Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

aurorka

Zamieszcza historie od: 29 maja 2011 - 14:28
Ostatnio: 13 lutego 2016 - 22:20
  • Historii na głównej: 9 z 24
  • Punktów za historie: 6546
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 346
 
zarchiwizowany

#29708

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rodziców się nie wybiera.
Mam kuzynkę, która miała nieszczęście urodzić się na wsi w lekko patologicznej rodzinie.
Rodzice pracują "na czarno" żeby starczyło na alkohol i papierosy.
Ojciec pije od zawsze, matka pije jeszcze więcej też od zawsze, brat zaczął pić w gimnazjum i pewnie będzie pił do końca świata.
Kuzynkę wychowała jej chrzestna. To ona ją ubierała, kupowała książki, zeszyty, chodziła na wywiadówki. Od swojej matki nie dostała chyba nigdy nic.
Kuzynka dorosła, wyszła za mąż, pojechała pracować do Irlandii by zarobić na lepsze życie po powrocie.
W czasie jej wizyty w Polsce matka zaczęła się bardzo źle czuć, przestała wstawać z łóżka, poznawać ludzi, zaczęła widzieć różne straszne rzeczy i krzyczeć.
Młoda postanowiła zawieźć ją do lekarza, prywatnie bo okazało się, że matka nie opłacała ubezpieczenia.
Lekarz wystawił skierowanie na odwyk w Toszku, powiedział, że to jedyna szansa. Że musi się leczyć, najpierw odwyk, potem stała kontrola psychiatry, neurologa..
No to młoda wzięła zaoszczędzone pieniądze i zapłaciła zaległe ubezpieczenie KRUS.. 40tysięcy
Mam nadzieję, że matka wykorzysta szansę jaką dała jej wspaniała córka.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (254)

#26327

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu mój znajomy otrzymał interesującą ofertę pracy na drugim końcu Polski, w krainie tysiąca jezior, więc razem z żoną postanowili się przeprowadzić ok 600km na północ.
Mieszkania nie mogli sprzedać, wynająć nie chcieli, zamknęli je i wyjechali.

Tak się złożyło, że sąsiedzi pod nimi (z parteru) też sobie pojechali w świat, a w lutym nadeszły mrozy.
Mieszkanie jest w starej kamienicy i na parterze zamarzły rury. Nie wiadomo jak długo były zamarznięte, tydzień może dwa.. w tym czasie sąsiedzi z góry radośnie się kąpali, załatwiali potrzeby itp. a woda i fekalia się lały najpierw u znajomych na 1 piętrze potem niżej do mieszkania na parterze.

Gdy po jakimś czasie do mieszkania na parterze weszła osoba zajmująca się nim w czasie nieobecności właścicieli, mieszkanie wyglądało jak lodowa jaskinia.
Miało zamarznięte ściany, lodowe, wielobarwne nacieki. Pan poinformował również moich znajomych i koleżanka przyjechała z drugiego końca Polski w asyście braci, ocenić rozmiar zniszczeń i ocalić co się da.
Widok podobno był makabryczny, całe mieszkanie usłane kupami, podłogi do zerwania, ścianki działowe do zburzenia, wszystko do dezynfekcji.
Przez cały dzień zbierali te wszystkie niespodzianki.

Koleżanka poszła poprosić sąsiadów z góry, żeby się nie kąpali i nie załatwiali przez parę godzin, do momentu aż administracja udrożni rury. Bo co ona posprząta to on jej znowu wywalą na łazienkę.
Sąsiedzi powiedzieli, że potrzebują korzystać z toalety, bo mają dziecko i dalej radośnie paskudzili ze świadomością, że ktoś to piętro niżej zbiera.
Potem koleżanka poszła do drugiej sąsiadki poprosić o wiaderko wody, sąsiadka powiedziała, że nie da, bo woda jest droga, a jej założyli wodomierze. Dopóki znajomi tam mieszkali ta sąsiadka notorycznie pożyczała od nich pieniądze.

