Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

GrumpyMatt

Zamieszcza historie od: 17 czerwca 2019 - 12:52
Ostatnio: 12 kwietnia 2023 - 12:15
  • Historii na głównej: 38 z 38
  • Punktów za historie: 4752
  • Komentarzy: 88
  • Punktów za komentarze: 376
 

#88494

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak na zawołanie, tego samego dnia gdy przeczytałem historię o kierowcach TIR-ów i ich wyścigach słoni, tak te musiały się pojawić.

W piątek jechałem do Mińska Mazowieckiego, a zaraz za Grójcem zrobił się masywny sznur samochodów i ciężarówek. Jak się okazało - akurat 50-tką jechał transport artylerii samobieżnej, a takiego sznura pojazdów zwłaszcza na 50-tce nijak było wyprzedzić ze względu na ruch. Jechanie za tym też nie było komfortowe, bo do przepisowej 90-tki transport dobił może ze 2 razy na całej trasie, a przeważnie wszystko wlokło się z prędkością 50, w porywach 60 km/h

Ale wreszcie, na całej trasie jest jedno, jedyne miejsce gdzie można bez ryzyka czołówki i rychłej śmierci łatwo wyprzedzić nawet sznur TIR-ów : Góra Kalwaria. Tam na kilka kilometrów z drogi robi się dwupasmówka. Ja i kilka innych aut bierzemy się za wyprzedzenie, i chcemy zrobić to jak najszybciej bo ten odcinek jak wspomniałem ma raptem parę kilometrów.

Większości kierowców TIR-ów coś tam się pod czaszką kołatało i nie próbowali wyprzedzać takiego sznura wiedząc, że nie ma szans aby zdążyli. Ale musiał trafić się ten jeden - wyjeżdża nagle, i zaczyna swoje wyprzedzanie ślimaczym tempem, blokując wszystkie jadące osobówki. W tej chwili ciśnienie skoczyło mi do wartości zapewne kwalifikujących się do wizyty u lekarza.

Żeby on jeszcze chociaż wyprzedził obie te ciężarówki z KRAB-ami, ale jako że jechały one w pewnym odstępie od siebie (owszem, z deka nieregulaminowo) to i tak zabrakło mu czasu więc musiał wepchać się razem z nami w sznur pojazdów między tymi lawetami, wobec czego nie zyskał absolutnie nic.

Za to ja i inni straciliśmy sporo czasu, co u mnie było dodatkowym problemem, bo przez to musiałem jechać po ciemku co nie jest dla mnie komfortowe, bo przez okulary i/lub wadę wzroku światła samochodów mnie potrafią zwyczajnie oślepić, zwłaszcza te białe. No ale koniec końców, jakoś się jedzie. Z czasem nawet tu ktoś zjechał na boczną drogę, piekielny TIR też gdzieś skręcił, więc jechałem bezpośrednio za artylerią i atmosfera zrobiła się nawet miła, bo można było oglądać miłe dla oka kształty, a dodatkowo zasłaniała ona światła jadących z naprzeciwka.

I tutaj musiał trafić się Piekielny TIR nr.2 Widzę w lusterku ze coś mi błyska - TIR siedzi mi niemal na zderzaku i mruga długimi. Po prostu go zignorowałem, no bo co ja mam mu zrobić? Staranować tą artylerię? Po czym po chwili widzę tego TIR-a zjeżdżającego na przeciwległy pas i próbującego mnie wyprzedzić. Na ciągłej. Po czym gdy się ze mną zrównał nagle zaczął na mnie zjeżdżać i zmusił mnie do ostrego hamowania, bo jak się okazało za chwilę była wysepka. Ciekawe czy łamanie przepisów i narażanie innych na drodze było warte... w sumie niczego bo i tak nadal jechał za artylerią.

Jak boga kocham, do listy zakupów po wlepkach z karnymi pafnucymi za parkowanie dodaję wideorejestrator.

krajowa 50-tka

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (188)

#88482

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia zasłyszana od lokalnej fryzjerki.

Swego czasu jej mąż robił u siebie betonowe szambo. Miała to być konstrukcja z betonowych płyt, trochę podobnych do tych z których kiedyś budowano drogi. Wszystko szło dobrze, ale gdy trzeba było zakładać "dach", okazało się że szambo jest trochę za szerokie.

Jego żona namawiała go, żeby po prostu dołożył tą jedną warstwę tych płyt żeby można było ów "dach" na szambie położyć, ale on jednak się uparł.
Nie, on nie będzie płyt marnował! On oprze to na takich prętach (tu nie zrozumiałem, czy to miało być tak jakby rozwieszone na szerokości szamba czy tylko wystające z płyty pręty) i dzięki temu zaoszczędzi kilka płyt!

