Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

4525882ulasok

Zamieszcza historie od: 18 kwietnia 2014 - 13:57
Ostatnio: 31 maja 2021 - 8:07
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 576
  • Komentarzy: 61
  • Punktów za komentarze: 287
 
[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
17 lipca 2018 o 15:47

@Armagedon: Gdybym mogła naklikałabym cały worek plusów. Nie głupieje, tylko gdzieś tam, powolutku zaczyna z otępieniem się zastanawiać, czy, kurna. aby na pewno?.... Raz mi się ojciec, purysta językowy był zawiesił po takiej buraczanej tyradzie i tkwił z wzrokiem nieco mętnym, utkwionym w ścianie a w Jego spojrzeniu widziałam pytanie "Jak żyć....?"

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
17 lipca 2018 o 15:37

@Bubu2016: cudne, prawda?

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
2 lipca 2018 o 15:02

@kosimazaki: Albo wołasz swojego pieseła a nagle się okazuje, że wokół siedzi i merda z miłością wielką stadko różnych zaprzyjaźnionych piesełów, mających na tę okazję na imię dokładnie tak, jak Twój... Aż się posmarkałam ze smutku- dwa miesiące temu odeszła moja labradorka Beza, bardzo aktywnie uczestnicząca w takich psich imprezach, też będąca kulką (!) miłości, cierpliwości i nawet matkująca osieroconym kociakom (jedna kotka jest z nami do dziś), które znaleźliśmy w foliówce( zabić gnoja, który to zrobił to mało...). Myła pupcie, sprzątała po futrzątkach, masowała brzuszki, tulała i myła kudłate łebki. Nie szczekała prawie nigdy. Nie warczała i nie atakowała. To była chodząca miłość i życzliwość, naciągająca praktycznie wszystkich ludzi i psy na co najmniej mizianko. Z jednym wyjątkiem- monachijczyk z bloku obok. Pora dnia obojętna, pogoda nieważna, okna mogły być szczelnie zamknięte- wiedzieliśmy zawsze, kiedy ten pies przechodził pod oknami- Beziulec charczał wręcz pod drzwiami i miał obietnicę (tu admin mi nakazał usunąc słowo zaczynające się na wpier.... Najbliższe to chyba solidne wciry połączone z uogólnionym pogryzieniem) w oczach. A za co? Tę tajemnicę zabrała moja Pierdoła do grobu.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
10 maja 2018 o 11:41

@Habiel: Walczyliście o członka rodziny. Nieważne, ile miał nóg- był częścią tej rodziny. A gdy zabrakło sił -umarł. I tyle.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
10 maja 2018 o 11:08

@lotos5: dałabym obie ręce plusów ale system nie pozwala. Cudne....

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
10 maja 2018 o 10:55

Dziś mija 2 tygodnie od śmierci mojej Bezy, labradorki. Ostatnie dwa miesiące jej życia to walka z jej bólem, dusznością, postępującymi zanikami mięśniowymi. A także czekanie, modlenie się o cud, poczucie bezsiły po kolejnych zdjęciach, pokazujących coraz gwałtowniej pochłaniającego ją raka. Po ostatnim, kiedy ostatecznie widać było, że nie ma z tej drogi powrotu, podjęliśmy decyzję o zakończeniu życia Beziulca. Byłam z nią do końca. Ja, Pańcio i ukochana piszcząca piłeczka. I tak, umarła.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
21 lutego 2018 o 12:45

@bayhydur: Znaczy mieliśmy szczęście. Bo ktoś już powalczył wcześniej o poważne traktowanie ubezpieczającego się ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
21 lutego 2018 o 12:34

