Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anahella

Zamieszcza historie od: 6 października 2011 - 4:48
Ostatnio: 17 lipca 2015 - 3:48
  • Historii na głównej: 11 z 18
  • Punktów za historie: 11150
  • Komentarzy: 206
  • Punktów za komentarze: 1307
 

#63828

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z tego lata.

Duże, zamknięte podwórko. Na podwórku trawnik, kilka drzew i kapliczka. Obok ławki, na których przesiadują emeryci i matki dzieci, które bawią się tuż obok.

Wchodzę na podwórko, drzwi za mną już się zamknęły. Słyszę, że jakaś kobieta coś do mnie krzyczy. Wracam do kraty i pytam o co chodzi:

- Pani wpuści mnie, proszę, wnuczka chce kupę to zrobi sobie na trawniku pod drzewkiem.

Zatkało mnie i proponuje, by poszła z dziewczynką do pobliskiej kawiarni, tam są toalety.

Kobieta oburzona:
- No tak, ale tam toaleta kosztuje 2 złote!
Jak odzyskałam głos, proponuję jej 2 złote - pomyślałam, że kobieta nie ma przy sobie pieniędzy, a ona na to:
- Pani jest bezczelna, stać mnie na toaletę dla dziecka.

Tak, to ja byłam piekielna, nie pozwoliłam aby dziecko narobiło mi na środku podwórka.

Dziecko chce się załatwić

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 831 (865)

#63679

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak zostałam prostytutką.

Kilka dni temu znajoma zaprosiła mnie do siebie na poświąteczną herbatkę. Uprzedziła jednak, że ma zepsuty domofon, więc jak przyjdę pod klatkę mam zadzwonić na komórkę a ona zejdzie i mi otworzy.
Ok, było jak prosiła - podeszłam, zadzwoniłam, rzuciłam do telefonu "już jestem na dole" i spokojnie czekam. Koleżanka mieszka na nastym piętrze, więc kilka minut potrwa zanim zjedzie i mnie wpuści. Sekundę po tym jak skończyłam rozmowę otwiera się okno na parterze i wychyla się ciekawska głowa sąsiadki [S].

[S]: - A pani co tu robi?
Ja: - Czekam.
[S]: - A na kogo?
Ja: - Na pani sąsiadkę.
[S]: - A na którą?
Ja: - Na tę, która zaraz przyjdzie.
W tym momencie zaczął się wrzask, że ona na policję zadzwoni i mnie zgarną. Ok, niech dzwoni, jej prawo. Po chwili sąsiadka się wychyla z telefonem w ręku i drze się do swojej komórki:
- Proszę przyjechać, pod moim oknem stoi prostytutka!

Ryknęłam śmiechem.

Koleżanka otworzyła mi drzwi i spytała czemu mi tak wesoło, zrelacjonowałam jej starcie ze strażniczką moralności. Okazało się, że dołączyłam do elitarnego klubu prostytutek z tego bloku ponieważ:
- moja koleżanka to prostytutka, bo nosi buty na obcasie.
- jedna z sąsiadek to prostytutka bo ma czworo dzieci, a mąż nie wygląda na takiego, który dałby radę spłodzić taką gromadkę.
- inna sąsiadka to prostytutka bo ma męża cudzoziemca, który nie mówi po polsku.
- sąsiadka Wietnamka to prostytutka bo wiadomo, że cudzoziemki to prostytutki.
- kolejna sąsiadka nawet nie ukrywa swojej prostytucji, bo otwarcie mówi, że klientów przyjmuje w domu (tak, przyjmuje, moja koleżanka też jest jej klientką, kobieta prowadzi rachunkowość małym firmom)
i jeszcze kilka innych, których historii prostytucji nie spamiętałam.

Sąsiadka

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 966 (1008)

#35877

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Umówiłam się ze znajomymi w knajpce. Posiedzieliśmy dość długo i trzeba się zbierać do domu. Do autobusu nocnego daleko, mi nie chce się więc dzwonię po taksówkę i mówię dokąd jadę - mogę kogoś zabrać.

Często jeżdżę taksówkami, zazwyczaj korzystam z tej samej firmy, więc taksówkarze mnie kojarzą, a ja ich.

