Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nidaros

Zamieszcza historie od: 16 maja 2012 - 3:03
Ostatnio: 13 kwietnia 2013 - 20:54
O sobie:

"A ja myślę, że całe zło te­go świata bie­rze się z myśle­nia. Zwłaszcza w wy­kona­niu ludzi całkiem ku te­mu nie mających predyspozycji." (A.S.)

  • Historii na głównej: 39 z 62
  • Punktów za historie: 42047
  • Komentarzy: 301
  • Punktów za komentarze: 3956
 
zarchiwizowany

#35966

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Iron86 przypomniała mi zeszłoroczny epizod w przedszkolu u młodego.

Przedszkole rokrocznie ma swoją "ramówkę" - spektakle na Dzień Matki, Ojca, Dziadka, Babci, Na Boże Narodzenie, i tak dalej, i tak dalej... Zostałem poproszony przez przedszkolankę o udział w spektaklu bożonarodzeniowym. Spektakl był obsadzony głównie przez dzieci, ale było też kilka ról dla dorosłych. Miałem być listonoszem, który wręcza Mikołajowi listy od dzieci. Krótki epizod, jedno zdanie ;)

Przedszkolanka załatwiła dla mnie autentyczny współczesny strój listonosza - granatowa kurtkę z logo Poczty Polskiej. Nie był to mundurek-przebranie, tylko zwykły roboczy strój przedstawiciela rodzimej instytucji. Stąd pewnie późniejsza omyłka...

Na przedstawieniu pełna sala - oprócz dzieci zaproszono rodziców i dziadków. Wszyscy chcieli obejrzeć swoje pociechy w akcji. Spektakl przeleciał bez przeszkód, schodzimy ze "sceny" i w tym momencie czuję lekkie tarmoszenie za rękaw.

To jedna z babć miała do mnie ogromną prośbę - czy ja wiem coś w sprawie przesyłki nr xxxx, bo ona reklamacji nie może załatwić od miesiąca.

Próbowałem wytłumaczyć delikatnie, że nie jestem prawdziwym listonoszem. Chyba w końcu zrozumiała, choć nie jestem pewien, czy w głębi ducha nie uznała moich wyjaśnień za czcze wykręty.

Zastanawia mnie, jak ludzie mylą fikcję z prawdą - słyszy się o podchodzeniu do aktorów serialowych i witaniu ich imieniem granych postaci. Iron został wzięty za lekarza. Ja za prawdziwego listonosza. Brak rozeznania w rzeczywistości, zagubienie?

Przedszkole

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 67 (175)
zarchiwizowany

#35262

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś jakoś od rana sobie tu siedzę, jesteśmy z młodym w ogrodzie, on w gumowym basenie, ja z tabletem - restart po całej traumie związanej z końcem roku. Przeglądam więc swoje konto. Miałem od rana wymianę komentarzy pod paroma wpisami, widzę teraz, że ktoś wszedł w zakładkę moich komentarzy i zminusował bez czytania, jak leci, nawet te, które są pod wpisami zarchiwizowanymi - nie tylko moimi. Mam nadzieję, że mu para zeszła.

Zastanawia mnie, czy po dłuższym czasie obcowania z tą stroną również zacznę się bawić w "kung-fu fighting", doszukiwanie się luk, aby się dopierniczyć, w każdym nowym wpisie, minusowanie jednych za ortografię, a innych za to, że zminusowali kogoś za ortografię.

Dodam, że wpis uważam za jak najbardziej stosowny na stronę, dopi.erd.alactwo to jeden z podstawowych objawów piekielności.

Na pohybel hejterom.

piekielni.pl

Skomentuj (76) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (387)
zarchiwizowany

#35258

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z wczorajszej opowieści starego kumpla, który pracuje w WAM-ie (Wojskowa Agencja Mieszkaniowa) i zawsze, gdy się spotkamy przy piwku, rozwiązuje wór anegdot o swoich petentach z armii.

Jednostka wojskowa. Kontrola odgórna. Rekruci zapędzeni do szorowania fug szczoteczkami. Ma być czysto jak w reklamie Ajaxu czy innego Cifa.

Chłopaki zwijają się ostro, wszystko wymyte, wyszczotkowane, wypolerowane na błysk. Wchodzi dowódca, sprawdza stan.

