Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30378
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 

#68538

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ekipa miała podpiąć w naszym bloku kable RTV, aby telewizję wszyscy mieli.
99% ekipy dało się skomentować określeniem "typowy polski "fachowiec"", którym przewodził sumiastowąsy jegomość z mięśniem piwnym wielkości Fiata 126p.
Ekipa miała zadanie proste jak drut - poprowadzić kable telewizyjne do mieszkań, zamontować gniazdka telewizyjne, wyrobić się przed terminem (od tego zależała wysokość ich wypłaty), bo po terminie na już rozłożone kable, wspólnota ustaliła ocieplenie bloku.

"Fachowcy" chyba niezbyt się tym przejęli, bo przez pierwszy miesiąc siedzieli dzień w dzień na dachu, pijąc złoty napój bogów i zrzucając puszki po nim na trawnik należący do bloku. Kiedy zarządcy żyłka pękła, bo mało nie dostał puszką w głowę, z katorżniczą miną zaczęli montować gniazdka.
Kiedy zarządca ponownie interweniował w sprawie biesiady na dachu, łaskawie rozłożyli kable, ale ich nie przytwierdzili do ścian. W efekcie kable spuszczone z dachu do mieszkań, obijają okna sąsiadom przy każdym wietrze, ulewie itp.
Po tym, zarządca wspólnoty dostał ataku apopleksji i wydarł się na nich tak, że jego piękny głosik echo niosło na całe osiedle. Reakcja fachowców?
"Panie kierowniku, proszę sie nie martwić... (beknięcie po piwie) ...Wszystko będzie jak złoto (następne beknięcie).

Zarządca postawił sprawę jasno - ktokolwiek zobaczy alkohol u nich w robocie, to jest wizyta odpowiednich służb. Reakcja ekipy?
Następnego dnia... nie przyjechali. Zero odpowiedzi przez telefon, maila i na wszystkie inne możliwe sposoby.
Termin minął, za parę dni według umowy dostaną za całość... 500 złotych, bo tak im poszły odsetki karne.
Tylko co z tego, jak trzeba jak najszybciej ocieplić blok, a kable sromotnie zwisają, obijając się o okna mieszkańców przy wietrze?

fachowcy za dychę

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 218 (278)

#68492

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaobserwowane dziś rano.
Obok mnie, mieszka taki miły [S]taruszek, który czasem wyprowadza psa na spacer. Czasem pogada, zażartuje, uśmiechnie się.
Parę pięter wyżej mieszka [P]lotkara-typowy moher commando i chyba emerytowany szpieg UB, bo wie wszystko co, gdzie, jak i z kim, nieraz lepiej od samych zainteresowanych.
Wpadła przy wyjściu z klatki na staruszka wychodzącego z psem i zaczyna wywiad środowiskowy:

[P]-Panie sąsiedzie, a co Pan, z pieskiem córki wychodzisz?
[S]*z uśmiechem*-Ano z pieskiem.
[P]-A bo ja słyszałam, że to ten piesek często u pana jest.
[S]-Tylko jak coś się dzieje, bo normalnie ma czas z nim wychodzić.*nadal się uśmiechając*
[P]-To ona bezrobotna pewnie. Żaden wstyd dla pana, nie pana wina, że córka nierób jeden i leń śmierdzący. A to co się jej stało?
[S]-Nogę złamała.
[P]-A... To pewnie się pośliznęła uciekając przed kimś. Teraz takie te chodniki śliskie robią... Zwłaszcza koło sklepów. Ale to specjalnie, żeby złodzieje się pośliznęli i nie zdążyli uciec.
No ja jej nigdy jakoś nie widzę, żeby do pana przychodziła.
[S]-A, no jakoś nie za bardzo może, po tym jak ją policja szuka...
[P]-No nic, do widzenia, panie Iksigrekowski.*z wyższością w głosie*

Po czym z miną oświadczającą, iż wydala się na większą wysokość w stosunku do położenia odbytu, opuściła staruszka, który z bananem na twarzy puścił do mnie oczko.

