Profil użytkownika
Trepcio
Zamieszcza historie od: | 14 lipca 2015 - 7:11 |
Ostatnio: | 23 września 2024 - 18:58 |
- Historii na głównej: 39 z 39
- Punktów za historie: 8011
- Komentarzy: 457
- Punktów za komentarze: 3126
Trochę mi się nazbierało. Co prawda na jeden temat, ale postaram się podzielić, żeby nie robić ściany tekstu.
Jak już niektórzy wiedzą - jestem korepetytodawcą.
W tej chwili w pełnym zakresie. Bo wolę to niż pracę w szkole.
(Dlaczego - jeśli zapragniecie to o tym będzie oddzielny artykuł - w szkołach przepracowałem prawie 20 lat - tam się nic nie da zmienić).
Ale ad rem.
Telefony komórkowe - każdy z moich uczniów takowe dzierży. Niektórzy nie tylko jeden. Także idąc po ulicy. Podejrzewam, że do ubikacji je też zabierają.
Ale spróbuj się dodzwonić!
Telefony są używane do wszystkiego innego oprócz swojej pierwotnej funkcji.
SMS - to wygodna opcja o ile nie trzeba nic ustalać. Ale wymiana dziesięciu SMS-ów w chwili gdy wystarczyłoby 30 sekund rozmowy - wydaje mi się mocno bez sensu.
Podejrzewam, że wiem, skąd ten nawyk się wziął - w trakcie lekcji nie porozmawiasz - ale popisać tajnie pod ławką możesz.
I właśnie - tu ostatnie - moja przyjaciółka sprawdziła zużycie Internetu u swoich synów (10 i 12 lat). Wyszło 60 GB w miesiącu.
Na jednego. Z tego 2/3 gdy byli w szkole.
Tak, to jest piekielne nad wyraz.
Jak już niektórzy wiedzą - jestem korepetytodawcą.
W tej chwili w pełnym zakresie. Bo wolę to niż pracę w szkole.
(Dlaczego - jeśli zapragniecie to o tym będzie oddzielny artykuł - w szkołach przepracowałem prawie 20 lat - tam się nic nie da zmienić).
Ale ad rem.
Telefony komórkowe - każdy z moich uczniów takowe dzierży. Niektórzy nie tylko jeden. Także idąc po ulicy. Podejrzewam, że do ubikacji je też zabierają.
Ale spróbuj się dodzwonić!
Telefony są używane do wszystkiego innego oprócz swojej pierwotnej funkcji.
SMS - to wygodna opcja o ile nie trzeba nic ustalać. Ale wymiana dziesięciu SMS-ów w chwili gdy wystarczyłoby 30 sekund rozmowy - wydaje mi się mocno bez sensu.
Podejrzewam, że wiem, skąd ten nawyk się wziął - w trakcie lekcji nie porozmawiasz - ale popisać tajnie pod ławką możesz.
I właśnie - tu ostatnie - moja przyjaciółka sprawdziła zużycie Internetu u swoich synów (10 i 12 lat). Wyszło 60 GB w miesiącu.
Na jednego. Z tego 2/3 gdy byli w szkole.
Tak, to jest piekielne nad wyraz.
Ocena:
117
(147)
To ja teraz do historii #90269.
Też jestem nauczycielem. I udzielam korepetycji.
Z powodów nieistotnych dla opowieści (zdrowotnych) - postanowiłem odpuścić pracę w szkole. Ale po pierwsze - moich umiejętności to nie zmieniło - po drugie - ciągle bardzo lubię uczyć. Po prostu to lubię, co wśród młodych nauczycieli zaobserwować jest dość niełatwo.
Ale do brzegu - parę kwiatków z ostatnich lat.
1. Zgłasza się do mnie maturzystka "in spe". Sprawdzam jej umiejętności. Nie potrafi wykonywać dodawania i odejmowania w zakresie dwudziestu bez użycia kalkulatora.
2. Mam pod opieką od dwóch lat dziewczynkę, którą przygotowuję do E8. Tu ja jestem w ciężkim szoku. Ma taką wyobraźnię przestrzenną, że zadania maturalne ze stereometrii rozwiązuje bez problemu.
Ale jej plan życiowy - pójść do dowolnej szkoły branżowej, odrobić 3 lata do osiemnastki i szkołę rzucić.
