Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

takatam

Zamieszcza historie od: 6 czerwca 2011 - 17:36
Ostatnio: 21 maja 2017 - 10:29
  • Historii na głównej: 26 z 38
  • Punktów za historie: 17285
  • Komentarzy: 216
  • Punktów za komentarze: 1094
 
zarchiwizowany

#56965

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w markecie. Mamy w sprzedaży żywe karpie, jak większość marketów w okresie świątecznym. Dziś wykładałam towar i zobaczyłam, jak facet pochyla się nad basenem z karpiami wraz z dzieckiem, takim na oko rocznym. Dzieciaczek wesoło grzebie rączkami w wodzie, cieszy się do rybek, ojciec też ma radochę. Podchodzę do niego i mówię.
- Przepraszam, te karpie czasami podskakują, chlapią, mogą dziecko wystraszyć.
Sama zostałam dziś ochlapana przez karpia, a przechodziłam tylko dość blisko basenu. Wystraszyłam się tym, bo było to niespodziewane, a małym dzieckiem nie jestem, więc co dopiero taki dzieciaczek.
- Oj tam, oj tam, nic się nie stanie - odpowiada tatuś i kontynuuje zabawianie brzdąca.
No nic, odwróciłam się i poszłam.
Po minucie słyszę płacz dziecka. Karp wierzgnął, ochlapał małemu buzię, no i oczywiście go wystraszył.
Kogo to była wina? Oczywiście, że nasza, bo mamy zbyt "żywotne" karpie i nawet dziecko się nie może pobawić. Skandal!

market

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 246 (362)
zarchiwizowany

#32645

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jechałam pociągiem. Naprzeciw mnie siedziała kobieta z dwójką dzieci. Dziewczynka około 10 lat i chłopiec około 5-6 lat. Chłopiec sobie śpiewa, gada, jak to dziecko. W pewnym momencie odzywa się do niego matka:
- Zamknij gębę!
Chłopiec zamilkł. Kilka minut ciszy. Odzywa się dziewczynka (już nie pamiętam, co powiedziała i to nawet nieistotne dla historii). Chłopiec do niej:
- Zamknij gębę!
- Jak ty mówisz? Tak nie wolno - odzywa się matka.
- Ale mamo, sama tak do mnie powiedziałaś - skwitował rezolutnie chłopiec.

Mama nie miała już żadnego argumentu.
Ot, wychowywanie dzieci pełną gębą.

