Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nika1a

Zamieszcza historie od: 24 sierpnia 2011 - 11:35
Ostatnio: 13 sierpnia 2017 - 21:23
  • Historii na głównej: 14 z 46
  • Punktów za historie: 14551
  • Komentarzy: 600
  • Punktów za komentarze: 3080
 
zarchiwizowany

#20228

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak już kilkakrotnie wspominałam, dorabiam sobie w weekendy pracując w sklepie, dokładniej na kasie.

Kasy w tym hipermarkecie ustawione są tak by dwie kasy tworzyły jedną "linię". Dokładnie jak to wygląda: kasjerki siedzą do siebie bokiem, jedna skierowana w jedną stronę druga w drugą. Ostatnio siedziałam tak że kolejka do koleżanki obok stała tuż za moimi plecami. Wiąże się to z tym, że chcąc nie chcąc słyszę rozmowy klientów czekających w kolejce do kasy obok.

Po 10 godzinach pracy nadeszła pora najwyższa na zamknięcie mojej kasy. Tak się złożyło, że musiałam jeszcze zrobić kilka rzeczy na tej kasie, więc zostałam kilka minut dłużej.

Akcja właściwa:
W kolejce do kasy obok jest klient którego towary właśnie są nabijane. Widzę kątem oka, że zbliża się klientka (k1), była już od kasy może ze dwa kroki, nagle wpada (dosłownie wpada) na tą klientkę inna klientka z bardzo dużym brzuchem (ciąża), ani przepraszam, ani nic i wbiega w kolejkę (k2).

k1: Przepraszam, wepchnęła się pani przede mnie w kolejkę.
k2: Wcale nie bo ja tu stałam wcześniej, a po za tym jestem w ciąży.
k1: Tak na pewno pani tutaj akurat stała.
Klientka odpuściła bo co miała niby zrobić. A mi zaświeciły się oczka niczym chochlikowi.

Do k1: Zapraszam panią do kasy.
Klientka uśmiechnęła się i podeszła do mojej kasy, wypakowała część produktów, a ja... poczułam jak ktoś puka we mnie niczym w drzwi. Odwracam się a tam... Wiecie kto.
k2: Przepraszam, może mi pani nabić zakup, mam tylko jedną rzecz.
Popatrzyłam na tamtą kasę, a tu zostały może z pięć artykułów do nabicia.
ja: No niestety, klientka już wypakowała swoje rzeczy na ladę.
Oczywiście klientka (k1) mi podziękowała.

Uprzedzę komentarze, gdyby klientka przeprosiła tą drugą i zachowała się normalnie, na pewno sama ją bym obsłużyła, żeby nie musiała spędzić więcej czasu w tym sklepie niż potrzebowała. Już takie sytuacje też się zdarzały...

sklepy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 65 (195)

#18907

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Akcja remont, część druga.

Jako, że remontujemy łazienkę, wymieniłyśmy wszystko poza pralką - bo tak małej znaleźć nie możemy. W każdym razie należało wezwać hydraulika. Potrzebowałyśmy zmienić: odpływy, rury dochodzące do baterii, aby zamiast ze ściany kurki wychodziły z umywalki/wanny. No wielką to filozofią dla fachowca nie jest, ale jak dzwoni kobieta to panom lampeczka się zapala o nazwie "głupia jest, to można ją naciąć na podwójną stawkę".

Pierwszy telefon:
- No wie pani, ok 1800 to wyniesie. No materiały ze czterysta, maszyny z osiemset...
- To co z Pana za hydraulik który własnych maszyn nie ma. Dziękuję znajdę kogoś innego.

Drugi telefon:
- No tak z 1200 to wyjdzie.
- Ciekawe na co...
- No materiały ze trzysta, ja jeszcze będę musiał dodatkowo przyjechać i zobaczyć co dokładnie mam zrobić, ale może nie będzie mi się opłacać...

Po kilkunastu próbach:
- 600 zł.
My oczy w pięć złotych.
- No bo za to liczę tyle, za to tyle, a za to tyle...
- No to tak faktycznie tyle wychodzi po zsumowaniu. Trochę po prostu mnie to zdziwiło, by słyszałam już różne ceny.
- Wie pani jak to jest. Ja potrzebuję pracy, pani hydraulika, a jak inni mogą przebierać w ofertach, w co wątpię to nie moja sprawa. Tylko, że ja materiałów nie doliczyłem.
- No a ile mogą wynieść?
- Ja wiem, ze 150.
Umówiłyśmy się z panem, hydraulik przyjechał, pojechał z nami (swoim wozem) po materiały (kosztowały ok 90zł).
Wszystko ładnie zrobione, nawet nam powiedział jak odkręcać i przykręcać zlew, wannę i kibelek - gdyby przeszkadzały w trakcie remontu.

