Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

singri

Zamieszcza historie od: 13 września 2011 - 4:02
Ostatnio: 7 marca 2024 - 14:39
  • Historii na głównej: 109 z 140
  • Punktów za historie: 17418
  • Komentarzy: 1833
  • Punktów za komentarze: 12355
 
zarchiwizowany

#80580

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przed chwilą była u mnie matka. O 15 spotkałyśmy się na cmentarzu, obeszłyśmy groby, odprowadziła mnie do mieszkania, zawinęła się i poszła. Przez tę godzinę zdążyła pożalić się na rodzinkę, pochwalić się nową pracą i obsztorcować mnie za nie takie buty, kurtkę, czapkę i rękawiczki mojego dziecka.

Nie zdążyła natomiast zapytać mnie o pobyt u moich (Daj Boże) przyszłych teściów. Ani o samopoczucie. Jak zwykle zresztą.

Właściwie zapytała tylko, czy pożyczę jej pieniądze.

Czy ja w ogóle obchodzę tę kobietę?

Rodzinka a niech ją...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (26)
zarchiwizowany

#78238

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ech...

Sama historia jest błaha. Być może nie warta nawet miejsca na tej stronie. Ale muszę.

Dzięki temu, że mam dziecko, zaczęłam oglądać kreskówki. Niedawno trafiłyśmy w TV na serial animowany z uniwersum "Transformers". No i wsiąkłam...

Dziś leci na TVN część pierwsza "Bayformers", czyli filmu fabularnego z tegoż uniwersum. Wcześniej nie miałam okazji go zobaczyć, ale też mi nie zależało. Teraz mi zależy.

Ponieważ moja mama ma w zwyczaju dzwonić do mnie z każdym drobiazgiem, grzecznie ją uprzedziłam, że po 20:00 mnie nie ma.

Efekt?

Ok. 20:30 telefon zadzwonił po raz pierwszy. Nie odebrałam, ale za trzecim razem pomyślałam, że to chyba coś ważnego.

A jakże.

Leci "Taniec z gwiazdami". I za chwilę będzie tańczyć głuchoniema kobieta. I mam koniecznie zobaczyć.

- Dzięki, mamo, ale leci film, który chcę zobaczyć od kilku miesięcy, więc raczej nie skorzystam... Film okazał się ciekawy, wciągnął mnie, więc tym bardziej...
- Ale wiesz, to jest nieprawdopodobne, żeby głuchoniema tak pięknie tańczyła... No coś pięknego... Zaraz będą tańczyć.
- A u mnie zaraz będzie najlepsza akcja (widziałam urywki na jutubie, ale to nie to samo).
- Dobra, cześć, oglądaj sobie.


Zadzwoniła dwadzieścia minut później, z pytaniem, czy nie przełączyłam, żeby obejrzeć ten taniec.

No wkurzyłam się lekko...

- Nie, nie przełączyłam. Oglądam film. Film, na którym mi zależało.
- Ja tam wolę taniec od filmów.
- A ja wolę filmy od tańca.
- Dobra, cześć.

To nie jest pierwszy raz, kiedy moja matka stawia swoje upodobania i chęci ponad moimi... Kreskówki są głupie, robótki ręczne bezsensowne, a książki to zbędne wydawanie kasy. Jedyne sensowne hobby to granie na telefonie i oglądanie reality-show...

Ja nie twierdzę, że to są złe zainteresowania. Ale niech przestanie bagatelizować moje!

No, ulało mi się. Dzięki za uwagę.

PS: Nie wyłączyłam ani nie wyciszyłam telefonu, ponieważ moja mama, jeśli nie dodzwoni się do mnie, dzwoni np. do mojego ojca. Który mieszka trzy mieszkania ode mnie, więc zawsze może się przejść i sprawdzić, czemu nie odbieram.

Rodzina

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 61 (161)
zarchiwizowany

#76449

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Święta, święta i po...

Nie no, w tym roku narzekać nie mogę. I rodzinka zachowywała się na poziomie, i "Mikołaj" wcześniej gruntowny wywiad zrobił, więc prezenty raczej w guście*. Nawet babcia, na którą zawsze narzekam, w tym roku traktowała mnie na równi z pozostałymi członkami rodziny. Normalnie cud miód.

