Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Bryanka

Zamieszcza historie od: 18 maja 2011 - 15:50
Ostatnio: 22 kwietnia 2024 - 14:53
O sobie:

Siedzę w UK. Trenuję konie i ludzi..

  • Historii na głównej: 35 z 53
  • Punktów za historie: 12619
  • Komentarzy: 4882
  • Punktów za komentarze: 42065
 

#74493

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wakacje to fajna sprawa, zwłaszcza gdy mieszkasz za granicą, a twoja rodzina wyraża ochotę, aby przyjechać w odwiedziny.
Właśnie odebrałam telefon od mojej szanownej rodzicielki. Mama ponownie zapragnęła mnie odwiedzić, jednocześnie obiecując, że "tym razem będzie inaczej".
Jak sobie przypomnę co się działo podczas jej ostatniej wizyty to skacze mi ciśnienie, a było to tak...

Moja mama, kobieta na poziomie, osoba bardzo wykształcona zaszczyciła mnie swoją wizytą w okolicach Wielkiej Nocy, a podczas 7-dniowego pobytu zdążyła:

1. Obrazić naszych (moich i męża) współlokatorów wołając do nich po nazwisku. Nie wiadomo czemu tak robiła.
2. Obrazić naszych sąsiadów, poprzez permanentne ignorowanie ich.
3. Obrazić mojego męża nazywając go leniem, który nic w domu nie robi
4. Podjąć próbę przemeblowania naszej części domu. Na szczęście była to próba nieudana
5. Wpaść do części domu, którą zajmują nasi przyjaciele i awanturować się, że "zajmują większą część!"
6. Zniknąć na cały dzień nie dając znaku życia
7. Podjąć próbę spalenia nam domu poprzez pozostawienie ścierki na odpalonej płycie indukcyjnej i wyjście z domu.
8. Wpaść do mnie do pracy, usiąść w kącie i robić mi zdjęcia "bo chce mieć pamiątkę jak pracujesz!"
9. Spowodować nerwicę u kota, a na prośbę, żeby go zostawiła oburzyła się, że przecież "musi go pomęczyć"

Oczywiście w pewnym momencie czara się przelała i postarałam przeprowadzić z rodzicielką poważną rozmowę. Rozmowa przerodziła się w awanturę, podczas której dowiedziałam się, że jestem niewdzięczna, bo przecież wszystko co osiągnęłam to dzięki niej, ale właściwie to nic nie osiągnęłam(?!) i ona nie akceptuje mojego życia, które zresztą jest na najlepszej drodze do zmarnowania.
Po jej wyjeździe otrzymałam histeryczne telefony od obu babć i dosyć zawstydzonego partnera mamy, żebym ją przeprosiła, bo jestem dla niej okropna, a ona tak się stara...

Także tego...po dzisiejszym telefonie, wakacje z bliskimi? Dziękuję postoję.

Edit do pkt.7 - Mój błąd, nasza kuchenka widocznie nie ma płyty indukcyjnej, a po prostu jest elektryczna, więc ścierka zdążyła się w pewnym stopniu sfajczyć. Katastrofę zażegnała przyjaciółka, która wróciła do domu na czas.

zagranica

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (244)

#67798

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś już wspominałam, że pracuję w ośrodku jeździeckim na obczyźnie. Piekielności specjalnie nie było aż do teraz.

Na początek małe wprowadzenie:
Inteligentny człowiek gdy kupuje psa od hodowcy to wie, że musi go sobie wychować, żeby np. chodził przy nodze, słuchał poleceń, nie właził na kanapę i przy okazji właścicielowi na głowę. To, że pies ma respekt przed hodowcą nie oznacza, że będzie miał respekt przed każdym obcym człowiekiem.
Podobnie jest z koniem i w sumie chyba większością innych zwierząt.

Do rzeczy:
Mieliśmy 3-letnią klacz na sprzedaż. Bez narowów, defektów i innych takich, wstępnie ułożoną. Poprzednia właścicielka sprzedawała, bo chciała zmienić dyscyplinę sportową na inną, do której akurat ta klacz się nie nadawała.
Zgłosiła się chętna, pani była bardzo zainteresowana. Przyjechała na kilka jazd i zakochała się w zwierzaku. Zakupiła klacz z całym osprzętem, przez pewien czas trzymała ją u nas i przyjeżdżała na treningi, wzięła też udział w większym, grupowym szkoleniu. Ogólnie pełen zachwyt i szał na granicy rzygania tęczą.
Potem zabrała klacz do siebie do domu i nastała cisza.

