Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Niania_Frania

Zamieszcza historie od: 23 lipca 2020 - 12:00
Ostatnio: 30 kwietnia 2024 - 16:40
  • Historii na głównej: 30 z 30
  • Punktów za historie: 3301
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 148
 

#89329

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii #83642

Mąż mojej koleżanki z pracy ma problemy ze wzrokiem od urodzenia. Ma z tego tytułu orzeczenie o niepełnosprawności.
Pracuje jako kierowca.

Zawodowy.

A jest praktycznie ślepy jak kret.

Kto jest piekielny?

Facet, który stwarza zagrożenie na drogach?
Lekarz medycyny pracy, który stwierdził że jest zdolny jeździć w dalekie trasy?

kierowca wzrok

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 94 (104)

#88899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kochany NFZ...

Od kilku lat leczę się na pewną chorobę, a od trzech przyjmuję leki w takiej samej dawce.

Do lekarza chodzę mniej więcej co trzy miesiące, aby dostać nową receptę. Po każdej wizycie rejestruję się na następną. Z reguły staram się tak je ustalać, by w razie czego mieć zapas leków na jakieś dwa tygodnie.

Ostatnio dostałam telefon z przychodni odnośnie przyszłotygodniowej wizyty. Mojego lekarza nie ma, dlatego muszą mnie przesunąć na inny termin. Pozostali lekarze nie mają jak mnie przyjąć, bo nie mają już miejsc. Po szybkim przekalkulowaniu mówię pielęgniarce, że leków wystarczy mi tylko na trzy tygodnie. Nie ma mowy bym została przyjęta dopiero za prawie PÓŁTORA MIESIĄCA.

Po moich protestach usłyszałam tylko: "Niech Pani bierze połowę dawki. Wtedy leków powinno wystarczyć".

Pal licho, że nagłe zmniejszenie dawki może być dla mnie niebezpieczne w i jakąkolwiek zmianę i ewentualne odstawienie powinnam ustalać z lekarzem, a nie pielęgniarką.

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (166)

#88809

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu czytałam artykuł o niepełnosprawnym chłopcu, któremu dyrektorka zabroniła wjeżdżać na wózku do szkoły.


W moim najbliższym otoczeniu miała miejsce podobna historia.

Znajoma mojej mamy ma syna niewiele młodszego ode mnie. Niestety jest on niepełnosprawny, bo urodził się bez nogi.

W miarę szybko udało się załatwić odpowiednią protezę, by dzieciak mógł chodzić i funkcjonować jak zdrowe dziecko.

Gdy miał jakieś pięć lat, to rodzice postanowili zapisać go do przedszkola. Chłopiec był zadowolony i z uśmiechem na buzi uczęszczał do tego przybytku.

Któregoś dnia, gdy koleżanka mamy odbierała syna, to przedszkolanka poprosiła ją o rozmowę.
Czego dotyczyła ta rozmowa?

Otóż pani wychowawczyni nakazała mamie chłopca by ten chodził do przedszkola bez protezy. Dlaczego? Bo podczas zabawy niechcący kopnął kolegę i nabił mu siniaka. Na nic tłumaczenia, że to właśnie dzięki niej może normalnie chodzić i funkcjonować.

Sprawa otarła się o dyrekcję, która stanęła po stronie koleżanki mamy i jej syna.

Wychowawczyni dostała niezły ochrzan, bo to nie był jej pierwszy wybryk.

Ta sytuacja miała miejsce jakieś dwadzieścia lat temu.

Dzisiaj główny bohater jest już dorosły i ma niezły ubaw z tej historii, ale wtedy nikomu raczej do śmiechu nie było.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (186)

#88468

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja sprzed kilku lat.
Jadę samochodem wraz ze znajomą. Ona prowadzi, ja jestem pasażerem.
Drogę akurat remontowali i w połowie niezbyt stromego wzniesienia były umiejscowione światła. Trafiłyśmy akurat na czerwone. Gdy zaświeciło się zielone, koleżanka rusza i... No właśnie...
Auto jedzie do tyłu jakieś trzy metry. Po czym znajoma jakby nigdy nic rusza przed siebie.
- Co ty do cholery odwalasz? Jakim cudem zdałaś na prawo jazdy skoro nie potrafisz ruszać pod górkę?!
- Oj tam! Mam naklejonego zielonego liścia więc inni kierowcy muszą na mnie uważać, bo przecież jestem świeżakiem i nie można mnie winić, he he...

Wtedy walnęłam klasycznego face palma, bo znajoma miała prawko od ponad roku, więc aż takim świeżakiem nie była.

A więc pamiętajcie: Jeśli ktoś kiedykolwiek w was wjedzie i ma zielonego liścia to wy zawsze będziecie temu winni ;)

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (155)

#88215

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do historii #88210

Kilka lat temu jechałam autobusem, którym wiele osób dojeżdża do pracy w lokalnej fabryce. Autobus zatłoczony, bo powoli zbliżała się czternasta, czyli godzina rozpoczęcia drugiej zmiany. Za mną stało dwóch facetów i żywo o czymś dyskutowali.

