Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

HuckOris

Zamieszcza historie od: 17 marca 2011 - 21:05
Ostatnio: 23 czerwca 2021 - 10:34
  • Historii na głównej: 13 z 19
  • Punktów za historie: 12061
  • Komentarzy: 95
  • Punktów za komentarze: 782
 
zarchiwizowany

#30272

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Duży salon samochodowy pewnej marki na F - Katowice Rozdzieńskiego - tuż za Castoramą.
Unitral kupił sobie jakiś czas temu nowe autko 3 letniego Focusa. Wszystko super. Jedynie w komplecie tylko jeden kluczyk.
Trzeba by pomyśleć o zapasowym po przygodzie z poprzednim autem i zatrzaśniętymi drzwiami...
Gdzie na "śląsku" najszybciej dorobić kluczyk z rachunkiem? ano w salonie producenta.
Nic bardziej mylnego.

Próba pierwsza.
Miejsce - wspomniany salon
Czas - środek lata
Mój wygląd - krótkie spodenki, koszulka bez rękawków
Zasoby finansowe - spore
Akcja:
Wchodzę do salonu, w środku 7 pracowników i 2 klientów - jeden ogląda jakieś auto, drugi rozmawia z jednym z 3 konsultantów.
Mechanicy za szybą raczej odpoczywają, na warsztacie 1 auto na 5 stanowisk.

Ja - "Przepraszam chciałem dorobić kluczyki"
Pracownik informacji - Proszę do punktu obsługi, proszę dowód rejestracyjny, w porządku, proszę podejść do stanowiska obsługi (są 3, w jednym wspomniany klient, pozostałe 2 obsadzone załogą)
P1 (stanowisko 1) - Proszę do kolegi.
P2 (stanowisko 2)
Ja - Przepraszam, chciałem kluczyk dorobić
Ps - Proszę poczekać , jestem teraz zajęty

20 minut później moja cierpliwość się skończyła.
Dlaczego? Przez 20 minut P2 nie oderwał wzroku od monitora, P1 przynosił wszystkim innym kawy, P3 obsługiwał klienta.
Ja byłem umówiony na spotkanie w centrum.

Próba druga - następnego dnia - równie ciepło - sceneria jak dnia poprzedniego.
Od-razu podchodzę do P1 - "Dzieńdobry, chcoałem kluczyk dorobić"
P1 - to nie u mnie tylko u kolegi.
P2 - (słyszał rozmowę, czytał jakąś ulotkę) - proszę poczekać
Po 10 minutach, w tym czasie P1 przyjął 2 klientów, P2 czytał ulotki, P3 chodził gdzieś z papierami.
Ja - Czy długo muszę jeszcze czekać?
P2 - A o co chodzi?
Ja - Chciałem kluczyk dorobić
P2 - Dziś nie da rady nie ma mechanika.
Ja - To na kiedy można się umówić
P2 - Proszę spróbować w przyszłym tygodniu

Próba trzecia - wtorek kolejnego tygodnia, godzina około 10.
Sceneria jak poprzednio, tylko pracowników jakby więcej i 3 auta na warsztacie.

Ja do Pana z informacji - "Dzień dobry ja w sprawie dorobienia kluczyka" - "Tak proszę do obsługi podejść"

P1 - gdzieś chodzi
P3 - ogląda ulotki
P2 - popija kawę

Przed nimi stoi klient, ustawiłem się za nim.
Po kilku minutach P1 - Proszę.
Pan usiadł i zaczęli coś załatwiać - odbiór auta. Trwało to 2 minuty. Klient poszedł po auto.
Ja nadal czekam.

Nikt z pracowników nie reaguje.
Za to obsłużyli już po pierwszym Panu 4 innych klientów, na mnie nie zwracając uwagi.

Nie wytrzymałem, podchodzę do nich i pytam czy długo tu mam stać ?

Zauważyłem w ich oczach oburzenie że śmiem im zwracać uwagę.
Żadnej innej reakcji.

Odwróciłem się i wyszedłem z salonu głośno komentując kompetencję personelu, czas jaki mi zmarnowali i olewanie klienta który nie przyszedł do nich po łaskę ubrany w garnitur.

