruj, już dużo mam". A jak rejestrowałam? To dywanik u naczelnej, bo przecież lekarz nasz pan i nie wolno się sprzeciwić.

Po 2 latach pracy byłam już równie niemiła, co panie rejestratorki z Waszych opowieści, bo już mi się nie chciało, a za każdy miły gest i pomoc i tak dostawałam op....dol.
Aha, a odbieranie telefonów, to temat na osobną historię.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (228)

#73462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie historii TeoMakao http://piekielni.pl/73319.

Miałam tak samo krótko mówiąc. Jednak u mnie głównym powodem, dla którego byłam szykanowana była moja głuchota. Wówczas w podstawówce miałam około 70% utraty słuchu. Było mi potwornie źle, bo nic nie rozumiałam, nie słyszałam, miałam luki w notatkach, a dyktanda były moim koszmarem. Moi rodzice oczywiście nic a nic, chociaż mój tata walczył w moim imieniu na każdej wywiadowce.

Rówieśnicy nie stosowali wobec mnie przemocy fizycznej, ale ta psychiczna dawała pewnie tyle samo bólu. Wiadomo dzieci to dzieci, ale rodzice rzeczywiście byli w tym wszystkim najgorsi, wtórując swoim pociechom z wychowawcą na czele.
Dopiero w 8 klasie pani psycholog cudowna kobieta, namówiła moich rodziców na wizytę u audiologa i dostałam wymarzone aparaty słuchowe. Tego roku miałam świadectwo z czerwonym paskiem, szykany się skończyły, a ja bez strachu rozpoczęłam naukę w liceum.

Błagam Was rodzice, zwracajcie swoim dzieciom większą uwagę w budowaniu systemu wartości!

Szkola

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (182)