Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nyord

Zamieszcza historie od: 5 kwietnia 2011 - 13:59
Ostatnio: 29 stycznia 2024 - 17:48
  • Historii na głównej: 51 z 92
  • Punktów za historie: 37099
  • Komentarzy: 103
  • Punktów za komentarze: 590
 
zarchiwizowany

#19065

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pojawiło się kilka historii o oszczędzaniu. Zazwyczaj piekielnym. Ja natomiast podam bardzo popularny(zwłaszcza u starszych osób) sposób oszczędzania, dosłownie na wszystkim. Wszystko będzie opisane w punktach. Wszystkie sposoby są autentyczne, opowiedziane mi przez moja rodzicielkę która pracuje w spółdzielni i ludzie wszystko opowiadają.

1. Chcesz oszczędzić na wodzie, odkręć leciutko, dosłownie ledwie, ledwie kran, tak żeby woda powoli kapała/ciurkała tylko żeby licznik nie nabijał. Stosowane zazwyczaj w nocy, zazwyczaj do wanny. Pół wanny wody gwarantowane. – Stosowanie kąpiel.
2. Punkt wynikający z pierwszego. Po kąpieli nie spuszczaj wody, tylko wypierz swoje rzeczy. Oczywiście ręcznie. – pranie.
3. Punkt wynikający z drugiego. Po praniu i kąpieli, także nie spuszczaj wody. Przyda się do innej czynności. Do jakiej zapytacie? Do spuszczania wody w toalecie bo głębszych jak i tych mniej głębszych sprawach. – spuszczanie wody w toalecie

A. Oszczędzanie na papierze toaletowym, żeby był jak wnuki przyjadą. Kobieta podcierała się szmatką! Którą później prała.
B. Ogrzewanie domu łazienką. Bardzo prosty wymyk. Zazwyczaj na kaloryferze w łazience nie ma podzielników. Ludzie otwierają drzwi od łazienki i ogrzewają cały dom.
C. Ogrzewanie na gaz. Włączanie na noc piekarnika żeby grzał pomieszczenia bo gaz jest tańszy od centralnego. – bardzo niebezpieczne.

Oto kilka przykładów, które udało mi się zgromadzić. Ludzie są głupi z tego oszczędzania. No i są jeszcze brudni, zazwyczaj.
Jutro dodam koniec historii z konkurencją. Czekajcie cierpliwie

Życie

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (65)
zarchiwizowany

#18690

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że mamy kilka minut do dziesiątej, a ja musze czekać na otwarcie sklepu, korzystając z cudów techniki(laptop i mobilny Internet) postanowiłem się podzielić z wami historią, która miała miejsce około 2 lat temu. Przypomniała mi się dlatego że przeczytałem o piekielnych sąsiadach i walce o drogę.

2 lata temu odbywałem staż studencki w jednej gminie pod Białymstokiem. Chociaż gmina w większości rolnicza, to jednak bogata ponieważ na swoich terenach miała podmiejską miejscowość, duże firmy, a także uczelnie wyższą (zgadnijcie jaka to gmina). Dostałem się do Referatu Planowania Przestrzennego czyli coś w rodzaju zagospodarowania terenu w gminie, a to nowa droga, a to coś innego. Akcja będzie dotyczyć właśnie nowej drogi.
Jako że owa gmina mieści się na obrzeżach miasta, wiele osób kupuję działki i buduje domy co by nie mieszkać na blokowiskach, bądź po prostu ucieka od hałasu miasta. W taki o to sposób powstało małe osiedle domków jednorodzinnych, jednak był jeden feler tegoż osiedla. Droga dojazdowa była wąska i piaszczysta, jeżeli przyjeżdżała śmieciarka nie można było jej minąć, problem także miały samochody osobowe. Gmina chcąc wyjść z pomocą mieszkańcom, postanowiła drogę poszerzyć (wykupując od mieszkańców niewielkie skrawki ziemi) i wyasfaltować. Oczywiście do wszystkich mieszkańców poszło powiadomienie listowne, ile gmina chce kupić i za jaką cenę. Wszyscy się zgodzili, no praktycznie wszyscy ponieważ jeden dziadek, przepraszam emeryt się wyłamał. Przychodzi do gminy i mówi:

[E]- Dostałem jakiś liścik od was że chcecie moją ziemie kupić pod drogę, chciałbym zobaczyć plany.
Obowiązkiem jest pokazanie planów, wiec plany są mu pokazane.
[E]-No jak to tak, toż to źle jest, ja jestem profesorem architektury (czy czegoś takiego), to powinno być tak.- Wyciąga swoją mapkę z drogą wymalowaną po swojemu.
Koleżanka patrzy i mówi:
[K]- Proszę pana, a jak pan to sobie wyobraża że dla sąsiada z naprzeciwka zabierzemy 3m ziemi, a panu nic?
[E]-Ty nie douczona, ja 30 lat wykładałem na politechnice i ty śmiesz mnie kwestionować? Tak ma być bo jak tak zarządziłem.
[K]- A ja uczyłam się na Politechnice i jakoś pana nie pamiętam jako profesora, doktora czy nawet magistra. Nie możemy tak zrobić z prostego powodu, bo to jest nie fair wobec innych mieszkańców ulicy.
[E]- Ty rozumiesz co ja do Ciebie mówię? Ma być tak jak ja chce.
[K]- Okej, będzie tak jak pan chce, pod jednym warunkiem.
Koleżanka już wkurzona, a facet uśmiechnięty i zadowolony.
[E]- Jakim?
[K]- Warunek jest taki że pan nie będzie mógł po tej drodze jeździć, chodzić, lewitować, czołgać się, leżeć, robić podkopów. Wszystko ma być podpisane umową notarialną.
[E]- No jak to tak!
[K]- Nie jest pan fair wobec innych mieszkańców, a także gminy która robi wam na rękę tą drogę z własnych środków.
Kłótnia trwała jeszcze długo, później pan emeryt szukał pracy w gminie mówiąc że on ma 30 lat doświadczenia, na co kierownik referatu odparł że on ma mniej jednak lepiej rozumie ludzi, i jeżeli jest pan na emeryturze to proszę korzystać.