W sumie nie wiadomo po co, bo nic z nimi nie planował zrobić tylko żeby leżały "bo się przyda", i nie odciągniesz od pomysłu ani prośbą ani groźbą.
W końcu szambo zrobił jak chciał i ciągle wytykał że "Zobacz, chciałaś marnować płyty a to się doskonale trzyma!"

Trzymało do czasu wypompowania - gdy stali z kolegą na tym szambie gdy było pompowane owe pręty osłabione nie wytrzymały i razem z nimi część płyt się zapadła do środka fundując im aromatyczną kąpiel, i na szczęście oprócz tego nic więcej.

Koniec końców okazało się, że płyty uszkodziły również szambo, i trzeba było je budować całkowicie od nowa. Jak to mówią - cwany 2 razy płaci.

wieś

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (198)

#88453

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia piekielności i naiwności Pani Klient, której doświadczył kiedyś mój ojciec. Robi on na czarno całe życie w ociepleniach, na brak klientów nie narzeka - pierońsko dużo mogę o nim złego powiedzieć, ale nie to, że źle robi.

Czasem też trafiają się kwiatki przeróżne, tak jak jeden z przed lat. Ojciec nieraz klientów swoich ostrzega przed wszelkimi "Panami Wiesiami" i innymi majstrami, którzy to "Zrobią 500 zł taniej", bo takie coś zawsze się źle kończy. Jedna klientka nie posłuchała i zrezygnowała z ocieplenia "Bo tu pan jeden Wiesław Naodpierdzielnik powiedział, że zrobi to 400 zł taniej". Przy ociepleniu którego koszt idzie w tysiące w liczbie dwucyfrowej.

Jak się można było spodziewać, "Majstry" odwalili kompletną fuszerkę. Po niecałych dwóch tygodniach klientka dzwoni do ojca, żeby przyjechał, obejrzał jak oni to zrobili i może poprawił bo jakość jest tragiczna. Nie znam się na technice ociepleniowej, ale fakt że tynk odpadał całymi płytami razem ze styropianem jest jasny nawet dla laika. Ojciec powiedział że może jej zrobić to ocieplenie, ale spierniczono je tak ostro, że trzeba tak naprawdę to wszystko pousuwać, poczyścić i zrobić od nowa, i że już tylko za robotę policzy i usuwanie szkód poprzedniej ekipy już będzie darmo.

No i wisienka na torcie, Pani Klientka szczerze zaskoczona wypala:

- Ale ja myślałam że mi Pan to wszystko za darmo zrobi!
- Ale to niby z jakiej racji?
- No proszę Pana, przecież mnie oszukano i pieniądze w błoto wyrzuciłam!

Koniec końców pani się uparła, więc ojciec zwyczajnie z oferty nie skorzystał i zaczął robotę u następnego klienta z kolejki.

ocieplenia

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (164)

#88304

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Być może co starsi pamiętają czasy, gdy w centrach handlowych panowała moda na wrotki. Dla młodszych wyjaśnię, otóż wtedy ktoś wymyślił, że może pracownicy, a w szczególności pracownice (bo lżejsze i bardziej zwinne) powinny jeździć na wrotkach, bo dzięki temu oszczędza się czas w porównaniu do szybkiego chodu czy biegu. W przypadku przejścia z jednego końca centrum na drugie można było oszczędzić nawet zawrotne kilkadziesiąt sekund!

Pomysł miał jednak ciemniejszą stronę. Pomijając, że nie każdy umiał na nich jeździć, największą zmorą były wypadki. Zderzenia, zahaczenia o przedmioty, poślizgnięcia i cała gama innych urazów towarzyszyła wrotkom od zawsze. W końcu jednak -na całe szczęście- proceder się skończył bo za dużo szło na odszkodowania za wypadki.

Szkoda tylko że przedtem moja matka miała na takich wrotkach dość poważny wypadek, w wyniku którego do dzisiaj ma ostrogę i uszkodzenie kręgosłupa, a dodatkowo złe wspomnienia z pracodawcą który starał się wymigać od odszkodowania jak tylko można było, lub nawet zupełnie zwolnić moją matkę skoro nie pracowała.

No i cóż, puenta jak rzekłem. Moja matka ma do końca życia uszkodzony kręgosłup i ostrogę bo ArcheoJanusz Biznesu chciał zaoszczędzić łącznie kilka minut roboty w ciągu zmiany.
Jak dobrze że ten pomysł zdechł.

praca

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (169)

#88168

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako wspominałem, tak i piszę finale piekielności mojego ojca.

Jak ktoś mógł zauważyć w poprzednich postach, ojciec z matką jest rozwiedziony. Zaczęło się to, jak raz się dowiedziałem kiedy miałem 2.5 roku, gdy moja matka czymś ojca wkurzyła, więc ten poszedł sobie do tirówki.

