Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

cashianna

Zamieszcza historie od: 8 marca 2012 - 1:43
Ostatnio: 14 lutego 2014 - 11:27
  • Historii na głównej: 51 z 55
  • Punktów za historie: 38883
  • Komentarzy: 171
  • Punktów za komentarze: 1407
 

#46421

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z serii piekielni pracodawcy.

Historia z 2009 roku, ale jej wspomnienie nadal ciągnie się za moim byłym miejscem pracy - agencją rekrutacyjną.

Dostaliśmy duże zamówienie od otwierającej się firmy - będą potrzebowali trzycyfrowej liczby (i to wcale nie zaczynającej się od 1, 2 czy 3) wykwalifikowanych pracowników. Profesja niezbyt popularna w UK, płaca wyśmienita więc ruszyliśmy z ogłoszeniami na Europę, ja skoncentruję się na polskim wątku.

3 miesiące na biurku leżała sprawa tejże rekrutacji - ogłoszenia w dużych i lokalnych gazetach w Polsce, telefony od zainteresowanych, wynajmowanie pomieszczeń w większych miastach w celu rekrutacji, zamawianie dla nas biletów lotniczych - wszystko kręciło się szybko, sprawnie, klient co jakiś czas dzwonił lub prosił o telefony raportujące postępy w rekrutacji.

Przyszedł czas na loty, osobiste spotkania z chętnymi, tłumaczenie po kilkadziesiąt razy tych samych rzeczy - ale taka to już specyfika pracy rekruterów. Rodacy zadowoleni, chętni do pracy, spełniający kryteria mają obiecane konkretne terminy rozpoczęcia pracy, kupują bilety do UK. Zaczynamy na prośbę niektórych z nich rozglądać się za zakwaterowaniem, nawiązujemy współpracę z agencją mieszkaniową oferującą wynajem na pokoje.

Łącznie cała agencja po wytężonej pracy znalazła ponad 400 chętnych osób z kontynentu. Niby pięknie, będzie praca, lepsze życie?

Dzwoni klient, że jego zakład będzie się otwierał dokładnie tego i tego, pierwsze zamówienia będą realizowane tego i tego. Dla nas - cudownie. Tylko, że on chce od nas 20 pracowników. Jak to?! Już nie ponad 400?! No nie. Po dłuższych pertraktacjach klient zgodził się na wzięcie jednak setki pracowników. Wybraliśmy tych, naszym zdaniem, najlepszych, do reszty dzwoniliśmy lub rozsyłaliśmy maile przepraszając, iż jednak pracy nie ma. Wyzwisk, żali, lamentów, płaczu ponad 300 osób nie będę tu wspominać. Chyba każdy potrafi sobie wyobrazić co może poczuć człowiek, któremu obiecano konkretny termin rozpoczęcia pracy, a okazuje się że żadnej pracy nie będzie.

Przejdźmy jednak do setki szczęśliwców, którzy pracę mieli rozpocząć. Ludzie przyjechali do UK, zadowoleni, gotowi do pracy, mają środki na utrzymanie do pierwszej wypłaty, my liczymy straty i kiedy nam ten cały interes się zwróci, coś czujemy, że budżet na świąteczny wyjazd firmowy się uszczupli lub zniknie.

Dzień przed rozpoczęciem pracy całej setki dzwoni klient - on chce jednak 20 pracowników. Nie więcej, nie 100, ma być na jutro 20 osób. I jak teraz spojrzeć tym wszystkim ludziom w oczy?

Dziękuję losowi, że to nie ja zostałam wybrana do bycia szczęśliwcem, który miał oznajmić 80 osobom, że jutro nie rozpoczną wyczekiwanej pracy w swoim zawodzie, że ewentualnie postaramy się upchnąć ich w innych miejscach robiących coś zupełnie innego. Wyobrażam sobie za to, że szturmu na agencję, jaki wtedy miał miejsce, nie powstydziłby się niejeden generał. Krzyki i wyzwiska obudziłyby niejednego umarłego.

A wszystko przez jednego idiotę, który ludzi ma jedynie za numerki, które w dowolnym momencie można zmienić wedle uznania i kaprysu.

agencja pracy

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1104 (1154)

#46358

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O wielkiej dyskryminacji ludzi z nadwagą, której się ponoć dopuściłam.

