Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

takatam

Zamieszcza historie od: 6 czerwca 2011 - 17:36
Ostatnio: 21 maja 2017 - 10:29
  • Historii na głównej: 26 z 38
  • Punktów za historie: 17285
  • Komentarzy: 216
  • Punktów za komentarze: 1094
 

#16258

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niedawno chodziłam po mieście w celu obkupienia się w kilka drobiazgów. Akurat chciałam przejść przez ulicę, ale że było czerwone światło, przystanęłam. Po drugiej stronie ulicy stały dwie blondi po solarium, ubrane na biało. Już z daleka było słychać wycie karetki, jechała akurat tą ulicą, przez którą chciałam przejść.
Zapaliło się zielone światło, ludzie stali, żeby najpierw przepuścić karetkę, bo była już dosłownie kilka metrów od przejścia. Ale dwie paniusie ani w głowach miały przepuszczenie pojazdu na sygnale. Ni z tego ni z owego wpadły na przejście, mało nie przewróciły się w wysokich obcasach. Karetka zahamowała przed nimi z piskiem, a paniusie wielce zdziwione. Szybko przebiegły, karetka ruszyła dalej.
- No patrz, zabić nas chciał! - wydarła się jedna z nich z wielkim żalem w głosie, gdy już były po drugiej stronie ulicy, czyli po tej, po której ja byłam.
- No, co za idiota, nie widzi, że mamy zielone?
Na to jeden z panów, po siłowni prawdopodobnie, postanowił się wtrącić:
- Sameście idiotki. Nie wiecie, że karetkę na sygnale się przepuszcza? Życie komuś ratują, może ktoś zawał ma albo co, a wy jak te święte krowy na ulice włazicie!
Paniusie zrobiły miny, szok pomieszany z czymś w rodzaju "jesteśmy mało rozgarnięte, ale się do tego nie przyznamy". Potem jeszcze się kłóciły z byczkiem gwałtownie gestykulując rękami zwieńczonymi długimi i kolorowymi tipsami, ale niestety nie słyszałam, co mówili, bo się spieszyłam, przeszłam więc na drugą stronę, dopóki miałam zielone światło.

z życia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 472 (566)

#15887

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Była to godzina około pierwsza w nocy. Ja już smacznie spałam. Aż nagle dostaję sms. Myślę sobie wściekła "co za burak pisze o tej godzinie?". Czytam i od razu moje zdenerwowanie przerodziło się w niepohamowany śmiech.
Otóż koleżanka (taka niezbyt bliska, ot jedna z wielu koleżanek, z którymi utrzymuję sporadyczny kontakt), napisała do mnie:

"Cześć. Mój tata wyjechał na dwa tygodnie. A moja mama ma rachunek do zapłacenia. Mogłabyś rano ten rachunek zapłacić? Ja ci dam pieniądze. Bo moja mama nie wie jak się płaci rachunki i ja też nie wiem, bo zawsze tata płaci."

Dodam, że jej mama, to kobieta około 50 lat, koleżanka ma jakieś 25 lat. Obie są typem różowych, tips, blondi z masą świecidełek i obowiązkową opalenizną z solarium.
Rachunku oczywiście nie zapłaciłam. Wyjaśniłam tylko koleżance, w jaki sposób to zrobić :) Strasznie była niezadowolona, że nie chciałam zgodzić się na zapłacenie za nią rachunku, twierdziła, że ona nie wie jak, nie wie gdzie itp. Biedactwo...

z życia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 515 (641)

#14614

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z zakładu krawieckiego mojej koleżanki. Akurat tutaj byłam świadkiem tego zdarzenia, ponieważ idąc do miasta, postanowiłam, że zajdę po drodze do zakładu i zwrócę koleżance książkę, którą od niej pożyczyłam. Ledwie oddałam jej pożyczoną rzecz, a do zakładu weszła dziewczyna z gatunku plastic fantastic, blond włosy, solarium, tona makijażu, tipsy, spodnie w panterkę, różowa bluzka.
[Kol] koleżanka, [Kl] klientka

[Kol] W czym mogę służyć?
[Kl] Chciałabym, żeby pani uszyła mi bluzkę.
Klientka wyjęła z torebki kawałek wściekło różowej tkaniny upstrzonej w kwiaty, o wymiarach, uwaga, na oko 20x20cm.

