Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

blaueblume

Zamieszcza historie od: 9 lutego 2016 - 18:10
Ostatnio: 7 stycznia 2017 - 20:13
O sobie:

Kobieta raczej spełniona i zazwyczaj zadowolona z życia:-)
Miłośniczka nugatowych czekoladek,psów i innych czworonogów, obserwatorka rzeczywistości.
Moje motto:"Żyj i daj żyć innym!"

  • Historii na głównej: 50 z 66
  • Punktów za historie: 15297
  • Komentarzy: 270
  • Punktów za komentarze: 1845
 
zarchiwizowany

#75798

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiejszy dzień- jeden z wielu polskich cmentarzy.
Jak wygląda pierwszy listopada w takim miejscu wszyscy wiemy.
Do tradycji należą tez różne kwesty,dzisiaj min. dla hospicjum, hospicjum dziecięcego, na opiekę nad grobami niczyimi oraz na służby medyczne dojeżdżające do pacjentów paliatywnych. Kto chce i może- daje.

Szłam z moim stadkiem poprzez zapchane alejki mijając kwestujących wolontariuszy, kiedy za plecami usłyszałam przepełniony wzgarda i irytacją damski głos:" No co kawałek tylko żebrzą!Cholery można dostać!"

Obejrzałam się i na widok wystrojonej i obwieszonej biżuteria panny pomyślałam" "Oj kobieto,żebyś w życiu nie musiała żebrać o pomoc tych, których dzisiaj pogardliwie nazywasz żebrakami".

kwesta na cmentarzu we Wszystkich Świętych

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (41)
zarchiwizowany

#75689

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na moim osiedlu było sobie kameralne centrum handlowe: ot supermarket, kwiaciarnia, papierniczy i punkt Toto-lotka pod jednym dachem.
Kiedy z każdej strony powyrastały dyskonty, działalność handlowa w opisanym obiekcie wymarła śmiercią naturalną, no prawie wymarła, bo ostał się jeno monopol, który zagościł w dawnym przedsionku pawilonu ,czynny jest 24 h i cieszy się sporą frekwencją.

Na tyłach dawnego centrum przebiega uliczka (równoległa do głównej ulicy) niegdyś używana głównie przez samochody dostawcze, a obecnie przez ludzi prowadzących/ zawożących swoje dzieci do żłobka i przedszkola znajdującego się w pobliżu, jako praktyczny skrót.

Idę dziś sobie bladym świtem z mym pieskiem na spacer właśnie tą uliczką, a na przeciwko mnie jakiś mężczyzna wiezie dziecko na rowerze.Oboje zatrzymaliśmy się raptownie i z głośnym okrzykiem.
(Ja na psa,który karnie się zatrzymał, a on na koło, które niestety uległo kontuzji).

Okazało się ,że na wysokości dawnej rampy wyładunkowej powierzchnia ulicy na odcinku o szerokości ok 3 metrów i długości ok. 120 cm pokryta została "dywanem" z rozbitych butelek w gustownych odcieniach brązu i bieli, z domieszką zieleni.

Ktoś był w ten weekend bardzo .....twórczy.

chuligańskie dzieło sztuki

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 41 (95)
zarchiwizowany

#74815

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
JaNina w ostatniej swojej historii napisała,że niektórym matkom nie przechodzi z wiekiem chęć decydowania za swoje dzieci i moja jest na to żywym dowodem (może niektórzy pamiętają moją relacje o paprotce #71199).

Próbujemy na co dzień hamować jej zapędy, ona też po rozmowach wykazuje jakieś próby opanowania swojej chęci do rządzenia,ale wczorajsze popołudnie wykazało,że ma z tym ciągle problem.

Gościliśmy rodzinkę na kawie. Z tej okazji upiekłam cztery różne ciasta,ale na mniejszych blaszkach. Jedno z tych ciast smakowało wyjątkowo zarówno mojej kuzynce jak i naszej córce.