Za czasów mojej pracy w agencji rekrutacyjnej w UK zastępowałam przez tydzień koleżankę obsługującą szklarnię.

Akurat szklarnia zamówiła 5ciu pracowników do swojego specyficznego działu - praca delikatna, dosyć wąskie alejki i jeszcze węższe przerwy pomiędzy regałami, którymi pracownice zazwyczaj skracały sobie drogę. Do tego oczywiście temperatura typowo szklarniowo-saunowa. Dlatego na tym dziale najlepiej sprawdzały się drobniutkie, chudziutkie kobietki, które bez problemu przeciskały się przez wąskie przerwy między regałami i tym samym skracały sobie drogę i ułatwiały pracę. Co większe gabarytowo po jednym dniu zwyczajnie rezygnowały, bo musiały obchodzić regały na około, nie kalkulował im się wynik finansowy po dniu pracy, więc i szklarnia zawsze mówiła, że woli małe dziewczyny, bo takie zostają dłużej i nie trzeba co chwila kogoś nowego szkolić. Powiecie, że można ustawić je przy końcach regałów żeby miały łatwiej je obchodzić. Wszystkie dziewczyny na dziale wykonują identyczną pracę nie mają zatem ustalonych pozycji, miejsca zabierają na zasadzie 'kto pierwszy, ten lepszy' i nikt w to nie ingeruje.

W związku z zamówieniem podzwoniłam do filigranowych dziewczynek, umówiłam 5 chętnych, kazałam przyjść grupowo za 2 godziny podpisać papiery. Nie minęła godzina do agencji wparowała słusznych gabarytów panna [SGP] z krzykiem, że ona też chce do szklarni i musi rozmawiać z osobą decyzyjną. Wychylam się, mówię, że już miejsca zajęte. Tu nastąpiło dłuższe wykłócanie się dlaczego nie ona a kto inny aż padł koronny argument 'Bo ty mnie dyskryminuejsz ze względu na wagę!!! Ja pójdę do ministerstwa!!! W tym kraju jest równość!!!'. Hm, niby tak, ale... (patrz wyżej).

Na przepychankach słownych upłynęło mi trochę czasu, dziewczyna stwierdziła, że posiedzi w recepcji aż zmienię zdanie (odważnie, bo generalnie takie furiatki mam daleko i głęboko poniżej kręgosłupa). Niestety niedługo nastąpił punkt kulminacyjny: przyszły moje filigranowe dziewczynki do podpisania papierów. Krzyków, fukań, sapań i innych odgłosów SGP nie zdzierżyli moi współpracownicy, którzy siłą zmusili mnie do rozmowy z dobrze mi znanym kierownikiem tej części szklarni. Ten stwierdził, że nas lubi i oszczędzi nam zbędnych decybeli.

SGP z naszym błogosławieństwem i swoją nieukrywaną satysfakcją dostała pracę. Finał?

Kolejnego dnia jeszcze przed planowym końcem swojej zmiany SGP pojawiła się w agencji wykrzykując kolejne oskarżenia o dyskryminacji, pocie płynącym po d**ie, nieludzkich warunkach pracy i głodowej stawce, którą wyrobiła. Co chciała to dostała.

agencja pracy

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 822 (918)

#45654

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Praca, ciężka praca.

Szanowny pan z mojej rodziny stracił pracę dobre 12 lat temu. Zakład pracy upadł, a jemu pozostało niecałe 9 miesięcy do pomostówki czy innej kuroniówki.

Przez te 12 lat szanowny pan jest na garnuszku swojej matki, emerytki. Oczywiście rozpił się.
Przez te 12 lat wiele osób proponowało mu różne niewymagające wielkiego zaangażowania zajęcia aby wyrobił sobie te 9 miesięcy i mógł dostawać od państwa jakieś pieniądze (w końcu matka przecież kiedyś umrze, a szanownemu panu do wieku emerytalnego jeszcze sporo brakuje).

Ostatnią propozycją była praca ochroniarza na nocki. Zwykłe siedzenie przy bramie w ogrzewanej budzie z telewizorem, kuchenką i gazetą. Szanowny pan pomyślał, zastanowił się i orzekł, że się nie opłaca, bo teraz w ochronie to ponoć nie można nawet odpocząć i pospać. Lepiej żeby zdrowy, dorosły chłop nadal był na garnuszku mamusi.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 533 (587)

#45743

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O biznesie ślubnym.