3. Uczeń ze wszystkimi dys- i do tego ZA.
Gdy kończył podstawówkę - mówiłem mu gdzie mógłby iść, żeby spełnić swoje plany życiowe (dość poważnie ustalone)
Gdy zgłosił się we wrześniu - miałem ochotę mu w łeb dać.
Wybrał najgorsze liceum w okolicy i profil, który całkiem nie przystaje do tego co planuje w życiu.
- Dlaczego?!?!
- Bo tam jest dużo dziewczyn.
4. Uczeń z solidną dyskalkulią ma ochotę zostać inżynierem.
Ja wiem, że komputery, programy liczą...
Ale uważam, że trzeba mieć przynajmniej podstawową wiedzę, żeby wiedzieć co liczyć, a przede wszystkim po co.
I tu już moje PS.
Chyba nie poleciałbym z pilotem, który ma 30 procent udanych lądowań.
Też jestem nauczycielem. I udzielam korepetycji.
Z powodów nieistotnych dla opowieści (zdrowotnych) - postanowiłem odpuścić pracę w szkole. Ale po pierwsze - moich umiejętności to nie zmieniło - po drugie - ciągle bardzo lubię uczyć. Po prostu to lubię, co wśród młodych nauczycieli zaobserwować jest dość niełatwo.
Ale do brzegu - parę kwiatków z ostatnich lat.
1. Zgłasza się do mnie maturzystka "in spe". Sprawdzam jej umiejętności. Nie potrafi wykonywać dodawania i odejmowania w zakresie dwudziestu bez użycia kalkulatora.
2. Mam pod opieką od dwóch lat dziewczynkę, którą przygotowuję do E8. Tu ja jestem w ciężkim szoku. Ma taką wyobraźnię przestrzenną, że zadania maturalne ze stereometrii rozwiązuje bez problemu.
Ale jej plan życiowy - pójść do dowolnej szkoły branżowej, odrobić 3 lata do osiemnastki i szkołę rzucić.
3. Uczeń ze wszystkimi dys- i do tego ZA.
Gdy kończył podstawówkę - mówiłem mu gdzie mógłby iść, żeby spełnić swoje plany życiowe (dość poważnie ustalone)
Gdy zgłosił się we wrześniu - miałem ochotę mu w łeb dać.
Wybrał najgorsze liceum w okolicy i profil, który całkiem nie przystaje do tego co planuje w życiu.
- Dlaczego?!?!
- Bo tam jest dużo dziewczyn.
4. Uczeń z solidną dyskalkulią ma ochotę zostać inżynierem.
Ja wiem, że komputery, programy liczą...
Ale uważam, że trzeba mieć przynajmniej podstawową wiedzę, żeby wiedzieć co liczyć, a przede wszystkim po co.
I tu już moje PS.
Chyba nie poleciałbym z pilotem, który ma 30 procent udanych lądowań.
Ocena:
107
(119)
Nowy taryfikator mandatowy - od 1 stycznia.
W większości sensowny.
Ale:
"1 tys. zł - (..) prowadzenie pojazdu nie-mechanicznego (np. roweru) w stanie po użyciu alkoholu (ponad 0,2 promila w organizmie)"
Czyli jak ktoś idzie i PROWADZI rower, bo zdaje sobie sprawę, że nie powinien na nim jechać...
Znaczy łatwiej go złapać?
Czy potem musi się dwa lata po sądach włóczyć?
Zamiast "poruszanie się pojazdem" ktoś wpisał "prowadzenie pojazdu".
Uwielbiam takie stanowienie prawa.
Pewnie wyląduję w archiwum, bo kogo to obchodzi.
Ale jak przynajmniej jedna osoba poczyta, to było warto.
W większości sensowny.
Ale:
"1 tys. zł - (..) prowadzenie pojazdu nie-mechanicznego (np. roweru) w stanie po użyciu alkoholu (ponad 0,2 promila w organizmie)"
Czyli jak ktoś idzie i PROWADZI rower, bo zdaje sobie sprawę, że nie powinien na nim jechać...
Znaczy łatwiej go złapać?
Czy potem musi się dwa lata po sądach włóczyć?
Zamiast "poruszanie się pojazdem" ktoś wpisał "prowadzenie pojazdu".
Uwielbiam takie stanowienie prawa.
Pewnie wyląduję w archiwum, bo kogo to obchodzi.
