Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Leme

Zamieszcza historie od: 24 kwietnia 2012 - 16:22
Ostatnio: 2 lutego 2024 - 17:35
O sobie:

Jestem uzależniona od czekolady, butów na obcasie i dobrych książek, jeśli chcesz pogadać to zapraszam :)

  • Historii na głównej: 25 z 30
  • Punktów za historie: 8947
  • Komentarzy: 445
  • Punktów za komentarze: 1534
 

#59975

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia od kolegi, który studiuje informatykę i dorabia sobie tworzeniem stron internetowych.

Otóż zadzwonił do niego przyszły wielki biznesmen - typ faceta, który właśnie zakłada firmę i wydaje mu się, że wszyscy z tego powodu powinni klękać na jego widok. No ale ok, zlecenie jest całkiem spore, kasa też będzie pewnie niezła. Kolega dogadał się, o co mniej więcej chodzi, po czym poprosił o przesłanie drogą elektroniczną większej ilości szczegółów, żeby mógł zrobić wycenę. Reakcja?

"Ale jak to, JA mam za to płacić?! Pan bezczelny jest, ja panu pozwalam wpisać sobie do CV, że pan DLA MNIE pracował, a pan jeszcze kasę chce wyłudzić?!"

Nie wiem, jak kolega zdołał się oprzeć takiej ofercie.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 672 (746)

#58952

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chyba byłam trochę wredna. Ale należało się babie.

Stałam sobie spokojnie w kolejce do kasy. Przede mną młoda kobieta ze sporymi zakupami i nosem zadartym pod sam sufit, ale żaden plastik właściwie. Sęk w tym, że zachciało jej się na kogoś powydzierać, a najbliżej była kasjerka.

Babsko: No co tak wolno?! - zaczęła uprzejmie - Ile można czekać?
Kasjerka: Staram się spieszyć, jak tylko mogę.
B: No to chyba coś ci nie wychodzi! Szybciej, do urwy nędzy, przecież nie będę tu sterczeć całe popołudnie, ja mam życie, nie to co ty! Siedzą takie na kasie, bo się nie dostały nigdzie indziej i jeszcze ludziom życie utrudniają!
K: Proszę przestać mnie obrażać, już skończyłam kasować. 55,40 zł się należy.
B: Jeszcze bezczelna w dodatku! I tak cię żaden facet nie będzie chciał!

To był ten moment, w którym nie wytrzymałam.

Ja: Mimo wszystko faceci wolą kasjerki od dziwek.

Panią wmurowało. Nawet na mnie nie spojrzała, tylko szybko spakowała zakupy i odbiegła, potwierdzając moją tezę, że buty na szpilkach nie są dla wszystkich.

A uśmiech kasjerki pamiętam do dzisiaj :)

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 641 (947)

#58055

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój kolega jest obecnie na studiach informatycznych. Dzisiejszą historię opisuję ja, ale z jego pełną aprobatą. Otóż dorabia on tworzeniem stron internetowych - jego klienci wiedzą, że wciąż się uczy i stąd niskie ceny, ale większość jest z efektów zadowolona.

Ostatnio jeden pan nie był. Może się zdarzyć i kolega zawsze wykonywał poprawki, stosował się do wszelkich uwag, w razie problemów szukał pomocy u kumpli z roku wyżej i nierzadko siedział nad projektami do nocy. Tym razem jednak za nic się spasować strony nie udało - zły kolor, zła czcionka, zły układ, złe fotografie (to mnie ubawiło, bo zdjęcia klient dostarczał osobiście) i ogólnie to nie tak miało być.

Jakie pan zaproponował rozwiązanie?
"Ja panu nie zapłacę!"
Uprzejme to było, ostatecznie kolega trochę czasu poświęcił (nie ma w zwyczaju brać zaliczek, ale po raz pierwszy go to kosztowało tyle nerwów), no ale pan zdecydował. No to klasyczna formułka, że strona nie będzie dostępna, dostarczone zdjęcia kolega usunie itd. Reakcja?
"Ha! A to pan informatyk i pan nie wie, że Z INTERNETU NIC SIĘ NIE DA WYMAZAĆ?! Ta strona zostaje, choćby się pan nie wiem jak starał, hahahahaha!"

