Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

nuclear82

Zamieszcza historie od: 5 czerwca 2011 - 0:13
Ostatnio: 10 marca 2019 - 17:59
  • Historii na głównej: 21 z 42
  • Punktów za historie: 11007
  • Komentarzy: 885
  • Punktów za komentarze: 5619
 
zarchiwizowany

#12772

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O obrończyniach czystości rasy polskiej, tych z antenkami na głowach.

Opalać się bardzo lubię i robię to około 6 miesięcy w roku, przy czym przez 3-4 przybieram czekoladowy kolor. Mówcie co chcecie, ja to lubię a jeszcze nigdy w życiu się nie spaliłem na czerwono mimo że filtr UV to największy wróg.

Było to koło 10 maja, po wielu pogodnych dniach byłem już bardzo ciemny, niewielu osiąga taki kolor nawet na urlopach nad Morzem Śródziemnym ^^ Idę sobie spokojnie z moją 70-kilową bestią wybiegać ją na dużą łąkę nieopodal i widzę trzy moherki jak wgapiają się we mnie jak sroki w gnat. Będzie akcja - myślę sobie. I się nie myliłem :D

Już z daleka słyszę skrzeczące 80-tki
[M1] Patrzcie go, Cygan jakiś!
[M2] No, tego psa to pewnie ukradł! Takich to powinni na Sybir wywozić!
[M3] Złodziejstwo się szerzy, za moich czasów to było inaczej...

hmm... to że zostałem wzięty za Cygana jeszcze przejdzie (wszak nic do tego narodu nie mam) jednak te babcie były wyznawczyniami równoważenia pojęcia Cygan z pojęciem złodziej.

[j] Przepraszam, a co się paniom we mnie nie podoba?
[M1-3] Wypi**** stąd złodzieju! Ja po policję zadzwonię! A ten pies jeszcze mnie zje! Pozwę Cię! Zniszcze Cię! Spalisz się w piekle kupo gówna! i tego typu wyzwiska jakieś 5 minut
[j] (bezczelnie lekceważącym tonem) Mówiłyście panie coś? Bo wiecie, ja kiepsko słyszę trochę bo po zabiegu jestem.
[M1-3] Krzyki raz jeszcze, w tym że mam zabierać psa bo ją zje
Na co odpowiadam
[j] Pani... pani to się nawet na parówki nie nadaje! A co dopiero na mięso dla mojej Sary. Gdzie takie stare jakieś, pewnie z tysiącem chorób.

No i babinki zatkało :P Ulotniły się w tempie jakieś 25 km/h. A najlepsze jest to że byłem 150 metrów od swojego ogródka a radiomaryjne babsztyle przyjechały do kogoś tam z rodziny przez pół Polski. Na szczęście jeszcze tego wieczoru ich nie było i do tej pory nie ma. A od sąsiadów usłyszałem że w czasie kilkugodzinnego pobytu zdążyły 3/4 wioski zrugać od najgorszych.

Elitarna jednostka uderzeniowa MOHER

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (182)
zarchiwizowany

#12749

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O bałaganie w papierach UPC - dostawcy internetu, telefonii i telewizji.

Z samego dostawcy jestem bardzo zadowolony bo mam naprawdę dobre usługi (50 Mb/s, 240 min do wszystkich poza Play i cyfrówka z 9 kanałami HD - a to wszystko za 120 zł/mc) ale jakieś półtora roku temu spotkała mnie dziwna dosyć sytuacja która ciągnęła się miesiącami.

Otóż na moim profilu niespodziewanie pojawiła się wpłata w wysokości 250 złotych co zaowocowało moim ujemnym saldem (nadpłata 120 kilka zł!). Przeglądnąłem historię przelewów, no za cholerę nie płaciłem im 250 bo niby czemu? Zadzwoniłem do nich, konsultantka powiedziała że jednak musiałem wpłacić bo jest u nich taka wpłata i mam po prostu nadpłatę, i kolejną fakturę mogę zapłacić pomniejszoną o to saldo. Ja wiedziałem że coś tu jest nie tak ale dwa kolejne telefony - to samo. Olałem sprawę, po 5 miesiącach (!) przychodzi mi SMS informujący o zadłużeniu na kwotę 137 zł (!! zawsze rachunki płaciłem kiedy tylko się pojawiły). Okazało się że klient który zapłacił te 250 zł źle wpisał numer faktury w tytule przelewu i kasa poszła na "mój" rachunek. Wyrównałem to, potem już wszystko było OK. Jestem tylko ciekaw co przeżywał ten który wpłacił te 250 zł a rachunek miał niezapłacony (no bo płatność poszła za moją fakturę a nie jego) i przez 5 miesięcy męczył się z wyjaśnieniem sprawy.