Więc kochane jeżeli nie macie mężczyzny w trakcie remontu do pomocy próbujcie do skutku. Nie dajcie się zwieść głupimi wymówkami na bajońskie ceny, bo część "speców" tylko patrzy jak znaleźć łatwą i dobrze płatną fuchę...

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 496 (528)
zarchiwizowany

#18909

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako dzieciaczek chodziłam do przedszkola. Było ono tuż przy moim bloku, więc rodzicom było wygodnie.

Po dłuższym czasie uczęszczania tam, dnia pewnego zaszła dziwna sytuacja. Opiszę to tak jak pamiętam.

Bawiłam się na podwórku przedszkola. Była tam ogromna - jak na moje dziecięce wymiary rakieta, zrobiona z drabinek. W pewnym momencie postanowiłam, że na nią wejdę (nie było to zabronione, ale jakoś wszystkie dzieci bały się wchodzić na takie wysokości). Po chwili dotarłam na "szczyt" rakiety i puściłam jedną rączkę. Odwróciłam się w stronę słońca, więc zamknęłam oczy. Krzyknęłam coś w stylu "ja lecę!"... w tym momencie poczułam, że uderzyłam w coś plecami, a drabinka przygniata mnie.

Tak drabinki były nie przymocowane do asfaltowego podwórka, więc obciążając jedną stronę przewróciłam się z "rakietą".

Rodzice dowiedzieli się o wypadku, tego samego dnia. Po wizycie u lekarza, czy aby na pewno nic mi nie jest, udali się do dyrektorki przedszkola.

Na miejscu okazało się, że kilka dni wcześniej inna dziewczynka została tak nieszczęśliwie przygnieciona przez inną drabinkę, że miała wstrząśnienie mózgu.

Rodzic tej dziewczynki przyszedł wyjaśnić sprawę i usłyszał od dyrektorki:
-No jeżeli by nawet umarła, to przecież i tak otrzymałby pan odszkodowanie.

Dalej wywiązała się awantura do której włączyli się moi rodzice. Akurat słyszeli wymianę zdań pomiędzy tym panem i dyrektorką.

Najlepsze jest to, że nikt nie poniósł konsekwencji bo dyrektorka nie widziała w niczym problemu. Było to zgłoszone w różne miejsca, ale nikt też nic nie zrobił.

Jedyne co wynikło z tej awantury było przytwierdzenie drabinek.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (182)
zarchiwizowany

#18906

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ja znów przywołam temat remontu. Obecnie w mieszkanku remontujemy łazienkę i to gruntownie. Jako, że wymieniamy glazurę i terakotę, stare należało usunąć coby te 5-6 cm zaoszczędzić - a wierzcie mi, że w łazience 1,5x1,5 to dużo.

Początkowo postanowiłyśmy we dwie spróbować swoich sił by nie zawyżać kosztów remontu.
Przez 3 godziny udało mi się ściągnąć ze ściany jakieś 6 płytek, oraz rozwalić swój nadgarstek. Następną próbę podjęła moja mama i udało jej się ogołocić dwie ściany - ja akurat w te dni byłam zajęta, więc nie miałam nawet jak jej pomóc.
Pod koniec drugiej ściany moja mama utknęła - ani młotkiem nie szło, ani dłutkiem ani niczym innym... Stwierdziłyśmy, że nie ma co się z tym babrać - ostatnią płytkę (i to tylko w części) mama zbijała ponad 1,5 godziny.

Robota stoi, ja mam sprawną tylko jedną rękę, mamie zaczynają wysiadać oba nadgarstki, a za cztery dni ma przyjść elektryk by założyć nowe okablowanie...

Szybki namysł, sprawdzenie cen na rynku (niestety ponad nasze możliwości finansowe). No jesteśmy w czarnej d*pie.
Na jednym z dość popularnych portali zamieściłam ogłoszenie, że jest takie, a takie zajęcie i za taką sumę. Wyszłyśmy z założenia, że przecież nie trzeba mieć doktoratu aby skuć płytki i może to zrobić praktycznie każdy kto ma parę godzin wolnego i np potrzebuje jakąś kasę.

I jak się okazało zgłosiło się ponad trzydzieści osób. Większość zamieściła informacje tj. "jestem studentem, to taka kasa mi się przyda", "szukam pracy, więc każdy grosz się przyda" etc.

Oczywiście komuś się nie spodobało, że tak zaniżyłyśmy stawkę (2/3 stawki rynkowej było) i musiał wyrazić swoje żale. A oto jego meil: "Skuwanie starych płytek glazury to koszt około 15zł za m2 moze znajdą państwo kogos kto za tak zwaną jałmużne wykona państwu tą usługę." - my dałyśmy 10 zł/m2.