Zgłosiła się znajoma z pracy mojego kolegi (nie znałam jej wcześniej), że ona w tym samym kierunku, więc mogę ją podwieźć.

Ok, podjechała taksówka, pakujemy się do niej. Kierowca pyta dokąd. Podaję adres i pytam dziewczynę dokąd ona - podaje adres - o dziwo w przeciwnym kierunku niż mój. [K]ierowca na to:

[k] - To którą panią w pierwszej kolejności?
[z]najoma: - To najpierw ja!
[j]a: Nie opłaca nam się to, bo zapłacimy za kurs do ciebie, potem za powrót i za kurs do mnie. Bez sensu. Jedź sama, a ja poczekam na następną.

Poprosiłam, by kierowca przez radio mi kogoś szybko załatwił i wysiadłam. Zaraz podjechał inny samochód i wróciłam bezpiecznie do domu.

Kilka dni później znów wołam taksówkę. Ten sam kierowca, który odwiózł wtedy znajomą.

[k] - A tamta pani znajoma to taki numer mi wywinęła: jak dojechaliśmy powiedziała, że pani zapłaci za ten kurs i szybko zwiała.

Szczęka mi opadła. Gdybym nie znała tego kierowcy, to pewnie bym nie uwierzyła, ale znam go, wiem że jest uczciwy i zapłaciłam.

Zadzwoniłam do kolegi, którego znajomą jest ta dziewczyna, opowiedziałam historię i wymogłam na nim jej numer telefonu.

[j] - Czy to prawda, że nie zapłaciłaś za taksówkę i powiedziałaś, że to ja ureguluję rachunek?
[z] - No tak, przecież to ty zamawiałaś, to ty płacisz. TAK ZACHOWUJĄ SIĘ KULTURALNI LUDZIE.
[j] - Zapłaciłabym bez mrugnięcia okiem gdybyś jechała w moją stronę. Powiedziałaś, że jedziesz w moim kierunku, a tymczasem jechałaś w przeciwnym. Gdybyś przyznała, że nie stać cię na taksówkę to albo bym ci pożyczyła, albo podrzuciłabym na pętlę autobusów nocnych.
[z] - (zaczyna łkać) Bo ja nie znam miasta, a wy warszawiacy tacy nieużyci.

Jak się dowiedziałam - mieszka w Warszawie od kilku lat, nie od wczoraj. Ja mieszkałam wtedy blisko Dworca Centralnego, więc nawet nowy w mieście wie gdzie jest dworzec. Zwyczajnie udawała głupią.

Ale to nie koniec historii.

Kolega kilka miesięcy później dzwoni do mnie plotkami. Otóż moja "ulubienica" awansowała. Dostała służbową komórkę i kartę do bezgotówkowych rozliczeń z firmą taksówkową. Dwa miesiące później... odebrano jej jedno i drugie.

Przez dwa miesiące ze służbowej komórki wygadała rachunek na ponad 5 tysięcy złotych (narzeczony pracuje w Niemczech), a jej rachunki za taksówkę wyniosły ponad 1500 złotych. Jej szef się wściekł i zażądał bilingu za komórkę i taksówkę: Większość rozmów ponad abonament, to rozmowy na niemiecką komórkę (firma nie ma nic wspólnego z Niemcami), a w opisie usług taksówki były kilkugodzinne postoje pod centrum handlowym.

Kolega miał do niej słabość, więc mówi: nie rób takich numerów, bo wylecisz, a firmowy abonament ma opcję darmowych nieograniczonych rozmów z T-Mobile na całym świecie. Dlaczego nie powiedziałaś facetowi, żeby aktywował sobie w Niemczech numeru u tego operatora z odpowiednim prefiksem, miałabyś z firmowej komórki darmowe rozmowy i nikt by się nie przyczepił...

[z] - Ale o co chodzi, przecież to firma płaci, a nie dyrektor ze swojej kieszeni. Bo wy, warszawiacy tacy nieużyci...

Najlepiej zwalić swoją głupotę na warszawiaków :( Może tam, skąd pochodzi (nie wiem skąd) można naciągać znajomych i okradać firmę. Znacie takie miejsca na świecie? Bo ja nie.

naciągaczka

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1108 (1152)

#35874

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/35868 przypomniała mi moją sprzed lat gdy miałam psa.