@halboot: Mam w domu i psicę i kocicę. Obie ogoniaste, futrzaste i z problemami. Poprzednia sunia, prawie wilczyca trafiła do nas bo "jak pani nie bierze to topię..."- była z nami 15 lat, odeszła, bo nowotwór zeżarł wątrobę, trzustkę i co tylko mógł. Nauczyła dzieci chodzić, nas bycia lepszymi ludźmi. Odeszła za szybko i za późno. Bo kochaliśmy jej wierność i mądre oczy. Bo za długo cierpiała, zanim odważyliśmy się skrócić jej ból i cierpienie. Dzięki niej dzieci nauczyły się, że trzeba się pożegnać a my, że trzeba na to pozwolić, bo odchodzi ktoś dla nas ważny. Kochany członek rodziny po prostu. Teraz mam w domu labradorkę i czarnego kiciulca kieszonkowego (całe 3kilo). Dziewczyny z problemami- obu pilnowaliśmy po operacjach, nasłuchując, czy oddychają, zakładaliśmy kroplówki, karmiliśmy i poiliśmy strzykawkami, godzinami głaskaliśmy siedząc na podłodze oba czarne łebki. Ale to są nasze Dziewczyny

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 21 lutego 2018 o 12:36

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
21 lutego 2018 o 11:53

Odkąd pamiętam płaciło się w szkole ubezpieczenie. Wydawało mi się to fanaberią swojego rodzaju do chwili, gdy mój syn zaczął naukę. Już w zerówce gwizdnął z roweru na ziemię i połamał 2 palce. Potem były nadgarstki, przedramię, obojczyk ( WF w podstawówce i gimnazjum), upadek i wstrząśnienie mózgu, jakieś oparzenia, złamany nos( łokieć kolegi na WF w liceum). Wszystkie urazy zgłoszone do ubezpieczycieli i wszystkie -te ze szkoły (głównie WF) i spoza szkoły (np obóz harcerski czy wycieczka z rodzicami w długi weekend majowy) kończyły się wypłatą odszkodowania+na ogół zwrot kosztów materiałów opatrunkowych i leków(z wyłączeniem p/bólowych). Koledzy syna też nie mieli absolutnie żadnych problemów z wypłatami. Najtrudniejsza była współpraca z Interriskiem, najszybsza i najmniej problematyczna z PZU. Wszystkie umowy zawierały szkoły, potem brało się z sekretariatu wniosek z pieczątką szkoły, wypełniało i w zależności od ubezpieczyciela wysyłało oryginały pocztą a ostatnio PZU wystarczyły skany dokumentów - wypisów, zabiegowego, recept i paragonów a także samego wniosku. Teraz jest na studiach i ubezpiecza się przez uczelnię, na laborce tłuką się studentom kolby i zlewki ale nie każą im za nie zwracać- chyba, że było to umyślne (jeden kolega się troszkę za bardzo wygłupiał i potłukł kilka zlewek. Musiał odkupić w przeciągu tygodnia- najpóźniej na następne zajęcia). Reasumując: albo my mieliśmy/mamy szczęście do ubezpieczycieli albo autor wpisu takiego pecha......

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 21 lutego 2018 o 11:57

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
14 lutego 2018 o 12:40

@Candela: Wygląda jak wygląda, na ...drążyć. Gorzej, jak się to wymienia??? Trzeba uprasować, wyklepać, może zwyczajnie ugnieść, bo i tak wymięta??? Jak żyć bez tej wiedzy?...

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
14 lutego 2018 o 12:23

@Armagedon: dziękuję w imieniu dojrzałych kobiet(tych obecnych i przyszłych) i cytując mojego sąsiada "z ust mie to wyjełeś"

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
14 lutego 2018 o 11:55

@Iceman1973: Oj, tam. Czepiasz się :), bo jak widać bardzo często reguła regułą ale po naszemu ma być. A przy dziecku dyslektycznym przywykasz, że reguły powtarza się do obłędu wręcz. I czasem to skutkuje.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 14 lutego 2018 o 11:58

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
14 lutego 2018 o 11:42

@BiAnQ: Jestem zasłużonym dawcĄ ale nam, zasłużonym dawcOM, przysługuje. To takie rozwinięcie myśli BiAnQ

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 stycznia 2018 o 13:41

@pchlapchlepchla16: Komentuję jedynie wypowiedzi (bo na wysapy? wycia? to ona chyba za duża dama jest?) na profilu fb ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 stycznia 2018 o 16:34

@tatsu: Piękności a jakie wygadane (wyszczekane?)...

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
29 listopada 2017 o 11:55

@Morog: To właśnie tak wygląda- zmieniają się nicki i szczegóły. Schemat pozostaje.