Staruszek nie ma córki, a syna. Syn nie jest bezrobotny, a wyjeżdża na delegacje, a Plotkara go nie widzi, bo kiedy przyjeżdża, to zazwyczaj o tej porze koczuje z sąsiadkami pod okoliczną przychodnią. Nigdy niczego nie złamał, jest zdrów jak ryba i nie ma problemów z prawem, a staruszek chce na emeryturze świętego spokoju i go irytują te wieczne infiltracje jak i "to babsko" jak sam ją nazywa.

blok

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 578 (626)

#68425

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z okazji września, grupa rekonstrukcyjna mojego kolegi wyciągnęła mnie na Pomorze, aby w jednym mieście uczęszczanym przez turystów, eksponować sposób życia i rekonstrukcję działania Blitzkriegu.
Jako że gospodarze byli ubrani w mundury polskie, nam-gościom, przypadło wcielić się w Niemców, co długo przed wyjazdem obie grupy ustalały.
Ludzie podzieleni na jednostki, koczowali w jednym miejscu, gdzie dokładnie na tablicach było opisane, kto, co, gdzie, jak i w co ubrany gdzie siedzi, czego używa i co robi.

Mi dostało się (i teoretycznie i praktycznie) gotowanie dla "piechoty" i gości, co też ubrany w gustowny strój od Hugo Bossa robiłem.

Po jakimś czasie, kiedy sobie wesoło grochową pichciłem i już miałem odpalić grill na następne kiełbaski dla klientów, zobaczyłem jakiś szum. Ktoś skomentował "O, będzie inba.", a potem widziałem babę lat około sześćdziesiąt, mocno gestykulującą rękami.
Zostałem oddelegowany przez jednostkę kuchenną do sprawdzenia, co się dzieje. Założyłem kurtkę kolegi ("Hej, Scorpion! Jak wychodzisz z namiotu kuchni to weź jakąś kurtkę z wieszaka, żeby to w miarę wyglądało.") i poszedłem w stronę piekielności.

Zastałem kierownika obiektu, "dowódcę Wojska Polskiego", "dowódcę Wehrmachtu" i babę, która coś się darła po niemiecku.
Kiedy zobaczyła mnie, dostała spazmów, zaczęła wytykać palcem, nie dała dojść do słowa żadnemu z trójki rozumiejących co mówi i czerwona ze złości wyleciała jak z procy w przeciwnym kierunku, drąc się "Polizei!".
Okazało się, że w tym samym czasie, kiedy my mieliśmy rekonstrukcję, wycieczka Niemców miała być oprowadzana niedaleko.

Przewodniczka żądała (oczywiście w swoim języku) o zakrycie wszystkich swastyk i usunięcie tablic z napisami "niemieckie wojsko", bo ponoć to obraża ich naród i Niemcy nie będą dobrze wspominać naszego kraju.
Dostała szału, bo zobaczyła mnie w pierwszej lepszej kurtce, którą udało mi się złapać.
W kurtce... SS-Heimwehr Danzig.

Policja przyjechała, bo według babki "promowaliśmy nazizm". Musieliśmy zdjąć flagi ze swastykami ze "sztabu" Niemiec i opaski, a koniec końców wycieczki z Reichu i tak tam nie było...
Policjanci okazali się być ludzcy, uspokajali babsko.
A ja się zastanawiam: w jakim kraju mieszkam?

rekonstrukcja

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (359)

#68601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W historii http://piekielni.pl/68594#comments byliście zdziwieni, jakim cudem można dzieciakom wcisnąć kit, że od nazwy szkoły zależy ich dostanie się na studia.

Opowiem o tej szkole więcej. Zapewniam, choć to nieprawdopodobne. Każda opisana sytuacja nie jest fejkiem, ani oprawiona choć trochę kolorystyką.
Do dziś omijam ten budynek i nie zapuszczam się w jego pobliże, bo budzi mój niesmak.

Nie byłem uczniem, który miał naukę gdzieś - dochodziłem do wniosku, że nauczyciel służy do wyłożenia tematu, a nie milion różnych korepetytorów. A zwłaszcza, że na wszelkie korepetycje, mojej rodzinie nie pozwalały finanse, więc w przeciwieństwie do rówieśników, nie miałem miliona korepetycji i zajęć.

Szkoła gimnazjum+liceum, od pierwszego dnia pierwszej klasy gimnazjum łechtanie uczniów tekstami "jesteście wyjątkowi" nie tylko przez dyrektorkę, ale i każdego praktycznie nauczyciela. Obojętnie, czy jesteście na apelu, dostajecie zadanie domowe, macie w-f, jest godzina wychowawcza-"JESTEŚCIE WYJĄTKOWI, bo tylko wy zakwalifikowaliście się do naszego gimnazjum".

