Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jalkavaki

Zamieszcza historie od: 24 lutego 2011 - 9:07
Ostatnio: 20 lipca 2017 - 0:08
  • Historii na głównej: 24 z 33
  • Punktów za historie: 8316
  • Komentarzy: 221
  • Punktów za komentarze: 1172
 
zarchiwizowany

#68891

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem listonoszem. Do moich obowiązków należy m.in. wypłacanie rent i emerytur. Czasem zwroty podatków, alimenty itp.
Oczywistym jest, że można się pomylić, jak to przy każdej czynności. Czy to banknoty się skleją, czy człowiek zmęczony, czy rozkojarzony.
Niestety, mamy społeczeństwo złodziei. Bo inaczej tego nie można nazwać.
Nie jeden raz pomyliłem się na swoją niekorzyść wypłacając 200, 100 czy 50 zł. za dużo. Jeszcze nikt nie przyszedł i nie oddał tych pieniędzy. A każdy brak pokrywam z własnej kieszeni.
Raz zdarzyło mi si pomylić na niekorzyść adresata, to przeliczeniu gotówki na koniec, poszedłem jeszcze raz i oddałem oddałem. Ot, tak mnie rodzice wychowali.
Jednak nie rozumiem, jak można po wizycie listonosza w domu znaleźć kilka tysięcy złotych i ich nie zwrócić? Jak to się stało? Nie wiem do tej pory...

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -6 (34)
zarchiwizowany

#68854

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie lubię gdy nie szanuje się mojego czasu.
Jestem listonoszem i piekielności z tym związanych jest wiele.
Generalnie ludzie gdzieś w podświadomości ubzdurali sobie, że jestem ich prywatnym doręczycielem i tylko do nich mam pocztę. Ci bardziej świadomi zdają sobie sprawę z tego, że do sąsiadów też mogę mieć korespondencję. Generalnie wydaje się, że mam mnóstwo czasu bo w końcu do nich dotarłem, więc resztę czasu pracy mogę u nich spędzić.
Chciałbym jeszcze dodać, że w tym zawodzie czas się liczy. Po prostu im szybciej doręczysz tym szybciej będziesz w domu.

- dzwonię do domofonu.
Dzieńdobry do Piekielnego mam list polecony.
Otwiera drzwi.
Wchodzę na to X piętro i co słyszę? On już tu panie 6 lat nie mieszka.
To nie można tego przez domofon powiedzieć?
-podobna sytuacja jak wyżej.
Otwiera dziecko.
Jest ktoś dorosły? Nie ma.
A też można było powiedzieć przez domofon, że rodziców nie ma.
- domek, zamknięta furtka. Dzwonię.
Do kogo? Momencik, tylko się ubiorę. I ubiera się, owszem, zimowe buty, palto, szalik, rękawiczki, czapka. Bo na zewnątrz jest kilkustopniowy mróz. Sam podpis zajmuje kilka sekund. A nawet jeśli ktoś jest wrażliwy na gwałtowne zmiany temperatury to można otworzyć furtkę to podejdę. Można? Ale po co?
Podobnie jak pada deszcz. Ubieranie kaloszy, płaszcza, szukanie parasolki itd.
Dzwonię do furtki, czekam, kończę wypisywać awizo, otwiera się okno - do kogo? Do Piekielnego. Moment. A nie można od razu do drzwi iść?
I jako ciekawostkę dodam, że na doręczenie poleconego mamy niecałą minutę. Tak wyliczyli ci "na górze ".

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (25)

#68440

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O Poczcie Polskiej.

Jestem listonoszem. Nie będzie to jednak o adresatach, klientach. Będzie o Poczcie i jej syfie "od kuchni".
Mitem jest, że PP dostaje z budżetu państwa jakieś pieniądze. Jest to teraz normalna firma, w której udziały ma nasze Państwo, ale utrzymuje się na rynku za swój wyrobiony zysk. Jakim kosztem? O tym będzie ta historia.