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 20) | raportuj
28 listopada 2017 o 13:11

Właściwie to chciałam Ci napisać, że uwolnienie się z tego kręgu jest cholernie trudne, czasem niemożliwe. Mówisz 20 lat. U mnie trzydzieści.Po drodze terapia DDD (nieskuteczna) Pomógł czas, mąż (też z przemocowej rodziny). Najgorsze, że wiele dzieciaków bierze winę za tę sytuację na siebie. Ty krzyczałeś, ja też , i gryzłam. Może nie było zgody na agresję i przemoc?

[historia]
Ocena: 29 (Głosów: 33) | raportuj
28 listopada 2017 o 12:53

Mam toksyczną matkę. Lała mnie za wszystko- złe oceny, sþóźnienie z zajęć pozalekcyjnych, bo tak, bo inaczej się stoczę. Najczęściej to była trzepaczka i kabel ale właściwie to wszystko się nadawało, prawda?.Stosowała też przemoc słowną, psychiczną i emocjonalną. Pełen zestaw... I "miałam całować karmiącą mnie rękę" i "serce mnie boli ale muszę" i mój hicior- "bo ty się nie dasz wychować". Nauczyła mnie i moje rodzeństwo nieufności do swoich i obcych, biernej agresji wobec najbliższych, bazowania na poczuciu winy. Długo stawałam na głowie, żeby mogła zobaczyć, że jestem coś warta aż doszłam do momentu, w którym już wiem, że nie muszę. i nie mam takiej potrzeby. Paradoksem jest to, że najgorszą krecią robotę zrobił mój Ojciec, alkoholik zresztą, jedyny taki o jakim słyszłam- po wypiciu znajdywał czas dla mnie, wychodziliśmy na długie spacery z niekończącymi się rozmowami, opowiadał mi dzieje rodziny, tłumaczył zasady ortografii i cierpliwie odpowiadał na pytania. Był słaby, uciekł w alkohol przed agresją matki, po alkoholu gdzieś to na chwilę znikało i mój Tata stawał się wspaniałym, silnym, mądrym i kreatywnym człowiekiem. I tak sobie dziś myślę, że jest mężczyzną, który kochał za bardzo.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 listopada 2017 o 12:29

Żeby nie było- ostrzegałam, że Ptyśka jak się boi jest nieobliczalna. Jednak Wet nr1 (a przy okazji kierownik placówki) to on nam pokaże, że on nie takie krwie pobierał. No. To go moja dziewczyna poedukowała. Pazurami po pysku. @4525882ulasok:

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 listopada 2017 o 12:12

@Iras: Gorzej,jeśli takiej kociej trzykilowej, walczącej o życie bestii trzeba pobrać krew... Ja- sześć szwów na nadgarstku, Weterynarz nr1 charakteryzacja na twarzy a la Bruce Lee, nasza pani Doktor(szalenie kulturalna, spokojna i elegancka pani) rzucająca ciężkimi ..urwami w trakcie łapania latających próbówek z krwią. Normalnie KillBill albo Dexter w lecznicy. A kocicę trzeba było siłą ściągać z szafek, bo się wpiła OBCIĘTYMI pazurkami... I wtedy wniesiono kaftan bezpieczeństwa (dla pobierających kocią krew :) ). Okazało się, że pobieranie krwi może być względnie sprawne i bezkrwawe dla otoczenia. Inna sprawa, że moja Wiedźma poczuła się zgwałcona i poza tym, że (znowu) była wirtualna odmówiła też picia, więć kroplówki, weterynarz, i bawiliśmy się coraz bardziej...No, ale to inna bajka. A na codzień Kotka jest słodkim, rozmruczanym, przytulaśnym,troszkę nieśmiałym ale kochanym kiciulcem a nawet kiciulinką

