Profil użytkownika
Transport_mocy
Zamieszcza historie od: | 13 marca 2012 - 22:02 |
Ostatnio: | 15 października 2019 - 15:54 |
- Historii na głównej: 4 z 5
- Punktów za historie: 2680
- Komentarzy: 73
- Punktów za komentarze: 511
Zamieszcza historie od: | 13 marca 2012 - 22:02 |
Ostatnio: | 15 października 2019 - 15:54 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@Armagedon: U mojego lekarza rodzinnego jest taki zwyczaj, że jak nie ma numerków, a jesteś bardzo chory,to możesz przyjść, wejść z kimś i zapytać lekarza,czy Cię przyjmie. Jeśli się zgodzi, informujesz rejestrację i czekasz na koniec przyjęć, albo okienko, kiedy ktoś się spóźni. System sprawdza się, bo ostatecznie nikt grypy czy zatrucia nie planuje, a numerki się często kończą 8.05. Jednak myślę, że jak ktoś wejdzie "się zapytać" i faktycznie jest w trakcie jakiegoś ataku, wylewu albo traci przytomność, to lekarz go ogarnie bez numerka i bez karty pacjenta, i nikt o to żalu mieć nie będzie.
@Armagedon: Tylko ze jest ustawa, która gwarantuje kobietom w ciąży dostęp do dowolnego specjalisty poza kolejnością. Tyle,ze rozumiałam, jak w dwóch innych przychodniach rejestratorki załamywałam ręce i mówiąc:"choćbym nie wiem, co zrobiła, to nie dam rady pani nigdzie wcisnąć, ale niech pani spróbuje tam albo tam" bo "zakulisowo" wiedziały, że mają miejsca. Nie jestem fanką tego systemu przyjęć, ale może pozwala właśnie rejestratorce kreatywnie zarządzać przyjęciami i rezerwować miejsca na nagłe, nieprzewidziane wypadki. Z jakiegoś powodu niektórzy ludzie mają pierwszeństwo, więc dlaczego jak próbują z niego korzystać to się okazuje,że są chamscy i roszczeniowi? była tu historia o ciężarnej, która wyegzekwowała pierwszeństwo i się nie domyśliła,że ktoś w poczekalni ma astmę i powinien wejść pierwszy.A że miała makijaż i obcasy, to "na pewno się źle nie czuła".
@Irena_Adler: Dlatego pani weszła razem ze mną, ale to też się nie spodobało bo "będziemy tam siedzieć we dwie nie wiadomo ile" i "ma czekać jak każdy, bo tu wszyscy chorzy". Gdyby to ode mnie zależało, to bym ją w ogóle przepuściła, bo uważam, że człowiek w bandażach, po operacji, bardziej potrzebuje tego okulisty niż ja.
@bloodcarver: A rejestratorka, zapisując pacjentów do kilku różnych specjalistów, nawet jeśli się orientuje, jaki kto ma sprzęt w gabinecie, niekoniecznie ogarnie, czy po konkretnej operacji można tym sprzętem mierzyć konkretną wartość (tj, jaką ma czułość), a lekarz będzie wiedział.
@bloodcarver: Zgadzam się, ale przy zapisach na godzinę część osób przychodzi godzinę później i "teraz wchodzę ja, bo byłam na 15, ale wiedziałam, że będzie opóźnienie" albo godzinę wcześniej, i "teraz wchodzę ja, bo mam na 15, ale tu od rana siedzę, to mam pierwszeństwo". Może dzięki temu były "wolne" miejsca,że mniej osób jest chętnych na taki system.
Większość znanych mi przełożonych bardzo stanowczo namawia ciężarne pracownice do szybkiego udania się naL4. Łatwiej jest znaleźć zastępstwo na czas zwolnienia i macierzyńskiego, niż z firmowej kiesy opłacać pracownika, który nie jest w pełni dyspozycyjny. Wielu obowiązków kobieta w ciąży nie może wykonywać( praca na komputerze) lub musi mieć skrócony czas pracy. Pracodawca musi dać jej wolne na wszystkie badania dowolnej długości, a zbiera się tego pełny dzień pracy w każdym tygodniu. Nigdy nie wiadomo, czy w najgorętszym, najbardziej napiętym okresie pracownica nie opuści pracy ze względu na dolegliwości, przez co firma zawali projekt lub negocjacje z klientem. Poza tym – Ciąża to nie choroba,ale też stan odbiegający od standardowego. Tak jak rekonwalescencja po operacji to nie choroba, wypadek samochodowy to nie choroba, połóg to nie choroba, zmiany w organizmie spowodowane starzeniem się to nie choroba, jednak często jest to stan uniemożliwiający wydajną pracę.