Ale jak przynajmniej jedna osoba poczyta, to było warto.
Ocena:
284
(330)
Dobrze, chwila wprowadzenia, bo bez tego się nie obejdzie. Serwisuję systemy finansowo-księgowe (nie, nie wszystkie, ale paru firm, na których się znam).
Byłem umówiony dziś w jednej firmie, bo pracownicy mają wolne i można swoje porobić, bez problemu, że coś ze stanowisk przyleci.
I dzwoni do mnie właściciel firmy, że on to właściwie był chciał przełożyć na niedzielę.
OK, może być niedziela, ale po Trzech Królach, bo teraz mam wszystko zajęte. Przełknął to - więc dla mnie OK.
Ale pytam go co się podziało?
"Bo on tak jak sobie siedział w święta, to pomyślał, że nie są powysyłane wezwania do zapłaty do kontrahentów. A jak się je wyśle jeszcze w tym roku to przedawnienie się liczy inaczej".
1. Nie liczy się inaczej z okazji zmiany roku.
2. Wysłanie wezwania do zapłaty niekoniecznie wstrzymuje bieg przedawnienia.
3. Mi to rybka - mam dziś miły dzień wolny - i tak wiem, że kiedyś tam pojadę, bo nie są w stanie sami ogarnąć tego burdelu.
Ale jak pomyślę o tych ludziach, którzy mieli mieć wolne do środy, dziś o ósmej z łóżek wyrywanych na dziesiątą do pracy...
Tak, to jest piekielne.
Byłem umówiony dziś w jednej firmie, bo pracownicy mają wolne i można swoje porobić, bez problemu, że coś ze stanowisk przyleci.
I dzwoni do mnie właściciel firmy, że on to właściwie był chciał przełożyć na niedzielę.
OK, może być niedziela, ale po Trzech Królach, bo teraz mam wszystko zajęte. Przełknął to - więc dla mnie OK.
Ale pytam go co się podziało?
"Bo on tak jak sobie siedział w święta, to pomyślał, że nie są powysyłane wezwania do zapłaty do kontrahentów. A jak się je wyśle jeszcze w tym roku to przedawnienie się liczy inaczej".
1. Nie liczy się inaczej z okazji zmiany roku.
2. Wysłanie wezwania do zapłaty niekoniecznie wstrzymuje bieg przedawnienia.
3. Mi to rybka - mam dziś miły dzień wolny - i tak wiem, że kiedyś tam pojadę, bo nie są w stanie sami ogarnąć tego burdelu.
Ale jak pomyślę o tych ludziach, którzy mieli mieć wolne do środy, dziś o ósmej z łóżek wyrywanych na dziesiątą do pracy...
Tak, to jest piekielne.
Ocena:
145
(161)
Nie wiem, czy to jest piekielne, czy niekoniecznie.
Zaszczepiłem się ponad pół roku temu szczepionką J&J.
W poniedziałek (już nie marudzę o tym, że to 6 dni po pół roku od szczepienia - usłyszałem na infolinii, że wszystkie skierowania są wydawane w poniedziałek - też idiotyzm) grzecznie poszedłem się zaszczepić.
I teraz nie mogę wyjechać z Polski jeszcze przez ponad tydzień.
Bo szczepionka przypominającą jest zapisana na moim koncie 2/2.
Czyli jakbym przyjął jedną, a teraz drugą.
Więc każdy myślący urzędnik w Niemczech - mnie zatrzyma.
Zaszczepiłem się ponad pół roku temu szczepionką J&J.
W poniedziałek (już nie marudzę o tym, że to 6 dni po pół roku od szczepienia - usłyszałem na infolinii, że wszystkie skierowania są wydawane w poniedziałek - też idiotyzm) grzecznie poszedłem się zaszczepić.
I teraz nie mogę wyjechać z Polski jeszcze przez ponad tydzień.
Bo szczepionka przypominającą jest zapisana na moim koncie 2/2.
Czyli jakbym przyjął jedną, a teraz drugą.
Więc każdy myślący urzędnik w Niemczech - mnie zatrzyma.
Ocena:
105
(123)
Tak w temacie kupoworków - dla niewtajemniczonych są to worki służące do tego by zebrać to co pieseł lub suczeł z siebie wydali.
Taka sprzed paru dni opowiastka...
Idę sobie. Bezzwierzowo.