Wysokie zarobki "pocztowców" to już prehistoria. Obecnie zarabiamy minimalną krajową + circa 100/200 PLN brutto. Słyszałem, że w stolicy dostają więcej, ale zważywszy na koszty utrzymania, nie stanowi to jakiejś wielkiej różnicy.

Mamy też premie. Jedną premią jest "premia czasowa", czyli relikt komuny, przysługujący za to, że przychodzi się do pracy. Słuszne czy nie, nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że jest to dodatkowe 100zł. Od stycznia AD 2016 już tego nie będzie.
Jest też premia zadaniowa, czyli za wykonanie określonych zadań dostaje się X pieniędzy. Co to za zadania? O tym później.

Jest też premia roczna, czyli tzw. "trzynastka". Wiadomo o co chodzi, nie trzeba się rozwodzić. Za kilka lat też jej nie będzie, co już zostało przyklepane przez firmę i związki zawodowe.

O premii zadaniowej, czyli jak to pocztowcy zostali akwizytorami, bankowcami i agentami ubezpieczeniowymi. Poważnie. Co miesiąc dostajemy "wytyczne" aby, przykładowo" sprzedać znaczków na 500PLN, gazet na 800PLN, prenumerat za 200PLN i dodatkowo założyć konta w Banku Pocztowym i jeszcze przyprowadzić klienta co to ubezpieczy dom/mieszkanie/samochód/siebie/cokolwiek. Nie wykonałeś zadań w 75%? Nie masz premii. Wykonałeś zadania, ale Urząd Pocztowy nie wykonał zadań? Nie masz premii.

Da radę przeboleć te znaczki, gazety czy prenumeraty. Ale od pięciu czy sześciu lat co miesiąc zakładać konto bankowe? Ludzi znasz, oni ciebie, nie raz proponowałeś, ci co się zdecydowali to już dawno mają konto w tym banku. Rejony nie są z gumy. Adresatów nie przybywa, a wręcz ubywa a dalej trzeba trzaskać nowe konta. Nie zrobiłeś konta? 25% leci z wykonania zadania na premię. I tak oto machasz na do widzenia premii miesięcznej.
Prosty sposób na oszczędność.
Mało oszczędności...

Późną wiosną i latem, kiedy ludzie czas wolny spędzają na działkach, biorą urlopy i wyjeżdżają, dyrekcja wrzuciła do zadań premiowych doręczalność. Czyli jeśli w miesiącu nie doręczysz 80% przesyłek poleconych, to masz po premii. Proste i skuteczne, zaoszczędzone.

Autorejony - są listonosze, którzy rejon obsługują samochodem. Własnym, prywatnym. Dostają za to zwrot kosztów paliwa. Stawka narzucona z góry i wynosi ok 90gr. za przejechany kilometr. Wszelki serwis, naprawy, opłaty za samochód ponosi listonosz. Tymczasem zewnętrzna firma rozwożąca paczki pod szyldem PP dostaje firmowe auta, których utrzymanie spada oczywiście na PP.

Zauważyliście zapewne na urzędach powystawiane gazety, kartki, słodycze itp.? Taka teraz jest polityka firmy - wyjście z towarem do klienta. A że ludzie kradli, kradną i będą kraść, to co kwartał są braki w tych towarach. Oczywiście w żaden sposób nie jest to ubezpieczone i odpowiedzialność majątkową ponoszą asystentki, czyli te miłe lub nie, panie na okienkach. Zazwyczaj zatrudnione na 1/2 lub 3/4 etatu, a taki brak rozłożony na nie wszystkie to często powyżej ich miesięcznej pensji. Ale firma zarobek ma, nie?

Firma zarabia też na innych usługach, np. ulotkach. 7-8 lat temu był strajk pocztowców. Jednym z przyjętych przez dyrekcję postulatów była rezygnacja z doręczania przez listonoszy przesyłek nieadresowych, czyli właśnie ulotek. Niedługo jednak znaleźli furtkę i dowalili do umowy punkt z wykonywaniem "innych usług". I tą inną usługą są właśnie ulotki. Oczywiście roznosimy to za darmo. Firma kasuje cały zysk. Podobnie jak ze spisywania gazu.

