Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Morog

Zamieszcza historie od: 9 kwietnia 2014 - 15:18
Ostatnio: 27 kwietnia 2024 - 10:42
  • Historii na głównej: 11 z 20
  • Punktów za historie: 2884
  • Komentarzy: 2224
  • Punktów za komentarze: 9601
 

#88471

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w bibliotece publicznej. Niedawno przyszła do nas czytelniczka z naszą książką w ręku i informacją, że na pobliskim bazarku jakaś kobieta handluje książkami z naszej biblioteki. Udaliśmy się komisyjnie na bazarek, potwierdziliśmy fakt, wezwaliśmy policję. Handlarką okazała się znana nam z widzenia osoba, na stoisku miała 50 sztuk naszych książek, głównie dla dzieci, w jej mieszkaniu policja znalazła jeszcze 80 sztuk. Książki opisaliśmy, wyceniliśmy, pani dostała zarzut kradzieży na sumę kilku tysięcy złotych polskich.

Po jakimś czasie dowiedzieliśmy się, że sprawa została umorzona..... Pani zeznała, że myślała, że może sobie książki po prostu zabrać? Dlaczego? Otóż dział promocji wymyślił hasło, które widnieje na banerach przed bibliotekami "KSIĄŻKI, GRY I FILMY ZA DARMO".

Dodam, że pani starannie zakleiła wszystkie pieczątki, a także musiała mieć jakiegoś wspólnika, który odwracał naszą uwagę gdy zabierała książki. Dyrekcja się odwołała od umorzenia. Życie jednak pisze pozornie nierealne scenariusze.

biblioteka kradzież policja

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (191)

#87805

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowiem wam historię, która dzieję się obecnie każdego dnia.

Do szpitala pogotowie przywozi pacjenta z zaostrzeniem jego przewlekłej choroby. Przywozi dużo później niż powinno, bo pacjent boi się covida i czeka z wezwaniem pomocy do ostatniej chwili. W szpitalu personel również boi się covida, więc nie wdraża odpowiednich procedur, robi niepotrzebne testy i czeka godzinami na ich wyniki. Pozbawiony opieki schorowany pacjent umiera na swoją przewlekłą chorobę. Do aktu zgonu wpisują, że zmarł na covid...


PS. Nie zaminusujecie prawdy, kiedyś zajmie się tym prokuratura.

słuzba_zdrowia koronoszaleństwo

Skomentuj (96) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 361 (407)

#87582

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś pracowałem w zespole pogotowia, który stacjonował przy warszawskim dworcu centralnym, wprost w budynku dworca. Z powodu tej lokalizacji naszymi głównymi pacjentami byli bezdomni, pijaczkowie i narkomani, którzy się w tym miejscu wtedy tłumnie gromadzili. Przypominają się mi związane z tym okresem trzy piekielne historie.

Mieliśmy w stacji dość długi korytarz zamykany na klucz z obu stron, z dostępem do toalety. Wypracowaliśmy sobie metodę, że wyżej wymienionych pacjentów, którym nic poważnego nie było, gromadziliśmy w tym korytarzu, a rano zbiorowo wieźliśmy do szpitala. Obie strony były zadowolone, panowie spędzali noc w cieple, a my mogliśmy sobie chwilę pospać. Niestety pewnego razu pan dyrektor pogotowia wpadł do nas z wizytą i sprawa się rypła.

Jako, że byłem na stacji najmłodszy powstał zwyczaj, że jeśli policjanci przychodzili z informacją, że coś się któremuś z panów dworcowych stało, ja szedłem z nimi sam i oceniałem, czy sprawa wymaga interwencji, dopiero później budziłem resztę zespołu. Pewnego razu pukają, pan bezdomny spadł ze schodów. Idę, niestety rozcięta głowa, do szycia. Pacjent twierdzi, że nogi go bolą, nie może iść. No to go niesiemy. Tylko wyszliśmy z hali dworca, policjant wyjął pałę i dokonał cudownego uzdrowienia nóg pana menela, pomykał sam jak rączy jeleń.

Na koniec piekielna i smutna sprawa. Wezwanie do toalety na dworcu. Jedna ze znanych nam narkomanek, taka która rządziła całym dworcowym towarzystwem, nawet się jeszcze trzymająca, dobrze ubrana, z biżuterią. W kabinie zapodała sobie kolejną dawkę narkotyku. Zsunęła się z klozetu tak nieszczęśliwie, że głowa znalazła się pod ciałem co doprowadziło do uduszenia. Pani pracująca w przybytku zaniepokojona przedłużającym się pobytem wezwała policję a policja nas. Dziewczyny nie udało się uratować, nie było jak założyć wkucia, a po podaniu adrenaliny do rurki intubacyjnej krew z niej trysnęła na pół metra w górę.... Najbardziej piekielna okazała się w tej historii właśnie babcia klozetowa, upomniała nas żebyśmy tak często nie chodzili do karetki i z powrotem bo tu jest fotokomórka i jej się nabija....

ochrona_zdrowia policja

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (170)

#87203

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zeszły piątek byłem na kontroli na onkologii. Szpital wymarły, puste korytarze, niemal nie widać ludzi.