I widzę, że kobieta w wieku 20-25 obsrywa swoim DUŻYM psem trawnik.
Chce odejść zostawiając niespodziankę z 3/4 kilo.
Zwykle się nie wtrącam, ale nie wyrobiłem.
Podchodzę z torebką: "To na psią kupę, a jakby Pani brakowało to ma Pani jeszcze dwie. Jutro mogę więcej przynieść."
I teraz to co piekielne:
ALE JA TEGO DO RĘKI NIE WEZMĘ!
Usiłowałem jej wytłumaczyć, że jak ma na ręku kupoworek, to kupy nie dotyka.
Kto takim ludziom sprzedał psa...
Taka sprzed paru dni opowiastka...
Idę sobie. Bezzwierzowo.
I widzę, że kobieta w wieku 20-25 obsrywa swoim DUŻYM psem trawnik.
Chce odejść zostawiając niespodziankę z 3/4 kilo.
Zwykle się nie wtrącam, ale nie wyrobiłem.
Podchodzę z torebką: "To na psią kupę, a jakby Pani brakowało to ma Pani jeszcze dwie. Jutro mogę więcej przynieść."
I teraz to co piekielne:
ALE JA TEGO DO RĘKI NIE WEZMĘ!
Usiłowałem jej wytłumaczyć, że jak ma na ręku kupoworek, to kupy nie dotyka.
Kto takim ludziom sprzedał psa...
Ocena:
154
(168)
Przepraszam, że znów o maseczkach, pewnie już wszyscy mają tego tematu dość. Ale do brzegu.
To że choruję na POChP - to mój problem.
Nie zamierzam z tego robić wielkiej awantury.
Tylko jest jeden ból...
Maseczkę powinno się zmienić, gdy jest wilgotna.
U mnie to jakieś 12-15 minut.
12 godzin poza domem - jakieś 50 maseczek.
Jedna maseczka 2 zł.
100 zł dziennie na maseczki. Załóżmy że w weekendy nie wychodzę.
20 dni - 2000 zł na maseczki.
Rozważałem też FPP2 - ale tam też trzeba wymieniać filtr gdy jest wilgotny. Faktycznie wolniej, ale jakieś 8-10 dziennie mi pójdzie.
Koszt nieco niższy.
Tylko do ubogiej pani lekkich obyczajów - czemu ja mam za to płacić?
Tego nie jestem w stanie zrozumieć.
Żeby uprzedzić porady typu "przecież możesz nosić maseczkę cały dzień" - nie, nie mogę.
Dla drążących temat - wyobraź sobie, że masz usta zatkane szmatą, którą ktoś polewa wodą - fajnie się oddycha, nie?
To że choruję na POChP - to mój problem.
Nie zamierzam z tego robić wielkiej awantury.
Tylko jest jeden ból...
Maseczkę powinno się zmienić, gdy jest wilgotna.
U mnie to jakieś 12-15 minut.
12 godzin poza domem - jakieś 50 maseczek.
Jedna maseczka 2 zł.
100 zł dziennie na maseczki. Załóżmy że w weekendy nie wychodzę.
20 dni - 2000 zł na maseczki.
Rozważałem też FPP2 - ale tam też trzeba wymieniać filtr gdy jest wilgotny. Faktycznie wolniej, ale jakieś 8-10 dziennie mi pójdzie.
Koszt nieco niższy.
Tylko do ubogiej pani lekkich obyczajów - czemu ja mam za to płacić?
Tego nie jestem w stanie zrozumieć.
Żeby uprzedzić porady typu "przecież możesz nosić maseczkę cały dzień" - nie, nie mogę.
Dla drążących temat - wyobraź sobie, że masz usta zatkane szmatą, którą ktoś polewa wodą - fajnie się oddycha, nie?
Ocena:
113
(149)
Znajoma prowadzi sklepik szkolny.
Po tym jak parę lat temu kazali jej wycofać słodycze, słodkie bułki itd - jakoś to przeżyła.
Na kanapkach też na swoje wychodziła.
Od 15-go dowiedziała się, że między dziesiątą, a dwunastą może obsługiwać tylko osoby powyżej 60 roku życia.
Nie skomentuję, bo musiałbym to zrobić wulgarnie.
Po tym jak parę lat temu kazali jej wycofać słodycze, słodkie bułki itd - jakoś to przeżyła.
Na kanapkach też na swoje wychodziła.
