Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kiniaas007

Zamieszcza historie od: 8 maja 2011 - 17:05
Ostatnio: 21 marca 2021 - 16:25
Gadu-gadu: 2063508
O sobie:

http://gotowaniezkotem.blog.pl/ mój własny kulinarny blog ;)
http://gol-liw.ucoz.pl/ remonty!
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php nasze forum!!

  • Historii na głównej: 17 z 57
  • Punktów za historie: 21382
  • Komentarzy: 1334
  • Punktów za komentarze: 9057
 

#37332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodziłam, jak pewnie większość z Was, do LO. Jak to w szkołach bywa, uczęszczają do nich "orły" da których największy szpan to jedynki w dziennikach, multum nieusprawiedliwionych godzin etc. Znacie ten typ, nie?

Do klasy niżej chodziło trzech takich "orzełków". Akurat złożyło się, że zarówno polskiego jak i WOKu uczyła ich ta sama nauczycielka i z obu przedmiotów zamierzała wystawić im nieklasyfikowanie (prawie 60% nieusprawiedliwionych nieobecności i po kilka gołych jedynek). Wiedzieliśmy o tej sytuacji, bo klasa ta miała lekcje przed nami i nie raz pani przychodziła na, cóż to dużo ukrywać, lekkim wku*wie (cała klasa taka lotna, ale ci jednak ewidentnie "wybijali się" na tle klasy), toteż nam o nich opowiadała.

Jakiś miesiąc przed ostatecznym wystawieniem ocen, do nauczycielki zaczęły przychodzić groźby w postaci smsów, karteczek w torbie czy głuchych telefonów. Sprawa przestała już być zabawna, więc polonistka poszła z tym na policję. Sms wysyłane były z bramki internetowe, udało się namierzyć IP komputera który... należał do naszej szkolnej biblioteki.
Natomiast w bibliotece przed skorzystaniem z internetu należy wpisać się do zeszytu i wylegitymować legitymacją uczniowską (osoby spoza szkoły lub niemające ważnej/przy sobie legitki płaciły bodajże 2zł/h). Ynteligenci oczywiście wpisali się do zeszytu (z datą, godziną wejścia i zejścia, własnoręczny podpis zgodny z tym na legitce).

Podobno byli zdziwieni gdy na lekcji przyszła policja i ich zgarnęła. Sądzili, że smsów z bramki nie da się namierzyć. Finał? Natychmiastowe wydalenie ze szkoły, do tego zawiasy, bo nie tylko to gagatki mieli na sumieniu.

Warto było?

moje LO

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 640 (704)

#36795

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii o dżentelmenie, który skwitowawszy dziewczynę "że płaska" odwrócił się i poszedł w siną dal...

Mnie też łaskawy los postawił podobnego ynteligenta.

Swojego czasu mieliśmy z K półroczną przerwę, bo jednej z wielkich awantur o jakąś totalną duperelę.

I tak jakoś wyszło, że koleżanki postanowiły mnie uszczęśliwić i umówiły mnie z kuzynkiem jednej z nich. Opis w samych superlatywach, no cud, miód i orzeszki. Nie mając nic ciekawszego do roboty, poszłam na tę randkę w ciemno.

Pierwsze wrażenie niezbyt pozytywne. Przyszedł w wymiętym dresie i odrobinę woniało od niego przetrawionym alkoholem i petami. Wytłumaczył, że wczoraj był na kawalerskim i naprawdę przeprasza za swój stan, ale nie chciał odwoływać spotkania, skoro już obiecał.

Zamówił dla nas po piwku, usiedliśmy, gadka szmatka.
Kolejna wpadka gdy po wypiciu pierwszego kufla, zaczął się chwalić swoimi podbojami. W pewnym momencie zapytał mnie o moje "sukcesy" na tym polu. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że z moim (wtedy) eks straciłam dziewictwo i z nikim innym w łóżku nie byłam.

Niedoszły spojrzał na mnie nieco mętnawym spojrzeniem, uchylił usta i rzecze do mnie w te o to słowa:

- Fajna z ciebie dupa, ale sorry ja resztek po kimś zlizywać nie będę.

Księciu wstał, poszedł i tyle me oczy go widziały.

