Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Scorpion

Zamieszcza historie od: 18 maja 2015 - 13:35
Ostatnio: 21 maja 2023 - 11:31
  • Historii na głównej: 78 z 117
  • Punktów za historie: 30378
  • Komentarzy: 158
  • Punktów za komentarze: 1263
 

#75241

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Scorpion - wredny cham!

Odcinek 3.

Zapewne wiecie, że człowiek bez nogi nie ma szans na bycie np. strażakiem wozu drabinowego. Zapewne się domyślacie, że człowiek pozbawiony węchu nie ma szans na bycie testerem w fabryce perfum. Człowiek pozbawiony rąk, nie będzie tłumaczem języka migowego i tak dalej.
Nie należy twierdzić, że to uprzedzenia, a stwierdzenie faktu. Z kolei to nie powód do skazywania tych ludzi do kiszenia się w domu - człowiek bez nóg może okazać się świetnym pianistą, człowiek bez czucia powonienia dyrektorem PR, a człowiek bez rąk np łucznikiem.

Ale co jak rodzice naoglądali się za dużo programów, gdzie niepełnosprawni "pokonują swoje ograniczenia pomimo wszystkiego"? Ano to.

Na studiach, gdzieś ok. 5-7 lat temu znałem Kamila. Kamil był niewidomy i studiował antropologię.
Przyjaźniliśmy się te dwa lata, aż w końcu odważyłem się zapytać, czemu właściwie wybrał tak trudny dla siebie przedmiot.

Bo wprawdzie dokumenty tekstowe przeczyta mu symulator, wypracowanie napisze na komputerze, tak samoż pracę licencjacką i magisterkę.
Ale co z badaniami, wyjazdami w teren, wykopaliskami? Obiektu nie zbada tak naprawdę on, a jego asystent-opiekun, o ile będzie go na tak długi okres jego stać. Niczego nie odkryje, a jedynie będzie pisać opracowania opisanych już odkryć.
Dodatkowo antropolog niewidomy, to antropolog niezapraszany na wszelkie wykopaliska, prace, bo trzeba teren zabezpieczyć specjalnie dla niego, specjalnie uważać, by nie zniszczył próbek (lub niekiedy próbki jego, trupi jad bywa wredny).

Zaznaczam, że nie opisałem mu tego wszystkiego, wręcz połowę i to w sposób najdelikatniejszy jak umiałem.
Przyznał mi rację. Stwierdził że w sumie to nic go tu nie trzyma, bo chciał być zawsze saksofonistą (grał zawsze jazz, doprowadzając woźną z akademika do szewskiej pasji).

Po rozmowie było parę dni zawieruchy, które sprawiły, że nie mieliśmy czasu zamienić słowa. Napisałem do niego wiadomość na Fb, nie odpowiadał. No nic.

Minęło parę dni. Zobaczyłem go na ulicy, więc go zawołałem. Odwrócił się w drugą stronę i pognał prawie wpadając pod auto. Jeszcze tego samego dnia jego siostra waliła do moich drzwi, drąc mordę na cały akademik, że mam "wypie*dalać od jej brata, bo jestem wredny brutalnie niszcząc jego cele i marzenia".
Od razu poszła fama "Scorpion zły cham, mówi wprost niewidomemu, że nie zostanie antropologiem, wyzywając go od ślepców".

Po opuszczeniu przeze mnie uniwerka, nie wiem co się dzieje dalej z Kamilem. Może znalazł odwagę by rzucić studia i zostać saksofonistą? Może dalej się męczy, łechcząc ego rodziców? Mam nadzieję, że to pierwsze.

Kto był piekielny? Władze uczelni, które mimo wszystko kształcą "naukowców" niezdolnych do podjęcia pracy w wyszkolonym zawodzie i nie mają jajec by odrzucić ich w procesie rekrutacji dla ich własnego dobra?
Rodzice, którzy naciskają na dziecko, by tak pięknie jak w filmach "walczyło ze swoją niepełnosprawnością"?
Siostra, która bardziej robiła za gestapo niż pomoc w poruszaniu się Kamila?
Czy może Scorpion, który wymiotuje cukierkowym etosem filmów i został zjechany tylko dlatego, że zauważył prawdę?

uniwersytet

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 265 (369)

#75190

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko, ale dobitnie.
Mój ulubiony zespół akrobacyjny ma swoje własne lotnisko, nad którym ćwiczy.
Samoloty jak to samoloty - latają, robią beczki i różne inne. Jak się ma wolny czas to aż grzechem jest by nie usiąść na trawie z lornetką i nie pooglądać.