Do czasu.

Jak wiecie, mam dziecko. Jedno. Na pińcet plus się nie łapię, dochód za wysoki. A nawet jakbym się łapała, to i tak bym nie złożyła.

Temat oczywiście wypłynął. O ile kwestię dochodów jakoś rodzinka przełknęła, o tyle komentarza już nie.

Jak to byś nie złożyła? To jest sześć tysięcy rocznie! Samochód byś kupiła! Na wakacje pojechała! Na ciuchy byś miała!

Otóż nie. Nikt mnie nie pytał, czy chcę, by 500+ wprowadzono, a tak się składa, że nie chciałam. Nie trafia do mnie ten pomysł i już. A nie jestem hipokrytką, jak mówię, tak robię.

Zresztą nie ma o czym gadać, bo i tak się nie łapię.

Otóż nie, zdaniem mojej rodzinki jest o czym gadać. Bo jak to, że ja nie chcę dostać, jak mi dają? Powinnam chcieć i żałować, że się nie łapię!

Oczywiście nie tyle chodzi mi o politykę, co o podejście mojej rodziny - masz chcieć tego, co my uważamy za dobre i już!



*Prezenty nie były oczywiście drogie. Ale za 40 zł można kupić dobry krem do twarzy, którego nie zużyję, albo pachnące płyny do kąpieli, które zużyję z przyjemnością. Można kupić dziecku dwudzieste puzzle, a można (jak moja daj Boże przyszła bratowa) blok techniczny, papier holograficzny i dziurkacz-motylek.

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (144)
zarchiwizowany

#74557

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dość długo zastanawiałam się, czy dodać tę historię. Na plus świadczy to, że jest niewątpliwie piekielna. Na minus - nie wydarzyła się ani mi, ani moim znajomym. Znam ją z telewizji. Niech piekielni zadecydują.

Bardzo lubię oglądać stare odcinki "Katastrof w przestworzach". Kilka tygodni temu trafiłam na naprawdę wredny przypadek...

Leci sobie samolot z Danii do Szwecji, czy jakoś tak. Nagle silniki zaczynają się krztusić. Pilot zmniejsza ciąg, żeby się uspokoiły (standardowa procedura). Po chwili ciąg zwiększa się sam z siebie, co dobija silniki. Samolot zaczyna spadać. Obaj piloci walczą o życie swoje i pasażerów i wygrywają, mimo że samolot się rozbił, nikt nie zginął.

Dochodzenie wykazuje, że... Piloci mają w zwyczaju lekko zmniejszać ciąg, gdy przelatują w nocy nad miastami. Więc producent zainstalował system, który ma temu zapobiec. Nie poinformował o tym swoich klientów, piloci nic nie wiedzieli o tym "udoskonaleniu".


Krótko mówiąc - piloci są debilami, którzy na pewno rozbiją samolot, jeśli im nie przeszkodzimy.

Kapitan samolotu już nigdy nie wszedł do kokpitu. Nie dziwię mu się...

Odpowiadając na pytania edytuję: Seria 10, odcinek 3. "Zdradzony pilot". Dziękuję Szwa i PiekielnyDiablik.

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 39 (117)
zarchiwizowany

#73490

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Fala na pedalarzy, to i ja:

Moje miasteczko na pierwszy rzut oka jest rajem dla pieszych i rowerzystów. Kierowcy mają gorzej, korki. Drogi dla rowerów są, w większości wyasfaltowane, równe, widoczność pełna. Np do biedronki spokojnie dojadę DDR. I wszystko byłoby ok, gdyby nie ludzka głupota.

1) Jadę "ścieżką", obok mam chodnik. W moją stronę zmierza wesoła grupa młodzieży, idą bądź jadą na rowerach z żółwią prędkością. Środkiem jezdni.

Ja: Zapraszam na ścieżkę, bo nam nowych nie zrobią!
Młodzi: Co? Wal się!

Minęłam ich, zanim wymyśliłam ripostę.

2) Miejscowe targowisko, weszłam, bo mi się truskawek zachciało do pracy kupić. Prowadzę rower, ścisk niemożebny, nagle dzwonek. I gromkie "No z drogi, nie widać, że jadę?"