Niestety była to cisza przed burzą, gdyż kilka tygodni temu szef dostał dwa listy - jeden od klientki, a drugi od jej prawnika. Ogólnie było tam napisane, że szef oszukał panią sprzedając jej piekielnego konia z narowami i ona żąda, żeby "ktoś coś z tym zrobił, bo koń miał chodzić jak w zegarku, przecie wyszkolony jest!". Po głębszym dochodzeniu okazało się, że pani pod okiem trenera radziła sobie dobrze, ale samodzielnie nie była już tak konsekwentna. Zwierzak szybko to wyczuł i zrobił kilka numerów m.in. odmówił współpracy. A czyja to wina? "Doświadczeni" znajomi pani orzekli, że nasza.

Koniec końców klacz do nas na pewien czas wróciła. Jeździł na niej szef, jeździłam ja. Narowów nie stwierdziliśmy.

Niestety happy endu na razie nie ma, gdyż pani dalej twierdzi, że została perfidnie oszukana i żąda zadośćuczynienia za doznane krzywdy. Jak się sprawa rozwinie? Nie wiemy.

zagranica

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 352 (392)

#62524

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia opowiedziana przez znajomą, dotycząca jednego z naszych dostawców.

Facet, który dostarcza nam siano do stajni nie ma nogi. Ot stracił ją podczas pracy, szczegóły nie są mi znane. Nie wszyscy wiedzą o jego defekcie, a i nie widać tego gdyż ma bardzo dobrą protezę. Normalnie przerzuca kostki siana, nie utyka, itp i oburza się jak chcemy mu pomóc.

Kilka tygodni temu zawoził siano do pewnej babki. Kobieta nieświadoma jego niepełnosprawności poprosiła go o rzucenie jednej kostki prosto na padok. Normalna rzecz, kobitka sama, na padokach niezłe błoto, a kostki ciężkie, więc facet chętnie podjął się zadania. Wziął kostkę, władował się w to błoto i...no właśnie. Zrobił krok, drugi i "zgubił nogę".

Baba prawie zawału dostała.

Tak, piekielna ewidentnie była noga.

uslugi stajnia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 758 (852)

#51818

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trafiła mi się piekielna klientka, ale dla odmiany nie z branży "końskiej".

Na początek małe wprowadzenie:

Mieszkam i pracuję w Anglii. Zawodowo zajmuję się treningiem koni, ale ostatnio postanowiłam dorobić sobie i podjęłam pracę w agencji nieruchomości, w pobliskim miasteczku. Ot, odbieranie telefonu, wysyłanie maili, sortowanie poczty - typowa praca biurowa, trzy dni w tygodniu.

Kilka dni temu przyszła klientka podpisać umowę. Podpisywała ją przez 1.5 godziny czytając każdy punkt regulaminu okraszając wszystko głośnymi komentarzami i pytaniami. Ok, myślałam że to dobrze, uważna jest, nie chce się pomylić. Okazało się, że nie, gdyż od ponad tygodnia bombardowała szefową mailami i telefonami pytając o każdy podpunkt i wszystkie zasady. No nic, podpisała wszystko, wzięła klucze i poszła.

Dzwoni po godzinie, że w kuchni nie ma ciepłej wody. Standardowo pytam, czy w łazience ciepła woda jest. Jest. Ok, załatwiam hydraulika, informuję kobietę, że gość odezwie się do niej jak będzie już w drodze. Babka kończy rozmowę...

...i po 20 minutach zjawia się znowu w biurze dzierżąc klucz od głównego wejścia i skarżąc się, że zamek musi być zepsuty, bo klucz "ciężko chodzi". Wszystko było sprawdzane przed przekazaniem mieszkania, poprzedni lokatorzy nie zgłaszali żadnych problemów. Babka żąda, aby szefowa natychmiast sprawdziła ten zamek. Szefowa poszła z nią, wraca i stwierdza, że klucz "chodzi" normalnie, nic się z zamkiem nie dzieje.

Niestety to nie koniec, gdyż klientka znowu dzwoni i kategorycznie żąda podania telefonu do hydraulika, bo jeszcze się nie zjawił. Uspokajam i tłumaczę, że facet jest na innym zleceniu i jeszcze dzisiaj się do niej zgłosi. Kobieta dziękuje i rozłącza się. Oddycham z ulgą i staram się wrócić do przerwanej pracy...