Jakiś czas temu pewien deweloper kupił teren obok lotniska, zbudował osiedle i sprzedawał mieszkania za śmiesznie niską cenę z aneksem w umowie, że nie ponosi odpowiedzialności za hałas.

Zgadnijcie, kto spamuje stronę na twarzoksiążce negatywnymi ocenami (komentarze typu "ja mam małe dziecko, które musi spać, a oni latają i hałasują" / "ja pracuję na nocki i chcę sobie wypocząć, a oni nie umio latać, na co to komu"), pisze pisma do rady miasta i dzwoni po policję za każdym razem kiedy akrobaci wznoszą się w powietrze?

Jakim kretynem trzeba być, aby kupić po taniości mieszkanie i potwierdzić, że się wie o istnieniu lotniska obok podpisem, a potem robić jeszcze chłopakom problemy?

osiedle januszy biznesu

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 421 (447)

#75046

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o piekielnej ciotce, o której rozmawialiśmy z babcią, zastanawiając się, czemu nie pojawiła się w te święta Bożego Narodzenia.

Ciotka wyjechała w latach epoki późnego PRL do kraju mlekiem i miodem płynącego - Brytanii.

Ciotka to typ osoby, która jest bardziej polska od Polaka, bardziej papieska od papieża, bardziej angielska od królowej a sam Einstein to przy niej głąb.
W Polsce PRL i deficyt towarów się nie skończył.
A przynajmniej według jej urojeń tak jest.
Owszem, w latach 80-90-ych trik o treści "sypnę kiesą i wszyscy mi przyklasną" działał, bo za kurtyną było wiele rzeczy, których w Polsce nie było.

Teraz jednak, w epoce XXI wieku, internetu i smartfonów jej autorytet delikatnie rzecz ujmując... podupadł.
Jakieś 20 lat temu przywiozła nam... dwulitrową Coca-Colę. Tak, Colę. Chwaliła jaka dobra i pyszna i "wy tutaj na pewno jej nie macie".

Mało ogarnięty młody wtedy ja, poleciałem do sklepu i przyniosłem jej dokładnie taką samą, tylko z polską etykietą, czym wkurzyłem całą dorosłą część rodziny i zmuszony zostałem do pójścia do swojego pokoju.
Uznałem to za sytuację zwycięską - nie musiałem więcej baby gadającej bzdury oglądać, a do grania w Mario, popijałem jedną z dwóch Coli.
Każdy z jej prezentów na inne okazje typu święta/odwiedziny był równie kuriozalny, co poprzednie - tabliczka "PRAWDZIWEJ" czekolady, proszek do prania "bo wy to tylko mydłem pewnie pierzecie" ("ta i w rzece" - chciałem odpowiedzieć, ale mnie mama kopnęła pod stołem), pasty do zębów, suszone mięso.

Z czasem jednak i inne latorośle podrosły, rodzina mieszkająca w Polsce bezsens płaszczenia się przed ciotką zrozumiała i ciotka została swoistą starą wariatką, pojawiającą się z jej bzdurami co święta, do czasu kiedy nie zrobiła następnego show, wydzwaniając do mojej babci, która jako jedyna nie zmieniła numeru telefonu (o sytuacji dowiedzieliśmy się dopiero teraz, gdyż nie chciała nas martwić).

Otóż do babci zadzwoniła w okolicach października naraz około północy, "bo ona widziała w TV, że faszyzm wygrał i teraz demokracja jest zagrożona i żebyśmy wszyscy się pakowali, ona nam załatwi paszporty i wylecimy do niej do Anglii tak jak tutaj reszta Polaków jest, będziemy chwilę żyć na garnuszku, a potem dostaniemy spokojnie status uchodźcy z faszystowskiego kraju i wrócimy jak wojska ONZ zrobią porządek z tą wredną dyktaturą".
Babcia półprzytomna słuchała, słuchała, przemówić do rozsądku próbowała, lecz bezskutecznie, to słuchawkę odłożyła. Ciotka nie odpuszczała, dzwoniła parę razy jeszcze, to babcia odłączyła telefon i poszła spać.