Cóż, człowiek człowiekowi wilkiem.

No cóż trochę moje pisanie się przedłużyło.

Gmina

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (247)
zarchiwizowany

#17727

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Strażaka (Firemana) o sprzedaży Motocykla przypomniała mi moją zgoła podobną.

W wieku lat 18 kupiłem bardzo popularny samochód. Jednak popularny z PRL. Otóż kupiłem Fiata 126p, potocznie nazywanego Maluchem. Maluch ten był naprawdę super samochodem, otóż czy zalałeś benzynę, ropę czy nawet olej po frytkach (2 razy jeździłem kiedy bieda zajrzała w oczy studenta jeszcze w tedy, a rodzice nie chcieli poratować) jeździł. Ogólnie Maluszek nie był katowany, jeżdżony przede wszystkim w weekendy, w tygodniu miałem do dyspozycji rodzinne autko. Kupiony został jedynie dla ubezpieczenia i zniżek. Samochód był mój i tylko mój. Nie prosiłem rodziców o współwłaścicielstwo. Jednak do rzeczy, znaczy do historii.

Maluch był przede wszystkim zadbany i wyremontowany. Miał unikalny kolor jak na Maluszka (ciemna wiśnia) i wymieniona tapicerka. Jednak po kupnie drugiego auta trzeba było pozbyć się Maluszka, chociaż mógłbym go trzymać z sentymentu. Jednak nie był by w ogóle jeżdżony. Cóż postanowione, wystawiony.

Jeden, drugi, trzeci telefon. Jestem umówiony. Jadę do Białegostoku. Umówiony jestem pod MC Donaldem. Przyjechałem, z MC wychodzi 18 latek z wagą oscylującą w okolicach 130kg, nie wysoki na oko 170cm wzrostu. Gadamy, rozmawiamy. Wyłuszczam zalety, pokazuje. Chłopakowi auto się podoba. Wyciąga umowę kupna/sprzedaży. Trzeba dogadać się co do ceny. Mimo że na Allegro wystawiłem za 1000zł. Chłopak wyciąga 100 daje mi i chce wziąć kluczyki. Ja z wielkim zdziwieniem pytam:
[J]a- czy to wszystko?
[C]hłopak- No tyle chciałeś.
[J]a- Na aukcji było 1000zł. Wiec coś koło tego bym oczekiwał.
[C]- Myślałem że się pomyliłeś. Cóż jelenia nie znalazłeś. Za 1000zł to ja kupie sobie Astre.
[J]- Astre która pojeździ miesiąc i rozpadnie się ze starości.

Cóż Maluch został u mnie i będzie miał dożywocie. Zraziłem się do sprzedaży tego autka z duszą. Jeździ i to najważniejsze. Ostatnio nawet uczyłem nim jeździć dziewczyny młodszą siostrę. Prawdziwa szkoła. Jej także podoba się owa perełka.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (204)
zarchiwizowany

#17545

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z czasów liceum.

Mieliśmy fizykę z kobietą która miała co roku odchodzić na emeryturę. Tak było od 5 lat (info od starszych roczników). Na dodatek była jedynym nauczycielem uczącym tego pięknego przedmiotu o nazwie fizyka. Podobno wreszcie się zbuntowała i postanowiła odejść bo takie (5 letnie) przeciąganie jej odejścia na emeryturę troszeczkę ją irytowało. Jednak wracając do Historii.

Była to ostatnia lekcja z ową panią. Ostatnia w pierwszym półroczu, gdzieś zaraz przed świętami. Z klasą zrzuciliśmy się po 5zł żeby kupić jej kwiaty i jakiś duperel. Wyznaczyliśmy osoby reprezentujące klasę. Wszystkie dziewczyny bo do chłopców zawsze miała jakieś ale, a było nas tylko 3.

Dziewczyny wręczają jej kwiaty, prezent i formułka jak to było miło że pani nas uczyła. Ona słucha uśmiecha się. Dziewczyny zaczynają się odwracać, a tutaj jej szatański uśmieszek i tekst:
-Dziewczynki zostańcie chwile, jak już jesteście przy biurku to ja może was przepytam.
Kobieta przebiła samą siebie, musiałem opuścić klasę pod byle pretekstem żeby się wyśmiać. Gdy tylko zamknęły się za mną drzwi ryknąłem śmiechem tak że chyba cała szkoła to słyszała.