Większość znanych mi przełożonych bardzo stanowczo namawia ciężarne pracownice do szybkiego udania się naL4. Łatwiej jest znaleźć zastępstwo na czas zwolnienia i macierzyńskiego, niż z firmowej kiesy opłacać pracownika, który nie jest w pełni dyspozycyjny. Wielu obowiązków kobieta w ciąży nie może wykonywać( praca na komputerze) lub musi mieć skrócony czas pracy. Pracodawca musi dać jej wolne na wszystkie badania dowolnej długości, a zbiera się tego pełny dzień pracy w każdym tygodniu. Nigdy nie wiadomo, czy w najgorętszym, najbardziej napiętym okresie pracownica nie opuści pracy ze względu na dolegliwości, przez co firma zawali projekt lub negocjacje z klientem. Poza tym – Ciąża to nie choroba,ale też stan odbiegający od standardowego. Tak jak rekonwalescencja po operacji to nie choroba, wypadek samochodowy to nie choroba, połóg to nie choroba, zmiany w organizmie spowodowane starzeniem się to nie choroba, jednak często jest to stan uniemożliwiający wydajną pracę.
Ja tę historię rozumiem zupełnie inaczej niż poprzednicy. Autorka zaopiekowała się psem ze schroniska, z problemami- nigdzie nie jest napisane,że nie pracuje z nim i nie stara się go ogarnąć,ale oczywistym jest,że nie zrobi tego w jedno popołudnie.Do tego czasu,zdając sobie sprawę,że pies może być niebezpieczny, wyprowadza go na krótkiej smyczy i w kagańcu, robiąc wszystko, czego wymaga od niej prawo i rozsądek,a nawet więcej, bo stara się w miarę możliwości omijać inne,prowokujące osoby/psy,przytrzymywać psa kiedy jest drażniony. Dzieci,które też niekoniecznie są wystarczająco odpowiedzialne do opieki nad pieskiem, mijają wilczura i dostają wyraźny sygnał,że pies może im zrobić krzywdę( warczenie i jeżenie się psa,przytrzymanie/skrócenie smyczy przez właścicielkę)i zachęcone przez matkę puszczają pieska i pozwalają mu dalej prowokować groźnego psa. To nie jest tak,że autorka pomyślała:"Kurdę,mam zły dzień, mam nadzieję,że ten mały piesek podejdzie, ja puszczę psa i będę patrzeć jak świat płonie". Po prostu nerwy sprawiły,że zabrakło jej siły/refleksu/może cierpliwości,żeby - po raz pewnie trzydziestu tego dnia- kucnąć i trzymać wielkiego, szarpiącego się psa kilka minut, czekając, aż prowokator sobie pójdzie.Poczuwa się do winy, ale tak naprawdę, przez swoją złość jeden raz po prostu zrobiła tylko 100%( smycz i kaganiec), a nie 150% obowiązków. To nie tak,że inne psy, przechodnie nie mają prawa przebywać obok dużego psa, bo pies z historii ich nie atakował, przechodząc obok. tolerujemy w komunikacji publicznej cuchnących żuli i bardzo głośne "tapeciary", ale jeśli ktoś taki zacznie nam krzyczeć do ucha albo dotykać twarzy, puszczą nam nerwy, mimo,żetonie jest do końca atak. Tak zareagował pies traumą na na zaczepkę i jazgotanie małego psa. BTW, nie jest pewna, czy owczarek na pewno zabił mopika, czy właściciele uznali, że "zabaweczka" się popsuła i szkoda kasy i sił na jej "naprawę".
@MyCha: Święta racja.Pewnie jeden sąsiad trzyma śmieci pod drzwiami,drugi gotuje kapuśniak na przemian z grochową, trzeci pali na schodach, a czwarty się nie myje. Ale okna nie można otworzyć-w końcu "od smrodu jeszcze nikt nie umarł, a na przeziębienie się zdarzało". Do tego jeszcze zwykle kaloryfer na klatce odkręcony na maksa, więc zimowo ubrany i obładowany człowiek, zanim wejdzie na swoje piętro,nadaje się do wyżęcia.
Zachowanie autorki nie tylko chamskie, ale i głupie - żeby zdobyć potrzebne do życia produkty musiała ze zmęczonym i wrzeszczącym dzieckiem pójść do innego sklepu, znaleźć potrzebne rzeczy i znowu odstać swoje w kolejce. Swoją drogą w trzech Biedronkach koło mnie ciężarne, niepełnosprawni i rodzice dzieci w wózkach są obsługiwani poza kolejnością.Kasjerka wywołuje ich z kolejki i twardo nie kasuje nikogo innego, nawet jak się wepchnie.