Pewnie do dziś myśli, że to jakaś policja polityczna czy SS babcię odłączyło czy coś.
Tak czy siak, w święta mieliśmy od niej spokój tym razem.

rodzina za granicą

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 244 (330)

#75112

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak być złodziejem w biały dzień.

Dostałem garaż w spadku. Nieotwierany od roku.
Po otwarciu zaśniedziałej kłódki przywitały mnie pajęczyny, ściana narzędzi i kabel wystający ze ściany, który był tam nieużywany od czasów zbudowania bloku.

Po jakimś tygodniu od przyjęcia spadku przyszło pismo od zarządu, który wykupił budynek, że muszę zapłacić.
Za prąd od garażu. Prąd "magicznie" używany od grudnia 2015, kiedy to według prawa garaż zaczął być "niczyj" by suma sumarum stać się "mój".
Kolega prawnik, więc zdjęcia porobiłem, pismo że niemożliwe by był używany prąd z nieotwartego garażu, gdzie kabel ze ściany sromotnie zwisa od 1975- wysłałem.
No zaakceptowali.

Ale wysłali następne pismo.
Że mam zapłacić za ogrzewanie od metra GARAŻU. Tak, garażu.
Odpisałem załączając zdjęcia, że nie mam grzejnika jak każdy standardowy garaż i komórka w ich bloku.
Stwierdzili że ok..., ale w takim razie mam dorzucić się do części wspólnej. I zapłacić za ogrzewanie, skoro mam garaż w bloku, bo w takim razie na pewno korzystam z klatki schodowej.
Oni mają plany budynku, widzą co gdzie jest, a czego nie ma. Widzą, że garaż nie ma nijak połączenia z klatką schodową i piwnicą.
I ja mam po raz kolejny IM UDOWODNIĆ, że nie wjeżdżam do garażu przez klatkę schodową i część wspólną.

Gdyby nie fakt, że robi mi te wszystkie pisma ziomek za czteropak, płaciłbym nie 20 złotych, a 20 stówek.
Dodając kasę za znaczki, koperty, druki, pisma jednej i drugiej strony, wywaliłem około 200 stówy na bezsens pisania i rozwijanie nałogu alkoholowego mojego prawnika.

Dokąd tak będzie? Aż się Januszom w garniturkach znudzi?

spadek

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (404)

#74520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W lokalnych gazetach poszła informacja, że "jakaś psycholka" rzuciła cegłówką w tramwaj, raniąc "Bogu ducha winnego" motorniczego.

Krótkie wyjaśnienie.
Przystanek postawiony dosłownie pośrodku niczego. Przy przystanku park, który za dnia jest bezpieczny, nocą zaś strach nawet jechać wolniej obok.
Sam przystanek dzieli około 400m-500m na północ od poprzedniego i około kilometra do mijanki,ale niecałe 20 metrów od świateł, na których tramwaj musi się zatrzymać i na których jest monitoring.

Szła jednak sobie dziewczyna. Dziewczyna nie stąd, nie wiedziała że znalazła się w oku cyklonu. Postanowiła przejść przez park, została okradziona i zraniona, prawdopodobnie zgwałcona.
Monitoring idealnie pokazuje jak podbiegła na przystanek uciekając z parku, trzymając się za bok.
Tak samo pięknie pokazuje jak motorniczy zlewa ją totalnie i podjeżdża pod sygnalizację. Ta biegnie za nim, naciska guzik, bije w drzwi. Bez skutku.

Wkurzyła się, wzięła płytkę chodnikową (a nie żadną cegłę) leżącą przy torowisku i rzuciła w drzwi motorniczego, na co on odjechał tramwajem.

Dziewczynę spod sygnalizacji odebrał patrol policyjny, co najmniej nie jadący z pomocą, ale zamknąć "psychopatkę z cegłą".