Wybaczyła mu ze względu na mnie i na to że się kajał, chodził do kościoła i udawał pobożnego. Mijały lata, ojciec na dom dawał średnio 200-300 zł na miesiąc a resztę przepuszczał najpierw na alkohol a potem na głupoty. Matka utrzymywała cały dom, ale ojciec i tak wszystkich maltretował psychicznie jak to my bez niego zginiemy, że tylko dzięki niemu żyjemy i w ogóle to bez niego to nie jesteśmy zbytnio nic warci.

No i przy okazji uskuteczniał alkoholizm. Matka siłą go zabrała na terapię i go z niego wyciągnęła, a on żeby się odwdzięczyć zaczął chodzić na panienki. Wyszło to na jaw, raz matka mu wybaczyła ze względu na mojego młodszego brata. "Poprawa" trwała parę miesięcy po czym ojciec znowu zaczął wdawać się w romanse (przy czym liczba mnoga to nie błąd) więc matka zdecydowała że dość tego i wystąpiła o rozwód. Sąd nawet nie miał pytań, miała tyle dowodów że uzyskała go z winy męża już na pierwszej rozprawie z tego co pamiętam (byłem w tym czasie na wymianie na Słowacji).

Postawę ojca niech najlepiej zobrazuje sytuacja, gdzie razem z dziadkiem przyłapali go z kochanką na ławce w naszym mieście. Matka już nawet z nim nie rozmawiała, dziadek jeszcze próbował mu przemówić do rozsądku: "Co Ty najlepszego robisz? Zaraz masz 50-tkę, masz żonę, dzieci rodzinę!" Ojciec odpowiedział że "Ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie".

Po rozwodzie się nie wyprowadził. Dom, ten nieodebrany, jest wspólny więc korzysta z niego jak z hotelu wpadając sobie co jakiś czas. W domu nie robi nic, pełnych alimentów na mojego brata nie płaci, dokłada się tylko jakieś grosze do śmieci twierdząc że nie ma pieniędzy. Co jest wierutną bzdurą, bo nieraz było tak ze twierdził że nie miał pieniędzy a w jego pokoju lub samochodzie leżał drogi ciuszek czy inny prezent dla jednej z kochanek.

Nawet przy opale na zimę kupił te niecałe pół tony węgla dopiero, gdy mu zapowiedzieliśmy że będziemy grzać pokoje farelkami a on będzie siedzieć w zimnie, bo nie będzie tak że tylko my będziemy kupować czy zbierać opał. Większość zimy to się grzaliśmy z drewna z remontu mojego dachu. Obecnie matka przerabia na mojej działce budynki gospodarcze na mieszkanie, i zapewne niedługo się wyprowadzi.

Teraz trzeba by wspomnieć o moich relacjach z ojcem.

Otóż, mam zespół Aspergera. Gdy okazało się około 4-tej klasy podstawówki że nie jestem do końca "normalny", ojciec nagle zapragnął mieć drugie dziecko. Niby mnie zapewniają że przypadek, ale jakoś mi się nie chce w to wierzyć. Całą miłość i uwagę ojciec przeniósł na mojego młodszego brata, mnie traktując nie jak syna tylko jak darmowego robola na którego można zwalić każdą swoją robotę (bo ojciec to leń patentowany) i obiekt na który można nawrzeszczeć jak się jest wnerwionym.

Interesował się mną tak bardzo, że gdy poszedłem do technikum dowiedzenie się że chodzę do technikum i gdzie chodzę zajęło mu 3 lata. I to tylko dlatego że musiał mnie raz podwieźć. Gdy jechaliśmy do lekarza który odmówił przyjazdu do dziadka, spytał mnie kiedy mam obronę na podyplomówce. Miałem ją 3 miesiące wcześniej. Nawet na mojej 18-stce partner mojej drugiej babci, który był u nas pierwszy raz spytał, czemu mój ojciec mnie traktuje jak kogoś obcego.

Obecnie dużo się nie poprawiło, nadal głównie zachowuje się tak jakby miał tylko jednego syna, czyli mojego młodszego brata, a ja jestem wygodnym kozłem ofiarnym na wszystko. Coś zgubił? Pewnie mu wyniosłem! Zepsuły mu się jakieś stare głośniki które kupił na bibelotach? Pewnie ja mu coś ruszałem! On sam coś sobie położył i zapomniał gdzie? Bo ze mną to po prostu pier**lca idzie dostać!

Kolejną, ostatnią kwestią jest to, jak sobie najprawdopodobniej mój ojciec planuje przyszłość. Otóż do ZUS nigdy składek nie płacił i robił na czarno. No bo po co, przecież to pieniądz idzie, nie? Gdy po pewnym czasie zorientował się że nie będzie miał emerytury, w panice zapisał się do KRUS i udaje rolnika, dzięki czemu będzie miał chociaż te kilkaset/tysiąc zł na miesiąc.