Pytam, gdzie się podziały te tłumy które widziałem na korytarzach w czasie poprzednich wizyt? Gdzie te grupy ludzi pod każdym z gabinetów? Przestali chorować? Nikt nowy nie zachorował na nowotwór? Odpowiedź na te pytania jest niestety oczywista....

Uważam, że dziennikarze i politycy za to odpowiedzialni powinni po prostu iść do więzienia...

ochrona_zdrowia koronaszaleństwo

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (211)

#84400

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na kanwie strajku cierpów, zwanych omyłkowo taksówkarzami.

Generalnie rzadko korzystam z taksówek, szkoda mi po prostu pieniędzy, tym bardziej, że zwykle nigdzie mi się nie spieszy. Niemniej po rozwodzie żona z synem wyprowadzili się do innego miasta, dokładnie na jego peryferia, dużo wygodniej mi było wziąć spod dworca taksówkę, niż tracić czas widzenia z synem na długą jazdę autobusem.

Podróż taką wykonywałem dwa razy w miesiącu, przez wiele lat. Za KAŻDYM razem taksówkarze, widząc, że wsiadam przy dworcu kolejowym, próbowali mnie oszukać, jadąc okrężną drogą.

Zwykle, nauczony doświadczeniem, gdy widziałem, że na pierwszym skrzyżowaniu jedzie w innym niż właściwy kierunku, grzecznie informowałem oszusta, że Fordon to jest w tamtą stronę. Cierp bełkotał coś o objazdach, ale jechał już tam gdzie trzeba.

Jednego razu postanowiłem się nie odzywać, ciekawy, gdzie zostanę zawieziony. Poddałem się dopiero, gdy opuszczaliśmy miasto z innej strony niż leżał cel podróży. Doszło do awantury, w trakcie której pan oszust wzywał przez radio kolegów z gangu.

Reasumując, gdyby to ode mnie zależało, cierpy, które terroryzują Warszawę, znalazłyby się tam, gdzie ich miejsce, w więzieniach.

taksówkarze oszuści

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (174)
zarchiwizowany

#83926

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W bloku w którym mieszkam mieszka też pewien starszy mężczyzna. Typ samozwańczego sąsiedzkiego policjanta, dość apodyktyczny, wszędzie się wtrącający ze swoimi radami, do tego takie wiecznie niezadowolony z życia.

Wczoraj wychodząc wieczorem do kościoła byłem świadkiem pewnego zdarzenia z udziałem tego pana i piekielnej młodej dziewczyny. Dziewczę stało przed klatka, rozmawiało przez telefon i trzymało uchylone drzwi do bloku. To ostanie nie spodobało się panu sąsiadowi, próbował wyrwać jej klamkę mówiąc coś w stylu że on płaci za ciepło, a tu ucieka....

Dziewczyna przez chwilę ignorowała starszego pana, w końcu przestała na chwilę rozmawiać i wypaliła "ODPIER..... SIĘ ODE MNIE PSYCHICZNIE CHORY DZIADU". Starszego pana zatkało zaczął coś mówić o panowaniu nad językiem.

Nie pochwalam takiego słownictwa, sam go nigdy nie używam, ale przyznam z pewnym wstydem, że jak sobie przypomnę to zdarzenie to morda i się sama uśmiecha....

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (36)

#83584

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wczoraj naprawę poczułem się jak w ukrytej kamerze. Podczas trwających w mojej parafii rekolekcji zajmuje się ustawianiem samochodów na parafialnym parkingu. Zmotoryzowanych gości mamy dużo, więc z moją skromną pomocą na placu mieści się dwa razy więcej samochodów niż wtedy, gdy parkowali sami. Widziałem już wiele dziwnych rzeczy podczas tej pracy, ale jeden pan przebił wszystko.

Odprowadzałem jeden samochód na miejsce parkingowe, do tego ksiądz proboszcz wjeżdżał do garażu swoim Clio, było trochę zamieszania. Wracając do bramy zobaczyłem wjeżdżający w nią samochód. Wjechał i staną w bramie. Na początku mnie to nie zdziwiło, bo często ludzie z osiedla używają naszej bramy, bo wykręcania, ale nie, zgasił silnik, wysiadł i gdzieś idzie...

Gdy odzyskałem głos zacząłem na nim wołać, że zaparkował w bramie i ma natychmiast odjechać. Facet na to, że nie ma nigdzie miejsca, on długo szukał i tu zaparkuje.... Dopiero groźba natychmiastowego wezwania Straży Miejskiej spowodowała, że przestawił samochód.

