Profil użytkownika
ciemnablondynka
Zamieszcza historie od: | 25 listopada 2010 - 14:14 |
Ostatnio: | 10 sierpnia 2015 - 16:14 |
- Historii na głównej: 7 z 25
- Punktów za historie: 6778
- Komentarzy: 158
- Punktów za komentarze: 992
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 następna »
Imiesłów!!!
Tego, że nie jestem mężatką, ergo mój partner i ja mamy różne nazwiska. Firma jest na mnie i w jej nazwie występuje "Iksińska" (powiedzmy ;). Do tego - pracuejmy razem, więc razem jeździmy. Gwoli wyjaśnienia - czemu potrzebowałaś tego wyjaśnienia?
Mała miejscowość, jeden hotelik, następny - 20 km "nie w tę stronę, co trzeba", niestety. Poza tym cena też robi swoje ;)
Jak bum cyk cyk, bez koloryzowania.
Pan, który dzwonił i koleżanka, która uwierzyła, że ten "bohater serialu" istnieje naprawdę i w dodatku jest kuzynem mojego taty :) Serial jest "oparty na faktach", więc może ludzie stwierdzili, że wszystko w nim jest prawdziwe...
No ok, jesteś (chyba) dorosły/a, jeździsz szybko i w tak zwanym ruchu ulicznym. Do tego chyba dość niebezpiecznie, skoro odczuwasz potrzebę posiadania kasku. Ale po co on dzieciakowi? I tak dzieciaki głównie siedzą w domu przed kompem - na rower kask, na drabinkach uważać, na łyżwy najlepiej w ogóle, bo sobie niuniuś jeden z drugim krzywdę zrobią. Sama widziałam, jak matki ściągają dzieciaki z huśtawek, bo za szybko/za wysoko. I rośnie pokolenie nieruchawych (a przez to otyłych), przerażonych (bo wszystko niebezpieczne) i w pewien sposób niepełnosprawnych dzieci.
Gbursson - i tak nigdy nie zrozumiem tej kaskomanii rodziców. Spoko, jesteś super-hiper kolarzem, jeżdżącym po ulicach z zawrotną prędkością - OK. Ale dziecko? No bez przesady.
Oż, bogowie przyrody, alem została zminusowana ;) Kiedy uczyłam się jeździć na dwóch kółkach, bez podpórek, byłam poobijana i poharatana (na żwirze) od stóp do głów. Działo się to ćwierć wieku temu. Dziwnym trafem przeżyłam te upadki, blizn już nie ma, a ja się nauczyłam, żeby uważać i nie zlatywać z roweru ;) Podobnie było z rolkami - dostałam je na komunię, razem z kaskiem (potwornym, obrzydliwym i strasznym, kategorycznie odmówiłam założenia tego na łeb). Poobdzierałam się, ale nic mi się nie stało. Za to kolega z nadopiekuńczą mamusią, która zmusiła go do noszenia kasku na rolki, był pośmiewiskiem całego osiedla. I do dziś nie ma wyrobionego "charakteru" ;D Nauczyłam się, że jak się wywalę, to będzie bolało i poleci krew, więc lepiej się nie wywalać. To są dzieci, mają być brudne, poobijane i szczęśliwe - a te wszystkie kaski to paranoja nowobogackich rodziców, którzy zapomnieli już, jak to było w ich dzieciństwie.
Dziecko będzie jeździć po korzeniach i kamieniach powyżej 30 km/h?
I miał rację, jeżdżenie w kasku jest szczytem obciachu :) Jakimś zupełnie dziwnym trafem przez tyle lat dzieciaki jeździły bez kasków, a na wrotkach bez miliona ochraniaczy i żyły.
Kochana, opisz to (tylko tak troszkę porządniej, "dziennikarsko", bez wstawki o niechęci do księży i posikaniu się podstawówki) i puść w świat :) Wyślij do każdej redakcji, która Ci tylko do głowy wpadnie - będziesz miała porządną publikację. Tylko zrób to rzetelnie i zgodnie z etyką, czyli pogadaj z księdzem, z organizatorami, dowiedz się, kto wpadł na ten pomysł, żeby Przegląd Gazetek Szkolnych zamienić na wieczorek poetycki, a do tego zacytuj jeden z "lepszych" kawałków tejże poezji. Chętnie to przeczytam :) Powodzenia!
Pewnie Litwin, oni jeżdżą jak porąbani... Mojego ojca o mało jeden taki nie zabił, mnie niemal do rowu wepchnął, kiedyś w terenie zabudowanym byłam wyprzedzana przez tira "po wysepce" (ja jakieś 70 km/h, on - nie wiem, ale szybko mi znikł z oczu) - wszystko na litewskich blachach.