No cóż. Kolega kliknął parę razy myszką i magicznie usunął stronę spod adresu, pod jakim miała być dostępna. Teraz czekamy na reakcję :)

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1142 (1180)

#57490

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakiegoś czasu panuje moda na hejtowanie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Dzisiaj wdałam się z rozmowę z moją mamą na ten właśnie temat i zaczęłam sama szukać. Wyniki?

Na początek polecam artykuł: http://niepoprawni.pl/blog/3787/dlaczego-nie-daje-owsiakowi-argumenty-w-punktach

Zacznijmy od tych nieszczęsnych szpitali, które biedne muszą się uporać z nadmiarem sprzętu do ratowania ludzi. Dobrym przykładem są badania słuchu noworodków - od kilku lat (co najmniej 4, wtedy urodziła się moja siostra) 100% dzieci w Polsce w pierwszych tygodniach życia ma badany słuch. Dla porównania w większości krajów europejskich badania te wykonuje się na co n-tym z kolei noworodku - a nuż wychwyci. Innymi słowy jesteśmy w ścisłej czołówce.

To może teraz trochę o finansach. Bawi mnie zwłaszcza zarzut, że ze zbiórek finansuje się Woodstock. Otóż niespodzianka - WOŚP posiada sponsorów i to oni płacą za całą imprezę. Ktoś kojarzy reklamy Play'a sprzed każdego kolejnego finału? Tak, oni też dają na to kupę kasy. A nie są jedyni. Co do spółki "Złoty Melon" to nie ona rozlicza się z pieniędzy fundacji, więc zarzut ten jest całkowicie bezpodstawny.

A na koniec najlepsze. W artykule (tym, ale nie tylko tym) przytoczono przykład Caritasu jako instytucji dużo efektywniej wspierającej potrzebujących. Dla niezorientowanych - niespodzianka. Caritas jest instytucją kościelną. Oznacza to nie tylko, że do grona potrzebujących zalicza jedynie katolików, ale przede wszystkim, że nie musi się on rozliczać przed państwem. Owsiakowi siedzi na głowie na przykład Ministerstwo Finansów i gdyby wykryto jakiekolwiek nieprawidłowości w rozliczeniach, to inni przeciwnicy wytknęliby mu to już dawno, w dodatku drogą sądową, a nie internetową. Nie staram się krytykować działalności Caritasu, ostatecznie cel podobny, ale sami twierdzą, że koszty administracyjne pochłaniają 9% funduszy zebranych. Owsiak zamyka administrację w 8%. Oznacza to 92% sumy przekazany na cel charytatywny, więc szczerze gratuluję pani, której z obliczeń wyszło 50%.

Tak dla podsumowania wrzucę jeszcze jeden link, będący odpowiedzią na poprzedni artykuł: http://www.stopmanipulacji.info/wosp-na-cenzurowanym/

Zapraszam do dyskusji.

Skomentuj (84) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 264 (596)
zarchiwizowany

#56498

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak się złożyło, że mojemu koledze zamarzył się ostatnio nowy aparat fotograficzny - chłopak interesuje się tematem od dawna, zna się na tym nieźle, sprzęt nowy się przyda. Dziadkowie zaoferowali, że z okazji zbliżających się Świąt mogą coś fajnego mu sprezentować, ale ponieważ oni nie do końca wiedzą, co mu by pasowało, poprosili o pomoc w wyborze. W efekcie wylądowaliśmy oboje w jednym z dużych sklepów z elektroniką w jednej z galerii (ja tylko jako towarzystwo, na fotografii nie znam się ani trochę). Brzmi fajnie, prawda?

Kolega miał już wybrane kilka modeli, chciał pooglądać i zdecydować. Znalazł co chciał, ale potrzebował jeszcze kilku informacji, więc z miłym uśmiechem poprosił o pomoc pana z obsługi. Pan sympatyczny, podszedł pooglądać co wybraliśmy, udzielił potrzebnych informacji. Sielanka. Zabawnie zrobiło się dopiero później.