@ejcia: słyszałaś kiedyś o sarkazmie?
@IPL: własność nie jest święta i nie może być rozumiana absolutnie.Potępienia godna jest sytuacja, w której czasie wielkiego głodu bogacz wykupi większość mięsa, żeby rzucać je psom na oczach głodujących. Są sytuacje, w których własność może być naruszona, a państwo jest gwarantem tego,aby własność była wykorzystywana dla dobra jak największej liczby obywateli. Skandalem jest dla mnie sytuacja, w której ogromna własność - ziemie wielkosci województwa - znajduje się w rękach jednej rodziny.
@Izura: Lewaki wyskakują co miesiąc z kasy płacąc podatki, z których finansuje się pomoc kalekom, osobom niezaradnym, chorym, upośledzonym. na ogół płacą też dodatkowo i z własnej woli instytucjom, które uważają za pożyteczne i niosące pomoc. Niestety,w budżecie nie jest przewidziana pomoc dla nieuleczalnych idiotek, które nie rozumieją jak dział umowa społeczna, i myślą,że jak ktoś się troszczy o coś więcej niż koniec własnego nosa, to będzie im dawał gotówkę na rozpieprzenie.
@Izura: Oczywiście, trzeba było zostawić gruzy po powstaniu, nie? kto im kazał odbudowywać. kto każe komukolwiek starać się,żeby jego miasto jakoś wyglądało, chronić zabytki, dbać o kulturę, przecież to nie twoje, to ani się tym nie ogrzejesz, ani nie ugryziesz.
@hated: Tylko to nie jest własność absolutna. Nie możesz tam założyć własnej enklawy,łamać prawa itp. To jakby ziemia, która należy do państwa, i państwo Ci ją odstępuje pod pewnymi warunkami.
@Eko: więc powinien chronić prawa słabszych @Izura: jeżeli pobierasz zasiłek, bo sobie nie radzisz, w pewnym sensie sponsoruję Twoją niezaradność płacąc podatki. Inwestycje mają to do siebie,że niosą ryzyko utraty włożonego kapitału, więc właściciel kamienicy takie ryzyko ponosi.
@Izura: Koty nie zarobią na emeryturę nas wszystkich.
@IPL: Jakkolwiek cala sytuacja jest piekielna jak cholera, to nie rozumiem hejtu wobec prawa chroniącego osobę wynajmującą, czyli stronę słabszą. To, kto jest niemile widziani dla właścicieli zależy od ich widzimisię, które może być zmienne jak marcowa pogoda. Rozumiem,że tutaj wypowiadają się sami życiowi zwycięscy w szybkich samochodach, ale myślę,że niespodziewana utrata pracy, a więc i brak środków na życie i opłatę zaległego czynszu zmieniła by o 180' podejście do eksmisji na bruk w środku zimy. bo czasem patologia społeczna musi pracować na umowę- zlecenie za osiem stów i nie ma sobie z czego odłożyć. o wile bardziej piekielne niż niepłacąca pijaczka jest dla mnie sytuacja, w której kamienicznik podnosi sześciokrotnie czynsz staruszkom, którzy odbudowywali Warszawę, bo woli na miejscu ich kamienicy zbudować deweloperski blok. Zbrodnią jest dla mnie pchanie w pękającą w szwach kabzę Kościoła kolejnych, niby zagrabionych majątków z gigantyczna nawiązką, które UJ musi za ciężkie pieniądze wynajmować na sale wykładowe. I upadał magnateria, która przez dekady czeka, aż państwo wyremontuje "ich" majątek,żeby dopiero wtedy starać się o jego odzyskanie (bo skoro im zabrali ładne to brzydkiego nie chcą i poczekają). Właściciel, zanim wynajmie komuś swoją święta własność, może sprawdzić jego stan cywilny i wyznanie, a nawet prowadzenie się i orientację, więc słabo rokujących pijaczek przyjmować. pod swój dach nie musi. A jeśli człowiek sukcesu sobie kupuje kamienicę na Pradze z "elementem", bo myśli,że się nachapie na tym aż do pożygu, to tacy pijacy dadzą mu cenna i zasłużoną nauczkę, która mnie osobiście - jako twardy elektorat partii lewicowych - bardzo cieszy.
@spritedrinker: Każdemu się może zdarzyć sytuacja podbramkowa, ale kasjerka/ekspedientka wydać zawsze musi, niestety. Szlak mnie trafia kiedy próbuje zapłacić kartą, a ekspedientka warczy że się nie da, po czym jest obrażona, kiedy za chwilę przynoszę jej banknot, jakby się spodziewała,że z bankomatu wyleci bilon.
