Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Aranos

Zamieszcza historie od: 9 października 2011 - 12:23
Ostatnio: 19 października 2023 - 5:52
  • Historii na głównej: 5 z 7
  • Punktów za historie: 4822
  • Komentarzy: 264
  • Punktów za komentarze: 1311
 

#47251

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poradnik pod tytułem "jak nie dostać zwolnienia z pracy".

1. Wejdź do gabinetu zionąc wódą i pochodnymi z wczorajszej (dzisiejszej?) imprezy. Lekko bełkotliwym głosem zapewnij, że bardzo chcesz iść do pracy, ale tak jakoś masz kaca. I nie możesz, bo przecież twoi klienci by na pewno ucierpieli, jakbyś w takim stanie pracował.

2. Wejdź zionąc jak wyżej. Od progu wymyślaj, co też ci nie jest - grypa, angina, anemia, bóle głowy (w to jestem skłonna uwierzyć), bóle kręgosłupa, złamana ręka i zespół otępienny. Na pytanie o wypite alkohole manifestacyjnie wyjdź z gabinetu trzaskając drzwiami.

3. Wejdź do przychodni sprężyście, w dobrym humorze. Głośno dyskutuj w poczekalni, śmiej się, przechadzaj po korytarzu. Metr przed drzwiami gabinetu zacznij cierpieć - ba! umierać! na dowolną chorobę. Wyzdrowiej jak tylko lekarz chwyci za druki zwolnień.

4. Najlepiej "choruj" na kilka chorób na raz. Potakuj przy każdym podanym przez lekarza objawie, choćby miało to oznaczać, że masz biegunkę ze strasznym zaparciem.

5. Beztrosko przyznaj, że chcesz wolne, ale szkoda ci urlopu. Zrób awanturę przy odmowie. W końcu masz pełne prawo oszukiwać i naciągać społeczeństwo. Jak ktoś nie naciąga, to jego wina, frajer i tyle.

6. Bądź naprawdę chory, ale zwolnienie zażycz sobie na "za miesiąc". Wytłumacz, że masz lekką pracę, więc pójdziesz do roboty, ale za miesiąc masz urlop i chciałbyś go przedłużyć tym zwolnieniem. W końcu "dni się będą zgadzały".

7. I na koniec: Ukradnij bloczek zwolnień. Bądź zdziwiony, że policja tak szybko wpadła na twój trop. I co dziwniejsze - wiedziała, że to ty ukradłeś - czyżby miało to coś wspólnego z twoimi danymi na druku zwolnienia?

Fantazja w narodzie nie ginie...

poz

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 686 (754)

#71171

przez ~alisson ·
| Do ulubionych
Moja historia jest piekielna podwójnie, bo zaczęło się od bólu zębów. Każdy kto przeżył ten wie :) I wiadomo też, że ów ból zaczyna się najchętniej późnym wieczorem. Tak też cała "akcja" toczyła się właściwie przez dwa dni.
Około godziny 21 dopadł mnie ból, więc próbowałam tabletek w nadziei, że do rana spokojnie dotrwam, ale nie...

W internecie znalazłam adresy całodobowego pogotowia stomatologicznego. W pierwszym o dziwo zamknięte, więc pojechałam do drugiego, które mieści się stricte w szpitalu. Drzwi zamknięte, więc uparcie dzwonimy z narzeczonym dzwonkiem. Przez szybę widać tzw. portiernię, w której pan portier być powinien, ale go nie było. Po 15 minutach odpuściłam - jedziemy na zwykłe pogotowie po cokolwiek przeciwbólowego.

Na SOR-ze zamiast środków przeciwbólowych dostaliśmy numer do szpitala, z którego właśnie wróciliśmy, bo pani z pogotowia stwierdziła, że musi tam być otwarte. Zadzwoniliśmy i okazuje się - owszem, otwarte. "Proszę przyjechać".