Od 15-go dowiedziała się, że między dziesiątą, a dwunastą może obsługiwać tylko osoby powyżej 60 roku życia.
Nie skomentuję, bo musiałbym to zrobić wulgarnie.
Ocena:
162
(180)
Myślałem, że niewiele może mnie zadziwić - myliłem się.
W weekend włamano się do kiosku w okolicy.
Wczoraj - poniedziałek - kiosk był przez cały dzień czynny.
Dziś rano widziałem, jak technik policyjny zbiera odciski palców Z DRZWI.
Zrozumiałbym, jakby zbierał je z szuflady kasowej, albo z szuflad dostępnych tylko dla sprzedawców.
Ale na Boginię? Z drzwi? Po tym, jak w poniedziałek pewnie z 500 osób weszło i wyszło?
W weekend włamano się do kiosku w okolicy.
Wczoraj - poniedziałek - kiosk był przez cały dzień czynny.
Dziś rano widziałem, jak technik policyjny zbiera odciski palców Z DRZWI.
Zrozumiałbym, jakby zbierał je z szuflady kasowej, albo z szuflad dostępnych tylko dla sprzedawców.
Ale na Boginię? Z drzwi? Po tym, jak w poniedziałek pewnie z 500 osób weszło i wyszło?
Ocena:
115
(129)
Odnoszę wrażenie, że ktoś w MEN nie umie liczyć.
UWAGA: Bardzo długie
Co prawda mnie to już nie dotyczy bo uczyć w szkole przestałem już naście lat temu, ale realia szkoły - powiedzmy, że znam.
Wszystkie poniższe rozważania są na podstawie tego co znam - szkoła podstawowa, 4 równoległe klasy, ok 800 uczniów.
Więc rozbierzmy na części wytyczne MEN:
1. Do szkoły może uczęszczać uczeń bez objawów chorobowych sugerujących infekcję dróg oddechowych oraz gdy domownicy nie przebywają na kwarantannie lub w izolacji w warunkach domowych.
I teraz taka sytuacja - przychodzi do szkoły czwartoklasista (11 lat) - ma gorączkę i kaszle. I co z takim fantem zrobić? Do domu nie wróci, bo rodzice w pracy. Do szkoły nie wejdzie, bo nie wolno.
Druga rzecz - kto ma te dzieci przy wejściu sprawdzać?
Jakieś dofinansowanie na etat "sprawdzacza" są przewidziane?
2. Uczniowie nie powinni wymieniać się przyborami szkolnymi między sobą.
To rozumiem, że rząd zapewni pieniądze na zatrudnienie 32 osób, które będą tego pilnować?
3. Jeżeli pracownik szkoły zaobserwuje u ucznia objawy mogące wskazywać na infekcję dróg oddechowych, w tym w szczególności gorączkę, kaszel, należy odizolować ucznia w odrębnym pomieszczeniu lub wyznaczonym miejscu, zapewniając min. 2 m odległości od innych osób, i niezwłocznie powiadomić rodziców/opiekunów o konieczności odebrania ucznia ze szkoły (rekomendowany własny środek transportu).
Tu nie mam zastrzeżeń. To ma sens. Tylko:
- rodzice bardzo często nie odbierają telefonów ze szkoły
- niekoniecznie mogą w danej chwili po dziecko przyjechać
- o odrębnym pomieszczeniu można w szkole zapomnieć, no chyba że dzieciaka zamkniemy w łazience
- można wyznaczyć miejsce - na przykład na boisku szkolnym - ale kto ma się tym dzieckiem wtedy opiekować?
- a jak to nie będzie jedno dziecko, tylko czworo?
4. Zaleca się korzystanie przez uczniów z boiska szkolnego oraz pobyt na świeżym powietrzu na terenie szkoły, w tym w czasie przerw.
Też niby niegłupie. Tylko kto tych dzieci ma tam pilnować? O ile nauczyciele są w stanie ogarnąć korytarze szkolne (choć to też jest problem, bo trzeba się przygotować na następną lekcję) to nie wyobrażam sobie, żeby byli w stanie upilnować dzieci na terenie szkolnym o powierzchni 1 ha.
Ale ok. Można do tego zatrudnić te osoby "pilnujące" z punktu 2.
W sumie do sprawdzania na wejściu też je można zatrudnić.