Planuję wejść w cywilny związek małżeński. Oboje z narzeczonym nigdy nie mieliśmy marzeń o wielkiej uroczystości, więc przyjęliśmy scenariusz bez wesela, w normalnej sukience, zapraszając jedynie najbliższe nam osoby do USC. Nie planuję kosmetyczek, makijażystek ani innych tego typu dupereli. Jedyne co to planuję fryzjera, ale też bez zbędnych próbnych fryzur.

Do mojej fryzjerki chodzę już kilka ładnych lat, jest to jeden z salonów trochę mniej znanej sieci fryzjerskiej. Po każdym obcięciu włosów, bez żadnej dopłaty, jest uczesanie. Standardowo moja fryzjerka pyta się jak czeszemy. Mówię, że jakoś ładnie, lekko, zwiewnie żebym mogła ocenić w jakim kierunku pójść z fryzurą ślubną. Fryzjerka ucieszona, pyta się kiedy ślub, jak i co. Zgodnie z prawdą opowiadam jaka będzie formuła ślubu, że w ogóle po dzisiejszym obcięciu chciałam się zapisać do niej na uczesanie w dni ślubu i ile to będzie kosztować. Została mi podana standardowa cena za uczesanie długich włosów. Po skończonej usłudze zapłaciłam, zapisałam się na czesanie w dniu ślubu, wzięłam płaszcz, pożegnałam się i poszłam do ukrytej za ścianką kanapy położyć torebkę i się ubrać.

W tym momencie usłyszałam wypowiedzianą ostrym szeptem reprymendę, której mojej fryzjerce udzieliła kierowniczka za podanie mi normalnej ceny uczesania. Bo przecież uczesanie ślubne jest droższe. W tym przypadku prawie dwa razy droższe. A włosy te same.

ślub

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 953 (1027)

#45428

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rejestratorki jednak są piekielne.

Pofatygowałam się bladym świtem do przychodni. Byłam nawet pierwsza w tym boju o wizytę. Przyszły rejestratorki sztuk dwie, weszły, za jakieś 10 minut otworzyły drzwi i rejestrację. Wchodzę, mówię dla kogo i dlaczego wizyta i mimochodem zapuszczam żurawia w zeszycik. A w zeszyciku na dzień dzisiejszy zapisane już dwie osoby. Głupi uśmieszek rejestratorki na pytanie kto to i dlaczego już zapisany skoro jestem pierwsza i 'Niech Pani nie blokuje kolejki!'.

Kto był już zapisany w zeszyciku? Dwie koleżanki rejestratorki.
Przy okazji dowiedziałam się, że często gęsto miejsca na wizytę jeszcze są jak się dzwoni zaraz po 8:00 ale miłe panie wychodzą z założenia, że trzeba przyjść i się zapisać, a nie iść na łatwiznę i dzwonić.

Zaraz klawiatura zadudni odgłosami pisanej skargi.

NFZ

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 467 (571)

#44568

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O mężu ciotki, częściej zwanym po prostu [I]diotą, z którym z powodów niewytłumaczalnych i dla mnie niepojętych, owa ciotka nadal żyje i przebywa, a z powodu którego kontakt z nimi jest znikomy.

- I zwie siebie Panem Domu z dużej litery.

- Zastraszanie dwójki swoich dzieci. Od kiedy pamiętam bił je i straszył sznurem od żelazka. Ciotka niedawno przyznała się, że syna pobił kiedyś do nieprzytomności.

- Rygor domowy. Wszyscy domownicy zmuszani są do oglądania programów informacyjnych praktycznie 24/7. Żaden inny kanał telewizyjny nie ma prawa bytu. Rozmowy w domu powinny toczyć się jedynie na tematy polityczne.

- W domu ma być cicho oprócz rozmów inicjowanych przez Pana Domu na tematy polityczne.

- Śniadanie, obiad i kolacja zawsze muszą być podane dla Pana Domu przez żonę, która pracuje na pełen etat, dom powinien codziennie być posprzątany przez tą samą żonę.