Także dokładnie sprawdzajcie wszystkie numery faktur, rachunków etc. bo potem jedna literówka może przyprawić Wam kilka miesięcy bojów o swoje.

UPC

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (42)
zarchiwizowany

#12037

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jeszcze jedna historia z pociągu, tym razem zabawna :)

Wsiadłem już do pociągu z myślą o powrocie do domu gdy przypomniałem sobie że przecież mój bilet miesięczny był do wczoraj! Do odjazdu może minuta, nie ma szans zdążyć do kasy i z powrotem.

Przebijam się przez cały skład w celu zakupu biletu u konduktora, z nadzieją że może nie będę musiał płacić tego piątaka kary za wydanie biletu w pociągu (sam bilet kosztował 2.06 i 250 procent dopłaty raczej mnie nie zachwycało). W służbowym przedziale 3 konduktorów, dwóch wąsatych facetów i jedna sympatyczna babka koło 35 lat.

[J] Dzień dobry, prosiłbym bilet do Katowic. Zapomniało mi się o miesięcznym który był do wczoraj.
[K1] No OK, ale będzie 5 zł drożej
[J] (stęk) Naprawdę muszę dopłacać?
[K1] Niestety, takie zasady. Są kasy, stoi nawet automat.
[K2] Eee, podaruj mu to. Biedny student...
[K1] Jaki on tam biedny! Więcej od nas razem wziętych pewnie ma!

Dodam że ubrany byłem na sportowo i ledwo mi kasy na ten bilet starczyło, zostało może 15 groszy :)

PKP

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (83)
zarchiwizowany

#12032

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Usłyszane od pani fryzjerki u której obcinałem się ok. miesiąc temu

Mój ulubiony salon został zamknięty do odwołania a włosy nieobcinane od stycznia zaczynały nabierać długości. Trzeba było się gdzieś obciąć, udałem się do nowego punktu otwartego w budynku o bardzo bogatej historii, włącznie z wideoteką moich rodziców.

Podczas strzyżenia miła pani opowiedziała mi że wczoraj cięła sympatycznego dziadka. W czasie rozmowy [D]ziadek wtrącił jedno kluczowe zdanie
[D] Wiele rzeczy w życiu widziałem ale nigdy by mi nie przyszło do głowy że będę się strzyc u rzeźnika!

fryzjer

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 43 (159)
zarchiwizowany

#11771

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielni robotnicy.

2 lata temu przeprowadziłem kapitalny remont mieszkania u rodziców. Zaczęliśmy od łazienki - najdroższe i najwięcej babrania. Znajomy polecił nam dwóch panów co zajmują się właśnie takimi remontami. Zamówiliśmy, ustaliliśmy kosztorys i od 6 lipca miał się rozpocząć remont. Mieli przychodzić w dwójkę i pracować od 7 do 20 - żeby to jak najszybciej zrobić, wszak jeżdżenie 2 km do babci w celu kąpieli lub potrzeby nie należy do przyjemności. Panowie zapewnili że robota zajmie im około 10 dni - OK, da się przeżyć. Chcieli za to po 2 tysiące od łebka samej robocizny, drogo nieco ale kolega mówił że robią dobrze więc czemu nie?