Nic więc bardziej zadziwiającego, że po dwóch-trzech miesiącach, zaczął się tzw. "wyścig szczurów", a wszelkie stosunki przyjacielskie, bądź nie, odchodziły do lamusa w sprawie nauki.
Po chorobie pytasz "hej, co było zadane?". Dostajesz odpowiedź - "Nic".
A na lekcji "Dzieci, teraz sprawdzimy wasze wypracowania na 250 słów. Nie masz? Dostajesz pałę! Co z tego, że byłeś chory? Mogłeś zapytać! Pytałeś Klaudię, Kamila i Tomka, a oni odpowiedzieli, ze nic nie było? Dzieci, czy to prawda? No widzisz! Nieprawda! Kłamiesz!".

Każdy chciał być WYJĄTKOWY, w "najbardziej elitarnej z elitarnych szkół". Ludzie potrafili na przerwie gadać normalnie, a podczas następnych 45 minut się zeżreć, byleby tylko dostać stopień więcej od drugiego.
Płakali jak bobry, gdy dostali niżej niż 4.

Na apelach rozpoczynających i kończących rok szkolny/semestr/okres świąteczny/zimowy, staliśmy w dusznej auli i w mrozie/zaduchu/słońcu/chłodzie klaskaliśmy jak małpy, podczas gdy dyrektorka odprawiała litanie rzeczy i ludzi, którzy w danym roku szkolnym otrzymali JAKIEKOLWIEK osiągnięcie, od brania udziału w olimpiadzie z fizyki kwantowej na wygraniu w Scrabble kończąc.

Sytuacja po której zdecydowałem się opuścić całe to gimnazjum, zdarzyła się w trzeciej klasie. Zadanie, wypracowanie na polski.
Sam zadania nie miałem, byłem chory, a i zmęczony tłumaczeniem, że pytałem ludzi o zadanie. Po prostu dałem znać, że nie mam i tyle. Temat był nowy i nie przerabiany, a więc słuchałem uważnie, jak daną rzecz napisać.
Polonistka rozpływała się nad praca swojej ulubienicy, która brała udział w wielu olimpiadach, konkursach itp. dajmy na to, Kasi. "Przeczytaj Kasiu jeszcze raz swoją pracę, dostajesz szóstkę" - powiedziała ku zazdrości reszty klasy.
Następnego dnia, szukałem w internecie przykładów wypracowań, aby sklecić coś podobnego. I znalazłem. Wypracowanie jej. Kropka w kropkę przepisane.
Puściły mi nerwy, bo jak to - ja mam zapier*alać, a ona sobie skopiuje z internetu i zadowolona?
Dałem znać nauczycielce. Każda normalna nauczycielka, rozwiązałaby sprawę delikatnie. No ale nie nauczycielka "elytarnej szkoły":
-"Słuchajcie dzieci, Scorpion mi doniósł, że Kasia skopiowała pracę ze strony tej i tej. Kasiu, pokaż zeszyt. Nie masz dzisiaj? Przecież ty zawsze miałaś zeszyt. Och, no nieważne, pokażesz jutro. A że to twój pierwszy raz to wyjątkowo ci nie dam nieprzygotowania."
Następnego dnia, polonistka zobaczyła zeszyt cały w zmazywaczu do pióra. Kasia zmieniła kontekst niektórych zdań, poprawiając je mazakiem. Jednak nauczycielka nie widziała problemu. No chyba oprócz mnie, w którym widziała agresora na swoją Bogu ducha winną, ulubioną uczennicę.
Zakończyła lekcję w tonie "Wiecie, do kogo powinniście mieć pretensje, że było na lekcji niemiło" i wyszła z klasy.