Po sprawdzeniu tego typa okazało się, że ów człowieczek ima się absolutnie wszystkiego czego może - po rynkowych cenach. W jego ofercie znajdziemy:
-układanie paneli podłogowych,
-malowanie,
-tapetowanie,
-wstawianie ścianek z karton gipsu,
-skuwanie i nakładanie płytek,
-montowanie okien, drzwi i schodów etc,
-hydraulika,
-elektryka etc.

Czy to ja się czepiam, czy faktycznie jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego...

No ale przyszło wybrać nam kogo zatrudnimy. Odpadły meile bez podpisów (około połowa), bez ogólnie przyjętych zwrotów grzecznościowych (witam, Państwo - tak niektórzy pisali na ty do nas) i zostało nam z 5 osób. Ok, dzwonimy.

Pierwszy telefon(m-my, r-rozmówca)
r: Ja mam maszynę to szybko zrobię...
m: No dobrze, ale jaką maszynę pan ma?
r: Młot pneumatyczny
m: Odpada, bo sąsiadom popękają ściany (nasza łazienka przylega do pokoju sąsiada)
r: Na pewno nie popękają, ja już tak robiłem wiele razy i nic się nie działo
m: I pewnie to nie pan płacił odszkodowania - Jak sąsiadka robiła u siebie remont łazienki to nam ściany popękały.
r: Oj na pewno ściany nie popękają, gwarantuję pani.
m: A co z wynagrodzeniem?
r: Dogadamy się jakoś.
m: Dobrze to ja się zastanowię i może oddzwonię - Nie ma co skreślać człowieka jak reszta może nie być chętna do pracy już...

Telefon drugi. Pan uprzejmy, wychowany etc. Zgodził się na nasze warunki, przyszedł, popracował 3 godziny i skończył robotę.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (36)
zarchiwizowany

#18753

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam dodać kilka swoich historii z kurierami w roli głównej. Na wstępie zaznaczam, że nie wszystkie sytuacje były stricte piekielne, niektóre wręcz przeciwnie (przynajmniej moim skromnym zdaniem).

Zaznaczę, na wstępie, że wszystkie przesyłki które do mnie przychodzą są za pobraniem - jakoś nie mam zaufania do obcych.

sytuacja nr 1. Zamówiłam coś w sklepie internetowym. Zaznaczyłam w formularzu, że w danym dniu będę dostępna tylko po godzinie 17.00.

Godzina 7.00, telefon. Odbieram i zgadnijcie kto dzwoni...
[j] - ja
[k] - kurier

[k] Witam, z tej strony kurier. Kiedy mogę zastać panią?
[j] Witam, tak jak zaznaczyłam w formularzy dopiero koło godziny 17.00.
[k] Ale ja mogę dostarczyć przesyłkę do południa.
[j] No to świetnie, tyle że właśnie wychodzę z domu i wrócę dopiero koło 17.00.
[k] To ja podjadę do pani do pracy.
[j] No niestety do godziny 16.00 nie będę w ogóle dostępna, a więc nie mam możliwości odebrania przesyłki.
Tak się złożyło, że akurat tego dnia miałam ponad 6 godzin zajęć w cleanroom`ie - a tam nie można się kręcić w tą i nazad, ba nawet jak się wchodzi do tego pomieszczenia trzeba wykonać szereg czynności aby zabrudzeń nie wnieść.
[k] Proszę pani ja pracuję do 15.00. No chyba pani nie myśli, że będę po godzinach robić.
[j] Proszę pana, miał pan informację o godzinie dostarczenia przesyłki. Nie wiem po co się pan zgodził, żeby ją dostarczyć skoro wieczorem pan nie ma czasu.
[k] To ja zostawię awizo i pani sama sobie odbierze.
[j] Jeżeli tak to złożę na pana skargę...
Jakimś cudem to zadziałało i w końcu kurier wymyślił, że jego kolega przesyłkę dostarczy. Tak też było.

Sytuacja 2. Znów coś tam zamówiłam przez internet. Ogólnie miałam informację,że kurier będzie się kontaktować.
Godzina 14.00. Telefon.

[j] Słucham?
[k] Witam jestem kurierem, mam dla pani przesyłkę ale nikogo nie ma w domu.
[j] Dzień dobry, no tak się składa, że wszyscy w ciągu dnia mają swoje sprawy na głowie tj. praca, studia. Ale czy nie miał pan dzwonić by się umówić na odbiór?
[k] To nie jest w zakresie moich obowiązków. No to jak mam dostarczyć przesyłkę?(Czy tylko mi się wydaje, czy lepiej przedzwonić i spytać kiedy można zastać kogoś w domu, niż potem tkwić przed zamkniętymi drzwiami?)
[j] W domu ktoś będzie dopiero po 18.00.
[k] Ja pracuję do 15.00. To niech pani przyjedzie do domu.