Po odpowiedzi dodała po plusie do każdej oceny i wyszło 1+,1+ i 2.
PS. Ta kobieta prywatnie jej inna. Koleżanka miała z nią nauczanie indywidualne i mówiła że świetnie wszystko tłumaczy i ma u niej praktycznie same 4 i 5. Co zdobyć 4 u niej było nie lada wyzwaniem.

Także ja ostatnimi czasy poznałem ją prywatnie, znalazłem nowego klienta, którego sklep znajduje się akurat na jej osiedlu. Jak tam wpadam to czasem ją spotykałem, zapamiętała mnie, zaprosiła na kawę, porozmawialiśmy sobie. Bardzo miła kobieta. Może w szkole mi jakiejś sympatii nie okazywała, jednak mówi że bardzo mnie lubiła za moją bezczelność np.
-Proszę pani
-Pani profesor!
-Proszę pani!
-Profesor!
-Proszę pani, a ma pani tytuł profesora?
-No nie mam, mam magistra.
-Dobrze pani mistrzyni!
(jakoś tak że magister to mistrz jak dobrze pamiętam)
Pierwszy raz ktoś zwrócił dla niej na to uwagę.

Albo o wykłócanie się o szczęśliwy numerek.
-Ja tego nie honoruje.
-Ale według WSO każdy nauczyciel powinien honorować.
i pół godziny kłótni, po której odpuszczała.

Takich nauczycieli zapamiętuje się na całe życie.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (73)
zarchiwizowany

#17373

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kontynuacja historii z wczoraj.

Dzisiaj o 12 dzwoni wielki szefunio konkurencji i od razu wali z grubej rury:
-Ja Cię pozwę do sądu o kradzież!
Ja na to jak na lato odpowiadam:
-Dzień Dobry się mówi, na dodatek proszę pana bo razem wódki nie piliśmy. Proszę bardzo, przeciwwskazań nie widzę, jeżeli masz pan dowody, bo mój wniosek o zniesławienie wpływa do sądu w piątek. Ja dowody posiadam, nagrania rozmów, waszą karteczkę. Cóż…
Po drugiej stronie znowu słyszę standardowe Pip, pip.

Nie pozostało mi nic innego jak ową firmę pozwać. Jak tak sobie pogrywają. Już jestem po rozmowie z prawnikiem, co prawda przez telefon, jednak on mówi że jak mam dowody to powinno nam się udać wyegzekwować to na czym mi zależy.

Cóż zobaczymy.

PS. Jeżeli kogoś będzie interesować finał, proszę pisać pw.

Kontynuacja

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (197)
zarchiwizowany

#17322

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A teraz historia dzisiejsza. Sprzedając swój towar jeżdżę po terenie dosyć już przetrzebionym przez konkurencje, wiec o swoje trzeba walczyć. Ogólnie na miesiąc zabieram około 2-3 klientów właśnie moim konkurentom. Stosuje różne sztuczki i fortele żeby przekonać potencjalnego klienta do zmiany dostawcy.
Jednym z moich forteli jest wykup towaru konkurencji i sprzedaż swego w zamian. Wygląda to mniej więcej następująco, klient kupuje mego towaru tyle ile potrzeba, jednak płaci towarem konkurenci i dopłaca gotówką. Ludzie na to chętnie przystają, bądź biorą mniej mego towaru i wyprzedają konkurencji. Wykupiony towar też trzeba gdzieś zamienić na gotówkę więc sprzedaję go w zaufanych punktach gdzie już z właścicielami jestem na stopie lekko koleżeńskiej.

Wracając do historii. Konkurencji zastosowali inny fortel, bardzo nie miły i oskarżający mnie, cóż lubią tak działać. Fortel ten nazywa się kartka papieru czyli na owej kartce są zapisane jakieś teksty oskarżające mnie i dyskredytujące w oczach klientów niby poparte aktami prawnymi, jednak co jest ciekawe, praktycznie wszystkie te akty prawne są z przed zmiany ustrojowej w Polsce czyli z przed 1989 roku. Konkurencja w ten sposób „zakazuje” (naprawdę zakazują słownie) handlu ze mną. Ja ich argumenty zbijam prostymi słowami: „Jakby panu/pani kazali wskoczyć w ogień, wskoczył/a by pan/pani?” Na dodatek ostatnio mam ze sobą zawsze prawo handlowe którym oni się posiłkują.

Wracając jednak to historii. Zajeżdżam właśnie do takiego zaufanego punktu, witam się ze sprzedawcą i właścicielem i zaczynamy rozmawiać. Jednak na tapetę wchodzi temat konkurencji która trafiła na mój punkt na którym właśnie wisi ich towar. Zdarzyło się cóż. Jednak oni wielce oburzeni, krzyczą że podadzą mnie do sądu, że coś tam innego. Wszystko na sklepie. Że ze mną nie wolno handlować, pokazując te swoje świstki i ich nowy argument: że jestem ZŁODZIEJEM bo sprzedaje ich towar. Tutaj nie wytrzymałem, poprosiłem o wizytówkę którą oni zostawili i zapytałem czy mogę zadzwonić do nich. Właściciel od razu powiedział że musi być na głośniku (fajny facet), sprzedawca też chce być przy tym, wiec szybka kartka że za 15 minut sklep będzie otwarty bo przyjęcie towaru i jazda.