- G.ówno żeście tu sprzątali! Syf z malarią!
Chłopaki patrzą jeden na drugiego, narobili się jak dzikie osły, a tu opiernicz. Dowódca zapowiada, że za pół godziny wraca i jeżeli nie zastanie takiego porządku, jakiego oczekuje, wyciągnie konsekwencje.

Szybka narada, czego w ogólnym wystroju wnętrza zabrakło.

W końcu jeden z nich bierze pudełko z pasta do podłóg; nie ma czasu pastować całości, bierze więc trochę i rozsmarowuje pod grzejnikami - ciepło sprawia, że zapach pasty rozchodzi się niemal natychmiast.

Wraca dowódca. Wchodzi, skupia się - i twarz mu się rozpromienia.

- No. Jak się chce, to można. I tak trzymać.

Armia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 373 (397)
zarchiwizowany

#34910

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na linii, z której zazwyczaj korzystam, kontrola biletów to norma. Przeciętnie co drugą jazdę trafia się na kontrolera, więc wsiadanie bez biletu to przysłowiowa bramka samobójcza.

Wczoraj jechałem do centrum. Siadłem sobie z tyłu autobusu i tam właśnie przy mnie złapano gapowicza. Standardowa procedura: mandat, spisanie, pouczenie co do zasad wniesienia opłaty. Parę minut to zazwyczaj trwa, więc zdążyliśmy dojechać do kolejnego przystanku.

Otworzyły się drzwi. Kontroler był doskonale w nich widoczny, w ręku bloczek, na szyi legitymacja.

Wsiada parka w wieku późnolicealnym lub studenckim. Roześmiani, popatrują na kontrolera, biletów jednak nie kasują. OK, ich sprawa, może mają sieciowy...

...jednak nie. Poproszeni o okazanie biletu okazują się być gapowiczami.

Tu zatkało nawet zaprawionego w bojach kanara, zdołał tylko wydukać:
- No przecież państwo mnie widzieli, po co państwo w ogóle wsiadali?
Wzruszyli ramionami, sami najwyraźniej nie pojmując, jak to się mogło stać.

Nie jest to jakaś wybitna piekielność i na samych bohaterach się jedynie odbiła, można by rzec: autopiekielność.

Opisuję to dlatego, że z upływem lat przejawy ludzkiej głupoty/tupetu/braku instynktu samozachowawczego/niepotrzebne skreślić zadziwiają mnie coraz bardziej.

komunikacja_miejska

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (254)
zarchiwizowany

#34526

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W tej historii byłem tylko widzem.

Autobus.
Bohaterowie: dresik w wieku gimnazjalnym i pracownik fizyczny przed emeryturą (spalony słońcem, w odzieży roboczej, muskularny, siwy facet).

Dresik: wsiada, siada, odpala telefon ,a z telefonu jakiś łomot, który zapewne jest jego ukochaną muzyką. Po paru minutach pasażerowie mają ochotę wyć, walić głowami w szyby i gryźć poręcze.

- Wyłącz to, młody - polecił mu barczysty.
Młody wzruszył ramionami.
- Wyłącz, mówię. Masz coś z słuchem?
- S..dalaj, dziadu - zaproponował uprzejmie meloman linii miejskiej 210.
Barczystemu mignęło coś niedobrego w oczach:
- Masz k...wa problem gówniarzu? To wysiadaj.
- Weź się, k..wa odp...dol!
- To wysiadaj! K.wa, wyczyszczę tobą chodnik!

Meloman prychnął i wgapił się w okno. Muzykę lekko ściszył, ale nie wyłączył. Barczysty wzruszył ramionami, mrucząc pod nosem "gówniarz".

Po chwili wsiedli kontrolerzy.

Obaj supermani nie mieli biletu... Młody jakoś przestał kozaczyć i chyba nawet łza mu jakaś błysnęła w oku, barczysty bąknął:

- To już czwarty w tym tygodniu, i tak nie zapłacę.

I tak się zastanawiam, kto tu był piekielny.
Świetnie jestem sobie w stanie wyobrazić, że obydwaj panowie popełniają właśnie tekst na portalu.

Barczysty: "Jedzie sobie taki gówniarz i w d...pie ma innych, kompletny brak wychowania"

Młody: "Tak to starsi wymagają od nas kultury, a sami są chamscy"

A prawda jest chyba taka, że trafił swój na swego.

komunikacja_miejska

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (222)
zarchiwizowany

#34339

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedy Synu rozpoczął swoją karierę przedszkolną, okazało się, że jeszcze jeden chłopczyk nosi to samo imię. Panie, chcąc ich rozróżnić, przydzieliły tamtemu chłopcu miano, dajmy na to, Staś, a na naszego zaczęły wołać Staszek, mimo, że w domu obsługuje tę pierwszą wersję. Synu na początku nie mógł się oswoić z modyfikacją imienia, w końcu jakoś przywykł...

