Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Oliolemka

Zamieszcza historie od: 6 kwietnia 2011 - 15:41
Ostatnio: 7 kwietnia 2013 - 11:56
O sobie:

Właścicielka 2 lekko nieznośnych fretek, 7 ślimaków, kilku komarów i ok. miliona roztoczy.

  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 1763
  • Komentarzy: 283
  • Punktów za komentarze: 987
 

#43116

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaszczurzony miewa złe dni w pracy.

Wezwanie. Gorączkujący malec. Wymiotujący malec. Zmieniający kolory malec. Wszystkie trzy postacie występują w jednym malcu jakby co. Dyspo zapomniał tylko zaznaczyć, ze wizytować będziemy jakieś domowe przedszkole.

Wkraczamy z kolegą Rutkiem do pokoju wielkości 40 metrów kwadratowych (tak na oko oczywiście, nie biegaliśmy w międzyczasie z miarą). Na tej małej powierzchni od momentu wkroczenia zaczęło nam się przyglądać 14 par oczu. 14 par oczu odbiegających od podłogi ledwo na pół metra. Szybko lokalizujemy powód przyjazdu i próbując nie zmiażdżyć plecakiem któregoś krasnoludka, przeciskamy się wśród smoków i klocków na drugi koniec pokoju.

Malec, we wszystkich kolorach tęczy, współpracuje niechętnie jak to gatunek ten ma w zwyczaju robić. Dotknięty stetoskopem maluch wydał z siebie pisk pociągający w sekundzie 14 innych pisków.

- Przywykną panowie szybko. - słyszę krzyk za moimi plecami. No tak, to opiekunka tego bałaganu.

W pewnym momencie Zaszczurzony orientuje się, że z prawej jakby pisk się nasila i właśnie przebija mu bębenek siłą podmuchu, jaki przy okazji niesie. Odwróciwszy się, lokalizuje źródło w postaci kilkuletniego chłopca, który właśnie raczył oprzeć się nosem o klękającego ratownika i podzielić się z jego ramieniem wydzieliną z nosa. Po chwili prawdopodobnie zorientował się, że stoi za blisko i dał krok w tył, a cudowny smark efektownie ciągnął się z Zaszczurzonego ramienia do nosa sprawcy. Ofiara mając obcego gluta kilka centymetrów od twarzy, wydała z siebie głos przypominający bardzo niecenzuralne słowo połączone z boleścią i żalem nad jego własną egzystencją tego dnia. Opiekunka jakby nigdy nic, podeszła, starła dowód rzeczowy ręką, po czym wtarła sobie go w spódnicę. Od dziś Zaszczurzony będzie patrzał na kobiety w spódnicach nieco dziwnie.

Pisk nie ustaje. Zaszczurzony ryzykuje i obraca głowę w lewo. Po lewej niespodziewanie wyskakuje mu twarz kilkulatki w odległości 2,5 centymetra od nosa. W pierwszej chwili wygląda trochę jak aligator zmieszany z ogrem, ale po ustawieniu ostrości wzroku widać, że jej mina wskazuje na zbliżający się wybuch i już po kilku milisekundach twarz ratownika spowiła gęsta ślina. Całość zostaje okraszona piskiem przechodzącym w ryk.

Malec piszczy, krasnoludki piszczą, opiekunka piszczy chcąc piszczenie uciszyć, ale jedyny efekt jaki wywołuje to konkurs na piski. Zaszczurzony w całym bałaganie usiłuje usłyszeć bicie serca malca, który przeszedł właśnie w kolory blado-sine, ale zmuszony jest stwierdzić, że serce chyba nie bije tylko piszczy. W każdy razie to właśnie słychać w słuchawkach.

Opiekunka trzyma trójkę dzieci na rękach jednocześnie, kolejnych trzech przyklejonych ma do lewej nogi i jednego do prawej. Jakiś klops siedzi jej między nogami wkładając głowę pod osmarkaną spódnicę. Jeden z himalaistów wspina się właśnie po jej plecach. Zaszczurzony przez chwilę widzi aureolę nad jej głową bo jest pewien, że powyrzynałby je wszystkie od ręki.

Po 25 minutach nastąpił cud i piski ustały. Serce malca jednak nadal uparcie piszczało. A może to Zaszczurzonemu w uszach, nieważne.