[Kol] Ale czy posiada pani więcej tej tkaniny?
[Kl] Nie. To powinno wystarczyć na bluzkę.
[Kol] Czyli mniemam, że bluzeczka ma być dla malutkiego dziecka?
[Kl] Nie. Dla mnie!
[Kol] (zdziwienie w oczach) Yyyy, eeee, tej tkaniny nie wystarczy dla pani. Dla bardzo malutkiego dziecka owszem, ale nie dla pani. Ewentualnie starczyłoby na małe majtki lub na kwadratową chustkę.
[Kl] (z oburzeniem) Czy uważa pani, że jestem aż tak gruba?

Ja w tym momencie nie wiedziałam, czy mam się wtrącić, czy czekać na rozwój wydarzeń. Ale ostatecznie postanowiłam poczekać.

[Kol] Absolutnie nie uważam, że jest pani gruba. Po prostu tkaniny jest za mało. Musi pani dokupić więcej takiego materiału.
[Kl] Ale to mi mama dała. Ja nie wiem, gdzie ona go kupiła.
[Kol] W takim razie proponuję poszukać podobnego.
[Kl] Ale ja chcę bluzkę z tego, bo ten mi się podoba. Ma pani mi uszyć. Ten materiał się rozciąga, na pewno się rozciągnie tak, że będzie na mnie pasować!
[Kol] Przykro mi, ale wedle mojego doświadczenia zawodowego, tkanina nie naciągnie się na tyle, by mogła wystarczyć na bluzkę. Ostatecznie pęknie w szwach przy nakładaniu.
[Kl] Pani jest głupia.
[Kol] Obawiam się, że nie ma pani racji.
[Kl] Poszukam lepszej krawcowej. Żegnam.

Tu nastąpiło zamaszyste machnięcie włosami i trzaśnięcie drzwiami.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (412)

#13868

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja koleżanka, która powadzi nieduży zakład krawiecki, opowiadała mi, jak to jakiś czas temu przyszła do niej kobiecina, aby skrócić spódnicę. Poprosiła najpierw o cenę, toteż koleżanka wskazała cennik i podyktowała, że za skrócenie spódnicy weźmie 15zł.
[Kol]eżanka, [Kl]ientka

[Kl] Co do k***y? Przecież ja tą spódnicę kupiłam za 2zł w lumpeksie!
[Kol] Więc za ile według pani powinnam ją skrócić?
[Kl] No jak ona kosztowała dwa złote, to za dwadzieścia groszy!

Koleżanka zrobiła wielkie oczy. Za tą kwotę nie opłacało jej się uruchamiać maszyny i tępić igły (dodam, że jedna igła do maszyny średnio kosztuje 1zł) oraz nożyczek, nie wspominając o niciach, prądzie, poświęconym na skrócenie spódnicy czasie oraz o konieczności zapłacenia opłat związanych z prowadzeniem działalności. Prawda jest taka, że gdyby koleżanka brała za przeróbki kwoty adekwatne do tego, ile kosztowały ubrania, po miesiącu albo szybciej zamknęłaby swój zakład.

[Kol] Przykro mi, ale ja nie mogę za dwadzieścia groszy skrócić pani spódnicy, gdyż wyjdzie na to, że będę na tym stratna.
[Kl] Coooo? Przecież ona kosztowała dwa złote. DWA ZŁOTE, k***a!! Ja nie zapłacę piętnaście za skrócenie jej!
[Kol] Przykro mi w takim razie, nie skrócę pani spódnicy.
[Kl] Odmawia mi pani wykonania usługi? To niezgodne z prawem!
[Kol] Proszę pani, obowiązuje u nas cennik, który wisi tutaj na ścianie. Usługę mogę wykonać, ale tylko za kwotę uwzględnioną w cenniku, w innym wypadku mam prawo odmówić.
[Kl] Ale ta spódnica kosztowała dwa złote. Nie rozumie pani?
[Kol] Rozumiem, ale cennik nie jest uzależniony od tego, ile kosztowały ubrania. Tańsza spódnica nie jest wcale łatwiejsza do skrócenia od droższej. Trzeba na nią poświęcić tyle samo czasu oraz jest taka sama eksploatacja maszyny i innych materiałów.
[Kl] Ale ona kosztowała dwa złote! Po przecenie, k***a.