Nie dziwię się, że tak chętnie się wyprowadzili.

sąsiedzi

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (559)
zarchiwizowany

#25556

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego najwyższego rachunku telefonicznego.
Miała ona miejsce ładnych parę lat temu gdy internet był czymś egzotycznym i w moim mieście powstawały pierwsze firmy oferujące stałe łącze.
Główne Centrum Politechniki lśniło jeszcze zielonym blaskiem terminali Vt52, zwykły śmiertelnik łączył się
przez modem a ja pisałam pracę inżynierską.
Ponieważ w weekendy potrzebny był mi dostęp do materiałów zgromadzonych na koncie na uczelni, wiec pożyczyłam sobie modem i szybciutko ściągałam co było mi potrzebne.
Dla nieświadomych wyjaśniam, że modem łączył się najpierw z numerem telefonicznym politechniki a potem z upragnionym netem:)
Modem był ustawiony tak, że wybierał kilka-kilkanaście razy numer, jak było zajęte to się wyłączał.
W jeden weekend było cały czas zajęte. I jakież było moje zdumienie gdy pod koniec miesiąca rachunek telefoniczny wyniósł ponad 700zł, co w tamtych studenckich czasach było jakimś obłędem.
Poprosiłam szanowną telekomunikację o biling i okazało się, że cały ten rachunek pochodzi z tego jednego weekendu.
To było kilkanaście stron połączeń JEDNOSEKUNDOWYCH.
Telekomunikacja reklamacji nie uznała, stwierdzili,że widocznie wcale nie było zajęte tylko łączyłam się po jednej sekundzie.
Rachunek przyszło mi zapłacić ale rozstaliśmy się z telekomunikacją.

telekomunikacja

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (145)
zarchiwizowany

#24830

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno, dawno temu miałam przyjemność uczyć w pewnym gimnazjum.
Szkoła znajdowała się w "najgorszej" dzielnicy mojego miasta a dzieciaczki starały się trzymać poziom, żeby starsze pokolenia były z nich dumne:)
Klasy w dużej części składały się z uczniów "wielorocznych"-czasem pełnoletnich, z kuratorami, wyrokami za kradzieże, pobicia..itp
Ale w tej historii piekielna będzie nie młodzież ale dyrekcja placówki.
Najpierw ze względu na dużą ilość dewastacji na terenie szkoły założono monitoring, służył on głównie kontroli dyrektora czy dany nauczyciel nie spóźnił się minutę na dyżur.
Potem jedną kamerę ukradli. Kamera wprawdzie zdążyła jeszcze nagrać kto ją ukradł ale ostatecznie dyrekcja stwierdziła, że obraz jest zbyt niewyraźny, żeby kogoś oskarżać.
Innym razem postanowiono ochronić przed dzieciaczkami toalety, umywalki i pisuary.
Zwyczajnie zostały one zamknięte na czas lekcji a otwierano je dopiero w czasie przerw. Nauczyciele oczywiście kluczem nie dysponowali.
Zresztą po co toalety w czasie lekcji jak ucznia pod żadnym pozorem nie wolno wypuścić z klasy w czasie zajęć.
I tak byśmy sobie działali, młodzież wiedziała kiedy wolno jej siusiać, itp. Gdyby nie podstępna i perfidna grypka jelitowa, ktora może zniweczyć najlepszy dyrektorski plan:)
Na lekcji jeden z uczniów, juz blady z bólu brzucha ubłagał polonistkę, żeby go wypuściła do toalety.
Wrócił po pewnym czasie, usiadł na swoim miejscu, zajął się zadaniem. Tylko wszyscy troszkę się od niego odsuwali a siedzący obok zaczął błagać o zmianę miejsca.
Na drugi dzień przyszła mama i zrobiła straszną awanturę, że dziecko nie znalazło żadnej otwartej toalety i niestety załatwiło się w spodnie.
Chłopak oczywiście wstydził się potem przez pewien czas przychodzić do szkoły a toalety pozostały nadal...ZAMKNIĘTE.
Tylko na drzwiach zawieszono kartkę u kogo szukać klucza.. hmmm.. więc i tak można nie zdążyć.

A ja sobie tak tylko myślałam, że dlaczego spotkało to takiego fajnego chłopaka a nie jakiegoś agresywnego bandziora.
Nawet "jelitówka" nie jest sprawiedliwa.

gimnazjum

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (210)
zarchiwizowany

#24665

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Taki maly zabieg w slaskim szpitaliku a tyle radosci:)