Cholera, musiałam zapłacić za 4 piwa i paczkę czipsów, z czego ja wypiłam jedno piwo, a czipsów nawet nie spróbowałam.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 701 (827)

#33044

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szwagier mój mieszka pod moim miastem, więc gdy chce odwiedzić moją młodszą siostrę, a jego dziewczynę, musi, póki co, korzystać z usług busów. I tak było i teraz..

Jedzie sobie, jedzie. Gdy nagle jego uszu dobiega damski głosik (P. stwierdził, że od tego głosu miał ochotę rz*gać tęczą, taki był "słodki i dziewczęcy"). Jedna z pasażerek postanowiła zadzwonić do córki:

- Cześć słoneczko! Jak się masz córeczko? Wpie*rdoliłaś już obiadek? Nie? To wpie*radalaj szybciutko, bo już późno jest. A i powiedz temu swojemu skur*wysynowi, że maszynę ma w szopie, bo coś tam pier*dolił, że będzie mu potrzebna. Tak, tak, już dojeżdżam. No papatki.

Ciszę jaka nastała w busie, można było nożem kroić...

bus

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 697 (801)

#26692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja to mam chyba szczęście do ludzi, dla których mój związek jest solą w oku...bo jak taka niska, grubawa dziewucha śmie mieć faceta, ba nawet z nim mieszkać i być szczęśliwa??

W moim bloku, tyle że w klatce obok, mieszka sobie maniurka. Wiek gimnazjalny, rozwiany włos, spodnie kończące się w połowie tyłka, bluzka to pępka, makijaż ala kurtyzana. Panienka owa, wymyśliła sobie, że mój Narzeczony (dalej zamiennie K. od imienia lub N od narzeczonego) jest ze mną zwyczajnie nieszczęśliwy i/lub zmuszam go w jakiś sobie tylko znany sposób do bycia ze mną.

Na początku niewinnie zagadywała gdy naprawiał samochód o godzinkę, czy co tam się popsuło, wdzięcząc się przy tym niemiłosiernie (wg niej seksownie, dla mnie śmiesznie). Potem czy by jej nie pomógł donieść zakupy z osiedlowego sklepiku do domu (jeśli spotykali się w sklepie, a że klatka obok, K. (wychowany w duchu, że jak kobieta prosi, sługa musi) jej nosił). Raz w ramach "podziękowania" za takie zakupy cmoknęła N w usta - Jego natychmiastowa reakcja, że on sobie tego nie życzy, bo nie jest pedofilem i przypomina, że ma żonę. Na tym skończyły się jakiekolwiek odezwy K na próby nawiązania przez nią kontaktu.

Panienka odpuściła? Taaa, jasne...

Zaczęły się plotki:
- Są razem, ale muszą się ukrywać.
- Gdyby tylko ONA chciała, to na pewno by coś z tego więcej było, ale boi się reakcji taty, jakby przyprowadziła kogoś tyle starszego od siebie.
- Za każdym razem jak mija z koleżanką K, który nie reaguje na jej "cześć" - a wiesz, znowu się pokłóciliśmy, bo nie chce odejść od żony.

I hit ostatniego tygodnia. Okazało się, że ja płacę K za to, że ze mną mieszka i chodzi ze mną za rękę na dworze...

Tylko nie wiemy, czy mam wykupiony jakiś abonament? Jakieś zniżki? Prenumeratę?

blok

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 722 (816)

#19375

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak może część już z Was wie, jestem osobą dość podłego wzrostu (159cm), z nadprogramowymi kg i dość przeciętną urodą, najczęstszy ubiór - glany, bojówki, bluza i słuchawki w uszach, lecz mimo tego jestem posiadaczką osobistego Narzeczonego, który jest przystojny, inteligentny i ma naprawdę zajebiste ciało. To tyle tytułem wstępu.
Teraz do rzeczy.

Miałam, proszę ja Was, koleżankę jeszcze z podstawówki. No może trochę więcej jak koleżankę, ale mniej jak przyjaciółkę. Sporo o sobie wiedziałyśmy, spotkanka nad piwkiem i głębokie dysputy na temat "czemu z tych facetów tacy idioci". Koleżanka owa, jest moim zupełnym przeciwieństwem - wysoka, szczupła, z tych co nogi ma do szyi, ubrana niczym prosto z żurnala, nigdy nie narzekała na brak adoratorów, czym ja niestety nie mogłam się pochwalić, więc większość rozmów toczyła się właściwie wokół jej, różnej maści i intensywności, romansów.