pociąg

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (216)
zarchiwizowany

#21169

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakieś 10 lat temu chodziły pogłoski, że po moim mieście grasuje pedofil. W radio trąbili, by nie puszczać dzieci samych, żeby nie chodziły po ciemku i najlepiej towarzyszyć im w drodze do i ze szkoły. Nie były to żarty, bo ponoć zgwałcił jedną dziewczynkę i pozostawał nieuchwytny. Mój brat miał wówczas 6 lat, ja 17. Akurat tak się złożyło, że musiałam z nim pojechać do lekarza, bo moja mama miała zwichniętą nogę. Kiedy wracaliśmy, szybko się ściemniało, z uwagi na jesienną porę. Czekaliśmy na przystanku na nasz autobus, ja siedziałam, brat sobie biegał, ale nie odchodził dalej niż 2 metry ode mnie. W pewnym momencie pojawił się jakiś facet, stanął niedaleko i bezczelnie zaczął gapić się na mojego brata. Nie spuszczał z niego wzroku, wodził za nim, gdziekolwiek mój brat się nie ruszył. Potem zauważyłam, że się oblizywał. Od razu wzbudziło to moje podejrzenia, czyżby to był ten pedofil? Nie miałam nawet telefonu, żeby w razie czego zadzwonić na policję (pierwszy telefon kupiłam sobie dopiero dwa lata później). Zawołałam brata, złapałam go za rękę i szepnęłam mu na ucho, żeby nie odchodził, bo ten facet mi się nie podoba. Brat zrozumiał i nie protestował.
Przyjechał nasz autobus, ale postanowiłam sprawdzić, czy się myliłam w stosunku do nieznajomego. Dużo ludzi wsiadało do autobusu, ja nawet nie wstałam z ławeczki. Czekałam aż wszyscy wsiądą i przy okazji obserwowałam tego faceta. Stał i gapił się na mojego brata, coraz perfidniej się oblizując. Kiedy do autobusu wsiadała ostatnia osoba, wstałam i ruszyłam ku drzwiom. A facet za nami. Teraz już byłam na 99% pewna. I zaczęłam zastanawiać się, co zrobić. Telefonu niet, w autobusie sami starsi ludzie, w razie czego, nikt mi nie pomoże. Brata trzymałam blisko siebie na wszelki wypadek, a serce waliło mi jak oszalałe.
Kiedy wysiedliśmy, czekała nas jeszcze przeprawa przez ulicę, na której nie było żadnych domów, tylko przydrożne krzaki, drzewa, rowy itp. Do domu pozostało około 200 metrów. Co robić, co robić? Ruszyliśmy w głąb tej uliczki, facet za nami. Co robić? Przeszliśmy może tak z 5 metrów i wtedy postanowiłam zawrócić jeszcze do sklepu, żeby się już na 100% upewnić, z kim mam do czynienia. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, a facet też zawrócił, poszedł za nami do tego sklepu. Pokręciłam się z bratem między regałami, nie miałam zamiaru nic kupować. Ale facet, widać dla niepoznaki, kupował piwo, zerkając co chwilę na mojego brata. Teraz była nasza szansa. W momencie, kiedy wyjmował pieniądze, żeby zapłacić, zabrałam brata i dosłownie wybiegliśmy ze sklepu, biegiem ruszyliśmy do domu nie oglądając się za siebie.
W domu opowiedziałam o wszystkim mamie, opisałam jak facet wyglądał, w co był ubrany itp. Mama zadzwoniła na policję. Podobno go złapali niedługo po tym.

z życia

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 198 (278)
zarchiwizowany

#21166

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W markecie zatrudniono nową pracownicę. Od pierwszego dnia zauważyłam, że popełniała dwa podstawowe błędy. Nie sprawdzała autentyczności banknotów i nie sprawdzała dowodów młodzikom kupującym alkohol i papierosy. Zwracanie uwagi nic nie pomagało, ona była mądrzejsza.
- Co ty tam wiesz - odpowiadała.
Zgłosiłam to do kierowniczki, ale to nic nie dało.
W końcu dałam sobie spokój, i pomyślałam, że jak przyjmie fałszywkę albo dostanie karę za sprzedaż alkoholu nieletniemu, to się ogarnie. No i nie trzeba było długo czekać. Dosłownie po tygodniu pracy, przyjęła fałszywe 100zł. Płacz i zgrzytanie zębami, co ona biedna teraz pocznie, ona ma dziecko na utrzymaniu, a jej potrącą te 100zł z wypłaty, ple ple ple. Ale to jeszcze nic.
Zrobiono jej wózek testowy, który polegał na tym, że do jej kasy podeszła dziewczynka dziesięcioletnia, żeby kupić piwo. Oczywiście wszystko było ustawione. Nowa bez żadnego problemu piwo dziewczynce skasowała. Skończyło się to "dywanikiem" i naganą. Od tego czasu stała się aż nadgorliwa, banknoty sprawdzała pod ultrafioletem, do tego z każdej możliwej strony, a o dowód prosiła nawet trzydziestolatków.