Bedac niedawno w 28tygodniu ciazy moj młody zacząl wybierac
sie na ten piekielny swiat. Poniewaz to duzo za wczesnie a jednego wczesniaka juz mam, moj lekarz prowadzacy stwierdzil, ze zalozy mi szew na szyjke macicy.
O swicie dnia nastepnego stawilam sie w szpitalu gdzie pracowal i czekalam trzy godziny az mnie ktos przyjmie. Potem kazali mi zdac ubrania i sie przebrac w pizame a nastepnie zejsc do PIWNICY bo tam cytologie robia:)
Przypominam , ze bylo wtedy na dworze -20stopni
a w tej piwnicy niewiele wiecej:) Przede mna czekalo z 7 kobiet, wszystkie w czapkach, rekawiczkach, kurtkach.. tylko ja w koszulce i pizamie w kaczki.
Czekalam tam 1,5h, w koncu udalo mi sie wejsc i sino-czerwona z zimna moglam wyjsc z katakumb na powierzchnie, tak ze dwa pietra wyzej bo po co komu dzialajaca winda na oddziale patologii ciazy.
Trafilam na sale, a tam cala sala "prywatnych" pacjentek mojego docenta. Nie wiem, chcial miec wszystkie co placa w jednym miejscu, czy jak?
Ale nic czekam dalej na szycie, powiedzial, ze nic mam nie jesc a tu juz 15.00.
Pytam pielegniarek czy dzis ten zabieg bedzie (piatek)?
-Nic nie wiadomo, Doktor ma dyzur do poniedzialku to zdazy Pania i o 2 w nocy zrobic:) Prosze nic nie jesc:)

Dzieki Bogu trafilam na szycie juz o 16.
Poprzypinali mnie pasami do "samolotu" i zaczelo sie zakladanie wenflonu..
Najpierw pielegniarka pierwsza
Reka prawa: wynik trzy dziury, zaczela mi grzebac tymi wenflonami,a ja myslalam ze zemdleje bez narkozy:)
P1:Bo Pani ma tu w żylach zastawki, ja je musze przepchnac (???)i dlatego to tak boli
Pielegniarka druga, patrzy co robi pierwsza:
P2: To co ja mam teraz z tym zrobic jak juz wszystko spierdo..ne?
Reka lewa: wynik trzy dziury.
Pomyslalam, ze niezle sie zaczyna ten zabieg i ciekawe co mi zaszyja za chwile:)
Trzecia dziura w drugiej ręce na szczescie sie nadała i odplynelam z sali operacyjnej.

Pozaszywali mnie, dali basen i kazali do rana sie nie ruszac.
Na sali gdzie lezalysmy byly stare, ogromne okna, na dworze przypominam nadal -20, wieje jak cholera. Czuje, ze zabieg skonczy sie zapaleniem pluc.
Wieczorna wizyta pielegniarek:
Pielegniarka:-O Boze jak tu mozecie lezec w takim zimnie, musicie sobie same domknac jakos te okna bo ja nie mam sily:)
No coz, nie wiedzialymy ktora z nas ma domknac? dwie z swiezo zalozonymi szwami i basenami, jedna z kroplowka po laparoskopii? Czy moze czwarta z krwawieniem w ciazy blizniaczej z kategorycznym zakazem wstawania:)?

No nic szew na szczescie nadal trzyma:)
Pozdrawiam Panie pielegniarki:) Fajne babeczki jestescie ale rodzic bede jednak w Gliwicach:) Przynajmniej cieplo bedzie:)

szpitalik w ślaskim mieście

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (268)

#10616

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłam niedawno z moim 1,5 rocznym dzieckiem w szpitalu. Łaskawie pozwolili mi spać na kafelkach, koło łóżeczka dziecka.
Szósta rano, najpierw wjeżdża salowa z mopem, przegoniła mnie z podłogi, niby żeby odwiedzający nie widzieli, że śpię jak bezdomna.
Potem wchodzi pielęgniarka i mówi, że mam dziecko budzić, rozebrać do ważenia i sama je zważyć.
Pytam:
- To jakieś lekarstwa dostanie? Lekarz przyjdzie?
Jakiś musi być powód, żeby chore dziecko budzić o świcie, żeby się potem przez pół godziny darło zanim znów nie zaśnie.
Pielęgniarka:
- Nie nic nie dostanie! Po prostu ważenie mamy o szóstej, potem może dalej spać.

Gdzie sens, gdzie logika?
Czy jak go i tak sama zważę o 9tej jak się wyśpi to będzie inaczej ważyć niż niewyspany i wrzeszczący o 6tej?

Szpital

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 422 (546)

#10518

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Idę pewnego dnia do auta przed blokiem i widzę, że straż miejska nakłada blokady, stojącym w niedozwolonych miejscach.
Ale przecież stoję dobrze, to idę i się nie martwię.. Podchodzę do auta, patrzę, a tu zostałam zupełnie zablokowana,
z przodu budynek, z boków auta, a za mną.... samochód straży miejskiej.
Czekam, czekam... po jakichś 5 minutach przyszli...
Stwierdzam:
- No to teraz powinni sobie panowie sami te blokady pozakładać za takie parkowanie.
Jeden wyraźnie się zmartwił, podrapał po głowie, i mówi:
- Właściwie to tak powinienem zrobić.