5. Podczas realizacji zajęć, w tym zajęć wychowania fizycznego i sportowych, w których nie można zachować dystansu, należy ograniczyć ćwiczenia i gry kontaktowe.
Do zrobienia, nie mam zastrzeżeń. Choć nie wyobrażam sobie tego w szkołach sportowych - gdzie uczniowie są ukierunkowani na konkretne dyscypliny.
6. Należy wietrzyć sale, części wspólne (korytarze) co najmniej raz na godzinę, w czasie przerwy, a w razie potrzeby także w czasie zajęć.
Słuszne i racjonalne. W sumie też można do tego zatrudnić osoby z punktu 2. i 4. "Dzieci, nie wychodzimy z klasy, póki nie otworzę okien" (5 okien w klasie, jakaś minuta. Zamykanie następna minuta, bo w trakcie lekcji nie da się tego zrobić, bo trzeba pilnować, czy nie pożyczają sobie ołówków. Wyjście ze szkoły na dwór - 2 minuty, zwoływanie dzieci i powrót 3 minuty. I tak, macie dzieci 3 minuty przerwy! Tylko wypocznijcie dobrze!)
6. Uczeń nie powinien zabierać ze sobą do szkoły niepotrzebnych przedmiotów.
Czyli oprócz mierzenia temperatury na wejściu jeszcze sprawdzanie plecaków? A jak uczeń coś chce wnieść w kieszeni? To na osobistą?
7. Personel kuchenny i pracownicy administracji oraz obsługi sprzątającej powinni ograniczyć kontakty z uczniami oraz nauczycielami.
Zrozumiałe. Tylko jak ma ograniczyć kontakty pani wydająca jedzenie, albo woźna?
8. Należy ustalić i upowszechnić zasady korzystania z biblioteki szkolnej oraz godziny jej pracy, uwzględniając konieczny okres 2 dni kwarantanny dla książek i innych materiałów przechowywanych w bibliotekach.
Też ma sens. Tylko to znaczy, że trzeba dobudować do biblioteki dodatkowe pomieszczanie na "książki w kwarantannie".
I rozumiem, że panie bibliotekarki też nie powinny tych książek dotykać? To jak mają sprawdzić, czy właściwa książka wróciła i w jakim stanie?
9.W miarę możliwości rekomenduje się taką organizację pracy i jej koordynację, która umożliwi zachowanie dystansu między osobami przebywającymi na terenie szkoły, szczególnie w miejscach wspólnych i ograniczy gromadzenie się uczniów na terenie szkoły (np. różne godziny przychodzenia uczniów z poszczególnych klas do szkoły, różne godziny przerw lub zajęć na boisku) oraz unikanie częstej zmiany pomieszczeń, w których odbywają się zajęcia.
A to właśnie jest ten punkt, który mnie rozbił.
- różne godziny przychodzenia uczniów do szkoły. Wydaje się sensowne tylko policzmy. Załóżmy że na godzinę ósmą przychodzą klasy pierwsze. Czyli 100 uczniów i 100 rodziców, których też trzeba sprawdzić. Odpuśćmy sobie sprawdzanie plecaków. Mierzymy temperaturę. 10 sekund na przejście od osoby do osoby, wyzerowanie termometru i pomiar. 2000 sekund. Ale zaraz! przecież termometry bezdotykowe należy co 100 pomiarów skalibrować. Co zajmuje od 10 do 30 minut. Ale załóżmy że termometr z wyższej półki. Czyli mamy 2000 sekund + 20 minut - ok godziny.
Jest dziewiąta, zaczynamy lekcje z pierwszakami.
Pierwsze klasy weszły, wpuszczamy drugie klasy.
Procedura jak wyżej, jest godzina dziesiąta.
Trzecie klasy - 11:00.
Teraz pójdzie już szybciej, bo od czwartej klasy nie muszą odprowadzać rodzice.
Więc ósme klasy wchodzą o 13:30.
Nie mówiąc już o harmonogramie przerw - o ile w klasach 1-3 jest to do zrealizowania, to jak wyobrażacie sobie nauczyciela, który właśnie kończy lekcję, a następną ma z klasą, która skończyła przerwę 10 minut temu?
No i ostatnie - unikanie częstej zmiany pomieszczeń - skoro nie można na lekcję fizyki pójść do pracowni fizycznej etc, to może wszystkie lekcje prowadźmy na boisku szkolnym, albo przed szkołą, Podejrzewam, że będą równie (nie)użyteczne.