...parę dni temu odbierałem go z przedszkola. W tym samym momencie, w którym wsunąłem głowę do sali, wołając "Stasiu, chodź do taty!", zrobiła to samo jakaś mama, wołając... "Staszek, mamusia przyszła!".

Chłopcy cały rok funkcjonowali pod "nie swoimi" zdrobnieniami, a wystarczyło zapytać, jak się na nich woła w domu.

Wiem, drobiazg. Ale coś mówi o stosunku do dzieciaka.

Przedszkole

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 347 (463)
zarchiwizowany

#34169

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatni tydzień przed wakacjami.

Oceny wystawione, czas na drukowanie świadectw, wypisywanie nagród i uzupełnianie dokumentacji.

Właśnie dostałem maila od koleżanki, że od jutra w bibliotece będzie można odebrać nagrody książkowe do wypisania dla uczniów, którzy otrzymają świadectwa z wyróżnieniem.

Pięć sztuk.
W mojej klasie świadectw z wyróżnieniem będzie dziesięć.

Wykonałem telefon do matki, która jest w mojej klasie przewodniczącą trójki, z pytaniem, czy mamy jeszcze fundusz, żeby dokupić brakujące nagrody. Mamy i dokupimy.

Tyle, że sposób rozwiązania tej sytuacji uważam za skandaliczny. Szkoła jest teoretycznie bezpłatna. Rodzice płacą też na komitet rodzicielski. A na koniec roku nie ma pieniędzy, żeby choćby symbolicznie nagrodzić dobrych uczniów za ich całoroczną, ciężką pracę.

Mógłbym kogoś pogryźć z bezsilności.

Szkoła

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (292)
zarchiwizowany

#34062

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z historii zaległych.

Było tej zimy parę dni/tygodni (niepotrzebne skreślić, nie pamiętam dobrze) wyjątkowo mroźnych. Ot, pod -30. Nie, żeby zaraz białe niedźwiedzie, ale oddech się na kołnierzu krystalizował.

Wyruszyłem dnia tego do pracy środkiem komunikacji miejskiej, gdyż nasz Złomek odmówił kilka dni wcześniej współpracy i wybrał urlop w serwisie. Tupałem właśnie i chuchałem w dłonie na przystanku, czując, że zamiast kości mam ciekły kryształ, gdy uwagę moją przyciągnęło dwóch romskich chłopców, żebrzących o pieniądze.

Zadygotałem i uświadomiłem sobie w tym momencie, co następuje:

1. Chłopcy stanowią razem wzięci 1/2 mojej masy - więc jest im bardzo zimno.
2. Mają zdarte, jesienne kurtki - więc jest im bardzo zimno.
3. Nie mają czapek i szalików - więc jest im bardzo zimno.
4. Nie wyglądają, jakby zjedli/wypili coś gorącego przed wyjściem - więc jest im bardzo zimno.

Czyż nie powinni siedzieć w tym momencie, jak inni chłopcy w ich wieku, w znienawidzonej, ale ogrzanej szkole, gdzie w stołówce czeka ciepły obiad, i biedzić się - o losie! - nad matematyką, przeżywając utrapienia stosowne do wieku?

W tym momencie na przystanek długim, prężnym krokiem wkroczyło dwóch dryblasów ze straży miejskiej, sokolim wzrokiem wypatrując ludzi dogrzewających się "dymkiem". Podszedłem:

- Panowie, macie "klientów", chłopcy są zapewne bez opieki. Mamy obowiązek szkolny, również dla imigrantów, czy nie powinniście odstawić ich do stosownej placówki?

Skrzywili się na tę propozycję babysittingu, ale podeszli, pogadali z chłopakami i zabrali ich ze sobą.

Na drugi dzień chłopcy byli znowu.
Zadzwoniłem po stosowne służby.
Na trzeci dzień byli znowu...
Reakcja jak wyżej. Pytam, czy nie są w stanie wyegzekwować, żeby dzieci miały należytą opiekę.

Odpowiedź:
- Panie, co pan! O polskie dzieci pan się martw, a nie o tych małych brudasów!