O ile wcześniej KRUS nie dowali mu kontroli, bo pieniądze na panienki są ale ze składkami zalega zawsze na co najmniej kilka miesięcy, a w przypadku kontroli wątpię czy kontroler uwierzy że ojciec jest rolnikiem gdy zobaczy te pordzewiałe i powyginane szkielety tuneli w których są hodowane trawa i chwasty. Na starość też nic nie odkłada, i wszystko przepiernicza.

Dlatego zamierzam się zrzec spadku, i będę do tego namawiał młodszego brata gdy będzie pełnoletni, bo po prostu jestem pewien że ojciec wymyślił to sobie tak, że on będzie sobie balował a potem na starość gdy nic nie odłoży to my będziemy go utrzymywać płacąc alimenty a potem skakać wokół niego wypełniając jego zachcianki, bo on sam zaczyna podupadać na zdrowiu. Jak zapytacie dlaczego, to przez zapierniczanie całe życie na budowach i ociepleniach. Cóż, w końcu jak mu każdy mówił żeby skończył szkołę i szedł na studia to on był mądrzejszy i jak chciał tak poszedł na budowlańca. No to trochę się może zdziwić.

Zresztą niby jaki miałbym spadek odziedziczyć? Nieodebrany i nieocieplony dom, który jest tykającą bombą zegarową bo o ile nie będzie amnestii to w razie jakiejkolwiek kontroli dowalą taką karę i opłatę za legalizację że do końca życia się nie wypłacę? I który zaczyna się pomału walić, bo odłamuje się ściana garażu który został obudowany i nie ma porządnych fundamentów? Czy może długi jakich ojciec sobie narobił przez swoje zachcianki, panienki i balowanie, a spłaca je tak dobrze że przez kilka lat nie oddał szwagrowi pożyczonych 3000 zł?

Jako puentę mogę rzec, że zapewne ojciec kiedyś przyjdzie do mnie, żebym mu dał pieniądze, czy przynosił mu opał czy mu robił jakieś inne roboty i go wyręczał "I am your father, Grumpy!". Ojcem może i jest, ale tylko biologicznym. Wtedy po prostu mu powiem to samo co on powiedział dziadkowi, gdy ten bo zbeształ że przecież ma żonę, dzieci rodzinę: "Ja mam teraz ważniejsze rzeczy na głowie".

dom

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (221)

#88217

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak to niektórzy potrafią prace szanować.

W Piasecznie jest pewna fabryka płyt, pewnie sporo studentów ją zna, bo to dobre miejsce do dorobienia raz czy dwa w tygodniu. Otóż zatrudnienie polega na tym, że fabryka wysyła do pośredników zamówienie, że potrzebuje tyle a tyle pracowników na dany dzień, a pośrednik daje ogłoszenie i można się zgłosić. Jednak przez zachowanie zgłaszających się przez długi czas dla Radomia prawie nie było zamówień. A czemu?

Widziałem to sam, i opowiadał mi to też wożący ludzi kierowca. Zdarzyło się, że pół zmiany było pod wpływem bo, hehe, piwerko przed pracą, no bo jak to tak na linii na trzeźwo robić. Zdarzały się kwiatki które potrafiły siedzieć na przerwie przez godzinę, ale najgorsze dla pracodawcy było to, że zgłaszało się np 70 osób na dany dzień, a potem przychodziło 30, przez co był deficyt siły roboczej. I nie pomagały kary pieniężne czy zakazy wyjazdów. W końcu firma postanowiła zatrudnić stałą siłę roboczą, czyli Ukraińców, których ma zakwaterowanych w hostelach i którzy regularnie i codziennie przychodzą do pracy.

Reakcja ludzi? "Kurna, tylko tych Ukraińców zatrudniają bo tańsi, Polakowi to nie dadzą zarobić złodzieje jedne!"
Szkoda kurna gadać.mp3

radom

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (148)

#88212

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o naszych szpitalach kochanych. A konkretnie o pewnym radomskim szpitalu na literę T, znanego między innymi z tego, że ochrona wywiozła na wózku pacjenta z poczekalni i wywaliła go w krzaki zostawiając go, przez co ten zmarł.

Otóż dość krótko, gdy mój dziadek jeszcze żył, ale już ledwo chodził i potrzebował cewnika dostał sepsy. Zawieziono go właśnie to owego szpitala, gdzie leżał i się kurował. Co jest piekielnością?