Reakcji żadnej, poza panem który właśnie pokazywał jakiemuś klientowi samochód - "Może ja pomogę?" Spytał.
"Dziękuję ale mam już dosyć tego salonu"

Pojechałem 20 km dalej go Tychów - obsługa milutka, proponowali mi kawę, usługa wykonana błyskawicznie- pomimo iż z moim kluczykiem jechali do Katowic, bo nie posiadają maszyny do docinania kluczyków.

Zadowolony podziękowałem i opowiedziałem co mnie spotkało w Katowicah.
"Wie pan, tam sami idioci pracują, ale dzięki nim mamy tu sporo klientów" uśmiechnął się młody długowłosy konsultant :)



Czy naprawdę w lepszych salonach samochodowy młodzi klienci w "nieodpowiednim" stroju są kategorią nieobsługiwaną?
Czy ocenianie człowieka po wyglądzie ma podnieść zyski?
Zapłaciłem dorobienie kluczyka i przeprogramowanie komputera w samochodzie ponad 400zł. Wiem że mogłem taniej u "Henia", ale skoro mnie stać, to dlaczego nie wykonać usługi profesjonalnie?

Od tamtego czasu polecam salon w Tychach a szczerze odradzam wszystkim ten w Katowicach.

Salon samochodowy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (249)

#33801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniało mi się szukanie mieszkania. Oto co ciekawsze oferty:

Pokoik dwuosobowy mieściło się tam łóżko, mały stoliczek i drugie łóżko chowane do szafy (jak było rozłożone to było tak blisko pierwszego, że para mogła sobie spać jak na jednym. Cena za miejsce 450+ opłaty i tekst kobiety "bo ja nie chce zarobić, tylko żeby do czynszu dołożyć" Nie skusiłam się.

Oferta numer 2. "Pokój w willi, osobne wejście na piętro gdzie znajduje się kuchnia, ubikacja i 2 pokoje - jeden pojedynczy i 1 dwuosobowy. 500 zł + opłaty." Tak prezentowało się ogłoszenie. Prawda: "willa" to kwadratowy domek 1 rodzinny budowany chyba za PRLu. Osobne piętro: -1 to przecież też piętro, a że piwnica, komu przeszkadza? Kuchnia = wstawiona turystyczna kuchenka z butlą gazową + mała szafeczka - teoretycznie na 3 osoby. Pokoje nie zamykane, bo i po co. Jedyne co było prawdziwe, to osobne wejście i kibelek.

Trzecie mieszkanie przebiło wszystko. Ogłoszenie: miejsce w pokoju, ach i och 200 zł. Niemożliwe, dzwonię upewnić się, bo i haczyk musi być, ale przez telefon pan zapewnia, że wszystko tak jak w ogłoszeniu, można zobaczyć i takie tam.
Przyjechałam. Pokój o dziwo się nie rozpadał, ładny, metraż taki nie za mały, w sam raz dla jednej osoby, okolica też niczego sobie. Pan, lat około 70, bardzo miły, rozmowny, pyta się czy ciasta nie chcę, herbaty. Nie pasowała mi łazienka z drzwiami od kuchni i drugimi na korytarz, ale zamykane i wszystko ok. Po prostu cud.

Pan nagle mówi 500 zł, ale możemy się dogadać. Zaczyna mówić, ze mieszkał tam chłopak i go uczył komputera używać, ja jestem kobietą to może bym mu obiady gotowała. Nim więcej obowiązków dla mnie tym mniejsza cena, a jego plecy bolą i trzeba by posmarować maścią, a to czas umilić. Tak jakoś podziękowałam....

Na koniec znalazłam przyzwoite miejsce, bez właściciela w środku i dobrych współlokatorów.

rynek mieszkań

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 450 (508)
zarchiwizowany

#44203

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nad ranem sąsiadce uszkodzono mocno zaparkowany wóz.
Stało się to przez nieudolnego kierowcę, który wszedł za szybko w zakręt na parking i zgodnie z prawem fizyki i prawem tarcia pięknie wpasował się w wóz sąsiadki.
Facet oczywiście chce się dogadywać, a sąsiadka za bardzo nieobeznana w tym prosi mnie o pomoc.
Wychodzę facet wrzeszczy po co chłopa sprowadziła itd.
Mówię sąsiadce wzywaj policję wóz firmowy musisz mieć podkładkę, że nie z twojej winy, a widzę nowy to pewnie w kredycie lub leasingu jest.
Facet robi się czerwony. K i H nie zliczyłem.
W każdym razie policja jest, facet ciągle wrzeszczy jak te baby jeżdżą itd, ale policjant po śladach raczej nie uwierzył w tą wersję.
A na koniec wisienka,
Policjant- Widzę nie zmienił Pan opon i widzi Pan czym to się skończyło.
Facet- Po co mam uniwersalne.