Przed wami skrócona wersja dialogu. W rolach głównych:
- mój kolega (nazwijmy go Andrzej) - A
- sprzedawca - S

S: Tak, tak, faktycznie popularny model... Ale może mógłbym zaproponować jeszcze coś innego? Tu mamy ciekawą ofertę, może to pana zainteresuje, pan sobie obejrzy... Aparat X, bardzo chwalony, doskonale utrwala kolor, pozwala na ustawienie wysokiego czasu naświetlania... [wybaczcie brak szczegółów, ja się naprawdę nie znam]. Cena obniżona, nigdzie pan takiej nie znajdzie [może i obniżona była, ale wciąż wyższa o jakieś 200 zł od cen najdroższych aparatów oglądanych przez Andrzeja]
A: No tak, znam ten model, ale naczytałem się trochę negatywnych opinii. Wie pan, podobno traci na ostrości przy dużym naświetleniu i ma tendencje do psucia się, dużo bardziej interesują mnie aparaty A, B i C...
S: Naprawdę znalazł pan jakieś negatywne opinie? To dziwne, klienci bardzo sobie chwalą...
A: Rozumiem, ale jednak dziękuję. Poza tym cena trochę przerasta jego wartość.
S: Ale wiem pan, ja sam mam taki aparat. Używam go od dwóch lat i nigdy żadnych problemów nie miałem, sprawuje się świetnie, a tych funkcji nie znajdzie pan nigdzie indziej, to nowy pomysł...
A: O, pan już dwa lata używa tego aparatu? Jest pan pewien, że tak długo?
S: Tak, pamiętam, kupiłem go w okolicy sylwestra, a nic się nie psuje, aparat idealny!
A: A to ciekawe... Bo wie pan, ja na ten model natknąłem się pod nagłówkiem "premiery roku 2013"...
S: ...

Kurtyna.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 253 (333)

#45739

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niniejszym serdecznie pozdrawiam wszystkich kierowców, którzy nie ustają w wysiłkach, by nauczyć krakowskie tramwaje latać.

Chciałbym też wyżej wymienionych poinformować, że jak na razie starania te pozostają bezowocne i jedną metodą na ominięcie zaparkowanego na połowie drogi samochodu jest odnalezienie kierowcy i nakłonienie go do usunięcia auta z zasięgu torów. Pasażerowie zatrzymanego tramwaju mają w takiej sytuacji aż dwie możliwości - iść dalej na piechotę lub marznąć na chodniku, czekając na cud.

Dziękujemy.

mpk

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 670 (736)
zarchiwizowany

#38791

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed dodaniem tego tekstu wahałam się długo ze względu na to, że większość z was i tak pewnie nie uwierzy, że naprawdę spotkałam takiego człowieka. Ale znam go osobiście, chodziłam z nim do klasy przez 3 lata i gdyby nie to, też miałabym problemy z uwierzeniem w to co piszę.

Otóż mój kolega jest młodszy ode mnie o rok. Wcześniej poszedł do szkoły - nic dziwnego. Czyta w tempie ekspresowym, ale książek bestsellerowych się się nie tyka. Encyklopedie, słowniki, historia Polski itp - zna to na pamięć. Sam edytuje wikipedię. No ok, skoro lubi... Muzyka? Poważna, owszem. Żadna inna nie. Sport? A skąd, on jest przewlekle chory (nic dziwnego skoro ciągle siedzi w domu) - na wf nie chodzi, w piłkę nie gra, nie pływa, nie robi kompletnie nic. Byle dziecko może tknąć go palcem, on się od razu uchyla i dosłownie zaczyna jęczeć jak ktoś go mocniej klepnie po plecach. W pierwszej klasie gimnazjum na każdej przerwie dzwonił do mamy (która sama jest nauczycielką, ale w innej szkole - akurat im się przerwy pokrywały). W trzeciej trochę z tym wyhamował, ale cały czas pytał się rodziców o najprostsze rzeczy. Nie mógł chodzić na imprezy, urodziny, zajęcia dodatkowe, do domu do kolegi czy koleżanki, a osoby, z którymi mógł się zadawać, wyznaczali mu rodzice. Serio - przeglądali na facebooku zdjęcia znajomych z klasy i mówili, że te cztery dziewczynki są grzeczne, a te skończą pod latarnią, nie zadawaj się z nimi. Oczywiście wszystko to bzdury, ale ile się można dowiedzieć na podstawie profilu na fejsie? Innymi słowy: pełna kontrola. Co więc mój szanowny kolega robił w domu? Uczył się - cały dzień. Musiał mieć zawsze najlepsze oceny (i miał... z tych przedmiotów, które da się wykuć na pamięć - majca, fizyka itp sprawiały mu trudności). Nie miał żadnych obowiązków domowych, ale kompletnie żadnych, nie musiał nawet sprzątać własnego pokoju: tylko zakuwać. Ale to dopiero początek.