Wiadomo, co się działo przez następny miesiąc w gimnazjum. Oprócz góra dwóch osób, całą klasa się ode mnie odsunęła, nie widząc błędu w zachowaniu pupilki, tylko moim.
Czyszcząc plecak, książki z kleju, susząc spodnie po w-fie i wyjmując piórnik z toalety, odliczałem dni, godziny i minuty, do końca klasy.
Nauczyciele oczywiście mieli mnie w dalekim poważaniu, bo kto by się tam przejmował gościem, który nie był na żadnej olimpiadzie czy konkursie pozaszkolnym.
Tym bardziej wychowawczyni, którą obchodzili tylko laureaci, a nie "jacyśtam szarzy uczniowie". Laureaci za nic mieli u niej szóstki z przedmiotu, a mogli jechać nawet na dwójach przez cały rok. Dlaczego? Bo tak.

Parę dni po zakończeniu szkoły, mama dostała telefon od jednej z moich "koleżanek" z klasy-przewodniczącej, domagającej się zwrotu pięćdziesięciu PLN, które to były przeznaczone na prezent dla nauczycielki. A kto dał jej numer? Wychowawczyni, oburzona że "nic od Scorpiona nie dostałam przecież, nawet na prezent z kolegami i koleżankami się nie złożył".
No ciekawe czemu.

I rodzynek na koniec.
We wrześniu następnego roku, przy wejściu do szkoły widniała lista, na której pisały jawnie dane osób, które się NIE ZAKWALIFIKOWAŁY do liceum "elytarnej szkoły", a także ci, którzy z tego "zaszczytu" zrezygnowali.
Dyrektorka na apelu I licealnych stwierdziła, że "Nie dostali się lub odeszli, bo nigdy na TAKĄ SZKOŁĘ JAK NASZĄ NIE ZASŁUGIWALI".

szkoła z piekła rodem

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 428 (500)

#68594

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Spotkanie po latach. Cóż...
Na mieście wpadłem na starą koleżankę z gimnazjum, które zmieniłem (wkurzało mnie to, że gimnazjum kreowało się na ponoć najlepsze i najbardziej "elytarne" nie tylko w mieście, ale i województwie, klepanie uczniom do głów tez "z papierami z NASZEJ szkoły na bank dostaniecie się na studia i ani myślcie o niczym innym, jak pracy w swoim kierunku studiów").

No ale wpadam na nią, gadka-szmatka. Każdy chwali się, co po latach w życiu robi. Naraz ona strzela focha, żegna mnie zwrotem "Wybacz, nie będę rozmawiać z leniem, którego wyrzucili ze studiów i poleciał na kuchtę, byleby zarabiać*. Ja swoje studia skończyłam i jestem z tego dumna! Cześć!"

A z jakiegoż to kierunku moja była koleżanka ma stopień naukowy? Ze stosunków narodowych i jest bezrobotna, przy tym nadal nie wyobrażając sobie pracy "nie w zawodzie", bo szkoła jej wcisnęła "że z ICH papierami na pewno znajdzie pracę w zawodzie."

*Ku wyjaśnieniu: Nie wyrzucili mnie znikąd. Skończyłem drugi rok swojego kierunku, zanim do mnie doszło, co chcę naprawdę w życiu robić. Zapisałem się do szkoły gastronomicznej i oto jestem - gotując w restauracji i zarabiając nawet przyzwoite jak na obecne czasy, pieniądze.

piekielna propaganda

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 282 (356)

#68255

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zasłyszane w autobusie (wiem, nieładnie podsłuchiwać, ale gdy ktoś krzyczy na cały pojazd, nie da się nie słyszeć).

Do pojazdu weszły dwie kobiety, z czego jedna mieszała drugą z błotem. Ponieważ trochę za długo trwałoby przytaczanie całej rozmowy, opiszę w skrócie, o co wkurzała się jedna na drugą.
Z tego co zrozumiałem, kobieta mająca córkę w wieku licealnym, poznała na wakacjach faceta. Roboczo nazwijmy go Ahmed. Ahmed żył sobie całkiem nieźle w Polsce 2.0, dla niepoznaki nazwanej Wielką Brytanią.
Kobieta zakochała się w Ahmedzie po same uszy i gadali na Skypie i innych komunikatorach długo, długo po skończonym urlopie kobiety. W końcu Ahmed zaproponował: "Weź rozwód, bierz córkę i leć co sił do mnie do Brytanii, żyję tu sobie jak u Allaha za piecem, będziemy razem!".
Jak zaproponował, tak zrobiła.