To nie żart. Od kilku miesięcy w niektórych województwach listonosze spisują liczniki gazu. O jakiejś dopłacie, premii oczywiście nie ma mowy. Za to jak przychodzi termin spisywania, to zostawiamy listy i idziemy w rejon spisywać liczniki. Listy wyniesie się jak spiszemy gaz. Przecież się nie zepsują. A priorytety? Priorytetem teraz jest spisanie jak największej liczby gazomierzy.

Normą są też cięcia etatów, "bo urząd nie wykonuje planów sprzedażowych". Czyli roboty tyle samo, ale rąk do jej wykonania coraz mniej.
I będzie jeszcze mniej. Sfrustrowani ludzie odchodzą, nowi długo nie wytrzymują (rekordzistą był gościu, który nie przerobił nawet 8 godzin jak się zwolnił). Zostali tylko ci co nie mają innego wyjścia, ci którym brakuje kilka lat do emerytury i tacy jak ja, którzy kochają tą pracę...
PS. Tymczasem zarząd, od momentu wejścia na stołki podniósł sobie pensje o 500%.

poczta

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 735 (785)

#65268

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem listonoszem.
Dzień emerytur/rent. Dzwonię domofonem do Kowalskiego. Wcześniej tego nie robiłem, bo sąsiad z góry też miał wypłatę. Tym razem się zbiegło tak, że sąsiad Kowalskiego gdzieś pojechał i dzwoniłem domofonem do Kowalskiego. Zero odpowiedzi - awizo.

Następnego dnia.
Przyszedł, skarga, afera, ja mam przej(a-psik)e.
Idę do Kowalskiego aby wyjaśnić tą dosyć nie miła sytuację.
Słyszał, że ktoś dzwonił do domofonu, ale nie otwiera i nie odbiera, bo to tylko ci z tymi śmieciami (ulotkami) dzwonią.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 466 (514)

#65269

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem listonoszem.
Miałem adresata - willa, hektar ziemi, trzy owczarkowate.
Skrzynka na zewnątrz, przez cały dzień nie ma nikogo. Generalnie to tylko psy miały na mnie alergię.

To był listopad 2013 roku.
Jestem na wysokości sąsiadów owego adresata (czyli od jego furtki dzieli mnie 40-50 metrów) - psy już ujadają, kiedy pan właściciel zajeżdża autem i zdalnie otwiera bramę...
W ciągu sekund zostałem osaczony przez trzy owczarkowate.
Nigdy wcześniej i później nie byłem tak przerażony.....
Nigdy wcześniej nie musiałem dosłownie walczyć z naturą.
Nie życzę nikomu.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 474 (546)
zarchiwizowany

#65376

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czy ktoś myślący zarządza tą stroną? Czy robi to automat?
Dlaczemu?
Historie od ponad tygodnia są w poczekalni.
Historia opublikowana dziś o 12.oo o 15-z_minutami laduje w archiwum.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (44)
zarchiwizowany

#65371

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem listonoszem.
Niedziela, godzina południowa. Dzwoni adresat:
- Byłem dziś odebrać awizo, a poczta zamknięta. Dlaczego?

*na awizie informacja, kiedy urząd otwarty. Nie ma tam wzmianki o niedzieli.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (32)
zarchiwizowany

#51829

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Co zrobić gdy nie dostajesz wyciągów z banku przez trzy miesiące? Najprościej złożyć skargę na listonosza.

rejon

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (29)
zarchiwizowany

#51095

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem listonoszem, rejon mam samochodowy, ale tak właściwie autem tylko dojeżdżam i w mym cadillacu trzymam pocztę. Większość ulic roznoszę poruszając się pieszo. Otóż pewnego słonecznego dnia miałem list do pewnej pani. List ten był pudełkiem po pizzy (średnia, ok. 30cm). Był to zwykły list, nie żaden polecony. Procedury pozwalają w takim wypadku (list zwykły, gabarytowy, nie mieszczący się do skrzynki) nie podejmować próby doręczenia do drzwi a zwyczajnie zostawić awizo. Tak też uczyniłem. Gdy zajechałem na urząd aby rozliczyć się, przyszła koleżanka z okienka i dała mi awizo na ten list. Powiedziała, że ta pani przyszła na urząd, wręczyła awizo i powiedziała, żeby ten list jej doręczyć do mieszkania bo ona jest po wypadku i na pocztę realizować awiz nie będzie chodzić. Nadmienię, że na zawiadomieniu jest adnotacja, że awizowana przesyłkę można odebrać tego samego dnia po godzinie 18 lub w dniach nastepnych. Po prostu mózg rozwalony.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (93)