[J]a- Dzień Dobry dzwonie z firmy takiej i takiej, słyszałem że nazywacie mnie ZŁODZIEJEM.
[P]rzedstawiciel- Dzień Dobry, bo tak jest, sprzedaje pan nie swój towar.
[J]- Posłuchaj, po pierwsze mnie nie znasz, po drugie złapałeś mnie za rękę gdy coś kradłem? Po trzecie chyba jeszcze nie znasz pojęcia wykup towaru.
[P]- Ale pan sprzedaje nie swój towar.
[J]-Bo go wykupiłem ze sklepów gdzie już go nie chcieli, bo był ZA DROGI.
[P]- Jak to wykupił pan?
[J]- Normalnie, jest takie pojecie jak wykup towaru. Sprawdz sobie.
[P]- Ale ja mam tu przepisy prawne że nie może nim pan handlować.
[J]- To niech pan sobie wyciągnie tą swoją magiczną karteczkę i zacznie czytać. Od pierwszego punktu.
[P]- Artykuł prawa nr 1.203.212 (stawiam byle jakie bo nie pamiętam dokładnie) z 1953 roku o zakazie handlu towarami ble ble ble.
[J]- To teraz ja. Artykuł prawa nr 1.203.212 z roku 1953 z nowelizacją z roku 2003. Treść artykułu. No i gdzie jest nowelizacja. Nie ma, możesz czytać następny
[P]- To jakaś nowelizacja była? Następny to 2.891.02 z roku 1978 coś tam, coś tam.
[J]-Nowelizacja była dość dawno, jakieś 8 lat temu, wcześniejsza z 1999, jeszcze wcześniejsza 1992. Artykuł 2.891.02 z roku 1978 z nowelizacją w 1997.
Było tych kilka artykułów, które zbijałem swoimi argumentami.
[J]-Wiec chyba lepiej zagłębić się w prawo i sprawdzić co się rozdaję i mówi, a nie powtarzać jak papuga co? Jak chcesz wyśle Ci mms te nowelizacje jeżeli nie wierzysz.
[P]- Ale szef mi tak kazał robić i tak mówić.
[J]- Jak Ci szef powie że wypłaty nie dostaniesz bo poszła na paliwo do jego auta to też tak pokornie to przyjmiesz? Pomyśl co mówisz. Daj mi teraz nr. do tego twego szefa.
Tutaj podyktował mi numer. Ja dzwonie do tego wielkiego [S]zefa.

[J]-Dzień Dobry, dzwonie z firmy takiej i takiej, czy mógłbym dostać dokładny adres pańskiej firmy.
[S]- Słucham? Po co?
[J]- Musze mieć dokładne informację do sądu, chce pozwać pańską firmę o zniesławienie mojej osoby przez pańskiego pracownika.
[S]-Co?
[J]- To co pan usłyszał, zostałem poinformowany że jestem ZŁODZIEJEM, zadzwoniłem do pańskiego pracownika który takie informacje rozpowszechniał i on powiedział że pan kazał tak mówić. Na dodatek zastanawiam się czy nie podać także pana i pańskiej firmy o wprowadzanie klientów w błąd na podstawie błędnych, nie istniejących bądź zmienionych aktów prawnych. Chodzi mi o tą kartkę którą pańscy kierowcy zostawiają na MOICH punktach.
[S]- Co? To są prawdziwe akty prawne!
[J]- Tak pan uważa? Wszystkie mają podłoże prawne w PRL, jak wiadomo od 1989 roku żyjemy w RP. Czyli nasza gospodarka przekształciła się z gospodarki centralnie planowej na gospodarkę kapitalistyczną. Mamy tak zwany WOLNY RYNEK. Mam tą oczerniającą kartkę akurat przed oczami, pozwoli pan że zacytuje: Artykuł prawa nr 1.203.212 z roku 1953 bla bla bla. Obecnie w prawie handlowym ta artykuł został znowelizowany w 2003 roku. Treść ustawy jest taka a taka.
[S]- pip, pip…
[J]- Znajdę sobie w Internecie. Dowidzenia.

Rozłączył się, cóż przynajmniej dostarczyłem ogromnej rozrywki moim klientom, którzy dusili się ze śmiechu. Teraz pozostaje tylko czekać jak potoczą się dalej sprawy i czy dalej będą rozpowszechniać te bzdury.

Konkurencja

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (299)
zarchiwizowany

#17217

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracając dzisiaj z trasy, będąc jakieś 20 km za Białą Podlaską w kierunku Białegostoku, słyszę na CB-radio jak jakiś jegomość woła
- Jak dojechać z Wygwizdowa Dużego do Pierdziszewa Małego.

Myślę chyba mijałem którąś z tych wiosek niedawno. Nie pamiętam dokładnie nie będę się odzywał. Tylko kto do cholery pyta jak dojechać z jakieś wioski do innej? Tak sobie myślałem. Wtedy odzywa się jakiś inny mobil i tłumaczy. Jednak pytający odpowiedział następująco:
-Ale idiota, przez lasek szybciej się dojedzie. Gruby hu*u.