Lecz nadszedł ten czas gdy ktoś wreszcie połakomił się na me wątpliwej jakości wdzięki, ba, nawet wyznał miłość do grobowej deski, co okrasił dodatkowo jednym z najpiękniejszych pierścionków jakie w życiu widziałam. Koleżanka ta, dziwnie tą wiadomość przyjęła, nawet twierdziła, że nic z tego nie będzie, bo "to nie jest facet dla mnie". Mówię sobie, ok, twierdź co chcesz, nawet jeśli jeszcze Go nie spotkałaś (jakoś nie było okazji).

Po paru miesiącach lekkiego ochłodzenia stosunków (gdyż jej usilne próby nakłonienia mnie do zerwania z Lubym, działały mi zwyczajnie na nerwy, a motywy jakimi się kierowała poznałam dopiero później), spotkaliśmy się na jednej z domówek u wspólnych znajomych, gdzie zarówno my jak i ona mieliśmy nocować, gdyż domek położony jest kawałek od miasta.
Impreza jak to impreza, rozkręcała się, procenty miło szumiały w głowie, lecz wypity alkohol ma to do siebie, że lubi wyjść z człowieka w najmniej odpowiednim momencie.

Głęboko po północy, kiedy wszyscy spali w bardziej lub mniej dogodnej pozycji, usłyszałam zew natury z wyraźnie zaznaczonym kierunkiem na wc. Wyplątałam się z objęć Kochania i udałam w określonym kierunku.
Gdy wróciłam, zobaczyłam scenę która zagotowała mi krew w żyłach. Żmijka wpakowała się na moje miejsce i wtula w klatę Lubego jakby nic innego w życiu nie robiła (Kochanie Moje ma tak twardy sen, że bomba mogłaby wybuchnąć, a On co najwyżej przekręciłby się na drugi bok). Ja wrzask, co ona sobie myśli, że chyba jej się współrzędne pomyliły i ma w tym momencie zabierać dupę z mojego posłania (i od chłopa).
Pobudziłam wszystkich, w tym, o dziwo, Lubego, który był bardzo zdziwiony co robi obca panna na jego torsie i bardzo stanowczo ją od siebie odsunął (ha! nigdy nie zapomnę tej miny, jakby dotykał czegoś obrzydliwego). Reszta Znajomych widząc co się dzieje, kategorycznie wyprosiła dziewczynę,choć byli nawet na tyle mili, że zamówili jej taksówkę, oczywiście na jej koszt. W ten sposób zakończyła się całkowicie nasza znajomość.

Rano, gdy już wszyscy się obudzili, dokonano oświecenia mnie i Lubego. Jak się dowiedzieliśmy:
-mój ją zgwałcił
-uwiódł, okradł i zostawił
-tylko okradł
-kłamał, że zostawi mnie dla niej
-była z nim w ciąży (ale poroniła)
-wyjechali na tydzień w góry (dokładnie w tych samych dniach kiedy mój wyjechał do innego miasta.. z moim ojcem na fuchę)
-oświadczył się jej
-byli ustalić datę ślubu
-jest impotentem (jak się to ma do ciąży??)
-jestem z nim tylko dla pieniędzy (no ciekawe których;>)
Nie mówili nam tego wcześniej, gdyż nie chcieli nam psuć nerwów, każdy i tak znał prawdę, tylko nikt nie wiedział, czemu ona wymyśla te bajki.