market

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 139 (187)
zarchiwizowany

#21163

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracowałam ja w markecie. Mieliśmy takiego jednego stałego klienta, który sobie mnie "upatrzył". Ogółem cały czas mnie podrywał, kiedy podawał pieniądze, musiał musnąć mnie w rękę lub nawet złapać, kiedy wydawałam mu resztę, robił to samo. Puszczał mi oczka, zapraszał na kawę itp. Wiem, że wobec innych kasjerek się tak nie zachowywał, pytałam ich o to. Mógłby być moim ojcem. Nie wykazywałam żadnego zainteresowania, no bo niby czemu? Ale on nie dawał za wygraną, doszło do tego, że czekał pod marketem, aż skończę pracę, żeby mnie pozaczepiać.
Pewnego razu przeszedł samego siebie. Kilka ulic dalej znajdowała się agencja towarzyska. Gość zaczepił mnie, gdy wychodziłam z pracy.
- Chciałabyś zarabiać 10 tys. na miesiąc? - walił mi na ty, co mnie irytowało, ale cóż...
- Niby jak? - odpowiedziałam trochę sarkastycznie, byłam już niemiła, bo strasznie mi on działał na nerwy.
- A bo wiesz. Tam na Piekielnej jest klub nocny i potrzebują dziewczyny. Jakbyś chciała tam pracować, to ja cię polecę im. I na pewno będę twoim częstym klientem - zakończył szelmowskim uśmiechem i puszczeniem oczka.
Myślałam, że go kopnę w gębę albo coś gorszego mu zrobię.
- A niby na jakiej podstawie pan sądzi, że taka praca by mi odpowiadała?
- No, dziewczyny są zadowolone. Pracują, kupę kasy zarabiają. Teraz każda by chciała taką pracę. Co to dla ciebie? Dasz pi**ę jednemu, drugiemu, ja czasem też skorzystam.
Wkurzyłam się.
- Ja nie jestem każda. Widać tamte dziewczyny nic innego nie potrafią. Nie mam zamiaru w taki sposób pracować, choćby mi płacili miliard złotych dziennie.
- No, ale dlaczego? Byś dużo zarobiła. Nie chciałabyś mieć takiego klienta jak ja? Ja bym dobrze płacił - i znów puścił oczko.
Nie chciało mi się z nim rozmawiać, więc po prostu prychnęłam, odwróciłam się na pięcie i poszłam na autobus. Coś tam jeszcze za mną krzyczał, ale nie zwracałam uwagi, cieszyłam się, że za mną nie poszedł. Na drugi dzień opowiedziałam o sytuacji koledze z ochrony - dość wyrośnięty chłopaczek o groźnym spojrzeniu - opisałam nagabującego mnie delikwenta (miał dość charakterystyczny wygląd). Nie wiem, co kolega zrobił, ale potem już tego nachalnego gościa więcej nie zobaczyłam ;).