Złożyłem skargę. Napisałem też do rejonowej szkoły podstawowej (mają obowiązek wszcząć postępowanie), MOPS-u i inspektora do spraw nieletnich.

Chłopcy przestali się pojawiać.
Nie łudzę się jednak, że dlatego, iż ktoś się nimi zajął. Najprawdopodobniej zmienili rewir.

System opieki społecznej

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (264)
zarchiwizowany

#33649

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedziela. Msza dla dzieci.

Jedna z nielicznych, które naprawdę są skonstruowane pod małego człowieka; dziecko nie generuje syków zniecierpliwienia i ataku specjalnego pt. "zabójczy wzrok".

Jedna z matek odstawiona chyba raczej na odpust, niż na nabożeństwo: różowy topik bez rękawów, tapeta taka, że strach klepnąć w plecy, by maska nie spadła, blond loki do pasa, których pochodzenia, śmiem przypuścić, naturze nie zawdzięcza. Nieważne.

Obok miniaturka rzeczonej mamy. Lat około czterech-pięciu.

Modlitwa, w której celebrans podsuwa słodkim dzieciętom mikrofon pod buzie, żeby pomodliły się za co i za kogo chcą. Padają intencje typu "za babcię, dziadka, tatusia, pieska i za cały świat". W sumie dość rozrzewniające.

Mała miss również sprintem grzeje po mikrofon, wyraża intencję "za całą moją rodzinę", wraca do matki i, gnąc się w euforycznych zawijasach, głosem wcale niecichym, za to mocno kokieteryjnym, wypala ku konsternacji bliźnich:

- I co, ładnie mnie było słychać przez mikrofon?

Milusińscy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (140)
zarchiwizowany

#33141

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Estetycznie nie będzie, uprzedzam wszystkich, którzy zdecydowali się spożyć przed monitorem posiłek ;)

Babcia moja ze strony naszej macierzy wychowała się w czasach aranżowanych małżeństw. Tak za pośrednictwem swata. Historia, którą ufetowała mnie, wówczas nieletniego, przydarzyła się którejś z jej licznych sióstr.

Otóż niedoszły pan młody w towarzystwie swego swata odwiedził był potencjalną narzeczoną, tęże siostrę właśnie. Na pozór wizyta przebiegała dobrze; spodobał się, ustalenia szły w pomyślnym kierunku. Pokazał też, że potrafi zjeść i wypić, co pradziad mój był niezwykle cenił, mawiając po staropolsku: "jak kto je, tak pracuje" :)

Pech zrządził, że potrawą, którą potraktowano miłych gości, były knedle ze śliwkami. Knedle po wiejsku, wiadomo: nie supermarketowe groszki, tylko bomby nuklearne, z potrójną śliwką wewnątrz, zalane kwaśną, gęstą jak krem śmietaną z cukrem, którą nożem prawie można było krajać.

Panowie obaj obżarli się ponadprzeciętnie, nawet jak na ówczesne standardy. A śliwki, wiadomo, wpływ na jelita śmiertelnika mają bardzo dobroczynny...

Młody, obudziwszy się w nocy obok swego swata, poczuł, że cosik go "na wnątrzu prze". Wyszedłszy za potrzebą, w sieni nie strzymał: narobił, niestety, do ogromniastych butów ojca swej bogdanki. Przewietrzywszy się co nieco, zaliczył też parokrotnie, już na spokojnie, budkę z serduszkiem i wracać do łoża począł.

Droga wypadła mu przez kuchnię, gdzie zobaczył niedobitki onegdajszego poczęstunku. Pojadł więc mało-wiele, a czego nie dojadł, swatowi swemu donieść chciał. Po ciemku jednak i wpółpijany jeszcze alkierze pomyliwszy, ani zauważył, że wszedł do łóżka swojej pannie... Uchylił pierzyny, ale nie w głowie, a w nogach i usiłował nakarmić knedlami nie jej krasne usta, a... cztery litery:

- Staszeeeek! Jedzże! Knedli żem ci przyniósł!

Panna, również knedlami suto nakarmiona, popiardywała sennie. Ten, biorąc to za dmuchanie, rozzłościł się, mówiąc:

- Czego dmuchasz! Wszak to już zimne!

Panna się ponoć obudziła i larum uczyniła okrutne, intruza wedle siebie widząc.

Miłościwie spuśćmy zasłonę na to, co rozegrało się później, nam wiedzieć wypada jedynie, że ręki panny nie otrzymał.

Obyczaje wczoraj i dziś

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (438)