Pierwsze 3 dni bez zarzutów, robili te 13 godzin, nie pili i nie opieprzali się. Jednak już czwartego dnia zaczęły się schody bo panowie przyszli dopiero o 11 bez żadnego uprzedzenia. Z dnia na dzień było coraz gorzej, często przychodził tylko jeden i dopiero w godzinach południowych, kończyli też wcześniej. Remont przeciągnął się do ponad 20 dni - lipiec się skończył a łazienka nadal nie była w pełni funkcjonalna. Sodoma i gomora, telefonów nie odbierali, przychodzili kiedy im się chciało a tłumaczyli to tym, że mają jednocześnie inną fuchę. Halo, ale nie taka była umowa! Przez roztrzepanie fachowców zawsze ktoś musiał być w domu a rodzice emerytami jeszcze nie są i często wiązało się to ze sprowadzaniem ponad 80-letniej babci. Nie mówiąc o niemożności zaplanowania niczego na więcej niż dwie godziny naprzód i nieczynnym kibelku.

No dobra, remont skończyli 3 sierpnia. Podziękowaliśmy im za resztę pomieszczeń które zrobił znajomy mamy z pracy - robił sam a uwijał się szybciej niż tamci w dwójkę i na dodatek skasował mniej. Zrobił także do porządku czego nie można powiedzieć o łazience...

No właśnie, na pierwszy rzut oka wyglądała dobrze. Po około pół roku zaczął dawać się we znaki silny zapach wilgotnego gruzu, dochodzący nie wiadomo skąd. Okazało się że panowie fachowcy zakafelkowali około 70 kg gruzu pod wanną nie mówiąc o tym że nawet nie przeczyścili pieca z ogromnej ilości pyłu - powodowało to jego duszenie się i zapalał często za 4-5 razem marnując gaz i dużo wody.

Panowie ci robili równocześnie remont sąsiadowi około 250 metrów dalej i tam też niezłe akcje odstawili - np. ukradli całe wiadro gładzi tynkowej wmawiając mu że zużyli. Kupił on cztery wiadra owej gładzi, zastał w mieszkaniu 2 puste i 3-cie prawie puste ale za nic w świecie nie mógł znaleźć czwartego.

remont

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (125)
zarchiwizowany

#11299

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O piekielnych oszustach akwizytorach z którymi sam przez kilka dni współpracowałem.

Działo się to kilka lat temu kiedy po zdanej letniej sesji postanowiłem popracować dorywczo - co by mieć trochę swojej kasy a nie wiecznie ciągnąć od rodziców.

Znalazłem w internecie ogłoszenie z owej firmy - napisane stylem "propozycja nie do odrzucenia" tj. młoda kadra, wysoki zarobek, możliwość szybkiego awansu, brak wymagań etc. Jako że były to moje pierwsze kroki na tzw. rynku pracy "łyknąłem" to ogłoszenie jak ryba wielkiego tłustego robaka na haczyku. Po złożeniu aplikacji online już na drugi dzień telefon z zaproszeniem na rozmowę.

Przychodzę, "rozmowa" trwała 2 minuty po czym nażelowany szef z radością przyjął mnie do pracy od zaraz. Nie zraził mnie fakt, że to co mówił nieco odbiega od treści ogłoszenia (tj. forma pracy). Zza drzwi słychać było śmiechy i liczne przekleństwa - czyli bawią się dobrze. Praca jak praca, wywożono nas nawet 100 km za miasto gdzie każdy dostawał swój rejon i chodził po wszystkich domach próbując wcisnąć naiwnym ludziom abonament telewizji cyfrowej w cenie 3 razy przekraczającej tą oferowaną w punkcie tej telewizji. Temu wozili nas po największych "zadupiach", gdzie do najbliższego punktu 50 km. Oczywiście wymiar godzin podany przez szefunia nijak miał się do rzeczywistości i z terenu zjeżdżaliśmy dopiero jak miejscowi ludzie zaczynali marudzić kto po nocach łazi im po wsi. Z racji tych bardzo dalekich dojazdów w domu nie było mnie przeciętnie od 9 do 23 a praca miała być po 8 godzin! Przez pierwsze 4 dni jeszcze nie wiedziałem jakie wałki robią te firmy więc przykładałem się do roboty i podpisałem kilkanaście umów, każda rzekomo płatna 100 zł. Potem poczytałem trochę o tych firmach i z każdym dniem miałem coraz większe wątpliwości czy w ogóle zapłatę dostanę. Ostatnie 5 dni spędziłem głównie na rozmowach z mieszkańcami wiosek którzy w większości baaaardzo rzadko mają gości i tak leciał mi czas. Szef zaczął się denerwować czemu nie mam wyników. Dziesiątego dnia przyszedłem sportowo ubrany (obowiązywał tam dress code - upał jak cholera ale pełny garniak trzeba mieć!) i złożyłem wypowiedzenie. Szef zrobił teatralną minę (czemu odchodzisz) i powiedział że po kasę mam zgłosić się jutro. I przyszedłem dostając...300 złotych za 9 dni pracy po kilkanaście godzin dziennie. Na kartce było policzone 6 dni po 50 więc wg nich 3 dni pracowałem za darmo.