Ja tam kiedyś trafiłam na całą partię spleśniałego chleba (tostowego). Wrzuciłam ekspedientce w objęcia 10 paczek, kupiłam coś, zrobiłam rundkę i wróciłam "na pieczywo" akurat w momencie, kiedy ta sama ekspedientka układała bochenki tak, żeby pleśni nie było widać...
Historia dobra, ale popraw te przecinki! Po pierwsze - nie stawiamy przecinka między "jako" a "że", po drugie - najpierw przecinek, potem spacja.
Ból był w pierwszej klasie?
1. "Miejsce akcji budynek należący od IMGW (Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej) Dla niewtajemniczonych (...)" - niemal absolutny brak interpunkcji. 2. "Placówka ta znajduje się na niskiej tarasie zalewowej (...)" - to jest TEN taras zalewowy. 3. " Książkę tą wydrukowano" - TĘ książkę wydrukowano. Kogo? Co? - "Tą" sugeruje, że komuś tą książką przyłożono w łeb (Kim? Czym?) Nie czepiam się (jak pijany płotu) tylko po to, żeby się czepiać. Warto czasem zwrócić uwagę na ortografię i gramatykę, żeby bardzo dobrą historię dobrze się czytało :)
"Wracając po ok. 3 godzinach kobieta nadal tam siedziała." To siedziała, czy wracała? Ludzie kochani, jak nie umiecie używać imiesłowów, to ich nie używajcie. Albo przeczytajcie swój tekst przed opublikowaniem, czy wszystko się zgadza!
Młodo Cię mama urodziła, skoro szukała lekarstwa mając 12 lat... :/ A lekarstwa się szuka na TĘ głowę... Tą głową można najwyżej w ścianę walić...
Bogowie, kolejna "super-mamuśka"... Napisz jeszcze, jak ktoś krzywo na Ciebie popatrzył, bo karmiłaś w miejscu publicznym. A potem narzekaj na system edukacji i rób z dzieciaka dziwaka szkoleniem w domu. Śmieszą mnie tacy ludzie, sorry. Chcesz przyduszać dzieciaka i krzywić mu kręgosłup - rzeczywiście, Twoja sprawa. Wytaczanie "ciężkiej artylerii", jak to zrobił Twój sąsiad to rzeczywiście przesada, ale dopóki się sama nie pukniesz w czoło, że nie dokońca jesteś taką "super-mamą", jak Ci się wydaje, zrobisz dzieciakowi krzywdę.
Ja się do Piotra i Pawła zraziłam już dawno temu - kiedy znalazłam na półce zapleśniały chleb. Zgłosiłam to jednej z pracujących tam pań - wzięła ten najbardziej zapleśniały, z wierzchu. Zaczęłam jej podawać kolejne opakowania, razem z pięć sztuk wyszło. Zrobiłam rundkę po sklepie i wróciłam w to samo miejsce - wszystkie zapleśniałe bochenki leżały tam, gdzie były. Od tego czasu Piotra i Pawła omijam szerokim łukiem, choć asortyment mają niezły. Gorzej z jego świeżością.
Historia do kitu, bez pointy, a przez błędy zęby bolą :(
Może autor jest Żydem, obrzezanym zgodnie z tradycją, ale jednocześnie antysemitą i ma żal do rodziców? ;)
Piszesz jak o usuwaniu nerki, płuca czy kawałka wątroby, a nie kawałka skóry, jakim jest napletek. Nie mówiąc już o tym, że obrzezani mężczyźni mają po pierwsze mniej kłopotów z higieną, a po drugie - bardziej "znieczuloną" żołądź, co czyni z nich wytrwalszych kochanków ;) Dziwi mnie natomiast, że nie nawiązałeś do zupełnie niepotrzebnego zabiegu, jakim jest polewanie niemowlaków wodą ;) Jest to również niebezpieczne, bo w tej wodzie maczają łapy setki ludzi, od księdza począwszy, na brudnych i chorych staruszkach skończywszy. Jest to tak samo obrzydliwe, jak macanie Jezuska po nogach czy wręcz całowanie (rzeźby na krzyżu po stopach czy tłustego biskupa w pierścień).
Jeśli klientowi przedstawia się powiedzmy 4 propozycje layoutu lub okładki, z góry wiadomo, którą wybierze - otóż tą, którą wydawnictwo uznaje za najbrzydszą... Ewentualnie poproszą o piątą, podając wskazówki - będzie jeszcze brzydsza, ale oni ją wezmą.
Procedury rozumiem. Niesympatycznego tonu do sympatycznego pana już niestety nie bardzo. Zwłaszcza że byłam następna w kolejce i uśmiechała się do mnie szeroko, dopóki nie poznała powodu, dla którego przyszłam. Widocznie empatia działała jej wybiórczo.