Tutaj odpowiadający zaczyna się wkurzać, pyta po co się pytał pytający. Na co następna seria bluzgów w jego stronę. Później obrażająca resztę CB-radiowego społeczeństwa. Wiadomo piątek, ludzie do domu zjeżdżają. Chcą jak najszybciej właśnie w domowe zacisze trafić, a tutaj jakiś idiota zaczyna sobie jaja robić. Pan odpowiadający się wkurzył na maksa i grozi że jak znajdzie tego „gnoja” to nogi z d*py powyrywa. Kolejna fala bluzgów, coraz więcej osób się wkurza i pytającego obsmarowuje. Wtedy szybkie hasło odpowiadającego „jeden wyżej”. Ja szybko zmiana kanału na jeden wyżej a tam dyskusja.

-Chłopaki zaraz musze zjeżdżać na pauzę, znajdę debila i mu wpierdziele, tylko wiecie jak to z 2-3 wioskowych chłopów siedzi to samemu strach.-mówi pytający
-Słuchaj ja mogę na chwile zjechać. Mam już nie daleko do domu wiec mogę Ci pomóc, jak namierzysz daj znać.
-Ja też się pisze.

Parę osób się zebrało, chyba pytający nie podłapał o co chodzi z hasłem: „jeden wyżej” i dalej na 19-tym uskutecznia swoją podwórkową łacinę. Zaraz po 3-4 minutach na 19 mówi odpowiadający: „znalazłem, jeden wyżej”. Chłopaki się dogadali. Patrzę przede mną Kamis skręca i zawraca. Pewnie będzie pomagał. Czekam na rozwój wypadków. Po około pół godzinie widzę we wstecznym lusterku że Kamis wyprzedza po kolei samochody za mną. CB w ruch i pytam:

[J]a- Kamis to jak tam z tym delikwentem?
[K]amis- Skąd kolego nadajesz? A nic siedział sobie jakiś 16 letni szczyl w Polonezie i przez CB nadawał. Tylko źle trafił, ten którego obrażał to facet z TIRa który nie był w domu od dwóch tygodni. Ostro go podku*wił. Zjeżdżam ja, ten od Tira, jeszcze dwóch chłopaków z dostawczakami. Wchodzi na podwórko a ten szczyl jak nas zobaczył, od razu się zabarykadował. My już gotowi poloneza na bok przestawiać, kiedy wychodzi chłop i pyta co się dzieje. Wytłumaczyliśmy, kazał dla synalka wysiąść, ten posłusznie wysiadł to takiego kopa mu wywalił że aż jaja zadzwoniły. Przeprosił i się rozjechaliśmy, ten z TIRa jeszcze został bo na gościnę gospodarz zaprosił.

Taki apel dla ludzi robiących sobie jaja na CB, lepiej uważajcie bo łatwo was na mierzyć. Jak któryś się wkurzy chętnie was poszuka i zrobi porządek. Choć na CB różne elementy się trafiają, jednak to już opowieść na inną historię.
PS. Jestem bez weny, dopiero co wróciłem z trasy wiec proszę o wybaczenie.

CB Radio

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 323 (359)
zarchiwizowany

#16883

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze jako nastolatek, na dodatek niepełnoletni. Dostałem propozycje charytatywnej pracy w jednym z mniejszych klubów piłkarskich na Podlasiu. Jako że „prezesem” został mój znajomy, starszy kolega z którym się dość długo znam, zaproponował mi tą fuchę. Jako że futbolem interesuje się do dziecka zgodziłem się. W kopaniu piłki najlepszy nie byłem, jednak mój kolega znał mój talent organizatorski i dlatego mnie przyjął. Dzisiaj to stanowisko by nazywało się Dyrektor do spraw marketingu i sponsoringu, wtedy nazywało się to: Lataj i szukaj sponsorów bo klub jest strasznie biedny.

Kumpel miał wizję stworzenia klubu który w oparciu o sponsorów by był klubem który jest samowystarczalny, czyli kupno piłek i strojów, zorganizowanie wyjazdu na mecz i wiele innych. Miał wiele innowacyjnych pomysłów, jak organizacja pikników czy różnych innych atrakcji w małej mieścinie gdzie owy klub istniał.
Udało mi się parę osób zwerbować co dawały dość spore miesięcznie datki na klub to jeden właściciel sklepu dawał 300zł miesięcznie, to szef wulkanizacji dał 500zł miesięcznie itd.

W ciągu pół roku udało nam się klub przekształcić nie do poznania. Piłkarze który do tej pory grali tylko dla sportu, teraz grali z większym zacięciem i wolą walki z powodu bonifikaty finansowej. Wiadomo że dla 18-latka 100-200 czy 300zł miesięcznie do sporo. Do klubowej kasy miesięcznie wpływało około 4-5 może 6 tyś. miesięcznie od samych sponsorów. Klub miał jak zorganizować wyjazd, zorganizować pierwsze klubowe pamiątki typu szalik czy kubek, zapewnić wodę podczas meczu czy nawet utworzyć niewielkie premie za wygrany czy zremisowany mecz.

Jednak ktoś był łasy na te pieniądze. Ja w późniejszym czasie dostawałem około 300zł miesięcznie co i tak wszystko szło na paliwo do auta (w miedzy czasie skończyłem owe 18 lat i zdałem prawo jazdy). Kolega prezes robił wszystko charytatywnie.