Nie życzę facetowi źle, ale aby gdzie się zakopał w tych uniwersalnych oponach.

pod blokiem

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (284)

#72541

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam swój ulubiony sklep - nie dość, że blisko, to bardzo dobrze zaopatrzony, ceny znośne, promocje świetne, obsługa bardzo sympatyczna. Ponad połowę szerokości sklepu zajmują lodówki z mięchem, wędliną, serami, garmażem - takie, do których sprzedawczyni sięga, a od strony klientów są szyby. Na szybie wielkie napisy "prosimy nie opierać się o szybę".
Podkreślić jeszcze raz trzeba fajną obsługę, która jednak rzadko zwraca uwagę klientom - po prostu w milczeniu po nich sprząta i ogarnia.

Centralnie przed takim napisem stoi facet. Opierając się łapami. Dwa kroczki z przesuwającą się kolejką i znowu łapa na szybę. Pół kroczka - i łapa na szybę. Ślady zostawił gorsze niż wycieczka pierwszoklasistów na oknach autokaru. Prosząc o kolejne wędliny, dziugał palcem w szybę, a potem znowu kładł łapę. Nie zdzierżyłam jednak, kiedy zamiast podać nazwę kolejnego mięska, sięgnął ponad tymi lodówkami i zaczął machać nad wędlinami od strony sprzedawczyni (wysoki był, skurczybyk, a zasięg miał jak nie przymierzając orangutan).
- Przepraszam pana - zaczęłam grzecznie. - Czy ma pan jakiś problem z utrzymaniem równowagi?
- Nie - odparł, lekko zdziwiony.
- To czemu non stop opiera się pan o tę szybę? Przecież nawet napis jest, tu, pod pańskim nosem.
Popatrzył na naklejkę, ale chyba wielkie litery stanowią dla niego odwieczną zagadkę.
- Ale ja mam czyste ręce!
- No nie bardzo, śladów pan narobił, a dziewczyny będą miały potem mnóstwo pracy z doczyszczeniem...

Zabrał łapę, ale zbierał się też do jakiejś ciętej riposty. Na odchodnym rzucił mi kpiące:
- Przynajmniej będą miały się czym zająć!

Nie, obsługa sklepu nie pierdzi w stołek na zapleczu. Non stop dokładają towar, pomagają znaleźć produkty klientom, ogarniają ceny, sprzątają, ogarniają. Buraków, jak widać, nie trzeba sadzić, sami się rodzą.

A mi pozostał niesmak po buraku, złagodzony uśmiechem pani ekspedientki.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 264 (312)
odrzucony

#47849

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Może na początku kilka słów o mnie. Pracuję jako lektorka w przedszkolu, daję korepetycje, zdarza się, że zaprzyjaźniam się z młodzieżą i nieraz zmuszona jestem odpowiadać na mniej i bardziej ważne dla dzieci i młodzieży pytania: od tych najbanalniejszych, czemu krowa ma rogi, po cięższe, typu: proszę pani, a skoro ta mrówka umarła, i moja babcia umarła, to znaczy, że ja też umrę? Czasem niektóre z tego rodzaju pytań zada ktoś z nastolatków, nie mając zaufania ani do rodziców ani do starszych nauczycieli. Poza tym, zgodnie z programem praktyk, w marcu powinnam poprowadzić zajęcia z godziny wychowawczej – wymyśliłam, że każdy uczeń napisze anonimowo pytanie na kartce, a ja spróbuję na to pytanie odpowiedzieć.

Zaufanie młodzieży cenie sobie ogromnie, a celu niezawiedzenia go czytam mnóstwo mniej i bardziej fachowej literatury. Dziś w moje ręce trafiła książka „Seks i miłość, nowoczesny poradnik dla chłopaków”.