@Drill_Sergeant: po narodzinach wnuka dziadkowie mają na ogół jeszcze ze 20 lat do emerytury. O dekadach walki z rozwarstwieniem społecznym, dzięki który niańkom się teraz uczciwie - i nie mało - płaci nie wspomnę:)
@Drill_Sergeant: Jesli chcemy być ściśli to romantyczni chłopomani z weltszmercem.
@bucul: Czasem ktoś weźmie pieska z ulicy,(bez planowania, z porywu serca) i czasem trzeba go najpierw podleczyć albo nie ma kasy na sterylizacje, trochę się to odkłada, nie dopilnuje się suni,i są szczeniaki. W niektórych miastach można się postarać o dopłatę do sterylizacji, jeśli się weźmie psa z ulicy, ale nie wszędzie. Co się dziwić, czasem odpowiedzialni ludzie "wpadają", a co dopiero psy...
@rafe: Dokładnie to chciałam napisać. Jeśli umrze ktoś bliski to jest obowiązek pogrążyć się w rozpaczy, zwijając się w kłębek w piwnicy? Sama dwa dni po pogrzebie bliskiej osoby wybrałam się w góry z rodzina, która z tej okazji się zebrała w jednym miejscu i chciał spędzić czas razem. i owszem, miałam zdjęcia z gór na twarzoksiążce, a zdjęć z pogrzebu nie miałam, bo jestem normalna i sobie takich zdjęć nie robię. To co, należałoby mnie zlinczować i uznać,że żadnego pogrzebu nie było, a wcześniejsze zwolnienie wzięłam niesprawiedliwie? Chyba po to są dwa terminy,żeby każdy sobie zdał wtedy, kiedy może. na moich studiach zachowanie pierwszego terminu załatwia się urzędowo u szefa instytutu, a nie u prowadzącego, co czyni taką decyzję bardziej obiektywna i niezależną od czyjegoś widzimisie. Strata tego terminu to jedno, ale egzamin u wykładowcy uprzedzonego wyszpiegowanymi informacjami do miłych raczej nie należy.
Nie rozumiem, za co te minusy? jakby zamówiła piłkę do koszykówki, a dostał do metalu to też by nie było różnicy? Czy może zapomniał gdzieś postawić przecinka?
@qaro: Każda sytuacja rządzi się swoimi prawami, autobus to nie parking, a niestety, pewne okoliczności przyrody np godziny szczytu i zapchany do granic autobus w korkach, sprawiają,że ludzie są mniej skłonni do rezygnowania z tego, co sobie kupili i zdobyli na rzecz jednostek mniej zaradnych. Normalny stojący człowiek się nie zmieści, ale ona musi, tak? Przy takim podejściu tak samo musi - jeśli takie ma życzenie - ktoś z biletem na tę linię: zarezerwował sobie, to może wsiąść do każdego pojazdu tej linii, a ludzi niech wyrzuca straż miejska, bo mu zajęli.Ktoś pisał,że jakby nie musiał to by nie wsiadała, Najwyraźniej inni pasażerowie też musieli dotrzeć gdzieś na czas i jakby mogli, to by poczekali na luźniejszy. Na tym przystanku, który mnie interesował, a gdzie inne autobusy nie jadą, sporo osób wysiadło. Następny tam jechał za kilkadziesiąt minut, następny na osiedle, gdzie jechała ta pani z synem - za kilka. To jest trochę jak przypowieścią o pannach roztropnych i nierozważnych, czy jakoś tam - jak możesz pomóc, i to Ci nie sprawi dużego problemu, to ustąpisz, ale trudno wymagać,żeby ktoś ustąpił( nie komfort podróży tylko możliwość jazdy!)kiedy przez to straci pieniądze, spóźni się gdzieś gdzie nie może się spóźnić,itd. Z drugiej strony naprawdę mam wrażenie,że ludzie nie są dzicy i pomagają - kiedy sam się zajmowałam osoba niepełnosprawną (co prawda nie na wózku, więc za bardzo robić cyrku i wymuszać współczucia się nie dało, ale jednocześnie poważnie chorą psychicznie i dodatkowo schorowaną, więc musiała siedzieć zawsze, i to z dala od ludzi, którym by mogła coś zrobić) to jakoś piekielni nie było, z nikim nie musiałam się kłócić ani o to miejsce walczyć. Nie miałam też problemów z jeżdżeniem z chorą nogą, dużymi zwierzętami, małym siostrzeńcem w wózku. Ale jak się nie dało wsiąść to na chama się nie ryłam, bo autobus z góry nie jest.