I teraz pytanie: kto zasługuje na zamknięcie?
Dziewczyna która była tak przerażona że chciała się dostać do tramwaju za wszelką cenę? Janusz-motorniczy, który zamiast chociaż jej otworzyć drzwi, udawał po prostu że jej nie widzi, a po wszystkim wezwał policję jako "ofiara napadu"? Czy może policja, która ten park wielokrotnie ignoruje?
A może gazety, które usłyszały tylko jąkania Janusza i zrobiły z niego poszkodowanego, zanim policja zebrała wszystkie dowody?

media

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 366 (418)

#73998

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chciałem dorobić na czas urlopu, tzw "work and travel" - rano pracuję, wieczorem się wyleguję, ewentualnie odwrotnie.

Kurort nadmorski, jest w czym wybierać. Przeglądam oferty i nie mogę uciec od piekielności:

Praca, właściwie fajna. Restauracja, reklamuje się, że jest prawie przy plaży, w miejscowości X, dojazd jednym autobusem "max 30 minut drogi z centrum", stawka 10/h "na rękę".

Guzik prawda, po weryfikacji, jest w miejscowości Z, pomiędzy tymi miejscowościami jest jeszcze jedna, Y.
Dojazd zajmuje 2,5 godziny (korki), i to na następny dworzec autobusowy, skąd jedziemy autobusem następnym i dopiero jesteśmy na miejscu. Restauracja widziała plażę w latach 30-ych, teraz zasłania ją biurowiec i seria innych budynków, w sumie ok. 300 metrów do morza. Okazuje się też, że nie "10 złotych na rękę", a 5 i to na okres próbny, który kończy się za... 3 miesiące.

Facet pytany o to, że przecież praca sezonowa i na miesiąc, to jak okres próbny na 3, odpowiedział "no tak się złożyło", nadal upierając się, że chodzi o pracę sezonową.

I po co tak kłamać?
Miałem szczęście, że się wybrałem między odstępami pracy, aby zweryfikować, bo byłbym w czarnej...

praca kurort

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (223)

#73437

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako że powoli zbliża się festiwal w mowie potocznej Brudstockiem zwany i broniący go piszą "Nie byłeś nie krytykuj".

A więc ja byłem. Dwa razy. I krytykuję.

Prysznice? Zagrzybiałe budki w których można zastać mocz i kał w różnych ilościach, a także materiały pochodzenia męskiego po kontakcie damsko-męskim. Ogólnie czeka się na nie parę godzin w kolejce, a to co się zastanie w środku to czysta loteria.
Wspomniałem, że każą za nie płacić?

Rozumiem, jest to festiwal gdzie jest dużo kurzu, żwiru, błota itp. Ale żeby nie mieć nawet ubrań na zmianę, sztywniejącą z brudu i potu koszulkę oraz walić denaturatem gorzej niż typowy żulik?

Na festiwalu liczy się zabawa, prawda? No tak, ale nie zabawa zwierzęca, która oznacza kopulację na wszystkie możliwe sposoby we wszystkich możliwych miejscach. Miałem nieprzyjemność wywalić ze swojego namiotu parkę, która traktowała go jako darkroom, mimo że ich namioty były parę sektorów dalej.

Tu warto też wspomnieć o ćpunach. Nie, nie przesadzam. Są ludzie po zielsku, którzy tulą się do ciebie (a ty się odsuwasz z powodu fetoru, jaki wydalają), będąc nastawieni pozytywnie do wszystkiego.
Ale są też goście po innych rzeczach, którzy rzucą się na ciebie z pięściami lub czymś ostrym bo lekko trąciłeś ich w tłumie.
Porządkowi "reagują", nieraz zostawiając ćpuna po prostu trochę dalej i wypuszczają.

Następna uwaga na temat higieny. Wyobraźcie sobie jak wyglądają ręce po koncertach, tarzaniu się w błocku i kopulacji z ludźmi różnymi.
A teraz wyobraźcie sobie, że takimi brudnymi łapami ludzie jedzą ryż/ziemniaki/kanapkę/cokolwiek i się tym nie przejmują.
Nie wiem jak wy, ale ja mam odruch wymiotny od samego wyobrażenia sobie tego. A musiałem jeść i na to patrzeć.