Z moją umową też były jaja, podpisałem ją ale nie mogłem się doprosić o kopię - pewnie żadnej umowy nie było i pracowałem "na czarno". Później okazało się że mój staż pracy w tej firmie to normalka - rotacja jest tam niesamowita a firma żyje właśnie z takich naiwnych co łykną bajeczki szefa. Resztę wakacji przepracowałem na budowie gdzie mnie wkręcił kolega z osiedla i kasa była tam 5 razy większa niż w tej firmie (w przeliczeniu na godzinową) :)

Do końca wakacji firma zamieściła na jednym portalu to ogłoszenie aż 7 razy - za każdym razem pisane identycznym stylem, za każdym razem ilość złożonych aplikacji była 3-cyfrową liczbą.

Wiem, sam jestem sobie winien ale nie wiedziałem wtedy o tym nic a internetu w domu także nie miałem.

direct dystrybucja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (148)
zarchiwizowany

#11298

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Skoro o "akwizytorach parkingowych" to dorzucę przygodę kolegi :)

Pojechał zatankować na stację, zapłacił, wsiadł i już miał odjeżdżać a "wyrosły" obok niego 2 młode dziewczyny. I zaczęły mu wciskać swój cudowny towar, reklamowały że ten zapach to to a ten jeszcze fajniejszy itd. Wcisnęły mu do ręki najpierw jeden flakon mówiąc że to prezent, niedługo potem drugi. Znajomy widząc to odpalił silnik i niewiele myśląc odjechał energicznie zostawiając osłupiałe panienki ze szczękami na ziemi :D Dają to bierz!

Od innego znajomego zasłyszał że najpierw wciskały to potencjalnym klientom do rąk a potem chciały 100 zł, opornym klientom były w stanie zejść do 70. A same perfumy - nic nie warte podróby, w dodatku okropne zapachy. W rozlewni dostaniecie pół litra tego za kilkanaście złotych choć moim zdaniem i tak nie warto bo zapach jest nie do wytrzymania, zwłaszcza latem.

uliczny handel perfumami

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (137)
zarchiwizowany

#11007

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
To, że zakupy dobrze robią zdrowiu wie chyba każda kobieta. Jednak najlepsze działanie lecznicze wykazują one na schorowanych starowinkach, które na dźwięk słowa "promocja" osiągają prędkości niewiele mniejsze od zawodowych sprinterów.

Przekonałem się o tym dzisiaj robiąc zakupy w znanym wielkopowierzchniowym markecie na literkę G. Godziny południowe zatem gros klienteli stanowią właśnie ludzie 60+. Kupuję sobie spokojnie, z megafonów rozchodzi się informacja o dość sporej promocji na dziale mięsnym (często spotykane zjawisko gdy produktom kończy się okres przydatności do spożycia). Odwracam się i co widzę? Zacięty wyścig wózków prowadzonych przez moherową armię Ojca Imperatora. Musiałem naprawdę szybko czmychać w boczną alejkę bo 5 sekund później pewnie leżałbym na ziemi przejechany i przydeptany przez stado biegnących emerytów. Co ciekawe mimo panującej temperatury (30 stopni w cieniu) część z nich nadal miała na głowach charakterystyczne berety z antenką!