Otóż mój kolega twierdził, że pochodzi ze szlachty (!). Ma takie korzenie, ok - nam nic do tego. Ale on uważał się za lepszego od nas, bo miał herb szlachecki! Wśród gimnazjalistów takie poglądy nie są zbyt popularne i nikt nie traktował go na poważnie, ale na serio wkurzał się i darł na nas, że go nie szanujemy i co to z nami będzie (wszystko bez grama przekleństw).

Następna sprawa: religia. Otóż kolega czapki w kościele nie zdejmował (bo jest chory) ale Boga bronił gorliwie o każdej porze dnia i nocy. Nie ukrywajmy, większość mojej klasy wyznawała ateizm albo agnostycyzm, ale nikogo nie tępiliśmy ze względu na to, że wierzy, bo to nie nasza sprawa. Problem w tym, że on tępił nas. Wyzywał od heretyków, wysyłał na stos, wyrzekał się kontaktów, groził wyrzuceniem ze znajomych na facebooku (!). To była wojna w czystej postaci.

Next: polityka. Monarchia, Korwin Mikke i PiS. No oczywiście. Kaczyński był świętym męczennikiem, który zginął w zamachu zorganizowanym przez Tuska i Putina. Byli świadkowie, ale zaginęli w tajemniczych okolicznościach. Sztuczna mgła. Zdalnie sterowane brzozy. Itp. Ktoś się nie zgadza? Podważa wiarygodność Prezesa Jarosława? Na stos z nim! (przypominam, że to poglądy 12 - latka)

No i ostatni temat, czyli stosunek do świata. Otóż to, że kolega nigdy nie przepuszczał dziewczyn w drzwiach, zawsze musiał być pierwszy, najlepszy itd - ok. Poglądy miał trudne do zaakceptowania, bo uważał m.in, że:
- Polska powinna zaatakować państwa sąsiednie (np. Litwę), żeby odzyskać terytoria, które kiedyś posiadała - a skoro Śląsk nie był kiedyś polski, to Niemcy go sobie mogą wziąć, to i tak oni tam rządzą
- Kobiety są od prania, gotowania, sprzątania, rodzenia dzieci i opiekowania się nimi: nic poza tym
- Kościół zawsze ma pierwsze miejsce, bo przecież wszyscy powinni wierzyć w Boga Jedynego, a jak ktoś nie wierzy, to nie powinien żyć
- Homoseksualizm jest nieuleczalną chorobą psychiczną i powinien być karany śmiercią
- Do szkoły obowiązuje stonowany strój. Jeżeli któraś dziewczyna ośmieliła się założyć krótką spódniczkę (np. kawałek za kolano), było to niestosowne, a wszelkie inne 'przejawy bycia prostytutką' powinno się tępić - to nic, że nauczyciele tolerują kolorowe ciuchy i lekki makijaż, on zabrania
- Spodobała mu się koleżanka z klasy niżej, ale nasłuchała się trochę o nim i odmówiła spotkania - w związku z tym nałożył na nią KLĄTWĘ i pisał że jej nienawidzi i żeby zdechła
- Tak się składa, że wybieram się do liceum stojącego najwyżej w rankingach mojego miasta. On trafił do szkoły też górnej półki (do mojej nie chciał iść), do której miałam iść także ja, ale zmieniłam wybór i się przeniosłam - wobec tego moje przyszłe i wymarzone liceum nazwał "socjalistycznym, zaplutym karłem rekacji", a mnie " zwykłą bezmózgownicą, zapatrzoną w swoją młodą rodzinę bez historycznych, patriotyczno-narodowych tradycji": twierdzi, że jeszcze pożałuję
- Ponieważ on co roku spędza 3 tygodnie wakacji w miejscowości nad Bałtykiem, gdzie się nudzi, a ja miałam w planach Bałtyk, obóz i zagraniczne wyjazd, ja powinnam odwołać swoje wakacje (stracić zaliczkę za obóz i przekonać rodziców, żeby mnie zostawili samą w domu na dwa tygodnie, co jest nierealne). Bo tak.
Ale najgorsze było to, że do swoich poglądów starał się przekonać wszystkich dookoła i nie słuchał żadnych argumentów ani chociażby próśb o zostawienie nas w spokoju. Wiadomo, ze afery były, sprawa lądowała niejednokrotnie u wychowawczyni, ale co ona mogła zrobić poza poradzeniem nam, żebyśmy z nim nie gadali o polityce skoro się nie da?