W drodze powrotnej tylko tak jakoś dziwnie.

-Ale hałas był... - Stwierdził Rutek posępnie.
-CO???
-Hałas był mówię.
-CO???
-HAŁAS BYŁ OKROPNY!
-TO NIE BYŁ SZAŁAS! DOMOWE PRZEDSZKOLE JAKIEŚ CHYBA!

Pozbawiony nadziei Rutek nie odezwał się aż do przyjazdu do bazy, kiedy to soczyście zaklął odbierając kolejne wezwanie.
Na dyskotekę.

Praca praca

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1344 (1540)

#33002

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem natchnął mnie Zaszczurzony.

Swego czasu byłam na półrocznych praktykach w Malmo. Praktyki płatne tyle, że mogłam zapłacić za mieszkanie. Cała reszta sponsorowana przez rodziców (Dzięki Mamo i Tato :*). W tym samym czasie mąż mój (wtedy jeszcze nie wiedział, że go tak los pokarze ;)) również wyjechał na praktyki za granicę, tyle że na trzy miesiące, po których postanowił mnie odwiedzić. Oboje żyjąc za złotówki przesłane z domów, odżywialiśmy się głównie miłością do nauki (albo jedzenie albo możliwość pozwiedzania czegoś).
O dodatkowych wydatkach typu fryzjer, można było zapomnieć. Mi to było nawet na rękę, bo w końcu się przemogłam aby zapuścić włosy (miałam je dosyć krótkie), za to ukochany przeobraził mi się w Jozina z Bazin (szczególnie, że przed przyjazdem do mnie się nie ogolił, a pierwszego dnia jakoś mieliśmy inne zajęcia).

Korzystając z okazji, postanowiliśmy zwiedzić Kopenhagę.

Po całym dniu łażenia w deszczu, zmęczeni kierujemy się na dworzec, aby wrócić do Szwecji. I teraz pytanie: starczy nam koron duńskich na bilet, czy musimy wymienić więcej pieniędzy? (A szkoda, bo z powrotem bilonu nie przyjmują, a więcej w Danii być nie planujemy). Wysypujemy wszystkie drobniaki, mąż odlicza potrzebną kwotę, a ja stoję, trzęsąc się lekko z zimna (byłam cała przemoczona) i patrząc jak na dłoni lądują mi kolejne monety.

Nawet nie zauważyliśmy, jak podszedł do nas bezdomny. Pan przyjrzał się uważnie całej sytuacji, wyciągnął z kieszeni garść drobniaków, rzucił je mi na ręce, poklepał męża po ramieniu i sobie poszedł.
Spojrzeliśmy po sobie, potem na monety i zanim zrozumieliśmy, co się właściwie stało, bezdomny zniknął z pola widzenia. Już go nie znaleźliśmy.

Pierwszą rzeczą, jaką mąż zrobił po powrocie do mieszkania, było ogolenie się.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 991 (1069)

#29993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tej historii piekielni byli wszyscy.
Opowieści o kolesiu który wracał z treningu z mieczem i wystraszył napastników.... znacie pewnie w kilku wersjach. Podejrzewam znając środowisko, ze to się nawet mogło wydarzyć kilka razy w różnych miejscach i o różnym czasie. Teraz wozimy się razem ze sprzętem autem, jak na niemal emerytowanych odtwórców przystało. Kiedyś... bywało różnie.

Kolega Piekielny, wiek po trzydziestce. Poobijany na bitwach i przez życie. Na co dzień człek pracujący na stanowisku i Wielce Poważny. Miał jednak w swoim czasie epizod zapijania smutków życiowych. A mieszkał wtedy u rodziców. Tym samym cały dobytek mieszkał razem z nim w małym pokoju. Dobytek składał się głównie ze sprzętu typu miecz, topór, łuk, itp.

Wrócił w nocy do domu pijany w sztok. I już oczęta błękitne miał zamknąć i zasnąć w żalu nad swoim kiepskim żywotem.... gdy plan przerwały gibony. (Gibonami zwiemy osobników typu: o jak się za..biście nawaliłem. Ja i moi kumple. A teraz wykrzyczymy to światu. I ch... że ludzie śpią).
Kolega, oczywiście wychyliwszy się przez okno, oświadczył nie mniej pijanym głosem, gdzie mogą sobie wy... oddalić się w szybkim tempie. A jak nie, to on zrobi taką jesień średniowiecza.....