Sprzedała mieszkanie, meble i rzeczy różne, poleciała na Wyspy z dzieckiem, a tu...zonk.
Ahmeda nie ma, w miejscu gdzie mieszkał sąsiedzi nic nie wiedzą, a na komunikatorach się nie odzywa.
Kobieta spędziła tydzień w UK szukając go i wydając przy tym całkiem niemałą sumkę, po czym wróciła do Polski.
Jej córka z własnej woli przeprowadziła się do ojca, uprzednio wygarniając matce.

Jaka była postawa samej zainteresowanej, mieszanej z błotem przez koleżankę?
"Ale przecież to mojego byłego męża wina! Ahmed mógł nas przecież sprzedać na narządy albo zgwałcić! A on nie zareagował!"
Szkoda, że darwinizm nie zadziałał.

autobus

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 391 (493)

#68148

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było już dużo o niepełnosprawnych, ta historia też nie będzie wyróżniająca.

Jechałem sobie prawie pustym autobusem, który zatrzymał się na przystanku z tzw. podwyższeniem-i krawężnik i próg niskopodłogowca były nadzwyczaj blisko, a pomiędzy nimi była bardzo mała przestrzeń.
Drzwi otwarły się idealnie przed około trzydziestoletnią [k]obietą na wózku inwalidzkim. Ponieważ miała przed sobą pustą przestrzeń(wystarczyło tylko wjechać wózkiem do autobusu), nikt się nie ruszał z miejsca.
Stała tak chwilę, a potem wrzasnęła:
[K]-NO ZROBI KTOŚ COŚ WRESZCIE?!

Podszedł młody chłopak i popchnął wózek do środka. To było na tyle proste, że wystarczyło to zrobić jedną ręką, a koła nie odczuły w ogóle przerwy między autobusem i krawężnikiem.
Czy kobieta powiedziała dziękuję? Nie. Zaczęła koncert, o tym jacy to ludzie leniwi, że żaden "dupy nie ruszy".
Taranem wpakowała się na mnie, najeżdżając mi na nogę i spychała mnie z miejsca dla wózków (niby słusznie, ale wystarczyło przeprosić, poza tym, było dużo wolnego miejsca i mogła po prostu stanąć obok). Zwróciłem jej uwagę:

[J]-Hej! Uważaj kobieto! Co się pchasz?
[K]-Z DROGI CHU*U!
[J]-Kultury trochę.
[K]-JA NIE MUSZĘ ZACHOWAĆ KULTURY! Mi się NALEŻY to miejsce!
[J]-Od samego wejścia zachowuje się pani jak totalny cham i prostak. Oczekuje pani, że inni pasażerowie będą pani pomagać? Oczywiście, zrobią to, ale wystarczy poprosić, a nie mieć cały czas postawę roszczenio...
[K]-JA mam prosić?! JA NIE MUSZĘ O NIC PROSIĆ! Mi się NALEŻY! A TY MASZ ZA*RANY OBOWIĄZEK MI USŁUGIWAĆ!
[J]-Nie pamiętam, żebym brał taki etat.
[K]-Udajesz debila? Masz ustawowo mi służyć, bo jestem niepełnosprawna!

- Niepełnosprytna - powiedział jakiś pan, skupiając na sobie całe darcie japy, podczas gdy ja wyszedłem na swoim przystanku.

autobus

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 413 (537)

#68132

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czy starsi ludzie naprawdę nie mają co robić?

Idę sobie na spacerek z psem. Mam wyjątkowo wolne, więc się nie spieszę-bo i po co?
Dostałem jednak sms, że jest nowy grafik i szef wysyła go na maila. Dla smartfona nic trudnego!
Pobieram sobie grafik, pies wesoło obwąchuje krzaczek, a ja jedną ręką trzymam psa, a drugą szukam siebie na ekranie.
Naraz usłyszałem [s]taruszka:

[S]-DŁUGO BĘDZIESZ TAK STAĆ?!

Myślałem, że to nie do mnie. Nikomu drogi nie blokowałem, pies też nijak nie przeszkadzał. Szukam dalej.

[S]-ZARAZ CI TEN EKRANIK GNOJU JEDEN W KRZAKI WY*EBIĘ!

Podniosłem głowę. Naprzeciwko mnie stał staruszek z tzw. pieskiem kieszonkowym - małe chuchro trzęsące się i ledwo idące na łapkach, całe zaplute. A mały piesek miał wygląd podobny.