Tutaj jeszcze miałam parę godzin wykładów przed sobą i ani mi się widzi wracać do domu, do którego jadę z uczelni prawie godzinę.

[j] No akurat ja w domu będę koło 20.00 i na pewno wszystkiego nie rzucę, żeby odebrać przesyłkę. Jeżeli pan chce dostarczyć wcześniej przesyłkę to może pan podjechać pod mój wydział.
[k] No na pewno, już k***wa lecę.
Pik. Kurier się rozłączył. Później się okazało, że moja przesyłka zanim koło 18.00 przybyła do mojego domu to jeszcze raz zwiedziła magazyn.

Sytuacja nr 3. Zrażona poprzednimi kontaktami z kurierami złożyłam kolejna zamówienie. Akurat dotyczyło ono kilku książek, dostępnych (w normalnych dla mnie cenach) w innym mieście.

Gwoli ścisłości zamówienie złożyłam we wtorek wieczorem. Akcja rozgrywa się w środę koło godziny 15.00.
Dzwonek do drzwi. Otwieram a tam kurier.
[k] Dzień dobry, paczuszka do pani.
Ja oczy w pięć złotych, sprawdzam datę - nie no środa jest na pewno.
[j] Dzień dobry, ale ja się nie spodziewałam, że dziś pan przyjdzie. Pieniędzy przy sobie nie mam. (Kwota ok 300 zł).
[k] A na karcie ma pani? Bo widziałem bankomat na dole, to mogę zaczekać.
Totalne zaskoczenie. Pan miły, uśmiechnięty, pomocny :o).
Kurier krótko czekał bo zostawił paczkę u mnie w domu i poszedł ze mną do bankomatu.

Sytuacja 4. Kolejne zamówienie.

Piątek godzina 6.30 (?!). Śpię sobie w najlepsze. Przebudził mnie dźwięk telefonu, myślę, o nie pewno znowu jakieś zajęcia na 8.30 mam - zaskoczenie zupełnie bo przecież miałam mieć na 12.00. Podnoszę się. Odnalazłam telefon. Patrzę a tam sms o treści:
"Witam, chciałem spytać o której mogę dostarczyć przesyłkę?Wolę nie dzwonić, żeby Pani nie obudzić. Pozdrawiam kurier." Paczkę odebrałam przed wyjściem na zajęcia.

kurierzy

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (195)
zarchiwizowany

#18604

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka dni temu robiłam porządki z mamą w piwnicy. Dosłownie to po prostu szukałyśmy w stercie rzeczy narzędzi do remontu - w wyniku czego przekopałyśmy i uporządkowałyśmy piwnicę. Znalazłyśmy m.in. sprzęt sportowy dla dzieci (rower etc) oraz zabawki po namyśle uznałyśmy, że dobrze by było pozbyć się tych rzeczy. Zabawki uznałam, że warto by oddać do domu dziecka, ale najpierw trzeba je będzie uprać - co jest dość problematyczne ze wzgląd na remont łazienki. Uznałyśmy wspólnie z mamą, że sprzętu w sumie nie mamy komu oddać, a jest tak stary, że nawet w niskiej cenie nikt go może nie kupić bo niestety nie jest w stu procentach sprawny.

Ok 20.32 dodałam ogłoszenie, że oddam sprzęt dla dziecka na stronę internetową. Naprawdę myślałam, że dopiero za kilka dni może ktoś zadzwoni i raczej będzie mieć jakieś wymagania typu a dętki to czemu są uszkodzone, ale ja sam mam to wymienić etc. W dużym stopniu się myliłam, ale nie całkowicie.

O 20.33 odebrałam pierwszy telefon. Obie byłyśmy bardzo zaskoczone, że w sprawie właśnie ogłoszenia. Jednocześnie nam ulżyło, że problem mamy z głowy. Pani dzwoniąca powiedziała, że sama sobie chętnie naprawi to co tam trzeba.

Kolejny telefon za minutę, powiedziałam grzecznie, że niestety już nieaktualne. Tak samo było jeszcze przez parę minut. Za którymś razem pomyślałam, że może ktoś będzie chciał te zabawki (swoją drogą większość z nich była zagranicznych firm, więc były zawsze jakościowo dobre i ich wygląd dalej dla dzieci atrakcyjny).

Przy którymś tam telefonie odebranym zaproponowałam te zabawki, pani powiedziała, że ma piąte dziecko w drodze i zabawki na pewno się przydadzą i nie szkodzi, że są brudne ona je sobie wyczyści. Jak dla nas super bo zajmowały olbrzymią torbę i walizkę. Później się okazało, że mamy kilka nigdy nie noszonych zestawów ubrań dla dzieci (bo ja lub moja siostra dostałyśmy od kogoś w prezencie ale były na nas za małe). W każdym razie ta pani również je otrzymała.