Broniący tego festiwalu mówią, że to "wielka wspólnota, gdzie każdy sobie jest bliski i każdy się dzieli ze wszystkimi".
Jadłem sobie zupę, którą ugotowałem sobie sam. Gar jako że gorący, stoi sobie przed namiotem. Czekam aż przyjdzie dziewczyna i zaczniemy jeść.
Naraz podchodzi sobie jakiś capiący jak stado baranów gość w stylu typowego rasta z dredami, otwiera garnek i chwyta chochlę.
Na moją uwagę że ma to zostawić, wychłeptał z chochli srogą porcyjkę, próbował wziąć drugą. Nie zdążył, chochlę odebrałem.
Jęczał "no ziomuś, ja nic dzisiaj nie jadłem, wszystko wydałem no". Byłem nieugięty, mimo to poszedł dopiero jak usiedliśmy z dziewczyną i zaczęliśmy sami jeść.

Co do złodziei, na których wielce narzekają.
Sprzęt w ogóle niezabezpieczony jest wszędzie.
Leży facet narąbany na namiocie, obok niego najnowszy iPhone, ładowarka i słuchawki. Okazja czyni złodzieja.

Powrót pociągiem, zwłaszcza w nocy to horror.
Co chwilę walenie do ścian przedziału, otwieranie drzwi, darcie mordy około 1 w nocy.
Defekacja i nie tylko gdziekolwiek, byle nie w toalecie.
Rzucanie butelkami i uruchamianie awaryjnego hamulca to norma. Reakcja konduktora? Brak jakiejkolwiek.

Za tą samą cenę mogę spędzić czas w czystości, bez patologii i ćpunów, siedząc na Helu czy w Kołobrzegu na plaży przez tydzień, albo wyjechać na dwa dni do Włoch.
I wiecie co? W tym roku tak zrobię.

brudstock

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (424)

#73286

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś opiszę ludzi, którzy mnie najbardziej w świecie wkurzają.
Nowobogaccy, bo o nich mowa, nie przepuszczą ani chwili, aby pokazać wszystkim, że mają pieniądze i ICH STAĆ NA WSZYSTKO.
Zazwyczaj jedyne, co mają do zaoferowania, są tylko podobizny królów polskich, bo żadnych uczuć, empatii czy choćby pomyślunku nie znajdziesz.

Prosta sytuacja - czas studiów, jem chipsy z dyskontu. Głównie dlatego, że cena mi odpowiada, a tego smaku nie produkuje żaden inny wytwórca.
Już się zaczyna koncert rozpoczęty przez ajfoniarzy i różnych nowobogackich, że "co to za śmieci jem", "oni takich biedachipsów nie kupują".
Po komentarzu, że nie oni jedzą, foch wielki.
A 15 minut później komentarze "ale dasz się poczęstować?".


Inna sytuacja - restauracja.
Słyszę na zapleczu darcie mordy (inaczej tego nie można nazwać). Kelner woła kucharza i kierownika. Zdziwiony wchodzę na salę i widzę gościa w smokingu praktycznie centymetr od twarzy kelnera i krzyczącego tak, że aż plującego na jego twarz, a przy stoliku damulkę w czerwonej sukni, poobwieszaną biżuterią jak choinkę.
Pan darł się, bo nie serwowaliśmy wina chilijskiego i nasze skromne progi nie posiadały win starszych niż 5 lat.
Uznał to za skandal i stwierdził że jak pokrzyczy psując innym gościom atmosferę posiłku, to dostanie i wino stuletnie.
Został wyprowadzony z restauracji, w asyście krzyków swojej partnerki, że "oni nas zniszczą" i "jak porysujemy jej choćby jeden pierścionek czy broszkę, to się nie wypłacimy do końca życia".

Jeszcze inna sytuacja - sąsiad kupił samochód.
I co z tego? - zapytacie.
Otóż to, że zaparkował go przed blokiem dwa miejsca tak, żeby cały czas do niego wsiadać, włączać i wyłączać komputer pokładowy i w asyście całej rodziny (on, żona, córka i syn) zachwalać je tak, aby wszyscy sąsiedzi słyszeli. Autoreklama trwała do czasu kiedy (wreszcie) akumulator padł. Wtedy z kolei był płacz, bo trzeba ładować i "ło sąsiedzie ratuj".