Psa wyprowadzałam przed domem: olbrzymi skwer między blokami. Normalne zachowanie psiarzy: jak mój pies lubi się z innym, to sobie ganiają. Jak nie lubi, to idę na drugi koniec skweru. Jak jakaś suczka miała cieczkę, to wychodziła na smyczy i właściciel omijał psy, nawet znajome. Tak robią normalni ludzie, ale nie pewna pani.

Pani z sąsiedztwa i jej sunia nie wychodziły w tych samych godzinach co ja, więc ich istnienia w ogóle nie byłam świadoma do czasu, gdy jej sunia nie dostała cieczki. Właścicielka (mając do dyspozycji naprawdę duży i pusty o tej godzinie plac) podleciała do grupki psiarzy i stanęła obok nas. Nasze czworonogi (dwa psy i jedna sunia) ganiały się. Gdy tamta podeszła oba psy zaczęły się nią interesować. [W]łaścicielka wrzeszczy:

[w] - Proszę zabrać te psy, moja sunia ma cieczkę!
[J]a - Skoro sunia ma cieczkę, to po co pani podchodzi z nią do psów?
[w] - Bo ja myślałam, że te psy są dobrze wychowane i nie będą wykorzystywać sytuacji. Moja sunia też chciała się pobawić.
[K]oleżanka: - Więc jak suni skończy się cieczka, to zapraszamy, a póki co musi pani swojego pieska pilnować. Wziąć na smycz i odejść, plac naprawdę jest duży.
[w] - Ale ja mam prawo tu być!

Stała jak słup i poczekała aż dla świętego spokoju zabrałyśmy nasze psy.

W okolicy jest dużo psów, poznałam wtedy lepiej sąsiadów. Każdy mówił to samo: gdy jej suczka nie miała cieczki, to prowadzała ją na smyczy i nigdy do nikogo nie podchodziła. Gdy tylko pojawiała się cieczka, sunia była spuszczana i właścicielka krążyła między psami.

Po tym incydencie widywałam ją i zawsze starałam się trzymać od niej z daleka.
Kiedyś gdy wracałam ze sklepu zobaczyłam taką akcję:
Wyszła na spacer z psem do części gdzie jest plac zabaw. Stanęła obok piaskownicy. Jej suczka warczała na dzieci. Matki mówią jej, żeby ją zabrała bo dzieci się boją, a właścicielka:

[w] - Niech te bachory stąd pójdą, bo moja niunia zawsze załatwia się do piaskownicy, a teraz się wstydzi.

Nie wiem czym się kierowała. Jeśli chciała w ten sposób nawiązać znajomości sąsiedzkie, to wybrała chyba najgorszy sposób z możliwych.

spacer z psem

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 702 (742)

#35525

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wigilia w pracy Capitalnego (http://piekielni.pl/34490) każe zadać takie pytanie: co jest do jasnej anielki z kadrą kierowniczą, że każą robić sobie spotkania wigilijne (czy inne takie), a nie chcą się na to spotkanie zrzucać, i dlaczego mamy robić im za towarzystwo gdy tego nie chcemy?

Pracowałam w redakcji X. Redaktor naczelny, nazwijmy go p. Cieplakiem, przed Wigilią zrobił zebranie i powiedział, że chciałby się z nami połamać opłatkiem. Zaznaczył też, że w Wigilię każdy kto chce może sobie wziąć dzień urlopu, ale jak ktoś nie weźmie, to pracuje do 17.00 i ani minuty krócej, a redakcyjna wigilia od 17.00.

Złożyliśmy się na catering, przy okazji dowiedziawszy się, że pan Cieplak nie płaci. Dyrektor wydawniczy, którego zaprosił w naszym imieniu również nie.