Po tym odebranym połączeniu telefon zakomunikował mi, ze dalej działać nie ma zamiaru i się wyłączył. Dałam radę go włączyć dopiero koło 23.00.

Teraz czas na piekielne zachowania.

1) Pewna pani odezwała się po rolki przez smsa. Zaproponowałam, że oddam drugą parę bo nikt z tego nie korzysta. Miała się odezwać następnego dnia. Zero odzewu do dziś.

2) Dostałam smsa o treści: "zamawiam wszystko+niech mi pani to odlozy+zadzwonie jutro" - po tym jak zebrałam szczękę z ziemi odpisałam że nie mam takiego zamiaru.

3) Następnego dnia ludzie dzwonili do mnie od... szóstej rano, niektórzy nawet wielokrotnie...

4) Dziś odebrałam telefon:
[j] - ja
[r] - rozmówczyni, nie raczyła się przedstawić bo po co
[j] słucham?
[r] co ma pani jeszcze do oddania
[j] nic
[r] jak to nic, na pewno coś pani ma...
Przez dwie kolejne minuty spławiałam panią.

5) Ktoś puścił mi sygnał, żebym do niego oddzwoniła... Zgadnijcie w jakiej sprawie...

6) Masa e-meili typu: "Mam setkę dzieci chętnie wszystko przyjmę.", "Czemu ma pani wyłączony telefon? Jestem zainteresowana ofertą."

7) Ciekawostka: Odezwało się trzech panów w sprawie oferty, tylko o jednym mogłam śmiało powiedzieć, że był trzeźwy.

Ja nie wiem czy to ja jestem nienormalna czy ci ludzie, ale wiem, że kolejną rzecz która nie będzie mi potrzebna prędzej wyrzucę niżeli dam ogłoszenie do neta. A jeśli nawet dam ogłoszenie to na pewno nie podam nr telefonu jako kontaktu.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 146 (190)
zarchiwizowany

#18554

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Słowem wstępu. Mieszkam w wieżowcu na ostatnim dziesiątym piętrze. Kiedyś w tym budynku na pierwszym piętrze była administracja albo coś podobnego. Z czasem osiedle tak się rozrosło, że administracja przeniosła się do innego budynku z większą powierzchnią. Przez tę sytuację nasze pierwsze piętro opustoszało, więc ktoś gdzieś tam pomyślał: po co piętro ma stać puste jak można przerobić na mieszkania i sprzedać. Tak też zrobiono. Istotne jest to z tego względu iż na pierwszym piętrze są "ostatnie" numeracje lokali, czyli najwyższy numer na dziesiątym piętrze to 152, mieszkanie nr 153 znajduje się na pierwszym piętrze. Jest to problematyczne dla kurierów, dostawców np pizzy etc. Z reguły próbują się dowiedzieć gdzie znajdzie lokal o wyższym numerze, pytając nas bądź naszych sąsiadów.

Razu pewnego po raz któryś zadzwonił do drzwi dostawca właśnie pizzy.
[j] ja
[d] dostawca

[d] Witam, mam zamówienie do lokalu nr 154, ale nie mogę znaleźć takiego mieszkania na tym piętrze.
[j] Proszę sprawdzić na pierwszym piętrze.
[d] Jak to na pierwszym?! Przecież to nr 154 a nie pierwszy! - ton jak to powiedział wskazywał, że ma do czynienia z totalną kretynką, co mnie bardzo rozzłościło.
[j] A jest taki numer na tym piętrze?!
[d] No nie.
[j] Czyli może być na pierwszym piętrze. Na tamtym piętrze mieszkania powstały najpóźniej, więc niech pan nie robi ze mnie idiotki tylko to łaskawie sprawdzi.
Po czym zamknęłam drzwi.
Dobra ja byłam piekielną tutaj bez dwóch zdań. Ale miałam rację.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (182)
zarchiwizowany

#18387

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnimi czasy dorabiam sobie do swojego studenckiego żywota jako kasjerka weekendowa w jednej z większych galerii handlowych w Warszawie.

Nie ma co ukrywać, że zdawałam sobie sprawę, ze praca tam nie będzie taka różowa jak zapewniano mnie na rozmowie kwalifikacyjnej. I miałam rację.

Przychodzę do pracy, od strony wejścia pracowniczego. Przy recepcji dostałam informację, że jest hmmm szatnia(?) dla kasjerów weekendowych. Ok, to idę się przebrać.

Wchodzę do owej szatni. Szafeczki pracownicze są poniszczone (wyrwane zamki, powyginane drzwiczki etc.). Pomijając fakt zniszczonych szafek, były one wypchane ubraniami. Te ubrania które nie mieściły się w szafkach były rzucone na górę szafek. Zaglądam, przy małej pomocy krzesła, na górę, a tam... 2 cm warstwa kurzu... Na ziemi podarte siatki, opakowania po gumach, gumki do włosów etc. Bajzel jak ch***a. Przebrałam się i wracam na recepcję.