Jedziemy, drzwi zamknięte jak poprzednio. Dzwonimy - nic. Pana portiera brak. Dzwonimy do pani na górę - "Ona jest na górze".
Super, a my na dole, tylko drzwi są zamknięte.

Coby nie przedłużać - staliśmy kolejne 45 minut pod szpitalem, dzwoniąc bez przerwy dzwonkiem, a i tak nikt nam nie otworzył, bo pan portier wraz z kluczami zaginął, w związku z czym ani nikt nie mógł wejść, ani wyjść. Pani "z góry" nie mogła nam pomóc ani nawet nie zeszła, bo i tak nie ma kluczy.

Z bolącą połową twarzy i z płaczem pojechałam do domu.
Dzień kolejny po nieprzespanej nocy na 8 rano do pracy.
Dzięki Bogu szef dał mi wolne, ale do 11 czekałam aż otworzą najbliższy gabinet stomatologiczny. A tam kolejne rozczarowanie...

Mimo że pojawiłam się przed otwarciem, było już kilka osób. Ja zapłakana, zapuchnięta, z łzami w oczach, ledwo żywa. Dodam, że byłam jedyna osobą z bólem... Czekałam jeszcze 1,5 godziny w kolejce, bo nikt nie chciał mnie przepuścić, a najbardziej zagorzale para koło sześćdziesiątki, bo mieli przymiarkę protezy.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (229)

#67842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Upalne lato i piekielności bezpośrednio z nim związane.

Kończę pracę o 14:00, na dworze 35 stopni, do pracy mam 4 kilometry, więc nawet na ten dystans nie odpalam samochodu tylko korzystam z autobusu, tym bardziej że w śródmieściu naprawdę ciężko czasem znaleźć miejsce do zaparkowania.

No to wsiadam do Solarisa Urbino i uderza we mnie żar jak z piekarnika, 50 stopni co najmniej. Na wszystkich szybach (których się nie da nawet otworzyć) widnieje informacja, żeby nie otwierać okien, bo autobus jest klimatyzowany. Kierowca na pytania pasażerów o klimę odpowiada tylko że "nie ma". Nie że zepsuta czy coś... "Nie ma". No jak to nie ma, skoro w autobusie widzę ze dwanaście nalepek, że jednak jest?! Ktoś tu próbuje ze mnie robić ślepego czy głupiego??

Nie włączył tej klimy. Ludzie byli cali czerwoni na twarzach, naprawdę w takiej temperaturze nie da się wytrzymać 10 minut, a co dopiero dłuższej trasy albo jakaś starsza osoba.

Na taki upał już lepsze są stare Jelcze i Ikarusy. Może i klimy w nich nie ma ale mają duże okna którymi robi się przeciąg i masz klimę w stylu "azjatyckim". Te nowe MAN-y, Mercedesy czy Solarisy są jak ruchome sauny.

Tylko co tak naprawdę jest z tą klimą? Nie działa? To by powiesił kartkę że zepsuta i mówiłby że zepsuta... Nie chce jej włączyć? Wątpię żeby tak się narażał na skargi i dyscyplinarkę. Czy może naprawdę zakupują autobusy bez klimy żeby ciąć koszta na paliwie i na wyposażeniu??

MZK

Skomentuj (56) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 280 (372)
zarchiwizowany

#66317

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gdańsk, tramwaj "ósemka", godziny szczytu.
Do tramwaju wchodzi pani w zaawansowanej ciąży, rozgląda się za wolnym miejscem, miejsc wolnych oczywiście brak, pani staje chwytając się rurki.
Po chwili z miejsca wstaje młody chłopak, podchodzi kilka kroków, by zaczepić panią i pokazać zwolnione miejsce, ale nie zdążył- na miejsce wpakowałą się starsza pani.
Chłopak podchodzi do niej, grzecznie mówi, ż emiejsce ustąpił kobiecie w ciąży.
Babsztyl omiata wzrokiem wyżej wspomnianą i wrzeszczy na cały tramwaj:
- Gdyby się nie puszczała, to by nie musiała teraz siadać!

chamstwo hucpa starzy ludzie

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (265)

#30601

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak człowiek uczy się na pamięć numerów czterocyfrowych do bramek w pracy, to mu się czasem miesza. Czyli zapomniałem pinu do komórki, raz na rok wyłączałem i jakoś wyszło.