#14031

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu, była to jesień czy zima, wraz z kilkoma kolegami wracaliśmy późną porą z knajpy, gdzie chędogo sobie popiliśmy. Co jest istotne, ubrany byłem w długą kurtkę zakrywającą ok. 3/4 uda. Tak sobie idąc zostawiłem wszystkich z tyłu, postanowiłem zaczekać, aż mnie dogonią. A że zimno było to włożyłem ręce w kieszenie spodni (jak można się domyśleć przód kurtki siłą rzeczy miałem więc podwinięty).
Mijający mnie radiowóz nagle się zatrzymuje, błyska niebieska szklanka i wołają mnie do siebie. Wielce zaskoczony poszedłem, wsadzili mnie do środka i mówią, że mandat będzie:
- Za co?
- Sikałeś na chodniku.
- Ja tylko stałem.
- Widzieliśmy sikałeś. Dowód proszę.
Dowodu zawsze mogą od mnie żądać i mam obowiązek im wręczyć więc dałem. Wypisali mandat, dają do podpisu:
- Nie podpiszę.
- Że co?
- Nie przyjmuję mandatu.
- To jedziemy na izbę wytrzeźwień?
Ja wielka konsternacja. Sam w tym najdroższym hotelu w mieście jeszcze nie byłem, ale wiem, że tam dyskusji z "klientem" się nie prowadzi. Podpisałem więc mandat, poprosiłem o numery odznak funkcjonariuszy, na koniec zrobiłem jeszcze zdjęcie radiowozowi, na którym uwieczniłem nr rejestracyjny i nr kompanii. Bo sprawy nie miałem zamiaru tak zostawić (pewnie szukali kogoś, kto im "plan" wypełni).

Następnego dnia poszedłem na komisariat, powiedziałem co i jak, spisałem swoją wersję - do miesiąca przyjdzie odpowiedź. Faktycznie po miesiącu przychodzi wezwanie do sądu. Pani sędzina przeczytała moją wersję wydarzeń.
- Tak, podtrzymuję.
Wersja policjantów (też na piśmie, na sali nieobecni) brzmiała za to mniej więcej tak:
- Był w trupa pijany.
- Agresywny i wulgarny.
- Mandat przyjął i podarł.
No to wyjąłem mandat z portfela, pokazałem. Pozostałe ich kłamstwa również w bardzo prosty sposób zbiłem: Pijany i agresywny? To czemu od razu na izbę nie wieźli? Wulgarny? to gdzie mandaty za obrazę funkcjonariuszy, używanie wulgarnych słów?

Po takim początku myślałem, że sprawa potoczy się na moją korzyść. I tu Pani sędzina czyta o co dokładnie chodzi. Musiała kilkakrotnie powtórzyć a ja musiałem sobie na ludzki język przetłumaczyć:
Chodzi o to czy w momencie popełnienia wykroczenia wykroczenie to było karalne? Bo niby od tego się odwoływałem.
Gdy to zrozumiałem i do mnie dotarło, ręce mi opadły, zrezygnowany usiadłem i stwierdziłem Pani sędzinie, że ta rozprawa nie ma sensu, bo werdykt z góry jest znany (wszelkie próby wytłumaczenia, że nie o to chodzi - spełzały na niczym). I faktycznie był. Finalnie musiałem zapłacić kwotę trochę większą, niż ta na mandacie. Z kosztów rozprawy zostałem zwolniony.
A wniosek z tego mam taki, że z Policją już nie ma co swoich praw dochodzić.

Policja Państwowa

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 476 (560)