market

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (182)
zarchiwizowany

#20817

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedy miałam tak około 15 lat poznałam pewną dziewczynę. Moi i jej rodzice byli na etapie częstego wspólnego kawkowania i przy okazji właśnie się poznałyśmy. Owa dziewczyna (młodsza ode mnie o rok) stwierdziła, że od tej pory będziemy przyjaciółkami. Nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie jej dziwne zachowania. Otóż przyjeżdżała do mnie co tydzień i spędzała u mnie bite 10 godzin, od rana do wieczora. Nie pomagały tłumaczenia, że muszę się uczyć w weekend i nie mam czasu na tak częste wizyty. Poza tym jako osoba mało towarzyska od zawsze męczyły mnie nawet godzinne wizyty koleżanek, a co dopiero całodzienne.
Ale to nie wszystko. Jako, że wg jej mniemania byłyśmy przyjaciółkami, namawiała mnie, bym dała jej do przeczytania mój pamiętnik, tzn. zabierze go do domu, przeczyta i odda za tydzień. Oczywiście nie dałam jej go, bo z jakiej racji, więc się na mnie obraziła. Ale nie trwało to długo, znów po tygodniu przyjechała na cały dzień. Akurat w połowie dnia przyszła do mnie koleżanka z sąsiedztwa oddać mi płyty, które jej pożyczyłam. Moja "przyjaciółka" się oburzyła, że mam inna koleżankę prócz niej (!) i zrobiła mi awanturę.
Miałam jej serdecznie dość, ale moi rodzice tego nie rozumieli i powtarzali "Magdusia to taka fajna dziewczyna, czemu jej nie lubisz?" i zapraszali jej rodziców, wraz z nimi przyjeżdżała ona. Pewnego dnia zrobiłyśmy wspólny wypad na miasto. Miałam przy sobie chyba 30zł, pozostałe z wypłaty (byłam wtedy w szkole zawodowej i co miesiąc jako praktykantce, wypłacali mi 50zł). Weszłyśmy do sklepu jubilerskiego tylko pooglądać, co mają i moja "przyjaciółka" upatrzyła sobie srebrny pierścionek w cenie coś koło 30zł. Zgadnijcie, co do mnie powiedziała.
- Kup mi ten pierścionek, bo jesteś moją przyjaciółką, a przyjaciółki muszą sobie różne rzeczy kupować.
Pierścionka nie kupiłam. Miałam ważniejsze wydatki. Zgadliście. Magdusia się obraziła. Ale znów nie trwało to długo. Poszłyśmy tego samego dnia na lody. Ja chciałam lody truskawkowe, ona waniliowe. I uwaga. Ona się uparła, że skoro jesteśmy przyjaciółkami, muszę kupić dokładnie taki sam smak lodów jak ona. A czemu ona nie kupi takich jak ja? Bo nie lubi truskawek! Miałam gdzieś jej głupie tłumaczenia, kupiłam sobie lody truskawkowe. Tak. Obraziła się po raz kolejny...
Innym razem przyjechała z rodzicami, ja akurat spałam, bo całą noc się uczyłam. Moja "przyjaciółka" zbudziła mnie po trzech godzinach snu, bo skoro jesteśmy przyjaciółkami, to mam mieć dla niej czas, bez względu na wszystko. Znów ją olałam i dalej spałam, bo byłam ledwie przytomna. Obraziła się na mnie.
Później wymyśliła iście inteligentną rzecz. Mianowicie miałam jej napisać na kartce wszystkie moje hasła i loginy m.in. do mojego e-maila itp. bo jako moja przyjaciółka musi je mieć. Innym razem zmuszała mnie, bym nosiła ubrania tego samego koloru, co ona, a kiedy przefarbowałam włosy (jestem naturalną blondynką) na bakłażan, obraziła się, bo już nie miałam takiego samego koloru włosów jak ona.
Podobnych sytuacji było całe mnóstwo, Magdusia niezrażona, irytowała mnie coraz bardziej swoim dziwnym pojmowaniem pojęcia "przyjaźń". Ale ja za każdym razem olewałam ją i robiłam swoje, bo co mi będzie dyktować warunki. W końcu obraziła się na mnie śmiertelnie i powiedziała, że już nie jesteśmy przyjaciółkami. Ulżyło mi.

z życia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (294)
zarchiwizowany

#20808

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o naszym osiedlowym żuliku. Pan Rysio pomimo, że jest nałogowym pijakiem, jest przez wszystkich na osiedlu lubiany. Nigdy nikomu nie wadzi, nikomu nic nie robi, zawsze wszystkim mówi "dzień dobry" i prosi o 10 groszy na piwo. Mało kto mu odmawia. Czasem za 5 czy 10zł odśnieży, zagrabi trawę, wywiezie gruz itp.
Razu pewnego poszłam do sklepu. Było późno, koło godziny 19, z uwagi na to, że to jesień, było już ciemno. Po wyjściu ze sklepu przyczepił się do mnie jakiś nieznajomy facet. Zaczął do mnie wulgarnie zagadywać w stylu "chodź, to ci wyliżę" itp. Ignorowałam go i szłam szybkim krokiem do domu, a on szedł za mną, próbował mnie zatrzymać zastępując mi co chwilę drogę. Ni z tego ni z owego pojawił się Pan Rysiu i tako rzecze do gościa:
- Zostaw ją chamie, bo ci wyje***ie, a moi koledzy poprawią.
"Napastnik" uciekł, a Pan Rysiu dumny z siebie wypiął pierś i uniósł wysoko głowę, po czym poprosił o 10 groszy, bo mu do piwa zabrakło.
I jak tu nie lubić Pana Rysia? :)

z życia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 286 (312)
zarchiwizowany