I taki mój wniosek - choć raczej podejrzenie - minister dostał polecenie, żeby dzieci poszły do szkoły i choćby skały sr@ły to je tam wepchnie.
Na te dodatkowych 30+ etatów niezbędnych do zrealizowania jego wytycznych nie rzuci nawet złotówki.
A czemu dzieci muszą iść do szkoły? Bo wtedy nie trzeba będzie wypłacać zasiłków opiekuńczych.
Ufff... Dziękuję jeśli ktoś doczytał, ale naprawdę musiałem to z siebie wyplumkać.
UWAGA: Bardzo długie
Co prawda mnie to już nie dotyczy bo uczyć w szkole przestałem już naście lat temu, ale realia szkoły - powiedzmy, że znam.
Wszystkie poniższe rozważania są na podstawie tego co znam - szkoła podstawowa, 4 równoległe klasy, ok 800 uczniów.
Więc rozbierzmy na części wytyczne MEN:
1. Do szkoły może uczęszczać uczeń bez objawów chorobowych sugerujących infekcję dróg oddechowych oraz gdy domownicy nie przebywają na kwarantannie lub w izolacji w warunkach domowych.
I teraz taka sytuacja - przychodzi do szkoły czwartoklasista (11 lat) - ma gorączkę i kaszle. I co z takim fantem zrobić? Do domu nie wróci, bo rodzice w pracy. Do szkoły nie wejdzie, bo nie wolno.
Druga rzecz - kto ma te dzieci przy wejściu sprawdzać?
Jakieś dofinansowanie na etat "sprawdzacza" są przewidziane?
2. Uczniowie nie powinni wymieniać się przyborami szkolnymi między sobą.
To rozumiem, że rząd zapewni pieniądze na zatrudnienie 32 osób, które będą tego pilnować?
3. Jeżeli pracownik szkoły zaobserwuje u ucznia objawy mogące wskazywać na infekcję dróg oddechowych, w tym w szczególności gorączkę, kaszel, należy odizolować ucznia w odrębnym pomieszczeniu lub wyznaczonym miejscu, zapewniając min. 2 m odległości od innych osób, i niezwłocznie powiadomić rodziców/opiekunów o konieczności odebrania ucznia ze szkoły (rekomendowany własny środek transportu).
Tu nie mam zastrzeżeń. To ma sens. Tylko:
- rodzice bardzo często nie odbierają telefonów ze szkoły
- niekoniecznie mogą w danej chwili po dziecko przyjechać
- o odrębnym pomieszczeniu można w szkole zapomnieć, no chyba że dzieciaka zamkniemy w łazience
- można wyznaczyć miejsce - na przykład na boisku szkolnym - ale kto ma się tym dzieckiem wtedy opiekować?
- a jak to nie będzie jedno dziecko, tylko czworo?
4. Zaleca się korzystanie przez uczniów z boiska szkolnego oraz pobyt na świeżym powietrzu na terenie szkoły, w tym w czasie przerw.
Też niby niegłupie. Tylko kto tych dzieci ma tam pilnować? O ile nauczyciele są w stanie ogarnąć korytarze szkolne (choć to też jest problem, bo trzeba się przygotować na następną lekcję) to nie wyobrażam sobie, żeby byli w stanie upilnować dzieci na terenie szkolnym o powierzchni 1 ha.
Ale ok. Można do tego zatrudnić te osoby "pilnujące" z punktu 2.
W sumie do sprawdzania na wejściu też je można zatrudnić.
5. Podczas realizacji zajęć, w tym zajęć wychowania fizycznego i sportowych, w których nie można zachować dystansu, należy ograniczyć ćwiczenia i gry kontaktowe.
Do zrobienia, nie mam zastrzeżeń. Choć nie wyobrażam sobie tego w szkołach sportowych - gdzie uczniowie są ukierunkowani na konkretne dyscypliny.
6. Należy wietrzyć sale, części wspólne (korytarze) co najmniej raz na godzinę, w czasie przerwy, a w razie potrzeby także w czasie zajęć.