Na koniec spotkania zostały go 3 ostatnie kawałki. Widząc,że kuzynka cały czas patrzy na ciasto, powiedziałam,że cieszę się,ze jej zasmakowało, że chętnie dam jej przepis i jeszcze kawałek do domu. Na to moja mama z wielkopańskim gestem: "Weź wszystko, co są te trzy kawałki".
Kuzynka skwapliwie skorzystała,a moja córka w tym momencie - smuteczek :-( na buziaku.

matki decydujące za swoje dzieci

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (38)
zarchiwizowany

#74140

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kuzynka musiała w zeszłym tygodniu wyjechać do naszego zachodniego sąsiada. Pociąg jej wyszedł dość drogo, autobusem stara się nie jeździć,gdy nie musi ( ma chorobę lokomocyjną), namówiłam ją więc na skorzystanie z blablajacego portalu oferującego wspólne przejazdy.

Udało się jej wyszukać pasujący pod każdym względem (data, godzina, kierunek- docelowo inny, ale przez miasto odwiedzane przez kuzynke) przejazd za godziwe pieniążki; pełni szczęścia dopełnił fakt,że przemiły kierowca obiecał zarezerwować jej miejsce z przodu, jako ,że była pierwsza osoba, która skorzystała z jego propozycji.

W wyznaczonym dniu, dojechała na miejsce zbiórki kilkanaście minut przed wyznaczona godziną odjazdu, która przeminęła, a kierowcy- brak. Po półtorej godziny zadzwoniła do niego, na co usłyszała już nie takie miłe"Pani czeka!"Czekała więc kolejne 1,5 godziny.

Kiedy wreszcie przyjechał, okazało się,ze obiecane miejsce jest zajęte przez jakiegoś pana, kuzynka została więc pospiesznie upchnięta z tyłu koło miłej dziewczyny, która podróżowała do tego samego miasta i punktu (dworzec). Okazało się,że samochód budził swym wyglądem pewne wątpliwości, na domiar złego kierowca cały czas palił podczas podróży, nie korzystając z wentylacji,a na grzeczna prośbę o zaprzestanie- warknął:"Moje auto-moje fajki".W tej miłej atmosferze kuzynka oćpana tabletkami przeciw chorobie lokomocyjnej zasnęła.

Obudziła się już na przedmieściach miastach, do którego zmierzała;jak się okazało facet z przodu też.Z jego powodu krążyli ok godziny po uliczkach, by zawieźć go pod wskazany adres.

Po odstawieniu pana z przodu, kierowca zrobił się bardzo niecierpliwy i jeszcze bardziej niegrzeczny.Chciał wysadzić obie dziewczyny na tym samym osiedlu,co pasażera (drugi koniec miasta w stosunku do dworca), pokrzykując na nie ,że stracił już dużo czasu, a po tym mieście ch....o się jeździ.

Kiedy sie uparły,że ma je dowieść na umówione miejsce, ruszył wreszcie z pianą i przekleństwami na ustach. Jechał bardzo nerwowo, skręcając np na prawo zamiast w lewo (mimo wyraźnych rad GPS),a winą obarczając pasażerki.

Kiedy wreszcie zamajaczył na horyzoncie budynek dworca, wyrzucił je praktycznie z auta, za przejazd żądając 2 x tyle, co było umówione. Zapłaciły z niesmakiem, bo mogły stracić bagaż.

Do Polski kuzynka wróciła autobusem.Bez przygód.Mnie trochę głupio,że ją namówiłam na plaplaauto,ale sama korzystałam już z tego portalu parę razy i wszystko było ok.
Ot pech chyba.

wspólne przejazdy

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (151)
zarchiwizowany

#73750

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Biegnę ja dzisiaj rano do pracy-a rankami jestem raczej zombi- w tym wypadku bardzo zaspane i niekontaktujące, mijam za narożnikiem budynku jakieś takie fajne ustrojstwo- nie to mini samochodzik,ni traktorek-(przepraszam za ma ignorancję osoby obeznane z techniką- generalnie wiem ,że toto do koszenia i zbierania trawy służy), a obok niego mikrego jegomościa w w roboczym ubranku w ostatnio modnym odcieniu neonowego pomarańczu, najwyraźniej operatora sprzętu.

Obywatel w jednej ręce trzyma pionowo odwróconą do góry dnem butelkę, z której z chlupotem przelewa do otworu gębowego napój, który chciwie połyka.W drugiej ręce -bliźniacza butelka pierwszej, tylko ,że w stanie jeszcze dziewiczym.