Na recepcji są małe, acz głębokie szafeczki. Tam też pracownicy zostawiają swoje wartościowe rzeczy (torby, plecaki etc). Podaję swoją torbę z kurtką. Wywiązuje się dialog pomiędzy mną [j] a recepcjonistką [r].

[r] Torbę schowam, a kurtkę zostaw w szatni.
[j] W szatni nie ma już miejsca.
[r] To połóż na szafkę.
[j] Nie bo jest tam brudno. [Osobiście nie mam zamiaru co tydzień prać swojej kurtki]
[r] O jaka się paniusia znalazła.
[j] Nie proszę pani, nie zamierzam swoimi prywatnymi rzeczami wycierać kurzu. Ale jeżeli pani chce, to chętnie wezmę pani kurtkę i zetrę kurz.

Recepcjonistka łaskawie schowała kurtkę, oczywiście odgrywając przy tym scenę śmierci jakoby nagle zaczęła mieć problemy z kręgosłupem - pięć minut wcześniej bez problemu schowała chłopaczkowi plecak do szafki.

Idę na halę. Siadam na kasie. Obsługuję klientów - rzadko kiedy trafiają się nie mili klienci, jeżeli nawet to z reguły widać, że są już bardzo zmęczeni - sama jestem mało przyjemna, kiedy jestem zmęczona, więc całkowicie rozumiem tych ludzi.

Przychodzi klientka. Miała średnie zakupy, ale postanowiła wykorzystać kupony które dostała gdzieś tam. Wszystko ok. Ja jako nowa osoba, wzywam do pomocy panią z nadzoru, coby czegoś nie zepsuć a w efekcie nie zawiesić kasy (wtedy czas naprawy szkody jest dłuższy niż wezwanie pomocy).

Przychodzi pani i pokazuje co i jak zrobić. Ale problem bo klientka dała dwa rodzaje bonów (dwie formy płatności) i część chce zapłacić gotówką (trzeci rodzaj płatności), a resztę kartą - a tam nie ma tyle środków by zapłacić resztę (czwarty rodzaj płatności). No i problem, bo możemy przyjąć tylko trzy formy płatności (nie wiem czemu, ale tak). No i problem co dalej. Panienka z nadzoru wpada na genialny pomysł. Zamkniemy rachunek, a klientka w między czasie pójdzie do bankomatu. Świetnie by było gdyby to nie ona odpowiadała za stan środków pieniężnych w mojej kasie. Nie patrząc na to sobie poszła.

Po ok dwudziestu minutach przychodzi klientka, że nie może wypłacić pieniędzy z bankomatu. Dała mi wszystkie pieniądze jakie miała i brakuje 4 zł. Dzwonię do nadzoru, niech to załatwią. Wywiązała się rozmowa między mną, a inną kobietą [K] z nadzoru. Przedstawiłam całą sytuację.

[K] No i co z tego?
[Ja] To, że ja tutaj pół godziny za darmo pracować nie będę.
Niech pani to załatwi.
[K] Ale co ja mam załatwić? Jak ty to sobie wyobrażasz? Co mam zapłacić z własnej kieszeni?
[Ja] Jak dla mnie to bez różnicy, byle kieszeń nie była moja.
I tutaj się rozłączyła. Ja już wkurzona co niemiara. Zamknęłam kasę i wał będę siedzieć i się op****lać do końca mojej zmiany. Po piętnastu minutach przywlekła się ta z którą rozmawiałam przez telefon. [Swoją drogą mi pokonanie tego odcinka zajmuje jakąś minutę].
Najciekawsze było to, że bardziej niż nadzór przejęła się tym klientka i została do czasu wyjaśnienia sprawy.
[K] No obsługuj klientów, nie za to Ci płacimy.
[J] Skoro mam siedzieć pół godziny za darmo, to właśnie za to.
[K] No ale ty myślisz, że ktoś to zapłaci ze swojej kieszeni? Po co zamknęłaś rachunek skoro nie miałaś pieniędzy od klienta?
[Ja] Nie ja tylko jakaś kobieta od was z nadzoru, którą poprosiłam o pomoc. Proszę ją znaleźć, bo to ona powinna rozwiązać problem.
W tym momencie moja rozmówczyni zwróciła się do klientki, przejrzała paragon i poprosiła o zwrot jakiegoś serka mniej więcej w tej cenie. Następnie okazało się, że w punkcie obsługi klienta jest coś takiego jak zwrot towaru i dostałam te cztery złote.