Wspomniałam, że w końcu się dowiedziałam, jakie motywy nią kierowały. Otóż, po wielu prośbach, namowach jedna z moich koleżanek, która również była na w/w domówce, poszła wreszcie na "jedno piwko" z nią (bo ona tęskni, płacze po nocach, bardzo żałuje, nie wie co w nią wstąpiło etc), mając oczywiście małą misję dowiedzenia się czemu tamta usiłowała zniszczyć mój związek. Panna miała już odpowiednio w deklu i się wygadała - "nie pozwoli by taki gruby kaszalot jak ja, wcześniej wyszedł za mąż niż ona, kiedy ona nawet nie może sobie znaleźć faceta na stałe".
I jak to skomentować?

koleżanka

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 776 (866)

#17849

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zawsze się zastanawiałam, skąd Szanowni Użytkownicy mają tyle "kolejkowych" historii, bo mnie jakoś nigdy nic się nie zdarzyło...ale przyszła kryska na matyska.
Stoję sobie grzecznie w kolejce w małym, osiedlowym TESCO, trochę wnerwiona nagłym wyjazdem lubego do miasta rodzinnego (kumpel narobił rabanu, że rękę mu będą amputować..znając życie, rozciął sobie palec;/, ale nic, Moje Kochanie stwierdził, że przy okazji odwiedzi rodziców) i kupuję co nieco do szamania, jakie piciu oraz narzędzie Zła i Wszelkiego Chaosu - paczuszkę prezerwatyw ;)

Produkty na taśmie - już, już ma mnie Kasjerka kasować, gdy nagle czuję JEB w plecy. Odwracam się zdezorientowana, usiłując powiedzieć coś w stylu "odrobina uwagi nikogo jeszcze nie zabiła" gdy moje oczy ujrzały coś, z czym do tej pory mój mózg ma problemy z ogarnięciem - [M] monstrum płci kobiecej, wielkości małego samochodu w ciuchach tak obcisłych, że kupowała je chyba w sklepie dla lalek, z włosami ułożonymi w wieżę (ale chyba raczej tą w Pizie) + oczoje*na różowa grzywka, makijaż ala 5latka + kosmetyczka mamy i drze się na mnie:

[M]- Ty się przesuń! Teraz mnie skasują, MNIE!! PORZĄDNĄ POLKĘ I KATOLICZKĘ! A NIE TAKĄ PUSZCZALSKA JAK TY! JAK W OGÓLE ŚMIESZ PRZYCHODZIĆ TU, GDZIE I JA JESTEM??JA SZÓSTKĘ DZIECI WYCHOWAŁAM!! (no tak, bo ja jestem alfą i omegą i wiem, gdzie i kiedy takie indywidua łażą) BLA, BLA, BLA (dalej inwektywy w moim kierunku)
Nie przeczę, przez chwilę przybrałam klasyczną minę w stylu o.O, ale się opanowałam, w chwili gdy Janie Pani Polka i Katoliczka brała oddech, odezwałam się słodkim do bólu głosem:

[J] - Ale pani wie, że to grzech, zazdrościć komuś??
[M] - A niby czego ja mam tobie zazdrościć?(ton pełen pogardy)
[J] - A tego, że ja mam z kim te PREZERWATYWY zużyć (pac łapka, by pokazać obrączkę)...ale proszę się nie martwić, może i kiedyś spotka pani tego, który będzie jeszcze panią chciał. Tylko radziłabym zmienić trochę image, bo w takim to nawet clowna pani nie złapie...
Myśląc (o naiwności), że rozmowa skończona, odwracam się by zapłacić za moje zakupy, które w między czasie zostały już skasowane i słyszę:

[M] - Proszę doliczyć to do rachunku, ta szmata zapłaci.
No uj mnie jasny strzelił.
[J] - Po pierwsze na jednym gównie razem się nie ślizgałyśmy, więc nie życzę mówienia do mnie per Ty, po drugie czy ja kobieta lekkich obyczajów wyglądam na jakieś Caritas czy inny MOPS?Mam panią w dowodzie i rodzinne biorę, że mam płacić za cudze zakupy??
[M] - Skoro pracujesz w najstarszym zawodzie świata to pewnie masz pieniądze, ja jestem tylko biedną rencistką, a dzięki temu przypodobasz się BOGU!!Więc masz za to zapłacić kobieto lekkich obyczajów (tiaaa, zakupy za ponad 200 zł, a mnie jakieś 5 zł zostało), albo dzwonię po policję i powiem, że mnie obraziłaś i okradłaś!! - chytra minka, jaka to ona cwana nie jest.
[J] - A se dzwoń!! Po pierwsze świadkowie muszą zeznawać prawdę, a to pani mnie zwyzywała, pomówiła, próbowała zmusić do zapłacenia za swoje zakupy i jeszcze szantażuje, że fałszywie mnie oskarży... wie pani, ze na każdy z tych rzeczy jest osobny paragraf??