Straż miejska

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 765 (849)
zarchiwizowany

#10694

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam młodego dobermana po championach, piękny, umięśniony, prawdziwy predator. Pewnego dnia pies przestał wstawać, jeść, czasem kaszlał.
Jeden dzień, drugi.. pies chudnie w oczach. No to szukam częsta choroba serca u dobermanów - kardiomiopatia, u dużych psów praktycznie nieuleczalna. Wysłałam męża do kliniki weterynaryjnej a sama leżę i ryczę, że już po psie.
Zrobili mu morfologię,badanie serca, prześwietlenie, usg jamy brzusznej, dali kroplówkę.
Mąż wraca z grobową miną... Krzyczy na psa:
Idź ty championie-zdechlaku...Wiesz co mu jest??? Gardełko ma czerwone i kaszelek ma. Ty Padalcu kaszelek za moje sześć stów:)))

Klinika weterynaryjna

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 190 (244)
zarchiwizowany

#10681

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Parę lat temu zaczęłam dostawać smsy od "tajemniczego wielbiciela"
najpierw parę razy odpowiedziałam bo myślałam, że ktoś ze znajomych sobie jaja robi. Gdy przestałam odpowiadać smsy zaczęły być coraz bardziej natarczywe. W końcu dostałam wiadomość: "Przestań mnie ignorować. Zaraz u Ciebie bede" poczułam się lekko nieswojo.. ale czekam na rozwój wydarzeń.
Zadzwonił młody LISTONOSZ z zamowioną paczką... Okazało się, że facet musiał spisać sobie kiedyś wcześniej z paczki mój numer telefonu a potem mnie dręczył smsami. Ciekawe co powiedzieliby jego przełożeni.

Potem tak się złożyło, że wyszłam za mąż, zmieniłam nazwisko i przeprowadziłam się na drugi koniec miasta.
Myślę sobie inny rejon, może normalny listonosz.
Po kilku tygodniach listonosz (pocztowiec od paczek) stwierdza, że własciwie to on mi będzie zostawiać paczki w sklepie
po drugiej stronie ulicy bo mu nie po drodze, ale zawsze mi wczesniej wysle smsa.. cóż zatem skoro już ma numer to niech tak będzie.
No i puszczał mi sygnały...czasem paczka była w sklepie, czasem nie, bo pewnie mu się pomyliło dla kogo ona jest.

Kiedyś jednak przyszedł do mnie z paczką, zdziwiłam się, że nie zostawił w sklepie..
A on mi mówi:
To nie dla Pani, to dla Pani X dwie kamienice dalej.. Moze Pani to podrzucić bo mi to już nie po drodze:)

Ostatnio wogóle zgubił mi paczkę, pytam:
Miał Pan cos dla mnie, od 3tyg czekam na przesyłkę?
Listonosz: Hmmm no coś miałem, tylko co ja z tym zrobiłem.. komu ja to mogłem zostawić....???

Poszłam wyżalić się na pocztę główną..
Czekam na następna przesyłkę, dzwonek do drzwi, otwieram... i mnie zmroziło... Powrócił... listonosz numer jeden

Poczta

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (140)
zarchiwizowany

#10613

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedyś mój mąż miał stłuczkę,trudno to sobie wyobrazić ale wjechał w niego radiowóz który wymusił pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Jadący policjanci zaczęli mu wmawiać, że nie miał migacza i że to jego wina.
Tak było do momentu aż przyjechał komendant i zaczął sie na nich drzeć, że mu już ileś radiowozów rozbili, że jeździć nie umieją i że od teraz będą już pieszo chodzić:)
Wiec sprawa zakończyła się przeprosinami a samochód trafił do blacharza i piekielnego lakiernika.
Maluszek wczesniej cały był żółty, po malowaniu dobrali mu tak odcień, że przód miał wpadający w pomarańcz.
Lakiernik: Panie to jest ten sam numer odcienia co tu jest zapisany
Mąż: Przecież widzę żeście na pomarańczowo pomalowali
Lakiernik: Pan się nie znasz, to jest świeżo pomalowane, ten kolor panu dojdzie trzeba poczekać
No i czekaliśmy az "dojdzie" tydzień, miesiąc, rok.. Jak jechał na złom był dalej z przodu pomarańczowy:)

lakiernik

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (210)