...o ja naiwna! Klientka wpada znowu do biura tym razem ze swoją matką. Skarżą się, że domofon jest za cichy. Szefowa jest już na granicy cierpliwości, ale spokojnie tłumaczy, że na urządzeniu można ustawić głośność. Kobiety wychodzą...

...żeby zadzwonić do nas po kolejnych 30 minutach, że hydraulika dalej nie ma! Uspakajam, że na pewno dzisiaj będzie. Szefowa stwierdza, że zamkniemy dzisiaj trochę wcześniej, bo ona już tego nie wytrzymuje. Ok nie ma sprawy, wyszłam z biura, poszłam zrobić zakupy do domu.

Upiorna klientka dorwała mnie na mieście...

uslugi

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 623 (677)

#27962

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Los tak chciał, że obecnie pracuję w sklepie z ciuchami damskimi. Nie jest to sieciówka, a taki prywatny sklepik z ciuchami głównie od polskich producentów. Dobre materiały, fajne kroje, wszystko szyte w Polsce, a nie w Chinach, więc ceny nieco wyższe niż normalnie. Dobra dosyć tej reklamy :P czas przejść do meritum.
Jak w każdym sklepie u nas też trafiają się piekielne klientki. Oto "kwiatki" z ostatniego tygodnia:

1. "Ja się jeszcze zastanowię".
Przyszła pani szukając czegoś na Komunię syna. Trzy godziny później, po przewaleniu niemal całego sklepu do góry nogami i pomierzeniu ponad 20 sukienek pani stwierdza:
- Właściwie to ja nie wiem, ja się muszę zastanowić, poza tym wy tu nie macie nic ciekawego. - Po czym wybiega ze sklepu zostawiając po sobie totalny kataklizm.

2. "Bo tu same małe rozmiary są!"
Mamy pewną "stałą klientkę", która przychodzi po kilka razy w miesiącu, nic nie kupuje, ale przez bite pół godziny potrafi biegać po sklepie i narzekać, że same małe rozmiary mamy i powinniśmy zamknąć sklep. Przy czym narzeka głośno i nieprzyjemnie, no ale "klient nasz pan". Dodam, że rozmiarówkę mamy pełną - od 36 do 46.

3. "Boże jak tu drogo!"
Kilka dni temu miałam nieprzyjemność doświadczyć dzikiej awantury. Klientka nawrzeszczała na mnie, że nie chcę opuścić ceny jedwabnej tuniki - sukienki z aplikacjami (na serio piękna i dobrze uszyta rzecz) z 300zł na max 100zł. Usłyszałam, że zwariowałam i że ona widziała taką na bazarze po 50 zł. Jej wrzaski niosły się daleko, a po wszystkim musiałam zamknąć sklep i iść się chwilę przejść, żeby nie zacząć zabijać.

4. "Pani da rabat".
Jeden z moich "ulubionych" typów klientek. :D Targują się o każdą złotóweczkę, a jak w końcu te 5% opuszczę, to mają dumną minę jakby mnie - człowieka z plebsu - puściły z torbami. Normalnie interes życia! Zeszła z ceny 5 zł!
Niektóre jednak są bardziej bezczelne i pomimo wystawienia rabatu żądają (nie proszą, ŻĄDAJĄ!) większej obniżki, a najlepiej oddania im ciucha za darmo w nagrodę, że zaszczyciły swoją osobą nasze skromne progi.

5. Ekspedientka jest powietrzem.

W naszym sklepie jest zwyczaj indywidualnego podejścia do klientek. Witamy przy wejściu, pytamy czy coś pomóc, pomagamy dobrać ciuchy, dodatki, itp. Jednak zdarza się pewien typ pań, które traktują obsługę jak powietrze. Na "dzień dobry" nie reagują, a na "czy mogę w czymś pomóc" odwracają się plecami, bo krótkie "dziękuję, tylko oglądam" jest powyżej ich możliwości. Zwykle reaguję na to głośnym i dobitnym "okeeeej":D. Ostatnio przyszły dwie panie, pokręciły się, pooglądały ciuchy i... ponarzekały na obsługę. A my? My próbowałyśmy jakoś do nich zagadać, ale chyba panie w innym języku mówiły, bo kompletnie nie reagowały na nasze pytania.