Przez 2 tygodnie nie obrócono dziadka ani razu (!), przez co zrobiła mu się ogromna odleżyna, gdzie mięso obumarło aż do kości. Po wielu zabiegach chirurgicznych, smarowaniu, opatrywaniu itd zagoiła się po prawie roku, na krótko przed śmiercią dziadka. A dziadka nie obrócono ani razu, bo jak się potem okazało aby panie pielęgniarki robiły to za co się im płaci i zajmowały się członkiem rodziny jak należy to trzeba dać im od 200 do 300 zł pod stołem, o czym dowiedzieliśmy się po fakcie. I żeby nie było, że może zapracowane - nie. Obchód, zajęcie się tymi co zapłacili i fajrancik.

I naprawdę, myślcie sobie co chcecie, że tak nie wolno i tak dalej, ale gdy się o tym wszystkim dowiedziałem to miałem ogromną ochotę przejść się tam i uskuteczniać rękoczyny.

radom

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (160)

#88073

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słów kilka o skąpstwie mojego ojca. Jak zapowiedziałem, tak też opiszę.

Ojciec mój zawsze był typem "cebulaka", czytaj chorobliwe skąpstwo (a nie szczędził tylko na swoje przyjemności). Irytowało to już od gimnazjum, bo co sobie kupiłem za te 3-4 dychy kieszonkowego miesięcznie to była krytyka, że hurr durr nie znasz wartości pieniądza i nie szanujesz, byś odłożył czy coś.

Kupowałem raz na miesiąc CD-Action to też były wyrzuty, że po co to kupuję w kiosku, poczekałbym 3 miesiące to na targu bym miał 5 zł taniej. No raz spróbowałem, to się okazało, że na targu akurat tego numeru nie było i do dzisiaj go nie mam. Z kupowaniem przeze mnie np. książek czy gier tak samo. "Na cholerę kupujesz te książki? Patrz, jakbyś przez te kilka lat żadnej nie kupił to już byś miał uzbierane połowę na kilkunastoletnie używane auto z 4-tej ręki! A w ogóle to se ściągnij w PDF-ie!" "Po co Ty kupujesz jak debil jakąś grę? Przecież można ściągnąć z neta!"

Przestał w końcu bo mu się chyba znudziło, jako że spływało to po mnie jak woda po kaczce.
Ojciec też sam z siebie nigdy nas nigdzie nie zabierał (dopiero w ostatnich 2-3 latach trochę się to poprawiło), i jak szliśmy do kina czy na jakąś pizzę, to tylko dlatego, że np. wygrał w radiu.

Z samego radia zresztą dostał swoistego bana i mógł wygrać coś raz w miesiącu, bo jak był jakiś konkurs to potrafił wszystkie telefony z domu brać, żeby się dodzwonić, i były skargi w radiu, że to coś jest ustawione bo jeden facet wygrywa ciągle. Z własnych pieniędzy to właściwie nigdzie nie wychodziliśmy, a szczytem żenady z jego strony było to, że gdy jeszcze przed rozwodem z matką mieli rocznice to matka kupiła mu zegarek, ugotowała kolację itd.

Co on jej dał? Obrazek ze sklepu po 4 złote, który wygrał w radiu. Nawet się z tym nie krył tylko wprost powiedział, że "o masz taki obrazek, z radia mam". Matka po prostu się wkurzyła i wywaliła go do pieca. Znaczy obrazek, nie ojca choć mam wrażenie, że było blisko.

A najlepsze to się wyprawiało chyba z jego wszelakimi zakupami - wszystko było podporządkowane zasadzie "Byle najtaniej".
Kupuje telefon? O wezmę ten, najtańszy używany jest. Potem zdziwienie czemu bateria rozładowuje się w 5 minut a aparat robi zdjęcia na fioletowo.

Samochód? Wezmę ten najtańszy, bo okazja bo tanio. Efekt: Samochód przestaje jeździć po miesiącu. Kupuje drugi, pierwszy idzie do sadu na części, drugi psuje się po dwóch tygodniach, znowu kasa na naprawy i do dzisiaj ten grat non stop się psuje. Za tyle ile wywalił na niego to by kupił znacznie lepszy samochód, albo ten sam ale w o wiele lepszym stanie.

No i jeszcze żeby ze samochody kupić napożyczał pieniędzy od krewnych i do dzisiaj nie spłacił. Jak bardzo trzeba przepierdzielać pieniądze, żeby przez kilka lat nie spłacić trochę ponad 3000 zł szwagrowi to sobie odpowiedzcie Jakikolwiek sprzęt, elektronika itd? A kupię myszkę za 5 zł, o czemu za chwilę się zepsuła?

Kiedyś tez postanowił np. zrobić interes stulecia, i kupił starą elektronikę za 100 zł, bo tanio. Nawet nie pomyślał, że jest ona bezwartościowa i tylko straci. Sprzedał dosłownie jedną sztukę za parę złotych.