#20187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Godzina bodaj 5 rano. Śpię sobie w najlepsze po drugiej zmianie poprzedniego dnia (wróciłam do domu koło północy, bo pracowałam do 23). Nie wyciszyłam telefonu, bo z samego rana nigdy nikt do mnie nie dzwoni ani nie pisze. Nagle budzi mnie dźwięk smsa. Odbieram:
"Hej, ja za pół godziny do ciebie przyjdę z córką."
Dodam, że córka ma trzy latka. No ja rozumiem, że koleżanka ma ochotę do mnie wpaść, ale no... Ludzie! Żeby mi o tej godzinie smsa pisać, że za pół godziny wpadnie i budzić mnie po ledwie pięciu godzinach snu? Przesada. Wściekła jak nigdy, odpisałam:
"Sory, ale ja śpię. Jak masz zamiar do mnie przyjść to powiadom mnie dzień wcześniej, a nie nagle piszesz że za pół godziny przyjdziesz. Nie lubię czegoś takiego."
I poszłam dalej spać. A koleżanka nie odpisała i nie przyszła. Tego samego dnia dowiedziałam się, że się obraziła na mnie.
Nie rozumiem, czemu zebrało jej się na wizyty o godzinie 5.30...

z życia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (233)
zarchiwizowany

#19085

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałam piekielnego nauczyciela wychowania fizycznego. W mojej klasie większość dziewczyn była przy kości. Ja też się do nich zaliczałam. Nauczyciel z tego powodu lubił się na nas wyżywać psychicznie. Kiedy wykonywałyśmy jakieś ćwiczenia np. brzuszki, świece itp, ogółem takie, które wymagały leżenia na podłodze, z jego ust padały słowa w stylu:
- Wyglądacie jak foki. Jezu, jakie ohydne, grube foki.
Cały czas nosiłyśmy się z zamiarem zgłoszenia tego do dyrektora, ale jakoś nie doszło do skutku. Pewnego dnia przed kolejną lekcją w-fu, dowiedziałyśmy się, że nasz nauczyciel miał wypadek i jest na zwolnieniu, a my mamy na zastępstwo panią. Pani trzymała rygor i dawała nam niezły wycisk, ale nie poniżała nas, więc lekcje z nią były dużo przyjemniejsze.
Nasz nauczyciel był na zwolnieniu bodaj przez 3 miesiące i to tak, że zahaczyło ono o wakacje, w rezultacie nie widziałyśmy go aż do rozpoczęcia nowego roku szkolnego.
Wrócił we wrześniu, bardzo odmieniony. Ku naszej uciesze. Strasznie przytył. Dresy, które zwykł nosić na lekcje zrobiły się na nim bardzo obcisłe. Ale to mu nie przeszkadzało w tym, by dalej nas poniżać. Znów rzucał foczkami na lewo i prawo. Do czasu.

Pewnego razu na lekcji wypadł mu z rąk notes. Wuefista schylił się po niego (odwrócony tyłem do nas), a jego spodnie malowniczo rozjechały się na tyłku ukazując gatki w serduszka. Gromki śmiech jaki się rozległ sprawił, że nauczyciel dostał buraka na całą twarz.
- My jesteśmy foki, a pan to chyba jest lwem morskim - rzuciła jedna z odważniejszych dziewczyn, dławiąc się ze śmiechu.
Nauczyciel nic nie powiedział. Myślałam, że bardziej czerwony już nie będzie, ale się pomyliłam, dał radę. A raczej jego twarz dała radę zrobić się wściekle czerwona.
Koniec tej historii jest taki, że skończyły się foczki pod naszym adresem. Za to pan dostał przezwisko ′Lew morski′.