6. Ekshibicjonistki (niekiedy z perwersjami).

Moim zdaniem najzabawniejszy typ klientek. Nieważne, że przymierzalnia wolna, nieważne, że ludzie w sklepie, ona będzie się rozbierać tu i teraz! Na środku sklepu! A jak już uda się zaciągnąć panią za kotarkę to i tak będzie zza tej kotarki wyskakiwać (w samej bieliźnie, albo i bez). Dodatkowo niektóre z tych pań lubią nam pokazywać fragmenty swojej anatomii, np. "Pani zobaczy jak ja mam te piersi upchnąć w sukience!", albo "Niech pani spojrzy jakie mam rozstępy!". Cóż wtedy zrobić... trzeba obowiązkowo zachwycić się, bądź współczuć. Oczywiście wszystko przy publice. :D

7. Panie typu "chodząca broń biologiczno - chemiczna".

Pal licho nadmierne owłosienie w miejscach, które panie zwykle depilują. To akurat indywidualna sprawa każdej kobiety, ale chęć unieszkodliwienia ekspedientki zapachem, od którego łzawią oczy już zabawne nie jest. A taka śmierdząca baba to też klientka, której trzeba np. pomóc zapiąć sukienkę. Specjalnie mówię "śmierdząca baba", bo osoba, po której muszę wietrzyć sklep nie jest dla mnie normalną kobietą... a potem mam moralny dylemat czy wywieszać na sklep mierzone przez nią ciuchy, bo zwyczajnie się brzydzę ich dotykać.

Na zakończenie dodam, że w 90% przypadków, piekielność rośnie z wiekiem. Większość piekielnych klientek to damy 50+.

sklepy

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 671 (767)

#24692

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Otsego o "robiącym sobie dobrze" dziadku, przypomniała mi historię sprzed ładnych 10 lat.

Czasy gimnazjalne, wiosna w pełni, więc z dwiema koleżankami postanowiłyśmy zrobić sobie wolne od szkoły, a żeby nie marnować pięknej pogody wybrałyśmy się do pobliskiego parku. Usiadłyśmy na ławeczce zasłoniętej przez kilka krzaczorów i plotkujemy w najlepsze.

Na raz do ławki zbliżył się facet z rowerem i spytał czy może na chwilkę sobie usiąść i odpocząć. Nie robiłyśmy mu problemów, w końcu ławki w parku są wspólne. Jednak nie dane nam było zająć się ploteczkami, bo facet klapnąwszy sobie zaczął dosyć długi monolog dotyczący swojego życia osobistego, problemów w pracy, planów na przyszłość, itp.
Jako grzeczne nastolatki słuchałyśmy pana z uwagą, być może chciał się wygadać.

W końcu pan zakończył swoją opowieść pytaniem:
- Czy jesteście tolerancyjne?

Zdziwione odparłyśmy, że tak oczywiście.

- To dobrze. - Odparł... Po czym dobył siurka ze spodni i zaczął "robić sobie dobrze".

Zwiewałyśmy, aż się za nami kurzyło.

Od tamtej pory jak słyszę pytanie dotyczące tolerancji, to przypomina mi się facet "trzepiący sobie" w parku.

Park

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 761 (815)

#24181

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uprzedzam - będzie obrzydliwie.

Historia o tym, jaki syf potrafi zrobić kobieta w kiblu. I to na 100% złośliwie.

Pracuję w sklepie znajdującym się w pasażu handlowym. Toalety pracownicze są mniej więcej w połowie pasażu i sąsiadują z toaletami dla klientów.
Tamtego dnia wszystkie kabiny pracownicze w damskim były zajęte (tylko 3 kabiny), więc poszłam do toalety dla klientów. Akurat zwolniła się kabina, wyszła z niej normalnie wyglądająca pani w średnim wieku także nie przeczuwałam, że w środku zastanę coś nienormalnego.
Weszłam... no i wyszłam od razu z miną WTF?!?!?! i głośnym "o fuuuuu!!!".
Ściany kabiny były uroczo wysmarowane "czerwoną cieczą", a na honorowym miejscu nad kiblem wisiał przyklejony zużyty "wkład higieniczny".

Chciałabym pogratulować pomysłowej "artystce" tego alternatywnego dzieła. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Brawo.

sklepy

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 820 (870)

#19725

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia sprzed 2-3 lat o piekielnym dziadku - ochroniarzu.