Nadchodzi Wigilia. Około 13.00 prezes wysyła do redaktorów naczelnych krótkie życzenia dla pracowników i informacje, że z okazji Wigilii skraca dzień pracy o 2 godziny i o 15.00 możemy sobie iść. Wiedzą o tym, wszyscy z wyjątkiem podwładnych Cieplaka, bo zwyczajnie tej informacji nie przekazał. Przyniosłam z papierosa radosną nowinę i vice naczelna spytała Cieplaka czy w takim razie zmieniamy godzinę imprezki.
Cieplak oburzył się, jak mogliśmy tak pomyśleć, przecież dyrektor wydawniczy zaproszony został na 17.00 i pracujemy do piątej, a potem imprezujemy (jakbyśmy w domu własnych Wigilii nie mieli). Ludzie wściekli zaczynają mówić, że skoro prezes pozwolił wyjść wcześniej, to wychodzą o 15.00 i olewają cieplakowe opłatki. Cieplak usłyszał to i łaskawie zmienił godzinę imprezy na 15.00. Zadzwonił do dyrektora, by przemówić go na dwie godziny wcześniej. Nie dodzwonił się, więc zostawił wiadomość na poczcie głosowej.

Jest już 15.00, właściciel bufetu, który zapewniał catering wściekły, bo mu z grafika dwie godziny uciekły, my wściekli myślimy o tej robocie, która czeka nas przed naszymi rodzinnymi wigiliami, ale grzecznie czekamy na dyrektora. Czekamy 10 minut, 15, 20... sekretarka mówi, że pójdzie i dowie się co z nim.

- Nie, to niegrzeczne! - hamuje ją Cieplak. Czekamy dalej. Około w pół do czwartej widzimy wychodzącą z pracy sekretarkę z piętra, na którym pracuje dyrektor. Nasza sekretarka biegnie wyniuchać czemu do nas nie przychodzi.

- Ale on około południa wpadł do nas, złożył życzenia i poszedł do domu - wyjaśnia zdumiona dziewczyna.

Czyli dyrektor nas olał, w ogóle nie zamierzał przyjść. Cieplak nawet nas za niego nie przeprosił (po świętach dyrektor też nie) tylko zaczął przemówienie. Gadał z kwadrans, a potem dowcipkował, że jesteśmy jak rodzina. Przetrzymał nas do piątej. Punkt 17.00 wstałam i powiedziałam, że jestem już po pracy i spadam. Cieplak zrobił karpika ale nie powstrzymał ani mnie ani reszty zespołu.

I teraz pytanie: po jaką cholerę zmuszać ludzi do pozostawania w Wigilię w pracy, skoro najwyższa władza w firmie (prezes) zarządził skrócony dzień.

Na wypadek gdyby ktoś zasugerował, że może Cieplak był samotny i nie chciał spędzać wigilii sam... Nie, miał żonę, dzieci i na pewno czekała na niego choinka, barszcz z uszkami, prezenty, itp.

wigilia w pracy

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 479 (533)

#35530

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skoro Kobziarski pisała o cyckach (http://piekielni.pl/34366), to ja dołożę swoje. ;)

Jestem cycata bardziej niż wszystkie Wasze znajome cycate. Mam w związku z tym problem z biustonoszami - nie każdy sklep sprzedaje takie namioty. Zachęcona wielkim napisem na witrynie "duże rozmiary miseczek" wchodzę do sklepu. W środku ekspedientka obsługuje panią, obok jej [M]ężuś z miną "ile można wybierać stanik". Czekam grzecznie, ekspedientka wykłada przed klientką bieliznę. Zobaczywszy mnie, klientka mówi sprzedawczyni aby się mną zajęła, a ona pomyśli, który model przymierzy.

Podaję klientce obwód pod biustem i rozmiar miseczki: J oraz dodaję, że jakby miała K to też przymierzę.

W słowo wchodzi mi mężuś:
[M] - Prawdziwy mężczyzna zasługuje właśnie na takie cycki.
I szyderczo spogląda na żonę.
[J]a - Prawdziwy mężczyźni nie mają biustu, ale spytam mojego partnera, może gdzieś ma ale je schował, będę mu stanik pożyczać.
Puszczam oko do żony.

Kobieta miała minę jakby się miała rozpłakać i znika w przymierzalni.

I niech mi ktoś wytłumaczy: facet przychodzi z bliską sobie kobietą (dodam, że śliczną) do sklepu. Ona wybiera bieliznę, w której pewnie chciałaby mu się podobać, poczuć się dowartościowaną kobietą. A taki żłób wytyka jej że jest za płaska i porównuje ją ze starą, grubą babą. I po co?

sklepy

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 726 (782)

#35127

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Za zgodą znajomych zebrałam kilka kwiatków sąsiedzkich z nowoczesnych, zamkniętych osiedli wielkomiejskich.