Idę do punktu, biorę numerek i siedzę. Moja kolej, okej, podchodzę do kobiety, prezentuje sprawę, dowód. Sprawdzamy i... Zonk.

K: Nie, nie mogę pomóc, telefon jest na matkę, ale mimo, że pan jest upoważniony do zmian, jest w systemie, oraz przyniósł dowód, to jednak nie mogę pomóc.

J: Dlaczego nie? Przecież wszystko jest w systemie, to chyba nie problem?

K: No bo nie, po prostu nic nie mogę zrobić. To wszystko?

J: Nie rozumie pani, że potrzebuje tego telefonu? Zaraz wyjeżdżam, a bez telefonu nigdzie nie dam rady na miejscu dotrzeć. Nawet jak mi go odblokujecie, to mogę go zostawić tutaj, na dowód, że go nie ukradłem. Numery sobie spiszę tylko.

K: Nie rozumiem i nie mogę panu pomóc, bardzo mi przykro, ale za to zaproponuję panu pakiet 500 minut do wykorzystania od zaraz. To naprawdę świetna oferta!

A w myślach, stary spot internetowy o Orange - Zostałeś wyruchany w sposób Orange: OR-alnie AN-alnie GE-neralnie.

Pomarańcza

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 698 (758)

#20570

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam koleżankę w pracy. Pewnego dnia przychodzi nieźle wkurzona i opowiada historię.

"Byłam wczoraj u fryzjerki. Chciałam fryzurę taką fajną, ścięte po skosie tu, tu trochę wystrzępione, a ona mi mówi, że to bez sensu i że nie pasuje do mojej twarzy! Przecież sami wiecie, w wakacje tak miałam i było dobrze! Więc mówię jej, że chcę tak jak powiedziałam, a ona niby się zgodziła, ale widzę, że tu mi ścina za bardzo, tu w ogóle zostawiła jakieś kosmki i w ogóle bez sensu. Ale OK, zobaczymy, w końcu fryzjerka powinna wiedzieć co robi. Ale uwierzcie, wyszło fatalnie! No i nakrzyczałam na nią, co to ma być, ja jej nie zapłacę, ma to natychmiast poprawić i uratować resztki fryzury. Coś tam burczała, ale ścięła mi o tak, no niby lepiej, ale zobacz Traszka, ten tył fatalnie wygląda, przecież ja teraz w czapce będę musiała chodzić. Oby szybko odrosły..."

Mam również przyjaciółkę w salonie fryzjerskim.

"Ej, Traszka, ty znasz taką rudą babę, chyba Piekielna się nazywa? Chyba ją kiedyś widziałam u ciebie w pracy... Bo ostatnio była u mnie. Ale słuchaj, jaka historia. Przylazła uczesana dość nietypowo, wyglądała beznadziejnie, przecież ona ma szeroką szczękę, a uczesała się tak dziwacznie, że wyglądała jak kobyła. Staram się delikatnie zasugerować - wie pani, przy pani typie twarzy to może lepiej trochę inaczej - a ona mi tu że się nie znam, bo ona wie lepiej, ona tak zawsze ma. No co się będę szarpać, jak wie lepiej, to wie lepiej. Zaczęłam ścinać jak chciała, ale mówię ci, to się aż kłóciło, ona chciała żeby jej takie boczki zrobić, bez sensu zupełnie. No i staram się, a ona mi że co też ja robię, ona wygląda strasznie (chociaż to akurat prawda była), ona nie zapłaci, mam to poprawiać. No to się wkurzyłam i całą resztę jej skróciłam o centymetr. Tak jak miała. I mam nadzieję, że więcej nie przyjdzie."

druga strona

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 548 (716)

#59417

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czy Wy też, czytając historie o piekielnych listonoszach czy kurierach, uważacie je za choćby podkoloryzowane?
Ja już nie.
Do tej pory miałam ogromne szczęście do wszystkich kurierów, a tych przewinęło się niemało. Mniej lub bardziej mili, ale zawsze uczciwi, życzliwi i pomocni.
Kurierzy są spoko, ich zostawiam. Listonosze z reguły też. Ale trafiła się czarna owca...