I jestem doskonale świadoma tego, że to nie jego wina, ale nie jestem w stanie utrzymywać z nim kontaktów. Po wyzwiskach i obrażaniu mnie, mojej szkoły, znajomych, rodziców itd (od pierwszej klasy nauczył się odrobinę przeklinać) po raz pierwszy użyłam na facebooku opcji "zablokuj tą osobę", na sms'y nie reaguję, telefonu nie odbieram. Ale straszne jest dla mnie to, że rodzina (głównie ojciec i dziadek) może zrobić dziecku takie pranie mózgu.

To jest autentyczna historia. Mój kolega idzie po wakacjach do nowej szkoły i szykuje się na nową wojnę. Ale jeżeli po tym świecie chodzi więcej osób z takim podejściem do ludzi, to moje optymistyczne wizje przyszłości już wkrótce rozbiją się w drzazgi o mur ich ograniczonego myślenia.

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (262)
zarchiwizowany

#31605

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Słowem wstępu - przed oknami mam wiejską drogę, która służy jako dojazd do 3 domów; w tym mojego. Jest to droga prywatna, o czym informują znaki zakazu wjazdu. Można nią jednak przejechać na drugą stronę, omijając w ten sposób korek na nieco główniejszej ulicy.

Mieszkańcy, w tym moi rodzice, regularnie zastawiają drogę samochodem, żeby ludzie nie przejeżdżali i nie dziurawili nam nawierzchni. Zawsze się trafi paru takich, którzy koniecznie muszą przejechać tędy, bo tam jest korek. Zazwyczaj wystarcza parę słów wyjaśnienia - droga prywatna, brak przejazdu, do widzenia (kiedyś mój tata odprawił nawet policję, która na dobrą sprawę i tak mogła ominąć korek z kogutem). Ale dzisiaj trafili się tacy, którym to nie wystarczyło.

Pierwsza była urocza para państwa Piekielnych - młode małżeństwo, dziecko w aucie. Oboje bardzo rozmowni i znający wiele ciekawych pojęć - szkoda, że większość musiałabym ocenzurować. Rekord wciskania klaksonu - około 3 minuty. Bez przerwy. Współczuję dziecku. Mój szanowny tata w krótkich, prostych słowach wyjaśnił, że nie przestawi samochodu, mają zawrócić, bo są na terenie prywatnym. Dowiedział się (on i wszyscy sąsiedzi, którzy z zadziwiającą solidarnością próbowali mu pomóc w tłuczeniu parce do głowy, czemu nie wolno im tędy jechać) całkiem sporo o swoim zdrowiu psychicznym, przodkach i charakterze. Przy okazji usłyszał też, że Piekielni lada moment zadzwonią po policję, ale była to taka sama bzdura jak reszta ich wypowiedzi. Skończyło się na groźbach. Pojechali.

I szczerze mówiąc myślałam, że na tym akcja się zakończy - w końcu dwóch wariatów jednego dnia? Niemożliwe? A jednak.

Następni Piekielni objawili się w postaci dwóch panów z Warszawy. Co ciekawe, przyjechali oni od drugiej strony, czyli gdyby tylko zechcieli skorzystać z lepszej, wyasfaltowanej ulicy parę metrów dalej, nie natknęli by się ani na nasze auto, ani na korek (bo tworzy się on przy wyjeździe, a panowie wjeżdżali). Ale Piekielni wiedzą lepiej, a w ogóle najlepiej wie ich GPS, który ich tu doprowadził. Droga jest, można jeździć. Proste, prawda?

Z racji tego, że rodzice odmówili przestawienia samochodu, panowie zgodnie ze swoimi groźbami zadzwonili po policję. Niebiescy akurat mieli pilniejsze wezwanie, więc zjawili się po godzinie. W tym czasie mój tata też do nich zadzwonił (bo nie mieliśmy pewności, czy Piekielni nie blefują). Patrol już jedzie, świetnie.