Obraz pozostał mi na siatkówce oka, kiedy przebiegałam obok.
I teraz dopiero przyszła refleksja: była 6:30- ile jeszcze takich butelek wychylił ten człek w ciągu dnia-a nie była to bynajmniej woda mineralna- i czy miało to wpływ na bezpieczeństwo jego i innych.

piwo w miejscu pracy/operowanie sprzętem

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (31)
zarchiwizowany

#73713

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia BananTruskawki-http://piekielni.pl/73631- o swoistym terrorze footbolowym skłoniła mnie,żeby podzielić się
refleksją osoby będącej bliska sąsiadką całej 4-osobowej, 2-pokoleniowej rodzinki fanów polskiej piłki nożnej.

Jestem osobą generalnie antysportową, więc uganianie się po boisku dorosłych chłopa za okrągłym skórzanym przedmiotem nie budzi we mnie żadnych emocji, ale staram się zrozumieć i akceptować ludzi, dla których jest to centrum ich wszechświata, pod warunkiem,że i oni respektują moje prawa.

Jeżeli chodzi o wzmiankowanych sąsiadów, nie obchodzą mnie ich oflagowane i oblusterkowane samochody, dzieci biegające po okolicy w pełnym rynsztunku kibica i z wymalowanymi buziami, czy fakt,że w dni meczów najwyraźniej biorą wolne i już od rana oddają się swej namiętności do piłki nożnej (puszczają powtórki, wywiady, trąbki,piosenki zagrzewające do boju itp),ale jeśli przeciąga się to do późnych godzin nocnych i o godz. 24 czuję się tak, jakbym miała wypełniony po brzegi stadion za ścianą, to mówię "nie".
Tzn. wysyłam swojego chłopa (fana siatkówki ;-)),co by sąsiadów przywołał do porządku. Dopukał się z wielkim trudem, po czym został powitany radośnie i życzliwie puszką piwa przez grono rozbawionych kibiców wśród których były dzieci w wieku przedszkolno-szkolnym i zaproszony do wspólnego świętowania.Odmówił i okazał się "zabawopsujem" prosząc o wyciszenie imprezy, co spotkało się z wielkim niedowierzaniem ( "ale jak to, przecież nasi wygrali?!?!")i lekkim fochem,ale odniosło zamierzony skutek, bo w ciągu ok.30 - 40 minut towarzystwo w zwarzonych humorach rozeszło się do łóżek.

Znamienna była reakcja tych ludzi, którzy jakby nie rozumieli,że można nie oglądać i nie świętować meczu, tylko po prostu chcieć spać.

PS. Na ich balkonie wisi wielka biała-czerwona flaga (jedyna na całym budynku), której nie było ani 3.Maja ani 11.Listopada...Najwyraźniej tamte święta nie były wystarczająco ważne i polskie.

fani piłki nożnej/sąsiedzi

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (184)
zarchiwizowany

#73697

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój bratanek jest tegorocznym maturzystą.Z okazji egzaminów już od roku obdarowywany był rozmaitymi kompendiami wiedzy, repetytoriami i słownikami przez bliższą i dalszą rodziną.

Po maturze odłożył kilka. które chciał zachować,a resztę dobrodziejstwa przekazał swej matce do rozdysponowania. I tak kilka wylądowało u dzieci przyjaciół i rodziny, kilka zaś moja bratowa wystawiła za jakieś dość symboliczne pieniążki na alledrogo.

Dwa słowniki zostały zakupione przez użytkownika o jakże wiele mówiącym nicku typu adamCH, który radośnie zapłacił za przesyłkę 2 dość ciężkich książek tak jak za jedną( sam sobie tę sumę wykalkulował i wpisał do przelewu)i nie reagował na maile bratowej,że to ciut za mało.

Dziewczyna machnęła ręką, stwierdziła,że się nie będzie o te parę złotych handryczyć - po prostu wyśle ekonomicznym i przystąpiła do pakowania książek.
Pech chciał,że do stołu, na którym rozłożyła się z kopertami i druczkami szedł mój brat dzierżący dzbanek świeżo zaparzonej kawy, co by ja miło wypić ze swoim kochaniem.A że nieprzytomny porannie był to się o własne nogi potknął i i zawartość naczynia chlusnęła na stół.