3) Wracam z pracy, nie spieszę się, a mam ochotę posłuchać muzyki. To prowadzę welocypeda po chodniku, w łapie szmaltfon i wybieram piosenki. Nagle zza moich pleców wyjeżdża babcia, ledwo mnie mija na wąskim chodniku i częstuje spojrzeniem godnym bazyliszka. Nie, nie dzwoniła. Muzyka jeszcze nie była włączona, usłyszałabym.

4) Chodnik szeroki, pusty, ale przede mną dwa przejścia dla pieszych. To znów prowadzę. Stoję, czekam na okazję do przejścia. Zrównał się ze mną pedalarz, zsiadł, czeka. Kierowcy przepuszczają, pedalarz wsiada i jedzie. Zyskał całe półtorej sekundy, a i tak go potem wyprzedziłam.

Naprawdę, nie rozumiem, czemu kierowcy i piesi narzekają na rowerzystów... (ironia off)

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 29 (97)
zarchiwizowany

#67565

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wyżalę się, a co.

Od dłuższego czasu wpienia mnie jedna rzecz. Te słynne "silne i niezależne kobiety", które podobno mają po dziesięć kotów, dziurawią nakrętki od słoików i uciekają z domu na widok pająka. Oczywiście rzeczone kobiety usychają z tęsknoty za silnym mężczyzną, ale żaden nie jest na tyle głupi, żeby się z taką związać.

"Posłuchaj pan, panie Orła Cień!"

Miałam faceta, który mnie bił. Odeszłam z jedną torbą i dzieckiem na ręku, mając w perspektywie tylko pokój w ośrodku. Dziewięć miesięcy na pomocy OPS-u to pikuś.

Sama zarabiam teraz na dom. Sama wychowuję dziecko. Sama ogarniam wszystkie prace domowe. Mam piec, ale siekiery się też nie boję. Umiem pomalować ścianę i sufit, wbić gwóźdź. Dam radę zwalić węgiel do komórki. Poza tym zajmuję się ogródkiem, robię przetwory i nawlekam koraliki.
Umiem odkręcić słoik i nie boję się pająków.

Tak, jestem silną i niezależną kobietą.

Pozdrawiam Cię, prawdziwy mężczyzno.

PS: Nie mam kota. Ale dokarmiam bezdomne ;-)

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (367)
zarchiwizowany

#67389

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam podzielić się historią, która ma już prawie dziesięć lat, a mimo to nadal mi doskwiera.

Otóż gdy miałam ok. 20 lat cała Polska oszalała na punkcie pewnego kompozytora, który leczył sobie andropauzę farbując włosy na blond. Ja znałam go już wcześniej, z piosenek które komponował dla Michała Bajora. Sprawdziłam, nowe też mi się spodobały. Zaczęłam słuchać intensywnie.

Kilka miesięcy później moda minęła, zaczęło się hejtowanie. Można powiedzieć, że nastała moda na niesłuchanie Rubika. A mi się podoba i co mi kto zrobi? Słuchawki istnieją, nikogo na siłę nawracać nie będę.

Akurat wyszła nowa płyta a mi zepsuł się komputer. Koleżanka z pracy zaproponowała, że mi zgra na odtwarzacz na swoim. Mam tylko przynieść co trzeba do restauracji, w której pracowałyśmy. Płytę kupiłam, zaniosłam, dałam jej do ręki.

No i się zaczęło.

"Singri słucha Rubika, hehehehe"

Na porządku dziennym było:

Klaskanie w pewnym określonym rytmie.
Darcie ryja na pełen regulator "Mówią, mówią że..." gdy nie było klientów.
Rechotanie, gdy tylko w radiu puścili "Psalm dla ciebie" i rozgłaśnianie ile fabryka dała.
Kreślenie po liście obecności i wpisywanie w miejsce mojego nazwiska "Rubikowa".

Nie pomagało:

Tłumaczenie, że przeszkadzają mi w pracy.
Olewanie.
Żadne logiczne wyjaśnienia.
Latanie na skargę do kierownictwa.