szkoła

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (239)
zarchiwizowany

#18792

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Około dwa lata temu zamieściłam w różnych serwisach ogłoszenie, że szukam pracy. Wyraźnie w nim zaznaczyłam, że interesuje mnie tylko i wyłącznie praca w sklepie, przy produkcji lub przy sprzątaniu. Podałam numer telefonu i to był mój największy błąd jaki mogłam kiedykolwiek popełnić.
Na drugi dzień dostałam sms o treści (przytaczam autentyczną pisownię):
"czy masarz stup za 10zl pani zyrobi?"
Nie odpisałam. Kilka razy jeszcze dostałam z tego numeru podobną wiadomość, ale je ignorowałam. Po trzech dniach był spokój. Ale potem w przeciągu dwóch dni zaczęłam otrzymać jeszcze dziwniejsze smsy. Tu przytoczę treść z pamięci, bo smsów już nie mam w telefonie:
1. "Potrzebuję kobiety do sprzątania mieszkania, jestem bogaty, dobrze płacę. Ale sprzątanie tylko w stroju topless"
2. "Ssij mi pałke, zapłace"
3. "Szukam nowej mamy, bo starej już nie chce, hahahahaha" (?)
4. "Ty dzi*ko, szm**o, k***o, odbiłaś mi faceta (i tu długo wywód jaka to ona jest niezadowolona, że rzekomo "odbiłam jej faceta")"
5. "Umyj mi gary bo mi się nie chce, zapłacę"
6. " po co dajesz ogłoszenie i tak nie znajdziesz pracy dzi**o, hahahahaha lol du*a du*a gów*o"
7. "wyliże ci ci**e, zapłace"

Wszystko przebił facet, który zadzwonił do mnie o 3 w nocy. Dialog mniej więcej taki:
- Dzień dobry nazywam się XYZ. Pani szuka pracy, tak?
- Dzień dobry. Tak. Ale wie pan która godzina?
- Przecież skoro pani szuka pracy, to znaczy, że nie pracuje, wiec mogę dzwonić, o której chcę.
- Tak się składa, że pracuję, ale chcę zmienić pracę.
- Aha, a czemu?
- Bo mało płacą.
- Aha. A ja dużo zapłacę.
- (zaspanym głosem) Ale za co?
- No, w klubie.
- Jakim?
- Nocnym. Taniec na rurze i te sprawy.
- Nie, dziękuję. Taka praca mnie nie interesuje.
Po tym rozłączyłam rozmowę. Po chwili znów telefon.
- Halo.
- Ale czemu? Dobrze płacę.
- (długi wywód, czemu nie chcę takiej pracy z oczywistych powodów) i proszę nie dzwonić, bo traci pan czas.
- Ale na pewno? Dobrze zapłacę. Dziewczyny są zadowolone.
- Na pewno, proszę nie dzwonić.
Znów rozłączyłam. I znów dzwoni po dosłownie kilku sekundach.
- Ale na pewno?
Szlag mnie trafił, postanowiłam wymyślić historyjkę, żeby się raz na zawsze odczepił.
- Proszę pana, ja się do tańca na rurze nie nadaję. Mam na nogach wielkie blizny po wypadku, poza tym mam dużą nadwagę (bez urazy dla osób, które naprawdę mają blizny, ale po prostu nie miałam innego pomysłu, a z nadwagą to prawda, ale nie jest znowu wcale taka duża, ot może 5kg).
- Aha. No to co ty sobie myślisz ku**o, że ja cie przyjmę? Nie licz na to, idiotko. Po co w ogóle dzwonisz?
I się rozłączył, a ja zbierałam szczękę z pościeli.

Rano pousuwałam ze wszystkich ogłoszeń numer telefonu, zostawiłam tylko maila. Jeszcze dwa dni dostawałam durne smsy, ale potem się skończyło. Podobne wiadomości przychodziły na maila, ale to już był mniejszy problem. A poważnej propozycji pracy i tak nie dostałam. Teraz w ogłoszeniach podaję tylko maila, choć wiem, że telefon byłby milej widziany i to zawsze lepszy kontakt.

z życia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (170)