Od tego momentu jestem na czarnej liście tej pani z nadzoru. Dwa (moje robocze) dni później miałam sytuację, że kasa się zawiesiła i niestety znów byłam zmuszona poprosić tą samą panią z nadzoru. Kobieta przyszła po kilkunastu minutach. Powciskała jakieś klawisze i na kasie nie było nic widać. Nacisnęłam enter i... zakończyłam rachunek. Tak tym razem ta pani zrobiła to całkowicie umyślnie, a wiedziała że mi się kody na bułki pomyliły i klient zamiast zapłacić złoty dwadzieścia miał paragon na osiem złotych. Ta kobieta odeszła ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy - w końcu ja miałam tego dnia przepracować godzinę za darmo. Ale już nauczona doświadczeniem zajęłam się zwrotem pieniędzy po moich godzinach teoretycznej pracy.

Zaczęłam zwróceniem się do przełożonego tej pani, załatwienie wszystkiego zajęło mi ok półtorej godziny i jak się dziś okazała za ten czas też dostanę wynagrodzenie :o).

Obecnie w chwilach kryzysu powtarzam sobie: Jeszcze tylko kilkanaście weekendów i uzbierasz na wyjazd na narty do Livigno. Bo tylko dlatego podjęłam pracę.

sklepy

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (188)

#18263

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako, że głośno ostatnimi czasy na temat remontów, dorzucę swoje trzy grosze.

Parę lat temu się tak złożyło, że moja mama postanowiła wyremontować mieszkanie. Już wtedy zamieszkiwałyśmy mieszkanie w trzy osoby (moja mama, ja - miałam ok 15 lat i moja trzy lata młodsza siostra). Wiadomo jak to w takich sytuacjach jest: remont idzie po najniższych kosztach - w znacznej części remont przeprowadziłyśmy same. Oczywiście korzystałyśmy z rad i pomocy znajomych, którzy również przeprowadzali remont sami. Wyglądało to mniej więcej tak: to jest wyrzynarka, tak się zmienia ostrze, tak się tnie i klei panele. Resztę już robiłyśmy we trzy.

Z oczywistych względów wymiana okien, drzwi i kaloryferów została zlecona firmom które tym się zajmowały. Szczęśliwie dla nas się złożyło, że jakieś 300 metrów od bloku, w którym mieszkamy otworzyła się firma wstawiająca okna. Jako, że to był pierwszy miesiąc ich działalności były ciekawe promocyjne ceny. W sumie za okna do dwóch pokoi i kuchni mama miała zapłacić ok 1 800 zł. Standardowa cena w tedy wynosiła ok 2 500 zł.

Nadmienię, że z reguły w takich firmach można (i prawie wszyscy klienci z tego korzystali) skorzystać z usług firmy i płacić należność w ratach. Jako, że mama wzięła pożyczkę "pracowniczą" - czyli umówiła się że raz dostanie dużo wyższa wypłatę i później co miesiąc będzie dostawać niższą pensję na okres kilku miesięcy, mama nie była całkowicie zależna od umowy z firmą od okien. W umowie o świadczeniu usług była wzmianka, że klient płaci po "zainstalowaniu" żądanych okien z/bez dodatków.

Dodatkami w naszej umowie były parapety, rolety i wykończenie. I wszystko wydaje się w porządku, prawda?

Nadszedł termin wymiany okien. W ekipie montującej było dwóch mężczyzn, którzy wymyślili, ze jak klientką jest kobieta to się nie skapnie, że coś spartolą. I tutaj się rozpoczyna akcja.

Stare okna wyjęte ze ściany. Panowie nie tknęli kamiennych, starych parapetów. Zabrali się natomiast za przygotowywanie montażu okien.
[Ja] A co z wymianą parapetu? - bardziej do mamy, niż do tych panów.
[Pracownik] No nałożymy na ten...
[Mama] Nie taką mam umowę, miała być wymiana a nie nakładka na obecny parapet. Jakbym chciała go zostawić to bym nie wspominała o tym w umowie.
Ok, parapet zaczęli wymieniać. Okna wstawione.

[Pracownik] Okna wstawione, proszę podpisać kwitek o zakończeniu zlecenia.
[Mama] Po pierwsze mają być rolety zamontowane, po drugie ja chcę sprawdzić sobie te okna.
[Pracownik] Rolety zamontujemy na dniach. I jak to chce pani sprawdzić okna?
[Mama] Zatem podpiszę odbiór dopiero jak zamontujecie rolety. A okien panowie nie wypoziomowaliście.
[Pracownik] Jak to nie, przecież są poziome.
[Mama] Ale te okna w kuchni po uchyleniu same się otwierają na oścież, a w pokoju po otwarciu na oścież się zamykają. Okna nie są wypoziomowane.
[Pracownik] Pani się nie zna, to tak ma być.
[Mama] Oczywiście, że się nie znam jak to ma być, ale mogę sprawdzić czy okna są wypoziomowane. Nika przynieś poziomicę.