Nagle padło takie stwierdzenie: "...piliśmy ze szwagrem do rana. Wstałem po dwunastej, ale nie czułem się najlepiej więc wypiłem se setkę wódki. To też nie pomogło. Słaby taki jestem. Może jak strzelę se browara w robocie to mi coś pomoże..."

Bez komentarza.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (188)

#87812

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moje Czinkłeczento w kolorze blue się zepsuło i niestety przez dwa tygodnie byłam skazana na autobusy miejskie.

Te, które u mnie kursują mają dwa wejścia. Jedno od strony kierowcy, drugie na środku.

Z racji pandemii to pierwsze jest zamknięte, wszyscy wsiadają środkiem i ustawiają się w kolejce do kierowcy po bilety. Oczywiście zachowując mniej więcej odpowiedni dystans. Osoba która kupiła magiczny papierek musi przeciskać się z powrotem przez wąskie przejście ocierając się o innych współpasażerów stojących po bilety.

Biletomatów w pojazdach i poza nimi niestety brak, bo moje zadupie uznało to za zbędny wydatek.

Jak dobrze, że mam już auto...

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (172)

#87785

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gdy byłam w gimnazjum, to na terenie mojej szkoły postanowiono wybudować Orlik. Chyba każdy był zachwycony, bo nie trzeba by było jeździć do sąsiedniej miejscowości by pograć w piłkę na prawdziwym boisku. Wtedy komputery i internet nie były jeszcze tak popularne, więc dzieci częściej spędzały czas na zewnątrz.
Nasze betonowe boisko lata świetności miało już za sobą i nie nadawało się do użytku, jedynie służyło jako parking dla samochodów nauczycieli, więc tym bardziej cieszyliśmy się, że będzie w końcu gdzie grać.
Drugie, mniejsze boisko, które było trawiaste zostało przekształcone w ogródek, żeby szkoła ładnie się prezentowała.

Orlik wybudowany, uroczyste otwarcie odbyło się w towarzystwie lokalnych władz w tym starosty. Wszystko pięknie? No nie do końca...
Orlik był używany tylko od święta czyli na jakieś zawody i w dni otwarte szkoły. Na przerwach i przez większość roku był nieczynny. Dyrekcja twierdziła "Że się zniszczy" i postanowiła zamknąć go na cztery spusty. Na nic się zdały sprzeciwy rodziców.

Teraz do tej szkoły chodzą synowie mojego kuzyna. Przez te lata nic się nie zmieniło, z dyrekcją włącznie. Rodzice nie mogą doprosić się, aby lekcje WF odbywały się na Orliku. Dzieci przez cały rok kiszą się w ciasnej sali gimnastycznej, chociaż mają do dyspozycji całkiem dobre boisko.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (171)

#87735

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak zrobić krzywdę swojemu dziecku.

Cofnijmy się do początku lat dwutysięcznych.
Chodziłam wtedy do początkowych klas podstawówki i mieszkałam w zupełnie innej miejscowości.
Dom dzieliliśmy z babcią, która często się mną zajmowała ze względu na pracujących rodziców.

Bunia lubiła odwiedzać swoich znajomych, zwłaszcza pewną starszą parę mieszkającą niedaleko nas.
Państwo P. mieli jedyną córkę Marysię.
Marysia zbliżała się już do czterdziestki, ale umysł miała na poziomie dwulatka. Chorowała na zespół Downa, była mocno opóźniona w rozwoju, nie mówiła, a swoje potrzeby wyrażała piskiem. Po za tym miała inne dolegliwości, o których nie mówiło się głośno.

W domu prawie wszystko było pod kluczem, szklanki i talerze były plastikowe by nie zrobiła sobie albo komuś krzywdy.
Jak byłam dzieckiem to Marysia mnie przerażała, bo nie rozumiałam jej zachowania. Przed każdą wizytą w domu P. błagałam babcię, aby tam nie iść.

Z biegiem lat dostrzegłam, że Marysia wcale głupia nie była. Rozumiała proste komunikaty, jak przychodzili goście to czekała przed szafką z naczyniami by zabrać plastikową zastawę i ułożyć na stole. Jak przychodziłyśmy to przynosiła mi swoje pluszaki. Takich przebłysków było oczywiście więcej, ale tylko to najbardziej utkwiło mi w pamięci.

Marysia nigdy nie opuszczała domu rodziców, nie uczęszczała do żadnej szkoły specjalnej, czy na jakieś warsztaty. Nie miała kontaktu z rówieśnikami, była skazana tylko na towarzystwo swoje i rodziców. Nie licząc mojej buni, nikt ich za często nie odwiedzał.