Koleżance ręce opadły.

[Kol] Przykro mi, ale nie mogę wykonać usługi za kwotę, którą pani proponuje.
[Kl] Ja tu, k***a, z policją przyjdę.
[Kol] (uśmiechając się) Proszę bardzo.

Klientka prychnęła, poprzeklinała jeszcze trochę, wzięła zamach ręką i zrzuciła ze stołu poustawiane przybory krawieckie, po czym spakowała swoją kieckę i dalej przeklinając, wyszła.

mały zakład krawiecki

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 641 (705)

#11010

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skasowałam pewną starsza panią. Nie miała dużo zakupów. Tylko chleb i kilka małych dodatków do chleba. Pani spakowała się, wzięła paragon i odeszła. Po chwili się cofnęła i krzyczy:
- Ty złodziejko oddaj mi moje pieniądze!
Ja zszokowana, patrzę na panią i zastanawiam się, czy może reszty jej nie wydałam, czy co. Ale przecież doskonale pamiętałam, że dała mi równą kwotę pieniędzy i reszty nie było. Pytam więc, o co chodzi.
- Ja nie będę płaciła żadnych podatków! Odejmij mi ten vat! W żadnym sklepie go nie naliczają, tylko u was.
Tłumaczę klientce spokojnie, że w każdym sklepie vat jest wyszczególniony na paragonie. Pytam, czy ma może paragony z innych sklepów, jeśli tak, to niech sprawdzi.
- Ja nie będę nic sprawdzać! Złodziejko ty. Oddaj mi moje pieniądze! Do kieszeni sobie weźmiesz mój vat. Już ja znam takie kasjerki jak ty!
Tłumaczenia nic nie dały. Ochroniarzowi także nie udało się nic zrobić. Dopiero interwencja kierownika poskutkowała.

miniMal

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 547 (615)

#11006

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Były akurat święta, dużo ludzi, wszystkie 12 kas obsadzonych, ale i tak nie wyrabialiśmy. Miałam tego dnia pracować 12 godzin. Za nadgodziny sporo płacili, więc bez wahania się zgodziłam. Jednakże po 8 godzinach bez wychodzenia na przerwę poczułam, że muszę wyjść do ubikacji, inaczej długo nie wytrzymam. Poprosiłam więc ochroniarza o zamknięcie mojej bramki. Ledwie skasowałam ostatniego klienta, do kasy podeszło kilka osób, jeden facet bezczelnie otworzył bramkę i się wypakowuje.
- Przepraszam pana, ta kasa jest nieczynna - mówię grzecznie.
- Ma pani obowiązek mnie skasować, a nie się obijać. Nie będę stał w długich kolejkach, bo pani sobie chce wyjść. Cały czas odpoczywacie, zamiast pracować.
Owszem zdarzały się dni, że nie było co robić i po prostu obijałam się na kasie. Był taki wymóg, że bez względu na to, czy było mało klientów, kasjerka musiała być na kasie i mogła zejść tylko na przerwę lub do toalety. Osobiście wolę te dni, kiedy jest dużo ludzi, bo czas szybciej leci. Ale bez przesady.
Postanowiłam, że nie będę się tłumaczyć, tylko powiem raz, a dosadnie.
- Proszę pana. Zapomniałam założyć pampersa. Więc jeśli się posikam w majtki, to ani dla pana, ani dla mnie nie będzie to przyjemne.
Faceta zatkało. Pozostałych ludzi także. A ja wstałam, zamknęłam bramkę i wyszłam.

miniMal

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 719 (771)