Po sprawdzeniu, faktycznie okna są osadzone krzywo. Mina pracowników nieco zrzedła.

[Mama] Proszę przekazać swojemu szefowi, że chcę obniżenia kosztów za wasze usługi. Mam taką możliwość dzięki tej a tej klauzuli w umowie.
[Pracownik] Myśli pani, ze bank obniży kredyt, który już pani został przyznany? (W takich sytuacjach, najpierw był przyznany kredyt, później wykonana usługa)
[Mama] Ja płacę gotówką.

Pracownicy byli nieco zaskoczeni, a ich szef musiał przystać na to, że otrzyma mniej pieniędzy.

Teraz czas na rolety. Pracownicy mieli przyjść za dwa dni i zamontować rolety. Minęły dwa dni, nikogo nie ma. Mija dzień trzeci, czwarty... Mija tydzień, mija i drugi...Mija miesiąc.

W między czasie odkryłyśmy, że od naszych okien wieje. Po sprawdzeniu się okazało, że z zewnątrz pod parapetami są dziury. Niczym nie wypełnione. Brak gipsu, pianki montażowej. Dziury na wielkość pięści, na całej długości parapetów.

Po miesiącu do mojej mamy dzwoni szef firmy.
[Szef] Witam, dzwonię z pytaniem czemu nie zapłaciła pani przez miesiąc czasu za montaż okien.
[Mama] Bo zgodnie z umową, jestem zobowiązana zapłacić dopiero po wykonaniu całej roboty z waszej strony, a nie po części.
[Szef] Jak to? Przecież ma pani zamontowane okna, tak?
[Mama] Tak, ale zgodnie z umową miałam mieć również zamontowane rolety, ponadto z zewnętrznej strony budynku pod parapetem są dziury, więc od okien strasznie wieje.
[Szef] Przyśle do pani ekipę montującą w najbliższym dogodnym dla pani terminie.

Nastał dany termin, przychodzą owi montażyści. Ci sami co wcześniej. Kręcąc nosem, że dziury to nie ich sprawa-szkoda, że umowa o tym też wspominała, dokonali przeróbek i zamontowali rolety w jednym pokoju. Wchodzimy i patrzymy, rolety ładnie zamocowane. Plastikowe części okna i rolety stopiły się w spójną całość. Rolety były zwinięte, więc chciałam zobaczyć jak będą wyglądać okna zasłonięte przez rolety. Rozwijam rolety... Rozwinęłam do oporu. No nie ma bata rolety są za krótkie. Zasłaniają 3/4 okna. Znowu padł tekst, że się nie znamy. Mama nie wdając się w dyskusję zadzwoniła do szefa firmy. Szef "przyjechał" z siedziby oddalonej o te trzysta metrów, naskoczył na swoich pracowników.

Po tygodniu w końcu wszystko już było ok. Przez niechlujność monterów kwota została obniżona do tysiąca złotych, co dla nas oczywiście było dużym plusem.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 793 (829)

#18029

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do każdego z nas z pewnością był telefon z jakąś super ekstra ofertą, prawda?

Do mnie od kilku tygodni dzwonią z ofertą szwedzkiej bielizny. Z racji tego, że zdarzyło mi się pracować na telefonach, to zdaję sobie sprawę, że każde przedstawienie oferty osobie, która na pewno nie kupi naszego produktu, to za równo strata czasu dla jednej jak i dla drugiej strony.

Rozmowy z firmą o której wspomniałam, charakteryzowały się bardzo złymi połączeniami - na początku rozmowy bardzo przerywało, a przez to nie było nic słychać.

Akcja właściwa. Dzwoni moja komórka. Numer podobny do numeru firmy sprzedającej damską bieliznę.

[ja] Słucham?
[rozmówca] tzd...tko...ple...
[ja] Proszę powtórzyć bardzo mi przerywa. - Domyślam się że to ta firma.
[rozmówca] Witam, nazywam się Iksiński, czy mam przyjemność rozmawiać z panią Niką? - tutaj już byłam całkowicie pewna, że to ta firma, zwracali się imieniem nie pytając o nazwisko.
[ja] Tak, witam. Proszę pana, czy pan dzwoni z tej firmy sprzedającej majtki? Już ktoś od państwa dzwonił i mówiłam, że nie jestem zainteresowana. - Powiedziałam to bardzo spokojnie. Z drugiej strony słuchawki słyszę śmiech.
[rozmówca] Nie, ja dzwonię w sprawie pracy.
Wytłumaczyłam pokrótce co i jak z tymi majtkami, przeprosiłam i rozmówca zaprosił mnie na rozmowę.

Właśnie otrzymałam umowę do podpisu z tą firmą.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 619 (707)