Jeszcze inna - ojciec mieszkający w domku jednorodzinnym (osiedle domków obok osiedla bloków gdzie mieszkam) miał córeczkę, której zrobił osiemnastkę.
Wykosztował się tak, że młoda miała załatwioną przejażdżkę limuzyną, plus zaproszoną dużą liczbę gości (prawdziwa liczba nie jest mi znana, a z bajek moherków wyjdzie, że było tam 36 milionów obywateli, więc nie podaję).

Oporządzenie, DJ i inne cuda to nie było jedyne, na co wydał ojczulek. Otóż impreza potoczyła się... nieprzewidywalnie i skończyła się demolką klubu, w którym była przez męską część gości, interwencją policji i ponoć masowymi kopulacjami w toaletach.
Jedyne co mogę potwierdzić to to, że jubilatkę odwoził mój kumpel-policjant na wytrzeźwiałkę w stroju Ewy i śladami wskazującymi na rzeczy różne.
Ponoć do dziś rodzinka spłaca odszkodowanie za imprezę.
Oczywiście sam ojczulek stwierdził że to "spiseg żydomasonów" i nie wiadomo czego jeszcze i że on wkroczy z nimi na drogę sądową "bo go stać".

Nie jestem biedny, nie zarabiam także kokosów.
Ale jak słyszę "bo mnie stać na wszystko" i wręcz wyśmiewanie się z ludzi, którzy nie są w stanie lub nie chcą "ot tak" wydać tysiaka czy dwóch "bo mogą", albo "bo maja ochotę", to nóż w kieszeni mi się otwiera.
Za każdym razem usiłuję pokazać, iż mimo ta osoba ma pieniądze, to nie jest ponad i nic jej to nie daje.
Wręcz sama siebie ośmiesza i jest biedna, mając tyle pieniędzy.

nowobogaccy

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 218 (332)

#73414

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Empik w Katowicach, wczoraj.

Przychodzę pytać o towar, którym się zainteresowałem, zauważyłem panią z obsługi przy półkach. Pytam, ona z uśmiechem prowadzi mnie do pustej kasy, by w terminalu sprawdzić, czy dana rzecz jest w bazie.
Obok kasa otwarta, dwójka ludzi w kolejce. Facet, a za nim [S]taruch.

Czekam aż sprawdzi w terminalu, odpowiada mi gdzie mogę znaleźć towar, bo niestety w tej placówce niet. Ja grzecznie słucham, zadaję pytania i odpowiadam na niektóre.
Wtem odpycha mnie staruch, rzuca jej jak psu na ladę dwa złote i leci do wyjścia.
Ekspedientka go zatrzymuje, mówi, że nie można tak, rzecz trzeba skasować itp. Staruch za to ryczy:

[S]- Ja nie będę czekał aż ty gó*niaro sobie pogadasz o dupie Maryni, ja nie mam czasu i WYMAGAM abyś TERAZ mi to skasowała!

Ekspedientka tłumaczy, że koleżanka ma otwartą kasę i ona nie może tego skasować, bo terminal jest zablokowany, a koleżanka właśnie kończy kasować klienta.

[S]- Tak? W takim razie JA TEGO NIE KUPUJĘ!

I zabrał łapskiem dwójkę, którą rzucił i rzucił aż za ladę gazetę.

[S]- Wy macie mi SŁUŻYĆ, a NIE POGADUSZKI SOBIE ROBIĆ! A ty kultury, chamie jeden - odepchnął mnie.

[J]- Lekarzu, ulecz się sam.

[S]- A spier*alaj.

I pokuśtykał, psując nastrój i przerywając nam rozmowę.

empik

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 237 (303)

#73289

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z grodu Kraka zasłyszane przed chwilą:

Kelner rozmawia z obcokrajowcem. Obcokrajowiec pyta o wielkość kawałka ciasta.
Kelner woła kelnera:
- Stasiek, jak to jest po angielsku wielki?
- Big.
-To duży, a ja chcę powiedzieć mu, że ten kawałek jest wielki no.
- In dick big.
Widząc minę obcokrajowca i umiejętności angielskiego kelnerów, zacząłem się śmiać jak wariat.

Floriańska

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (281)