Jak się można spodziewać przepychanka słowna trwała. Gibony nawet usadowiły tyłki na ławce pod oknem. Zapowiadało się na dłuższą pogawędkę.

I być może trwałoby to długo, ale kolega wśród oparów alkoholu posiadał jakąś mglistą koncepcję, że on przecież rano musi wstać do pracy. Stwierdził że temat się wyczerpał i czas przejść do czynu.
Wrócił do pokoju (co zostało odgwizdane triumfalnie przez gibony przeświadczone o zwycięstwie) potknął się o zbroję, wpadł na kaloryfer ale w końcu odnalazł.... łuk. I strzały.

Stanął przy oknie, beknął dla zwiększenia dramatyzmu, wycelował i strzelił. Prosto w ławkę z gibonami.
Cud że wstrzelił się pomiędzy żywe, a strzała utkwiła w drewnie.

Podsumowanie: gibony piją jak piły, ale dwa podwórka dalej. Znajomy przed wyjściem do knajpy chowa sprzęt wysoko na szafę.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 983 (1031)

#28860

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niektórzy wiedzą, że byłem kurierem w jednej firmie (Dostarcz Paczkę Dupku).

Nie pracowałem tam długo ale opowiem wam kilka ciekawych historii jakie doświadczyłem z klientami (oczywiście nie wszystkie od razu). Będę pisał historie bez kolejności, po prostu losowo jak mi na klawiaturę padnie. A więc:

Zapamiętałem ją dokładnie. Telefon z umową z pomarańczowej firmy do pani X. Dzwonię, pani odebrała, odpowiedziała, że jest w domu i zaprasza. Ok, jadę, znalazłem , dom obok lasu, wchodzę do domu. (Tu ważne, na jednym podwórku stały dwa domy, jeden wypas, drugi gorszy, sypiące się deski etc - pani mieszkała w tym ′gorszym′)

No to więc pani spokojna, miła pyta się jaki to telefon. Odpowiadam, że nie mam pojęcia, ja tylko jestem kurierem i moim obowiązkiem jest sprawdzić dane osobowe oraz pokazać w których miejscach podpisać umowę (Telefony jakie woziłem zawsze były w pudełkach zamkniętych z plombami, a umowa była przyklejona w koszulce na pudełku tzn. w kangurkach).
Ona w szoku, pyta się czy może otworzyć, mówię, że dopiero po podpisaniu umowy aby sprawdzić czy wszystko się zgadza. Trwało to około 5 minut aż nagle przybiega on, jej (w)nuczek z sąsiedniego domu (dziwne, godzina 10, a w domu siedzi), przybiega w koszulce i w spodenkach (był grudzień=zimno) i tak wyglądał dialog mój, pani i wnuczka:

w: I jak babciu? Jaki to telefon?
p: Nie wiem.
w: A można już otworzyć? (od kiedy na ′Ty′ jesteśmy).
J: Nie, pani nie podpisała jeszcze umowy.
w: Czemu jeszcze nie podpisałaś?
p: A bo Wy będziecie się bili o ten telefon z Darią i z Danielem (rodzeństwo)
w: Podpisz, nikomu nie powiem, oni nie będą wiedzieć.
p: Nie biorę tego telefonu.
j: Czyli pani odmawia przyjęcia?
p: Tak, odmawiam, gdzie mam podpisać odmowę?
I wtedy wnuczek:
w: A to spie.dalaj, ku.wa, dzięki wielkie starucho. - I wyszedł trzaskając drzwiami.
A pani do mnie ze spuszczoną głową:
p: I widzi pan jakie mam życie z wnuczkami?
j: Proszę tu podpisać. Wesołych świąt życzę.

Jak wcześniej mówiłem, był grudzień gdzieś za połową.
Wsiadłem do samochodu, już miałem odjeżdżać, a tutaj podbiega wnuczek, otwieram okno. I mnie zamurowało.

w: Jaki to jest telefon?
j: Nie wiem.
w: A można zobaczyć?
j: Nie, nie można (cały czas spokojnie).
w: Słuchaj, znam pesel babci, podpiszę się za nią i dam ci dwie stówki za to, pasuje?
Nic się nie odezwałem tylko zasunąłem okno i odjechałem.