Paru moich znajomych przeniosło się na takie osiedla i na początku cieszyli się: w sąsiedztwie młodzi ludzie z tzw. klasy średniej, nikt nic nie będzie kradł, będzie miło i kulturalnie. Po przeprowadzce okazywało się, że w sumie mieli rację co do sąsiadów, ale zawsze znalazł się jakiś wyjątek, który psuł wszystko:

- Mój kolega miał za ścianą rodzinę, która wystawiała przed drzwi worki ze śmieciami i na tym kończyło się ich pozbywanie odpadków. Latem klatka cuchnęła niemiłosiernie, a oni uważali, że zabieranie śmieci z klatki należy do dozorcy. Dodam, że śmietnik był w garażu, do garażu prowadziła winda, więc wyniesienie śmieci nie zajmowało więcej niż 3-4 minuty.

- Koleżanka kupiła nastoletniej córce rower - bo do szkoły miała tylko przejechanie przez park i kawałek ścieżką rowerową. O dziwo roweru nie ukradli jej w szkole, ale na zamkniętym podwórku - ktoś rozciął zaczep przy stojaku rowerowym. Kupiła następny rower. Ku swojemu zdziwieniu córka zobaczyła dziecko sąsiadów dojeżdżające do tej samej szkoły na jej rowerze. Rower był charakterystyczny, ręcznie ozdobiony przez córkę, więc raczej mało prawdopodobne by drugie dziecko zrobiło to samo, zwłaszcza, że na ramie dziewczynka namalowała lakierem do paznokci swoje imię a ta druga nazywała się inaczej. Interwencja u rodziców skończyła się wyzwiskami. Nie wiem czy sprawa zakończyła się na policji.

- Opróżnianie popielniczki przez balkon i niniejszym zaśmiecanie cudzego tarasu na porządku dziennym. Po interwencji kolejna koleżanka usłyszała: "jak cię k..o stać na mieszkanie z tarasem, to stać cię i na sprzątaczkę". Po złożeniu skargi w administracji na tarasie zaczęły lądować resztki z obiadu.

- Kolega podczas Euro udekorował samochód flagami. Znikały nie na ulicy, gdzie parkuje pod pracą, ale w podziemnym garażu jego strzeżonego osiedla.

- Kolejna znajoma usłyszała od sąsiadki: "dlaczego pani do tego ścierwa mówi per "pan"?. Owym "ścierwem" okazał się być... ochroniarz. Facet bardzo miły i zawsze profesjonalny. Gdy spytała sąsiadki, dlaczego nazywa go "ścierwem"? usłyszała: "bo tylko ścierwo pracuje w takim zawodzie". No comments.

- U innych znajomych - wspólnota mieszkaniowa zatrudnia firmę, by dbała o ogródek na terenie wspólnym. Jedna z pań głośnym wrzaskiem domaga się, by firma w ramach swoich obowiązków zajęła się jej tarasem. Widziałam to na własne oczy, bo byłam wtedy z wizytą u znajomych: baba stoi na balkonie i drze się wniebogłosy do pani przycinającej krzaczki: "ty, k....o! kiedy zrobisz mi mój balkon i taras? Nie po to płacę wysoki czynsz, żeby taka jak ty udawała, że pracuje!". Na początku nie załapałam o co chodzi, ale po chwili gospodarze wyjaśnili mi, że sąsiadka chce mieć urządzony balkon i taras, ale nie chce jej się tego zrobić samej ani nie chce nikomu za to zapłacić, więc wymyśliła sobie, że zrobi jej to osiedlowy ogrodnik w ramach opłaty za dbanie o przestrzeń wspólną.

- Jeszcze o rowerach: osiedle gdzie mieszka mój kolega ma zadaszony stojak rowerowy, są w nim puste miejsca, a nawet jeśli się skończą, to jest możliwość domontowania drugiego stojaka. Sąsiedzi (małżeństwo plus dorastające dziecko) wbili haki na klatce schodowej i tam przypinają swoje 3 rowery. W sumie koledze nie przeszkadzałoby to, gdyby największy rower częściowo nie zachodził na jego drzwi. Powiedział, że jeśli ten rower będzie zachodził na wejście do jego mieszkania to on zwyczajnie rozetnie zapięcie i przestawi rower tak, aby miał swobodny dostęp do domu. Usłyszał: "jest pan szczupły, zmieści się pan".