Zamówiłam mega-ważną książkę. Złośliwie niedostępną w żadnych księgarniach, jedynie w wydawnictwie czynnym w godzinach mocno mi nieodpowiadających. Zamówiona, zapłacona. Podany inny adres dostawy niż zamieszkania (zawsze przesyłki odbieram w pracy).
Polecony, ZPO. Priorytet, żeby nie było, bo zamówione w sobotę.

Cztery dni jakoś wytrzymałam, w piątek dzwonię do wydawnictwa- podobno wysłali. Proszę więc o numer przesyłki.
Po chwili dostaję telefon- książka wysłana w poniedziałek, odebrana w środę. Ale… Właśnie, „ale”. Przez przypadek wysłali na adres domowy… Cóż, każdemu się zdarza, już chociaż wiem, gdzie przesyłki szukać. Pewnie mama odebrała i zapomniała powiedzieć.
Dzwonię wiec do niej- paczki nie było, a mama w domu jest zawsze.
Może w osiedlowym sklepie? Poprzedni listonosz często tam zostawiał listy (za naszą zgodą) a zaprzyjaźniona ekspedientka dawała znać, że coś przyszło. Ale nie tym razem. Zapomniała? Nie, ona też paczki nie ma.
Kolejna na liście jest sąsiadka. Szczęśliwie plotkowała z elitą okolicznych moherów, pyta każdego- nikt nie widział.

Trafia mnie szlag... Jest piątek, książka na niedzielę potrzebna… „Odebrana przez cynthiane” krzyczy podpis na stronie śledzenia listów.

Odpuściłam po części - w poniedziałek zamierzałam zwrócić się do wydawnictwa o ustalenie losu przesyłki. Już mi raczej niepotrzebnej, ale dla zasady.
W niedzielę paczka się znalazła. Późnym, bardzo późnym wieczorem. Przyniosła ją kobieta, którą ledwo znam z widzenia.
Sumienny listonosz odbiór przesyłki rejestrowanej ZPO podpisał sam, a nieszczęsną wrzucił do skrzynki kobiety mieszkającej na drugim końcu miasteczka.

Mimo to skontaktowałam się z wydawnictwem. Zareklamowali usługę, mnie (choć nie wiem czemu) przyznali całkiem miły rabacik.

Listonosz podobno został ukarany- tyle wiem od wydawnictwa i znajomych.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 417 (487)

#58622

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem pielęgniarką. Świeżutka historia z ostatniego dyżuru.

Pacjent po zabiegu wycięcia wyrostka, kobieta przyszła go odwiedzić. Nic dziwnego. Może siostra, może koleżanka. Facet adres ma z drugiego końca kraju, pracuje tutaj w ciągu tygodnia, na weekendy zjeżdża do domu. Bywa.

Dzwoni telefon. Przedstawia się pani Iksińska, żona pana Iksińskiego - rzeczonego pacjenta. Pyta o stan zdrowia. Po zweryfikowaniu zgodności danych, żeby mieć pewność, że to na pewno jego żona, odpowiadam krótko na pytania. Pani pyta czy mogę się spytać męża, czy czegoś przypadkiem nie potrzebuje.
Idę przekazać pytanie. Pointa łatwa do przewidzenia.

Pani odwiedzająca z wielką awanturą na Pana pacjenta, że jak to żona i co on sobie myśli, wstrętny uwodziciel i kłamca, a tyle obiecywał, z płaczem wybiegła z sali.