Wracając jednak do historii i wejścia w iście piekielny klimat. Przyszedł do nas jeden z okolicznych przedsiębiorców, parę miesięcy wcześniej proponowałem mu sponsoring jednak kategorycznie odmówił. Teraz za to był chętny i wykładał na stół 1000zł miesięcznie, czyli największą sumę ze wszystkich sponsorów. My oczywiście w skowronkach. Jednak owy pan zażądał czegoś w zamian. Najlepiej miejsca na koszulkach. Jednak nie było to możliwe, ponieważ miejsce na koszulkach zostało sprzedane zaraz po rozpoczęciu pracy przeze mnie w klubie. Chcieliśmy żeby wszystko wyglądało profesjonalnie wiec spisaliśmy odpowiednią umowę, jeżeli chcielibyśmy ją zerwać musimy oddać kobiecie która nas sponsorowała całe dotychczasowe uposażenie. Zresztą owa pani płaciła także dość sporo miesięcznie, a na dodatek sama na własny koszt kupiła nowe koszulki wraz ze swoim logiem zawodnikom zespołu. Odmówiliśmy i mówimy że gdzie innej z tyłu, bądź na rękawku czy spodenkach można jego reklamę zrobić. Nasi sponsorzy mieli także reklamy na bandach wokół boiska, wykonywane one były już na koszt klubu. Nie zgodził się. Kombinujemy, kombinujemy i owy pan mówi że da te pieniądze jeżeli dostanie się do rady nadzorczej klubu. Coś takiego tam istniało i był w niej mój kolega, jakiś zasłużony działacz Solidarności i były dyrektor szkoły, który ten klub prowadził przed kolegą. Kolega tłumaczy że rada nie może składać się z 4 osób bo nie dojdą do porozumienia bo może być 2 na 2 w głosowaniu i takie tam. Owy pan wpadł na pomysł że jeszcze jego syn chętnie będzie jednym z radnych. Jednak tutaj ja postawiłem liberum veto, jeden sponsor jedno miejsce. Na drugi dzień przychodzi syn i także okazuje wole sponsorowania klubu, ojciec prowadził warsztat samochodowy, synek natomiast miał sklep z częściami do aut. Kwota nieco niższa niż ta ojca jednak zawsze to ponad 1,5 tyś. więcej w klubowej kasie, zawsze te pieniądze można na coś przeznaczyć. Teraz możecie zgadywać co się stało. Po dwóch tygodniach owi panowie wraz z namówionym Solidarnościowcem oskarżyli prezesa o defraudacje pieniędzy i przeznaczenie ich na auto. Owszem kumpel kupił samochód 2 miesiące wcześniej, jednak za jego własnoręcznie zarobione pieniądze. Poszedł się wytłumaczyć, pokazał wszystkie kwity i rachunki, na co odpowiedz była jedno znaczna, kwity można podrobić. Wszystko było udokumentowane na fakturach, poświadczali i piłkarze że dostają pieniądze i firmy od których były brane różne rzeczy. Na nic to się zdało. Kolega został odwołany głosami 3-2. Kumpel dostał wilczy bilet, spakował manatki i udał się na podbój świata do Anglii.

Teraz koniec historii. Owy przedsiębiorca był bardzo łasy na pieniądze. Wiadomo że w małych mieścinach ludzie się znają, z jednym ze sponsorów wódkę wypił z drugim i mniej więcej dowiedział się ile ludzie dają na sponsorowanie klubu. Przekalkulował i wymyślił podstęp którym odwoła prezesa i zgarnie kasę za nic. Wszystko się udało. Otóż dogadał się z Solidarnościowcem że da mu miesięcznie 300zł czyli podliczając ze średniej 5tyś. nie całe 10%. Reszta pójdzie dla nie go i syna. Tak o to wykombinował że położy łapę na kasie. A tak bym zapomniał, jeżeli przebrnęliście przez całą historie i czytaliście ze zrozumieniem zauważyliście że zaproponował 1000zł sponsoringu. Te 1000zł weszło tylko raz. Po 3 dniach po odwołaniu prezesa przynosi dla mnie pisemko. Umowa taka sama co podpisaliśmy wcześniej, tylko kwota z 1000zł stała się uwaga uwaga! Werble! 50zł miesięcznie. Każe mi podpisać i starą umowę zniszczyć. Mowie że nie takie były ustalenia. On na to że on jest prezesem i tyle ile chce wtedy da. Powiedziałem tylko tyle że nie mam zamiaru bawić się z nim w takie gierki i odchodzę. Na umowie oczywiście były dwa takie same podpisy jako sponsor i prezes. Podałem mu tylko świadectwo mojej charytatywnej pracy, podpisał i wyszedłem. Więcej nie postałem w tym klubie.

Co udało się zbudować w klubie przez pół roku przeze mnie i kolegę, zostało za przeproszeniem rozpier*olone w miesiąc. Klub z piątego miejsca, najwyższego w ostatnich bodajże 5 latach spadł na 10. Piłkarze w ciągu tygodnia po dojściu do władzy nowego prezesa otrzymali komunikat że premie są zmniejszone o połowę, po miesiącu że nie ma ich wcale bo: „poprzedni prezes wszystko przehulał”. Sponsorzy także powoli uciekali. Jeden po drugim. Nie dawno minęło 4 lata od mego przyjścia do owego klubu i rozpoczęcia w nim pracy. Teraz klub wygląda tak samo jak zaczynaliśmy prace, prezes dalej urzęduje i chełpi się że prezesuje. Tylko ludzie w tej mieścinie czekają znowu na lepsze czasy, dla ich klubu i dla siebie.