Nic się nie wydarzyło do momentu, gdy kolega miał montaż mebli kuchennych - z powodu roweru nie dało się ich wnieść. Sąsiedzi nie otwierali drzwi (choć byli w domu). Kolega się wkurzył, obcęgami rozciął zapięcie i postawił rower w drzwiach sąsiadów. Usłyszał, że jest złodziejem. Zabrali rowery na dwa dni (bo robotnicy od montażu mebli na pewno je ukradną) ale potem wróciły na swoje stare miejsce.

Partnerka kolegi niedawno zaszła w ciążę i wiadomo będzie, że rowery będą musiały zniknąć, bo ciągle zachodzą częściowo na jego drzwi i wózek dziecięcy już nie przejedzie. Kolega złożył skargę u administratora i rowery zniknęły, a sąsiedzi zostali postraszeni karą finansową, bo podobno łamali przepisy przeciwpożarowe. Tym razem kolega został donosicielem, a o jego drzwi rozbito słoik z czymś mięsnym w sosie. Zrobiono to po tym jak w sobotę było już po sprzątaniu klatek schodowych a kolega i jego druga połówka wyjechali na przedłużony weekend. Gdy wrócili w zeszły wtorek o całym zajściu dowiedzieli się od ochrony. Najzabawniejsze jest to, że upał spowodował smród na klatce schodowej i to sąsiadom śmierdziało a nie "ukaranym za donosicielstwo", bo ich zwyczajnie nie było.

Gdy słyszę o takich zajściach zaczynam lubić wszechwiedzące staruszki z mojego gomułkowskiego bloku, które trochę uprzykrzają mi życie ale jednak aż nie tak bardzo.

sąsiedzi

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 842 (872)
zarchiwizowany

#35822

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sporo na portalu o ludziach wyciągających drobne sumy pod spożywczakiem. Moja historia jest o bezdomnym żebrzącym o jedzenie.

Pod dużym sklepem krążą bezdomni i wyciągają drobniaki od klientów. Jeden z nich wie, że pieniędzy ode mnie nie dostanie, ale jak poprosi o jedzenie to zawsze mu kupię.

Spotykam koleżankę, wymieniamy uprzejmości, podchodzi bezdomny i z miejsca krzyczy:

[k] - koleżanka
[b] - bezdomny
[j] - ja

[b] - Szefowo, może bułkę i kilka parówek? Proszę, jestem głodny.
[j] - Nie ma sprawy, ale dziś tylko dwie parówki, bo kasa mi się kończy (zazwyczaj kupowałam ich więcej)
[k] - Odejdź wstrętny dziadu, nic nie dostaniesz i nie wyciągaj od niej nic bo ona jest bezrobotna - wrzeszczy na cały głos.

Dodam, że koleżanka ma menedżerskie stanowisko w firmie i dobrą pensję, więc mogłaby kupić bezdomnemu jedzenia, ale nie - tu chodzi o zasady - nic nikomu nie dawać.

Mrugnęłam do bezdomnego, on zrozumiał i czeka. Wchodzimy do sklepu. Podchodzę do stoiska mięsnego i proszę o dwie najtańsze parówki - naprawdę kasa mi się kończyła a następna nie wiadomo kiedy.

[k] - chyba nie będziesz karmić darmozjada
[j] - to moja kasa więc zrobię z nią co zechcę. Chyba, że ty chcesz zafundować, a ja mu podam jeśli się go brzydzisz.

Koleżanka fuknęła tylko i oddaliła się do kasy. Pod sklepem podałam bezdomnemu torebkę z tą odrobiną jedzenia, na którą było mnie stać.

[b] - Szefowo, ja jestem pani taki wdzięczny, że chyba pójdę do kościoła pomodlić się o pracę dla pani.
[j] - Jeśli uważa pan, że to pomoże to proszę bardzo, będzie mi miło.

Nie jestem praktykująca, ale miło mi było, że bezdomny chciał się jakoś odwdzięczyć. Koleżanka tymczasem stała za samochodem i patrzyła na mnie z obrzydzeniem.