Podczas kłótni, pakowałam swoje zakupy, prezerwatywy ostentacyjnie schowałam do tylnej kieszeni spodni. Gdy spakowałam, uśmiechnęłam się do Kasjerki, podziękowałam jej, życzyłam miłego dnia i udałam się do wyjścia.. I to mógłby być koniec historii, ale...zatrzymałam się by założyć słuchawki i puścić muzykę.
W tym momencie dobiegło moich uszu:

[M] Jak taka kobieta lekkich obyczajów śmie się pokazywać między szanującymi się ludźmi?? bla bla bla
Wtem odezwał się jakiś [D]ziadzio, stojący i pakujący spokojnie swoje, skromne, zakupy i był świadkiem całej akcji.
[D] - Oj Zocha, Zocha...zapomniał wół jak cielęciem był? Nikt tak na całej ulicy dobrze dupy nie dawał jak ty...owszem szóstkę wychowałaś, ale każde z innym ojcem, z czego do dwójki nikt się nie chciał przyznać, prawda? A Młoda - kiwnął w moim kierunku - skoro ma obrączkę, znaczy mężatka, a że się zabezpiecza to chwała jej za to..przynajmniej będzie miała czas i chęci na wychowanie dziecka i nie powyrastają takie chwasty jak twoje...

Monstrum już nic więcej nie powiedziało. Ja włączyłam muzykę i poszłam do domu...

kolejka

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 852 (1052)

#10332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że od jakiś dwóch lat mój 80-letni dziadek mdleje, gdy się za bardzo schyli, toteż zostałam oddelegowana do mieszkania z dziadkiem.

Była zima, weszłam tylko na chwilę do domu, zostawić tylko torbę z laptopem i miałam iść do Tesco w celem zakupienia tego i owego. W momencie gdy w przedpokoju stawiałam torbę, zobaczyłam jak mój dziadek, z pełnym impetem upada, okulary w drobny mak, nie rusza się (przez sekundę myślałam, że to już koniec). Podbiegam do dziadka. Jest tętno, więc dziadka cucę, jednocześnie krzycząc do mojej młodszej siostry (która akurat też była u dziadka) żeby dzwoniła na pogotowie, bo dziadek ma strasznie rozcięty łuk brwiowy i masa farby leci.

Najpierw pani dyspozytorka twierdzi, że Młoda robi sobie jaja i nie wyśle karetki (ja zła już, roztrzęsiona) każę siostrze włączyć na głośnomówiący. I w te słowa:
-[J] - Proszę pani, dziadek przed chwilą zemdlał, parę razu mu się już zdarzyło, ma cukrzycę, jest po zawale, ma 80 lat i łuk brwiowy do szycia.
-[D] - A skąd pani wie, że akurat do szycia? Nie zna się pani, a diagnozy stawia!!
-[J] - Bo cholera mam oczy i widzę, do tego nie trzeba kończyć Harwardu!!
Pani wysłała karetkę, która była u nas dopiero po pół godzinie!
W tym czasie dziadka z kuchni przetransportowałam do pokoju, dziadek słaby, blady niczym duch.

Przybyli ratownicy. Ledwo spojrzeli, i powiedzieli, że dziadkowi nic nie jest. Spanikowałam, że kara będzie za bezpodstawne wezwanie karetki. Patrzę na nich zdumiona, gdyż traktują mnie jak gówniarę niespełna rozumu. Mówię i tłumaczę jak krowie na rowie co i jak. W końcu dali mi znać łaskę pana, dziadkowi zakleili zwykłym plasterkiem łuk brwiowy, wydarli się w międzyczasie na mnie, że usiłuję ubrać ciepło dziadka (zima - 15 stopni na dworze!) i wzięli do karetki.

Jak się okazało, dziadek miał spadek cukru, do tego uraz w karku co powodowało omdlenia, założono mu 4 szwy na łuk (miałam rację).

Panowie ratownicy na dzień dobry od lekarki dyżurującej dostali opieprz, za to, że tego łuku nie opatrzyli porządnie i że dziadek jest tak lekko ubrany.

kielce, szpital na czarnowie

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 488 (552)