Pan - mina jakby mu kot pod nos nasrał i pretensje do mnie, że go wkopałam. Grozi skargą na mnie, szpital i wszechświat.

A na drugim końcu linii żona, słysząca wszystko przez telefon, niedowierzająca...

Ciekawe, jaki będzie ciąg dalszy.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1158 (1210)
zarchiwizowany

#57350

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
1.Netto,wieczorowa pora.
Kolejka do kasy (jedna oczywiście czynna).
Podchodzę, leży pod kasą koszyk z zakupami. Za mną ustawiły się kolejne osoby. Ominęliśmy koszyk,czekamy.Przychodzi pani,właścicielka koszyka i z ryjem- JA TERAZ PODCHODZĘ! JESTEM PIERWSZA! TEN KOSZYK TU STOI OD 10 MINUT, JA MAM PIERWSZEŃSTWO!! :)
Wszyscy się śmiali :-)

2.Tramwaj.
Z racji kobiecych dni zależało mi na miejscu siedzącym.
Usiadłam, pojedyncze miejsce. Nagle pani,lat ok.40 usilnie próbuje usiąść obok mnie. Zwracam jej uwagę,że to miejsce jest jednoosobowe (może nie widać?)..... Pani na to: ALE JA CHCĘ USIĄŚĆ,PRZECIEŻ ZMIEŚCIMY SIĘ WE DWIE!

powalają mnie niektórzy :)

komunikacja_miejska

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 159 (287)

#51645

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed dwóch lat, o piekielnym kierowcy autobusu.

Jak co dzień rano, o godzinie 07.00 wsiadłem do autobusu MPK, zakupiłem u kierowcy bilet i zająłem moje ulubione miejsce na przednim siedzeniu po prawej stronie - jak zawsze. Wysiadłem na ostatnim przystanku i poszedłem do szkoły na osiem godzin. Dzień jak co dzień...

Godzina 15.20 kurs z Tarnowa do miejsca mojego zamieszkania. Wsiadam do autobusu, idę do kierowcy z zamiarem zakupu biletu. [K]ierowca do mnie z takim tekstem:
[K]- Masz to posprzątać.
[Ja]- Co niby?
[K]- Naśmieciłeś biletami, to teraz sprzątaj!
[J]- Przecież nigdzie nie śmieciłem, o co panu chodzi?
[K]- Ty mi się ku*wa od roboty nie wywiniesz. Podarłeś bilety, to teraz sprzątaj
[J]- Nie mam najmniejszego zamiaru nic sprzątać. Jechałem pierwszym kursem; ponad osiem godzin temu
[K]- No jeszcze się gówniarz będzie ze mną kłócił.
[J]- To nie są moje śmieci, więc nie będę sprzątał
[K]- Daj numer do ojca. Ja cię ku*wa nauczę szacunku do starszych i kultury jakiejś

Stwierdziłem, że to już jest przegięcie i zamierzałem załatwić sprawę nieco inaczej. Trza będzie wnieść skargę.

[J]- Pańska godność?
[K]- Jaka godność?
[J]- Pańskie imię i nazwisko.
[K]- A na ch*j ci moje dane.
[J]- Niestety, ale będę musiał zgłosić skargę za pańskie zachowanie.
[K]- Tak, ty tylko w gębie mocny jesteś. Nic ci nie podam.

Nie, to nie. Po powrocie do domu odpaliłem laptop i wysłałem do ZKM e-mail ze skargą. Nie mając danych kierowcy, podałem datę, godzinę kursu, markę autobusu i numer boczny. Najwyraźniej wystarczyło, bo już na drugi dzień dostałem e-mail, że zarząd zajmie się tą sprawą.

Dwa dni później dostałem mail z przeprosinami za zachowanie kierowcy oraz zapewnieniem, że zostały wyciągnięte z tego konsekwencje.
Słowa nie były rzucone na wiatr, bo w/w kierowcy więcej nie widziałem. Czyżby stracił pracę?

komunikacja_miejska

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 605 (759)