Jego rady są podobnej jakości. Matka poprosiła go, żeby obejrzał jej samochód który chciała kupić. Jak usłyszał cenę, to od razu - tak, tak bierz, sprawdziłem dobry jest. Tak sprawdził że się okazało że uszczelki są nieszczelne, w podłodze jest dziura na wylot, pełno szpachli i dziury w nadkolu.

Matka wpakowała w niego więcej pieniędzy niż po latach zapłaciła za nowego Volkswagena. Kupuję laptopa? Ojciec tak długo w sklepie truł aż kupiłem trochę tańszego, zamiast tego którego chciałem. Pluje sobie w brodę bo dopłaciłbym te 200 zł i bym miał znacznie lepszego. Zepsuł się w owym starym samochodzie (jeździłem nim po zrobieniu prawka tak dla nauki) alternator? A na cholerę Ci nowa część, kup sobie po taniości starą ze szrotu.

Nie ustąpiłem bo już mądrzejszy byłem. Co? Kupić nowy samochód? A na cholerę? Co, że wrak i badania się kończą i kolejnych nie przejdzie? Ale jeździ przecież, a że badania to możesz sobie jeździć póki Ci dowodu nie zabiorą. Już nawet tego nie skomentuję, bo chyba nie trzeba.

Piła spalinowa? A kup tą tanią, po co ta za prawie 600 zł. No bo po co mieć coś dobrego jak można mieć coś taniego.
Mój brat jak kupował monitor, to też ojciec mu doradzał "a weź ten tańszy używany, przecież mniej dasz". Okazało się po pewnym czasie że wtyczka od prądu była uszkodzona i monitor potrafił wyłączać się sam albo przy najmniejszym drgnięciu kabla, nawet od tego że ktoś chodził po podłodze.

ZUS? A po co? Przecież to tylko pieniądz się płaci. A potem szok, bo zorientował się, że nie będzie miał emerytury, więc zarejestrował się jako lipny rolnik w KRUS. Do którego zalega ze składkami jak jasna cholera, i tylko czekać aż w końcu mu zarządzą kontrolę. A wątpię, żeby inspektor po obejrzeniu zardzewiałych resztek tunelu uwierzył, że mój ojciec jest rolnikiem.

Szambo w zimę jest pełne? "Ja nie będę wzywał szambochlaja i pieniędzy wyrzucał jak jeszcze parę litrów się zmieści." No a potem "Jak to rura zamarzła, bo woda w niej stała?"
I tak każdej chędożonej zimy...

Opał? Po co, przecież u wujka w tartaku są trociny, super opał bo za darmo. To teraz je przynoście i dokładajcie za mnie. Doszło nawet do tego, że pewnego razu ojciec chciał palić zamarzniętymi trocinami byle nie używać węgla "bo przecież on kosztuje". Te trociny to był czysty lód, tak że - i to nie żart - musieliśmy z bratem łupać je kilofem. Ojciec je rozmrażał i próbował tymi mokrymi trotami palić, no i nawet się paliło ale temperatura spadała na piecu z 70 do 30 stopni.
I szczerze, to każdy by się już nauczył, że takie podejście to cholernie zły pomysł, ale nie on.

I jako puentę dodam, że jedyne na czym nie oszczędza, to panienki i swoje pierdoły. Dostał dużą wypłatę za zlecenie - nie spłaci długów tylko zabiera jedną z kochanek na wakacje. Alimentów na młodego w pełni nie płaci, do rachunków prawie się nie dokłada, ale za to na prezenty dla panien jest. I nawet przed rozwodem jego wypłata szła głównie na jego pierdoły i jakby liczyć średnio to na dom dawał miesięcznie jakieś 200 zł, a wszystko utrzymywała matka.

Fin.

Dom

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (191)

#88072

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko i piekielnie.
Wracałem ostatnio z moją dziewczyną z wycieczki, wracamy sobie przez stolicę gminy, aż tu nagle widzimy przed nami samochód. Najpierw myśleliśmy, że może kogoś przepuszcza albo czeka żeby zjechać, ale nie. Zgadnijcie, co się okazało?

Otóż pewien geniusz postanowił, że sobie zaparkuje na środku drogi na pasie i sobie pójdzie, no bo parking obok jest zajęty, a do następnego to jest ze 30 metrów. Op*****yć od góry do dołu nie mogłem, bo właściciel gdzieś sobie poszedł, pozostało czekać aż będzie można wyprzedzić gdy nic nie będzie jechać z przeciwka.
Jednak muszę sobie sprawić zestaw tych naszybowych naklejek z karnymi pafnucymi...

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (159)

#88002

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Cóż, to chyba będzie już ostatni wpis o piekielnościach mojego dziadka, ostatnich trzech, których połączenie w końcu doprowadziło do jego śmierci.