[J]-Przepraszam, pan do mnie?
[S]-GŁUCHY GNOJU GÓ*NIARZU JESTEŚ? CAŁY BOŻY DZIEŃ PRZED TYMI EKRANAMI SIEDZĄ, NIC NIE ROBIĄ, ŚLEPNĄ I GŁUCHNĄ! JA TO BYM POWY*EBYWAŁ WSZYSTKIE TE DURNE EKRANIKI I ZAKAZAŁ!
[J]-To jest postęp technologiczny. I nie pana sprawa, co robię, co mam i jak wydaję swoje pieniądze.

Odprowadzało mnie złorzeczenie staruszka na mnie, technologię i cały świat.

piekielni staruszkowie

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 313 (441)

#68049

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od jakiegoś czasu pewna kobieta lat ok. 40 dostała na naszym osiedlu prawo jazdy (coraz bardziej zaczynam sądzić, że od Ruskich na targu).
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zdawała je... ponad dwadzieścia razy.

Kupiła sobie czerwonego Peugeota 206 i od tamtego czasu znana jest na osiedlu jako Królowa Kazachstańskich Szos i sieje postrach wśród wszystkich jego mieszkańców.
Ponieważ zmienia biegi rzadko(albo wcale) silnik Peugeota rzęzi jakby był torturowany, a kierunkowskazy jak każdy wie, są tylko do ozdoby, więc nie wiadomo, w kogo przygrzeje. Wszyscy modlą się, by prędzej zdarzyła się awaria i auto jej padło, niż jakiś człowiek.

Osiedle jest w strefie zamieszkanej, a ta jeździ jak Czterej biblijni, co najmniej 50-ką, wiecznie przekonana o swoim pierwszeństwie.
Wymusza pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Podchodzi ze swojego cudem zatrzymanego auta sąsiad[S]:

[S]-Co pani robi?
[KKS]-Co ja robię? CO PAN ROBI JA SIĘ PYTAM! JA MAM PIERWSZEŃSTWO A PAN MI WYJEŻDŻA!
[S]-Pani, jakie pierwszeństwo?
[KKS]-PAN MA MNIE PO PRAWEJ STRONIE, PAN MA MI USTĄPIĆ!
[S]-KOBIETO, CZY TY ŚLEPA JESTEŚ? WIDZISZ TEN ZNAK "USTĄP PIERWSZEŃSTWA"?(już nie wytrzymał, też zaczął krzyczeć)
[KKS]-BO TEN ZNAK JEST ŹLE POSTAWIONY, JA MAM PIERWSZEŃSTWO!
I pojechała. Skacząc na progach zwalniających, bo kto by się zawieszeniem auta przejmował, jak i ograniczeniem prędkości.

Idę wczoraj wieczorem z psem.
Naraz zza zakrętu wyjeżdża ona. Szybko przycisnąłem psa (i siebie) do ściany bloku, czym uniknęliśmy spotkania trzeciego stopnia z jej maską.
Zatrzymuje się z piskiem opon (no spacerkiem to ona nie jechała) i zaczyna się drzeć:
[KKS]-POYEBANY JESTEŚ? PO JEZDNI ŁAZISZ? POD MASKĘ MI SIĘ PCHASZ?
[J]-Kobieto! Czy ty się dobrze czujesz? Zapier*alasz jak szatan i jeszcze drzesz japę? Mogłaś mnie zabić!
[KKS]-BO PO JEZDNI ŁAZISZ! CHODNIK OD TEGO JEST!
[J]-Bo to jest STREFA ZAMIESZKANIA. Tu chodzi się wszędzie. A ty masz ograniczenie autem do 20 km/h!
[KKS]-CO? CO TO ZA PIERDOŁY? POKAŻ MI GDZIE TU PISZE MI OGRANICZENIE? POKAŻESZ? NIE POKAŻESZ! BO JAK NIE MA ZNAKÓW, TO NIE MA OGRANICZENIA PRĘDKOŚCI!
[J]-A znak strefy zamieszkania to co?
[KKS]-TO JEST ZNAK INFORMACYJNY, ŻE TU MIESZKAJĄ LUDZIE! NIE OGRANICZA PRĘDKOŚCI!
I pognała do wozu, po czym odjechała pod swój blok, skacząc na leżących policjantach.