Bratowa chwyciła słownik leżący na wierzchu, bo dolny zdążył już "napić się kawy". A że książka drukowana w UK w miękkiej okładce i na cieniutkim papierze, to piła jak bibuła i zrobił się z niej totalny destrukt z posklejanymi, pofałdowanymi kartkami.

Bratowa najpierw obsabaczyła swego ślubnego,a potem siadła do komputera i opisała kupującemu zaistniałą sytuację, kajając się gorąco i prosząc o dane do przelewu w celu zwrotu pieniędzy,zaś drugą książkę wysłała.

Po 3 dniach dostała sms z pytaniem "Gdzie drugi słownik?". Oddzwoniła więc i raz jeszcze przepraszając zaczęła tłumaczyć wszystko od nowa, ponieważ klient twierdził,że żadnego maila nie dostał.Po kilku słowach zaczął jej przerywać powtarzającym się tekstem :"Chcem mojom ksiązke. Nic mnie nie obchodzi", następnie zaczął jej zarzucać kłamstwo i oszustwo ("Na pewno Pan sprzedała tą książkę komuś innemu- ja to wiem"),straszył sądem, policją i ogólnym Armagedonem,a na koniec gdy mówiła o zwrocie pieniędzy, rzucił słuchawkę.

Po pracy bratowa sprawdziła skrzynkę, odszukała wysłanego maila, wysłała do gościa kopię, jeszcze raz przeprosiła, ponowiła ofertę zwrotu pieniędzy bądź też wyboru innego słownika z posiadanych zasobów.

Trzy godziny później dostała maila od alledrogo z informacją o rozpoczęciu sporu, ponieważ kupujący twierdzi,że został oszukany, ona ignoruje jego próby kontaktu i nie chce mu zwrócić pieniędzy za książkę, której nie otrzymał.Zdziwiła się lekko,ale odpisała przedstawiając swój punkt widzenia i podkreślając,że od początku czuła się w obowiązku zwrócić pieniądze kupującemu, tylko nie miała i nie ma jak-bo nie posiada jego nr konta.

Po ok tygodniu przyszedł od klienta dane do przelewu i to mailu opatrzonym re: na jej wcześniejsze, których rzekomo nie dostawał.

Co nieco zdrowia straciła, bo to człowiek wrażliwy i uczciwy, który od siebie dołoży niż kogoś oszuka,ale ma nauczkę co by się z osobnikami nie zadawać, co są Ch... i nawet się z tym nie kryją :-D

Pieniądze przelała. Spór wygasł jako nierozstrzygnięty.

zakupy przez internet/pechowy sprzedający/dziwny klent

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (156)
zarchiwizowany

#72665

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolega mojego (U)kochanego ma gromadkę dzieci.Najstarsza- nie dość,że ładna jak obrazek, to jeszcze ogarnięta i samodzielna. Jest ubiegłoroczna maturzystką i tak jej się szczęśliwie terminy egzaminów ułożyły,że już w połowie maja była "po".

Wraz ze swoim chłopakiem- szczęśliwym posiadaczem czterech kółek- i trojgiem kolegów udali się więc za wodę, do Skandynawii w celach zarobkowych.

Na miejscu okazało się,że praca wcale nie jest taka łatwa,ani dobrze płatna, więc z całej piątki młodzieży tylko wspomniana dziewuszka pieliła, zbierała, sadziła i co tam szef jej polecił, podczas gdy reszta grupy się relaksowała.
Po dobrym miesiącu właściciel auta stwierdził,że wraca do Polski,a cała ekipa razem z nim.

Po powrocie dziewczyna chwile odpoczęła,a potem pojechała nad morze,by tam imać się różnych prac sezonowych;trochę kelnerowała, sprzedawała pamiątki, a na koniec pieczywo.

W tym roku uczciwie rozliczyła się z fiskusem. I tu pojawia się piekielność: gdyby po powrocie ze Skandynawii leżała do góry brzuchem lub pracowała na czarno- dostałaby ponad 1000 zł zwrotu podatku.

Ponieważ jednak pracowała w Polsce i to za każdym razem nalegając na umowę i uczciwie wykazała pozostałe źródła dochodu dostanie ledwie 300 złotych!