Jak się skończyło? Panowie zyskali dwie godziny dłuższą delegację, ale wyjechać i tak musieli tyłem, bo policja przyznała rację mieszkańcom. Zrobić nic nie mogli (bo to teren prywatny), ale Piekielnym nie chciało się najwidoczniej dłużej kłócić.

Plusy? Były, jak zwykle. Przede wszystkim sąsiedzi zyskali wspólnego wroga i po spędzeniu tych kilku godzin na staniu na drodze i awanturowaniu się, wreszcie poruszony został temat zainwestowania w szlaban.
A poza tym od miłego pana policjanta mój tata dowiedział się, że od pół roku ma nieważny przegląd ;)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (197)

#29948

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od paru lat jeżdżę na waveboardzie. Dla tych, co nie wiedzą - waveboard to deska. Taka na dwóch kółkach. Nie jedzie się po linii prostej, tylko odrobinę ′kołysze′ na przemian prawą i lewą nogą (Od angielskiego "wave", czyli fala). Pracują głównie kolana, ale wiadomo, że wyrabia się też trochę talię, więc jestem teraz odrobinę lżejsza :)
W każdym razie waveboard jakoś szczególnie popularny nie jest, zwłaszcza że wydaje się toto skomplikowane. A nie jest. No nieważne.

W każdym razie miejsce akcji: jeden z bardziej zatłoczonych parków Krakowa, weekend, słoneczko, wiadomo - trochę ludzi jest. No ale ok, da się jeździć.

I tu dochodzimy do państwa Piekielnych. Zaczęło się od jakiejś babci, która na mój widok zaczęła wołać wnusia bawiącego się na trawce obok jakąś piłką czy czym innym. Chłopiec przyleciał popatrzeć, powykrzykiwał coś, że fajne, że co to. No więc zatrzymałam się, wyjaśniłam jak się to nazywa i powiedziałam, że na razie jeszcze za mały trochę jest (nie dałby sobie rady z utrzymaniem się na desce), ale może za parę lat też będzie śmigał. Na co babcia wielce oburzona zaczęła mamrotać pod nosem, jaka to ja jestem okropna, że dziecku odmawiam przyjemności. No ale cóż, nie mój problem. Jadę dalej.

Kolejna była urocza mamusia, która podeszła do mnie, kiedy stałam z boku alejki i klikałam na telefonie. Deska leżała obok mnie, jedną nogę miałam wciąż na niej. A tu kobieta podbiega ze swoim synkiem i najzwyczajniej w świecie stawia dziecko na desce. Od razu wyjaśniam, że gdybym nie podtrzymywała waveboardu nogą, nie stałby prosto, bo na dwóch kółkach się przecież nie utrzyma w pionie.
Ogólnie Piekielna Mamusia postawiła dziecko na jednej części deski (na drugiej był mój but) i cała szczęśliwa.

Ja małe wtf, ale nie chciałam się kłócić z kobietą starszą ode mnie tak ze dwa razy, wiec grzecznie zapytałam, czy mogłaby wziąć dziecko, bo chcę jechać. Na co ona na mnie, że jestem brutalna i niewychowana, że co mi zrobiło to biedne dziecko, że muszę przestać myśleć tylko o sobie i co mi szkodzi chłopca przewieść. Ja na to, ze mi przykro, ale to niemożliwe, bo ta deska jest jednoosobowa i ma ograniczone możliwości. W odpowiedzi usłyszałam, że takie jak ja powinno się mordować zaraz po urodzeniu. No ciekawe.

Ale najwredniejszy komentarz i tak był jeszcze przede mną. Jak tylko pozbyłam się szanownej Piekielnej i jej synka jakiś pan, w odpowiedzi na grzeczne pytanie zaciekawionej waveboardem córeczki oznajmił, że "To rozrywka dla dziwek, zobacz jak ta dupą kręci".

Nawet się nie wykłócałam. Z debilem nie wygrasz.

Ale ci ludzie wyczerpali moją dzienną porcję cierpliwości i jakiemuś chłopakowi, który strzelił mi tekstem "Ale dupa", odpowiedziałam "Ale morda", na co jego kolega prawie zszedł ze śmiechu. ;)

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 849 (943)