Po nas choćby potop…

parking egoiści

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 158 (188)
zarchiwizowany

#82862

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia z czasów kiedy z kolegą mieliśmy firmę która zajmowała się zakładaniem i pielęgnowaniem akwariów, słodkowodnych i morskich z przewagą tych drugich. Praca satysfakcjonująca i finansowo i merytorycznie, szczególnie, że akwarystyka była naszym wspólnym hobby. Niestety mój wspólnik jest oryginałem strasznym, potrafiącym wywinąć niesamowite numery, do tego z mało ortodoksyjnym podejściem do uczciwości.

Mieliśmy serwis w mieszkaniu w starej kamienicy, cztery duże zbiorniki, więc sporo roboty. Właściciel gdzieś wyjechał i zostawił nam klucze. Mieszkańcy kamienicy dostali mieli akurat jakieś fioła na punkcie bezpieczeństwa i postawili w korytarzu taką bramkę przy której posadzili pana "ochroniarza", bramkę otwierało się cipem, którego właściciel mieszkanie nam nie udostępnił.

Przychodzimy więc rano na serwis, udało się przekonać pana ochroniarza by otworzył nam bramkę. Wchodzimy i zajmujemy się robotą. Kilka godzin noszenia wody, produkcji osmozy, rozpuszczania soli i czyszczenia szyb. W między czasie musiałem coś załatwić więc zostawiłem kolegę z pracą, wyszedłem na wszelki wypadek zabierając klucze ze sobą.

Wracam po dłuższym czasie, a tu pan ochroniarz kategorycznie nie chce mnie przepuścić, nie i koniec, w trakcie dyskusji wyrwała mu się uwaga o "domu schadzek" więc domyśliłem się o co może chodzić. Pamiętałem że bramkę można ominąć przez piwnicę, więc szybko użyłem tej drogi, ochroniarz gonił mnie i krzyczał, udało mi się dostać schodami na pierwsze piętro do lokalu, drzwi zatrzasnąłem pogoni praktycznie przed nosem.

I co się okazało? Wspólnik po moim wyjściu zaprosił sobie do lokalu jakaś znajomą panienkę, poruszającą się na wózku inwalidzkim do tego.... Nie wiem jak przekonał pana ochroniarza do jej wpuszczenia. Być może potrzebował pomocy przy akwariach ale serwisy rzadko przeprowadza się nago...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 23 (75)
zarchiwizowany

#77660

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swojego czasu dość intensywnie starałem się walczyć z ludźmi parkującymi na miejscach dla niepełnosprawnych bez posiadania do tego uprawnień. Niedaleko domu mam parking na którym znajdują się cztery "koperty". Jako, że niedaleko mieszczą się liczne sklepy i punkty usługowe miejsca te są praktycznie cały dzień zajmowane przez tych co "tylko na chwilę"

Dzwoniłem więc często na Policje w tej sprawie, ludzie odbierający tam telefony poznawali mnie już do głosie. Niestety zawsze sprawa była przekazywana Straży Miejskiej, a wszyscy wiemy jak ta instytucja działa. Tak więc nikt nigdy nie został za nieuprawnione parkowanie na kopercie ukarany. Dodam, że szanuje pracę innych i gdy widziałem, że kierowca odjeżdża, dzwoniłem i odwoływałem wezwanie.

A teraz zgadnijcie komu zholowano samochód gdy raz zapomniał położyć karty niepełnosprawnego kierowcy za szybą...

policja

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 63 (139)

#77279

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dorabiałem sobie kiedyś w firmie organizujących różne "gry terenowe" głównie dla firm. Swojego czasu organizowaliśmy zdarzenie w konwencji modnego w tamtym okresie "Kodu Leonarda da Vinci". Mieliśmy do dyspozycji podziemia jednego z fortów, które po odpowiedniej stylizacji zamieniały się w klasztorne lochy. Wszędzie stały palące się świecie z których dym snuł się pod sufitami, sztuczne pajęczyny ozdabiały sufity, a przemykający gdzie nie gdzie mnisi w habitach i kapturach budowali klimat.

Zabawa polegała na tym, że imprezowicze byli dzieleni na grupy, których zadaniem było rozwiązanie zagadki i znalezienie skarbu. Problem polegał na tym, że poszukiwacze pocierali do nas już po początkowej "integracji", często też "integrowali" się też już podczas zabawy schowanym pod kurtką piwkiem.

Najbardziej krytycznym punktem było miejsce, gdzie należało znaleźć wskazówkę w jednym z ustawionych dzbanów tłukąc go. Jako, że "poszukiwacze" często się mylili, dzbany "schodziły" dość szybko. Niedaleko więc ustawiony był ich zapas, pilnowany przez mnicha, który zamieniał całe dzbany na stłuczone między grupami. Musiał też pilnować zapasu, bo dziwnym trafem właśnie on wzbudzał zainteresowanie naprutych poszukiwaczy, do tego stopnia, że nie raz dochodziło do rękoczynów.

Próby przekonania klientów, by zaczęli się integrować dopiero po skończeniu zabawy, nigdy się nie udawały. Wszak płacę, to mogę lekceważyć czyjąś pracę i psuć zabawę innym.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (226)