W lusterku jeszcze widziałem, że coś machał w moim kierunku, ale nie przejąłem się tym za bardzo.

Praca ludzie(?)

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 669 (749)

#28876

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Po raz któryś z rzędu byłem tajemniczo chory i prawie umierający. Moja mama stwierdziła, że aktor ze mnie udany i przestała ciągać mnie po lekarzach, którzy poza tym, że stwierdzili, że jestem chory, odsyłali mnie do wszelkiej maści księży, abym się "należycie" pożegnał ze światem. Jak na złość, w kalendarz nie kopnąłem, chociaż raz prawie przez balkon wyszedłem na spacer. Aczkolwiek podejrzewam, że poleciałbym jak jaskółeczka, czy jakiś szurnięty gołąbek, bo w tym stanie zapomniałbym po prostu spaść. Albo nie wiedziałbym, że inni ludzie tak by zrobili.

Z racji faktu, że matka przestała się mną umartwiać, wykopywała mnie z domu do szkoły w stanie, w którym rasowi ćpuni mogliby się schować, bowiem ja nie widziałem jednorożców. Ja na nich jeździłem.
Pomijam fakt moich dojazdów do szkoły, bo ich nie pamiętam, a te historie "uzupełnili" mi znajomi.
Oto kilka z nich:

1. Nielubiąca mnie nauczycielka, widząc, że zlewam się z białą ścianą, pewnie pomyślała: "skubany, ukryć się próbuje, wezmę go do odpowiedzi". Kazała mi napisać jakiś przykład na tablicy i rozwiązać. W trakcie pisania film mi się urwał. Nauczycielka nie wezwała pielęgniarki. Wpisała mi uwagę, że przeszkadzam na lekcji, kazała mnie zawlec na koniec sali i udawać klasie, że nic się nie stało. Na przerwie zaniesiono mnie do pielęgniarki i wykopano do domu z adnotacją, abym się z łóżka nie ruszał.

2. Zrobiłem raz głupią rzecz - ćwiczyłem w takim stanie na wuefie. Nie wiem już, czy zrobiłem to ze strachu, że mama się dowie i będzie mi o to suszyć głowę, czy po prostu miałem gorszy moment i mój mózg po prostu kazał mi zrobić to, co wszyscy - przebrać się.
Graliśmy w nogę. Sam siebie załatwiłem, bo nie potrafiłem stwierdzić, czy bramka jest blisko, czy daleko i zatrzymałem się na niej, przydzwaniając w nią solidnie. Efekt: piękny potok krwi z nosa i obite porządnie kości. Tu piekielny byłem ja, bo zwiewałem przed nauczycielką, która chciała mnie zabrać do pielęgniarki, aby opatrzyć "rany wojenne". Podobno krzyczałem: "ja już tak więcej nie zrobię, przysięgam".

3. Zdarzało mi się zasnąć. Po prostu paść i spać tak cicho, jakbym nie żył. W pewnym momencie walnąłem łbem o ławkę i śpię. Nauczycielka próbuje mnie obudzić. Nic. Potrząsa mną. Dalej nic. Sprawdza puls. Chyba go nie znalazła, bo wpadła w panikę i wypadła po pielęgniarkę. I znowu ja byłem piekielny. Po prostu obudziłem się, usiadłem prosto i patrzałem przed siebie, tak, jakbym w ogóle nie spał (i takie miałem wrażenie, ale znajomi powiedzieli co innego). Nauczycielka wpada do sali z pielęgniarką i staje zdziwiona.
- To ty nie żyjesz? - pyta.
- Żyję. Czemu miałbym nie żyć? - spytałem troszkę nie w temacie. Biedna kobieta poczuła się przez to słabo. Dobrze, że obok była pielęgniarka.