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
21 września 2016 o 16:32

@Katka_43: A to zależy ;) Mój obecny 18-latek pojechał na swój pierwszy obóz, tfu, kolonię zuchową mając lat sześć- po zerówce. 1. Obóz trwał 3 tygodnie. Dzieciarnia brała udział we wszystkich pracach obozowych (bajer był wg. mojego Młodego, jak trzeba było wielkie gary poszorować piaskiem i bili się, kto włazi i szoruje od środka) 2. Maluchy wart nocnych nie miały, ale drużyna uczyła się rozpalać ogniska, obrabiać tyczki, wyplatać prycze a w pierwszym możliwym terminie walczyli o bycie na kwaterce. W efekcie Młodego miałam "z głowy" na co najmniej 5 tygodni wakacji 3. Drużynowe (dwie po kolei, żeby było śmieszniej siostry) trzymały towarzystwo za mordeczki, dzieciaki wpatrzone w siostry fruwały na wysokości lamperii, zbierając punkty na kolejne sprawności ( Młody pobił rekord onego czasu zdobywając 39 zuchowych i obrzędowych (zuchy i harcerze wiedzą o co kaman;)) sprawności. Nauczyły tego, czego w domu czasem się nie da- działania w grupie, odpowiedzialności za nią, uzupełniło się to co dzieciaki powinny wynieść z domu, było to to, co idealne harcerstwo powinno wnosić w wychowanie takiego człowieczka. I bez bogoojczyźnianej śpiewki, za co do dziś błogosławimy dh.Gosię i dh.Kasię Pozdrawiam siostry Wrzosek- szkoda, że odeszłyście, wiele dzieciaków, dziś już dorosłych dzięki Wam przeżyło wspaniałą przygodę. Brygadki Puchatka też już nie ma.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
27 kwietnia 2016 o 18:24

@tycjana12: Diagnosta 1,5 mca temu podsumował, że nie mając diagnozy robiliśmy dokładnie to, co trzeba i jak trzeba. Młody jest świetnym facetem, tak jak Twoje dziecko wysokofunkcjonującym. Tylko szkoda, że taki psycholog szkolny trafił Mu się dopiero teraz.Pozdrawiam

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 4) | raportuj
27 kwietnia 2016 o 18:12

@Zmora:jeśli matka , która najwyrażniej nie widzi nie widzi, to wysokospecjalizowane pedagogi powinny, nieprawda? A się "rzucam" ponieważ szkoła się reklamuje szczególną uwagą jeśli chodzi o dzieci dysfunkcyje. Matka w stałym kotakcie ze szkołą( bo w niej pracuje). Dzieciak pod opieką poradni. A tu takie cóś...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 27 kwietnia 2016 o 18:18

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 5) | raportuj
27 kwietnia 2016 o 18:05

@Evergrey: NApisałam w poprzedniej historii, do której odsyłam. Pozdrawiam Dopiszę, co mi tam ;) a właściwie wkleję: Młody jest nieco doświadczony przez życie- dysleksją, dysgrafią, brakiem koncentracji, zaburzeniami pamięci, ma szczególną wrażliwość na dystraktory i inne bajery (czyli nie jest w stanie pracować jak np. coś zaszeleści albo ktoś coś upuści), padaczką, i ma trochę kłopotów nieneurologicznych. Problem był już widoczny w przedszkolu (mieliśmy super przedszkole z zakręconą Dyrektorką załatwiającą logopedę codziennie, psychologa i inne takie tam, przedszkole Kubusia Puchatka w Krakowie- nie wiem, jak dziś, ale wtedy genialne). Setki godzin pracy, terapii, reedukacji, pierdyliony godzin rozmów i "szkoleń" Młodego na okoliczność bycia facetem a nie pierdołą i chamem (fajnie się teraz patrzy na takiego dryblasa 180cm pomagającego skulonej staruszce wturgać się do autobusu). Podstawówka na dopuszczających, egzamin 6-klasisty cienki jak sik komara, ale już I gimnazjum średnia na koniec 4,6.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 27 kwietnia 2016 o 18:11

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 13) | raportuj
29 grudnia 2014 o 10:18

@plokijuty: Mam wrażenie, że chodzi o EMAUS, zwyczaj z m.in. krakowskiego-nawiązuje się do idących do Grobu Pańskiego niewiast. O chlaniu nic nie wiem- "co kraj to zwyczaj, co rodzina- obyczaj" w mojej spotykaliśmy się całą rodziną w okolicy kopca Bronisławy ;) a potem jedliśmy wspólny obiad w jednym z domów. Pozdrawiam Piekielnych noworocznie

« poprzednia 1 2 3 następna »