Mam wrażenie,że została ukarana za swoją pracowitość i uczciwość.
Młoda dziewczyna, studentka, praktycznie bez dochodów...
Wychodzi na to ,że lepiej kombinować i oszukiwać...
Tfu!

wakacyjna praca/ rozliczenie z fiskusem

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 67 (193)
zarchiwizowany

#72591

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przeziębiłam się w ostatni weekend. Przeziębienie to nie żadna wielka choroba, więc kurując się domowymi środkami (miód, cytryna, malinki) i przyjmując różne specyfiki typu saszetki "Hot" do rozpuszczania, aspirynkę i witaminę C przetrwałam kolejne dni.

Dziś rano czułam już się zdecydowanie niefajnie,ale fakt,że miałam tylko 5 godzin do przepracowania oraz niechęć do pójścia na zwolnienie sprawiły,że jakoś się zmobilizowałam i poszłam do pracy.

Pod koniec pracy już wiedziałam: choroba vs blaueblume = 1:0 i po pracy podreptałam pokornie do przychodni,wiedząc,że mój lekarz zaczyna przyjmować w piątki od 12 i ,że praktycznie nie powinno być już pacjentów.

I tak było. Do gabinetu wchodziłam w celu otrzymania recepty na jakiś cudowny lek, z którym zamierzałam się położyć do łóżka przez weekend, by w poniedziałek- reaktywacja- iść oczywiście do pracy.

Swoje nadzieje przedstawiłam szczerze lekarzowi, który zbadawszy mnie, wypisał 2 recepty i na koniec wręczył L4 na osiem dni z komentarzem:
"Przez weekend to można co najwyżej wytrzeźwieć,ale nie- się wyleczyć!"

służba_zdrowia/niechęć do brania zwolnienia

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (31)
zarchiwizowany

#72292

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zaczynałam dzisiaj później pracę, więc przed jej rozpoczęciem postanowiłam podjechać do mojej koleżanki, tutaj znanej pod imieniem Anety, o której perypetiach już pisałam(http://piekielni.pl/72162).

Z daleka zobaczyłam jej płaszczyk na placu zabaw, korzystając z ładnej pogody wyszła na niego z przedszkolaczkami.
Plac usytuowany jest przed szkoła, bardzo ładny,nowy, odgrodzony od ulicy, rozciąga się na niecałej połowie długości budynku i przylega do brukowanego, tylko częściowo ogrodzonego szkolnego dziedzińca.

To miejsce wiele osób wykorzystuje jako parking, bo w pobliżu jest ciąg handlowo-usługowy, małe gastronomie, itp, gdzie brakuje miejsc postojowych.

Dzisiaj też stało tam kilka samochodów, a w momencie, gdy dochodziłam do placu zabaw po pietach śmignęła mi wypasiona terenówka, która zaparkowała tuz przy placu zabaw.
Jej właściciel, trzasnąwszy drzwiami, cały czas idąc wzdłuż placu rozmawiał przez telefon.Niestety głos miał nośny, a dykcję bardzo dobra- pisze niestety- bo konwersacja składała się w ok 80% z wyrazów na ch,j, k, p powszechnie określanych mianem wulgaryzmów.

Aneta na próżno starała się zwrócić uwagę faceta grzecznym "przepraszam" i machaniem ręki. Niektóre dzieci już ochoczo nadstawiały uszu i trącały się łokciami.

Wtedy Aneta ryknęła: "Proszę Pana!"
Facet zdziwiony spojrzał na nią.
Aneta powiedziała: "Znajduje się Pan na terenie szkoły.Proszę nie wyrażać się w ten sposób w obecności dzieci!"
Kierowca popatrzył na kolorowe huśtawki, drabinki i karuzele i stadko krasnali wpatrujących się w niego okrągłymi oczami (koło których przejeżdżał 3 minuty wcześniej) i stwierdził:
"O qurva, faktycznie!"

Następnie podniósł w górę dłoń, potem przyłożył konspiracyjnie palec do ust i zniknął z naszych oczu i uszu.

Zastanawiam się czy:
1. Faktycznie nie zauważył, gdzie się znajduje.
2. Udawał głupiego.
3. Przeklinanie tak bardzo weszło mu w nawyk,że nie zauważa,że to robi, bądź nie widzi w tym nic nagannego.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (29)