Słuszne i racjonalne. W sumie też można do tego zatrudnić osoby z punktu 2. i 4. "Dzieci, nie wychodzimy z klasy, póki nie otworzę okien" (5 okien w klasie, jakaś minuta. Zamykanie następna minuta, bo w trakcie lekcji nie da się tego zrobić, bo trzeba pilnować, czy nie pożyczają sobie ołówków. Wyjście ze szkoły na dwór - 2 minuty, zwoływanie dzieci i powrót 3 minuty. I tak, macie dzieci 3 minuty przerwy! Tylko wypocznijcie dobrze!)
6. Uczeń nie powinien zabierać ze sobą do szkoły niepotrzebnych przedmiotów.
Czyli oprócz mierzenia temperatury na wejściu jeszcze sprawdzanie plecaków? A jak uczeń coś chce wnieść w kieszeni? To na osobistą?
7. Personel kuchenny i pracownicy administracji oraz obsługi sprzątającej powinni ograniczyć kontakty z uczniami oraz nauczycielami.
Zrozumiałe. Tylko jak ma ograniczyć kontakty pani wydająca jedzenie, albo woźna?
8. Należy ustalić i upowszechnić zasady korzystania z biblioteki szkolnej oraz godziny jej pracy, uwzględniając konieczny okres 2 dni kwarantanny dla książek i innych materiałów przechowywanych w bibliotekach.
Też ma sens. Tylko to znaczy, że trzeba dobudować do biblioteki dodatkowe pomieszczanie na "książki w kwarantannie".
I rozumiem, że panie bibliotekarki też nie powinny tych książek dotykać? To jak mają sprawdzić, czy właściwa książka wróciła i w jakim stanie?
9.W miarę możliwości rekomenduje się taką organizację pracy i jej koordynację, która umożliwi zachowanie dystansu między osobami przebywającymi na terenie szkoły, szczególnie w miejscach wspólnych i ograniczy gromadzenie się uczniów na terenie szkoły (np. różne godziny przychodzenia uczniów z poszczególnych klas do szkoły, różne godziny przerw lub zajęć na boisku) oraz unikanie częstej zmiany pomieszczeń, w których odbywają się zajęcia.
A to właśnie jest ten punkt, który mnie rozbił.
- różne godziny przychodzenia uczniów do szkoły. Wydaje się sensowne tylko policzmy. Załóżmy że na godzinę ósmą przychodzą klasy pierwsze. Czyli 100 uczniów i 100 rodziców, których też trzeba sprawdzić. Odpuśćmy sobie sprawdzanie plecaków. Mierzymy temperaturę. 10 sekund na przejście od osoby do osoby, wyzerowanie termometru i pomiar. 2000 sekund. Ale zaraz! przecież termometry bezdotykowe należy co 100 pomiarów skalibrować. Co zajmuje od 10 do 30 minut. Ale załóżmy że termometr z wyższej półki. Czyli mamy 2000 sekund + 20 minut - ok godziny.
Jest dziewiąta, zaczynamy lekcje z pierwszakami.
Pierwsze klasy weszły, wpuszczamy drugie klasy.
Procedura jak wyżej, jest godzina dziesiąta.
Trzecie klasy - 11:00.
Teraz pójdzie już szybciej, bo od czwartej klasy nie muszą odprowadzać rodzice.
Więc ósme klasy wchodzą o 13:30.
Nie mówiąc już o harmonogramie przerw - o ile w klasach 1-3 jest to do zrealizowania, to jak wyobrażacie sobie nauczyciela, który właśnie kończy lekcję, a następną ma z klasą, która skończyła przerwę 10 minut temu?
No i ostatnie - unikanie częstej zmiany pomieszczeń - skoro nie można na lekcję fizyki pójść do pracowni fizycznej etc, to może wszystkie lekcje prowadźmy na boisku szkolnym, albo przed szkołą, Podejrzewam, że będą równie (nie)użyteczne.
I taki mój wniosek - choć raczej podejrzenie - minister dostał polecenie, żeby dzieci poszły do szkoły i choćby skały sr@ły to je tam wepchnie.
Na te dodatkowych 30+ etatów niezbędnych do zrealizowania jego wytycznych nie rzuci nawet złotówki.
A czemu dzieci muszą iść do szkoły? Bo wtedy nie trzeba będzie wypłacać zasiłków opiekuńczych.
Ufff... Dziękuję jeśli ktoś doczytał, ale naprawdę musiałem to z siebie wyplumkać.
Ocena:
230
(280)
1 2 3 4 > ostatnia ›
« poprzednia 1 2 3 4 następna »