Pierwszym z nich było dziadkowe nudzenie się. Dziadek wiecznie nudził się na emeryturze, a nudę zabijał przede wszystkim pracą, bo ją uwielbiał.

Problem w tym, że zabijał ją czyjąś pracą (zazwyczaj moją), a uwielbiał ją w sensie, że mógłby patrzeć na nią bez końca. Non stop musiałem zapierniczać z kolejnymi dziadkowymi pomysłami:

- Trzeba wylać cement pod bramą, bo pies ucieknie. Jak to nie ucieknie bo szczelina za mała, a jakby chciał to pełno dziur jest w siatce? Eee głupoty gadasz!

- Trzeba wybetonować kojec, 2 razy co najmniej bo pies kopie. Jak to "No i co z tego, kojec ma podmurówkę na 30 cm w głąb"? Nie może kopać i tyle!

- Przestaw mi ten samochód ojca bo mi się światło odbija, i nie piernicz że trzeba koc położyć na szybę bo i tak się będzie obijać. (Dodam że przestawianie pchaniem)

- Weź mi tutaj przerzuć ziemię tam w jedno miejsce bo dołek jest. A potem z następnego w to poprzednie itd itd

- Obetnij mi tu gałęzie z tego drzewa bo mi zasłaniają z łazienki widok na deski w płocie.

Osobną kategorią roboty było koszenie trawy na punkcie czego dziadek miał istną manię. Trawa musiała być koszona co najmniej 2-3 razy na tydzień, nawet jak była susza i nawet nie urosła. I nie przekonasz że kosiarka chodzi tylko po próżnicy, trzeba skosić bo trawa za duża i zaraz się nie będzie dało. A jego ulubionym "teatrem" koszenia był sad.

Można było nie kosić podwórka, ale sad do którego nikt nie chodził i nikt go nie widział musiał być pokoszony non stop. Nerwy mi pękły jak w sobotę późnym wieczorem skończyłem go kosić, a w poniedziałek przed 7-mą rano dziadek mnie budzi dzwonieniem, że trzeba pokosić sad bo trawa urosła za wysoka. Jak można się domyślić, odmówiłem dość kategorycznie bo nie będę zapierniczał z samego rana jeżdżąc minimum 3 godziny kosiarką po próżnicy, żeby dziadek mógł popatrzeć jak ktoś pracuje.

W końcu to zaakceptował lecz był święcie obrażony.
Gdy próbowaliśmy znaleźć mu jakieś zajęcie - czy to nordic walking, kluby zainteresowań, dokarmianie kaczek, literaturę, puzzle, wędkarstwo, nawet oferowaliśmy że kupimy mu komputer i internet i nauczymy go używać to dziadek okazywał się wręcz betonem, i na wszystko była odpowiedź "Nie, ja nie chcę, ja nie będę, dajcie mi spokój".

Drugą piekielnością, jaką ktoś mógł już wywnioskować, było to, że dziadek był piekielnie uparty. A łączyło się to z piekielnością 3-cią, czyli świętym przekonaniem o własnej nieomylności i byciu ekspertem we wszystkim.

Jak sobie wyrobił opinię czy zaczął coś robić, to niczym nie dawało się go odciągnąć od tego. Jak chce żeby zrobić mu jakąś robotę, to będzie marudził aż do skutku i nie odpuści. Gdy zbierał wszystkie swoje złomy i śmieci, nie dało się mu wytłumaczyć że to jest niepotrzebne. "Nie, mi to będzie potrzebne i koniec, ja wiem lepiej!".

Innym przykładem niech będzie to, że do końca życia uważał, że Pogrom Kielecki to była wina Żydów i że Żydzi dzieci na macę przerabiali, i nie dotrzesz i nie wytłumaczysz że to wierutna bzdura i wiadomo to od parudziesięciu lat. "Ja wiem lepiej i koniec".

Również w budowlance stosował tą zasadę. Np. dach w kurniku zrobił zbrojony, ale pręty wpuścił tylko w jedną ścianę. Gdy był wymieniany dach (kurnik jest częścią budynku który ma być przerobiony na mieszkanie) robotnicy chcieli usunąć stary po kawałku, bezpiecznie, ale jak tylko zaczęli kuć to wszystko się zawaliło. Cudem jest, że jedyną ofiarą była jedna kura która była z innymi w środku, i nawet nie zmarła od przygniecenia tylko najwyraźniej na zawał.

Inny przykład to "naprawienie" światła w samochodzie mojej mamy. Dziadek uznał że jedno mu za słabo świeci (świeciły jednakowo, ale jak się możecie domyślić- dziadek się uparł i już) więc jako że on zna się na elektryce, to postanowił je naprawić. Gdy je naprawił, matka pojechała parę minut po czym wszystko co elektryczne zgasło, więc trzeba było jechać do elektryka. Ten ledwo otworzył auto, od razu zauważył co się stało.