Sytuacja wydarzyła się w sklepie sieci Carrefour Express, dokąd udałam się po koci żwirek do kuwety. Jak przykładna klientka, wzięłam koszyk i weszłam na sklep. Żwirku niestety nie znalazłam (ten oddział sieci był wyjątkowo źle zaopatrzony), więc chciałam sklep opuścić bez żadnych zakupów. A tu zonk! Nie mogę znaleźć "normalnego" wyjścia. Zostawiłam koszyk i prześlizgnęłam się przy kasie.

I wtedy pojawił się piekielny [D]ziadek Ochroniarz. Zastąpił mi drogę i kazał na środku sklepu opróżniać torbę. Na moje lekko sarkastyczne pytanie czy ma uprawnienia do "macania" moich rzeczy wrzasnął tylko, że on mnie obserwował cały czas i widział, że weszłam bez koszyka na sklep! Wytrząsnął z mojej torby jakieś drobiazgi - w tym otwartą paczkę tamponów (ważne!). Ogląda tą paczkę po czym rzecze:

D - No to wzywamy policję, bo jest kradzież.
Ja - WTF?!
D (grzechocząc paczką tamponów) - Wyniosła to pani ze sklepu!
Ja (już z rezygnacją w głosie) - Tak proszę pana. I zużyłam kilka na środku, wśród regałów.

Dziadek widocznie zauważył, że palnął głupotę, więc poburczał coś w stylu "żeby to się już więcej nie powtórzyło" i mnie puścił, a ja do tej pory mam alergię na ten sklep. Zresztą nie tylko ja.

Carrefour Express stolyca.... zadupie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 579 (645)

#18734

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moda na kurierskie opowieści co? :D Niestety (stety!) nie doświadczyłam nigdy spotkania z niemiłym kurierem, ale za to mam inną historię z DHLem w tle.

Do niedawna wyjazd z naszej posesji regularnie w ciągu dnia blokowała duża, żółciutka ciężarówka DHLu. Otóż pan parkował sobie na przeciwko naszej bramy, na chodniku i gdzieś wybywał. Gabaryty miał duże, więc i wyjazd był utrudniony, czy nawet głupie przejście przez ulicę (trzeba było wystawić najpierw głowę z za ciężarówy czy nic nie jedzie).

Pewnego dnia stwierdziłam "dosyć tego!" i zadzwoniłam na infolinię DHL, a wcześniej na wszelki wypadek wyszłam i ostentacyjnie obfotografowałam ciężarówkę. Bardzo miła panienka z infolinii powiedziała mi, że niestety ciężarówki są prywatną własnością kurierów i ona wszystko rozumie, ale proponuje zadzwonić do Straży Miejskiej. Podziękowałam, rozłączyłam się. Nie zdążyłam wykręcić nr do SM :)

Przez okno zauważyłam, że z posesji kilkanaście metrów dalej wybiega facet, wpada do owej ciężarówki i szybko odjeżdża. Widać z firmy dali mu cynk "koleś zwiewaj, bo mandat będzie!".

Tak czy inaczej od tamtej pory żółciutka ciężarówka parkuje gdzie indziej :)

domowe historie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 504 (554)

#18491

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia userki cova o specyficznym układzie rodzinnym przypomniała mi historię opowiedzianą przez moją babcię.

ZAZNACZAM, ŻE AUTENTYK!

Historia stara, bo z czasów początku II wojny i okresu powojennego.

Babcia miała sąsiadów przez płot. Młode małżeństwo, bardzo miłe. Los tak chciał, że pan sąsiad tak jak wielu młodych, wyruszył walczyć za Ojczyznę. Niestety nie powrócił. Jego małżonka chodziła w żałobie jak przykazane, cierpiała bardzo, no ale młoda jeszcze była, więc po jakimś 1.5 roku wyszła ponownie za mąż.

Z drugim mężem żyła sobie spokojnie parę ładnych lat, aż tu nagle szok! Rzekomo poległy w boju małżonek powrócił! Okazało się, że długo był w niewoli, a potem, jak wielu, bał się wrócić do kraju. Tak czy inaczej facet wrócił cały i zdrowy do domu, a tu żona z nowym panem mieszka. :D

Babcia mówiła, że nikt nie miał pojęcia jak oni to prawnie pozałatwiali, ale zamieszkali sobie wszyscy razem - dwóch facetów, jedna babeczka i byli całkiem zgodną rodziną, wychowującą wspólnie dzieci (już chyba nawet nie wiedzieli czyje, z którego tatusia :P)

stara historia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (798)