- Kontakty rodzinne. Najlepiej wyłącznie z rodziną Pana Domu. Odwiedziny żony i dzieci u teściowej Pana Domu muszą być autoryzowane przez Pana Domu.

- Pan Domu ma syna lat 23. Syn nie zdał matury (poległ na ustnej z angielskiego), pracuje. Powinien całą pensję oddawać na poczet domu i wyżywienia.

- Syn ma samochód. Powinien być na każde zawołanie Pana Domu jako nadworny taksiarz.

- Córka Pana Domu powinna zawsze chodzić w czerwonym elemencie garderoby. Dlaczego? Bo jest według Pana Domu tak piękna dzięki jego genom, że ktoś może ją uroczyć (dokładnie tego słowa Pan Domu używa).

Dwa hity z tego miesiąca:

- Ciotka przyznała się, że kiedyś zaszła w ciążę i zdecydowali o usunięciu ciąży. Pan Domu wysłał ją na zabieg do szarlatana, który generalnie rozorał strefy kobiece ciotki. Wysłał ją rowerem, późną jesienią, kilka kilometrów do przejechania w obie strony.

- Pan Domu rozpowiada kolegom z pracy, że jeśli żona mu nie da d**y, to ją kopie i siłą zwala z łóżka.

Powiecie: policja, psycholog? Dzieciaki kiedyś za czasów szkolnych były u psychologa, bo zawsze się źle uczyły. Psycholog żadnych nieprawidłowości nie stwierdził. Policja? Ciotce dobrze, lubi gotować Panu Domu niedzielne obiadki, a na męża przecież każda żona czasem narzeka, prawda?

patologia

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 746 (896)

#44569

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewna persona z mojej dalszej rodziny, nazwijmy ją Baśką, i jej podejście do pieniądza.

Baśka pojawiła się w mojej rodzinie jakieś 13-15 lat temu. Ponieważ jej matka rozwiodła się z członkiem mojej rodziny i odseparowała dzieci od ojca, nikt nie miał o niej praktycznie żadnych wiadomości do czasu nieoczekiwanego spotkania z jedną z moich ciotek - siostrą ojca Baśki. Nagle kontakt odżył i Baśka stanowczo wkroczyła ze swoim mężem i kilkuletnim dzieckiem do rodziny, potem zaszła w kolejną ciążę i szczęśliwie urodziła.

Przez ten cały czas Baśka i jej mąż zawsze podkreślali na jakim to oni wysokim poziomie żyją, jaki kolejny samochód planują bez względu na wszystko kupić, jak to starszy syn jada tylko w McDonaldzie, do którego jeżdżą nawet dwa razy dziennie (te kilkanaście lat temu miało to inny wydźwięk niż obecnie), jak to wszystko kupują w sklepach bo domowe jedzenie i przetwory konsumują czas a ich stać na luksus kupowania. Mąż Baśki chętnie wszędzie jeździł, nawet 20km w jedną stronę po ciastka bo gdzieś tam są najlepsze. Najlepsze też oczywiście mieli wszystko. Tylko mieszkania na własność nie mieli, bo to przywiązuje. I także nader chętnie przyjmowali wszystkie drobne i drobniaki aż w końcu uderzyli do mojej ciotki.

Bo oni chcą pożyczkę, a bank nie chce udzielić. Ciotka nie będzie o niczym wiedziała, przyjdzie 1-szy i pieniążki będą bez problemu, oni się odwdzięczą i w ogóle. Ciotka uległa. Pożyczka wzięta, raty spłacane do czasu. Potem pieniądze były po tygodniu, po dwóch, trzech, potem były telefony, że Baśka pieniędzy teraz nie ma i ciocia wie - pieniądze raz są a raz ich nie ma. Był też miesiąc, iż Baśka poinformowała ciotkę, że od tego jest rodzina żeby spłacać innych członków w potrzebie. W wielkich trudach dobrnięto do końca spłaty, Baśka do chwili obecnej nie uregulowała ciotce wszystkich należności.