Pewnie zapytacie co z kolegą, dalej jest w Anglii, znalazł fajną posadę i pracuję. Powoli myśli o powrocie, ludzie już dawno nie wierzą w te bajki o defraudacji pieniędzy. Jednak on dalej nie może się przemóc żeby wrócić. Dalej go boli jak go potraktowano.

PS. Uprzedzam pytanie, tak uczyłem się w LO i byłem przed maturą, nie wiem jak to wszystko dzieliłem, ale jakoś się udawało. Tylko szkoła miała mi za złe że tak mało w niej bywałem. Frekwencja jedynie 52%. Nie ma czym się chwalić. Jednak maturę zdałem najlepiej z klasy:) Co też jest ciekawe.

Piłka jest okrągła a liczy się kasa

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 217 (259)
zarchiwizowany

#16519

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że jestem na małym przymusowym urlopie, przypominam sobie niektóre piekielne historie z przeszłości. Zaznaczam że będzie długi i będzie bardzo szczegółowy wstęp który ma na celu wyjaśnienie wszystkich kwestii.

Zaraz po maturze, dostałem od kuzyna ofertę wyjazdu do kraju tulipanów. Kuzyn ów mieszkał tam już spory czas, zadomowił się, dorobił się dwójki dzieci, a mnie zaprosił żebym sobie dorobił w trakcie najdłuższych wakacji w życiu. Prace miałem nagraną od razu ponieważ owy brat cioteczny odchodził i zaproponował że na wakacje sprowadzi swoją rodzinę czyli mnie. Jako że żył w dobrej komitywie z byłym dyrektorstwem i nie pali za sobą mostów. Zgodzili się. Wypisałem zaświadczenia upoważniające rodziców do składania papierów na studia i w długą do kraju depresji i wiatraków.
Praca była ciężką, a polegała na pracy na taśmie przy sadzonkach kwiatowych. W budynku było 6 taśm, a ludzie przy taśmach byli podzieleni na trzy osobowe zespoły. Jeden zespół układa doniczki na taśmie, drugi wsypuje ziemie, trzeci zasadza roślinkę, czwarty podlewa, piąty zbiera wszystko i pakuje do magazynu. Ja trafiłem do zespołu sadzących owe roślinki, właśnie na miejsce brata.
Dość szybko się zaaklimatyzowałem bo dwójka moich współpracowników była Polakami i kolegami kuzyna, po tygodniu już miałem taką samą efektywność pracy jak oni. Jednak wracając do taśm na naszej taśmie pracowały trzy trójki Polaków, trójka Czechów i trójka Ukraińców. Była także taśma samych Turków, na innej pracowali sami Bługarzy i Romowie, na innych już różne narodowości: Hindusi, Marokańczycy, Słowacy czy Węgrzy, byli także dwaj Holendrzy którzy gdzieś w swoim życiu się pogubili.
Co jakiś czas chodził miedzy taśmami kierownik i mówił, tu dobrze, tu to popraw, tu tamto i owamto. Jak w pierwszym tygodniu dość często zwracał mi uwagę, już w następnych chwalił naszą trójkę, zresztą całą taśmę za bardzo wysoką efektywność i szybkość. Właśnie ten kierownik dla danej taśmy dawał tak zwane małe premię do poborów zazwyczaj 50 czy 100 €. Właśnie w moim pierwszym miesiącu pracy nasza taśma dostała taką premie w wysokości 70 €. Co było dla mnie zaskoczeniem, jednak kierownik zaznaczył że nadrobiliśmy ten tydzień i byliśmy lepsi od drugiej taśmy o 10%.
Tak jak kierownik nas chwalił to Bułgarów i Romów cały czas opieprzał za nie dokładność i wolną pracę. W Lipcu także przodowaliśmy, jednak to komuś się nie spodobało. Po pracy pożegnałem się z kolegami i udałem się piechotą do domu. Zawsze podczas takiego spaceru podsłuchiwałem Holendrów, łapałem słówka i podziwiałem budynki i kanały. Jednak teraz nie było mi to dane. Po oddaleniu się od firmy już na jakiś kilometr, z wnęki miedzy budynkami woła mnie Ivan, jeden ze wspomnianych Bułgarów. Jako że znajomy z pracy, podchodzę pytam co jest (znał trochę angielski chyba jako jedyny z tej paczki Romów i Bułgarów i był chyba ich Hersztem) Było ich tam z 4.
[I]van - Słuchaj nowy! Chcesz jeszcze tutaj popracować?
[J]a -O co Ci chodzi człowieku?
[I] – Teraz mnie posłuchaj. Jest taki system że ja i moja taśma co 2 miesiące ma dostawać premie. Koledzy chyba Cię o tym nie poinformowali. Dlatego ja Cię informuję. Ten miesiąc był wasz, lipiec ma być nasz. Rozumiesz.
[J]- Nie zbyt. Jak będziesz sumiennie pracował wraz ze swoją ekipą to dostaniecie premie. Teraz to wam się nie uda, bo ja jestem w naszej ekipie. – powiedziane w formie żartu.
[I]- Ma nam się udać! Tutaj już pogroził mi nożem.
Cóż pokiwałem tylko głową, bo nie wiedziałem w co uzbrojeni są pozostali i oddaliłem się.
Kuzyn od razu zauważył ze jestem jakiś zasępiony wiec mnie wypytuje i wyciągnął co się stało po pracy. Powiedział że przed moim przyjściem do roboty na miejscu Czechów pracowało 3 wielkich Polaków, każdy ważył około 150kg i był wielkości słonia i nigdy czegoś takiego nie proponowali. Natomiast już od dłuższego czasu są zastraszone linie produkcyjne wielonarodowe gdzie miedzy różnymi pracownikami trudno się dogadać. Poradził mi żeby pracować tak samo. Cóż ja pracowałem tak samo, jednak efektywności na taśmie spadła. Czesi którzy akurat wykładali doniczki trochę zwolnili tempo. Myślałem że popili i teraz trochę wolniej. Jednak jeden, drugi, trzeci dzień pracują jakoś nie mrawo. Oglądam się przez ramię patrzę na Ivana i jego taśmę, a tam wszyscy uśmiechnięci i tylko pogrożono mi palcem. Postanowiłem pogadać z Czechami jako z braćmi, przecież Lech, Czech i Rus byli braćmi z legendy. Na zmianę obiadową schodziła jedna ekipa, po 15minutach mieliśmy wyjść i na nasze miejsce wchodziła inna ekipa tak żeby tylko jedna taśma stała podczas obiadu. Po powiedzeniu mego planu moim grupowym usiadłem razem z Czechami i pytam co się dzieje chłopaki. Jeden z nich był z Cieszyna wiec po Polsku rozumiał i potrafił się komunikować. Od razu zaczęli się wykręcać i takie tam. Postanowiłem zapytać wprost czy coś im nagadał Ivan. Najmłodszy spuścił głowę i już wiedziałem. Zaczynam z nimi gadać że tak nie może być że banda obszczymurków będzie nami rządzić. Wygłosiłem mowę której bym się nie spodziewał po sobie. Powiedziałem że jeżeli wygramy to będą nam chcieli wpieprz*ć, jednak to są Romowie i Bułgarzy, oni są tylko mocni w grupie. Opowiedziałem im że w Białymstoku też się szwendają po mieście Romowie, zaczepiają ludzi, a jak dostaną wpierd*l to od razu są spokojni. Natchnąłem ich do lepszej pracy. Ukraińcy też dostali taką propozycje nie do odrzucenia, jednak jak zobaczyli że kwiaty i tak wolno schodzą z taśmy to nie ingerowali jeszcze bardziej. Czesi podnieśli się z dołka psychicznego i już po przerwie pracowali ze zdwojoną szybkością.