Ktoś ma jakiś pomysł, co z tym zrobić?
Byliśmy u męża baby, powiedział nam tylko, że "On nie jest jej niańką, hehe" i zatrzasnął drzwi.
Ktoś przebił jej opony, ale ona na to nie zważa -mechanika ma po znajomości (jakiś tam krewny) i wszystko jej robi za ćwierć darmo.
Policja powiedziała, że "zajmie się sprawą", ale nie wygląda, aby podjęła jakiekolwiek środki.
A my czekamy, aż ktoś zareaguje, albo aż kogoś zabije.

osiedle

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 545 (591)

#67966

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chyba nie rozumiem rodzinki...
Jest u nas wujek. Dajmy na to, ma na imię Janusz. Wujek Janusz jest w rodzinie synem brata dziadka ze strony mojej mamy.
Ubóstwia kłótnie po "piwerku" jak sam zwykł napój bogów nazywać i praktykuje to hobby przy każdym możliwym zjeździe rodzinnym.
Rodzinka bagatelizuje, "ot taki grubasek z sumiastym wąsem, coś bełkocze po paru głębszych - czasem rozweseli, zażartuje z kogoś". Klaun rodzinny.
Ostatnio jednak przeholował.

Siedziałem na ślubie u kuzynki ze swoją dziewczyną, specjalnie jak najdalej od wujcia. Dostarczał starszyźnie rozrywki, wkopując dzieci i młodzież w bezsensowne konwersacje, czym zyskiwał salwy śmiechu starszyzny rodzinnej.
W końcu, zaczęły się tańce. Jako że ja po kontuzji ledwo idę szybkim chodem, zostałem przy stole, a dziewczyna ruszyła w tany z panem młodym i kuzynkami.
Naraz zaskoczył mnie wujaszek i jego świta spragniona kina.

[WJ]- Siemasz Scorpion! Co tam robisz w życiu w ogóle?
[J]-(w myślach słownik wulgaryzmów od A do Z powtórzony i 10 oddechów) Gotuję.
[WJ]- Co? Co ty, pe*ał jesteś? W kuchni przy garach robisz? - Świta ryknęła śmiechem. - Taki pe*ał z ciebie to może te... palikuty popierasz?
[J]- Nie.
[WJ]- AAAA, czyli ty za partią X jesteś!
[J]- Nie.
[WJ]- To ty faszystą jesteś!
[J]- Jak wujcio tak uważa.
Zbiłem go z tropu, więc uderzył inaczej.
[WJ]- Ta lala co tańczy jest z tobą?
[J]- Tak.
[WJ]- Heh, w życiu takiej dupy nie wyrwałbyś, pewnie ją wynająłeś, żeby samemu nie przyjść jak ostatnia ciota.
Januszowe towarzysze znów się cieszą jak głupi do sera.
Wtedy podeszła moja [D]ziewczyna.
[D]- Scorpion, to ten wujek o którym mówiłeś?
[WJ]- O, wspominał kur*ie o mnie, pewnie żeby po poprawinach mi dała! Dzięki, Scorpion, od dawna chciałem takie młode mięso zaruc*ać. - I złapał swoimi serdelkowatymi łapami ją za oboje piersi.
Nie wytrzymałem, dałem w mordę.
Wujcio, jako że po paru głębszych z równowagą trudno, rypnął na ziemię jak zwalone drzewo.
Państwo młodzi sprawę załatwili, wujcia zabrali (gdzie nie wiem, chyba do domu).

Jaka była reakcja rodzinki?
"Zepsuliście wesele! On tylko się wydurniał, a ty z pięściami na własnego wujka się rzuciłeś?! Rodziców (ich nie było, nie mogli tego dnia być) też tak bijesz?"
Do końca święta cała rodzinka prócz tej od pana młodego była do nas zdystansowana. "Bo bez wujcia to nie to samo."

Piszę o tym teraz, bo właśnie przed godziną zadzwoniła ciotka, powiedziała że mam przeprosić wujka Janusza i ona już mi go daję do telefonu. Odpowiedziałem, że chama, który maca biusty młodych dziewczyn przepraszać nie będę.
Wujek Janusz wrzasnął tylko "Grażyna (ciotka) i tak ma lepsze cycory!" i trzasnął słuchawką.

piekielna rodzinka

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 579 (681)