O Baśce ucichło na kilka lat dopóki nie spotkałam jej z mamą na zajęciach fitness. Opowieści o cudownym mężu, prywatnym przedszkolu, wyjazdach, zakupach, przyjemnościach i o tym, że Baśka nie musi pracować nie było końca. Aż w końcu mąż Baśki zadzwonił do mamy z prośbą o pożyczkę. Zgody brak. Po kilku dniach szopka na kolanach odstawiona w miejsc pracy mamy. Pożyczka (500zł) udzielona. Spłata za miesiąc. Mija 1,5 miesiąca. Telefon, pieniądze będą jutro. I tak się mama bujała od telefonu do telefonu aż natknęła się na mieście na Baśkę i poprosiła o zwrot pożyczki. Została wyzwana od wielu ciekawych istot, przecież mąż Baśki nic od nikogo nie pożyczał. Po tygodniu skruszony mąż przyniósł mojej mamie pieniądze. Uderzył za to do mojej babci z prośbą o kolejną pożyczkę, został jednak z miejsca spławiony.

I znowu słuch o Baście zaginął. Aż do zeszłego roku kiedy to zadzwoniła do ciotki od pierwszej pożyczki, że jej mąż gra w kasynie, przepuścił wszystkie pieniądze, ona potrzebuje pożyczki i rozwiedzie się z nim. A ten mąż to w ogóle się ukrywa przed wierzycielami. Ciotka odłożyła słuchawkę.

Jak na razie po Baśce ani śladu.

rodzina

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 602 (704)

#43800

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótka historia o tym, dlaczego zawsze rzeczy sprzedane na portalach aukcyjnych wysyłam poleconym.

Koleżanka zamówiła sobie kosmetyczkę. Nie najtańszą, bo kosztowała około 50zł. Jedyną opcją wysyłki był zwykły list bez żadnego potwierdzenia nadania czy też odbioru.
Co zrobiła przedsiębiorcza koleżanka?
Po kilku dniach cieszenia się nową kosmetyczką, napisała do sprzedawcy, że towar nie doszedł. Uczciwy sprzedawca natychmiast oddał pieniądze.
Dowiedziawszy się o sytuacji, niewybrednymi komentarzami namówiłam koleżankę do wysmarowania wiadomości, że towar jednak dotarł z opóźnieniem i ponownej zapłaty. Koleżanka dostała chwalebny komentarz za wyjątkową uczciwość.

Znajomość zweryfikowałam, co sprzedam wysyłam jedynie poleconym.

aukcje

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 956 (994)

#41987

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak to ludzie z Urzędu Pracy bardzo, strasznie, niewyobrażalnie i desperacko poszukują i podejmą się pracy od teraz, zaraz już.

Kolega pracuje w fabryce ciast w biurze gdzie między innymi robi indukcję nowym pracownikom. Ponieważ idą święta, fabryka przyspiesza obroty i tym samym potrzebuje więcej tymczasowych pracowników.
W większości pracownicy na obowiązkową indukcję przysyłani są z Urzędu Pracy. Ludzi z UP jest czasami tak dużo, że na taką indukcję fabryka nie może wepchnąć "swoich" ludzi (czyli takich dzwoniących z ulicy, że oni chętnie się przyjmą), a ma obowiązek najpierw wypełniać miejsca ludźmi z UP.
Tym samym na indukcji jest zazwyczaj 95% ludzi z UP. Indukcję przechodzą pomyślnie, dostają podpis i pieczątkę na swoich papierach, wyznaczany jest im dzień i godzina rozpoczęcia pracy i... i zazwyczaj tyle po nich słychać. Jakieś 80% przeindukowanych ludzi z UP zwyczajnie olewa i nie przychodzi do pracy, wolą korzystać z pomocy państwa.

Przez takich właśnie imbecyli zwykli ludzie z ulicy, którzy chętnie przyszliby do pracy, dzwonią i pracy nie znajdują.

urząd pracy

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 479 (577)

#40937

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka wyjątków z pracy w rekrutacji (rekrutowaliśmy do wszelkiej maści zajęć, łącznie z pracą w fabrykach):

- Ludzie wydzwaniający po kila razy dziennie, codziennie prosząc o jakąkolwiek pracę - w momencie otrzymania pracy nie stawiają się do niej kolejnego dnia.

- Także przypadek wydzwaniający codziennie, praca otrzymana, w dniu rozpoczęcia telefon, że pracownik zaspał, ma być w pracy za pół godziny, czy ktoś od nas przyjedzie i go podwiezie żeby się nie spóźnił?