4. Historia z inną pielęgniarką. Trafiłem do niej niezbyt świadomy i momentami rozchichotany (ach, te jednorożce!). Nie podobało się jej to. Jej werdykt? Ćpam.
Uparła się do tego stopnia, że musiałem zrobić testy. Byłem czyściuteńki, nie mogła się do niczego przyczepić. Więc na pewno udawałem. I pewnie sam robiłem sobie narkotyki, na których nie ma testów.
Przez jej upartość w tym stwierdzeniu, przesiedziałem kolejny tydzień w zimnej szkole i mój stan się pogorszył.
Z tamtego okresu nie pamiętam nic, a wcześniej kojarzyłem mniej więcej, co się dzieje i tylko czasami nie wiedziałem, kim jestem. Matka powiedziała mi, że padłem i przespałem dwa dni. Nie chciałem jeść, pić, więc schudłem i grałem sobie na żebrach, a do tego odwodniłem się, jakby całej reszty gorączek, wymiotów itd. było mało. Cudem przywrócono mnie do stanu całkowitej używalności.
Co powiedziała pielęgniarka, jak mnie zobaczyła? "O, to już nie ćpamy, co?"

choroba

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (704)
odrzucony

#26063

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Noc Sylwestrowa 2011/2012.
Granat, jak to przeciętny facet, mocno się alkoholizował tej nocy. Grono zebranych może i nie było liczne, ale jakościowo spełniało najwyższe standardy. Rozweselacz lał się strumieniami, żarcie znikało ze stołu z taka prędkością, jakby karmiono całą kompanię wojska po ćwiczeniach na poligonie. Chcąc nie chcąc - zabrakło płynów podtrzymujących dobry humor. Krótka decyzja - dzwonimy na taxi, niech dowiozą.

Zamówione, czekamy. W głowie szumiało mi o wiele bardziej niż zwykle, ktoś włączył głośniej muzykę i podchmielone towarzystwo zaczęło skakać w rytm przebojów. Po jakimś czasie dzwonek i walenie do drzwi... Jako, że i tak jako jedyny nie tańczyłem, bo siedziałem na wózku, to poturlałem się do drzwi. Otworzyłem, zapytałem mniej więcej "co tak ku*wa długo?", zabrałem facetowi z ręki to co miałem zabrać, w drugą wcisnąłem banknot i zamknąłem drzwi...

Uderzenie świadomości było tak silne i natychmiastowe, że mimo przerwanego rdzenia kręgowego niemal wstałem z wózka... W ręku trzymałem nie flaszkę, a policyjna krótkofalówkę... tak, ktoś z sąsiadów nie mógł znieść hałasu i zadzwonił po policję...

Na szczęście policjanci byli dość wyrozumiali, my obiecaliśmy być trochę ciszej, a ja przysiągłem sobie, że na następną imprezę zakładam blokadę na kółka. :)

mieszkanie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1023 (1089)

#25598

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako student dość często jeżdżę autobusem. Ostatnio byłem świadkiem przegenialnej akcji w wykonaniu pewnego starszego pana:

Do autobusu wtaczają się trzy gimnazjalistki - wytapetowane, różowe, widać, że wkurzone. Z różowego plecaczka jednej z nich - Piekielnej - wystaje różowy (a jak!) termos. Dziewczyny wyraźnie szukają zaczepki - szczególnie Piekielna, która podbiła do starszego pana, którego rzadkie, siwe włosy sterczały na wszystkie strony. I właśnie z tego dziewczyna zaczęła się śmiać:
- Na fryzjera nie stać, dziadku? Wyglądasz jak frajer! - itp.
Dziadek na początku nie reagował, tylko się wpatrywał w dziecko. Jak tylko dziewczyna przerwała, żeby wziąć wdech, dziadek pokazał palcem jakiś punkt za nią i wypalił:
- Termos ci upadł, dziecko.
Dziewczyna odwróciła się na tyle gwałtownie, że rzeczony termos rzeczywiście wypadł jej z plecaka. Dziewczyna podniosła go i znowu swoje:
- Taki kozak jesteś? Myślisz, że jesteś fajny?
Dziadek tym razem jej przerwał.
- Nie zaczynaj z jasnowidzami, mała.

Czuję, że normalnie ten tekst by nie wypalił, ale dziadek powiedział go w taki sposób, że Piekielna z przerażeniem na twarzy wyszła na następnym przystanku...

komunikacja_miejska

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 929 (991)

#25330

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielnych (i bezmyślnych) kierowców ciąg dalszy.