Moja kilka tygodni, znów spotykam tę znajomą pod tym samym spożywczakiem. Pyta co u mnie.

[j] - Nadal bez stałej pracy, ale póki co dostałam ze znajomej firmy fuchę. Zarzucili mnie robotą - jak będę zasuwać od rana do nocy to w trzy miesiące wyciągnę bardzo ładną sumkę, za którą spokojnie się utrzymam przez pół roku.
[k] - A gdzie ten bezdomny? - nagle koleżanka zmienia temat.
[j] - Chcesz go nakarmić? - pytam zdumiona.
[k] - No tak, zobacz pomodlił się za ciebie i znalazłaś dobrą fuchę. Jakby pomodlił się za mnie, to może wezmą mnie do tej roboty, do której startuję i wtedy dadzą mi na lepszych warunkach kredyt na nowy samochód, bo miałabym tam wyższą pensję.

Nie wiem kim był ten bezdomny, czy naprawdę się za mnie pomodlił, czy tamto zlecenie było efektem modlitwy czy nie. Nie mam pojęcia i nie zastanawiam się. Martwię się, bo już go nie widuję. Szkoda, że dla niektórych (koleżanka) wszystko jest obiektem handlu - nawet modlitwa.

ps. Wyjaśniam: jestem osobą bezwyznaniową, nie cierpię bezduszności, z jaką czasem spotykają się w KK ludzie, ale szanuję ludzi prawdziwie wierzących.

pod sklepem

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 240 (272)
zarchiwizowany

#35708

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielna kandydatka na Matkę Roku:

Sklep samoobsługowy. Między półkami idzie podskakując dziewczynka (jakieś 4-5 lat). Przed nią pracownica sklepu ustawia na podłodze butelki z wodą mineralną. Jedna butelka jej się wymknęła i potoczyła pod nogi dziewczynki. Ekspedientka nie zdążyła jej złapać i dziecko upadło. Lecąc złapało za półkę ale się nie udało i w jej rękach wylądowała paczka makaronu. Makaron rozsypał się po sklepie.

Mamusia leniwie obejrzała się za siebie i zaskrzeczała:

- Debilko jedna! Znowu mi wstyd przynosisz. Co ja mam z tą kretynką!

Płaczące dziecko pocieszała ekspedientka. Mamusia wyrwała jej z objęć pociechę krzycząc dalej.

- Nie pani zostawi tę niezdarę. Jak tylko wrócimy do domu to łeb jej ukręcę!

Mamusia wyciągnęła szlochającą dziewczynkę na zewnątrz. Odprowadzała ją cisza i zdumione spojrzenia klientów i obsługi.

kochana mamusia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (245)
zarchiwizowany

#35563

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
A może tym razem o piekielności zwierząt? ;)

Wiem, wiem - zwierzęta nie są piekielne z natury ale patrząc na mojego kota czasem mam wrażenie, ze jest wcieleniem Belzebuba a jego oficjalne - jak mi się wydawało - imię, Tygrys jest tylko przykrywką w jakimś diabelskim planie.

- Kot większość doby zalega w wygodnym miejscu i gdy ja zsuwam w pracy on ucina sobie drzemkę za drzemką. Godzina 5 rano, gdy ja śpię kamiennym snem czuję coś szorstkiego na twarzy - kotek uznał, że czas wstawać, bo mu się nudzi i charakterystycznym pomrukiem zachęca do zabawy.

- Zabawa ze światelkiem - lusterko rzucało "zajączka" na ścianę. Kotek stał pod ścianą i próbował doskoczyć do odblasku. Szkoda, że podczas prób złapania światełka zwalił półkę z książkami, na walnęła o biurko, rozbiła kubek z kawą a kawa pociekła na klawiaturę.

- "Nudzi mi się i jest mi smutno" - kotek stoi na środku mieszkania i wydaje z siebie żałosne dźwięki. Serce mi się kraje, myślę że pewnie chory. Lądujemy u weterynarza, ten go bada i pyta czemu zawdzięcza wizytę. Opisałam objawy. Lekarz skręca się ze śmiechu - kotek zdrowy ale tym zachowaniem dawał do zrozumienia, że za mało mu uwagi poświęcam. Wizyta u weterynarza, plus koszt taksówki w obie strony - ponad 100 złotych. Tuż przed pensja to majątek!