- Inny osobnik ma zaczynać pracę za 30min, telefon do biura, że on właściwie nie wie gdzie to. Adres podany. Telefon po kilku minutach, że on nie wie jakim autobusem dotrzeć. Autobus podany, nawet nazwy interesujących pracownika przystanków. Nie mija 5min telefon, że ten przystanek to daleko, właściwie to może ktoś od nas przyjedzie i podrzuci do pracy?

- Kolejny ewenement - do pracy ma dojeżdżać 30min, wie gdzie, co i jak. 20min przed rozpoczęciem pracy telefon do biura, że ona czeka pod domem i nie ma transportu. Jakiego znowu transportu? No ona myślała, że jak tak daleko ma pracować to załatwiamy też transport.

- Ludzie mają jechać pracować w fabryce poza miastem, jest to praca na godziny, komunikacja tam nie dociera więc załatwiliśmy im transport. Zbiórka przy stacji benzynowej, mają się stawić 4 osoby. Telefon od kierowcy: są tylko 2. Jedna osoba zwyczajnie nie przyszła, telefon do drugiej. Druga (osoba notorycznie się spóźniająca więc myśleliśmy, że i tym razem się nie wyrobiła w czasie) oburzona tłumaczy, że kierowca się spóźniał (całe 10min) więc nie miała zamiaru czekać, a teraz jak ma dotrzeć do pracy 10min później to jej się już nie opłaca iść na niecałe 8h. Jeszcze tego samego dnia przychodzi do biura, przynosząc ze sobą zapach taniego alkoholu i deklaruje gotowość do pracy na drugą zmianę. Podziękowaliśmy za teraźniejszą i przyszłą współpracę.

- Notoryczne przychodzenie do prac fabrycznych na rauszu lub w stanie 'wczorajszym'.

- Aparatka ma iść do pracy z szybkiej rekrutacji bo potrzebowaliśmy kogoś na gwałt. Telefon - będzie za 30min. Po 40min telefon - ona jest już w drodze, potrzebuje 10min. Po 15min telefon wyłączony. Po 20min oznajmia, że jest w domu, nie wyszła, rozmyśliła się, mówiła że będzie, bo jej głupio było odmówić.

- Poszukujemy specjalisty dla cennego dla nas klienta. Dostaliśmy CV od kandydata - istne cudo, robi wszystko i jeszcze więcej, jest poza krajem ale się dla tej pracy sprowadzi. Sprowadził się, załatwiliśmy mu lokum, poszedł do pracy. Po weekendzie telefon od wynajmującego czy wiemy, że nasze cudo się wyprowadziło bez słowa i płacenia. Nie wiemy. Okazało się, że cud specjalista specjalistą był tylko w CV, w rzeczywistości nie umiał nic i zwyczajnie czmychnął bez słowa.

- Wypłaty były zawsze w piątki. Już w czwartki wpadało kilka telefonów z rozemocjonowanym pytaniem kiedy będą pieniądze i dlaczego nie dziś.

Moimi osobistymi faworytami były osoby, w których imieniu wiecznie dzwoniły żony, mamy, babcie (!!!) i chciały załatwiać sprawy typu podwyżka, urlop, wyjaśniać, czemu wpłynęła taka, a nie inne wypłata lub musiały koniecznie się dowiedzieć, czy ich mąż, wnuczek, dziecko poszło do pracy.

Ba, pewnego razu po kilku minutach zdawkowej gadki pan powiedział 'To ja dam żonę'. Zostałam przez żonę szczegółowo odpytana, żona zaakceptowała w imieniu męża ofertę pracy. Mąż okazał się dobrym pracownikiem, jednak wszelkie kontakty z naszym biurem w jego imieniu prowadziła żona. Z mężem odważyłam skontaktować się raz, umówiliśmy się na rozwiązanie pewnej sprawy. Nie minęło kilka minut, a do mojej skrzynki mailowej dotarł rozemocjonowany mail od żony podważający i zmieniający wszystkie ustalenia z mężem. Po rozmowie z managerem mail zignorowałam, w końcu do jasnej ciasnej to mąż dla nas pracuje, informacja o zmianie planów powinna wypłynąć od pracownika. Sytuacja okazała się wymierzeniem żonie policzka i nakazem porzucenia pracy przez męża.

rekrutacja

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 745 (771)