Na następny dzień, zaczepiłem taśmę Słowaków i Węgrów. Pogadałem z nimi chwile i także chcieli przyłączyć się do buntu. Tak codziennie zaczepiałem inne taśmy i wszyscy przyłączyli się do walki z „wielkimi gangsterami”. Przyszedł koniec miesiąca. Kierownik odczytuje rezultaty pracy i znowu nasza taśma na pierwszym miejscu, natomiast nasi koledzy z nożami byli uwaga na ostatnim. Ivan i reszta jego paczki wkurzeni po wsze czasy zapowiedzieli zemstę. Wychodzimy z pracy i co widzimy Ekipę Ivana z nim na czele. Było ich może z 20 kilku czyli koło 2 taśm. Wyszliśmy my i tak stoimy i patrzymy na nich. Ja jako prowodyr mówię, to co będziemy się bić czy nie. To dawaj! Krzyczy do mnie. Twoja ekipa na moją ekipę. Machnąłem ręką za plecami. Na co on zrobił wielkie oczy i wskoczył do najbliższego auta i uciekł. Na następny dzień nikt z jego taśmy w pracy się nie pojawił. Wszyscy przynieśli wymówienie i już Ivana do końca pobytu nie widziałem.

Może nie jest to historia o jakiejś wielkiej piekielności, jednak ludzie trzeba walczyć o swoje, bo jak przyjdzie taki jeden gnojek z drugim i będą chcieli wchodzić Ci na głowę to zanim się obejrzysz będziesz ich niewolnikiem. Walczmy o swoje.

Kwiaty Holandii

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 335 (375)
zarchiwizowany

#16355

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed chwilą opisałem historię z giełdy i rozmowę mego dobrego kolegi ze sprzedającym, a teraz inna historia z giełdy samochodowej.

Otóż będąc jeszcze w Liceum, 2-3 lata wstecz co do opisanej przed chwilą historii. Dorabiałem sobie na tym zaszczytnym zlocie fanów motoryzacji i biznesu. Moja praca polegała na pytaniu i jeżeli ktoś się zgodził umieszczaniu ogłoszenia na Allegro bądź Otomoto za odpowiednią opłatą. W dobry dzień można było zarobić nawet do 150zł.
Chodzę miedzy samochodami i pytam ludzi czy chcą ogłoszenie i słyszę taką rozmowę miedzy dwoma dresami:
-Ty słuchaj to ma 280 na liczniku. O kur*a to musi zapier*alać!
-Nooo, ostro musi walić po garach. Nikt Ci nie dorówna na drodze stary!
-Jasna sprawa ziom. Trzeba kupić.

Była mowa o Bolidzie Młodego Wieśniaka E36 z najsłabszym silnikiem 1,6. Odpowiednia informacja była oczywiście umieszczona na kartce wewnątrz auta.

Giełda

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 28 (126)