- Odwiedził mnie kolega z innego miasta. Przyjechał wieczorem bo następnego ranka jest umówiony na bardzo ważne dla niego spotkanie. Garnitur prosto z pralni przezornie chowamy w szafie. Rano budzi mnie śmierć w oczach kolegi - kotek włamał się do szafy, zrzucił spodnie z wieszaka i przespał się na nich zostawiając kupę kłaków. Po południu kolega wraca zadowolony ze spotkania, przebiera się w coś luźniejszego, rzuca spodnie na fotel i mówi: "teraz możesz się na nich wyspać, bo sprawę załatwiłem". Tygrysek rzuca mu drwiące spojrzenie i idzie spać na kaloryfer.

- Zaprosiłam gości "na wyżerkę", czyli: od rana w sobotę stroję przy garach a wieczorem z przyjaciółmi pochłaniamy co upichciłam. Wśród przystawek oliwki. Kto nie ma kota nie wie: koty uwielbiają bawić się oliwkami. Tygrysek dostaje jedną do zabawy, reszta ląduje na stole obok przystawek. Na chwilę wychodzę z pokoju, wracam a tam: na czyściutkim obrusie rozwleczone oliwki i sałatka z pomidorów (podlana oliwą z oliwek). Goście zaraz wejdą a muszę nakrywać do stołu od nowa.

- Nowy facet - jego pierwsza wizyta u mnie w domu. Absztyfikant zaraz przyjdzie, więc lecę poprawić makijaż. Dzwonek do domofonu, biegnę otworzyć i kątem oka widzę coś białego rozwłóczonego po dywanie. Otwieram lubemu, który zaraz wejdzie na piętro i lecę sprzątnąć to białe... ach tak, to tylko spacyfikowane pudełko tamponów:) Kilka minut trwało rozwalenie zamkniętego pudełka i odfoliowanie kilku tamponów. Pierwsza wizyta nowego chłopaka zaczęła się od: "przepraszam, muszę na chwilę wyciągnąć odkurzacz".

- Zapraszam koleżankę. Wiem, że trochę boi się kotów więc uprzedzam o moim futrzaku. "Jak nie będzie na mnie skakał, to spoko" - odpowiada. "Ależ skąd, Tygrysek nie skacze na ludzi" - zapewniam. Tego wieczora dowiedziałam się, że na ludzi nie skacze... ale na sznurówki a i owszem. Koleżanka była w sznurowanych półbutach.

- Szykuję się do wyjścia. Wciągnęłam ostatnie całe rajstopy, ubrałam się, usiadłam przed lusterkiem i zaczynam makijaż. Kotek-Behemotek uznał, że to czas dla niego i wskoczył mi na kolana. I po rajstopach.

- "Wroga niszczy się natychmiast po jego zauważeniu" - brzmi dewiza mojego kotka. Dlatego w moim domu nie wolno zostawiać na wierzchu: zapalniczek, długopisów i gumek do włosów. Zwłaszcza te ostatnie wzbudzają w Tygrysku wyjątkową nienawiść.

- Cukier sam w sobie kotów nie kręci. Ale gdy tylko posprzątam na stole kuchennym i dosypię do cukierniczki, przewracanie jej jest ulubionym sportem kuchennym.

- Nie jadam mięsa, ale jak pojawił się w moim życiu mężczyzna to w lodówce zaczęło bywać mięso. Kotki (wtedy jeszcze miałam dwa) szybko opanowały umiejętność włamywania się do lodówki...

- Wpada znajomy na pogaduchy. Siada na kanapie. Po chwili Tygrysek siada przed nim na podłodze i patrzy wzrokiem pełnym złości. Kolega: "nie wiedziałem że masz kotka, jaki on ładny...". Ja: "to już starszy pan, ma kilkanaście lat". Kolega: "a czemu tak wrednie na mnie patrzy? Może z racji wieku powinienem mu miejsca ustąpić" = dowcipkuje. Dla żartów wstaje. Kot jednym susem wskakuje na wolne miejsce, zwija się w kłębek i zasypia. Dodam, że wcale nie było to jego ulubione miejsce do spania.

Liczę, że odwdzięczycie mi się piekielnymi historyjkami Waszych zwierzaków.

kotek

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (361)