- A kto to te blaszki tu wsadził?
- Ja wsadziłem żeby naprawić, bo jedno światło za słabo świeciło!
- Proszę pana, zrobił pan zwarcie i wszystkie bezpieczniki wywaliło. Tak się nie naprawia świateł! (potem się okazało że ze światłami wszystko jest w porządku)
- A idź pan, nie znasz się kompletnie!

Natomiast jeśli chodzi o dom w którym obecnie mieszkam, to gdy moi rodzice go budowali dziadek przejął dowództwo nad budową i mój ojciec w swojej głupocie uległ i go posłuchał.

"Weź wywal ten taras, ten ganek też wywal, tutaj okna poprzestawiaj, dobuduj takie jedno okno tam, jedne drzwi wywal i dobuduj garaż, się nie bój ja mam jednego znajomego w gminie i mi to przyklepie". Cóż, już samo budowanie metodą "W dupie mam przepisy bo piłem wódkę z jednym facetem" jest głupotą, ale to co nastąpiło potem, to skrajny idiotyzm.

Otóż dziadek nie poszedł z papierami od razu, tylko non stop to odkładał. "Zaraz pójdę, w następnym miesiącu, a po świętach, no już że zaraz pójdę, albo pójdę po nowym roku". Ciągnął to "zarazowanie" kilka lat, aż zmieniły się przepisy i te papiery zaczęto załatwiać w starostwie powiatowym, a nie w gminie, a tam dziadek już znajomości nie miał.

W wyniku tego dom do dziś nie jest odebrany. Mój ojciec jednak nie widzi problemu, "Bo kto Ci to sprawdzi?". Na wszelki wypadek zamierzam się zrzec spadku, bo nie chcę potem przejmować wszystkich jego długów, a potem jeszcze kary za nieodebrane mieszkanie.

No i tu docieramy do finału naszej opowieści. Bardziej smutnego niż piekielnego. Z połączenia owych trzech rzeczy wyszła dziadka ostatnia akcja. Od jakiegoś czasu nudę zabijał również wszelakimi operacjami i rehabilitacjami, i tak było w tym przypadku. Chciał, aby lekarz zrobił mu operację na oponiaku mózgu.

Lekarz odmówił- oponiak był mały, nie rozrastał się, na nic nie wpływał, więc jego usunięcie nie dałoby żadnej korzyści natomiast niezależnie od wyniku operacji było 50% szans że dziadek wyląduje na wózku.

No ale dziadek musiał mieć jakąś operacje i już. W końcu lekarz powiedział, że można zrobić jakąś operację na kręgosłupie. (Nie wiem dokładnie jaką, ale dziadek się skarżył że musi ją mieć bo mu już ciężej chodzić. Dziwić się przy grubo ponad 70 latami na karku i sporej nadwadze). Każdy mu to odradzał, takie operacje są zawsze ryzykowne, zwłaszcza w podeszłym wieku. Ale nie. On musi mieć operację, zdania nie zmieni. No i to był fatalny błąd. Jak się okazało, dziadek za późno odstawił leki rozrzedzające krew, i podczas operacji doszło do dużego krwawienia i udaru krwotocznego mózgu. Po tym dziadek miał sparaliżowaną całą prawą połowę ciała i przez kilka miesięcy dochodził do siebie na rehabilitacji zanim mógł nią znów ruszać.

Gdy w końcu w marcu wypisany został ze szpitala, ja byłem na wymianie na Słowacji. Gdy wrócił, mama z babcią zauważyły że dzieje się z nim coś dziwnego- miał zaniki pamięci, zdarzało mu się mówić bez sensu czy dziwnie chichotać. Gdy zabrano go do lekarza i na rezonans, okazało się że ten udar spowodował szybko postępujące zwapnienia mózgu. Stan dziadka z miesiąca na miesiąc się pogarszał, zapominał coraz bardziej, po kilku miesiącach już nie chodził, po kolejnych kilku nie mówił już ani słowa.

Pod sam koniec życia, w lato 2020 roku zanikł mu nawet odruch przełykania i trzeba go było karmić przez specjalną rurkę. Zmarł we wrześniu 2020, najprawdopodobniej przez doktora który odmówił przyjazdu, i o którym również tu pisałem.

Pomimo całej piekielności dziadka jednak kochałem go i nie jestem obecnie w stanie być na niego zły, a jedynie mi go szkoda. A zwłaszcza tego, jak odszedł - takiego losu nie życzę nikomu, a gdyby ktoś zobaczył jak dziadek "żył" po tej operacji, zrozumiałby dlaczego tak wielu sądzi, że eutanazja powinna być legalna.

dom

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (210)