Tym razem na nagrodę Kumacji Roku zasłużył pan, który postanowił spłoszyć konia koleżanki, na którym owa jechała sobie, a jakże, poboczem drogi, jak normalny biały człowiek. Pan podjechał koniowi pod tyłek i zaczął trąbić i gazować silnik. Nie uznał za stosowne zaprzestać tych pokazów pomimo wyraźnych próśb w mowie gestów, którą powinni rozumieć nie tylko biali ludzie, ale nawet bardzo zacofani Eskimosi.
Koń postanowił sprawę irytującego głąba załatwić po swojemu, krótko i w sposób nie pozostawiający miejsca na dyskusję.

Bilans: strzał z obu tylnych kopyt w samochód, błotnik do spawania, nadkole do klepania, smętnie zwisająca na kablach (wykopnięta z mocowań) prawa lampa do wymiany.
Pan wyskoczył z samochodu wywrzaskując różne groźby karalne oraz domagając się wezwania policji. Poczęstowany entuzjastyczną zgodą zmył się czym prędzej.

Koniowi ani koleżance nic się nie stało.
Koń nie prosi i nie pyta, ale twarde ma kopyta. ;)

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 807 (843)

#24924

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wspomniałem w poprzedniej historii, byłem właścicielem suczki rasy rottweiler. Prawie 50 kg żywej miłości do ludzi i zwierząt (na podwórkowe koty patrzyła z pobłażaniem nigdy ich nie goniąc) osiedlowe ptactwo też jej było obojętne.
Psina z racji swoich rozmiarów zajmowała prawie cały przedpokój. Znalazło się jednak miejsce na półeczkę z chomikiem. Półka na wysokości ok 1.5 m.
Berta w zasadzie nie interesowała się futrzanym szaleńcem, który cały czas kręcił swoim kółkiem-biegawką. Ot, czasem leniwie łypnęła na niego okiem. Do czasu.

Wracamy z żoną od znajomych, otwieram drzwi, a tam sceneria jak w krwistym horrorze. Podłoga, ściany, wszystko usmarowane krwią. No tak - spokojna zazwyczaj Berta zwyczajnie zamordowała futrzaka. Ciała brak - pewnie zjadła. Rad nie rad, na psa nakrzyczałem i kazałem do końca dnia nie ruszać się z posłania (oj Berta ty zły psie i wredna suko... co ja jej za to nagadałem).

Terrarium umyte, bałagan ogarnięty, więc w drogę do piwnicy schować mieszkanie futrzaka.
Wracając do mieszkania, patrzę, coś siedzi w kącie na klatce schodowej. To był chomik cały i zdrowy, cały w psiej ślinie. Moja Berta w chwili samotności w domu, postanowiła zaprzyjaźnić się z futrzakiem.
Jak go wyjęła nie wiem, ale ona lizała, a ten gryzł ją wściekle po nosie i języku (stąd ta krew).
A skąd futrzak na klatce schodowej? Uciekł jak wchodziliśmy do domu, mając dość psinej miłości.

Chomik żył jeszcze ok roku. Żywot zakończył w inny sposób.
Piekielnie zachowałem się ja, podejrzewając psa o tak niecny czyn.

Mazury

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 814 (868)

#24066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wystąpię w roli piekielnego.

Niewielka stacja benzynowa. Chcę zatankować, lecz podjazd blokuje mi stary polonez, tankujący do kanistrów ropę.
Proszę właściciela tego cudu polskiej motoryzacji, aby przejechał ok 0,5 m, co pozwoliło by mi podjechać do innego dystrybutora.
W odpowiedzi usłyszałem stek wyzwisk i przekleństw.
Po uspokojeniu żony, która chciała dzwonić na policję, powiedziałem spokojnym głosem do awanturnika:
- Za to, że jesteś chamem, nie ujedziesz 10 kilometrów.
Nie wiem co strzeliło mi do głowy i dlaczego to powiedziałem.

Po zatankowaniu, ujechałem 9,5 km (sprawdzałem tę odległość kilkakrotnie) - zobaczyłem stojącego na poboczu "naszego sympatycznego" poloneza z urwanym tylnym kołem.
Mina awanturnika w momencie zobaczenia mnie - bezcenna.
Moja żona, przez kilka dni była jakaś taka cicha i jakoś tak na mnie dziwnie patrzyła...

stacja benzynowa

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 923 (1009)