Wciąż zastanawia mnie skąd ci ludzie nagle biorą takie pokłady energii a w codziennym życiu są już jedną nogą na tamtym świecie (przynajmniej takie sprawiają wrażenie swoim wiecznym marudzeniem na wszystko)

Geant

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 57 (125)
zarchiwizowany

#10928

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia nie piekielna, w ogromie opowieści o niekończących się przeprawach z reklamacjami myślę że przyda się jedna opisująca zjawisko zupełnie przeciwne :)

Kupiłem sobie w pewnym internetowym sklepie niedrogą wiatrówkę i kilka T-shirtów. Takie "do ciorania" w których nie żal mi iść na trening, basen czy nawet do jakiejś "brudnej" pracy typu malowanie. Wszystko sprawnie przyszło, kurtka z wyglądu ładna - z racji ceny (80 zł) nie oczekiwałem że wytrzyma dłużej niż jeden sezon. Kurtka okazała się jednak wyjątkowo niskiego gatunku i już po tygodniu pojawiły się spore (2-3 cm) pęknięcia na spoinach materiału, a tam gdzie jeszcze nie było wkrótce by się pojawiły. A szczególnie "ciorana" nie była, ot trochę roweru i biegania. Wypełniłem stosowny papierek i odesłałem paczkę pod odpowiedni adres zwykłą przesyłką pocztową za 9 zł z hakiem (za kuriera płaciłem 20). Nie liczyłem na cuda, pomyślałem że dobrze będzie jak za 2 tygodnie dotrze i zwrócą choć część kasy za kurtkę.

Już po dwóch dniach (!) dzwoni telefon z rzeczonego sklepu i miła Pani oznajmia że wróciła do nich paczka i o co chodzi. Wyjaśniłem że w środku znajduje się również wniosek reklamacyjny jeśli jakimś cudem go przeoczyli. Faktycznie, Pani po 3 minutach oddzwoniła i powiedziała że przelew już poszedł.

Mocno się zdziwiłem gdy na konto wpłynęły nie tylko całe pieniądze za kurtkę ale też koszty obydwu przesyłek czyli łącznie 109 zł! Czyli jakby nie patrzeć za przesyłkę koszulek nie płaciłem nic. Koszulki także jakością nie powalają, już po kilku dniach mocno się "zcićkały" ale jak mówiłem - z tego się nie będzie strzelać i używam ich do tej pory a akcja wydarzyła się pod koniec lutego.

Denley

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (146)
zarchiwizowany

#10889

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zasłyszane od kolegi zajmującego się pracą w laboratorium - reakcje chemiczne maści wszelakiej. Piekielna była firma sprzedająca niezbędny do jego pracy sprzęt.

Potrzebowali akurat małego reaktora, który miał coś tam syntezować w temperaturze około 700 stopni C. Zamówili więc stosowny sprzęt za niemałą kwotę 40 tysięcy zł. Po 2 tygodniach dostarczono sprzęt, kolega od razu zauważył że coś tu jest nie halo bo reaktor był przeznaczony do czegoś zupełnie innego i miał znacznie niższy zakres temperatur pracy. Panowie "fachowcy" z firmy dzielnie jednak się zapierali przy swoim że to ten i będzie działał. Pojechali, czas odpalić reaktor.
Nie zdziwi Was zapewne że kolega jednak miał rację - po osiągnięciu temperatury około 650 C reaktor dosłownie zaczął się topić (!) i odmówił posłuszeństwa niemal natychmiast. Zgłosili reklamację i firma przysłała nowy reaktor po około miesiącu. Co się okazało? Przysłali dokładnie to samo urządzenie mimo że kolega wielkimi bykami wysmarował do czego będzie przeznaczony i co ma wytrzymać! Tutaj już mu nerwy puściły, przyszykował sobie wszystkie papiery i wezwał technika z firmy. Technik oczywiście mówi że będzie działał i wszystko pięknie. I tutaj na własne oczy się przekonał że niestety ale się mylił podobnie jak poprzednicy... Reaktorek zachował się dokładnie tak samo - 5 minut i czuli przyjemny zapaszek palonych/topionych elementów sprzętu... Technik zrobił wielkie oczy, coś tam poprzebąkiwał i poszedł.
Kolega wraz z ekpią stracili półtora miesiąca i 80.000 zł a reaktora wciąż nie mieli. Cóż, zamówili sprzęt z innej firmy, po półtora tygodnia przyszedł taki jaki powinien (hurra!) i w dodatku kosztował kilka tysięcy mniej niż "cudowne" wynalazki poprzedniej.

Dwa lata toczyły się boje prawne z firmą o zwrot 80 tysięcy ale na szczęście zakończyły się sukcesem.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (179)