Czytałam ją z zaciekawieniem, stojąc na przystanku. Nagle podeszła do mnie obca kobieta.
- Ja przepraszam, ale zauważyłam, że czyta pani jakąś książkę – zaczęła – muszę pani powiedzieć, że to grzech! Żyć trzeba moralnie, co to za tytuł, co pani ogląda...
- Droga pani – przerwałam – Ja naprawdę już od paru lat zarządzam sama własnym sumieniem i proszę mnie z łaski swojej nie pouczać. A książkę czytam, bo pracuję z młodzieżą, muszę poprowadzić kilka zajęć, więc muszę wiedzieć pewne rzeczy.
- Nauczycielka? Niech im pani powie, że moralnie trzeba żyć! Moralnie! Bez moralności daleko nie zajedzie! Nie seks! Nie żadne takie... niech ich pani nie uczy szatańskich czynów (akurat książka była otwarta na rozdziale „masturbacja”)! Niech się pani opamięta!
- Ale czy pani wie, o czym mówi? - zirytowałam się – młodzież ma prawo zadawać pytania, a ja muszę na nie znać odpowiedź! Co ja mam im powiedzieć, nie sypiajcie ze sobą do ślubu? Oni muszą mieć jakąś wiedzę, nie wolno zabraniać, trzeba uświadamiać! Od strzeżenia czystości jest ksiądz na religii, to nie moja rola - perorowałam, w nadziei, że być może trafię pani do przekonania – kto wie, może ona sama ma wnuki i opowiada im, że od masturbacji się ślepnie? (ten przesąd wciąż żyje, naprawdę!).
- Uświadamiać, uświadamiać! Moralnie trzeba żyć! Moralnie! Bez seksów przedślubnych! - nagle podjechał pani bus. Odchodząc, wykrzyknęła: Nauczyciel to jak sto razy matka! Ma wyjaśnić, ale moralnie żeby było!

Opisuję tę historię, bo jestem przerażona, zniechęcona. Czy naprawdę są jeszcze ludzie, którzy sądzą, że najlepszym sposobem na uświadomienie młodzieży jest powtarzanie im, że seks to grzech i mają się po prostu od niego powstrzymać? Żadnej wiedzy na temat działania własnego ciała? Nic? Zamiast odpowiedzi na liczne pytania, tylko pouczenia, krytyka i nakazywanie czystości?

Czy to naprawdę ta droga?

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 726 (1046)

#46787

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sporo ostatnio historii o Urzędach Pracy..
Z moich doświadczeń wynika, że w 99% osoby zarejestrowane w PUP to osoby, które nie chcą wcale pracować, tylko załatwiają sobie w ten sposób ubezpieczenie.

Ostatni przykład.
PUP przysłał kandydatkę do pracy. Którąś z kolei.
Zakład dostał z PUPu dofinansowanie, więc kogoś z przysłanych musi zatrudnić.
Ponieważ wcześniejsze kandydatki tylko prosiły o podbicie kartki, że były i nie były zainteresowane pracą, zakład postanowił zatrudnić panią, która zjawiła się jako ostatnia...

Pierwsze pytanie po podpisaniu umowy zabrzmiało - czy podbije mi pani legitymację ubezpieczeniową?

Potem okazało się, że pani nie ma zielonego pojęcia o swoich fachu (mimo wykształcenia zgodnego ze stanowiskiem) - kilkakrotnie zniszczyła powierzony jej materiał, odsyłała klientów tłumacząc im, że ona nie wie itp.
Po zwróceniu uwagi, pani się obraziła i powiedziała, że skoro wszystko robi źle, to ona nie będzie robić nic, tylko przez 12 godzin siedzieć i pilnować lokalu.

I wisienka na torcie - jak tylko upłynął wymagany przez ZUS termin 30 dni pracy, Pani przyniosła L4 - na 4 tygodnie...

Wychodzi na to, że w naszym kraju wcale nie ma bezrobocia... bo ludzie nie szanują pracy.
Dodam, że płaca może nie stanowi na tym stanowisku kokosów, ale za dobrze wykonywaną pracę można dostać niezłą premię i do ok. 2000 zł na rękę wyciągnąć.

PUP

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 471 (561)

1