Gdy jakiś czas później w miejscowości mojej babci otworzono świetlicę dla osób z podobnymi schorzeniami, to Marysia dostała zaproszenie na zajęcia. Opieka Społeczna chciała, aby rodzice mieli chociaż kilka godzin spokoju i trochę odpoczęli, zwłaszcza że obydwoje zbliżali się już do siedemdziesiątki.

Dziewczyna miałaby zapewnioną opiekę, dojazd, wyżywienie i kontakt z innymi. Nie zostałaby im zabrana czy coś. Państwo P. nie musieliby za to płacić.
Rodzice dziewczyny nie zgodzili się. Bali się że ktoś może wyrządzić krzywdę ich dziecku. Twierdzili, że to właśnie oni znają jej potrzeby najlepiej.

Wtedy dostali propozycję, aby jeden z rodziców uczestniczył w zajęciach. Opieka społeczna wychodziła z założenia, że Marysia lepiej zaaklimatyzuje się mając przy sobie mamę lub tatę. Poza tym rodzice zobaczyliby, że ich dziecko nie doświadcza niczego złego.
Wtedy także odmówili, tłumacząc się takimi samymi argumentami. Również z tego powodu nie zapisali córki do szkoły specjalnej, gdy ta była jeszcze dzieckiem.

W taki oto sposób zaprzepaścili jej szansę na trochę normalniejsze życie.

Kilka lat po tym jak wyprowadziliśmy się z domu babci zmarł tata Marysi, a jakiś czas później jej mama.
Dziewczyna została zabrana do jakiegoś ośrodka i słuch po niej zaginął. Od tego czasu minęło ponad dziesięć lat, nawet nie wiem czy Marysia nadal żyje.
Szczerze mówiąc, to bardzo mi jej szkoda.

Kto był bardziej piekielny? Rodzice, czy Opieka Społeczna która nie zareagowała w odpowiedni sposób?

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (138)

#87580

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Godziny dla seniorów - temat rzeka.
Któregoś dnia wybrałam się do sklepu. Godziny popołudniowe. Stoję w kolejce do kasy. W ręce trzymam kilka produktów i czekam aż pani za kasą mnie obsłuży.
Za mną ustawia się piekielny dziadek. Nie tyle stoi, co wisi mi na plecach. Dosłownie. Zaczynam chrząkać. Może pan się zamyślił czy coś?
- Jak się jest chorym to się siedzi w domu, a nie po sklepie biega! - dziadek nie krył oburzenia.
- Są godziny dla seniorów. Jak się panu coś nie podoba to proszę chodzić do sklepu miedzy dziesiątą, a dwunastą.
- Ja wtedy nie mogę! Mam ważne sprawy w telewizji!

Ehhh...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (188)

#87579

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Choruję na łysienie plackowate. Choroba jak choroba. Czasem mam na głowie więcej włosów, czasem mniej...kiedyś pisałam o kuzynce, która stwierdziła że włosy lecą mi przez antykoncepcję, bo młodzież prowadzi teraz rozwiązły tryb życia.

Gdyby tak pomyśleć to w sumie nie tylko jej komentarz był piekielny. Poniższe teksty pochodzą z okresu kilku miesięcy.

"Rany boskie! Weź to zakryj!" - reakcja mamy gdy chodziłam po domu w rozpuszczonych włosach

" Ubierz czapkę jak idziesz do sklepu! Co sąsiedzi powiedzą!"- tym razem ciocia. Mnie akurat reakcja tych hien zza płotu nie obchodzi.

" To wszystko dlatego, że nie myjesz włosów" - piekielna sąsiadka w akcji. Włosy myję codziennie i nie ma to związku z ich wypadaniem.

- "Fuj zakryj to! Jak ty możesz pokazywać to przy jedzeniu?" - poszłam kiedyś z koleżanką na pizzę. Nie była zadowolona że, musi patrzeć na moje łyse plamy podczas jedzenia. Na pytanie, czy jak umawia się z łysym to w trakcie romantycznej kolacji każe mu nosić czapkę już nie odpowiedziała :D

- "Brajanku jak nie będziesz mył włosów to ci wypadną jak tej pani!"- sytuacja w tramwaju. Dlaczego ludzie łączą wypadanie z ich niemyciem? Nie wiem.

- "No pokaz co ci się na głowie stało" - tekst mamy, gdy akurat jestem w domu i przyjdzie do niej jakaś koleżanka. Moje włosy, moja sprawa i nie mam obowiązku każdemu pokazywać moich plam.

No i ostatnie. Sytuacja z wczoraj. Stoję sobie w kolejce na poczcie. Nudzę się jak jasna cholera, sporo osób przede mną a paczkę muszę wysłać tego samego dnia. Nagle czuje że ktoś mnie szarpie. Odwracam się i moim oczom ukazuje się drobna staruszka.
- Pani stąd wyjdzie! - wrzeszczy babcia. Czuje na sobie wzrok innych. Milusio.
- Dlaczego?
- Bo pani włosy od COVIDA wypadły! Zaraża pani innych!!!

Ręce i cycki opadają...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 178 (196)