I tu zaczyna się piekielność. Podział w zespole był ustalony. Większość trzymała się razem także poza pracą, głównie imprezowali. Byłam na jednej takiej "imprezie". Polegała na tym, że trzeba się jak najszybciej nawalić, oczekiwanie na ten stan umila o sobie opowiadaniem, co kto ostatnio odwalił, wszystko przy akompaniamencie "umcyk, umcyk".
Nienawidzę takiej muzyki, nienawidzę durnych przechwałek, nienawidzę być pijana. Więc przestałam bywać na ich imprezach, czym skutecznie odcięłam sobie drogę do awansu.

Tak, tak. Awansowali nie ci, którzy dobrze i uczciwie pracowali, tylko ci, którzy zadawali się z kierownictwem. Dla nich były premie, nagrody. O reszcie pamiętało się tylko przy układaniu grafiku.

W końcu się zwolniłam. Od tamtej pory nie przekroczyłam progu żadnego KFC.

pracaknajpa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (46)
zarchiwizowany

#66150

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
"Odwal się, mam dysorto"...

1) W moim mieście wisi wielki baner reklamujący firmę organizującą śluby. Forma chwali się, że zapewnia m. in. WODZIEREJA.

2) W czasopiśmie o przetworach każą przefiltrować nalewkę przez FILTER do kawy.

3)Z czasopisma ogrodniczego dowiedziałam się, że WINOGRON najlepiej owocuje w słońcu.

Tylko patrzeć, jak dostanę "zaprosznie na ślup"...


UWAGA: Tak, ja też popełniam błędy. Ale nie chwalę się nimi wszem i wobec.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (55)
zarchiwizowany

#65438

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Człapię sobie po chodniku, pcham wózek (jest w użyciu na dłuższych dystansach). Z naprzeciwka idzie para, raczej młodzi, ale nie smarkacze.

Para spokojnie mija zebrę, jakieś dwa metry za pasami wchodzi na ulicę i przechodzi na skos. Wciąż krokiem spacerowym. Po czym idą dalej w tym samym kierunku, po drugim chodniku.

Owszem, nic nie jechało. Ale nie wiem, czy to może być okoliczność łagodząca...

piesi na ulicach

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (30)
zarchiwizowany

#65174

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka akcji:


1) W sklepie samoobsługowym.

Podchodzę do kasy, dzień dobry.
Pani kasuje, mi się nagle przypomina, że mam siatkę w torbie i że wypadałoby się spakować.

Wyrwało mi się ciche "A, siatka" i zanim się połapałam reklamówka była nabita.

Lekka konsternacja, ale nie będziemy kierownika ściągać do głupich trzydziestu groszy...


Co jest piekielne?

Ano banda buraków, którzy nie potrafią powiedzieć "poproszę siatkę".

2) Z czasów gdy jeszcze pracowałam na mięsnym.
Był jeden szczególny klient. Mówiłyśmy o nim TEN, WIESZ KTÓRY.

Obsługiwanie go wyglądało tak:

K: Dzień dobry.(z ukłonem!)
J: Dzień dobry.
K: Czy są korpusy?
J: Są
K: To dwa poproszę.

I w tym stylu całe zakupy.

I taki klient był jeden. Na całe dziesiątki, a kto wie, czy nie setki takich:

J: Dzień dobry
K: Karkówkę! Ładniejszej nie ma?

3) I oczywiście - dzieci.

Moja jaka jest, taka jest. Koszyk w sklepie odstawi, leniwe zagniecie, zabawki posprząta.

Ale jest wściekle nieposłuszna. Można jej dziesięć razy mówić "nie biegaj" a i tak podziała dopiero złapanie za kaptur i przetrzymanie aż się uspokoi.

Więc stoję przy kasie, Natalka jest w dziesięciu miejscach naraz, zagaduje mnie, nie reaguje na polecenia, urządza awanturę o lizaka i miętusy...

A od kasjerki słyszę, że to wyjątkowo grzeczne dziecko jest.
Jakby mówiła, że normalne, przeciętnie grzeczne, to OK. Ale ona jest podobno grubo powyżej przeciętnej.

To jakie dzieci tam przychodzą?!?!

I teraz refleksja - co to za czasy?

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -31 (51)